rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Jak pisał Michał Sokolnicki, Legiony to opowieść o tym, „jak z małych początków dochodzi się do rzeczy wielkich, jak z ogniw tworzyć łańcuchy”.

Legioniści byli przedstawicielami ostatniego pokolenia walczącego o przywrócenie Polski na mapę Europy. Warto sięgnąć po książkę prof. Andrzeja Chwalby, ponieważ w kontekście setnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości odkrywa on na nowo i nieco demitologizuje historię zarówno samych Legionów jak i wojny, która przyniosła Polsce tak wyczekiwaną wolność.

Jak pisał Michał Sokolnicki, Legiony to opowieść o tym, „jak z małych początków dochodzi się do rzeczy wielkich, jak z ogniw tworzyć łańcuchy”.

Legioniści byli przedstawicielami ostatniego pokolenia walczącego o przywrócenie Polski na mapę Europy. Warto sięgnąć po książkę prof. Andrzeja Chwalby, ponieważ w kontekście setnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Futbolowe szaleństwo Euro już za nami. Dla jednych „niestety”, dla innych „na szczęście”. Dla mnie zdecydowanie było to wydarzenie wokół którego koncentrowało się sporo mojej uwagi w ostatnim czasie, co zauważyć mogę chociażby po mniejszej ilości przeczytanych i zrecenzowanych książek. Ale – nie samym Euro człowiek żyje. Chociaż Bogdan Rymanowski napisał książkę, którą chciał pogodzić moje dwie pasje – piłkę nożną z jednej oraz ciekawość świata wyrażaną w literaturze z drugiej strony. Dlatego też pierwszą książką po kończącym się Euro stała się pozycja, której bohaterami są piłkarze.


Zestaw bohaterów książki jest nieprzypadkowy. Autor sam wybrał trzynastu wybitnych zawodników, którzy występowali w barwach narodowych i powodowali wśród wielu Polaków (i nie tylko) szybsze bicie serca. Zestawienie piłkarzy grających w różnych czasach, na różnych pozycjach, mających różne podejście do życia, grających w różnych zespołach stanowi ciekawą mozaikę. Dzięki bardzo szczerym rozmowom, w których uczestniczyli (z wyjątkiem Lewandowskiego, o czym dalej), poznajemy kulisy nie tylko ich piłkarskiej kariery, ale również życia. Nie zawsze łatwego i usłanego różami, często związanego z sukcesami, ale również porażkami i historią naszego kraju, która niejednokrotnie czasem wprost wkradała się w życie tytułowych „Graczy”.

Na kartach czeka nas spotkanie ze Zbigniewem Bońkiem, Janem Banasiem, Adamem Musiałem, Włodzimierzem Lubańskim, Janem Tomaszewskim, Władysławem Żmudą, Grzegorzem Lato, Andrzejem Iwanem, Romanem Koseckim, Janem Urbanem, Jerzym Brzęczkiem oraz Markiem Citko. Małym nieporozumieniem dla mnie jest uwzględnianie wśród tych zawodników również Roberta Lewandowskiego, ponieważ prowadzi do rozczarowania. W miarę postępującej lektury, kiedy zawodnicy, których często nie miałem okazji oglądać na boisku, porównują swoje czasy ze współczesnością – chętnie zobaczyłbym, co w tym kontekście do powiedzenia ma Robert Lewandowski. Niestety. Wywiadu z nim próżno szukać na kartach książki – do dyspozycji pozostają nam jedynie wypowiedzi praktycznie wszystkich bohaterów książki na jego temat. On sam do głosu nie dochodzi. Szkoda.

Mimo tej (moim zdaniem) dużej wady, książkę powinni przeczytać wszyscy Ci, którzy uważają się za kibiców. Pozwala ona spojrzeć na wielki futbol, mecze, Mistrzostwa z drugiej strony. Rymanowski umożliwia nam wejście z piłkarzami do szatni, uczestniczenie w treningach, przyglądanie się ich sukcesom i porażkom, ale również spotkanie w miejscach, których kibice raczej nie znają – w ich domach. Wielkim walorem książki są cytowane we fragmentach wypowiedzi np. komentatorów, trenerów czy innych piłkarzy o danym bohaterze. Szczególnie pełne emocji komentarze pokazują, jak wiele wrażeń dostarczają nam „Gracze” w czasie, kiedy pojawiają się na boisku. A co się dzieje wcześniej? Jak wyglądał początek ich kariery i co się dzieje aktualnie, kiedy odłożyli już klubowe koszulki do szafy – o tym wszystkim i wielu innych sprawach dowiecie się z lektury, do której zachęcam.

Futbolowe szaleństwo Euro już za nami. Dla jednych „niestety”, dla innych „na szczęście”. Dla mnie zdecydowanie było to wydarzenie wokół którego koncentrowało się sporo mojej uwagi w ostatnim czasie, co zauważyć mogę chociażby po mniejszej ilości przeczytanych i zrecenzowanych książek. Ale – nie samym Euro człowiek żyje. Chociaż Bogdan Rymanowski napisał książkę, którą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Z czym kojarzy się Wam Dubaj? Zapewne wśród naszych wyobrażeń na pierwszy plan wysuwają się bogactwo, przepych, nowoczesność czy luksus. I nic dziwnego, bo wszystko, co tam powstaje z założenia ma być najdroższe, największe i najlepsze na świecie. Na tym budowana jest marka tego miasta jako światowej stolicy m.in. ekskluzywnej turystyki i symbolu bogactwa. Mało kto wspomina o tym, na czym jeszcze ta marka jest budowana – mianowicie mowa o braku swobód obywatelskich, represjach wobec ludności czy niewolniczych warunkach pracy. Dlaczego?


Odpowiedzi na to, jaki naprawdę jest Dubaj, szuka w swojej książce Jacek Pałkiewicz. Znany podróżnik, survivalowiec, który z natury unika tego typu miejsc. Wyprawę do Dubaju organizuje jednak, aby w ten sposób podziękować swojej małżonce, Lindzie, która przez wiele lat cierpliwie znosiła wszystkie jego podróże i wyjazdy. Ruszając do stolicy luksusu, autor pragnie spłacić zatem dług wdzięczności wobec niej, ale przy okazji stara się odkryć, na czym polega fenomen tego miasta. Dzięki spotkaniom z wieloma autochtonami odkrywa kawałek po kawałku prawdę, która demaskuje rzeczywistość przysłanianą przepychem i wieloma działaniami wizerunkowymi.

Nowoczesne miasto, aspirujące do symbolu nowoczesności jest niezwykłe, pełne nowoczesnych rozwiązań, przepięknych budynków i zapierających dech w piersiach widoków. Jest drogie – to prawda, ale równocześnie dzięki temu przyciąga do siebie zarówno tych, którzy są miliarderami, jak i wszystkich tych, którzy choć przez chwilę chcą zasmakować luksusu. Przyciąga również tych, którzy szukają dla siebie miejsca i tych, którzy nie mają z czego żyć. Każdemu oferuje coś innego – jednym umożliwia niezapomniany wypoczynek ze wszelkimi atrakcjami, które ludzie są w stanie wymyślić; innym umożliwia załatwianie interesów, a jeszcze innym daje ciężką, niskopłatną pracę umożliwiającą jednak utrzymanie żyjącej kilkaset kilometrów od Dubaju rodzinę.

Książkę Pałkiewicza trudno zrecenzować w kilku słowach, ponieważ przedstawia ona szeroką perspektywę i dotyka wielu sfer życia, ukazując czytelnikowi zagmatwaną sytuację mieszkańców Dubaju. Pokazuje przepych i bogactwo utrwalające obraz kreowany przez władze miasta, aby za chwilę przenieść się do dzielnic, do których turyści ani dziennikarze raczej nie zaglądają. Pokazuje krzywdę, na której powstało i nadal rozwija się państwo zarządzane przez szejków, a z czego chyba nie do końca zdajemy sobie sprawę. Władze Dubaju robią bowiem wszystko, aby sterować przekazem medialnym, z którym mają do czynienia ludzie na całym świecie. Odbywa się to m.in. kosztem wielu aresztowań czy kar nakładanych na osoby, które w jakikolwiek sposób przyczyniają się do kreowania negatywnego wizerunku miasta. Pałkiewicz pokazuje nam zaplecze emiratu, do którego, dla własnego komfortu, mało kto chce zaglądać.

„Dubaj. Prawdziwe oblicze” to, pomimo nazwy, książka nie tylko o Dubaju, ale o współczesności. O współczesnych zwyczajach, zmianach społecznych zachodzących na naszych oczach, rosnącym konsumpcjonizmie, ale także sytuacji w krajach Bliskiego Wschodu, gdzie ze względu na niestabilną sytuację zwrócone są oczy całego świata. To książka o dążeniu do celu za wszelką cenę, po kręgosłupach wielu umęczonych ludzi w czasach, kiedy na ustach wielu rządzących są takie hasła jak „prawa człowieka”, „równość” czy „tolerancja”. Na ile jesteśmy jako ludzie w stanie przymknąć oczy w pogoni za luksusem i tym, co materialne? Czytając, wielokrotnie będziecie zadawać sobie te i inne pytania dotyczące kondycji współczesnego człowieka…

Z czym kojarzy się Wam Dubaj? Zapewne wśród naszych wyobrażeń na pierwszy plan wysuwają się bogactwo, przepych, nowoczesność czy luksus. I nic dziwnego, bo wszystko, co tam powstaje z założenia ma być najdroższe, największe i najlepsze na świecie. Na tym budowana jest marka tego miasta jako światowej stolicy m.in. ekskluzywnej turystyki i symbolu bogactwa. Mało kto wspomina...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jak to w końcu jest? Wampiry istnieją, czy nie? Nie podejmę się udzielenia odpowiedzi na to pytanie, ale powiem Wam, gdzie szukać odpowiedzi na wiele innych pytań związanych z szeroko rozumianą wiarą w mroczne istoty wstające z grobów, aby prześladować i mordować tych, którzy żyją. Jeszcze żyją. Pomoże Wam w tym książka autorstwa Bartłomieja Sala, która ostatnio wpadła mi w ręce.


Trzeba przyznać, że wydawnictwo jest zdecydowanie wyjątkowe i nie boję się stwierdzenia, że stanowi swoistą encyklopedię ponad dwudziestu wampirów znanych z ludowych opowieści, przekazywanych sobie z ust do ust historii, zapisywanych kronik i dokumentów czy nawet produkcji filmowych oraz szeroko rozumianej literatury. Jeśli myślicie, że najgorszym wampirem, o którym mogliście usłyszeć był Hrabia Dracula, to szybko przekonacie się, że nie było to jedyne imię, na dźwięk którego wśród wielu ludzi budził się strach.

