Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Bo serce to muzyka, a z tym się nie walczy. W życiu jest tak, że przeważnie każdy ma jakąś pasje albo dosłownego freaka na punkcie konkretnej rzeczy. Można malować, tańczyć czy czytać książki. Inni z kolei kochają muzykę. Ona ich pochłania, sprawia, że nic innego się nie liczy. I właśnie taka grupa wariatów pojawiła się w powieści „Dia”. Jednak czy jest to pozytywny zawrót głowy? Tego dowiecie się z krótkiej recenzji.

A miłość jest ślepa i rządzi się swoimi prawami. Patrick Smith-Royal, to bogaty mężczyzna, który dostaje czego chce. Sławny rockman, który podnosi się po stracie kapeli i znajduje szansę w innej. Wydaje się, że powinien być szczęśliwy, ale nie do końca tak jest. Cały czas czegoś mu brakuje. Może to starzy przyjaciele? Muzyka sprawia przyjemność, ale nie tak, jak wcześniej. Wydawać by się mogło, że najbardziej rozchwytywany muzyk może robić co chce, a problemy są daleko. Póki nie pojawia się ona.

Dia wparowuje do życia Royala niczym tornado i sieje nie mniejsze spustoszenie. Tajemnica oraz nieokiełznana istota, którą napędza mrok, chaos i ukrywanie tożsamości. Nic o niej nie wiadomo, prócz tego, że gra jak diabeł, śpiewa jak anioł. Mieszanka wybuchowa nie pozwala się do siebie zbliżyć. Patrick odkryje co to znaczy mieć problemy, w głowie i sercu.

Joy też nie ma łatwo. Opiekuje się kolejnym, trudnym zespołem, który może nie dać rady się utrzymać. Do tego wraca jej dawna miłość, o której bardzo by chciała zapomnieć. Na domiar złego pojawia się obrączka, Vegas, ale kim jest pan młody? Coraz więcej pytań, a mniej odpowiedzi. Czy kobieta będzie nareszcie szczęśliwa, a może to Patrick się ustatkuje?

I muszę to napisać, bo może to ja jestem taka dziwna i nic nie wiedziałam. „Dia”, to drugi tom „Joy”! Bardzo ważna sprawa, a totalnie pominięta przez wydawcę. Słyszałam kiedyś o „Joy”, ale to było jakiś czas temu. Wpisałam na listę i totalnie zapomniałam. Kiedy wybierałam do recenzji „Die”, kierowałam się opisem. Niestety jakoś nazwisko mi nic nie mówiło, tak samo i imiona bohaterów, bo cóż, nie czytałam pierwszego tomu! Bardzo duży minus, który potężnie zaskakuje podczas czytania. Pojawia się sporo odniesień do wcześniejszej części, a ona nie jest mi znana. Myślę, że akurat taka informacja powinna się znaleźć. Nie jest tak, że drugiego tomu nie można czytać bez pierwszego, ale mam wrażenie, że umknęło mi naprawdę dużo wątków. Koniecznie zacznijcie od „Joy”!

Narracja jest trzecioosobowa i muszę przyznać, że jest to fajne rozwiązanie i czyta się bardzo dobrze. Czytelnik poznaje głównie rozterki oraz przeżycia Patricka, Joy, to wokół nich kręci się fabuła książki. Podoba mi się takie rozwiązanie, ponieważ nie skupiałam się tylko na jednej osobie, ale na dwóch, zupełnie innych, które pokazywały odmienne oblicza miłości. Co lepsze, ich nie ciągnie ku sobie, więc wplątanych jest więcej ludzi.

Joy to istna petarda, normalnie kobieta dynamit, która wiele przeszła, ale nie boi się walczyć o swoje i robić to, co kocha. Czasem denerwuje swoją bojaźliwością, ale przez większość książki można ją dobrze poznać oraz zapałać sympatią. Patrick to typ mężczyzny trochę wycofanego. Ma dużo fanów i wie ile jest wart. Nie znaczy to jednak, że jest zadufany w sobie albo oceniający innych z góry. Kiedy może, to pomaga. Prowadzi własną firmę, dając z siebie wszystko, kiedy poznaje Die odkrywa uczucia, o które się nawet nie podejrzewał. Jest jeszcze ona, Dia. Młodziutka dziewczyna, która wydaje się wycofana oraz totalnie olewająca wszystko. Bardzo dobra piosenkarka oraz muzyk, ale sama tak nie uważa. Ciągle twierdzi, że musi nad sobą pracować. Ukrywa duży sekret, którego nie chce wyjawić. Pozostali bohaterowie to plejada różnych osobowości. Z jednymi idzie się zżyć, a inni to raczej statyści fabuły.

Książka jest napisana w lekkim i zabawnym stylu. Czyta się bardzo szybko i naprawdę nie idzie się oderwać. Poruszono w niej wiele ważnych kwestii, ale w bardzo przystępny sposób.

Trzy rzeczy, które mi się nie podobały. To wspominany wcześniej brak informacji, że jest to kontynuacja powieści. Oj strasznie rzutuje na moje odczucia. Drugim jest historia z samego początku książki. Z jednej strony, to kalka z innych powieści, ale nie zmienia to faktu, iż intrygująca. Niestety autorka rzuciła ciekawy smaczek, a potem nie dała rozwiązania. Przewija się dość dużo domysłów, ale zero konkretów. Strasznie mnie to zawiodło. Trzecią rzeczą, która rzutuje na odbiór są powtórzenia ciągłych rozmyślań tej samej sytuacji. Nie mówię, że nie można czegoś rozpisać, ale wracanie do tego co kilka stron może zirytować.

Mimo kilku błędów uważam, że warto sięgnąć po „Die”, bo naprawdę można spędzić z nią miło czas. Romans bardziej obyczajowy, który pokazuje jak przyjaźń potrafi być silna, miłość wielka, a niepowodzenia nakręcają do działania. Fajnym zabiegiem jest pokazanie, że pasja, to nie dar z nieba i trzeba nieźle się napracować żeby coś osiągnąć. Kiedy rzeczywistość rzuca kłody pod nogi, trzeba tym bardziej walczyć o swoje. I tak, pojawia się tutaj temat pieniędzy, ale zdobytych dużym wysiłkiem, nie tylko na ładne oczy. „Dia” to taki twór zmieszanych wątków, które bardzo dobrze się przeplatają i nie serwują przesłodzonych treści.

Polecam, polecam. Nie jest to dzieło na miarę wybitnych pisarzy, ale ciekawa opowieść z przesłaniami, która na pewno umili wam jeden czy dwa wieczory. Idealnie nadaje się do oderwania od codziennych rozterek.

