Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Lepsza od części pierwszej. :) Nie rozumiem czemu wcześniej zwlekałam z przeczytaniem tej trylogii.

Lepsza od części pierwszej. :) Nie rozumiem czemu wcześniej zwlekałam z przeczytaniem tej trylogii.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Alex Kava to autorka wielu thrillerów, w których ciężkie zagadki rozwiązuje za każdym razem agentka specjalna FBI Maggie O'Dell. Czytelnikom bardzo przypadła do gustu ta jakże barwna postać i wraz z nadejściem daty wydania kolejnego tomu to oni przygotowują się do odwiedzenia najbliższej księgarni, aby nabyć nową powieść pisarki.
Pewnego ciepłego, kwietniowego dnia i ja postanowiłam spróbować przyłączyć się do tej grupy i sprawdzić czy rzeczywiście jest się czym zachwycać, zakupiłam więc dziewiąty już tom z serii o niezwykłej strażniczce prawa.

Pewnego wieczora paru nastolatków wybiera się do lasu w zachodniej Nebrasce i urządza tam imprezę. W pewnym momencie na niebie pojawiają się dziwne efekty świetlne – zwiastuny zbliżającej się wielkimi krokami tragedii. Gdy na miejsce przybywa Margaret O'Dell wraz z miejscową policją okazuje się, że młodzież została porażona prądem: dwójka nie żyje, jedna jest śmiertelnie ranna, a reszta przerażona. Jakby tego było jeszcze mało to ci, co przebyli nie chcą zeznawać, okropnie się czegoś boją...
W tym samym czasie w szkołach w Wirginii i Waszyngtonie pojawiają się kolejne utrudnienia. Otóż niespodziewanie wiele dzieci zatruwa się. Tą sprawę poprowadzi pułkownik Bemjamin Platt, specjalista od chorób zakaźnych.
Czy to możliwe, żeby te dwie sprawy były w jakiś sposób powiązane? Czy rzeczywiście mają z nimi związek osoby stojące na najwyższych szczeblach władzy...? A jeżeli tak... czy dopuszczą one do ujawnienia swoich tajemnic?

„Śmiertelne napięcie” to moje pierwsze spotkanie z twórczością Alex Kavy – posiadaczki niezwykle lekkiego pióra. Historię opowiada nam z punktu widzenia osoby trzeciej i choć z początku trudno zorientować się o co dokładnie w fabule chodzi, później staje się ona zrozumiała. Pisarka bardzo szybko i sprytnie prowadzi akcję, natomiast dziwnie ją rozkłada. Otóż wszystkiego dowiadujemy się praktycznie od razu, dodatkowo na ostatnich stronach, co potęguje moje wrażenie jakby tekst był lekko niedopracowany. Czyta się lekko, to prawda, ale zdecydowanie mając dziwne uczucie... czyżby rozczarowania? Możliwe, gdyż po twórczości tej autorki spodziewałam się czegoś lepszego, zdecydowanie lepszego i odrobinę się zawiodłam. Co więcej końcówki tej powieści nie można pochwalić: dobitny minus, za to zakończenia rozdziałów tak: sprawiają, że od razu ma się ochotę na dalsze czytanie nie bacząc na niezbyt dobrą treść wcześniej!
Pomimo, iż sam pomysł na książkę przypadł mi do gustu to sama główna bohaterka już nie. Wydawało mi się, że jest krótko mówiąc: naciągana. Ma wiele zalet, a w całej powieści każdy agent ją zna i ceni! Boże! Może byłoby to w porządku, ale żeby te postacie jeszcze kierowały się jej gustem w sprawie doboru znajomych, albo żeby ludzie na drugim końcu Ameryki ją kojarzyli! I jeszcze cenili!

Zawsze wyobrażała sobie, że Maggie zainteresuje się jakimś kochającym przygody i ryzyko, mniej przewidywalnym i pełnym pasji facetem. Kimś takim jak... okej, kimś podobnym do niej, do Julii.

Pomimo tego z drugiej strony się tym osobom nie dziwię. Maggie O'Dell to bardzo pomysłowa osóbka. Jej mózg pracuje praktycznie w każdej chwili, a umiejętności do wymyślania koncepcji oraz wyciągania na podstawie zdarzeń dosyć skomplikowanych wniosków pozazdrościć mógłby jej nawet nieomylny porucznik Horatio Caine z „Kryminalnych zagadek Miami”.
Szeryf Skylar zamknął notes. Nie krył zadowolenia, że to już koniec. Kiedy wstał, ujrzał Maggie stojącą obok szafki z półkami. Wyglądał jakby o niej zapomniał. – No to skończyliśmy. Chyba, że agentka O'Dell ma jakieś pytania do Amandy. – Tylko jedno – odparła Maggie i zaczekała, aż dziewczyna na nią spojrzy. – Czy zwykle jesteś na haju od samego rana?
Nie boi się władzy innych osób, a pewność siebie oraz nieustraszoność to jej wielkie atuty. Przy rozwiązywaniu zagadek kieruje się naprawdę interesującą regułą swojego zmarłego szefa:
Zasady ustanowiono po to, aby ocenić ich zasadność, kiedy serce podpowiada co innego.
Na uwagę zasługuje również sam pomysł na historię. Trzeba przyznać Alex Kavie, że poruszane przez nią tematy są bardzo ciekawe i intrygujące i dodatkowo związane z aktualnymi światowymi kłopotami. Zdarzenia są skomplikowane, natomiast akcja dynamiczna oraz zaskakująca. Trudno jest się przy tej fabule nudzić, choć momentami jest lekko denerwująca... Ale i tak warta uwagi!

