rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Wyzwolona Kristin Cast, Phyllis Christine Cast
Ocena 7,2
Wyzwolona Kristin Cast, Phyll...

Na półkach: , , ,

Moja babcia zawsze powtarza "co za dużo, to nie zdrowo". Swój pierwszy tom z serii "Dom nocy" przeczytałam w gimnazjum, a dzisiaj, będąc studentką trzeciego roku, skończyłam czytać już dwunasty tom przygód Zoey i na szczęście ostatni.

Od zamknięcia "Wyzwolonej" nasuwa mi się pewna myśl. Pierwszy tom był opowiastką dla dzieci, miłą i ciekawą historyjką, w sam raz dla nastolatków. Akurat wtedy nastał czas na wampirze czytadła, więc wszyscy pałali miłością do tych krwiopijców. Jednak z każdym tomem, z każdym rokiem, kiedy ja stawałam się starsza, "Dom Nocy" także ewoluował. Ostatni tom pełen krwi, morderstw, rytuałów i złej mocy nie jest lekturą dla młodszych. To trochę tak jak z Harrym Potterem, który dorastał na moich oczach i z historii przygodowej przerodził się w swojego rodzaju horror. Jest to ciekawy zabieg, dzięki temu, historia nie stoi w miejscu.

Ogromnym minusem jest czas. Czas oczekiwania na kolejne tomy (mimo przeczytania dwunastego tomu, cały czas nie pamiętam, o co chodziło w jedenastym)... Męczyło mnie również to, że już dawno wyrosłam z wampirzych historii, a nie lubię przerywać czytania serii, tym bardziej serii, której posiadam już w swojej biblioteczce ponad dziesięć tomów. Wolałabym, aby przygoda Zoey skończyła się wcześniej, jednak nie wiem, czy w tym przypadku, "straszność" tej serii narastałaby w ten sam sposób.

Jeśli chodzi o dwunasty tom, czyli "Wyzwoloną". Nie mogę stwierdzić, iż jest to najlepszy tom z całej serii, ponieważ nie pamiętam poprzednich, a także emocji, które we mnie były w tym czasie, jednak stanowczo stwierdzam, że jest to jeden z lepszych i ciekawszych. Akcja odgrywa się już od pierwszej strony, narasta z każdą następną. Powieść czyta się szybko, a język, którym posługują się autorki jest przyjazny dla młodzieży (szczególnie jeśli chodzi o kwestie Afrodyty). Denerwowały mnie literówki, które co jakiś czas raziły moje oczy, a także różnej wielkości litery.

Przez tych kilka lat mocno zżyłam się z bohaterami. Postaci w powieści są młode, pełne zapału do walki, dobre i wesołe, mimo trudu, który rozgrywa się na ich oczach. Uwielbiam przede wszystkim relacje jakie łączą młodych ludzi ze starszymi, a mianowicie szacunek, którego w dzisiejszych czasach brak. Obok "Zmierzchu" jest to moja druga ulubiona seria o wampirach, dlatego cieszę się, że książka skończyła się tak, jak się skończyła (bez spojlerów).

Jednak mimo tego uczucia, cieszę się, że skończyłam swoją przygodę z "Domem Nocy", bo "co za dużo, to nie zdrowo!". :)

Moja babcia zawsze powtarza "co za dużo, to nie zdrowo". Swój pierwszy tom z serii "Dom nocy" przeczytałam w gimnazjum, a dzisiaj, będąc studentką trzeciego roku, skończyłam czytać już dwunasty tom przygód Zoey i na szczęście ostatni.

Od zamknięcia "Wyzwolonej" nasuwa mi się pewna myśl. Pierwszy tom był opowiastką dla dzieci, miłą i ciekawą historyjką, w sam raz dla...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Kiedy książkę liczącą ponad osiemset stron pochłaniam w trzy dni, to musi coś znaczyć. "Uwięziona w bursztynie" to godna kontynuacja pierwszego tomu serii o przygodach Claire, którą czytałam z wypiekami na twarzy.

Tym razem akcja powieści rozgrywa się w XX wieku. Claire wraz z córką przyjeżdża do miejsca, w którym zaczęła się cała historia. Bohaterka zamierza wyznać Briannie prawdę, która diametralnie zmieni życie dziewczyny. Jednak mamy też XVIII wiek i planowanie powstanie, które za wszelką cenę Claire i Jamie chcą obalić. Co przyniesie nam drugi tom?

Mimo ogromnego tomiszcza, książkę czytało mi się bardzo szybko i lekko. Pokochałam głównych bohaterów już jakiś czas temu i nie mogłam doczekać się, aż poznam dalsze losy moich ulubieńców. Autorka w interesujący sposób przybliża czytelnikom historię XVIII wiecznej Europy, a to jest ten etap w dziejach, o którym wiem bardzo mało. Poza tym Diana Gabaldon używa prostego języka, przez co nie czuje się atmosfery lekcji historii w szkole ani nudnego podręcznika.

Myślałam, że nie da się bardziej polubić bohaterów, jednak Jamie i Claire to tak fascynująca para, że ich losy przeżywam niczym własne życie. Podróżowałam i walczyłam razem z nimi. Z zapartym tchem kibicowałam szczęściu, które tej parze należało się już od samego początku. Bardzo podziwiam ich postawę, odwagę, która bucha od nich przez całą powieść. Cenię sobie postaci, które walczą i z podniesionym czołem podążają za słuszną sprawą. A co najważniejsze... Jak już nie raz wspominałam, rzadko ronię łzy przy czytaniu, tymczasem "Uwięziona w bursztynie", aż dwukrotnie ze mnie je wydusiła. To znak, że książka naprawdę bardzo mi się podobała. Serdecznie polecam kontynuację "Obcej", bo drugi tom jest równie dobry jak pierwszy!

Kiedy książkę liczącą ponad osiemset stron pochłaniam w trzy dni, to musi coś znaczyć. "Uwięziona w bursztynie" to godna kontynuacja pierwszego tomu serii o przygodach Claire, którą czytałam z wypiekami na twarzy.

Tym razem akcja powieści rozgrywa się w XX wieku. Claire wraz z córką przyjeżdża do miejsca, w którym zaczęła się cała historia. Bohaterka zamierza wyznać...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Z historią jestem na bakier, to fakt. Owszem, interesuję się latami wojennymi XX wieku, uważam też, że każdy Polak powinien wiedzieć co nieco o realiach okupowanej Polski, jednak jeśli chodzi o to, co było przed 1939 rokiem - wiem niewiele. Dlatego uwielbiam sięgać po powieści, których akcja dzieje się w odległych czasach. I chociaż w dużej mierze jest to fikcja literacka, jestem ciekawa, jak żyło się ludziom, kiedy nie było samochodów, pralek i drapaczy chmur.

Diana Gabaldon swoją powieścią sprawiła mi ogromną niespodziankę, ponieważ "Obca" okazała się fantastyczną przygodą, od której nie mogłam się oderwać, ani na minutę. Towarzyszyła mi nieodłącznie przez dwa dnia, od rana do wieczora, przy każdym posiłku i przy każdej czynności. Historia stworzona przez autorkę pochłonęła mnie na tyle, iż nie mogę doczekać się, kiedy w moje ręce trafi kolejny tom. Wierzę, że kontynuacja będzie równie wspaniała, a ja pokocham całą serię jak pierwszy tom.

Claire Randall wraz z mężem przybyła do Szkocji na wakacje. Obydwoje służyli w czasie II wojny światowej i dopiero teraz mogą odpocząć i rozpocząć życie na nowo, jako małżeństwo. Niestety, para zostaje rozdzielona, kiedy to Claire przenosi się do osiemnastowiecznej Szkocji. Dziewczyna znalazła się w środku bitwy między oddziałem angielskich żołnierzy, a Szkotami, a tym samym w wielkim niebezpieczeństwie. Czy uda jej się odnaleźć drogę powrotną do ukochanego męża?

Nie przypominam sobie, abym wcześniej czytała powieść o podróżowaniu w czasie. Jest to ciekawy wątek, ponieważ wiele razy zastanawiałam się, jakby to było... Jednak razem z Claire mogłam przeżyć niesamowitą przygodę, pełną niebezpieczeństw, ale i przyjemności. Polubiłam się z główną bohaterką i kibicowałam jej przez całą powieść. Jest ona kobietą silną, która do samego końca walczy o swoją miłość. Nie poddaje się nawet wtedy, kiedy zimno przeszywa jej ciało. Jest pracowita i z przyjemnością pomaga innym. Myślę, że w sytuacji, w której się znalazła zachowała zimną krew. Trudno jest pogodzić się z utratą, a jeśli chodzi o utratę swojego dotychczasowego życia i przyzwyczajeń, tym bardziej podziwiam odwagę i brawurę Claire. Wiele razy zastanawiałam się nad jej poczynieniami, jednak całkowicie cieszę się z jej końcowego wyboru. A wybór nie był łatwy... Na jej drodze stanął przystojny, ciekawy i uparty Jamie, młody Szkot w spódnicy, a przecież gdzieś tam, w XX wieku, czekał na nią kochany mąż.