Bo serce to muzyka, a z tym się nie walczy. W życiu jest tak, że przeważnie każdy ma jakąś pasje albo dosłownego freaka na punkcie konkretnej rzeczy. Można malować, tańczyć czy czytać książki. Inni z kolei kochają muzykę. Ona ich pochłania, sprawia, że nic innego się nie liczy. I właśnie taka grupa wariatów pojawiła się w powieści „Dia”. Jednak czy jest to pozytywny zawrót...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Kiedy coś się lubi, to po prostu tak jest i żadna siła wyższa nie jest w stanie zmienić mojego zdania. Właśnie tak mam z mrocznymi powieściami, filmami, serialami. Mózg mówi mi: aaaa, przecież ty się boisz! Co robisz? Rzuć to! A ja z uporem maniaka przewracam stronę i nie mogę doczekać się kontynuacji. Nie ma na to rozsądnego wytłumaczenia, ale strach siedzi sobie we mnie i coraz bardziej zaciska pięści. Jest to ten rodzaj uczucia gdzie powinno się od niego uciekać, ale to jest tak dobre... Właśnie tak jest z twórczością Artura Urbanowicza. Treści jego książek mnie przerażają i wywołują mini zawały, ale są tak dobre, że nie mogę ich odłożyć. Inkub to nowe najnowsze dziecko rodzimego autora. Zachwycił, a może pojawiła się pierwsza klapa?

Więcej na: http://kosmetyczny-bzik.blogspot.com/2019/07/sowie-opowiesci-artur-urbanowicz-inkub.html

Kiedy coś się lubi, to po prostu tak jest i żadna siła wyższa nie jest w stanie zmienić mojego zdania. Właśnie tak mam z mrocznymi powieściami, filmami, serialami. Mózg mówi mi: aaaa, przecież ty się boisz! Co robisz? Rzuć to! A ja z uporem maniaka przewracam stronę i nie mogę doczekać się kontynuacji. Nie ma na to rozsądnego wytłumaczenia, ale strach siedzi sobie we mnie i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

WERSJA POPRAWIONA. WCZEŚNIE NIE DODAŁA SIĘ CAŁA RECENZJA :(

Myślę, że każdemu przychodzi taka myśl: a gdyby tak wszystko rzucić i wyjechać? U mnie też się to zdarza – częściej lub rzadziej. Nie chodzi, że nie lubię swojego życia, ale jak to bywa, chcę czegoś więcej. Mocniej, bardziej, jakiejś zmiany, która nada bieg rzeczom. Dodatkowo niepewność powodzenia nadaje dreszczyku całej sytuacji. Każdy kiedyś chciał zniknąć i pojawić się w innej rzeczywistości. Realizacja marzeń, to coś co nas nakręca. Nie inaczej jest z bohaterką książki Sweetbitter. Dlaczego sięgnęłam po pozycję? Ponieważ jak główna postać jestem zafascynowana Nowym Jorkiem. Od kiedy pamiętam chciałam tam zamieszkać lub zwiedzić. Jedno się udało, ale dość o mnie. Przejdźmy do recenzji.

Główną bohaterką powieści jest Tess, która postanawia uciec od swojego dotychczasowego życia. Ma dwadzieścia dwa lata i nie chce już żyć pod dyktando innych. W głowie pojawia się myśl, że będzie szczęśliwa tylko w Nowym Jorku. Tak... Wielkie Jabłko przyciągnęło już nie jedna osobę . Dużo ludzi, wielkie budynki i takie same aspiracje. Dziewczyna rozpoczyna pracę w ekskluzywnej restauracji, w które nie ma czasu na pomyłki czy niedociągnięcia. Może powiedzieć, iż zaczyna swoją przygodę, której tak pragnęła, tylko czy na pewno? Wymarzona samodzielność nie smakuje tak samo w rzeczywistości, jak w marzeniach, a codzienne trudności stają się wielkimi górami do pokonania. Bohaterka dostaje lekcje gotowania oraz życia. Czy uda jej się znaleźć szczęścia czy będzie musiała obejść się smakiem?

Ufff, muszę przyznać, że opis był bardzo zachęcający, tematyka ciekawa i byłam pełna jak najlepszych nadziei, a potem zaczęłam czytać. Na początku jeszcze trzymałam fason. Bardzo dobrze wiemy, że często książka musi się rozkręcić. Ba, nawet od połowy wciągnąć. I tak czytałam, czekałam, bardzo chciałam nareszcie znaleźć moment wow. W taki sposób dotarłam do końca tytułu. Chyba nie muszę mówić jaki będzie mój werdykt, żeby jednak być całkowicie szczerą, zaprezentuje wam blaski oraz cienie pozycji Sweetbitter.

Trzeba znaleźć jakieś pozytywy, bo obojętnie jak coś mnie do siebie zniechęca, to potrafię znaleźć jasność w mroku, tym razem nie było inaczej. Opisy jedzenia to mocny punkt lektury. Człowiek może się zatracić w smakowicie zaprezentowanych potrawach, na których punkcie idzie dostać bzika. Serio! Kto nie chciałby spróbować rarytasów z górnej półki wyglądających wyśmienicie i tak też podanych? Miałam wiele momentów, że nagle musiałam iść po coś do kuchni, bo mój brzuch dawał o sobie znać. Dla mnie jest to plus, ponieważ lubię dowiadywać się o ekskluzywnych potrawach, których zapewne nigdy nie stworzę.

Ciekawym wprowadzeniem jest zaprezentowanie życia oraz pracy kelnerów, kucharzy i całej załogi pracującej w renomowanej restauracji. Mam znajomego, który jest kucharzem w Nowym Jorku, a jego żona kelnerką i wiele rzeczy pokrywa się z tym, co on mówi. Oczywiście chodzi mi tutaj o kwestie pracy, a nie ciągłe i niekończące się libacje. Serio, nie wiem skąd autorka wzięła pomysł na takie podłoże, ale dalece minęła się z prawdą. Jednak sam kwestia przygotowywania posiłków, włożonego wysiłku, godzin pracy jest dobrze ukazane.