Z mojej perspektywy szczególnie ciekawe w książce jest to, że autor przystępując do opisu danego nosferatu wprowadza nas jako czytelników w realia historyczne czasów, w których o danym wampirze stawało się głośno. Poznajemy zatem tło oraz dowiadujemy się kim za życia była dana osoba. Następnie Sala przedstawia nam to, co powodowało, że dany umarły stawał się wampirem przybliżając jednocześnie sposoby jego działania oraz reakcję społeczności starającej się stawić mu czoła w obronie życia swojego i swoich najbliższych. Często okazywało się, że „tradycyjne metody” nie wystarczały – ale jak zwykle w moich recenzjach – postaram się nie wnikać w to zbytnio, aby nie odbierać Wam naprawdę dość wyrafinowanych metod walki z wampirami. Swoją drogą – warto je znać. Tak wiecie… jakby co.

Na opisie walki z wampirem się nie kończy, ponieważ autor wskazuje nam konkretne miejsca, czy przykłady utworów literackich, które są związane z danym wampirem. Dzięki temu jadąc w miejsce z nim związane, książka stać się może z powodzeniem swoistym przewodnikiem, dzięki któremu poznamy prawdziwą historię oraz legendę i miejsca związane z działaniem określonego nosferatu.

Pozycja jest naprawdę wyjątkowa i jeśli lubicie poznawać historie, które sporo mówią o konkretnych społecznościach zamieszkujących tereny nam bliskie, bo geograficznie mowa tutaj o terenach leżących między Polską a Grecją – ze słynącą z opowieści grozy i wampirów Transylwanią na czele. Szczególnie cieszy mnie to, że autor wykonał wiele ciężkiej i potrzebnej pracy, aby zestawić ze sobą legendy i historię, co pozwala nam naprawdę dość dobrze zrozumieć jak to było z tymi wampirami…

Jak to w końcu jest? Wampiry istnieją, czy nie? Nie podejmę się udzielenia odpowiedzi na to pytanie, ale powiem Wam, gdzie szukać odpowiedzi na wiele innych pytań związanych z szeroko rozumianą wiarą w mroczne istoty wstające z grobów, aby prześladować i mordować tych, którzy żyją. Jeszcze żyją. Pomoże Wam w tym książka autorstwa Bartłomieja Sala, która ostatnio wpadła mi w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

No nieźle. Na początku czuję, że powinienem przyznać się Wam do dwóch rzeczy, które być może dyskwalifikują mnie w roli recenzenta tej pozycji. Po pierwsze – niezbyt lubię komiksy. Po drugie – przystępując do lektury tego konkretnego nie miałem nawet pojęcia (i w tej niewiedzy na dobrą chwilę tkwię do teraz, bojąc się zajrzeć na youtube’a) kim jest Joe Sugg. Niemniej – lubię wyzwania i tak też podszedłem do tej lektury. Przekonajcie się, jak poszło!


Na lekturę całości poświęciłem jeden wieczór i miałem wyrzuty sumienia, czy aby nie zbyt szybko przebrnąłem? Może więcej czasu powinienem poświęcać wartościom artystycznym? Może bardziej powinienem przyglądać się ilustracjom? Nie wiem. Wiem jednak, że ten wieczór nie uznaję za stracony – spędziłem go w towarzystwie dość sprawnie opisanej i zilustrowanej historii obrazującej z jednej strony pewne prawdy o człowieku, a z drugiej pewne prawdy o czasach, w których przyszło nam żyć i zagrożeniach, z którymi może nie my, ale kolejne pokolenia będą mogły się mierzyć.

Komiks zaliczyłbym zdecydowanie do kierowanego dla młodzieży – i tutaj mogę śmiało stwierdzić, że wielu młodych czytelników odnalazłoby siebie. Pytanie tylko, w której z ról. Zazwyczaj staram się nie zdradzać szczegółów, ale tym razem ograniczę się do kilku słów i odkryję tym samym fabułę oraz charakterystykę dwóch postaci – głównej bohaterki, Evie oraz jej ojca, ponieważ ta relacja na dobrą sprawę „ustawia” całą akcję z którą mamy do czynienia.

Nie wnikając w przyczyny (poznacie je w trakcie lektury), Evie ma problemy z rówieśnikami i pozyskaniem ich akceptacji. Nie odkryję niczego szczególnego, jeśli powiem, że ten problem ma bardzo wielu nastolatków. Każdy chciałby być otoczony wianuszkiem przyjaciół i raczej mało kto naprawdę (naprawdę!) nie lubi spędzać czasu w gronie znajomych koleżanek i kolegów. Raczej ich brak powoduje w młodych ludziach sporo negatywnych emocji i problemów. Podobnie jest z Evie. Tyle tylko, że w jej przypadku z pomocą chce przyjść ojciec. Znany programista, którego stan zdrowia nie jest najlepszy, postanawia w tajemnicy przed córką przygotować jej coś, co pomoże jej poczuć się lepiej. Wykorzystuje swoje umiejętności do celu, który w pewnym momencie zmienia zupełnie to, co dzieje się w życiu jego córki. Oszczędnie, ale nie chcę zepsuć Wam niespodzianki. 😉

Joe Sugg pokazuje nam, jak alternatywna, stworzona przez ludzi w dobrej wierze, rzeczywistość może stać się zamiast raju – piekłem. Pokazuje, jak może skończyć się pełne zaufanie technice, a nie stawianie na człowieka. Czy Evie poradzi sobie z tym, co przygotował dla niej ojciec? Czy jego prezent okaże się skuteczny? Czy człowiek wygra z komputerem? Ostateczna walka odbędzie się w innym świecie, jednak nauka płynąca z tych wydarzeń przyda nam się również w tym naszym, z pozoru nie najlepszym, świecie.

No nieźle. Na początku czuję, że powinienem przyznać się Wam do dwóch rzeczy, które być może dyskwalifikują mnie w roli recenzenta tej pozycji. Po pierwsze – niezbyt lubię komiksy. Po drugie – przystępując do lektury tego konkretnego nie miałem nawet pojęcia (i w tej niewiedzy na dobrą chwilę tkwię do teraz, bojąc się zajrzeć na youtube’a) kim jest Joe Sugg. Niemniej –...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przystępując do lektury tej pozycji myślałem, że będzie to reportaż o wodzie. O tym, co na jej powierzchni i co pod jej powierzchnią. Nie wiem w sumie, skąd miałem takie oczekiwania. Może stąd, że to zazwyczaj ląd staje się osią opowieści? Że to na nim dzieje się najwięcej, a ja chciałem być zaskoczony? I powiem Wam, że zostałem – i mam nadzieję, że Was również to spotka, jeśli sięgniecie po tę pozycję!

Uwe Rada, autor, odwiedzał wybrzeże Morza Adriatyckiego i sam Adriatyk wielokrotnie. Na przestrzeni różnych lat swojego życia obserwował wnikliwie zachodzące na wodzie, jak i dookoła niej, zmiany. W swojej książce opisuje podróże, tworząc z nich całość, wiodącą od leżących we Włoszech nadmorskich miast a kończąc w północnej Chorwacji. Zabiera nas w podróż dookoła Adriatyku w przeciwną stronę, niż biegnie czas. Czas, który pozwolił autorowi spojrzeć na wszystko z wyjątkowo wnikliwą perspektywą. Dla czytelnika przygotował jednocześnie wyśmienitą dawkę przygody i historii, zachęcając jednocześnie do odbycia równie interesującej podróży dookoła Morza Adriatyckiego.

To, co najbardziej mnie zaskoczyło, to fakt, że na książkę składa się wiele autentycznych opisów miejsc oraz ludzkich historii, ilustrujących sytuację oraz zmiany zachodzące odpowiednio na terenie Włoch, Albanii, Czarnogóry, Bośni i Hercegowiny oraz Chorwacji. Przemieszczając się z miasta do miasta poznajemy ich losy, stale odnoszące się do sytuacji, w jakiej znajdowały się inne miasta i kraje leżące przy wodach Adriatyku. Okazuje się dość szybko, że wiele czynników miało tutaj na siebie wpływ, a mieszkańcy stale patrzyli w Morze, aby widzieć w nim i zanim swoją przyszłość i lepszy los. To Morze dla wielu z nich było szansą i nadzieją na lepsze jutro. Dla wielu stanowiło granicę nie do pokonania. Wreszcie to Morze umożliwiło wszystkim życie i rozwój – chociaż nie obyło się bez momentów bardzo trudnych, o których wiele z lektury się dowiecie.

Trudno tę książkę nazwać przewodnikiem turystycznym, ponieważ zwykły turysta może nie chcieć zagłębiać się tak wiele detali, ale jeśli wybieracie się do krajów leżących nad Adriatykiem i chcecie świadomie przeżyć tę wyprawę oraz patrząc w Morze rozumieć, gdzie jesteście i dlaczego w tym miejscu jest właśnie tak, jak jest – to pozycja „Adriatyk. Miejsca, ludzie, historie” z pewnością Wam w tym pomoże.

Przystępując do lektury tej pozycji myślałem, że będzie to reportaż o wodzie. O tym, co na jej powierzchni i co pod jej powierzchnią. Nie wiem w sumie, skąd miałem takie oczekiwania. Może stąd, że to zazwyczaj ląd staje się osią opowieści? Że to na nim dzieje się najwięcej, a ja chciałem być zaskoczony? I powiem Wam, że zostałem – i mam nadzieję, że Was również to spotka,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Lubicie kryminały? A może chcielibyście zajrzeć za kulisy ich powstawania? Jeśli tak – to zapraszam Was za nie wraz z Mariuszem Czubajem, który z jednej strony jest jednym z polskich autorów powieści kryminalnych, ale z drugiej jest także antropologiem kultury. Łączy zatem teorię z praktyką i można powiedzieć, że o kryminale wie wszystko. A dzięki temu i my możemy wiedzieć o nim więcej!

Literatura kryminalna to nie tylko rozrywka, ale również źródło wiedzy o świecie. Przekonałem się o tym sam, czytając w ostatnim czasie trochę powieści kryminalnych. Wcześniej podchodziłem do tego rodzaju książek z dystansem uważając, że skoro przedstawione w nich historie nie są prawdziwe, to szkoda czasu na ich lekturę. I to był błąd, do którego przyznaję się bez bicia, a który od jakiegoś czasu staram się sukcesywnie nadrabiać. Dzięki „Etnogolowi w Mieście Grzechu” nie tylko dowiedziałem się więcej na temat kryminałów, ale również poznałem sporo ciekawych tytułów, po które chciałbym sięgnąć.

