-
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać441 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant14 -
Artykuły
Zapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2021-11-27
8⭐/10 [95/2k21]
"Tak już jest w życiu - przełomowe momenty nadchodzą nie wiadomo kiedy. Jedno nieodebranie połączenie. Zejście schodami na dół. Wypadek samochodowy. To wszystko dzieje się tak szybko, tak nagle."
Na przestrzeni ostatnich lat liczba czytanych przeze mnie obyczajówek stopniowo malała i dzisiaj stanowi zaledwie ułamek wszystkich książek, które przeczytałam w mijającym roku. Po "Moją listę gości" sięgnęłam poniekąd na fali wszechobecnych zachwytów, jednak z ostrożnym dystansem. Na tyle ostrożnym, że byłam zdziwiona, iż autorka napisała również serię na której oparty był oglądany przez mnie swego czasu serial "Famous in love" z Bellą Thorne w roli głównej. O istnieniu dylogii wiedziałam, jednak nazwisko twórczyni nie utkwiło mi w głowie. Nie będę udawać, że od pierwszych stron wyciągnęłam się w narrację toczoną przez Sabrinę. Musiało upłynąć trochę czasu bym zaczęła dostrzegać zalety tej niecodziennej fabuły i jej prostego języka. A pierwsze łzy popłynęły przy 160 stronie. Z ust wyrwało mi się zaledwie ciuchutkie "wow", pozostające na granicy szeptu. Ale przecież już o tym wiedziałam, gdzieś w głębi podświadomości, podobnie jak Sabrina. To nie mogło być przecież aż takie łatwe, biorąc pod uwagę surrealizm całej urodzinowej kolacji. Kolacji, która stanowiła dla bohaterki zarówno lekcje, jak i szansę na domknięcie pewnych etapów w życiu. Próbę pogodzenia się z kształtem dzieciństwa oraz minioną dekadą życia. A ponadto nieco bolesną naukę przebaczenia oraz odpuszczania; adaptacji do niechcianej zmiany. Audrey i profesor Conrad stanowili tutaj urocze tło do rozgrywki toczącej się między Sabby, jej ojcem, Tobiasem i Jessicą (zdecydowanie bardziej lubiłam tą ostatnią jako uduchowioną studentkę). To książka, która mówi wiele o tym, że codzienność i odmienne oczekiwania mogą zaburzyć nawet największe uczucie, bowiem w obliczu kłopotów finansowych oraz dojmującego rozczarowania pewnymi aspektami dorosłego życia, miłość nie zawsze okazuje się wystarczająca.
Odpowiedni człowiek, nieodpowiedni czas, niesprzyjające zewnętrzne okoliczności. A może nie było innego czasu i z tej relacji nie dało się wyciągnąć więcej?
Roniłam łzy przez kilka ostatnich rozdziałów, bo zwyczajnie było mi żal bohaterów. Było mi przykro z powodu nieodwracalności i nieuchronności losu oraz życia. Jednocześnie bardzo im zazdrościłam tego jednego wieczoru, bo oczywiście wiem, z kim bym go spędziła, gdybym miała taką możliwość. Też chciałabym mieć swoją szansę...
"Bałam się życia bez niego, oczywiście. Ale bardziej przerażało mnie jego życie beze mnie. Bałam się, czy przypadkiem w tej ciszy nie odnajdzie swojego szczęścia."
IG: zlizujelitery
8⭐/10 [95/2k21]
"Tak już jest w życiu - przełomowe momenty nadchodzą nie wiadomo kiedy. Jedno nieodebranie połączenie. Zejście schodami na dół. Wypadek samochodowy. To wszystko dzieje się tak szybko, tak nagle."
Na przestrzeni ostatnich lat liczba czytanych przeze mnie obyczajówek stopniowo malała i dzisiaj stanowi zaledwie ułamek wszystkich książek, które przeczytałam w...
„Nie chciałam niczego wprawiać w ruch. Jednak mimo iż tak starałam się, by moje istnienie zostało wymazane z tego świata, bałam się sprawdzić, czy faktycznie już całkowicie znikłam”.
Kto z nas nie doświadczył na jakimś etapie życia przytłaczającej samotności lub chociaż chwilowego osamotnienia? Samotność jest niewątpliwie częścią naszej codziennej egzystencji i to zjawisko mniej lub bardziej dotyka każdego z nas bez wyjątku, przybierając różne odcienie i oblicza. Może być dojmującym poczuciem pustki i swoistego niedopasowania. Niewidzialności. Wrażenia bycia pozostawionym samemu sobie. Może być także zupełnie inna lecz nie mniej uwierająca. Czasem też stanowi zaskakujące oswobodzenie. Władysław Tatarkiewicz pisał, że: „Samotność jest przyjemnością dla tych, którzy jej pragną i męką dla tych, co są dla niej zmuszeni”. Idąc tropem podanym przez wyżej wymienionego filozofa można dojść do wniosku, że człowiek wybiera odosobnienie jedynie z dwóch powodów. Albo jest w zgodzie tylko ze sobą, co przynosi wyzwalający spokój ducha, albo w tłumie, nawet wśród bliskich, czuje, że jest zdany tylko na siebie. W tym drugim przypadku mamy więc do czynienia z tak zwaną samotnością w tłumie, objawiającą się bolesnym wyobcowaniem i wyłączeniem; przeraźliwym brakiem.