Niestety to koniec pozytywów, cała reszta to poplątanie z pomieszaniem i seria rozczarowań. Nie wiem jak to się udało autorce. Zaczynając od głównej bohaterki. Jest jednocześnie nijaka i strasznie wkurzająca. Jakby jej jedynym celem w życiu było użalanie się nad sobą. Dziwnym trafem, bez doświadczenia, wprawy, ani polecenia, dostaje pracę w renomowanej restauracji. Gdzie się tak dzieje? Do tego znajduje miejsce do mieszkania, może się utrzymać, a nagle stwierdza, że jej życie to pasmo porażek. Stroni od ludzi, a dziwi się, że jest sama. Absurd goni absurd. Starałam się ją polubić, ale ze strony na stronę coraz bardziej mi to utrudniała. Niby można zrzucić o na karb młodości, ale bez przesady. Nawet ja nie jestem w stanie aż tak przymknąć oczu.

Fabuła, pomysł i wykonanie wydawało się czymś nowym oraz świeżym, a wszyło jedno, wielkie utrapienie. Mnogość wulgaryzmów bije prawie z każdej kartki. Naprawdę nie można stworzyć czegoś nowego, bez bluźnienia? Jestem odporna na takie rzeczy, ale nawet mnie kilka razy odrzuciło i nie pomogła nawet szczypta humoru, która miała chyba ratować sytuacje. Wyżywanie się na pracownikach, kiedy klienci wszystko słyszą, raczej nie powinno mieć miejsca w lokalu z wyższej półki. Ilość bohaterów wręcz mnie przytłoczyła. Ile można mieć postaci uzupełniających i wprowadzających coś nowego? Kiedy już godziłam się z obecnością jednej osoby, zaraz pojawiała się druga, trzecia, czwarta... Rozwleka to wątki i powoduje zbędne zamieszanie, którego w lekturze nie brakowało. Niepotrzebna dezorientacja odstrasza od tytułu.

Pojawił się również wątek miłosny, który mógłby wydać się niektórym atrakcyjnym dodatkiem. I tak też było ze mną, jednak z każdą, kolejną stroną stawał się trochę jak patologiczny związek dwojga osób. Niby coś do siebie czują, ale radość sprawia im poniżanie i gardzenie sobą nawzajem. Ja rozumiem, że każda wieź jest inna, ale tu jest tak wszystko przerysowane, że aż zakrawa o absurd. Może wkradła się tutaj myśl, że toksyczna relacja jednak może być fajna i na pewno przyciągnie do siebie czytelnika? Sama nie wiem.

Przechodząc do meritum sprawy: nie polecam książki Sweetbitter. Może ja jestem dziwna i czegoś nie rozumiem, ale ten tytuł nie jest przyjemny, fajny, ani dobry. Nawet podzielenie fabuły na pory roku nie nadało żadnego smaczku. Bezpodstawne wybory głównej bohaterki nie tłumaczy wiek, ponieważ dwadzieścia dwa lata, to nie podlotek, który nie wie nic o życiu. Książkę czyta się w miarę szybko, ale to tylko dlatego, że szuka się sensu całości. Kiedy on nie nadchodzi – pojawiają się nerwy. Momenty w miarę płynnej fabuły przeplatane są chwilami zgryzoty i potrzebą wyrzucenia książki przez okno. Jeśli tak wygląda postrzeganie dwudzieto - trzydziestolatków, to ja nie wiem co robię na tym Świecie. Dowiedziałam się, że na podstawie książki powstał serial, który z jednej strony mnie korci, a z drugiej – boję się, że poziom gniewu znowu wpadnie w wysokie tony.

WERSJA POPRAWIONA. WCZEŚNIE NIE DODAŁA SIĘ CAŁA RECENZJA :(

Myślę, że każdemu przychodzi taka myśl: a gdyby tak wszystko rzucić i wyjechać? U mnie też się to zdarza – częściej lub rzadziej. Nie chodzi, że nie lubię swojego życia, ale jak to bywa, chcę czegoś więcej. Mocniej, bardziej, jakiejś zmiany, która nada bieg rzeczom. Dodatkowo niepewność powodzenia nadaje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Coś się kończy, a coś zaczyna. Nie wiem kiedy to zleciało, ale jestem właśnie po czwartym tomie Czerwona Królowa. Książka jest olbrzymia, inaczej nazwać się tego nie da. Mimo że czytania dużo, to ciężko mi było się do niej zabrać. Nie chciała kończyć tej cudownej przygody, ale służba, nie drużba.

Mare Barrow wprowadziła zamieszanie do uporządkowanego świata królestwa. Odkryła, że nie jest Srebrna, a Czerwona. Powstał chaos w uporządkowany świat elity. Dziewczyna stała się przywódczynią i twarzą rebelii, która miała zmienić wszystko. Przeciwnicy podnoszą broń, więc czas na ostateczną walkę. Dziewczyna poświęci swoje dobro oraz szczęście, żeby wyjść zwycięsko z tej potyczki. Oczywiście nie obejdzie się bez zdrad, zazdrości i wielu problemów. Czy nowy sojusz będzie najlepszym wyjściem? Czy zwycięstwo jest warte każdej ceny?

Mare jest taka sama, jak w poprzednich częściach. Walczy o swoje, nadal szukając własnego miejsca. Lubię główna bohaterkę, mimo kilku niedociągnięć charakteru. Inni bohaterowie są tacy sami, jak we wcześniejszych częściach. Można powiedzieć, że w czwartym tomie wchodzimy ponownie do świata, który zakończył się w trzecim.

Na tym chyba czas zakończyć pozytywy. Niestety. Wielkie nadzieje zostały zdeptane z każdą kolejną, przeczytaną stroną. Jest parę rzezy, których nie lubię w książkach. Podstawowa to brak płynności akcji, powroty w treści żeby zrozumieć sens rozgrywanej fabuły. Pojawiło się wiele wątków pobocznych, które wprowadzały chaos i nie wnosiły nic sensownego do całości. Miałam wrażenie jakby autorka chciała przekazać nam wszystkie swoje myśli oraz pomysły co do serii, a że był to ostatni tom to wyszło trochę nieporadnie. Nie lubię zbędnych zapychaczy treści. W pewnym momencie strasznie wkurzały, ponieważ odchodziłam od najważniejszych spraw, a skupiałam się na jakiejś innej historii, która tak naprawdę nic nie dawała.

Nadal czuję, że jeśli tom miałby o połowę mniej stron, to byłby bardzo dobrym zakończeniem. Czytanie nie było radością, a raczej męką i chodzeniem po ostrych kamieniach. Akcja stała w miejscu, tempo jakby zwalniało ze strony na stronę. Zanim przeczytałam konkretny fragment, już wiedziałam co będzie dalej. Wszystko było takie przewidywalne i mało odkrywcze.