Mimo zachwytu nad główną bohaterką, nie w sposób ominąć jej rudego kompana, Jamiego. Jamie stał się moim ulubionym męskim bohaterem, bo nie w sposób nie zauroczyć się w błękitnych oczach, rudych włosach i kilcie, który jest tak charakterystyczną cechą Szkotów. Do tego jego sprawna ręka do koni i bitewny dryg, nic więc dziwnego, że Claire straciła dla niego głowę. Mimo ran odniesionych w walkach, Jamie przyciąga oczy wielu kobiet. Nie znam twardszego bohatera, który przeżyłby tyle złego z rąk ludzi. Jego poświęcenie dla rodziny i państwa jest warte uwagi, bo nie każdy dałby się zabić, dla jednej osoby. Cechą, którą podziwiam u Jamiego to jego siła, ale i delikatność, którą ukazuje przebywając z Claire. Te dwa elementy sprawiają, że chciałabym poznać Jamiego i móc uścisnąć mu dłoń, a także zanurzyć się w jego rudych lokach.

Tak jak pokochałam bohaterów, pokochałam też całą otoczkę, towarzyszącą powieści. Każdy szczegół autorka dopracowała, tworząc przy tym fantastyczny świat osiemnastego wieku. Każda osoba ma swoją historię, którą poznajemy w swoim czasie. Mimo licznych wątków nie gubiłam się tak, jak przy czytaniu powieści Georga R. R. Martina. Wielka księga wylewała się z moich rąk w trakcie czytania, jednak ilość stron nie przeraziła mnie. W tym przypadku im więcej, tym lepiej. Powieść łączy w sobie cechy fantastyki, obyczajówki, książki historycznej, a także erotyka. Słyszałam kilka opinii, w których uważano, że tło erotyczne przepełnia powieść i chociaż faktycznie, seksu jest sporo, to nie jest to dokładny opis każdej fali uniesienia. Ja tam nie widziałam brutalnych scen seksu (no, może nie tak wiele, jak w erotykach), a intymne momenty zawierały to, co powinny zawierać. Dla mnie jednym minusem powieści były nieodłączne rozterki bohaterki miedzy czułym mężem z XX wieku, a narwanym kochankiem z XVIII.

Uważam, że "Obca" to fantastyczna powieść, która zabiera nas w podróż w głąb historii. Nie jest to błahy romans czy powieść fantasy. To książka o wyborze, którego każdy z nas codziennie musi dokonywać. O konsekwencjach tego wyboru i o uczuciu, które towarzyszy nam przez całe życie - miłości. Bo lata mijają, a miłość zawsze znajdziemy w sercu.

Z historią jestem na bakier, to fakt. Owszem, interesuję się latami wojennymi XX wieku, uważam też, że każdy Polak powinien wiedzieć co nieco o realiach okupowanej Polski, jednak jeśli chodzi o to, co było przed 1939 rokiem - wiem niewiele. Dlatego uwielbiam sięgać po powieści, których akcja dzieje się w odległych czasach. I chociaż w dużej mierze jest to fikcja literacka,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

W dzisiejszych czasach od książki wymaga się bardzo wiele... Mnóstwo recenzji informuje nas o zaletach i wadach powieści, o tym czy warto po nią sięgnąć czy też nie. Jednak, raz na jakiś czas, każdemu z nas zdarza się przeczytać lekturę szokującą i wyjątkową, taką, w której wymagania staną się niczym, a czas spędzony przy niej, jest czasem magicznym. Właśnie taką książką jest dla mnie pierwsza powieść Colleen Hoover, czyli "Hopeless".

Milion emocji, milion uczuć i milion przemyśleń, a to wszystko za sprawą tej ponad trzysta stronicowej powieści. Colleen Hoover zaczarowała mnie. Sprawiła, że dniami i nocami rozmyślałam o historii Sky i Holdera, przeżywałam ich losy od nowa, nie mogąc uwierzyć w dramat, który rozegrał się na kartach powieści. Myślę, że właśnie tego oczekuje każdy Czytelnik na świecie. Pragnie żyć historią bohaterów jeszcze długo po przeczytaniu lektury.

Żal i smutek, miłość i przyjaźń, nadzieja i siła. Tyle odmiennych emocji towarzyszyło bohaterom "Hopeless", a także mi w tej wspaniałej podróży. Chociaż staram się nie płakać przy książkach, przecież to czysta fikcja, to nie mogłam znieść myśli, że takie sytuacje mogą wydarzyć się w prawdziwym życiu. Przecież każda dziewczynka marzy o zostaniu Księżniczką, a także o tym, żeby mieć swojego bohatera, który będzie trwał przy niej do końca.

Podziwiam autorkę i w pełni szanuję. Myślę, że trzeba mieć prawdziwy dar, aby napisać tak wspaniałą historię. Jestem po wrażeniem i nie mogę doczekać się kolejnych dzieł tej autorki. Dla mnie jest mistrzynią.

W dzisiejszych czasach od książki wymaga się bardzo wiele... Mnóstwo recenzji informuje nas o zaletach i wadach powieści, o tym czy warto po nią sięgnąć czy też nie. Jednak, raz na jakiś czas, każdemu z nas zdarza się przeczytać lekturę szokującą i wyjątkową, taką, w której wymagania staną się niczym, a czas spędzony przy niej, jest czasem magicznym. Właśnie taką książką...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Nie jestem poetką, nigdy nie pisałam wierszy, a rymy nie są moją mocną stroną. Mimo wszystko, seria "Pułapka uczuć", zainspirowała mnie do stworzenia swojego pierwszego slamu. Myślę, że jest to niezwykły sposób na pozbycie się z wnętrza emocji, tych złych, które nie dają nam spać, a przede wszystkim tych dobrych, aby przedłużyć ich trwałość. "Nieprzekraczalna granica" wywołała u mnie lawinę emocji, zupełnie jak pierwszy tom tego cyklu i jest to kolejna książka Colleen Hoover, która ląduje na półce "Ulubionych".

Kiedy Lake i Will myślą, że nie może wydarzyć się w ich życiu nic gorszego, chłopak spotyka na swojej drodze Vaughn, swoją byłą dziewczynę. I chociaż nic nie może stanąć na przeszkodzie ich uczuciu, Lake zaczyna wątpić w ich miłość. Czy Will udowodni swojej ukochanej, jak wielką rolę odgrywa w jego życiu?

W trakcie czytania nie mogłam przestać dziwić się, jak wspaniale radzą sobie główni bohaterowie w związku z opieką nad młodszym rodzeństwem, które wcale nie ułatwia im sprawy. Kal i Caulder są wspaniałymi dzieciakami, pełnymi werwy i pomysłami. Wraz z nową koleżanką Kiersten dostarczają swoim opiekunom mnóstwo śmiechu, ale i problemów. Lake i Will wychowują chłopców najlepiej jak potrafią, dają z siebie wszystko. Myślę, że ich rodzice, byliby z nich szalenie dumni.

Główną zmianą w powieści jest narrator. Will ze swojej perspektywy opisuje bieżące wydarzenia. Na początku nie mogłam się do tego przyzwyczaić, jednak w połowie lektury zrozumiałam, dlaczego nastąpiła ta zmiana. Teraz nie mogę sobie wyobrazić, aby historię tę opowiadał ktoś inny. Poza tym, jest to kontynuacja godna przeczytania. Colleen Hoover zaskoczyła mnie, ponieważ zabierając się za "Nieprzekraczalną granicę", myślałam, że głównym wątkiem będzie pojawienie się Vaughn. I tym razem się myliłam... Oczywiście, powieść czyta się błyskawicznie, a ja już żałuję, że nie mogę sięgnąć po ostatni tom.

Tak samo jak w poprzedniej części, karty powieści przepełnione są różnymi emocjami, a miłość gra tu pierwsze skrzypce. Layken, po śmierci Julii, wydoroślała, a obecność Willa jej w tym pomogła. Tych dwoje tworzą świetny zespół, a między nimi wytworzyło się największe uczucie z możliwych. Tworzą jedność, a czytając książkę, tylko im kibicowałam. W pewnym momencie nastąpił nieoczekiwany obrót spraw, który spowodował przyśpieszone bicie serca. Nie zdradzając szczegółów, tragedia ciągnie się za parą do ostatnich stron powieści. Podziwiam Lake i Willa za to, jak sobie radzą i mimo błędów, które popełniają, nie poddają się. Lektury, w których główni bohaterowie nie mają lekko, ale z uporem dążą do celu, napełniają mnie siłą.

Taką drobnostką, która według mnie pozytywnie wpływa na całą historię, jest sprawa seksu. Bo mimo, że między Lake a Willem pojawia się pewne napięcie, nie jest to główny temat lektury. Dopóki autorka pisze o seksie w sposób delikatny i intymny, niemal malowniczy, będę z ochotą czytywała jej powieści.

Oczywistą oczywistością jest to, że polecam kontynuację "Pułapki uczuć". Jest to porywająca powieść, którą czyta się z zapartym tchem. Mam wrażenie, że uzależniłam się od Hoover, a jak wiadomo, uzależnienia są złe.

Nie jestem poetką, nigdy nie pisałam wierszy, a rymy nie są moją mocną stroną. Mimo wszystko, seria "Pułapka uczuć", zainspirowała mnie do stworzenia swojego pierwszego slamu. Myślę, że jest to niezwykły sposób na pozbycie się z wnętrza emocji, tych złych, które nie dają nam spać, a przede wszystkim tych dobrych, aby przedłużyć ich trwałość. "Nieprzekraczalna granica"...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Życie nie zawsze jest usłane różami. W sumie, mogę stwierdzić, że większą część naszego życia stanowi smutek, a chwile szczęścia przychodzą i odchodzą. Często zamartwiam się rzeczami, które tak naprawdę są niczym w porównaniu ze zdarzeniami, które mają miejsce gdzieś na świecie. Przy czytaniu "Przypadków Callie i Kaydena" towarzyszyło mi wiele emocji, jednak przede wszystkim to, jakie mam szczęście, że jestem sobą.