Czubaj swoją książką zadowoli literaturoznawców i badaczy kultury, ale również zainteresowanych warsztatem pisarskim czytelników literatury kryminalnej, chcących poszerzyć swoją wiedzę i zajrzeć za kulisy ich powstawania. Z pewnością i jednym i drugim łatwiej będzie zrozumieć konstrukcję powieści tego gatunku, ale również uświadomić sobie, jak wiele elementów umyka nam w czasie lektury. Po spotkaniu z „Etnologiem w Mieście Grzechu” będziecie specjalistami, wiedzącymi co, gdzie i dlaczego jest tak, a nie inaczej.

Lubicie kryminały? A może chcielibyście zajrzeć za kulisy ich powstawania? Jeśli tak – to zapraszam Was za nie wraz z Mariuszem Czubajem, który z jednej strony jest jednym z polskich autorów powieści kryminalnych, ale z drugiej jest także antropologiem kultury. Łączy zatem teorię z praktyką i można powiedzieć, że o kryminale wie wszystko. A dzięki temu i my możemy wiedzieć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wyobrażacie sobie świat bez aromatycznych przypraw? I nie chodzi mi tylko o warstwę gastronomiczną, bo przyprawom zawdzięczamy o wiele więcej, niż jedynie dobry smak wielu potraw. Gary Paul Nebhan zabiera czytelników w podróż pełną smaków, ale również historii, polityki, handlu, wielkich odkryć, wojen i wymiany kulturowej oraz religijnej. To prawdziwie aromatyczna wyprawa!


Książka napisana przez amerykańskiego etnobotanika i ekologa żywności składa się z kilku elementów, dla których warto po nią sięgnąć.

Nabhan - Kumin, kakao i karawanaPrzede wszystkim, autor podąża z nami śladami kupieckich karawan wędrujących wiele lat temu lądami i morzami przez co pozwala zrozumieć procesy globalizacji oraz poznać życie ludzi trudniących się handlem. Szczególnie podobały mi się historie znanych handlarzy czy podróżników, ponieważ przedstawiały sporo ciekawych faktów, o których wcześniej nie wiedziałem. Mamy zatem ogromną dawkę wiedzy z zakresu historii, geografii, polityki i rozwoju różnych cywilizacji.

Kolejną częścią, która okazuje się wielce interesująca, jest wyszczególnienie i opis kilkunastu popularnych przypraw, wśród których znajdziemy min.: mastyks, kardamon, kapary, sezam, goździki oraz oczywiście tytułowe kumin i kakao – ale i wiele innych. Przy każdej z nich dowiemy się nie tylko o pochodzeniu i wykorzystaniu, ale również historii ich rozwoju i wędrówkach, jakie odbywali handlarze, aby rozpowszechnić ich występowanie w różnych rejonach świata. Dodatkowo Nabhan przybliża nam historię swojej rodziny, która okazuje się dość interesująca, chociaż brakuje mi jakiegoś podsumowania tego wątku.

Kolejnym– ale dla mnie dodatkowym – elementem są przepisy, dzięki którym poznajemy, znowu, nie tylko instrukcję przygotowywania potraw, ale również ich historię, która często liczy sobie kilka tysięcy lat. Przepisy z resztą, jak dowiecie się z lektury, odkrywają również historię wymiany kulturowej oraz przenikania się różnych ludów i tego, co niosły one za sobą. Nie od dziś wiadomo, że kuchnia i jedzenie to elementy towarzyszące nawiązywaniu relacji i budowaniu stosunków międzyludzkich.

Lektura książki stanowiąca połączenie powyższych części, jak sam autor kilkukrotnie wskazuje, ma pomóc nam w zrozumieniu wpływu przypraw oraz handlu nimi na rozpoczęcie procesu globalizacji, który Nabhan upatruje właśnie wśród lądowych i morskich karawan oraz wielu targów i odwiedzających je kupców. Dodatkowo zwraca uwagę na wpływ religii judaistycznej, chrześcijańskiej oraz islamu, których wyznawcy w największym stopniu przemieszczali się po szlakach handlowych, przyczyniając do upowszechniania przypraw, a wraz z nimi kultury oraz wiedzy o świecie.

„Kumin, kakao i karawana” to pozycja, która zadowoli zarówno tych, którzy lubią podróżować po świecie, jak i tych, którzy lubią świata smakować w kuchni. Ta lektura poszerza horyzonty i pobudza zmysły!

Wyobrażacie sobie świat bez aromatycznych przypraw? I nie chodzi mi tylko o warstwę gastronomiczną, bo przyprawom zawdzięczamy o wiele więcej, niż jedynie dobry smak wielu potraw. Gary Paul Nebhan zabiera czytelników w podróż pełną smaków, ale również historii, polityki, handlu, wielkich odkryć, wojen i wymiany kulturowej oraz religijnej. To prawdziwie aromatyczna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Każda kolejna rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego co roku motywuje mnie do zapoznawania się z różnego rodzaju wspomnieniami jego uczestników. Nie przepadam szczególnie za dość popularnym nurtem „wiem wszystko o wszystkim”, więc nie interesują mnie wypowiedzi tych, którzy, żyjąc w zupełnie innych realiach, uważają się za osoby właściwe do oceniania tych, którzy 1 sierpnia 1944 roku chwycili za broń. W tym roku sięgnąłem po książkę, którą do tej pory znałem z fragmentów, a która jest o tyle ciekawa, że pokazuje Powstanie z nieco innej, niż najczęściej prezentowanej, perspektywy.


miron-bialoszewski-pamietnik-z-powstania-warszawskiego-piw-2016-07-19-530x751Czytałem na temat Powstania Warszawskiego już sporo. Zazwyczaj jednak były to wspomnienia Powstańców. Miron Białoszewski w swoich wspomnieniach prezentuje nam historię tych, którzy byli świadkami walk, jednak nigdy nie złapali za karabin. Poznamy tutaj kobiety i mężczyzn, którzy przeżyli Powstanie w stolicy wśród gruzów i ruin. Ludzi, którzy przez 63 dni żyli w pełnym śmierci, wybuchów i pożarów mieście ze świadomością, że każdy dzień może być ich ostatnim.

To, co specyficzne i na pewno wielokrotnie zwróciło moją uwagę, był styl i forma używana przez autora pamiętnika. Stosuje on język prosty, raczej potoczny, a całość zdecydowanie bardziej przypomina język mówiony aniżeli literacki. Czytając książkę mamy wrażenie, jakby Miron Białoszewski siedział obok nas i przypominając sobie poszczególne dni przedstawiał to, co wtedy działo się w Warszawie oraz w czym sam uczestniczył. Mamy zatem wiele wtrąceń, w stylu „myślę”, „że tak powiem” albo „jak pamiętam”.

Białoszewski przedstawia Powstanie z perspektywy, o której – może poza małymi wspomnieniami umieszczonymi w Muzeum Powstania Warszawskiego czy w jakichś opracowaniach historycznych – raczej nie czytałem. Zabiera nas w świat znajdujący się najczęściej dookoła barykad, pod ziemią, w gruzach, piwnicach, podwórkach. Powstańcy przemykają gdzieś w tle. Dookoła mamy chaos, powszechną obawę o życie swoje i najbliższych, a równocześnie walkę o zapewnienie podstawowych potrzeb – jedzenie, picie czy toaletę. Autor pokazuje również udział cywilów w działaniach powstańczych – ewakuację rannych (również kanałami), pomoc w budowaniu i przenoszeniu barykad etc.

„Pamiętnik z Powstania Warszawskiego” to wspomnienia mającego dwadzieścia dwa lata Mirona Białoszewskiego napisane po kolejnych dwudziestu trzech latach. W międzyczasie oczywiście książka została poddana działaniom cenzury, więc różne jej wydania można uznać za niekompletne czy wręcz wybrakowane. Miałem tę przyjemność, że czytałem najnowsze wydanie „Pamiętnika” pochodzące z 2015 roku wydane nakładem Polskiego Instytutu Wydawniczego, które nie tylko było uzupełnione jeśli idzie o treść – ale także o dodatki w formie dwóch map, prezentujących miejsca przebywania pisarza, które wspomina w trakcie książki, a także prezentację pokonywanej przez niego trasy. To zdecydowanie ułatwia lekturę, a także zachęca do pokonania tej drogi we współczesnej Warszawie.

Na koniec chciałbym dodać, że interesujące jest dla mnie również zakończenie książki, w którym autor opisuje to, co stało się zarówno z cywilami, jak i Powstańcami po zakończeniu walk. Wydaje mi się, że obchodząc kolejne rocznice Powstania mało się o tym wspomina. Dobrą okazją do tego będzie przypadająca już za kilkadziesiąt dni kolejna rocznica zakończenia Powstania… Przypominając tamte dni naprawdę warto sięgnąć po relację kogoś, kto uczestniczył w tych wydarzeniach – „Pamiętnik” Mirona Białoszewskiego z pewnością należy do tych, które warto przeczytać.

Każda kolejna rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego co roku motywuje mnie do zapoznawania się z różnego rodzaju wspomnieniami jego uczestników. Nie przepadam szczególnie za dość popularnym nurtem „wiem wszystko o wszystkim”, więc nie interesują mnie wypowiedzi tych, którzy, żyjąc w zupełnie innych realiach, uważają się za osoby właściwe do oceniania tych, którzy 1...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Brat Dalajlamy. Moja historia walki o Tybet Gjalo Thondup, Anne Thurston
Ocena 6,2
Brat Dalajlamy... Gjalo Thondup, Anne...

Na półkach: ,

Historia i ludzka pamięć utrwalają, podobnie jak światła oświetlające scenę, tylko głównych bohaterów. Tymczasem za sukcesem pojedynczych jednostek, których imię i nazwisko oraz wizerunek rozpoznawane są na całym świecie, stoją inni, ściśle współpracujący z nimi ludzie. Najczęściej pozostają oni w cieniu tych wielkich gwiazd – polityków, sław estrady czy przywódców religijnych – a szkoda, bo ich życie oraz dokonania często zasługują na uznanie, a oni sami dzięki temu, czego dokonali zdecydowanie warci są upamiętnienia. W tym kontekście historia brata znanego na całym świecie Dalajlamy XIV jest o tyle szczególna, że odegrał on dość ważną rolę w burzliwej i – niestety smutnej – dotychczasowej historii Tybetu.


large_widok_z_kalimponguKsiążka wydana przez Wydawnictwo Czarne „Brat Dalajlamy. Moja historia walki o Tybet” została napisana zarówno przez samego Gjalo Thondupa, czyli jednego ze starszych braci Dalajlamy XIV, jak i Anne F. Thurston, autorkę „Wrogów ludu”, której zaproponowano podjęcie się napisania podobnej książki, tyle że zamiast Chinom, poświęconej Tybetowi. Trzeba przyznać, że praca tego duetu wypadła bardzo dobrze, bo książka napisana jest sprawnie i płynnie się ją czyta. Wszystkiego dowiadujemy się bezpośrednio od Gjalo, ponieważ lektura składa się jego wspomnień i refleksji. Z uwagi na to, że był on uczestnikiem wielu ważnych i zakulisowych wydarzeń, to, czego dowiadujemy się, jest naprawdę ciekawe. Na końcu warto przeczytać posłowie, w którym – podobnie jak we wstępie, wypowiada się Anne F. Thurston – zdradzając trochę tajemnic dotyczących powstawania książki jak i jej recepcji oraz uwag do wersji wydarzeń przedstawianych przez Thondupa.