Jako miłośniczka Czerwonej Królowej jestem strasznie zawiedziona finałem. Spodziewałam się czegoś wow, a dostałam lekko odgrzewanego kotleta, który nie dał mi radości. Przecież to zawsze końcowy tom daje poczucie spełnia, spaja całość i nie daje o sobie zapomnieć. Z każdą stroną byłam coraz bardziej zirytowana. Jakby sukces autorki sprawił, że zrezygnowała z ciekawego pomysłu, a poszła w wygodne oraz bezpieczne rozwiązania. Nie mogłam poczuć chemii z tym, co czytam. Parę razy odkładałam książkę, żeby po czasie z mozołem do niej wracać. To chyba nie powinno tak wyglądać. Powieść ma sprawiać radość, a zakończenie smutek. Tutaj było wręcz odwrotnie. Kiedy zamknęłam tylną okładkę, poczułam ulgę.

Styl pisania autorki rozwinął się na przestrzeni całego czasu spędzonego nad serią. Widać, że włożyła dużo pracy w dopracowanie stylu i przesłania. To, że historia przedstawiona w czwartym tomie kuleje, to nie znaczy, że autorka ma zły styl pisania. W mojej ocenie skupiła się za bardzo na wepchnięciu wszystkiego, co sobie wymyśliła, zamiast na jakości.

I tak reasumując wszystko, całą przygodę z Czerwoną Królową – nie żałuję. Pojawiło się wiele zgrzytów, szczególnie w ostatnim tomie, ale szacunek dla autorki, że stworzyła barwny świat, z wieloma ciekawymi elementami pozostał. Mam wrażenie, że jej następna seria będzie dobra. Skupi się bardziej na przesłaniu, a nie na zadowalaniu wszystkich. Przynajmniej mam taką nadzieję.

Finał nie jest jednoznaczny. Można domyślać się wielu rzeczy, a i tak nikt nie będzie miał racji. Czuję, że jest to zabieg marketingowy, na ewentualne, późniejsze pojawienie się jeszcze jakiegoś tomu. Np. kilka lat po historii z Wojennej burzy. Szkoda, ponieważ liczyłam na jasne odpowiedzi, a pojawił się znowu mętlik. Niesmak pozostał jeszcze długo po skończeniu. Czy seria jest warta poznania? Myślę, że tak, jeśli nie obawiacie się lekkiego rozczarowania. Dlaczego w recenzji nie skupiam się tylko na Wojennej burzy? Ponieważ mogłabym zdradzić zbyt wiele szczegółów, a w spoilerowanie się nie bawię.

Za Wojenną burzę złapią się zapewne miłośnicy wcześniejszych części, więc nie chce zdradzać treści oraz obierać komuś szansy na poznanie treści na własnych zasadach. Wiem, że czwarty tom będzie miał swoich miłośników. Mi niestety nie podszedł, ale nadzieję, że u was będzie inaczej. Szkoda, że twórczyni zdecydowała się na takie prowadzenie fabuły, a nie inne. Kilka zmian i seria byłaby idealna.

Recenzja pojawi się na:

http://kosmetyczny-bzik.blogspot.com/

Coś się kończy, a coś zaczyna. Nie wiem kiedy to zleciało, ale jestem właśnie po czwartym tomie Czerwona Królowa. Książka jest olbrzymia, inaczej nazwać się tego nie da. Mimo że czytania dużo, to ciężko mi było się do niej zabrać. Nie chciała kończyć tej cudownej przygody, ale służba, nie drużba.

Mare Barrow wprowadziła zamieszanie do uporządkowanego świata królestwa....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pamięć ludzka jest bardzo dziwna. Można coś wspominać przez lata, odczuwać przy tym wręcz fizyczny ból. W innym przypadku – nie pamięta się nic i właśnie tak ma główna bohaterka książki Skrzywdzona. Wspomnienia sprzed czwartego roku życia to czarna plama. Próba ich odzyskania kończy się niewyobrażalnym bólem głowy, na pograniczu z wymiotami. Scarlett przestała już próbować i pogodziła się z losem. Do czasu jak poznaje Noah. Nowy uczeń szybko zyskuje jej sympatię oraz podbija serce. Dziewczyna zadurza się bez pamięci. Pewna sytuacja przywołuje stopniowy powrót wspomnień. Tylko czy będą one miłe, a może powinny być zagrzebane? Czy oddany chłopak będzie jej ukojeniem czy bezdusznym katem? Noah ma tajemnice, a jego działania prowadzą do katastrofy. Czy wszystko dobrze się skończy?

https://kosmetyczny-bzik.blogspot.com/2018/10/sowie-opowiesci-69-natasha-preston.html

Pamięć ludzka jest bardzo dziwna. Można coś wspominać przez lata, odczuwać przy tym wręcz fizyczny ból. W innym przypadku – nie pamięta się nic i właśnie tak ma główna bohaterka książki Skrzywdzona. Wspomnienia sprzed czwartego roku życia to czarna plama. Próba ich odzyskania kończy się niewyobrażalnym bólem głowy, na pograniczu z wymiotami. Scarlett przestała już próbować...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki First Love James Patterson, Emily Raymond
Ocena 7,1
First Love James Patterson, Em...

Na półkach: ,

First Love to typowa powieść drogi. Główni bohaterowie wybierają ucieczkę od życia. Nie chcą mierzyć się ze swoimi problemami, szczególnie Axi. Dziewczyna pragnie zapomnieć o złym, nudnym, jednostajnym życiu, które nie daje jej wiele radości. Opracowała plan podróży i wciąga w niego przyjaciela Robinsona. Zostawia za sobą tatę alkoholika, który nie potrafi poradzić sobie sam ze sobą, szkołę i wszystkie problemy. Droga ma być dla niej nowym startem. Ten specyficzny duet przeżyje wiele przygód, radości, miłości, ale też smutku oraz żalu. Główna bohaterka jest mocno zadurzona w przyjacielu i stara się to ukryć. Zadanie nie jest łatwe, kiedy śpi się we wspólnym łóżku lub namiocie. Jak zakończy się ta szalona przygoda? Czy bohaterowie zostaną złapani? Czy miłość nimi zawładnie, a może życie ma jakieś inne plany?

https://kosmetyczny-bzik.blogspot.com/2018/10/sowie-opowiesci-68-james-patterson.html