Callie i Kayden nigdy nie mieli okazji poznać się bliżej, aż do dnia, kiedy dziewczyna ratuje mu życie. Katowany przez ojca nie miał siły mu się sprzeciwić, a Callie okazała się jego zbawieniem. Zapobiegła tragedii, która mogła się wydarzyć i nadała nowy sens życiu Kaydena. Pewnego dnia ich losy splotły się ponownie.

Milion emocji towarzyszyło mi w czasie lektury. Jessica Sorensen sprawiła mi ogromną przyjemność swoim debiutem i mam nadzieję, że jeszcze nie raz będę delektować się jej twórczością. Autorka stworzyła nietuzinkową historię, której bohaterowie zmagali się z problemami większymi niż te, które spędzają mi sen z powiek. Przygody Callie i Kaydena wywoływały uśmiech na mojej twarzy, a naprawdę trudno jest umieścić momenty szczęścia w tak ponurej książce. Powieść ląduje na półce moich Ulubionych, nie mam co do tego żadnych wątpliwości.

Jeśli chodzi o głównych bohaterów to pokochałam zarówno Callie, jak i Kaydena. Dziewczyna jest odcięta od świata, żyje w osamotnieniu i ogranicza kontakty z rówieśnikami. Jest tematem wielu plotek, co dodatkowo wpływa na jej psychikę. Jej blizny jeszcze się nie zagoiły, a cierpienie wypełnia jej wnętrze. Natomiast Kayden jest wybitnym sportowcem, lubianym i popularnym, wokół którego kręci się mnóstwo pięknych dziewczyn. Jego ciało pokrywają blizny, które cały czas pulsują. Mimo zupełnie różnych charakterów, łączy ich ból.

Trudno jest się postawić w sytuacji głównych bohaterów. Czytając, starałam czuć się w postać Callie. Czy postąpiłabym tak samo czy może podążyłabym zupełnie inną ścieżką? Jedno jest pewne. Bałabym się i zamknęła w sobie, tak samo jak ona.

Ciekawie zostały poprowadzone wątki poboczne, a mianowicie dwóch przyjaciół Callie i Kaydena - Setha i Luka. Ich życie także nie jest usłane różami, ponieważ skrywają tajemnice, których wstydzą się wyznać. Mimo to, są wiernymi kompanami, na których zawsze można liczyć. Taki przyjaciel to skarb, a bohaterowie potrafią to docenić.

"Przypadki Callie i Kaydena" to powieść o krzywdzie, którą można wyrządzić drugiemu człowiekowi, o jej skutkach, a także o bliznach, które pozostają na całe życie. Jednak przede wszystkim jest to książka o nadziei, którą posiadają bohaterowie i wierzą, że prędzej czy później nadejdzie lepsze jutro. Autorka porusza jeszcze jeden ważny temat, ponieważ w dzisiejszych czasach panuje moda na "znieczulicę". Ludzie nie reagują na krzywdę dziejącą się w domach, pracy czy na ulicy. Powieść ta, stanowi cenną lekcję: każdy z nas może stać się wybawieniem, wystarczy zatrzymać się i wyciągnąć pomocną dłoń.

Myślę, że nie jest to powieść dla wszystkich. Ból, cierpienie i strach dominują ze stron powieści i na pewno nie ma co liczyć na szczęśliwe zakończenie. Będę niecierpliwie wyczekiwać kolejnych tomów, bo Pani Sorenson zawładnęła moim życiem już tą powieścią.

Życie nie zawsze jest usłane różami. W sumie, mogę stwierdzić, że większą część naszego życia stanowi smutek, a chwile szczęścia przychodzą i odchodzą. Często zamartwiam się rzeczami, które tak naprawdę są niczym w porównaniu ze zdarzeniami, które mają miejsce gdzieś na świecie. Przy czytaniu "Przypadków Callie i Kaydena" towarzyszyło mi wiele emocji, jednak przede...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Sięgając po "Musimy coś zmienić" liczyłam na lekką i przyjemną lekturę na pierwsze dni wakacji. Coś co mnie odpręży, przy czym będę mogła się zrelaksować i pośmiać od czasu do czasu. Czy powieść Sandy Hall spełniła moja oczekiwania?

Lea i Gabe zaczynają studia na pierwszym roku i razem uczęszczają na zajęcia z kreatywnego pisania. Codziennie natrafiają na siebie czy to na korytarzu, czy w stołówce, jednak za każdym razem nie potrafią wydusić z siebie ani słowa. Mimo tworzącego się między nimi uczucia, nieśmiałość i krępacja górują.

Wielkim plusem, a dla mnie także minusem, rzeczą nową czy rzadko spotykaną jest narryracja w powieści. Historia opowiedziana jest z czternastu różnych perspektyw, tych oczywistych i nieco mniej. Lea i Gabe są tematem do rozmów w domach nauczycielki i kierowcy autobusu, baristki w Starbucksie czy kelnerki w stołówce. Jednakże, najciekawszym zabiegiem w powieści jest poznanie myśli Wiewiórki, swobodnie biegającej po parku i Ławki, która w nim stoi. Z tych dwóch perspektyw najmilej czytało mi się książkę. Były to nowe dla mnie przeżycia i chętnie przeczytałabym powieść, w której to właśnie nie ludzie tworzą historię. Czemu natomiast zabieg ten był minusem? Czytanie aż czternastu różnych perspektyw w pewnym momencie mnie przerosło.

Główni bohaterowie są specyficzni. Nie przepadam za postaciami, które są ciche i nieśmiałe. Znacznie bardziej wolę te, które z uporem walczą o swoje, a przy tym są śmiałe i wesołe. Wiem, że nie zawsze natrafia się na takich bohaterów, tak samo jak i w życiu, jednak tych dwoje przerosło wszystko! Gdybym miała wybór, wolałabym powieść czytać z perspektywy Lei, ponieważ to ona przełamywała lody i jako pierwsza wyciągnęła rękę do Gaba. Nie mogę jednak zarzucić głównym bohaterom pewnej słodyczy. To jak wpadali na siebie, a po chwili unikali - było to urocze, jednak też trochę uciążliwe. Od początku domyśliłam się, co stoi za wstydliwością i nieśmiałością chłopaka. Ostatnio na rynku pojawiła się powieść, która porusza ten sam temat i łatwo było mi odgadnąć, co przydarzyło się w życiu bohatera.

Mimo tego, książka spełniła moje oczekiwania. Była prosta, łatwa i przyjemna. Autorka w ciekawy sposób sprawiła, że bawiłam się, a o to mi właśnie chodziło. Mimo pewnego dramatyzmu, nie wzruszałam się, jednak ciężko jest mi sobie wyobrazić siebie na miejscu Gaba. Pod tym względem, podoba mi się jak autorka wykreowała swoich bohaterów. Cisi i spokojni, przyciągają do siebie ludzi. Na moje przywiązanie do bohaterów wpłynęli także ich przyjaciele, którzy kibicowali parze i wiernie oddawali ich emocje. Tacy przyjaciele to skarb.

Powieść "Musimy coś zmienić" polecam wszystkim tym Czytelnikom, którzy oczekują przyjemnej lektury na pierwsze, wakacyjne dni. Tą cieniutką książkę czyta się błyskawicznie, a przy tym dobrze się bawi. Polecam!

Sięgając po "Musimy coś zmienić" liczyłam na lekką i przyjemną lekturę na pierwsze dni wakacji. Coś co mnie odpręży, przy czym będę mogła się zrelaksować i pośmiać od czasu do czasu. Czy powieść Sandy Hall spełniła moja oczekiwania?

Lea i Gabe zaczynają studia na pierwszym roku i razem uczęszczają na zajęcia z kreatywnego pisania. Codziennie natrafiają na siebie czy to na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Jedna z kilku powieści w moim życiu, których nie udało mi się skończyć. Rzadko zdarza mi się porzucić książkę w trakcie czytania, jednak w tym wypadku, nie mogłam się przekonać. I chociaż uwielbiam Panią Katarzynę i jej twórczość, to ostatnio nie dogadujemy się...

Pierwszy tom o przygodach Patrycji przeczytałam rok temu i z tego co pamiętam to była to dość sympatyczna powieść. Drugi tom od samego początku przyciągnął mój wzrok słodką okładką. Niestety, od kilku tygodni książka leży i leży, i leży, i nie mogę się w nią wgryźć. Bohaterka drażni mnie swoim zachowaniem, a całą historię, mam wrażenie, że już gdzieś czytałam. Ogromnym minusem jest odległość między tomami, bo aż rok minął, odkąd przeczytałam "Poczekajkę". W tym momencie "Zachcianek" czyta moja mama, a ja jestem ciekawa, jaka będzie jej reakcja. Może skuszę się za jakiś czas, jednak na dzień dzisiejszy nie mam zamiaru do niej powracać. Czyżby "znajomość" z Panią Katarzyną Michalak się kończyła?

Jedna z kilku powieści w moim życiu, których nie udało mi się skończyć. Rzadko zdarza mi się porzucić książkę w trakcie czytania, jednak w tym wypadku, nie mogłam się przekonać. I chociaż uwielbiam Panią Katarzynę i jej twórczość, to ostatnio nie dogadujemy się...

