Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Spodziewałam się, że wystawię niższą ocenę, ale to nie byłoby fair, a jednak "może być" to trafne określenie moich wrażeń.
Warstwa językowa jest interesująca i to moim zdaniem główna zaleta tej książki. Z kolei tematyka nie podeszła mi zupełnie, gdyby nie zajęcia akademickie, na które miałam przeczytać ten tomik, przerwałabym lekturę po kilku tekstach. Z całości niewiele wyniosłam, może dlatego, że na ten moment po prostu nie jestem w targecie (ale chyba rozumiem, ile może znaczyć dla innych osób z mojego pokolenia, szczególnie osób queerowych). Ciekawi mnie, co przyniesie dyskusja w grupie i czy zmienię po niej zdanie.

Spodziewałam się, że wystawię niższą ocenę, ale to nie byłoby fair, a jednak "może być" to trafne określenie moich wrażeń.
Warstwa językowa jest interesująca i to moim zdaniem główna zaleta tej książki. Z kolei tematyka nie podeszła mi zupełnie, gdyby nie zajęcia akademickie, na które miałam przeczytać ten tomik, przerwałabym lekturę po kilku tekstach. Z całości niewiele...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ocenę wystawiam z bólem serca, bo to książka o jednym z moich ulubionych bohaterów z jednego z moich ulubionych serialowych uniwersów. Jako przerywnik od innych lektur jest ok, ale koniec końców niewiele wniosła do mojego życia, również tego fandomowego, pewnie też dlatego trochę mnie rozczarowała.

Ocenę wystawiam z bólem serca, bo to książka o jednym z moich ulubionych bohaterów z jednego z moich ulubionych serialowych uniwersów. Jako przerywnik od innych lektur jest ok, ale koniec końców niewiele wniosła do mojego życia, również tego fandomowego, pewnie też dlatego trochę mnie rozczarowała.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Sam pomysł na książkę był moim zdaniem bardzo dobry, ale wykonanie zupełnie mnie nie porwało. :/

Sam pomysł na książkę był moim zdaniem bardzo dobry, ale wykonanie zupełnie mnie nie porwało. :/

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Po książkę sięgnęłam jako fanka Szymona Hołowni w roli Marszałka Sejmu, chcąc dowiedzieć się, na ile jego styl bycia "na żywo" znajduje odbicie także w jego pisaniu. Nie zawiodłam się - autor pisze z charakterystycznym dla siebie humorem, ale nie bez powagi tam, gdzie jest potrzebna.
Książkę polecam nie tylko sympatykom pana Hołowni, ale też - a może przede wszystkim - osobom zainteresowanym żywotami świętych, szukającymi dobrego wstępu do "przygody" z hagiografią. Trzeba tylko pamiętać o religijności autora i o tym, że o ile często proponuje trochę przewrotne spojrzenie na Kościół, zachęca też do modlitwy, do zbliżenia się do opisywanych świętych, a poprzez nich - do Boga, co dla niektórych może być minusem.

Po książkę sięgnęłam jako fanka Szymona Hołowni w roli Marszałka Sejmu, chcąc dowiedzieć się, na ile jego styl bycia "na żywo" znajduje odbicie także w jego pisaniu. Nie zawiodłam się - autor pisze z charakterystycznym dla siebie humorem, ale nie bez powagi tam, gdzie jest potrzebna.
Książkę polecam nie tylko sympatykom pana Hołowni, ale też - a może przede wszystkim -...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Jaka to jest piękna książka...

Jaka to jest piękna książka...

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

EDIT - 05.05.2024: Patrząc na drogę, jaką przebyłam od grudnia i jak bardzo ta książka siedzi mi w głowie, muszę jednak podnieść ocenę o gwiazdkę. I nawet to podejście do wiary zaczynam w niektórych aspektach lepiej rozumieć, chociaż dalej żałuję, że nie mam już nastu lat.