First Love to typowa powieść drogi. Główni bohaterowie wybierają ucieczkę od życia. Nie chcą mierzyć się ze swoimi problemami, szczególnie Axi. Dziewczyna pragnie zapomnieć o złym, nudnym, jednostajnym życiu, które nie daje jej wiele radości. Opracowała plan podróży i wciąga w niego przyjaciela Robinsona. Zostawia za sobą tatę alkoholika, który nie potrafi poradzić sobie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

http://kosmetyczny-bzik.blogspot.com/2018/10/sowie-opowiesci-67-jp-delaney-w-zywe.html

Psychologiczne gierki, wielkie emocje, napięcie oraz ten dreszczyk. To właśnie sprawia, że thrillery, szczególnie te psychologiczne, to dla mnie cudowna rozrywka na nieprzespaną noc. Może się walić i palić, a ja wtapiam się w opisywane przygody. Nikt ani nic mnie nie ruszy. Wiem, że wiele osób zachwyca się Lokatorką, ale nie miałam jeszcze szansy jej przeczytać. W żywe oczy to moja pierwsza książka Autora. Byłam pełna nadziei oraz wielkich oczekiwań. Wiemy jak to jest z szumnie promowanymi książkami. Rozczarowanie, smutek i złość, że kolejny raz udało im się nas oszukać. Uwierzcie mi, zbyt duża promocja odpycha. Nie mogę zmusić się do książki. Dlatego też zdecydowałam się na W żywe oczy przed całą falą. Jak było tym razem? Zapraszam na szybkie podsumowanie moich wrażeń. Czy J P Delaney podbił także moje serce?

Claire Wright To kobieta, która potrafi być kimkolwiek zapragnie. Kłamie tak, że nawet wykrywacze miałyby problem. Przeszła w swoim życiu wiele: stratę rodziców, domy zastępcze, zdeptane marzenia, ucieczkę z kraju po nieudanym romansie. Jej marzenie, to bycie aktorką. To właśnie to kocha i chce robić w U.S.A. Niestety wizja zielonej karty jest daleko, a utrzymanie kosztuje. Zgadza się zostać wabikiem na mężczyzn. Żony niewiernych panów wynajmują ją przez agencję, żeby nakryła ukochanych na zdradzie. Jej życie się zmienia, kiedy dostaję nietypową ofertę pracy. Warunki są bardzo kuszące, ale też niebezpieczne. Patrick Fogler nie jest typową ofiarą. Inteligentny, pełen uroku, otwarty. Claire ma przed sobą nie lada wyzwanie, od którego może zależeć jej całe życie.

Nawet nie wiem od czego tu zacząć. Pewnie będę pisała trochę ogólnikami, ponieważ w powieści zdarzyło się tyle, że nie chce za wiele zdradzić. Całość jest bardzo dobrze skomponowana, a ja nie wiedziałam co jest prawdą, a co kłamstwem. Jako pasjonatka thrillerów podejrzewałam dużo, ale za nic nie miałam pewności. Pewnie znacie to wrażenie: oooo tak, pewnie za chwilę stanie się tak i tak. W przypadku W żywe oczy nigdy nie wiadomo co stanie się dalej. I właśnie to jest piękne. Autor zaskakuje czytelnika na każdym kroku. Można wietrzyć podstęp, nie wierzyć, że tak potoczyła się fabuła, jednak z tyłu głowy jest myśl: a może jednak? Jeśli twórca zmienił bieg oraz prowadzi mnie w innym kierunku, ja nie będę marudzić. Ja chcę wiedzieć co będzie dalej! I tak było. Nie oderwałam się nawet na chwilę. Wiedziałam, że nie odłożę powieści póki nie skończę. Czy podejrzewałam jak się to wszystko zakończy? Tak, jednak wcale mnie to nie rozczarowało, ponieważ droga była cholerną kolejką górską, a ja rozkoszowałam się każdym zdaniem.

Fabuła jest dość nietypowa, ponieważ rozwija się z przerwami. Najpierw szybka akcja, potem stagnacja oraz znowu lot błyskawicy. Choć nie lubię takiego rozwoju, to J P Delaney mnie nim kupił. Bardzo dobrze wczuł się w świat Claire i przekazał go z niezwykłą starannością. Główna bohaterka ma dziwna manierę sprowadzania swojego życia do scenariusza. Wiele scen opisanych jest jak skrypt jakiejś sztuki czy filmu. Nietypowy zabieg opłacił się, ponieważ jest to coś innego i na pewno intrygującego.

Autor napisał książkę dawno temu, a teraz ją ę przerobił. Wydał na nowo. Wczuł się w rynek oraz znalazł dla siebie szansę. Dobrze wiedział, że W żywe oczy to dobra historia, która powinna zostać poznana. Wszystko dzięki dobrze wykreowanym b. Aż do samego końca zastanawiałam się kto jest dobry, a kto niegrzeczny. Co chwilę zmieniałam zdanie o mordercy: Claire, Patrick, a może ktoś inny? Nic nie było oczywiste. Zatraciłam się w tekście i wszędzie szukałam drugiego dna. Proste rozwiązania nie wchodziły w grę. Twórca bardzo dobrze manipuluje myślami czytelnika, jakby był trzy kroki przed nim.

Claire jest nieoczywistą postacią. Starałam się ją polubić, ale coś zawsze mi nie pasowało. Może dlatego, że jak wcielała się w postać, to stawała się kimś innym. Jak można zaufać komuś, kto tak szybko potrafi zmienić twarz? Sami rozumiecie, że nie było łatwo wykluczyć jej z kręgu podejrzanych, mimo że bardzo się chciało.

Oczywiście były momenty, które wkurzały. I niestety są to gównie te gdzie pojawiała się główna bohaterka. Jej dwoistość czasem przytłaczała. Potrafiła być intrygująca, cudowna i po prostu przyciągająca, jednak za chwilę stawała się kobiecym memłakiem, który jojczy nad niesprawiedliwością Świata. Podejrzewam, że Autor chciał pokazać jej różne odsłony, ale nie do końca wszystkie momenty zawładnęły moim sercem. I tyle. Więcej wad nie widzę, a usilnie szukałam. Naprawdę chciałam zjechać książkę i powiedzieć: taaa, wielka promocja, a dupa z tego wyszła. Nie mogę tego zrobić.

W treści poruszono wiele ważnych wątków. Zaufania, wierności, osobowości, oraz dążenia do celu. Twórca pokazał dwoistość charakteru. Jeśli czegoś się chce, można zmienić się w jednym momencie, wypuścić Krakena i nie zważać na konsekwencje. Nie wiem jak mam was bardziej zachęcić do przeczytania. Dla mnie, W żywe oczy, jest po prostu książką doskonałą. Może i włożyłam różowe okulary, ale dawno nie czytałam tak poplątanej i pełnej niejasności powieści. Sprawiła, że co chwile wstrzymywałam oddech oraz chciałam więcej. Jak jakiś ćpun. Teraz wiem, że Lokatorkę też przeczytam. Mam nadzieję, że dacie książce szansę.