Pierwszy tom o przygodach Patrycji przeczytałam rok temu i z tego co pamiętam to była to dość sympatyczna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Od dawna potrzebowałam tak ciepłej, zabawnej i dobrej powieści, która rozbawi mnie do łez i sprawi, że czytanie jej, będzie przyjemnością. Idealna pozycja na lato - lekka i kobieca.

Całe życie Augustyna podyktowane jest przez jego matkę, Gertrudę Poniatowską (z domu Piontek). Od dziecka wiedział, że ma zostać lekarzem, bo to jedyny słuszny zawód. I tak, w wieku trzydziestu pięciu lat, Gutek postanawia zmienić coś w swoim życiu, narażając się w ten sposób Gertrudzie. Augustyn wynajmuje mieszkanie, a wkrótce okazuje się, że nie jest on jedynym domownikiem na Wrzeszczu.

Tytułowa Pani Piontek skradła moje serce. Szanowana lekarka, uzależniona od wysokich obcasów, matka i żona, która dba o swoją rodzinę. Można pomyśleć - idealna. Uśmiałam się i płakałam, kiedy do głowy przychodziły jej nowe pomysły. Trudzia jest tak charakterystyczną postacią, że nie można jej nie lubić. Ataki serca, cięta riposta i wieczne "mąszeri". Jest to najlepiej wykreowana postać w całej literaturze, jaką było mi dane przeczytać. Myślę, że kobiety w dzisiejszych czasach powinny stawiać na swoim, być zawzięte, a facetów traktować krótko, dlatego tak bardzo polubiłam Piontek.

A czy Pan Poniatowski żyje? Oczywiście! Romuald chowa się pod miotłą, jak przysłowiowa mysz. Jest całkowicie zdominowany przez swoją żonę, od której nie jest w stanie się uwolnić. Żyje według jej zasad, chociaż nie znosi picia z tych małych porcelanowych filiżanek. Mimo to, urzekła mnie ich słodko-gorzka historia, bo pamiętajcie: "Kto się czubi, ten się lubi".

O Augustynie mogę rzec tylko jedno: mamisynek. Mamisynek, który postanowił się wyswobodzić i zacząć wszystko od nowa. I to jest jedyny minus tej powieści, bo wszystko przychodzi mu zbyt łatwo. Oczywiście, ma ułatwiony start, nie brak mu pieniędzy. Bardzo podobały mi się jego relacje z ojcem, ponieważ obydwaj muszą znosić Gertrudę, co nie jest łatwe. U boku przyjaciela Gutek postanawia uwolnić się od rządów matki.

Magdaleno Witkiewicz, tak bardzo pokochałam Panią Piontek, że aż pokochałam Ciebie! Już na półce czekają kolejne Twoje pozycje, bo wiem, że to będzie strzał prosto w dziesiątkę! Tak pięknie opowiedziana historia, którą czyta się błyskawicznie z wypiekami na policzkach. Są wzloty i upadki, ale najważniejsze jest szczęśliwe zakończenie, bo wszystkim bohaterom się ono należało. Proszę o więcej Pani Piontek!!

Od dawna potrzebowałam tak ciepłej, zabawnej i dobrej powieści, która rozbawi mnie do łez i sprawi, że czytanie jej, będzie przyjemnością. Idealna pozycja na lato - lekka i kobieca.

Całe życie Augustyna podyktowane jest przez jego matkę, Gertrudę Poniatowską (z domu Piontek). Od dziecka wiedział, że ma zostać lekarzem, bo to jedyny słuszny zawód. I tak, w wieku trzydziestu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Wpadłam w pułapkę, w "Pułapkę uczuć", bo pokochałam i pochłonęłam tę książkę w oka mgnieniu. Wspaniała historia o miłości partnerskiej, rodzicielskiej, braterskiej i przyjacielskiej. Miłość jest kluczem tej powieści i właśnie ona emanuje z jej kart. Po przeczytaniu i ja przepełniona byłam tym niesamowitym uczuciem. Jednak czy tylko ona jest głównym składnikiem tej książki?

Osiemnastoletnia Layken straciła ojca, którego kochała ponad życie. Sytuacja materialna zmusza rodzinę do opuszczenia rodzinnego Teksasu i bohaterka wraz z matką i bratem zaczynają nowy etap w Michigan. Już w pierwszych chwilach pobytu w nowym miejscu, Layken spotyka sąsiadów - Willa i Cauldera Cooperów. Starszy z braci od razu wpada w oko dziewczynie, jednak to, co okazuje się kilka dni później, zupełnie zmienia ich relacje.

Przede wszystkim, co dla mnie jest najważniejszym aspektem w tej powieści, relacje jakie łączą bohaterkę z matką i bratem są naprawdę wzruszające. Chociaż Layken straciła jednego z rodziców, ma przy sobie matkę, która dba o dziewczynę, troszczy się o nią i przeżywa z nią jej zauroczenia. Ciężko jest sobie wyobrazić, co czuje bohaterka, kiedy dowiaduje się, że jej mama skrywa sekret, a przyjazd do Michigan był planowany już od dawna. W szczególności wzruszające są momenty, w których Lake przebywa z bratem. To, jakie relacje ich łączą są niesamowite. Bohaterka postanowiła zastąpić Kelowi ojca, jest jego trenerem i oparciem. Uśmiałam się wiele razy, ponieważ Kel jest dzieciakiem, który skradnie serce niejednej osobie!

Mimo tej rodzicielskiej miłości, głównym elementem jest uczucie, jakie powstaje między Lake a Willem. Cóż można rzec? Miłość od pierwszego wejrzenia, motyle w brzuchu przy każdym spotkaniu i chęć chwycenia Willa za rękę, to wszystko kryje się we wnętrzu dziewczyny. Tego nie da się opisać, to trzeba przeżyć. ;)

Jest to moja druga powieść Colleen Hoover, a emocje non stop rosną! Autorka niesamowicie kreuje bohaterów. Czytając miałam ochotę osobiście poznać Lake, przybić piątkę z Kelem, spojrzeć w oczy Willowi i przytulić Julię. Hoover w prosty sposób przedstawiła całą historię, dlatego nie mogłam oderwać się od tej pozycji. Nie mogę się doczekać kolejnych książek autorki, którą od pewnego momenty kocham.

Czytając, przebiegło przeze mnie milion uczuć! Bo powieść ta jest nie tylko o miłości. Jest też o życiu i śmierci. Może powinnam o tym wspomnieć od razu. Bohaterowie uświadomili mnie, że śmierć spotka nas wszystkich, jednak przed tym wydarzeniem mamy przed sobą całe życie i nie można go zmarnować, ponieważ nigdy nie wiadomo, kiedy to życie może się skończyć. Chociaż rzadko mi się to zdarza podczas czytania, nie obyło się bez chusteczek...

Mimo tak refleksyjnego zakończenia, serdecznie polecam Wam wszystkim tę powieść! Obiecuję, że będziecie się dobrze bawić, miło spędzicie czas, a przy tym wyniesiecie z tego coś więcej. Bo to nie jest książka do śmiechu, niesie ona ze sobą większe przesłanie, które chwyta za serce.

Wpadłam w pułapkę, w "Pułapkę uczuć", bo pokochałam i pochłonęłam tę książkę w oka mgnieniu. Wspaniała historia o miłości partnerskiej, rodzicielskiej, braterskiej i przyjacielskiej. Miłość jest kluczem tej powieści i właśnie ona emanuje z jej kart. Po przeczytaniu i ja przepełniona byłam tym niesamowitym uczuciem. Jednak czy tylko ona jest głównym składnikiem tej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Rzadko kiedy w moje ręce trafiają książki, które powodują bałagan w mojej głowie. To tak jakby przeszedł przeze mnie największy huragan w dziejach ludzkości. Nic już nie jest takie samo... Moje serce na moment przestało bić, a natłok emocji przejął kontrolę nad moim ciałem. Trudno jest opisać tak wzniosłe uczucia.

Krótko mówiąc, jest to jedna z najlepszych książek jakie kiedykolwiek przeczytałam. Mimo iż początek szedł mi opornie, to od połowy lektury, nie mogłam się oderwać! Tak emocjonująca, tak zapierająca dech w piersi, po prostu majstersztyk!

Może nie jest to najbardziej profesjonalna recenzja, ale po raz pierwszy, od kiedy posiadam swoje konto na LC, zawładnęły mną emocje. Brak mi słów. Musicie przeczytać "Lot nad kukułczym gniazdem"!!!

Rzadko kiedy w moje ręce trafiają książki, które powodują bałagan w mojej głowie. To tak jakby przeszedł przeze mnie największy huragan w dziejach ludzkości. Nic już nie jest takie samo... Moje serce na moment przestało bić, a natłok emocji przejął kontrolę nad moim ciałem. Trudno jest opisać tak wzniosłe uczucia.

Krótko mówiąc, jest to jedna z najlepszych książek jakie...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Listy niezapomniane Shaun Usher, praca zbiorowa
Ocena 8,0
Listy niezapom... Shaun Usher, praca ...

Na półkach: , , ,

To prawda, w dzisiejszych czasach, listy odeszły w kąt, a zastąpiły je wszelkiej maści SMSy, e-maile czy chaty. Moja babcia często wspomina swoje koleżanki ze szkoły, które mieszkają w różnych miejscowościach, a do dnia dzisiejszego utrzymują listowny kontakt. Co roku dostaje kartki świąteczne, okazyjne i pocztówki, zapełniając w ten sposób skrzynkę z pamiątkami, a ja? Ja nie pamiętam nawet, kiedy napisałam jakiś list.