Przyznam szczerze, że przystępując do lektury niewiele wiedziałem o Tybecie, jego historii, kulturze i tradycjach. Kojarzyłem osobę Dalajlamy, ale poza faktem, że jest przywódcą religijnym Tybetańczyków nic więcej nie byłbym w stanie powiedzieć ani o nim, ani o jego ojczyźnie. Dzięki książce, w przystępnej formie poznałem przekrojowo historię kraju oraz zrozumiałem sytuację, w jakiej obywatele Tybetu znajdują się aktualnie. Jako Polak muszę przyznać, że jest to historia, która dla nas może być wyjątkowo bliska. Wydarzenia rozgrywające się na ziemi tybetańskiej przypominają te znane z historii Polski, która przez wiele lat broniła się przed najeźdźcami, następnie zniknęła z map świata, a finalnie dwukrotnie wywalczyła sobie niepodległość. Rozmowy kuluarowe oraz poszukiwanie sojuszników i nieustanna praca zmierzająca do odzyskania przez Tybet wolności do złudzenia przypominają polskie drogi do niepodległości, które pełne były zwrotów akcji.

Opowieść Gjalo Thondupa zawiera w sobie historię kraju oraz rodziny Dalajlamy. Przybliża kulturę, religię oraz tradycje Tybetańczyków, które pomimo trudnej sytuacji geopolitycznej nadal trwają utrzymywane dzięki sile, wierze, ale także ciężkiej pracy nie tylko Dalajlamy XIV, ale również wielu aktorów drugiego planu – takich jak jego starszy brat Gjalo czy wspierających go mnichów, urzędników i obywateli.

Historia i ludzka pamięć utrwalają, podobnie jak światła oświetlające scenę, tylko głównych bohaterów. Tymczasem za sukcesem pojedynczych jednostek, których imię i nazwisko oraz wizerunek rozpoznawane są na całym świecie, stoją inni, ściśle współpracujący z nimi ludzie. Najczęściej pozostają oni w cieniu tych wielkich gwiazd – polityków, sław estrady czy przywódców...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Benjamin Hall, brytyjski dziennikarz, który wielokrotnie odwiedzał Bliski Wschód, zabiera nas do samego środka – jak sam mówi – „tak zwanego” (będę powtarzał za autorem) Państwa Islamskiego, aby pokazać nam jego wnętrze. To, co spowodowało powstanie jednego z największych zagrożeń terrorystycznych na świecie, mechanizmy które pozwalają mu funkcjonować oraz codzienne realia w jakich żyją zarówno jego członkowie, jak i ofiary.

O ISIS słyszymy w ostatnich kilku latach dość często. W kontekście sytuacji uchodźców, którzy masowo przybywają do Unii Europejskiej, o dżihadystach walczących w oddziałach dowodzonych przez tzw. kalifa – czyli Abu Bakr al-Baghdadiego słyszymy jeszcze więcej. Warto zatem sięgnąć do źródła stanowiącego zwięzłą i konkretną esencję tego, co w tej organizacji najważniejsze, aby ją poznać i móc zrozumieć o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi. Takim źródłem z pewnością może być opisywana właśnie przeze mnie książka.

Jaki wpływ na powstanie tej organizacji miała sytuacja w Syrii i Iraku oraz co w związku z umacnianiem się tzw. Państwa Islamskiego zaczęły robić dwie bliskowschodnie potęgi – Arabia Saudyjska i Iran? Jaka broń, z której chętnie korzystają dżihadyści, okazuje się najbardziej skuteczna i pozwala pokonywać im nawet kilkusettysięczne wojska? Jak wygląda finansowanie organizacji, która potrzebuje ogromnych środków finansowych na opłacanie swoich wojowników, zakup broni i nieustanny rozwój? Jaką rolę w tym wszystkim pełnią kobiety i dzieci oraz skąd biorą się bojownicy gotowi do walki w imię ideologii Państwa Islamskiego? To tylko niektóre pytania, na które odpowiedzi znajdziecie w książce Benjamina Halla.

Poza odpowiedziami na wiele pytań, znajdziemy w książce również sylwetki osób, które zostały przez bojowników ISIS zamordowane. Dla mnie ich świadectwa oraz listy do rodzin są jednymi z bardziej poruszających fragmentów książki. Innym jest przybliżenie historii rok starszego ode mnie Abu Almouthanna, urodzonego w Rakce, obecnej stolicy ISIS. Jak zwykle nie chcę zdradzać Wam szczegółów książki, ale lektura jego historii wzbudziła we mnie refleksję na temat tego, że równie dobrze, gdybym urodził się tam, mógłbym doświadczyć podobnych wydarzeń na własnej skórze. Jak bym postąpił? Czy podobnie jak on wstąpiłbym do tej organizacji? Dodam, że Abu Almouthanna opuścił szeregi ISIS – i to właśnie dzięki relacjom takich osób jak on autor mógł przybliżyć nam specyfikę tej organizacji.

Dużym plusem książki jest to, że składa się ona z bardzo różnorodnych, dobrze opracowanych, zwięzłych rozdziałów opierających się albo na doświadczeniach autora, na jego rozmowach z ludźmi, którzy byli członkami ISIS, albo którzy walczyli przeciwko nim. W toku przygotowywania książki Benjamin Hall spotykał się z jednej strony ze sponsorami dżihadystów, a z drugiej z uchodźcami z terenów tzw. Państwa Islamskiego. Wszystko to poparte zostało dokumentami, publikacjami rządowymi i wywiadowczymi ale również materiałami propagandowymi ISIS. Ciekawym wątkiem jest również kwestia wykorzystania przez bojowników tej organizacji mediów społecznościowych. Dzięki temu w profesjonalny sposób kreują oni wizerunek swojej organizacji.

Trudno nie wspomnieć o dwóch przytoczonych w książce dokumentach, które pokazują nam w bardzo jasny sposób ideologię jaka towarzyszy walczącym w szeregach ISIS. Jednym z takich dokumentów jest tzw. Konstytucja medyńska Państwa Islamskiego będąca traktatem stanowiącym zbiór wskazówek dla członków organizacji, a drugim jest dokument wydany przez ISIS w 2014 roku, sankcjonujący wykorzystywanie seksualne kobiet. Zawiera on wytyczne dotyczące dozwolonych i niedozwolonych praktyk. Lektura szczególnie tego ostatniego tekstu, podobnie jak całej książki, nie należy do przyjemnych, ale warto się z nim zapoznać. Przeczytać, żeby mieć większą świadomość tego, o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi, ale również po to, aby dostrzec do czego zdolni są ludzie zaślepieni różnego rodzaju ideologiami.

Benjamin Hall, brytyjski dziennikarz, który wielokrotnie odwiedzał Bliski Wschód, zabiera nas do samego środka – jak sam mówi – „tak zwanego” (będę powtarzał za autorem) Państwa Islamskiego, aby pokazać nam jego wnętrze. To, co spowodowało powstanie jednego z największych zagrożeń terrorystycznych na świecie, mechanizmy które pozwalają mu funkcjonować oraz codzienne realia...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Nelly Rapp i Upiorna Akademia Christina Alvner, Martin Widmark
Ocena 7,4
Nelly Rapp i U... Christina Alvner, M...

Na półkach: ,

Znany z serii kryminalnej dla dzieci o biurze detektywistycznym Lassego i Mai, Martin Widmark, zaprasza nas do śledzenia przygód zupełnie nowej bohaterki. Nelly Rapp, bo o niej mowa, charakteryzuje ciekawość świata, dociekliwość przejawiająca się w często zadawanych pytaniach a także trudność z usiedzeniem w jednym miejscu i odwaga sprzeciwu nawet wobec starszych chłopców ze szkoły. Tak się składa, że to właśnie te trzy cechy – ciekawość, energia i odwaga – stanowią idealne połączenie, którym charakteryzować powinien się prawdziwy upiorny agent!


Pierwsza książka z serii, wydanej przez Wydawnictwo Mamania, „Nelly Rapp i Upiorna Akademia”, pozwala nam poznać najbliższą rodzinę dziewczynki, czyli jej rodziców oraz psa. To wspólnie z nimi pewnego dnia odwiedzą wujka Hannibala, z którym dawno się już nie widzieli i to spotkanie przyniesie początek nowej, nieco tajemniczej przygody!

Nelly, która nie przepada za typowymi spotkaniami dorosłych (a do takich zalicza się spotkanie u wujka) nie mogąc usiedzieć na miejscu decyduje się na mały rekonesans domu wujka Hannibala. Znajduje list, w którym ktoś zwraca się do wujka tytułując go „agentem”. Rozmyślania na ten temat przerywa dociekliwej dziewczynce lokaj, który żywo zainteresowany jest tym, co takiego sprowadza ją w to miejsce. Chcąc wybrnąć z sytuacji, zachowująca przy tym trzeźwość umysłu Nelly oznajmia, że poszukuje toalety. I nie byłoby w tym nic wyjątkowego, gdyby nie fakt, że rezydencja wujka do którego wraz z rodziną przybyła w odwiedziny nie przypominała… zamku. Nie wiemy, czy ta wymówka odwróciła uwagę lokaja od czytanego przed chwilą przez dziewczynkę listu, ponieważ wskazuje jej stare, drewniane drzwi a za nimi schody prowadzące na górę… Tak właśnie rozpoczyna się historia, która rozpocznie nowy etap w życiu bohaterki.

Nelly czeka wielkie wyzwanie – szczególnie, że jak zaświadcza na początku książki – niezbyt wierzy w istnienie duchów, upiorów czy wampirów. A tymczasem pojawi się przed nią możliwość wstąpienia do Upiornej Akademii kształcącej upiornych agentów. Do tej pory edukację ukończyło 9 agentów. Nelly otrzyma szansę zdobycia numeru 10. O ile uda jej się przejść przez czekające na nią sprawdziany. Pierwsze zajęcia stanowią wprowadzenie do pierwszego zadania. Kandydatka na upiorną agentkę poznaje zwyczaje i cechy charakterystyczne wampirów. Wszystko po to, aby tuż po zajęciach otrzymać pierwsze, związane właśnie z nimi, zadanie. Czy uda jej się wyjść z niego cało? Czy poradzi sobie w spotkaniu oko w oko z krwiożerczym wampirem? Jaka czeka ją przyszłość? Na te i inne pytania odpowiedzi znajdziecie na kartach książki.