14.12.2023: Pierwszy raz przeczytałam tę książkę w wieku 13 lat i byłam wtedy jej naczelną hejterką. Kolejnych naście lat później nie wydaje mi się taka zła, chociaż chyba jestem na nią trochę za stara. Żałuję, że nie zrobiłam rereadu mając 16 lat jak główna bohaterka, wtedy pewnie wyniosłabym z lektury najwięcej, chociaż jej specyficzne podejście do wiary nawet wtedy obniżyłoby moją ocenę.

EDIT - 05.05.2024: Patrząc na drogę, jaką przebyłam od grudnia i jak bardzo ta książka siedzi mi w głowie, muszę jednak podnieść ocenę o gwiazdkę. I nawet to podejście do wiary zaczynam w niektórych aspektach lepiej rozumieć, chociaż dalej żałuję, że nie mam już nastu lat.

14.12.2023: Pierwszy raz przeczytałam tę książkę w wieku 13 lat i byłam wtedy jej naczelną hejterką....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Przez porównania i skojarzenia z Tajemną historią, która zupełnie mnie nie zachwyciła i której nawet nie dokończyłam, trochę bałam się tej książki. Niepotrzebnie. Może nie jest to najlepsza powieść, z jaką miałam do czynienia w ostatnim czasie, ale i tak wciągnęła mnie i nie chciała puścić, zwłaszcza po przebrnięciu przez pierwszą połowę.
No i oczywiście duży plus za Szekspira.

Przez porównania i skojarzenia z Tajemną historią, która zupełnie mnie nie zachwyciła i której nawet nie dokończyłam, trochę bałam się tej książki. Niepotrzebnie. Może nie jest to najlepsza powieść, z jaką miałam do czynienia w ostatnim czasie, ale i tak wciągnęła mnie i nie chciała puścić, zwłaszcza po przebrnięciu przez pierwszą połowę.
No i oczywiście duży plus za Szekspira.

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Nigdy nie byłam wielką fanką historii o wampirach, ale ta powieść wciągnęła mnie jak mało która. Klasyka to jednak klasyka. Warto było zaryzykować.

Nigdy nie byłam wielką fanką historii o wampirach, ale ta powieść wciągnęła mnie jak mało która. Klasyka to jednak klasyka. Warto było zaryzykować.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Niepokój, nieswojość, niepewność, niezmarnowany czas.

Niepokój, nieswojość, niepewność, niezmarnowany czas.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Albo to ja zbyt emocjonalnie podeszłam do tematu Śląska, mojego regionu od urodzenia, albo to autor tak sprawnie mi na tych emocjach zagrał: w każdym razie wielokrotnie wzruszyłam się jego opowieścią.
Bardzo ważna książka.

Albo to ja zbyt emocjonalnie podeszłam do tematu Śląska, mojego regionu od urodzenia, albo to autor tak sprawnie mi na tych emocjach zagrał: w każdym razie wielokrotnie wzruszyłam się jego opowieścią.
Bardzo ważna książka.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Mam mieszane uczucia po tej książce.
Z jednej strony cieszę się, że sięgnęłam po nią (chociaż gdyby nie uczelnia i zajęcia, na które jest lekturą, jeszcze trochę czasu by mi to zajęło). Cieszę się, bo to o wiele bardziej udane spotkanie ze Szczygłem niż przeczytane przeze mnie w wakacje "Nie ma" - myślę, że właśnie takiego utworu bardziej spodziewałam się, słuchając opowieści znajomych o autorze. Cieszę się, bo choć nie jestem czechofilem z prawdziwego zdarzenia, mam do Czech sentyment, było ciekawie przyjąć choć na moment cudzą perspektywę.
Z drugiej strony mi smutno, że się skończyło. Smutno mi przez niektóre tematy z książki. Smutno mi, bo drugie czytanie - choć może się przydarzyć - już nie będzie takie samo.
Chyba jednak polubię się z panem Szczygłem.