"Listy niezapomniane" to wspaniała pozycja, która powinna zdobić każdą biblioteczkę. Nie jestem miłośniczką historii, jednak mam świadomość, że gdyby nie ludzie, którzy żyli setki, tysiące lat temu, nie byłoby mnie dzisiaj, a na pewno, nie miałabym tyle dobrego wokół siebie. Czytając tę niezwykłą księgę, mogłam poznać wielu z nich, dowiedzieć się o ich istnieniu i o tym, do czego się przysłużyli. Jako Polka, która o historii swojego kraju wie sporo (a przynajmniej w obrębie XX wieku), mogłam dowiedzieć się wielu cennych informacji, o życiu poza granicami naszego państwa. To fakt, książka skupia się na dziejach Ameryki, jednak listy, które znajdują się w powieściach nie są bagatelą.

Mój egzemplarz wypełnia w tym momencie szereg karteczek samoprzylepnych, ponieważ starałam się zaznaczyć wszystkie te listy, które wzruszyły mnie, rozbawiły czy zaskoczyły. I tak w ulubieńcach znalazł się list Cricka, odkrywcy podwójnej helisy (tak, biotechnolog powinien znać postawy biochemii i skład kwasu nukleinowego :)), list Wolnego Człowieka, który odmawia pomocy swojemu byłemu Właścicielowi, a także list Dostojewskiego, który żegna się z bratem. Oczywiście, takich historii jest o wiele, wiele więcej, a wszystkie zasługują na przeczytanie.

Jest to książka niebanalna, która powinna zaszczycić każdego Czytelnika. Moim zdaniem, byłaby to wspaniała odskocznia od zwykłych lektur szkolnych. Każdy przecież znalazłby coś dla siebie w tak szerokim wyborze listów. Z mojej strony, polecam ją każdemu, naprawdę. Jest to wyjątkowa pozycja, do której powrócę, aby na nowo poznać historię ludzkości.

To prawda, w dzisiejszych czasach, listy odeszły w kąt, a zastąpiły je wszelkiej maści SMSy, e-maile czy chaty. Moja babcia często wspomina swoje koleżanki ze szkoły, które mieszkają w różnych miejscowościach, a do dnia dzisiejszego utrzymują listowny kontakt. Co roku dostaje kartki świąteczne, okazyjne i pocztówki, zapełniając w ten sposób skrzynkę z pamiątkami, a ja? Ja...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Nigdy nie spodziewałabym się, że "Maybe Someday" polubię, a co dopiero pokocham. Dlaczego? Bo od czasu Sparksa i jego romansideł, nie czytałam tego typu powieści. Wydawały mi się mdłe, banalne, infantylne i przewidywalne. Za każdym razem, lektury tego typu mnie nie zaskakiwały. Miałam wrażenie, że już to znam. A tu proszę! Colleen Hoover stworzyła wspaniałą książkę, która bawiła mnie i wzruszała zarazem. A przy tym te niespodziewane zwroty akcji, to właśnie tego szukam w książkach!

Autorka wykreowała perfekcyjnie bohaterów, z którymi zżyłam się, którym kibicowałam i życzyłam jak najlepiej. Nie chodzi tylko o główne postaci, czyli Sydney i Ridga, ale także o te drugoplanowe. Trudno w recenzji tej książki uniknąć spojlerów, dlatego okroję ją jak tylko mogę.

Sydney znajduje w trudnym dla niej czasie, bo mimo jej urodzin, straciła w swoim życiu dwie najważniejsze osoby. Bez mieszkania i pracy, zraniona i wściekła - właśnie tak ją poznajemy. Na szczęście, przygarnia ją Ridge, chłopak z sąsiedztwa, który pojawia się w życiu dziewczyny już nie pierwszy raz. Od pewnego czasu tych dwoje łączy dziwna relacja: on gra na gitarze, a ona tworzy teksty do jego melodii. Ridge oferuje pomoc Syd w zamian za słowa do jego piosenek. Układ okazuje się idealny, tylko jest jeden problem. Między bohaterami pojawia się zakazane uczucie.

Syd od pierwszych stron była dla mnie bohaterką-wojowniczką. Mimo iż w związku nie ukazywała swojej walecznej natury, potrafiła skopać tyłek chłopakowi, a także przyłożyć najlepszej przyjaciółce. Zaimponowało mi to, a także pozwoliło wierzyć, że w na pozór skromnej i cichej dziewczynie, może kryć się tak wielka siła. Jednak siła ta nie była w stanie zatrzymać uczuć Sydney, które rodziły się przy każdym spotkaniu z Ridgem. Mimo to, starała kontrolować swoje uczucia, co bawiło mnie podczas czytania. Świetny zabieg autorki, pozwalał Sydney opamiętywać się w ostatnich momentach. Podziwiam bohaterkę, że po tak ciężkim dla niej okresie, była w stanie ponownie zaufać ludziom, pokochać i uwierzyć w siebie. Przeszła ona taką ogromną przemianę w powieści, jednak od początku do samego końca, byłam z nią.

Co do Ridga... Chłopak zaskoczył mnie kilkakrotnie, co naprawdę jest rzadkością. Czytając jego historię byłam wiele razy bliska płaczu (jednak obyło się bez chusteczek). Wprawiła mnie ona w osłupienie, a także byłam pod ogromnym wrażeniem tego, jak świetnie radzi sobie w życiu. Ridge ukazuje nam, jak należy walczyć ze wszelkimi przeciwnościami, nie poddawać się i wierzyć, że wszystko co złe, przerodzi się w dobro. To w jaki sposób traktuje Maggie, swoją dziewczynę, urzekło mnie. Delikatny, czuły, a przy tym tak męski, że aż idealny. Czytając, odrodziła się we mnie nadzieja, że gdzieś na świecie istnieje taki mężczyzna. Kilkakrotnie zdarzyło mi się krzyczeć, podpowiadając mu, co należy w danym momencie zrobić. Zastanawiałam się, co ja bym zrobiła na jego miejscu i czy faktycznie, jest możliwe kochać dwie osoby równocześnie. Ridga pokochałam, a po ukończeniu powieści, żałuję, że nie istnieje on naprawdę.

Tak jak już wspomniałam, nie tylko główni bohaterowie są tacy fantastyczni. W powieści poznajemy Maggie, która jest przykładem ideału. Potrafi wybaczyć, kochać i wierzyć, mimo wielu przeszkód. Jest typem osoby, która chce korzystać z życia, a swoją sympatią przyciąga do siebie ludzi. Poznajemy także Warrena, który wywoływał u mnie ataki śmiechu. Jego komentarze, dowcipy i wierność względem przyjaciół, wzbogaciła książkę o jedną gwiazdkę (:D).

Prosty język powieści sprawiał, że czytało się ją błyskawicznie. Genialne piosenki, które uczestniczą nam przez książkę, a na dodatek możliwość ich usłyszenia to czysta magia. Nie spotkałam się jeszcze z takim dodatkiem, ale cieszę się, że wydawnictwo umożliwiło nam to.

Serdecznie polecam najnowszą powieść Colleen Hoover, bo zaskakuje Czytelników i sprawia, że czyta się ją z zapartym tchem. Jest to coś wspaniałego, coś co koniecznie musicie przeczytać!

Nigdy nie spodziewałabym się, że "Maybe Someday" polubię, a co dopiero pokocham. Dlaczego? Bo od czasu Sparksa i jego romansideł, nie czytałam tego typu powieści. Wydawały mi się mdłe, banalne, infantylne i przewidywalne. Za każdym razem, lektury tego typu mnie nie zaskakiwały. Miałam wrażenie, że już to znam. A tu proszę! Colleen Hoover stworzyła wspaniałą książkę, która...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Kiedy zaczynam czytać jakąś serię, rzadko się przydarza, abym nie sięgała po kontynuację. Staram się dobierać książki w ten sposób, aby spędzać przy nich miło czas, i aby czytanie było wielką przyjemnością. Seria Kiery Cass chwyciła mnie za serce już przy pierwszym tomie, a historia głównych bohaterów stała się jedną z moich ulubionych. Kiedy dowiedziałam się, że autorka planuje wydać kolejny tom w tej serii, byłam po prostu wniebowzięta! Czy "Następczyni" okazała się takim hitem, jak sądziłam?

Kiedy w Illei zlikwidowano podziały klasowe, nastał spokój. Świeżo upieczony władca wraz ze swoją żoną zaczęli wprowadzać zmiany w państwie. Szybko zyskali zwolenników i cieszyli się poważaniem. Szybko na świat przyszły dzieci: bliźniaki Eadlyn, starsza o siedem minut i Ahren. Te siedem minut zupełnie wywróciły świat księżniczki Eadlyn do góry nogami, bo to właśnie ona, ma wstąpić na tron, po abdykacji ojca.

Niestety, wszystko co piękne, szybko się kończy. Spokój w Illei po dwudziestu latach, zostaje przerwany przez powstańców i buntowników. Mimo zniesienia klas, ludzie nie czują się lepsi, panuje głód i bieda. Aby uspokoić swoich poddanych, król Maxon ogłasza kolejne Eliminacje. Tym razem jednak, w zamku, nie zamieszkają piękne panie, tylko dorośli i przystojni panowie. Księżniczka Eadlyn ma trzy miesiące, aby wypełnić pustkę w sercu, a tym samym, wybrać swojego przyszłego męża.