Za książkę dziękuję wydawnictwu Otwarte

http://kosmetyczny-bzik.blogspot.com/2018/10/sowie-opowiesci-67-jp-delaney-w-zywe.html

Psychologiczne gierki, wielkie emocje, napięcie oraz ten dreszczyk. To właśnie sprawia, że thrillery, szczególnie te psychologiczne, to dla mnie cudowna rozrywka na nieprzespaną noc. Może się walić i palić, a ja wtapiam się w opisywane przygody. Nikt ani nic mnie nie ruszy. Wiem, że...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Mój pierwszy bal Holly Black, Libba Bray, Rachel Cohn, Dan Ehrenhaft, John Green, David Levithan, E. Lockhart, Sarah Mlynowski, Ned Vizzini, Melissa de la Cruz, Cecily von Ziegesar
Ocena 5,7
Mój pierwszy bal Holly Black, Libba ...

Na półkach: ,

Każda mała dziewczynka chce być księżniczką. Może nie przez cały czas i nie tylko nią, ale ma taki moment, kiedy to chce wbić się w cudowną suknię i ruszyć na potańcówkę. Wszystkie amerykańskie komedie, oparte na tematyce balu, jeszcze podsycają to pragnienie. Sama złapałam się parę razy na tym, że chciałabym przeżyć to co bohaterowie. Podekscytowanie i radość. Ładnie się ubrać, ruszyć z partnerem w niezapomnianą noc. Moja studniówka nie należała do idealnych. Miała mocne oraz słabe strony, ale to jednak nie to, co ogląda się w tv. Z biegiem lat wspomnienia wyblakły, ale pragnienie odżywa przy każdym, nowym filmie. Chciałabym wkroczyć w dorosłość z wielkim przytupem jeszcze raz. Właśnie na tej tematyce skupili się autorzy antologii Mój pierwszy bal.

Wydawnictwo Jaguar

http://kosmetyczny-bzik.blogspot.com/2018/03/sowie-opowiesci-65-antologia-moj.html

Każda mała dziewczynka chce być księżniczką. Może nie przez cały czas i nie tylko nią, ale ma taki moment, kiedy to chce wbić się w cudowną suknię i ruszyć na potańcówkę. Wszystkie amerykańskie komedie, oparte na tematyce balu, jeszcze podsycają to pragnienie. Sama złapałam się parę razy na tym, że chciałabym przeżyć to co bohaterowie. Podekscytowanie i radość. Ładnie się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Ciekawe wątki i niecodzienna sceneria – tak można na szybko opisać o czym jest Ktoś mnie obserwuje. Tessa nie jest zwykłą nastolatką. Nie wychodzi ze znajomymi, nie cieszy się młodzieńczymi latami. Ma agorafobię. Boi się opuszczać własny pokój. Aby jej męki nie były zbyt duże, może porozumiewać się ze światem zewnętrznym. A nie ma nic lepszego, niż Internet. Idealnie sprawdzi się w tej roli, ponieważ można znaleźć w nim wszystko. Nawet przyjaciół, którzy zawsze będą wspierać. Może nawet chłopaka?

I właśnie takie myślenie powoduje, że Tessa wysyła na Twitterze swojego idola, Erica Thorna, posty. Tylko kto tak naprawdę jej odpowiada? Czy osoba po drugiej stronie jest tym, za kogo się podaje? A jeśli to nie on, to kto? Akcja się zagęszcza, a Tessa już nie wie co jest prawdą, a co fikcją. I najważniejsze: nie wie kto ją obserwuje...

http://kosmetyczny-bzik.blogspot.com/2018/03/sowie-opowiesci-64-av-geiger-ktos-mnie.html

Ciekawe wątki i niecodzienna sceneria – tak można na szybko opisać o czym jest Ktoś mnie obserwuje. Tessa nie jest zwykłą nastolatką. Nie wychodzi ze znajomymi, nie cieszy się młodzieńczymi latami. Ma agorafobię. Boi się opuszczać własny pokój. Aby jej męki nie były zbyt duże, może porozumiewać się ze światem zewnętrznym. A nie ma nic lepszego, niż Internet. Idealnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nareszcie nastał dzień, kiedy to mogę trochę potruć na temat pozycji, która spędzała mi sen z powieki. Od momentu wycieku informacji od Czwartej Strony, a w sumie młodzieżowego działu wydawnictwa – We need Ya, dał cynk o wydaniu książki – puściły mi hamulce. Taniec po mieszkaniu trwał bez końca! A dlaczego? Lubię autorkę i zaczęłam czytać Okrutną Pieśń w oryginale, jednak obowiązki jak zwykle przeszkodziły mi w czytaniu. Żebyście jednak nie myśleli, że powieść ma jakieś fory. Zdecydowanie ich nie ma! Po angielsku przeczytałam kawałek, za mało żeby wyrobić sobie opinię. Czy szumna promocja była warta? Każdy mówi o książce w superlatywach, a może jednak ma więcej wad, niż zalet? Zapraszam do zapoznania się z moim, skromnym zdaniem.

https://kosmetyczny-bzik.blogspot.com/2018/03/sowie-opowiesci-62-victoria-schwab.html

Nareszcie nastał dzień, kiedy to mogę trochę potruć na temat pozycji, która spędzała mi sen z powieki. Od momentu wycieku informacji od Czwartej Strony, a w sumie młodzieżowego działu wydawnictwa – We need Ya, dał cynk o wydaniu książki – puściły mi hamulce. Taniec po mieszkaniu trwał bez końca! A dlaczego? Lubię autorkę i zaczęłam czytać Okrutną Pieśń w oryginale, jednak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Z Wydawnictwem Novae Res mamy swoje wzloty i upadki. Często trafiam na naprawdę fajne debiuty, innym razem na czytelniczy koszmarek, który przyprawia mnie o ból głowy. Przez lata blogowania odkryłam, że kierowanie się tylko marką, to nie jest dobre wyjście. Każde wydawnictwo ma swoje mocne tytuły oraz małe paszkwile. Dziewczyna ze snów plasuje się w tendencji zwyżkowej. Nie wiem do końca co się tam zadziało, jednak było to dobre i trzymające w napięciu, ale przejdźmy do konkretów.