Mam mieszane uczucia po tej książce.
Z jednej strony cieszę się, że sięgnęłam po nią (chociaż gdyby nie uczelnia i zajęcia, na które jest lekturą, jeszcze trochę czasu by mi to zajęło). Cieszę się, bo to o wiele bardziej udane spotkanie ze Szczygłem niż przeczytane przeze mnie w wakacje "Nie ma" - myślę, że właśnie takiego utworu bardziej spodziewałam się, słuchając...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Niewiele pozycji sprawiło, że na zegarze wybiła pierwsza w nocy, a ja siedziałam z książką w ręce, bo nie potrafiłam się oderwać. Oto jedna z nich.
Historia trudna, ale przystępnie napisana i cholernie ważna. Zachęcam.

Niewiele pozycji sprawiło, że na zegarze wybiła pierwsza w nocy, a ja siedziałam z książką w ręce, bo nie potrafiłam się oderwać. Oto jedna z nich.
Historia trudna, ale przystępnie napisana i cholernie ważna. Zachęcam.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Nie ma" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Szczygła, który - niestety - nie przekonał mnie do siebie. Lektura szła mi opornie, zwłaszcza na początku; nie porzuciłam czytania w połowie przede wszystkim dlatego, że książka była prezentem świątecznym, którego nie chciałam zbyt pochopnie uznać za nieudany. Koniec końców nie żałuję, niektóre z tekstów przyciągnęły moją uwagę i cieszę się, że się z nimi zapoznałam, jednak znając pozytywne opinie znajomych na jego temat, spodziewałam się po autorze czegoś, co bardziej zainteresuje. Po inne jego pozycje prędko nie sięgnę.

"Nie ma" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Szczygła, który - niestety - nie przekonał mnie do siebie. Lektura szła mi opornie, zwłaszcza na początku; nie porzuciłam czytania w połowie przede wszystkim dlatego, że książka była prezentem świątecznym, którego nie chciałam zbyt pochopnie uznać za nieudany. Koniec końców nie żałuję, niektóre z tekstów przyciągnęły moją...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Po książkę sięgnęłam po obejrzeniu serialu na jej podstawie. Fabuła tych dwóch nie jest do końca zgodna, co jednak nie wydaje się minusem.
Osobiście odebrałam książkę jako spokojniejszą od serialu, może trochę banalną, jednocześnie bardzo mi się podobała, chyba nawet bardziej niż adaptacja, która jednak też trzyma poziom. Polecam serdecznie jedno i drugie, dla porównania.

Po książkę sięgnęłam po obejrzeniu serialu na jej podstawie. Fabuła tych dwóch nie jest do końca zgodna, co jednak nie wydaje się minusem.
Osobiście odebrałam książkę jako spokojniejszą od serialu, może trochę banalną, jednocześnie bardzo mi się podobała, chyba nawet bardziej niż adaptacja, która jednak też trzyma poziom. Polecam serdecznie jedno i drugie, dla porównania.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jako osoba zainteresowana wydarzeniami z 22 lipca 2011 i ich pokłosiem, a także sylwetką sprawcy, jestem odrobinę rozczarowana tą książką.
Z jednej strony autorka przedstawia sporo faktów dotyczących sprawy dobrze już znanych chociażby tym, którzy mają za sobą lekturę "Jednego z nas" Asne Seierstad, do której to pozycji jesteśmy dodatkowo odsyłani, jednak zakładam, że nie dało się tego uniknąć; z drugiej strony pani Czykwin wprowadza sporo wątków interpretacyjnych, które w moim odczuciu zostały przedstawione nieprzystępnie, oczekiwałabym też rozwinięcia niektórych z nich na kartach książki nawet kosztem jej przedłużenia (a że ma raptem 300 stron, nie byłaby to wielka szkoda) zamiast uporczywego odsyłania do przypisów/innych publikacji, co przy okazji dałoby szansę na pogłębienie analizy niektórych aspektów bez porzucenia pryzmatu tej konkretnej sprawy. Dodatkowo przez powroty do pewnych wątków, odbierane przeze mnie jako częste i niezorganizowane, przy czytaniu towarzyszyło mi poczucie chaosu, a także powtarzalności, co nie pomagało w lekturze (ponownie wydaje mi się, że rozmyłoby się to przy przedłużeniu książki lub przynajmniej pełniejszym wykorzystaniu potencjału trzystu stron).
Dzisiaj nie jestem w stanie wystawić oceny wyższej niż 4 gwiazdki. Niemniej polecam książkę do zderzenia z własnymi oczekiwaniami i doświadczeniami literackimi.