Wspominając o samej książce, trzeba zwrócić uwagę na samo jej wydanie. Jest bardzo ładne, książka posiada twardą, porządną okładkę zawierającą elementy fluorescencyjne, które zwracają uwagę najmłodszych czytelników! Podobnie jak ilustracje wewnątrz książki, które świetnie obrazują jej treść i nadają lekturze dodatkowej atmosfery.

Lektura idzie szybko, zatem dobrze, że tuż obok znajduje się druga część przygód Nelly. Recenzja wkrótce, ale póki co lektura – bo trudno po przeczytaniu pierwszej części nie myśleć już o tym, co spotkało naszą bohaterkę w kolejnej części jej przygód!

Znany z serii kryminalnej dla dzieci o biurze detektywistycznym Lassego i Mai, Martin Widmark, zaprasza nas do śledzenia przygód zupełnie nowej bohaterki. Nelly Rapp, bo o niej mowa, charakteryzuje ciekawość świata, dociekliwość przejawiająca się w często zadawanych pytaniach a także trudność z usiedzeniem w jednym miejscu i odwaga sprzeciwu nawet wobec starszych chłopców...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kiedy siadamy w wygodnym fotelu przed telewizorem i oglądamy dowolny film, serial czy innego gatunku program telewizyjny raczej nie zastanawiamy się nad tym, jak wygląda praca nad jego stworzeniem. A, jak pokazuje książka Richarda Portera, jest to bardzo fascynujący i dość trudny proces składający się z wielu czynników, których sumą jest to, co prezentują w swoich ramówkach stacje telewizyjne. Poznawanie kulisów powstawania programu telewizyjnego na podstawie najlepszego programu motoryzacyjnego na świecie umożliwia nam napisana przez niego książka stanowiąca podsumowanie jego ponad dziesięcioletniej przygody z „Top Gear”.
Program nadawany był przez 13 lat i składał się z 22 sezonów, w ramach których stworzono 175 odcinków. „Top Gear” był niesamowity dlatego, że oglądać go mógł praktycznie każdy. I tutaj tkwił jego niewątpliwy sukces. Coś dla siebie znajdywali miłośnicy samochodów, ale również Ci, którzy są chłonni wiedzy i ciekawostek – ale także Ci, którzy szukają rozrywki i dobrego humoru. Richard Porter współtworzył scenariusz i pracował praktycznie przy wszystkich odcinkach, jakie wypuścił zespół „Top Gear”. Jego książka pozwala każdemu zainteresowanemu zajrzeć za kulisy powstawania tego programu i dzięki lekturze pełnej anegdot, historii i humoru dowiedzieć się jak rozwijały się pomysły na program, który doczekał się nie tylko wielu milionów widzów na całym świecie, ale również prestiżowych nagród.
Autor z dość dużą precyzją opisuje genezę powstania serialu oraz wpływ, jaki odcisnął na nim przede wszystkim Jeremy Clarkson, który był duszą i sercem tego projektu. To on stał za wznowieniem programu po małej przerwie i to on w największym stopniu napędzał zespół do działania. To również niestety on przyczynił się do tego, że program przestał być nadawany. Ale Porter przybliża nie tylko jego sylwetkę. Pokazuje, jak ważny przy tego typu projektach jest zespół, który tworzą różni, uzupełniający się ludzie – bo obok przywołanego Clarksona trzeba wymienić pozostałych prezenterów – Richarda Hammonda oraz Jamesa Maya, ale dzięki książce poznajemy również inne osoby, bez których „Top Gear” nie cieszyłby się aż tak wielkimi sukcesami.
Książka pisana jest z humorem i dystansem, co dla autora, który był związany z tym programem telewizyjnym przez tyle lat, mogło nie być łatwe. Ale dzięki niemu poznajemy masę różnorodnych sytuacji, o których z poziomu widza nie mielibyśmy pojęcia. Które odcinki wg twórców były najlepsze, a ile scen czy pomysłów w ogóle nie zostało zrealizowanych, jak wyglądały prawdziwe losy najpierw czarnego, a potem białego Stiga, skąd do programu trafiały samochody i co się z nimi działo później, a także jak wyglądały relacje zespołu „Top Gear” z producentami samochodów oraz w jakich warunkach powstawał najlepszy program motoryzacyjny na świecie – tego wszystkiego i wielu innych ciekawostek dowiecie się z lektury książki autorstwa człowieka, który był współodpowiedzialny za to, aby wszystko, co widziało na ekranie telewizyjnym miliony telewidzów, budziło w nich emocje oraz dostarczało wiedzy i rozrywki w każdym z 175 odcinków programu, który ustanowił trudne do pobicia rekordy oglądalności stając się przy tym kultową marką i to nie tylko wśród zagorzałych miłośników motoryzacji.

Kiedy siadamy w wygodnym fotelu przed telewizorem i oglądamy dowolny film, serial czy innego gatunku program telewizyjny raczej nie zastanawiamy się nad tym, jak wygląda praca nad jego stworzeniem. A, jak pokazuje książka Richarda Portera, jest to bardzo fascynujący i dość trudny proces składający się z wielu czynników, których sumą jest to, co prezentują w swoich ramówkach...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Lubimy i chcemy mieć jak najczęściej rację. Tak już jest. Nie lubimy za to i wystrzegamy się popełniania błędów. Ale w zasadzie… czy komuś z nas nie zdarzyło się ich popełnić? Pytanie jest mocno retoryczne, ponieważ nie zdarzyło się chyba żadnemu człowiekowi funkcjonowanie bez doświadczenia pomyłki w swoim życiu. Człowiek uczy się przecież na błędach. Ich popełnianie wpisane jest w nasze życie tak samo mocno jak oddychanie, spanie czy jedzenie. Niemniej, pomimo tej świadomości, raczej kiepsko radzimy sobie z tą wiedzą. Wolelibyśmy przecież mieć rację. Najlepiej zawsze.
Kathryn Schulz, amerykańska dziennikarka, bierze pod lupę genezę oraz funkcjonowanie błędów w życiu ludzi. W książce „Być w błędzie”, która stanowi pełną przykładów opowieść o historii ludzkich pomyłek, stara się pokazać znaczenie i rolę, jaką odgrywają błędy w rozwoju człowieka. Wielość przykładów z życia wziętych, wywiady, bogate i różnorodne źródła z których korzysta autorka składają się na prawdziwie wszechstronny obraz ludzkiego błądzenia. Pomimo tego, że na kartach książki nie znajdziemy spektakularnych odkryć, wielokrotnie w trakcie lektury zdamy sobie sprawę, że rzeczywiście – „coś w tym jest”!
Autorka podsumowuje i przedstawia filozoficzne przemyślenia na temat ludzkiego błądzenia. Wskazuje źródła, z których wynika to, że ludzie popełniają błędy i wskazuje, jaką rolę odgrywają w nich nasze zmysły, przekonania oraz w jaki sposób narażają nas na popełnianie pomyłek inni ludzie. Pozwala nam zetknąć się z błędami i zatrzymać przez chwilę nad tym, co dzieje się z nami w chwili, kiedy je popełniamy, a także przechodzi z nami przez to, przez co przechodzimy, kiedy orientujemy się, że popełniliśmy błąd. Jak się okazuje, ten stan nie trwa zbyt długo i nie zawsze zdajemy sobie nawet z niego sprawę. Tym bardziej zatem ciekawe staje się spojrzenie na to, jak człowiek radzi sobie w chwili, kiedy pomimo starań zdarza mu się nie mieć racji. Dzięki lekturze książki dowiadujemy się, jaka jest geneza błędów popełnianych przez ludzi w miłości i jak dochodzi do przemiany, która ostatecznie wyprowadza nas z nieprawdy na właściwą stronę. Uzmysławiamy sobie jednocześnie rolę błędów w historii ludzkości oraz uświadamiamy sobie jak, w optymistyczny sposób, można patrzeć na popełniane przez nas i innych ludzi błędy.
Gdyby nie przypisy, które umieszczone są na końcu książki, a nie bezpośrednio na dole stron, książce trudno byłoby przypisać duże wady. Zdarzyło się może kilka błędów edytorskich, ale nie wpływa to na całokształt.
Pozycja ta jest z pewnością warta uwagi ze względu na bogactwo przytoczonych przykładów oraz historii, a tym samym solidną i rzetelnie wykonaną przez autorkę pracą. Pomimo uderzania w poważne tony (filozofowie, mistycy, uczeni) na kartach książki znajdziemy wiele ciekawostek, które przynajmniej dla mnie są warte poznania oraz zapamiętania. Ich plastyczność pozwala uruchomić wyobraźnię, a cała lektura pozwala ze spokojem przyjąć fakt, że w życiu jeszcze nie raz i nie dwa popełnię błąd. Ważne jednak, co ten błąd we mnie zmieni i co dzięki jego popełnieniu będę potrafił ze sobą i swoim życiem zrobić.

Lubimy i chcemy mieć jak najczęściej rację. Tak już jest. Nie lubimy za to i wystrzegamy się popełniania błędów. Ale w zasadzie… czy komuś z nas nie zdarzyło się ich popełnić? Pytanie jest mocno retoryczne, ponieważ nie zdarzyło się chyba żadnemu człowiekowi funkcjonowanie bez doświadczenia pomyłki w swoim życiu. Człowiek uczy się przecież na błędach. Ich popełnianie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pierwszym noworocznym wyzwaniem było dla mnie przeczytanie 52 książek w ciągu roku. Drugim, było pisanie recenzji przeczytanych tytułów i nawiązanie współpracy z portalem „Z kamerą wśród książek”. I wydawało mi się, że na tym się skończy. Jednak po przeczytaniu dziewięciu pozycji pojawiła się okazja otrzymania egzemplarza drugiej części „Barw Miłości” autorstwa Katharyn Taylor. Wtedy pojawiło się trzecie postanowienie – czas na mały eksperyment. Nie czytałem „50 twarzy Greya”, film przerwałem po dosłownie kilkunastu minutach, oceniając go na Filmwebie na jedyną spośród wystawionych przeze mnie jedynek.

Lektura krótkich tekstów na okładce książki przysparzała mi uśmiechu i pogłębiała obawę dotyczącą dzieła. Bo nie dość, że książka zalicza się do literatury erotycznej (czyli jest zupełnie nie w moim guście), to jeszcze pisana jest – nie ukrywajmy – z myślą o kobietach. I tutaj dostrzegłem dla siebie wyzwanie – przeczytam to i… zobaczymy.