Ludzie piszą, że „Śmiertelne napięcie” to jeden z lepszych tomów z serii o przygodach Maggie O'Dell. Nie umiem śmiało stwierdzić, co ja myślę, ponieważ poprzednich części nie miałam jeszcze okazji przeczytać, lecz uważam, iż ten jest w porządku. Nie można oczekiwać od niego ogromnych przeżyć, jednak należy wziąć pod uwagę, że z tą lekturą można spędzić naprawdę ciekawie czas oraz odprężyć się, zapominając o problemach oraz trudnościach. Polecam.

Alex Kava to autorka wielu thrillerów, w których ciężkie zagadki rozwiązuje za każdym razem agentka specjalna FBI Maggie O'Dell. Czytelnikom bardzo przypadła do gustu ta jakże barwna postać i wraz z nadejściem daty wydania kolejnego tomu to oni przygotowują się do odwiedzenia najbliższej księgarni, aby nabyć nową powieść pisarki.
Pewnego ciepłego, kwietniowego dnia i ja...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Relacje między rodzeństwem są dosyć skomplikowane. Zależą przede wszystkim od wieku obojga oraz sposobu ich wychowywania. Zazwyczaj starsza osoba opiekuje się młodszą, gdyż czuje wewnątrz duszy taki obowiązek. Zdarza się nawet, że losy tej osoby są dla niej ważniejsze niż wszystko inne i jest w stanie zrobić dla niej dosłownie każdą rzecz. Przykład takiego zjawiska jest pięknie opisany w powieści autorstwa Johna Hardinga „Siostrzyca”, w której w tytułową rolę wciela się Florence. Opiekuje się swoim młodszym, bratem Gilesem i stara się uratować go przed czymś, co na pierwszy rzut oka zdaje się być jedynie tworem jej wybujałej wyobraźni...

Jest rok 1891, Anglia. W starym dworze pełnym niezliczonej ilości pomieszczeń mieszka pewna dwunastolatka z bratem. Zajmuje się nimi pani Grouse wraz ze służbą. Żyją razem i wszyscy mają się dobrze. Dziewczynka spędza dzień na zabawach z chłopcem, a ich opiekunowie zajmują się swoimi pracami. Do czasu... bowiem pewnego dnia Giles musi wyjechać do Nowego Jorku, żeby się uczyć w miejscu przeznaczonym dla osób pochodzących z „bezszkolnych” mieścin. Nie wiedzie mu się tam jednak dobrze i po pewnym czasie wraca wraz z notką pochodzącą od dyrektora, że jest zbyt wrażliwy i delikatny na takie miejsce.
Wobec takiego obrotu sprawy wuj dzieci zmuszony jest do znalezienia guwernantki dla ośmiolatka. Zatrudnia pierwszą lepszą nauczycielkę, która po pewnym czasie umiera. Rodzeństwo wcale nie jest nieszczęśliwe z tego powodu: Giles może spędzać dni na zabawie, a Florence nie ma już zakazu dotykania książek.
Ale sielanka nie trwa długo, gdyż do rezydencji przybywa nowa pani profesor, panna Taylor i od razu wzbudza strach w dziewczynce.
Chwilę później stała przed nami. Była o wiele starsza niż panna Whitaker, lecz jej wygląd nadal utrzymywał się przed wiekiem średnim. Koścista kobieta ubrana na czarno, co wydało mi się dziwne, jako że panna Whitaker mówiła, że guwernantki zawsze noszą się na szaro, ale zauważyłam jak dopasowała się tym do gawronów, które krążyły nad nami, jak gdyby także zjawiły się, by ją powitać. Była przystojną damą, o wyrazistych rysach, ciemnych oczach i czarnych włosach. Gdy John pomagał jej wysiąść z dwukółki, napotkała mój wzrok i coś w jej spojrzeniu, nie poufałość, ale zrozumienie – jakby przejrzała na wylot tę mnie, którą udawałam – z miejsca wzbudziło mój niepokój.
Czy nowa guwernantka jest tym za kogo się podaje? Czy ma dobre zamiary? Czy dzieci naprawdę mają się czego obawiać? A może jedynie przesadzają?