Jako osoba zainteresowana wydarzeniami z 22 lipca 2011 i ich pokłosiem, a także sylwetką sprawcy, jestem odrobinę rozczarowana tą książką.
Z jednej strony autorka przedstawia sporo faktów dotyczących sprawy dobrze już znanych chociażby tym, którzy mają za sobą lekturę "Jednego z nas" Asne Seierstad, do której to pozycji jesteśmy dodatkowo odsyłani, jednak zakładam, że nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

W Gdańsku byłam dotychczas jedynie raz, niecałych siedem lat temu. Jeszcze nie interesowałam się wtedy polityką jakoś przesadnie i nie orientowałam się w sprawach społecznych, dlatego nie wiedziałam, kto rządzi tym miastem, chociaż sam wyjazd pamiętam dosyć dokładnie. Kim był Paweł Adamowicz dowiedziałam się właściwie dopiero przy okazji ostatnich wyborów samorządowych, których wyniki z uwagą śledziłam (choć i to było przede wszystkim dlatego, że były pierwszymi wyborami, w których dane mi było zagłosować).
Trzynastego stycznia bieżącego roku, kiedy z telewizji dowiedziałam się o ataku na prezydenta Gdańska, byłam zdezorientowana, tak jak zapewne wiele osób. Potrzebowałam czasu, żeby zrozumieć, co się działo, ale sama informacja w jakiś sposób mnie dotknęła. Wiadomość z dnia następnego, ta o śmierci Adamowicza, już – można powiedzieć – mną wstrząsnęła. Od tamtej pory wszystko, co działo się w Gdańsku – wiec na Długim Targu, pożegnanie prezydenta i pogrzeb – obserwowałam ze wzruszeniem, ale też z zainteresowaniem.

"Umrzeć za Gdańsk" to zbiór rozmów z dwunastoma osobami, bliskimi prezydenta: rodziną, przyjaciółmi i znajomymi, współpracownikami. Każda z tych osób w innej sytuacji dowiedziała się o ataku, ma inne wspomnienia o zmarłym oraz inne spojrzenie na samo miasto Gdańsk. Ciekawie było dowiedzieć się, jak przeszłych wydarzeń doświadczyli inni ludzie, jakie mają poglądy i co mają do powiedzenia na tych kilka tematów, które udało się poruszyć w rozmowach z panem Lisem.

Bardzo podoba mi się, jak wydana jest ta książka. Wywiady, każdy opatrzony zdjęciem osoby wypowiadającej się oraz krótkim wstępem, przeplatane są ujęciami z Gdańska, zarówno typowo związanymi z okresem żałoby po prezydencie Adamowiczu, jak i „zwykłymi” widoczkami, a wszystko to w twardej okładce o stonowanych kolorach.

Umrzeć za Gdańsk ma też zaszczyt bycia jedyną książką, która doprowadziła mnie do płaczu. W dużej mierze jest to kwestia przypomnienia mi wydarzeń, które – obserwowane na bieżąco – często wyciskały mi łzy z oczu. Może to banalne, ale fakt ten sprawił, że zaczęłam wspominaną publikację jeszcze bardziej doceniać.

Książka otrzymała ode mnie ocenę 10/10 przede wszystkim dlatego, że nie oceniam książek tylko, gdy jest mi naprawdę trudno to zrobić – tutaj wiedziałam, że ocenę chcę wystawić, jednocześnie trudno było mi wybrać niższą notę. Czułam, że to ocena nie tyle publikacji, co punktów widzenia i odczuć dotyczących tragedii, która nie tak dawno temu wydarzyła się na naszych oczach. Nie musiałam zgodzić się z każdym słowem czy myślą, jednak opatrzyć ich inną cyferką jakoś tak nie wypadało. Nie mówię, że jest to coś, co powinien przeczytać absolutnie każdy, ale uważam, że warto, żebyście sięgnęli po "Umrzeć za Gdańsk", jeżeli poruszyły was styczniowe wydarzenia i chcecie dowiedzieć się, jak wyglądały z innej perspektywy.