Główni bohaterowie nie zaskakują. Schemat znamy z wielu innych romantycznych historii. Ona – skromna, wywodząca się ze średnio sytuowanej rodziny, bez szczególnie wielkich osiągnięć, poszukująca prawdziwej miłości praktykantka. On – piekielnie bogaty, inteligentny, dobrze zbudowany, pociągający i seksowny szef firmy skrywający w sobie tajemnice, które obudowuje maską twardego i niezbyt wylewnego, samodzielnego i zaradnego mężczyzny. Z uwagi na to, że nie czytałem pierwszego tomu książki (to błąd, wiem), trudno mi porównać obie części, a także odnieść się do przeszłości i tego, jak wyglądał początek znajomości tej dwójki, natomiast to, co dzieje się w „Czerwieni” lekko mnie zaskoczyło.

Według mnie autorce udało się stworzyć coś więcej, niż tylko opis erotycznych przeżyć i doznań głównych bohaterów. Z punktu widzenia mężczyzny książka pokazuje nam (i dlatego warto, żeby każdy facet spróbował taką książkę przeczytać) sposób myślenia kobiet – z ich wrażliwością i czułością. Nawet, jeśli z niektórych scen czy sytuacji będziemy się śmiali, to mając doświadczenie kontaktu z płcią przeciwną nie da się zaprzeczyć, że książka pozwala nam zajrzeć w głąb myśli i uczuć niejednej kobiety. A dzięki temu pozwala nam je lepiej rozumieć – i to na pewno jest pozytywny aspekt tej pozycji.

Drugim aspektem, który uważam za cenny w tej historii, jest zwrócenie uwagi na postać Jonathana i odkrywanie jego tajemnicy przez Grace. Towarzyszą temu oczywiście upadki i uniesienia, ale wytrwałość kochającej go kobiety doprowadza w końcu nie tylko do odkrycia przyczyny jego zachowania. Książka pokazuje nam znaczenie postaci z jednej strony ojca, a z drugiej strony matki w wychowaniu mężczyzny. Zwraca uwagę na to, jak wzorzec ojca wpływa – szczególnie w trudnych momentach (a tutaj mamy ekstremalnie trudną sytuację z punktu widzenia młodego chłopca) – na radzenie sobie z traumami. Ojciec, który przeżywa nieszczęście zapomina o synu. Zostawia go, a ten sam musi nauczyć się radzić sobie z tym, co go spotkało [wybaczcie, że piszę tak ogólnikowo, ale staram się w recenzjach unikać spoilerów].

W Jonathanie tkwią również wspomnienia szkoły z internatem, w której nie było miejsca na słabość czy wrażliwość. To tam nauczył się być hardym i skrytym. A to z kolei skutkowało w dorosłości tym, że nie potrafił otworzyć się nawet przed najbliższymi, bojąc się zranienia, rozczarowania. Bojąc się zaufać drugiemu człowiekowi.

Muszę przyznać, że poznawanie Jonathana oraz jego historii, a także obserwowanie tego, co robi Grace, aby te zagadki przeszłości rozwikłać (bo oczywiście dojście do prawdy zabiera nieco czasu i wcale nie jest proste) i w jaki sposób próbuje pomóc i wzbudzić w ukochanym zaufanie i miłość w ostatecznej ocenie przysłania kilka scen erotycznych opisanych na kartach książki. Te z kolei czytam raczej pobieżnie, zastanawiając się jakich słów i porównań można używać, aby opisywać akt seksualny – bo tylko z tej książki sporo ich się nauczyłem. Niemniej – na szczęście w porównaniu do pozostałych, fabularnych elementów, tych jest na tyle mało, że da się je pomijać (o ile ktoś, tak jak ja za nimi nie przepada), nie tracąc przez to wątków . Chociaż z drugiej strony warto przeczytać jeden, czy dwa takie opisy – szczególnie z punktu widzenia panów – żeby wyrobić sobie własne zdanie.

Jonathan potrzebował ponad dwudziestu lat, żeby się przed kimś otworzyć i zaufać. Doprowadziła do tego uparta, zakochana w nim Grace i to właśnie jej udało się z jednej strony dotrzeć do jego serca, a z drugiej doprowadzić do pogodzenia mężczyzny z jego ojcem, co również miało duże znaczenie w historii rodziny. Jak często zdarza się, że przez brak otwartych rozmów i poszukiwania rozwiązania zakopujemy się w swoich obozach, pozwalając na to, aby demony przeszłości brały górę nad naszym życiem? Dzięki lekturze drugiej części „Barw Miłości” po raz kolejny przekonujemy się o tym, jak nieprawdopodobną siłą jest miłość, która potrafi skruszyć nawet z pozoru najtwardsze mury.

Recenzja: http://zkamerawsrodksiazek.pl/barwy-milosci-czerwien-recenzja/

Pierwszym noworocznym wyzwaniem było dla mnie przeczytanie 52 książek w ciągu roku. Drugim, było pisanie recenzji przeczytanych tytułów i nawiązanie współpracy z portalem „Z kamerą wśród książek”. I wydawało mi się, że na tym się skończy. Jednak po przeczytaniu dziewięciu pozycji pojawiła się okazja otrzymania egzemplarza drugiej części „Barw Miłości” autorstwa Katharyn...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Ptaki drapieżne : historia Lucjana "Sępa" Wiśniewskiego, likwidatora z kontrwywiadu AK Emil Marat, Michał Wójcik
Ocena 7,8
Ptaki drapieżn... Emil Marat, Michał ...

Na półkach: ,

Nauka historii z książek to nie to samo, co spotkanie z uczestnikiem opisywanych w nich wydarzeń. Podobnie z poznawaniem przeszłości z filmów, czy nawet najbardziej popularnych, historycznych seriali. Na takie osobiste spotkanie zapraszają nas Emil Marat oraz Michał Wójcik, a gościem i bohaterem tego spotkania jest osoba, która w wieku 17 lat dokonała pierwszej egzekucji. Później uczestniczyła w ponad 60 akcjach i likwidacjach zdrajców i konfidentów. Brała udział w Powstaniu Warszawskim. Aktualnie jest jednym z ostatnich żyjących likwidatorów z kontrwywiadu Armii Krajowej, który służył w elitarnym „Wapienniku”, czyli oddziale specjalnym 993/W. To „Sęp”, czyli Lucjan Wiśniewski.

Książka „Ptaki Drapieżne” to historia, którą odnajdziemy po części w filmach o działalności Armii Krajowej w Warszawie, przeczytamy o jej pewnych aspektach na kartach wielu publikacji i wojennych wspomnień a podobne sytuacje znajdziemy w rozgrywających się w okupacyjnych czasach serialach wojennych. To, co odróżnia ją od nich wszystkich to to, że tutaj działalność likwidatorów i egzekutorów jest tematem przewodnim i to o nich i ich dokonaniach, rozterkach, problemach i wątpliwościach jest ta książka. Rozmowa z jednym z nich dzięki przywoływanym dokumentom i relacjom pozwala spojrzeć na prowadzoną przez nich działalność nie tylko przez pryzmat bohaterskich historii, ale przez pryzmat ludzkich przeżyć i tego, co towarzyszyło im w czasie przygotowania czy przeprowadzania kolejnych akcji.

Akcje wywiadowcze, rozpoznawanie trybu życia i przyzwyczajeń ofiary, wybór miejsca wykonania wyroku, zabezpieczenie akcji, pościgi, uliczne strzelaniny, czający się za plecami zdrajcy, konfidenci i niemieccy żołnierze, wpadki i ucieczki, nieporozumienia i kłótnie – to wszystko nie jest elementem scenariusza filmu sensacyjnego, ale historii, która wydarzyła się naprawdę, a którą opowiada nam Lucjan Wiśniewski.

„Sęp” jest postawiony przez autorów książki przed serią nie zawsze prostych i łatwych pytań. Dzięki jego świetnej pamięci na sporo z nich udaje się znaleźć odpowiedź. Poprzez lekturę poznajemy podziemną, konspiracyjną Warszawę i jej organizację. Poznajemy kulisy funkcjonowania wywiadu i kontrwywiadu oraz podziemnego sądownictwa i jego ramienia wykonawczego, którym były elitarne oddziały gotowe do wymierzenia sprawiedliwości nawet kosztem swojego życia. A wszystko właściwie dobrowolnie. Po co oni to robili? Po co ryzykowali? Co im to dawało? Czy czerpali przyjemność z patrzenia w twarz swojej ofiary? Jak radzili sobie z nieudanymi akcjami? Na te i inne pytania znajdziecie odpowiedź w książce, której lekturę zdecydowanie polecam!