Eadlyn jest piękną, młodą i pewną siebie kobietą. Wie, że na jej barkach w przyszłości, będzie spoczywało całe Królestwo. Stara się ze wszystkich sił przygotować do dnia, kiedy będzie musiała zastąpić ukochanego ojca. Jest całkowicie oddana Illei i jej mieszkańcom, jednak poza tym, nie zauważyłam u niej żadnej innej pozytywnej cechy. Moim zdaniem Eady jest po prostu próżną i egoistyczną, zakochaną we własnej osobie, dziewczyną. Mimo sympatii do Neeny, nie traktuje jej należycie. Dba o siebie, o tiary, piękne suknie i fryzurę. Wszystko to przyćmiewa krzywdę i zło, które panuje wokół niej. Księżniczka nie zauważa, jak bardzo postarzał się Maxon, jak lady Lucy cierpi z powodu braku dzieci i jak jej mama martwi się o nią. Uwagę Eadlyn skupiają tylko te rzeczy i osoby, które dotyczą jej samej. Myślałam, że skoro bohaterka jest córką, tak pokochanej przeze mnie pary, będzie odrobinę lepszą dziewczyną. Póki co, zainteresowała mnie. Jest charakterna, umie postawić na swoim, jednak liczę na głębszą przemianę w jej sercu.

Amerika i Maxon, którzy stanowią tylko tło powieści, są kochającymi i wspierającymi rodzicami. Uwielbiałam ich związek, który podziwiałam w poprzednich tomach. Teraz, po dwudziestu latach, stanowią idealną parę. Jednak, także i w ich idealnym świecie, znalazłam kilka minusów. Schorowani, cierpiący i siwi, nie tak wyobrażałam sobie ich wspólne życie. Miłość, mimo tylu innych, ważnych spraw, jakim jest rządzenie krajem, powinna dodawać skrzydeł, a wydaje mi się, że tym dwóm osobom, skrzydła podcięła. Nie wiem, jak autorka chce ukazać ich relacje w następnych tomach, jednak mam złe przeczucie. Kibicuję im i z całego serca życzę jak najlepiej.

Mimo wielu złych aspektów powieści, było w niej coś, co sprawiło, iż przeczytałam ją jednym tchem. Pomysł ponownych Eliminacji, które są zupełnie inaczej prowadzone niż poprzednie, nie różnią się zbytnio. Chłopcy walczą o rękę księżniczki, która nie jest zachwycona całą tą sprawą. Eliminacje mają tylko na względzie, zamydlić oczy poddanych, dać czas Maxonowi, na wymyślenie czegoś, co uratuje Illeę. Krąg powstańców na nowo się powiększa, a losy monarchii są zagrożone.

Co do panów, którzy zamieszkali w pałacu... Myślę, że ich zachowanie mówi nam, że nie tylko dziewczyny są zazdrosnymi bestiami. Chłopcy wdają się w bójki, łamią prawo i ranią księżniczkę. Jednak Eady jest twarda i bez zbędnych słów, żegna jednego kandydata za drugim. Póki co, moje oczy przykuł Eric, który jest zagadką. Jestem ciekawa, jak dalej autorka poprowadzi wątek tego chłopaka i księżniczki.

Nie byłabym sobą, gdybym nie powiedziała o zewnętrznej stronie książki. Okładka jest po prostu obłędna. Zaraz po "Jedynej", jest moją ulubienicą. Szata graficzna ujmuje moje serce, jako jednej wielkiej sroki, która uwielbia pstrokate rzeczy. Niestety, moje oczy przykuwały liczne błędy gramatyczne, interpunkcyjne i literówki. Mając tyle czasu, wydawnictwo mogło się bardziej postarać. Czytając denerwowałam się widząc liczne błędy, a przecież czytanie powinno sprawiać przyjemność... Mam nadzieję, że w kolejnym tomie, redaktorzy postarają się bardziej.

Czy książka podobała mi się? W pewnym sensie tak, bo gdyby było inaczej, nie pochłonęłabym powieści w tak krótkim czasie. Historia zainteresowała mnie na tyle, aby sięgnąć po kolejne tomy, jednak w całej serii, jest to chyba najsłabsza część.

Kiedy zaczynam czytać jakąś serię, rzadko się przydarza, abym nie sięgała po kontynuację. Staram się dobierać książki w ten sposób, aby spędzać przy nich miło czas, i aby czytanie było wielką przyjemnością. Seria Kiery Cass chwyciła mnie za serce już przy pierwszym tomie, a historia głównych bohaterów stała się jedną z moich ulubionych. Kiedy dowiedziałam się, że autorka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Nigdy nie wiadomo co przyniesie jutro. Czy będziemy szczęśliwi, pośród rodziny i przyjaciół, czy wręcz odwrotnie, osamotnieni i zranieni. Żyję dewizą, aby korzystać z życia póki możemy, dopóki mamy siłę i potrafimy się śmiać z siebie samego. Kiedy coś staje nam na drodze radości z życia, jest to znak, aby do samego końca wykorzystać możliwości, które przynosi nam los, bo w każdym momencie, wszystko może legnąć w gruzach, a my przestaniemy odczuwać przyjemność ze zwykłego bytowania.

Bohaterowie powieści "Ostatnie pięć dni" przechodzą kryzys: Mara cierpi na nieuleczalną chorobę, która zabiera jej swobodę życia i po prostu, ogranicza ją, a Scott, po roku opieki nad chłopcem z trudnego środowiska, musi odesłać go do biologicznej matki. Bohaterowie dają sobie pięć dni na pożegnanie, które na zawsze odmieni życie wielu ludzi.

Dwie odrębne historie, które jednak łączą się na kilka sposobów. Mara i Scott pisują ze sobą na Forum, poświęconym nietradycyjnemu rodzicielstwu, zaprzyjaźniają się i częściej niż zwykli forumowicze, spędzają czas na rozmowach.

Mara o swojej chorobie dowiedziała się cztery lata temu, a decyzję o samobójstwie podjęła od razu. Kiedyś, zapracowana pani adwokat, dzisiaj kobieta, która musi nosić pieluchomajtki. Mara swoją decyzją chce ułatwić życie swojej rodzinie, a przy tym zakończyć rozwój Huntingtona. Jej zachowanie do teraz mnie zadziwia, a zarazem poraża. Ciężko postawić się w jej sytuacji, jednak przez całą powieść, miałam wrażenie, że kobieta myśli tylko o sobie. Jej czyn można nazwać odwagą, albo tchórzostwem, to zależy od naszych osobistych poglądów, jednak to, jak kończy się historia, trzyma w napięciu.

Kiedy w życiu Scotta pojawia się Curtis, mężczyzna poświęca się mu w każdej sekundzie. Jednak ich czas jest od początku ograniczony, a ostatnie ich wspólne dni nie układają się tak, jak zaplanowali. Bardzo polubiłam postać Scotta, nawet bardziej niż Mary. Rzadko kiedy spotyka się taką więź między mężczyzną, a małym chłopcem, z którym nie jest nawet spokrewniony. Urzekły mnie ich rozmowy, zabawy w "Co byś wolał..." i przekomarzanki. Codzienna wieczorna rutyna, kiedy zbierali się i czytali, chwytała mnie za serce. Tak wspaniałe przeżycia polecam każdemu, a wiedza, że Scott sprawia radość chłopcu, wzrusza.

Autorka wraz ze swoim debiutem, przybliżyła swoim czytelnikom wiadomości na temat choroby Huntingtona. Dotychczas nie słyszałam wiele o tej chorobie, nie znałam nikogo z tym przypadkiem. Jednak książka uświadomiła mnie, jak bardzo straszna jest ta choroba i jak wiele przykrości sprawia bliski ludziom. Zaniki pamięci, brak świadomości ruchu, problemy z codziennymi sprawunkami, to wszystko przydarza się osobie chorej. Trudno jest żyć z Huntingtonem, nie mieć tej swobody, którą posiadają wszyscy zdrowi ludzie.

"Ostatnie pięć dni" przeczytałam i wyniosłam z tej powieści więcej, niż z każdej innej książki. Czytało się ją szybko, kartki przechodziły przez palce w błyskawicznym tempem, a wraz z końcem, oczy szkliły się coraz to bardziej. Język lektury jest prosty, a mimo naukowych zwrotów nie utrudnia przyjemności z czytania. Bohaterowie odkrywają się przed nami stopniowo, a wraz z ich historią, zżywamy się z nimi. Zabiegi autorki bardzo mi się podobają i nie mogę doczekać się, kolejnych powieści Pani Timmer.

Serdecznie polecam powieść wszystkim, bo w dzisiejszych czasach trudno o książkę, która naucza i sprawia przyjemność w trakcie czytania. Nikt nie zna przyszłości, dlatego niech każdy dzień będzie dla nas "Ostatnimi pięcioma dniami".