W Gdańsku byłam dotychczas jedynie raz, niecałych siedem lat temu. Jeszcze nie interesowałam się wtedy polityką jakoś przesadnie i nie orientowałam się w sprawach społecznych, dlatego nie wiedziałam, kto rządzi tym miastem, chociaż sam wyjazd pamiętam dosyć dokładnie. Kim był Paweł Adamowicz dowiedziałam się właściwie dopiero przy okazji ostatnich wyborów samorządowych,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Przy pisaniu tej recenzji musiałam cofnąć się do gimnazjum, kiedy to byłam częstym gościem w szkolnej bibliotece. Najmroczniejszym miejscem była dlatego, że znajdowała się w mało uczęszczanym kącie szkoły, ukryta za szatniami, gdzie wiecznie było ciemno. Nie oznaczało to jednak całkowitego mroku, bo czasem dało się tam znaleźć niezłe cudeńka. Może nie wyróżniały się aż nadto z tłumu, jednak niektóre z nich zapadły mi w pamięć na tyle, że nawet po latach mam ochotę do nich wrócić. Wśród nich były "Czekając na miłość" i jego kontynuacja, "Dziewczyna o zielonych oczach".

O przygodach Caithleen i Baby czytałam w sumie dwa razy, w zupełnie różnych punktach życia. Przypadły mi do gustu już wtedy, kiedy w wieku trzynastu-czternastu lat sięgnęłam po nie po raz pierwszy. Były dla mnie okazją, by poznać całkiem inne życie – zobaczyć dorastanie, którego ja sama jeszcze wtedy nie doświadczyłam w pełni, w dodatku takie, które odbywało się w zupełnie innych warunkach niż moje. Inny kraj, inne czasy, inne środowisko... Choć w zdecydowanej większości aspektów różniłam się i różnię od głównych bohaterek naszej opowieści jak tylko można, z zaciekawieniem śledziłam ich losy. Współczułam Caithleen życia z ojcem-pijakiem oraz śmierci matki, kibicowałam dziewczynom przy próbach zmiany swojego losu na lepsze.

Książki czytało mi się przyjemnie; zarówno za pierwszym, jak i za drugim razem nie zajęło mi to też zbyt dużo czasu – nie ma tu się co dziwić, w końcu do najgrubszych nie należą, dodatkowo styl pisania autorki nie utrudniał odbioru. Raczej nie mam konkretnych preferencji, jeśli chodzi o długość książek, dlatego grubość książek absolutnie nie była dla mnie minusem; myślę, że może być nawet obiektywnie uznana za plus – ta sama historia ukazana w, dajmy na to, dwa razy grubszych tomach najprawdopodobniej szybko zaczęłaby się dłużyć.

Obie książki mają jednak swoje wady, nie mogę zaprzeczyć – szczególnie widoczne stały się one przy powtórnym czytaniu (po jakichś siedmiu latach). Przede wszystkim przez większość pierwszej książki szczególnie drażniła mnie relacja Baby i Caithleen. Choć nazywały się przyjaciółkami, Baba patrzyła na Caithleen z góry, a ta była na każde jej skinienie i nawet nie próbowała się postawić, choć wiedziała, że jest źle traktowana. Dopiero w drugiej części Caith jakby usamodzielniła się i wyrwała spod wpływu Baby, na co warto było zaczekać. A czy wyszło jej to na dobre? Tego pozwolę sobie nie zdradzać.