Recenzja: http://zkamerawsrodksiazek.pl/ptaki-drapiezne-recenzja/

Nauka historii z książek to nie to samo, co spotkanie z uczestnikiem opisywanych w nich wydarzeń. Podobnie z poznawaniem przeszłości z filmów, czy nawet najbardziej popularnych, historycznych seriali. Na takie osobiste spotkanie zapraszają nas Emil Marat oraz Michał Wójcik, a gościem i bohaterem tego spotkania jest osoba, która w wieku 17 lat dokonała pierwszej egzekucji....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Martin Amis zapytany przez jednego z dziennikarzy o to, „komu potrzebna jeszcze jedna powieść o SS i Auschwitz?” powiedział, że to nie on sam wybiera tematy na powieść. Zjawia się jakiś obraz, który nie daje spokoju. I trzeba to opisać. Podzielić się z innymi, podać dalej. Ktoś inny powiedział z kolei, że nazistowskie ludobójstwo jest najważniejsze dla naszego zrozumienia samych siebie. Wg. W.G. Sebalda (który podpisywał się inicjałami, gdyż swe imiona uważał za nazistowskie) żaden poważny człowiek nie myśli o niczym innym. Anna Dziewit – Meller wpisuje się w powyższe opinie obierając za temat swojej drugiej powieści losy ludzi będących świadkami akcji T4, która była preludium, próbą generalną poprzedzającą Holokaust.
Tytułowa Góra Tajget stanowi nawiązanie do okrutnego mitu o Sparcie, który z kolei podziwiany był przez nazistów i stanowił dla nich inspirację do przeprowadzanych działań. Zgodnie z niektórymi przekazami Spartiaci decyzję o losach swojego potomstwa pozostawiali najstarszym członkom wspólnoty, którzy przeprowadzali oględziny dziecka. Jeśli było ono zdrowe i silne – kazali ojcu je wychowywać. Jeśli było chore, niekształtne lub nie w pełni rozwinięte – jego przeznaczeniem była jama w ziemi znajdująca się w pobliżu Tajgetu, gdzie dziecko pozostawiano na pewną śmierć. Wychodzono z założenia, że zarówno dla rodziców, dziecka jak i całego polis będzie lepiej, jeśli umrze, aniżeli jeśli miałoby żyć. To m.in. stąd genezę wzięła idea zabijania osób niepełnosprawnych, stanowiących ciężar ekonomiczny dla społeczeństwa podchwycona przez ideologów III Rzeszy. Eliminowanie genów obciążających pulę genetyczną społeczeństwa, czystki i higiena rasowa stanowiły jeden z filarów idei hitlerowskich Niemiec. Dzięki zaangażowaniu wielu naukowców stworzono założenia i rozpoczęto realizowanie akcji T4, czyli programu realizowanego w III Rzeszy w latach 1939 – 1944 polegającego na fizycznej eliminacji „życia niewartego życia”.
Książka Anny Dziewit-Meller przedstawia bardzo trudne historie. Dzięki temu, że w większości głos oddawany jest ich ofiarom bądź uczestnikom – poznajemy nie tylko założenia akcji T4, ale również przeżycia osób, które były zarówno ofiarami jak i katami. Dla mnie najbardziej bulwersujące były wypowiedzi osób zaangażowanych w realizację tego programu, które już po wojnie potrafią się od niego zdystansować. Podobnie jak inni zbrodniarze wojenni – część nie radzi sobie z wyrzutami sumienia i samodzielnie odbiera sobie życie. Część poddaje się procesom i przyjmuje wyrok. Część natomiast… znajduje wymówki i unika odpowiedzialności prowadząc dalej normalne życie. O dziwo, część, dzięki zdobytej w czasie akcji wiedzy i doświadczeniu, robi poważne kariery naukowe i medyczne.
Ale powieść poza sprawcami, prezentuje też ofiary – i to te najmłodsze. Takie jak Rysio, któremu cudownie udało się przeżyć i może świadczyć o tym, co spotykało jego i inne dzieci. To one jako pierwsze stawały się ofiarami systemu pozwalającego na mordowanie chorych z wrodzonymi zaburzeniami rozwojowymi, borykających się ze schizofrenią, wodogłowiem, ślepotą, głuchotą czy pląsawicą Huntingtona. To, co zwracało moją uwagę w lekturze to małe zainteresowanie rodzin i społeczeństwa losami chorych, którzy trafiali do zakładów opiekuńczych lub szpitali psychiatrycznych, w których rozpoczynała się ich ostatnia droga. Czy wynikało to z uprawianej propagandy? Czy dzięki wykorzystaniu siły ówczesnego przekazu i mediów oraz ułożeniu założeń akcji w piękną ideologiczną papkę wprowadzono powszechną akceptację dla tego procederu?
Choć trudno podsumować ilość zabitych w ramach tej akcji osób, szacuje się, że w czasie II wojny światowej zabito z powodu upośledzenia i niepełnosprawności około 200 000 ludzi stosując do tego różne praktyki – masowe egzekucje, otrucia bądź zagazowanie. Ta śmierć towarzyszy nam na kartach „Góry Tajget”. Wraz z nią towarzyszą nam pytania o przyczyny, ale również o pamięć o tych, którzy zginęli tylko dlatego, że… no właśnie. Byli gorsi? Wymagali opieki? Troska o nich zabierała zbyt wiele pieniędzy z budżetu państwa? Jak przeczytacie – również pamięć o nich rozbija się o pieniądze z budżetu, wolę polityczną, a także wizerunek wśród turystów czy pensjonariuszy ośrodków, które teraz leczą i rehabilitują potrzebujących za duże pieniądze, a kiedyś za ich murami chorzy potrzebujący pomocy tracili życie. I to jest przerażające.
W książce przenosimy się na Śląsk i poznajemy trudną historię tego regionu i ludzi, którzy go zamieszkiwali. Poza historiami związanymi z akcją T4 poznajemy kulisy zajmowania terenów Śląska przez żołnierzy Armii Czerwonej. Brutalność i bezwzględność z jaką traktowali oni napotykanych Ślązaków doprowadza do tego, że wiedząc o zbliżających się wojskach radzieckich decydują się na ucieczkę, albo odbierają sobie życie, ponieważ wiedzą z ustnych przekazów o tym, co spotyka tych, którzy nie uciekną. Matki wieszały swoje dzieci, a potem siebie wiedząc, że tylko w ten sposób unikną gwałtów i cierpienia. Niestety, część mieszkańców nie uciekała i spotykał ich tragiczny los, którego przykładem jest wstrząsająca historia Zefki.
Kończąca książkę historia, w której poznajemy jeden z elementów biografii Adolfa Hitlera stawia przed nami kolejne pytanie. Bo co, gdyby Adika nie udało się uratować i umarłby w lodowatej wodzie? W historii wiele zależy od konkretnych ludzi. Ich wyborów i decyzji. Akcja T4 pozwoliła na przełamanie barier etycznych wśród niemieckiego społeczeństwa oraz kręgów naukowych, medycznych i urzędników państwowych. Ci ludzie dokonali konkretnych wyborów i decyzji. Każda i każdy z nich. Czy robili to ze strachu? A może z powodu kryzysu moralno – etycznego, w którym wolno jednym skazywać na łaskę śmierci innych? Wytłumaczenie i argumentację zawsze się przecież znajdzie…

Martin Amis zapytany przez jednego z dziennikarzy o to, „komu potrzebna jeszcze jedna powieść o SS i Auschwitz?” powiedział, że to nie on sam wybiera tematy na powieść. Zjawia się jakiś obraz, który nie daje spokoju. I trzeba to opisać. Podzielić się z innymi, podać dalej. Ktoś inny powiedział z kolei, że nazistowskie ludobójstwo jest najważniejsze dla naszego zrozumienia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Desant wojsk alianckich na wybrzeże Normandii przeważył o wyniku II wojny światowej. Żołnierze, którzy w dość niekonwencjonalny sposób pojawili się na wybrzeżu francuskim 6 czerwca 1944 roku, zaskoczyli wroga i dzięki temu operacja, w której brali udział, zakończyła się sukcesem, zyskując miano największej pod względem użytych sił i środków operacji desantowej w historii wojen. A co gdyby podobny desant przeprowadzili Niemcy wcześniej, atakując podczas I wojny światowej wybrzeże Wielkiej Brytanii? Jak przebiegałyby przygotowania i z jakimi przeszkodami musieliby się liczyć? Tego dowiadujemy się z lektury pierwszego thrillera szpiegowskiego, gdzie akcja toczy się na morzu.

Książka autorstwa Erskine Childersa łączy fikcję z historycznymi faktami. Dopiero w epilogu możemy dowiedzieć się na ile to, z czym spotykamy się na kartach powieści, było prawdziwe, a na ile stanowiło wariant możliwy do realizacji. Jak zawsze w moich recenzjach postaram się nie zdradzać Wam zbyt wiele treści – tym bardziej że akurat w tym przypadku wszystko wyjaśnia się dopiero na końcu. Wcześniej, wspólnie z bohaterami, rozważamy różne rozwiązania – wszystkie wydają się możliwe, jednak ostateczne rozwiązanie szpiegowskiej intrygi zaskakuje.

Czytając „Sekrety Mielizn” z łatwością przyjmiemy, że to, co jest w niej opisywane stanowi prawdę. Wszystko dzięki niezwykle skrupulatnym i dokładnym opisom miejsc, w których rozgrywa się akcja. Dla mnie opisy wybrzeży czy samego „pływania” były nieco zbyt rozbudowane i powodowały znużenie, ale z drugiej strony pozwalały na bardzo dokładne rozeznanie w rzeczywistości fryzyjskiego wybrzeża oraz trudności, z którymi borykali się bohaterowie książki.

Powieść w ciekawy sposób przedstawia doktryny wojenne i założenia obowiązujące w przededniu I wojny światowej. Znajdziemy tutaj sporo komentarzy na temat kondycji i sytuacji, w jakiej znajdowała się będąca ówcześnie potęgą kolonialną Wielka Brytania, a także jakie działania prowadzili Niemcy przygotowujący się do walki o hegemonię w Europie i nie tylko. Tło historyczne stanowi bardzo cenny element książki i to na niego nakłada się szpiegowska układanka, w której udział biorą z jednej strony po części przypadkowi Anglicy, a z drugiej dość precyzyjnie wyselekcjonowani reprezentacji wrogiej strony.

Poza wątkami marynistycznymi czy geograficznymi, których na kartach powieści jest wiele, mamy również wątek miłosny, dodający dramatyzmu, jednak nie poznajemy jego zakończenia. Stanowi to znak, że jest on tylko elementem towarzyszącym głównej historii, która skupia się na wykryciu przez przebywających na fryzyjskim wybrzeżu Anglików tajemnych działań prowadzonych przez Niemców. Tylko pojawienie się w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie głównych bohaterów powieści pozwala na zdemaskowanie planu, którego realizacja dzięki tajemnicy, niekonwencjonalności i zaskoczeniu realnie zagrażałaby Wielkiej Brytanii i jej pozycji w Europie.

Dla mnie osobiście najciekawszy element stanowi epilog książki, w którym, już po zakończeniu wątku fabularnego, odkrywane są karty związane z samymi działaniami wojennymi oraz opisem z jednej strony rzetelnych i mozolnych przygotowań wojsk niemieckich do ofensywy, a z drugiej opisem kondycji, w jakiej znajdowała się flota i wojsko Wielkiej Brytanii w przededniu wybuchu I wojny światowej. Z pewnością wartości książce dodaje fakt, że z czasem jej druku zbiegło się umocnienie wskazywanych na jej kartach odcinków wybrzeża brytyjskiego, czy spełnienie w rzeczywistości podnoszonych w powieści postulatów dotyczących chociażby powołania Floty Morza Północnego, utworzenia Komitetu Obrony Narodowej czy Komisji Werbunkowej, które miały zwracać uwagę nie tylko na podtrzymanie statusu quo czy ofensywne przygotowanie Anglików, ale również zabezpieczenie przed ewentualną ofensywą ze strony np. Niemiec.

Książka pokazuje poza tym wszystkim mozolność i dokładność, z jaką Niemcy przygotowywali się do wszelkich działań wojennych. Ich organizacja pracy nadal towarzyszy stereotypowemu obrazowi Niemca – i powieść Childersa potwierdza to, że sam zapał, miłość do ojczyzny, duma i nadzieja nie są wystarczające – szczególnie w przypadku planowanej ofensywy. Wówczas potrzeba czegoś więcej – i zarówno szpiegowskie „Sekrety Mielizn”, jak i przykłady wielu zwycięskich i przegranych wojen wielokrotnie tego dowodziły.