Nigdy nie wiadomo co przyniesie jutro. Czy będziemy szczęśliwi, pośród rodziny i przyjaciół, czy wręcz odwrotnie, osamotnieni i zranieni. Żyję dewizą, aby korzystać z życia póki możemy, dopóki mamy siłę i potrafimy się śmiać z siebie samego. Kiedy coś staje nam na drodze radości z życia, jest to znak, aby do samego końca wykorzystać możliwości, które przynosi nam los, bo w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Nie mogłam przejść obojętnie od tak pięknej okładki, a do tego nazwisko tak znanej na całym świecie Jane Austen - to musiało skończyć się zakupem. Na swoim koncie mam wiele powieści, ale dopiero od niedawna zaczęłam sięgać po klasyki literatury światowej. Nic więc dziwnego, że zapragnęłam zapoznać się z "Dumą i uprzedzeniem", która już od dawien dawna, uważana jest za romans wszech czasów.

Nie jest łatwo czytać literaturę, która wydana była tak dawno temu. Z początku utrudniało mi to zrozumienie historii, jednak po przeczytaniu połowy, język mi w ogóle nie przeszkadzał, a akcja spowodowała, iż nie mogłam się oderwać od tej zabawnej i mądrej książki. Pierwszy raz miałam możliwość przeczytać powieść Jane Austen, jednak już w mej biblioteczce wylądowały kolejne jej dzieła w równie uroczych szatach.

Powieść opowiada o losach państwa Bennet, których głównym założeniem było wydać za mąż wszystkie swoje córki. Szybko nadarza się ku temu okazja, gdyż do pobliskiej posiadłości wprowadza się bogaty i przystojny młodzieniec. Jane, najstarsza córka, od razu wpada w oko Pana Bingleya, natomiast Elżbieta wywołuje negatywne emocje, w jego powierniku - Panu Darcym.

Czytając lekturę odczuwałam wiele różnego rodzaju emocji. Śmiałam się z ironicznych rozmów Elżbiety z Panem Darcym, z poczynań Lidii i matki dziewcząt Pani Bennet. Podziwiałam stoicki spokój Pana Benneta, bo trzeba to nadmienić, że dom, w którym żyli, to istne piekło, całkowicie zdominowanym przez kobiety. Jednak przez cały czas kibicowałam głównym bohaterom i wierzyłam, że ich los złączy się.

Jane Austen porusza wiele tematów w swoim dziele, m.in. akceptację społeczną i zarazem różnicę pokoleń. Mimo to, opisuje to w sposób zabawny, wręcz komiczny. Co do tytułu, długo się zastanawiałam nad jego sensem. Szybko poradziłam sobie z "uprzedzeniem", ponieważ pierwsze wrażenie bywa mylące o czym przekonamy się w trakcie czytania. A "duma", cecha, którą posiada wielu bohaterów jest zarazem ich wadą i zaletą.

W dzisiejszych czasach temat ślubu kojarzy się ze szczęściem młodej pary, uczuciem, które między nimi występuje. Dwa wieki temu niejedna panna marzyła o tym, aby wyjść za mąż z miłości, a nie przez grubość portfela wybranka. Jane Austen śmiało odkrywa przed nami świat, w którym zamążpójście było najważniejszym celem w życiu każdej kobiety, a przy tym całej jej rodziny. Z miłości czy nie, panny były wytykane palcami i traktowane z mniejszym szacunkiem.

Mimo iż, opowieść nie jest nastawiona typowo na romans, nie można ukryć tego, że skrada serce Czytelnikom. Urocza, ciepła i zabawna przykuwa oko od pierwszej karty powieści. Cieszę się, że sięgnęłam po ten klasyk i nie mogę doczekać się kolejnych powieści Jane Austen.

Nie mogłam przejść obojętnie od tak pięknej okładki, a do tego nazwisko tak znanej na całym świecie Jane Austen - to musiało skończyć się zakupem. Na swoim koncie mam wiele powieści, ale dopiero od niedawna zaczęłam sięgać po klasyki literatury światowej. Nic więc dziwnego, że zapragnęłam zapoznać się z "Dumą i uprzedzeniem", która już od dawien dawna, uważana jest za...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Lisa Genova zachwyciła mnie już dawno za sprawą "Motyla". Kolejna jej powieść "Lewa strona życia" była niesamowitym zaskoczeniem, ponieważ nie spodziewałam się, że autorka potrafi tak wspaniale tworzyć. Genova stała się jedną z moich ulubionych pisarek, a jej książki na stałe zagościły w mojej biblioteczce. "Kochając syna" jest natomiast wisienką na torcie, czymś co wzruszyło mnie i dało do myślenia. Książką, którą polecam wszystkim, bo warto poznać tę opowieść.

Historia dwóch kobiet: Beth, która porzuciła swoją początkującą karierę pisarską na rzecz rodziny, której całkowicie się poświęca i Olivii, której życie nie oszczędziło i pozbawiło jedynego oczka w głowie - autystycznego Anthonego. Co łączy te dwie kobiety? Malownicza wyspa Nantucket, na której obie mieszkają i zmagają się ze swoimi problemami. Pewnego dnia ich losy łączą się za sprawą chorego chłopca.

Jak to bywa w powieściach Genovy, autorka porusza ciężkie tematy. Tym razem porwała się z autyzmem, niezwykle tajemniczą i mroczną chorobą. W książce istnieją dwa wątki, opowiadające o niej. Olivia nie rozumie, co mieściło się w małej główce jej synka, jaki był cel jego życia i czy ją kochał. Maluch nie mówił, a dla każdej matki usłyszeć wyznanie miłości od dziecka, jest największym przypływem uczuć. Druga historia już nie jest taka prosta. Beth postanawia napisać książkę, w której czytelnik może poznać co kryje się w głowie chorego chłopca. Stara się przybliżyć nam mechanizmy dotyczące działania jego umysłu, jak i ciała.

Ciężko w czasie czytania nie uronić łzy, a strony przebiegają przez ręce błyskawicznie. Autorka w niesamowity sposób sprawie, że nie można oderwać oczu od książki, przez co czyta się błyskawicznie. Nie wiem czy to za sprawą historii, dobrze wykreowanych bohaterów czy przez styl pisania Genovy, ale pochłonęłam książkę w całości. Jest to mądra i inspirująca powieść. Na pewno daje do myślenia nad sensem życia, a ostatnie strony są nagrodą nie tylko dla bohaterów, ale też dla Czytelnika, bo to właśnie wtedy potrzebowałam paczki chusteczek.

Bohaterki muszą na co dzień zmagać się z trudnościami, które spotykają każdego z nas. Jednak każda ma swoją własną puszkę Pandory, która otwiera się w pewnym momencie ich życia, i przewraca wszystko do góry nogami. Ważne jest to, aby się nie poddać i walczyć. I z takim mottem kończę tę recenzję, a wszystkich zachęcam do przeczytania powieści.

Lisa Genova zachwyciła mnie już dawno za sprawą "Motyla". Kolejna jej powieść "Lewa strona życia" była niesamowitym zaskoczeniem, ponieważ nie spodziewałam się, że autorka potrafi tak wspaniale tworzyć. Genova stała się jedną z moich ulubionych pisarek, a jej książki na stałe zagościły w mojej biblioteczce. "Kochając syna" jest natomiast wisienką na torcie, czymś co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Uwielbiam przeżywać takie chwile, które na długo zostaną w mej pamięci. Może nie trwają one długo, jednak są warte każdej minuty. Ilekroć udaje mi się dostrzec taki moment, trwam w nim jak najdłużej. "Cudowne tu i teraz" można by rzec. Dlatego sięgnęłam po tę książkę. Byłam ciekawa, jakie "Cudowne tu i teraz", przeżył główny bohater.

Sutter Keely jest imprezowiczem, "lovelasem" i szukającym kłopotów nastolatkiem. Nie chce wybiegać w przyszłość, nie rozumie, czego pragną od niego dziewczyny i nigdy ich nie słucha. Kiedy opuszcza go kolejna, szybko zaczyna szukać nowej. Razem ze swoim nieodłącznym kompanem, kubkiem z 7Up'em (połączonym z whisky), poznaje Aimee. Jednak w dziewczynie nie widzi tego, co w każdej innej i postanawia z tej szarej myszki, wydobyć piękno, nie tylko to zewnętrzne, ale przede wszystkim to ze środka.

Jako iż uważam, że wszystko jest dla ludzi, a alkohol w odpowiedniej ilości może polepszyć samopoczucie, nie mogłam zrozumieć zachowania głównego bohatera, który praktycznie na każdej stronie pił. Nastolatek w wieku 18 lat, który jest uzależniony i nie zdaje sobie z tego sprawy? Chłopak niszczył sobie życie od pierwszej chwili, gdy sięgnął po alkohol. Myślę, że gdyby w jego życiu pojawił się męski wzorzec, odpowiedzialny i ustatkowany, Sutter zupełnie inaczej by podchodził do życia. Jednak trzeba przyznać to, że gdyby ten nieodłączny kubek z whisky, chłopak nie przeżyłby tyle "Cudownych tu i teraz".

Bo "Cudowne tu i teraz", to wiele chwil, na przykład zabawa z dobermanem, seks z dziewczyną, spotkanie z kumplem, albo po prostu chwila dla siebie. Podczas czytania było to dla mnie natchnienie na to, aby częściej dać na luz i żyć chwilą. Bohater zaplusował u mnie właśnie lekkim podejściem do życia, mimo wielu wad.

Sutter ciężkim krokiem wszedł w dorosłe życie. Bez ojca, który opuścił go i nigdy nie zadzwonił. Bez matki, której serce przepełniała miłość do jego siostry, ojczyma i wygodnego życia. Jego jedynym wsparciem to kumpel, który też zaczął się od niego oddalać. Przez zawirowania nie jest w stanie utrzymać związku, pije i zatraca się w sobie. Mimo swojego pozytywnego myślenia, jest bohaterem dramatycznym. I chociaż postanowił pomóc Aimee, myślę, że to on potrzebował większej pomocy.