Problemem, jaki mam z tymi książkami, innym niż ogólna kreacja bohaterek – cichej i rozgadanej, uległej i rozkazującej – oraz ich przyjaźni jest dla mnie coś, co uderzyło we mnie osobiście, czyli „talent” Caithleen do nawiązywania miłosnych relacji wyłącznie z dużo starszymi od siebie mężczyznami. Kiedy patrzyłam na to z boku, wydawało mi się to strasznie głupie i miałam czasem ochotę wejść do książki, by wybić protagonistce z głowy powrót do nieodpowiedniego partnera; z drugiej strony jednak... może nie mnie oceniać? W końcu sama nie raz i nie dwa podkochiwałam się w kimś sporo starszym. W każdym razie jest to specyficzny wątek, który wiem, że nie każdemu przypadnie do gustu i – będąc jednym z najważniejszych w obu książkach – może znacząco wpłynąć na ich odbiór.

Przy pisaniu tej recenzji musiałam cofnąć się do gimnazjum, kiedy to byłam częstym gościem w szkolnej bibliotece. Najmroczniejszym miejscem była dlatego, że znajdowała się w mało uczęszczanym kącie szkoły, ukryta za szatniami, gdzie wiecznie było ciemno. Nie oznaczało to jednak całkowitego mroku, bo czasem dało się tam znaleźć niezłe cudeńka. Może nie wyróżniały się aż...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Przy pisaniu tej recenzji musiałam cofnąć się do gimnazjum, kiedy to byłam częstym gościem w szkolnej bibliotece. Najmroczniejszym miejscem była dlatego, że znajdowała się w mało uczęszczanym kącie szkoły, ukryta za szatniami, gdzie wiecznie było ciemno. Nie oznaczało to jednak całkowitego mroku, bo czasem dało się tam znaleźć niezłe cudeńka. Może nie wyróżniały się aż nadto z tłumu, jednak niektóre z nich zapadły mi w pamięć na tyle, że nawet po latach mam ochotę do nich wrócić. Wśród nich były "Czekając na miłość" i jego kontynuacja, "Dziewczyna o zielonych oczach".

O przygodach Caithleen i Baby czytałam w sumie dwa razy, w zupełnie różnych punktach życia. Przypadły mi do gustu już wtedy, kiedy w wieku trzynastu-czternastu lat sięgnęłam po nie po raz pierwszy. Były dla mnie okazją, by poznać całkiem inne życie – zobaczyć dorastanie, którego ja sama jeszcze wtedy nie doświadczyłam w pełni, w dodatku takie, które odbywało się w zupełnie innych warunkach niż moje. Inny kraj, inne czasy, inne środowisko... Choć w zdecydowanej większości aspektów różniłam się i różnię od głównych bohaterek naszej opowieści jak tylko można, z zaciekawieniem śledziłam ich losy. Współczułam Caithleen życia z ojcem-pijakiem oraz śmierci matki, kibicowałam dziewczynom przy próbach zmiany swojego losu na lepsze.

Książki czytało mi się przyjemnie; zarówno za pierwszym, jak i za drugim razem nie zajęło mi to też zbyt dużo czasu – nie ma tu się co dziwić, w końcu do najgrubszych nie należą, dodatkowo styl pisania autorki nie utrudniał odbioru. Raczej nie mam konkretnych preferencji, jeśli chodzi o długość książek, dlatego grubość książek absolutnie nie była dla mnie minusem; myślę, że może być nawet obiektywnie uznana za plus – ta sama historia ukazana w, dajmy na to, dwa razy grubszych tomach najprawdopodobniej szybko zaczęłaby się dłużyć.

Obie książki mają jednak swoje wady, nie mogę zaprzeczyć – szczególnie widoczne stały się one przy powtórnym czytaniu (po jakichś siedmiu latach). Przede wszystkim przez większość pierwszej książki szczególnie drażniła mnie relacja Baby i Caithleen. Choć nazywały się przyjaciółkami, Baba patrzyła na Caithleen z góry, a ta była na każde jej skinienie i nawet nie próbowała się postawić, choć wiedziała, że jest źle traktowana. Dopiero w drugiej części Caith jakby usamodzielniła się i wyrwała spod wpływu Baby, na co warto było zaczekać. A czy wyszło jej to na dobre? Tego pozwolę sobie nie zdradzać.