Recenzja: http://zkamerawsrodksiazek.pl/sekrety-mielizn-recenzja/

Desant wojsk alianckich na wybrzeże Normandii przeważył o wyniku II wojny światowej. Żołnierze, którzy w dość niekonwencjonalny sposób pojawili się na wybrzeżu francuskim 6 czerwca 1944 roku, zaskoczyli wroga i dzięki temu operacja, w której brali udział, zakończyła się sukcesem, zyskując miano największej pod względem użytych sił i środków operacji desantowej w historii...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

7 stycznia 2015 roku. Paryż. Godzina 11:30. Trzech uzbrojonych mężczyzn, wykrzykując „Allahu Akbar” otwiera ogień w paryskiej redakcji magazynu „Charlie Hebdo”. Zabijają 12 osób, ranią 11. Tego samego dnia swoją premierę ma książka Michela Houellebecqa snująca wizję wprowadzenia rządów muzułmanów we Francji w roku 2022.

Oba wydarzenia będą ze sobą nierozerwalnie związane, ponieważ niezależnie od zamierzeń autora to, co opisał na kartach swojej książki, stało się elementem dyskusji, która roztacza się nad przyszłością Europy. Szczególnie w kontekście fali muzułmańskich imigrantów przybywających na nasz kontynent oraz kolejnych krwawych zamachów mających miejsce w Paryżu 13 listopada 2015 roku, kiedy na ulicach stolicy Francji zginęło 129 osób.

Zapewne te wszystkie wydarzenia oraz różne scenariusze przyszłości powodują, że zaprezentowana przez autora wizja stała się jedną z tych całkowicie możliwych i realnych. O dziwo – dzięki lekturze możemy uznać, że nie jest to wizja najgorsza, ponieważ po wprowadzeniu we Francji szariatu świat się nie zakończył, a do głosu i władzy nie doszli dżihadyści, nie zwiększyła się ilość ścinanych głów czy wybuchających bomb. A taka możliwość chyba najbardziej nas przeraża. To, co zatrważa w wizji autora, wcale nie jest tym, co stało się po przejęciu władzy przez Bractwo Muzułmańskie, ale bardziej tym, że wszystko to działo się na oczach i przy milczącym przyzwoleniu obywateli Starego Kontynentu. Świat nie lubi pustki. A w pustkę stworzoną przez uśpionych w warstwie przede wszystkim duchowej i religijnej Europejczyków wkroczyli przekonani do swoich wartości islamiści.

Książka niewątpliwie może prowokować różne myśli. Może porządnie zdołować i zasmucić. Ale może również sprowokować do głębszych refleksji nad kondycją europejskiego społeczeństwa, które nie do końca wie, czego chce. Nie do końca wie, co jest dla niego ważne. Nie do końca ma na siebie pomysł.

Przenosząc się do Francji poznajemy Françoisa. Akademickiego wykładowcę, specjalistę od twórczości Jorisa-Karla Huysmansa, który wykłada na Sorbonie. Poza pracą w środowisku akademickim, wypełnioną zajęciami oraz pisaniem, bohater wiedzie niezbyt rozrywkowe i towarzyskie życie. Wyjątkiem są okresowe romanse i kontakty fizyczne, których opisów autor książki nam nie oszczędza. Tym, co odrywa Françoisa od monotonii życia i stanowi przeciwwagę oraz dostarcza mu emocji i powodów do przemyśleń, jest francuska scena polityczna. A na tej z kolei sporo się dzieje, czego dowodem jest zwycięstwo na oczach bohatera i naszych (jako czytelników) w wyborach prezydenckich Mohammeda Ben Abbesa, kandydata Bractwa Muzułmańskiego. Ten moment zmienia w życiu głównego bohatera wiele. Przede wszystkim dlatego, że konikiem w głowie nowego Prezydenta i jego zaplecza jest edukacja. A to przecież ona stanowiła treść i sens istnienia Françoisa.

Czym skończy się weryfikacja wyznań wykładowców i reformy w systemie edukacji? Zgodnie z zasadą, którą przyjmuję w trakcie recenzowania książek – nie zdradzę. Przekonajcie się sami. Zapewniam, że będziecie mieli okazję być może się zdziwić, ale na pewno przekonać, jak bardzo w pewnych okolicznościach człowiek może się zmienić.

To, co dla mnie w lekturze „Uległości” było najcenniejsze, to pokazanie perspektywy, do czego może doprowadzić wszystko to, co dzieje się aktualnie w Europie z rozbiciem na wiele z pozoru niezwiązanych ze sobą czynników. Myślę, że niezależnie od tego, jakie posiadamy poglądy – lektura ta może otworzyć nam w pewnych tematach oczy – na pewno na nasze poglądy polityczne, religijne i szeroko rozumiany światopogląd. Trudno po jej przeczytaniu o niej zapomnieć.


Recenzja na: http://zkamerawsrodksiazek.pl/uleglosc-michel-houellebecq-recenzja/

7 stycznia 2015 roku. Paryż. Godzina 11:30. Trzech uzbrojonych mężczyzn, wykrzykując „Allahu Akbar” otwiera ogień w paryskiej redakcji magazynu „Charlie Hebdo”. Zabijają 12 osób, ranią 11. Tego samego dnia swoją premierę ma książka Michela Houellebecqa snująca wizję wprowadzenia rządów muzułmanów we Francji w roku 2022.

Oba wydarzenia będą ze sobą nierozerwalnie związane,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W głowach wielu zapracowanych, zabieganych, zajętych codziennością mieszkańców miast funkcjonuje wizja spokojnej, cichej, umożliwiającej wytchnienie i błogość wsi. Pewnie dlatego tak popularne jest teraz kupowanie działki, przenoszenie się pod miasto lub – tak jak Hanna Cudny – decydowanie się na przeprowadzkę na wieś. Zapewne nie każdego skłania do takiej decyzji motywacja głównej bohaterki książki, ale to, co łączy te decyzje, to szeroko rozumiana ucieczka. Przed pośpiechem, hałasem, wyścigiem szczurów. Albo aby zapomnieć o tym, że nasz mąż popełnił samobójstwo…

Główną bohaterkę, Hannę, trzydziestoośmioletnią dziennikarkę „Przyjaciółki”, poznajemy w chwili, kiedy po tragicznej śmierci męża, wraz z dwójką dzieci przenosi się na wieś, do Świątkowic, które zna ze swojego dzieciństwa. Ma tam uczyć języka angielskiego w szkole, ale jednocześnie chce poradzić sobie z depresją i ułożyć życie na nowo. Historia realna i możliwa do wyobrażenia. I to będzie jeden z nieodłącznych elementów książki Anny Fryczkowskiej. Wszystko, co tu przeczytamy jest bardzo realne.

Hanna, która wzbudzi duże zainteresowanie w lokalnej społeczności, szybko zauważy, że wieś, wydająca jej się krainą, w której zazna wytchnienia, nie jest idealna. Tym bardziej, że bohaterka i jej dzieci dość szybko poznają mroczną stronę wiejskiej społeczności. Z pozoru – wszystko jest w porządku. Gorzej, jeśli zaczniemy patrzeć głębiej, kiedy zejdziemy z głównej drogi w bok i zajrzymy do stawu. Albo kiedy uciekając przed jednym z natrętnych mieszkańców nagle, w zupełnie nieplanowany sposób, znajdziemy się w ogródku innego z sąsiadów i przez przypadek coś usłyszymy i zobaczymy…

W akcję książki wciągnięte zostają również dzieci Hanny. Michalina, po wyjściu ze szkoły znajduje kobiece zwłoki. Maks będący symbolem młodzieńczego buntu, w trakcie przygotowań do odprawienia czarnej mszy, odnajduje drugie ciało. Do tego wszystkiego we wsi zginą jeszcze kolejne osoby i to właśnie Hanna najpierw znajdzie związek między zaginięciami i śmierciami, a następnie rozwiąże tajemniczą zagadkę rozciągającą się nad Świątkowicami.

W drodze do znalezienia odpowiedzi czeka na Hannę cała sieć kłamstw i matactw. Kto jest jej pomocnikiem i na kogo może liczyć, a kto zwodzi i wprowadza w błąd? Wydaje się, że każdy mieszkaniec wsi ma swoje sekrety. Niby wszyscy wszystko wiedzą, niby wszyscy o wszystkich plotkują – ale kiedy dochodzi do tragicznych zdarzeń, nikt nic nie wie. Mieszkańcy Świątkowic są zamknięci w świecie plotek. Z jednej strony gotowi pomóc, ale liczący na wzajemność i przymknięcie oka na pewne, niezbyt zgodne z prawem albo obyczajami, incydenty. Pojawia się tutaj mnóstwo odcieni zła i problemów, z którymi borykają się ludzie – od najmniej chyba rozbudowanego (a szkoda, bo to według mnie mogło być bardzo ciekawe) wątku ukrywania Żydów w trakcie wojny i domniemania czerpania z tego tytułu korzyści, po pedofilię, morderstwa, porwania, satanizm, depresję i samotność, ale także walkę o „nowe otwarcie” i szczęśliwe, normalne, spokojne życie.

Książka powinna przypaść do gustu zarówno miłośnikom kryminałów, jak i powieści obyczajowych, ponieważ łączy w sobie w zasadzie te dwa gatunki. Wiąże w sobie również narrację świata widzianego z jednej strony oczami doświadczonej przez życie kobiety, głównej bohaterki, a z drugiej strony Miśki, czyli jej dziesięcioletniej córki. Wprowadzenie do książki drugiego, tak różnego narratora pozwala na poszerzenie horyzontu czytelnika, który widzi pewne sytuacje tylko z jednego, a inne z obu punktów widzenia. Dzięki temu zabiegowi dzieło może być również dla rodziców i osób dorosłych ciekawym źródłem wiedzy na temat tego, jak widzą świat dzieci i jak rozumieją niektóre zachowania dorosłych.

Powieści towarzyszy aura tajemniczości i strachu, która przyciąga i buduje napięcie rozkładające się na kolejne kartki, nie pozwalając na zbyt długą przerwę w lekturze. Jako facet czytający tę książkę myślę, że Anna Fryczkowska w bardzo dobrym stylu prezentuje prawdziwą siłę kobiety, która, pomimo trudnych przejść, wybiera drogę prawdy i walki z fałszem oraz obłudą i, co najważniejsze, staje się dzięki swojej postawie oparciem i wzorem dla tych, którzy nie mają w sobie takiej siły. Jest znakiem, że poza czającym się wszędzie złem istnieje również dobro, które może ostatecznie zwyciężyć.

Recenzja na: http://zkamerawsrodksiazek.pl/kobieta-bez-twarzy-anna-fryczkowska-recenzja/

W głowach wielu zapracowanych, zabieganych, zajętych codziennością mieszkańców miast funkcjonuje wizja spokojnej, cichej, umożliwiającej wytchnienie i błogość wsi. Pewnie dlatego tak popularne jest teraz kupowanie działki, przenoszenie się pod miasto lub – tak jak Hanna Cudny – decydowanie się na przeprowadzkę na wieś. Zapewne nie każdego skłania do takiej decyzji motywacja...

więcej Pokaż mimo to