Język, którym posłużył się autor jest prosty, przez co książkę czyta się błyskawicznie. Na plus jest także główny bohater, wykreowany od początku do końca. Oddaje on rzeczywistość, która panuje na świecie, czyli głupotę nastolatków. Jednak zło nie bierze się bez przyczyny. Przede wszystkim winę ponoszą tu rodzice. Smutna jest prawda, jednak gdyby nie oni główny bohater miałby dla siebie jakiś plan na przyszłość, a tak pozostaje mu tylko tu i teraz.

Dla mnie była to dobra powieść, taka, która skłania do myślenia i dla której warto się zatracić. Teraz zastanawiam się nad swoim tu i teraz. Czy mam dla siebie plan, czy czekać na to, co samo przyjdzie?

Uwielbiam przeżywać takie chwile, które na długo zostaną w mej pamięci. Może nie trwają one długo, jednak są warte każdej minuty. Ilekroć udaje mi się dostrzec taki moment, trwam w nim jak najdłużej. "Cudowne tu i teraz" można by rzec. Dlatego sięgnęłam po tę książkę. Byłam ciekawa, jakie "Cudowne tu i teraz", przeżył główny bohater.

Sutter Keely jest imprezowiczem,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Można wiele wymagać od książki, literackich wzniesień czy popranej stylistycznie pracy, jednak dla mnie przede wszystkim liczą się emocje. Milion uczuć, które emanuje ode mnie w trakcie czytania lektury - to znak, jak bardzo pochłania mnie powieść. W tym momencie nie liczą się inne recenzje i opinie. Ta książka podbiła moje serce i chociaż była trochę przewidująca - uwiodła mnie.

Katarzyna Michalak, nie ma co ukrywać, jest mistrzynią kobiecej literatury. Półki w moim domu są pokryte jej powieściami, a wraz z mamą zaczytujemy się w jej dziełach. Jest to idealna książka, począwszy od okładki, po każdy, nawet najmniejszy szczegół. Dopracowana, dopieszczona, nowa - idealnie komponuje się w biblioteczce. Muszę to przyznać, chciałabym poznać autorkę, osobę, w której głowie, powstają te cuda.

Książka powoduje natłok myśli, natłok wrażeń, a podczas czytania nic nie było w stanie mnie od niej oderwać. Najpierw ciekawość - przecież to nowość, co przyniesie z sobą? Potem wzruszenie, wzburzenie, zdenerwowanie, aż po uśmiech na twarzy. Wszystkie te emocje przeplatały się przez całą powieść, aż do teraz. Lekturę pochłonęłam w kilka godzin, bo tak jak wspomniałam, nie dało się od niej oderwać. Można zarzucać autorce wiele (sądząc po poprzednich recenzjach), jednak uroczyście oświadczam, iż Pani Katarzyna Michalak jest moim literackim Guru.

Historia niebanalna, ale zarazem prawdziwa. Z każdym dniem media przynoszą nam nowych informacji o rodzinnych tragediach, głupcach i wypadkach. Zło, które się dzieje, przynosi autorce nowy pomysł i właśnie tak, z dramatu, powstaje dobro, które my możemy czytać.

Nie zachęcam Was do czytania tej powieści, jednak jeśli chcecie się wzruszyć, przeżyć huragan emocji - naprawdę, sięgnijcie po "Nie oddam dzieci".

Można wiele wymagać od książki, literackich wzniesień czy popranej stylistycznie pracy, jednak dla mnie przede wszystkim liczą się emocje. Milion uczuć, które emanuje ode mnie w trakcie czytania lektury - to znak, jak bardzo pochłania mnie powieść. W tym momencie nie liczą się inne recenzje i opinie. Ta książka podbiła moje serce i chociaż była trochę przewidująca - uwiodła...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Will Grayson, Will Grayson John Green, David Levithan
Ocena 7,0
Will Grayson, ... John Green, David L...

Na półkach: , , ,

Gdybym mogła wybrać jednego autora, który w dzisiejszych czasach podbija serca Czytelników młodszego pokolenia, od razu wskazałabym Johna Greena. Za sprawą "Gwiazd naszych wina" pokochałam go i ja. Z przyjemnością sięgam po jego inne powieści, dlatego, gdy na sklepowe półki trafiła powieść, którą napisał razem z nowym dla mnie autorem, to jest Davidem Levithanem, w ciemno postanowiłam ją przeczytać. Jakie są moje odczucia? Sądząc po przyznanej ocenie - przeciętne.

Rzadko trafiam na autorów, którzy zachwycili mnie tylko jedną powieścią, z kilku napisanych. Uwielbiam Flynn, Zusaka, Quicka i wielu, wielu innych, a każdą ich powieść kocham. Jako iż Levithan jest dla mnie nowym pisarzem, nie miałam co do niego wysokich oczekiwań. Natomiast od Greena oczekiwałam czegoś na miarę "GNW", a dostałam kolejną, na swój sposób ciekawą, ale przewidywalną opowieść. Po przeczytaniu kilku jego dzieł, zachwycił mnie tylko raz, a z każdą kolejną powieścią, jego osoba niknie w moich odczuciach.

Historia opowiadana jest z dwóch perspektyw: Willa Graysona i Willa Graysona. Nie, nie pomyliłam się. W książce poznajemy dwóch bohaterów, którzy nazywają się identycznie. I chociaż są głównymi postaciami i łączy ich nazwisko, są zupełnie innymi osobami. Pewnego dnia wpadają na siebie w sex shopie, a ich życie w pewien sposób łączy się. Jeden z nich to gej, pesymista i sceptyk, wiecznie na proszkach antydepresyjnych, natomiast drugi to chłopak trzymający się zasad: siedź cicho i nie przejmuj się. Trudno wyobrazić sobie przyjaźń między dwoma ponurakami, jednak między nimi powstanie bardzo interesująca więź.

Na pierwszy rzut oka, jest to dołująca opowieść o dzieciakach, którzy zmagają się ze swoimi "strasznymi" problemami. Trudno się związać z takimi bohaterami, ponieważ w książkach, staram się szukać inspiracji do życia. Hasła typu "jestem beznadziejny", "nie chcesz mnie" odpychają mnie. Uważam, że życie jest za krótkie na cierpienie i trzeba z niego korzystać, a nie zamartwiać się. Skoro to książka dla nastolatków, powinna ona ich nastawiać na pozytywne myślenie, a nie na doły. Niestety, jest to dla mnie ogromny minus, bo jeśli chciałabym posłuchać o trudności życia, włączyłabym sobie serial "Trudne sprawy".

Autorzy dosyć ciekawie połączyli dwie historie w jedną powieść. Można w łatwy sposób odróżnić to, co napisał Green, od tego co powstało w głowie Levithana. Podobał mi się zabieg pisania małymi literami, chociaż czasami nie wiedziałam, że czytam o osobie, dopóki nie przeczytałam tego zdania jeszcze raz (imiona i nazwiska pisane były z małych liter, tak samo jak początek zdania, itp.). U Greena wszystko napisane było w tradycyjny sposób. Na plus dla mnie jest też to, że w książce znajdujemy dużo SMSów, e-maili, wiadomości, które oddzielają się od reszty teksu. Język powieści jest prosty, czyta się ją szybko, mimo iż akcja rozkręca się od setnej strony (moment poznania Willów).

Główni bohaterowie nie przypadli mi do gustu, jednak gdybym miała wybrać jednego z dwóch Willów, to z pewnością wybrałabym Willa od Greena. Chłopak w porę oprzytomniał, w pewien sposób zmienił swoje życie i stał się dla mnie bardziej "nastolatkowy". Na plan B w powieści wyłania się Kruchy, przyjaciel wyżej wymienionego Willa. Tak samo jak Will pesymista, jest gejem, a jego życie to kółko nieszczęśliwych miłości (aż 18!). Na pozór odważny, wielki i wesoły, jednak w środku da się poznać dziecko. Niestety, to kolejna negatywna postać w tej książce i gdyby nie ciekawe zakończenie, nie miałabym co oceniać.

Świat wykreowany przez autorów jest ciekawy, to fakt. Podoba mi się poruszenie trudnych tematów, bo nawet taka zwykła książka, może odmienić czyjeś życie. Rodzimy się już ukształtowani w pewien sposób i nie da się zmienić tego, kim jesteśmy. Warto stawić czoła światu. Żyć tak, jak tego chcemy, nie patrzeć na innych. Przyznać się do tego, co w nas tkwi to nie żałość, lecz odwaga. I gdyby nie to, książkę spisałabym na straty.

Jednym słowem: dziwna. Ta powieść jest dziwna, warta i niewarta przeczytania. Moje odczucia są zmieszane, ale czy żałuję, że ją przeczytałam? Nie. Żadnej książki nie żałuję.

Gdybym mogła wybrać jednego autora, który w dzisiejszych czasach podbija serca Czytelników młodszego pokolenia, od razu wskazałabym Johna Greena. Za sprawą "Gwiazd naszych wina" pokochałam go i ja. Z przyjemnością sięgam po jego inne powieści, dlatego, gdy na sklepowe półki trafiła powieść, którą napisał razem z nowym dla mnie autorem, to jest Davidem Levithanem, w ciemno...

więcej Pokaż mimo to