Problemem, jaki mam z tymi książkami, innym niż ogólna kreacja bohaterek – cichej i rozgadanej, uległej i rozkazującej – oraz ich przyjaźni jest dla mnie coś, co uderzyło we mnie osobiście, czyli „talent” Caithleen do nawiązywania miłosnych relacji wyłącznie z dużo starszymi od siebie mężczyznami. Kiedy patrzyłam na to z boku, wydawało mi się to strasznie głupie i miałam czasem ochotę wejść do książki, by wybić protagonistce z głowy powrót do nieodpowiedniego partnera; z drugiej strony jednak... może nie mnie oceniać? W końcu sama nie raz i nie dwa podkochiwałam się w kimś sporo starszym. W każdym razie jest to specyficzny wątek, który wiem, że nie każdemu przypadnie do gustu i – będąc jednym z najważniejszych w obu książkach – może znacząco wpłynąć na ich odbiór.

Przy pisaniu tej recenzji musiałam cofnąć się do gimnazjum, kiedy to byłam częstym gościem w szkolnej bibliotece. Najmroczniejszym miejscem była dlatego, że znajdowała się w mało uczęszczanym kącie szkoły, ukryta za szatniami, gdzie wiecznie było ciemno. Nie oznaczało to jednak całkowitego mroku, bo czasem dało się tam znaleźć niezłe cudeńka. Może nie wyróżniały się aż...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Główna bohaterka Fangirl, Cath, wraz ze swoją siostrą rozpoczyna nowy rozdział w swojej edukacji, a przy okazji nowy etap w życiu: bliźniaczki mieszkają teraz daleko od domu, każda jest zdana na siebie. Dla przebojowej Wren nie jest to kłopot, za to zamknięta w sobie Cath nie potrafi dostosować się do zaistniałej sytuacji. Odskocznią jest dla niej pisanie fanfiction na podstawie ulubionej serii książek o Simonie Snow, które publikuje w sieci. Z kolejnymi rozdziałami dowiadujemy się, jak bliźniaczki odnajdują się w nowej rzeczywistości.
Pisanie to temat już od wielu lat szczególnie bliski mojemu sercu. Bywa to dla mnie sposób na przetrwanie, radzenie sobie z emocjami – kiedy znajduję się w nowej i/lub trudnej sytuacji, w wolnej chwili siadam i przelewam myśli na papier. Także fanfiction to dla mnie ważna sprawa, bo kilka takich tworów przydarzyło mi się napisać (chociaż nie wszystkimi dzielę się szerzej). Właśnie dlatego z chęcią sięgnęłam po Fangirl. Spodobało mi się, że istnieje książka, która porusza tematykę tworzenia opowiadań właśnie w taki sposób, niekoniecznie profesjonalnie, raczej dla przyjemności lub oderwania się od rzeczywistości, inspirując się twórczością innych, ale nadal po to, by dzielić się nimi ze światem. Tak samo przypadła mi do gustu główna bohaterka, w podobnym do mojego wieku – ciągle nastoletnia, ale już u progu dorosłości, często nieporadna i nieobyta, ale i tak doświadczona przez życie.
Chociaż nie wszystko w moim życiu potoczyło się tak, jak w życiu Cath, była ona bohaterką, z którą łatwo było mi się utożsamić. Wraz z nią przeżywałam przeprowadzkę i pierwsze zajęcia w college'u, trzymałam za nią kciuki, kiedy zawierała nowe przyjaźnie i współczułam, kiedy przyszło do rodzinnych problemów. Chętnie dowiadywałam się, co przynosił jej każdy kolejny dzień. W całej historii spodobała mi się jej relacja z siostrą bliźniaczką, której była oddana nawet, gdy w nowej sytuacji ich drogi się rozeszły.
Z pozostałych bohaterów najbardziej przypadł mi do gustu Levi. Był zupełnie z innego świata niż Cath, a mimo to udało mu się przełamać barierę i przekonać dziewczynę do siebie. Początkowo wydawał się trochę nachalny i szalony, ale ostatecznie polubiłam jego postać, myślę, że prędzej czy później polubiłabym kogoś takiego jak on również w prawdziwym życiu.
Jedynym dużym zgrzytem w książce było dla mnie jako osoby, która nie ma nic przeciwko fanfiction, ale do którego się nie ogranicza, wydarzenie z zajęć poświęconych kreatywnemu pisaniu, na które uczęszczała Cath, kiedy dziewczyna jako pracę zaliczeniową napisała właśnie fanfiction. Całkowicie rozumiem, że to coś, w czego pisaniu czuła się pewnie i bezpiecznie, osobiście nie uznałabym też tego za plagiat (a tak widziała to profesor prowadząca zajęcia), ale nie wyobrażam sobie w sytuacji szkolnej lub uniwersyteckiej posłużyć się pracą, która, nawet jeśli napisana przeze mnie, wyraźnie opiera się na cudzym pomyśle. Również do Cath jakoś mi to nie pasowało – co prawda długo uparcie nie wyściubiała nosa poza swoją strefę komfortu, ale raczej nie była postacią, która powinna mieć problem ze stworzeniem czegoś od podstaw własnego.
Podsumowując: Fangirl to nie dzieło wybitne, a uczucia, które towarzyszyły mi podczas czytania, po zakończeniu stosunkowo szybko ustąpiły miejsca innym i tylko czasami wracam do nich myślami. Mimo to czytało mi się ją szybko i przyjemnie, a poza wspomnianym epizodem z fanfiction jako pracą zaliczeniową nie ma nic, do czego mogłabym się przyczepić. Sięgnęłam po Fangirl, kiedy przechodziłam przez kilka skomplikowanych spraw, które nałożyły się na siebie, a jednak udało mi się zrelaksować, oderwać na chwilę od trudów rzeczywistości, i ta książka mi w tym pomogła. Jeżeli szukacie niezobowiązującej lektury, która jednocześnie skutecznie was pochłonie i chociaż na chwilę zapewni wam rozrywkę, to moim zdaniem Fangirl może być właśnie tym, czego szukacie.