„Jednak między nimi a mną wisiała cienka membrana. Membrana, którą rozpinali między sobą każdym wymienianym spojrzeniem czy uśmiechem. Chociaż ta powłoka była cienka i przezroczysta, to zrobiono ją z gumy, więc kiedy w złości wyciągałam ku niej ręce, uginała się elastycznie i odrzucała mnie z powrotem. Pewnie nawet nie byli tego świadomi. A tymczasem po tym, jak odbijałam się od tej membrany, czułam się bardziej samotna, niż gdybym w ogóle z nikim nie rozmawiała”.
Okres rozpoczęcia nauki w liceum jest czasem szczególnie wrażliwym, naznaczonym pewnego rodzaju przejściowością pomiędzy wiekiem dziecięcym a wczesną dorosłością. Dla jednych nastolatków stanowi idealną szansę na rozpoczęcie wszystkiego od nowa z czystym kontem, dla pozostałych jest jednak przykrą koniecznością zmiany otoczenia - wkraczania na nieznane wody oraz towarzyskie zależności, które niejednokrotnie zdają się wyrastać na niewystarczającym gruncie powierzchownego, jakby umownego porozumienia. Hatsegawa, zwana Hatsu, w nowej klasie jest outsiderką. Porzucona przez przyjaciółkę z gimnazjum na rzecz większej mieszanej grupy, nie zdołała na czas wtopić się w społeczne struktury i teraz oscyluje na ich obrzeżach, mając za broń pozorną niewidzialność oraz cięty język, który wykorzystuje przeważnie do wewnętrznych obserwacji i wyciągania płynących z nich wniosków. Nie szczędzi przy tym złośliwości podszytej poczuciem wyższości. Nie jest jedyna. Gdzieś obok niej, w szkolnym niebycie, funkcjonuje również Ninagawa – chłopak, który całkowicie zatracił się w narastającej obsesji na punkcie Orichan, będącej modelką oraz idolką. Samotność Hatsu i samotność Ninagawy w pewnym momencie otrze się o siebie, skazując oboje na wzajemną interakcję, ale czy to wystarczy by wytworzyć autentyczną więź i by dostrzec drugiego człowieka takim, jakim jest w całości? Bez filtrów i z góry narzuconych uprzedzeń?
„Tak jak wtedy, gdy do płytkiego nurtu rzeki wrzuci się ciężki kamień, a piasek podnosi się z dnia i mąci wodę, tak to uczucie znowu wynurzyło się z głębi mojego serce i je zamgliło. Chciałam sprawić mu ból. Chciałam go kopnąć. To było uczucie o wiele silniejsze niż miłość.”
Ciąg dalszy ostrożnego stąpania przy japońskiej literaturze. Badania jej i smakowania po to, by skrócić dzielący nas od samego początku dystans. „Plecy, które chcę kopnąć” jest wydawniczym fenomenem we własnej ojczyźnie. Młoda autorka stworzyła mikropowieść niepozbawioną czujnej wnikliwości, a jej styl pisania i pewnie postawione rozbudowane zdania zdają się nieco przeczyć azjatyckiej powściągliwości i zwyczajowej oszczędności słów. Jej proza jest obrazowa, choć momentami niejednoznaczna, pozostawiająca pole do subiektywnej interpretacji tytułu. Coś jednak sprawiło że lekturę zaledwie 114 stron rozłożyłam na czas trzech dni, początkowo wybita z rytmu i dryfująca na falach uczucia bliskiego obojętności; oderwana od historii pomimo tego, iż dobrze wiem, jak to jest być niewystarczającą, niedopasowaną do cudzych relacji i taktu toczących się w pobliżu rozmów. Hatsu jest postacią przez większość objętości książki budzącą antypatię, tak jak Ninagawa emanuje właściwą sobie żałością i niekiedy odpychającą obskurnością własnych odruchów. Na kanwie ich wspólnych scen ślizgamy się po zarysie psychologicznym, szukając uzasadnienia dla niektórych motywacji, a wszystko to, co znajdujemy, to zaledwie wyzierająca z każdej strony obezwładniająca pustka i podskórna, niecierpliwie pulsująca frustracja, która dusi w piersi i narasta w naszym gardle niczym ostatni ryk rozpaczy, ale taki wydany bez przekonania. Otępienie. To najlepsze słowo, które obrazuje wrażenia po ukończonej lekturze. Może taki właśnie cel ostatecznie przyświecał Risie, nie wiem. Wolę jednak, gdy powieść pobudza wewnątrz mnie zgoła inne obszary. Z tą konkretną nie mogłam się - mimo chęci - identyfikować. Odbiła się za to na mnie cierpkością i lekkim współczuciem w stosunku do pomiatanego Ninagawy.
Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu Kirin.
IG: zlizujelitery
„Nie chciałam niczego wprawiać w ruch. Jednak mimo iż tak starałam się, by moje istnienie zostało wymazane z tego świata, bałam się sprawdzić, czy faktycznie już całkowicie znikłam”.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toKto z nas nie doświadczył na jakimś etapie życia przytłaczającej samotności lub chociaż chwilowego osamotnienia? Samotność jest niewątpliwie częścią naszej codziennej egzystencji i to...