https://molinkaksiazkowa.blogspot.com/2018/03/micha-gawa-dziewczyna-ze-snow.html

Z Wydawnictwem Novae Res mamy swoje wzloty i upadki. Często trafiam na naprawdę fajne debiuty, innym razem na czytelniczy koszmarek, który przyprawia mnie o ból głowy. Przez lata blogowania odkryłam, że kierowanie się tylko marką, to nie jest dobre wyjście. Każde wydawnictwo ma swoje mocne tytuły oraz małe paszkwile. Dziewczyna ze snów plasuje się w tendencji zwyżkowej. Nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Sięgnięcie po Lekcję martwej mowy, było jak wewnętrzna walka dobra ze złem. Kobieca ciekawość mówiła: weź ją, przecież wiem, że chcesz. Rozum: O nie! Nie rób sobie znowu tego! Pamiętasz co było ostatnio? Właśnie... Moje ostatnie spotkanie z twórczością Pawła Jaszczuka, to Foresta Umbra, która zniszczyła mnie do cna. Książka, która bardzo mnie rozczarowała i sprowadziła do parteru moje zapędy. Jednak jestem osobą żwawo podchodzącą pod górę przeciwności i tak zasiadłam sobie do kolejnej przygody Jakuba Sterna. Najpierw musicie poznać zarys historii, żeby przejść do wniosków.

https://molinkaksiazkowa.blogspot.com/2018/03/pawe-jaszczuk-lekcja-martwej-mowy.html

Sięgnięcie po Lekcję martwej mowy, było jak wewnętrzna walka dobra ze złem. Kobieca ciekawość mówiła: weź ją, przecież wiem, że chcesz. Rozum: O nie! Nie rób sobie znowu tego! Pamiętasz co było ostatnio? Właśnie... Moje ostatnie spotkanie z twórczością Pawła Jaszczuka, to Foresta Umbra, która zniszczyła mnie do cna. Książka, która bardzo mnie rozczarowała i sprowadziła do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Technika, technologia, sprzęt, telefon, komputer... Wszystko się rozwija i idzie do przodu. Zanim się obejrzysz, masz wszystko przedpotopowe i do wymiany. Nie da się inaczej. Ciągły rozwój sprawia, że życie biegnie szybciej. Konsumpcjonizm jest coraz bardziej odczuwalny. Nie ma Cię w social mediach – nie istniejesz. Nie zliczę już, ile razy czułam się jak stara baba, kiedy to mój telefon czegoś nie miał. I właśnie, między innymi, o tym jest Tekst Dmitrija Glukhovsky'ego.


http://www.niekulturalnie.pl/2018/01/tekst-dmitry-glukhovsky-kiedy-jestes.html

Technika, technologia, sprzęt, telefon, komputer... Wszystko się rozwija i idzie do przodu. Zanim się obejrzysz, masz wszystko przedpotopowe i do wymiany. Nie da się inaczej. Ciągły rozwój sprawia, że życie biegnie szybciej. Konsumpcjonizm jest coraz bardziej odczuwalny. Nie ma Cię w social mediach – nie istniejesz. Nie zliczę już, ile razy czułam się jak stara baba, kiedy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Powieści historyczne to nie mój klimat. Jakoś nigdy nie umiem się w niego wczuć, ani w opowiadaną historię. Oczywiście dużo zależy od czasów, w których umiejscowiona jest fabuła. Książka Pawła Jaszczuka jest swojego rodzaju odstępstwem, od nałożonej sobie zasady. Przekonał mnie wątek kryminalny, po którym obiecywałam sobie dużo. Moją nową mantrą jest dawanie szansy polskim twórcom. Foresta umbra to kolejny krok, aby przekonać się do zburzenia muru postawionego wiele lat temu. Tyle razy zawiodłam się na rodzimy autorach, że dopiero od niedawna otwieram się na nowe możliwości. Czy twórczość Pawła Jaszczuka przekonała mnie do sięgania częściej po powieści osadzone w dawnych latach oraz pisane przez autorów z polskiego podwórka? Zaraz się przekonacie.

http://molinkaksiazkowa.blogspot.com/2017/12/pawe-juszczyk-foresta-umbra.html

Powieści historyczne to nie mój klimat. Jakoś nigdy nie umiem się w niego wczuć, ani w opowiadaną historię. Oczywiście dużo zależy od czasów, w których umiejscowiona jest fabuła. Książka Pawła Jaszczuka jest swojego rodzaju odstępstwem, od nałożonej sobie zasady. Przekonał mnie wątek kryminalny, po którym obiecywałam sobie dużo. Moją nową mantrą jest dawanie szansy polskim...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Są takie powieści, które po prostu się czyta, odkłada i nic z tego nie zostaje. Kolejna, ulotna historia wylatująca z głowy zaraz po przeczytaniu. Wiem, że te powieści są też potrzebne, ale ja wole inne. Zostawiające rozpiernicz w mózgu i bardzo intensywnego kaca książkowego. Tytuł musi mną wstrząsnąć, rozbić mój świat na malutkie fragmenty, żebym musiała sama go poskładać. Takich tytułów chcę, oczekuje oraz tychże wypatruje.



I właśnie to dostaję, kiedy sięgam po książki Artura Urbanowicza. Myślałam, że nie może być lepiej niż w Gałęziste, ale Grzesznik to zupełnie inny level mocy. To coś trudnego do opisania, ale będę starała się oddać magię powieści. Moja książka 2017 roku. Arturze, znowu mnie zniszczyłeś...

http://kosmetyczny-bzik.blogspot.com/2017/12/sowie-opowiesci-56-artur-urbanowicz.html

Są takie powieści, które po prostu się czyta, odkłada i nic z tego nie zostaje. Kolejna, ulotna historia wylatująca z głowy zaraz po przeczytaniu. Wiem, że te powieści są też potrzebne, ale ja wole inne. Zostawiające rozpiernicz w mózgu i bardzo intensywnego kaca książkowego. Tytuł musi mną wstrząsnąć, rozbić mój świat na malutkie fragmenty, żebym musiała sama go poskładać....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Fantastyka, która wychodzi spod pióra kobiety od zawsze mnie interesowała. Słowiański odłam gatunku jest powiewem świeżości na rynku wydawniczym. Jedną z czołowych autorek jest Oksana Pankiejewa. To właśnie ona stworzyła serię Kroniki Dziwnego Królestwa. Jej historie sprawiły, że rzeszę fanów niecierpliwie czekają na każdą, następną książkę. I nic dziwnego. Potrafi stworzyć bardzo wciągającą fabułę, od której nie da się oderwać. Zapraszam Was na krótką recenzję kolejnego dzieła.”