Główna bohaterka Fangirl, Cath, wraz ze swoją siostrą rozpoczyna nowy rozdział w swojej edukacji, a przy okazji nowy etap w życiu: bliźniaczki mieszkają teraz daleko od domu, każda jest zdana na siebie. Dla przebojowej Wren nie jest to kłopot, za to zamknięta w sobie Cath nie potrafi dostosować się do zaistniałej sytuacji. Odskocznią jest dla niej pisanie fanfiction na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przemysław Gulda jest mieszkańcem Gdańska, gdzie wprowadził się do kamienicy zamieszkiwanej przed drugą wojną światową przez Żydów. To oni - ludzie zniszczeni przez nazistowski reżim - są tytułowymi sąsiadami, którzy odeszli już z tego świata. Autor opisuje swoje prywatne śledztwo związane z historią kamienicy; szczególne miejsce zajmuje w nim Helene Pulvermacher, poprzednia lokatorka zajmowanego przez niego mieszkania.
Lektura książki "Moi sąsiedzi nie żyją" pozwala poznać znany nam Gdańsk jako miasto niegdyś wielokulturowe, całkowicie zmieniona w czasach wojennych. Skłania nas także do refleksji nad życiem i przemijaniem oraz akceptacją przeszłości.
Bardzo podoba mi się styl autora, sposób, w jaki opisuje historię. Od jego opowieści nie można się oderwać. Jako wadę mogę w tym wypadku długość książki - jedyne 92 strony wystarczyły mi na dwie godziny. Po zakończeniu czytania poczułam lekki niedosyt.
Polecam tę pozycję wszystkim, którzy szukają chwili na przemyślenia.

Przemysław Gulda jest mieszkańcem Gdańska, gdzie wprowadził się do kamienicy zamieszkiwanej przed drugą wojną światową przez Żydów. To oni - ludzie zniszczeni przez nazistowski reżim - są tytułowymi sąsiadami, którzy odeszli już z tego świata. Autor opisuje swoje prywatne śledztwo związane z historią kamienicy; szczególne miejsce zajmuje w nim Helene Pulvermacher,...

więcej Pokaż mimo to