http://molinkaksiazkowa.blogspot.com/2017/12/oksana-pankiejewa-ludzie-i-duchy.html

„Fantastyka, która wychodzi spod pióra kobiety od zawsze mnie interesowała. Słowiański odłam gatunku jest powiewem świeżości na rynku wydawniczym. Jedną z czołowych autorek jest Oksana Pankiejewa. To właśnie ona stworzyła serię Kroniki Dziwnego Królestwa. Jej historie sprawiły, że rzeszę fanów niecierpliwie czekają na każdą, następną książkę. I nic dziwnego. Potrafi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Powrót do przeszłości sprawia, że postać odkrywa siebie na nowo, odsuwa pracę i zatraca się w pomocy matce. Czy prowadzenie bloga będzie dla niej psychoterapią? Czy na końcu odkryje czego chce, a może znowu da się omotać?”

http://molinkaksiazkowa.blogspot.com/2017/12/aneta-krasinska-odroczone-nadzieje.html

„Powrót do przeszłości sprawia, że postać odkrywa siebie na nowo, odsuwa pracę i zatraca się w pomocy matce. Czy prowadzenie bloga będzie dla niej psychoterapią? Czy na końcu odkryje czego chce, a może znowu da się omotać?”

http://molinkaksiazkowa.blogspot.com/2017/12/aneta-krasinska-odroczone-nadzieje.html

Pokaż mimo to


Na półkach:

"Fantastyka jest idealnym gatunkiem na jesień. Ciekawe przygody, magiczne miejsca oraz akcja. Trzeba tylko zasiąść wygodnie w fotelu, opatulić się kocem, zabrać ciepły napój… zniknąć w odmętach liter. Zrobiłam tak i tym razem. Nawet diabeł z okładki mnie nie zniechęcił. Oprawa przyciąga wzrok oraz zdradza co w środku umieścił Rafał Patola. Zatopiłam się w wielkim tomiszczu, który sprawił mi nie lada problem. Zapraszam do zapoznania się z opisem moich przejść."

https://molinkaksiazkowa.blogspot.com/2017/11/rafa-patola-pieczecie-bogow-szlak.html

"Fantastyka jest idealnym gatunkiem na jesień. Ciekawe przygody, magiczne miejsca oraz akcja. Trzeba tylko zasiąść wygodnie w fotelu, opatulić się kocem, zabrać ciepły napój… zniknąć w odmętach liter. Zrobiłam tak i tym razem. Nawet diabeł z okładki mnie nie zniechęcił. Oprawa przyciąga wzrok oraz zdradza co w środku umieścił Rafał Patola. Zatopiłam się w wielkim tomiszczu,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Hej :)

Zapraszam Was na recenzję fantastyki przyjaznej laikom tego gatunku :)

„Maresi jest w Czerwonym Klasztorze, na wyspie. Miejscu zdominowanym przez kobiety. Mężczyzny tu nie uświadczysz. Każda ma swoje zadania do wykonania. Dużo tu wierzeń, skromnego, wręcz przaśnego życia. Magia rozchodzi się po wyspie i to ta najlepsza, wywodząca się z natury. Kiedy czytałam o zwyczajach mieszkanek oraz ich obrzędach oraz życiu, stawały mi przed oczami dwie grupy: amiszowie oraz druidzi. Ci pierwsi, ze względu na styl życia, Ci drudzy – właśnie przez obrzędy, magię oraz poszanowanie”
Przekonajcie się czy Maresi jest warta zapoznania :) Reszta na:

https://molinkaksiazkowa.blogspot.com/2017/11/maria-turtschaninoff-maresi.html

Hej :)

Zapraszam Was na recenzję fantastyki przyjaznej laikom tego gatunku :)

„Maresi jest w Czerwonym Klasztorze, na wyspie. Miejscu zdominowanym przez kobiety. Mężczyzny tu nie uświadczysz. Każda ma swoje zadania do wykonania. Dużo tu wierzeń, skromnego, wręcz przaśnego życia. Magia rozchodzi się po wyspie i to ta najlepsza, wywodząca się z natury. Kiedy czytałam o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Są książki, które przyprawiają o dreszcze na samą myśl o nich. Jedną z takich pozycji jest „Gałęziste” Artura Urbanowicza. Powieść chciałam przeczytać i nie poznawać jednocześnie. Bardzo przyciągała mnie do siebie fabuła
i cała otoczka tajemnicy lasu. Lekko odpychało wydawnictwo, z którym mam różne doświadczenia. Niestety, nasze kontakty, często kończyły się na wielkim rozczarowaniu. Postanowiłam jednak dać szansę (wydawnictwu oraz autorowi) i przekonać się czy polski twórca potrafi wywołać gęsią skórkę na moich rękach.

Siostro, tlenu! Szybko! - wypowiadałam ten tekst nagminnie podczas czytania „Gałęziste”. Wniknęłam się w fabułę od pierwszych stron. Książka dosłownie przykleiła mi się do palców. Artur Urbanowicz trafił
w moje lęki. Wiem, że każdy jakieś ma, ale moim największym jest ciemność, a jeszcze bardziej – co
z tej ciemności wyskoczy. Czarny, wielki las – poziom przerażenia level hard. Nie zliczę ile razy wpadałam
w hiperwentylację podczas czytania. Mój chłopak myślał, że mam jakiś atak. Ktoś pewnie zapyta: skoro tak się boisz, to po co czytasz? Bo jestem masochistką. Uwielbiam przeciwstawiać się swoim własnym lękom. Pomaga mi to odzyskać kontrolę nad własnym życiem. Podczas czytania, co chwilę gadałam do bohaterów, ale oczywiście nigdy mnie nie słuchali.


Co się wydarzyło dalej? Czy się udało powstrzymać strach? Tego dowiecie się z dalszej części tekstu :) : http://kosmetyczny-bzik.blogspot.com/2017/06/sowie-opowiesci-41-artur-urbanowicz.html

Są książki, które przyprawiają o dreszcze na samą myśl o nich. Jedną z takich pozycji jest „Gałęziste” Artura Urbanowicza. Powieść chciałam przeczytać i nie poznawać jednocześnie. Bardzo przyciągała mnie do siebie fabuła
i cała otoczka tajemnicy lasu. Lekko odpychało wydawnictwo, z którym mam różne doświadczenia. Niestety, nasze kontakty, często kończyły się na wielkim...

więcej Pokaż mimo to