Powieść „Siostrzyca” dzieli się na dwie części. Pierwsza jest obrazem życia dzieci przed przyjazdem panny Taylor, druga opowiada natomiast o wydarzeniach po jej przyjeździe i choć obie znajdują się na stronach tej samej powieści to różnią się diametralnie. Pierwsza jest spokojna, wolna, idylliczna, natomiast druga pełna niepokoju, strachu, przerażenia oraz niepewności. Początek jest swoistym wprowadzeniem do właściwej fabuły: opisuje zwyczaje, pomieszczenia, okolice, ludzi oraz ich charaktery z punktu widzenia Florence, gdyż to właśnie ona jest narratorką. Ale nie taką zwykłą, ponieważ opowiada oraz charakteryzuje wszystko swoim własnym, wymyślnym językiem pełnym niedomówień. Znajdują się w nim takie pojęcia, jak na przykład: „palcowanie”, jako czytanie oraz „podłóżkowanie” czyli schowanie.
Jednakże z powodu surowych poglądów mego wuja na temat edukacji kobie, ukryłam moją elokwencję, podłóżkowałam ją, trzymając wszelkie formy wysławiania, poza najprostszymi, zakratowione wewnątrz umysłu.
Główna bohaterka, a nawet tytułowa, jak to jest w wersji oryginalnej nie jest postacią złożoną. Wszystko postrzega w dwóch kolorach, nie potrafiąc uwierzyć, że istnieją też i rzeczy, których nie można katalogować pod pojęciami: dobro i zło. Uwielbia czytać książki, a przede wszystkim powieści gotyckie i chyba właśnie one miały niemały wpływ na jej postrzeganie świata: wieczne szukanie nieprawidłowości oraz intryg. Nie jest lekkomyślna i niedbała, ale inteligentna oraz bystra, przewidująca każde niepowodzenia. Momentami myśli wręcz zbyt racjonalnie... Martwi się o swojego brata niczym jego matka, a swoimi zachowaniami pokazuje nam, iż w przypadku, gdy o niego chodzi może popełnić coś, co dla zwykłego człowieka wydaje się czynem niewyobrażalnym. Jest doskonałą manipulatorką, a ludzkie słabości potrafi wykorzystać w sposób, który pomaga jej dojść do wymarzonego celu.
Kolejną niezwykle wyrazistą postacią jest panna Taylor. Autor nie opisał jej zbyt dokładnie, gdyż opowiada nam o niej oczami Florence, ale czytając można się domyśleć wielu rzeczy, które małej dziewczynce nie przyszły do głowy. Sporo jej czynów można łatwo wyjaśnić, dokładnie analizując fabułę. Trudno jest jednak obiektywnie opisać kobietę, ponieważ narratorka wypisywała praktycznie rzecz biorąc same negatywne cechy. Panna Taylor jest jednak niewątpliwie kobietą tajemniczą i choć nie poznajemy wszystkich jej sekretów to pod koniec zapoznajemy się z jednym z nich i śmiało mogę stwierdzić, że jest on najważniejszy...
Warto wspomnieć także, iż książka „Siostrzyca” jest doskonałym obrazem życia ludzi w dziewiętnastym wieku. Widzimy, jak wielki wpływ na byt miały pieniądze, pozycja społeczna oraz znajomości. Dwa ostatnie elementy są najdokładniej pokazane, gdyż to właśnie one zmuszały pannę Taylor do zmiany szyków, a Florence dawały wiele przewagi jeżeli można to tak nazwać. John Harding dużą wagę przyłożył także do opisów miejsc, więc rezydencję, w której zamieszkiwały dzieci bez problemu mogę opisać. Wiele jest tam luster, służba nie przykłada zbytniej uwagi do położenia przedmiotów, gdyż jest ich tam naprawdę wiele. Są i skrzypiące korytarze, na których, gdy się staje, rozlega się głośny zgrzyt będący w stanie rozbudzić ze snu czy głębokiego zamyślenia każdą osobę, są świece, bardzo niezbędne, bo bez nich człowiek czuje się, jak bez oczu. Wiele schodów, wież oraz dziwnych pokoi, których mieszkańcy jeszcze nie odwiedzili...
„Siostrzyca” to powieść nawiązująca klimatem do literatury gotyckiej, a wielu czytelników porównuje ją nawet do konkretnych historii, jednak mnie ta opowieść skojarzyła się z pewną bajką czytaną mi kiedyś. Chodzi mi o „Jasia i Małgosię”. Co prawda, pomiędzy oboma tytułami nie istnieje wielu wspólnych cech, lecz biorąc pod uwagę punkt widzenia Florence (związany z Gilesem) oraz dwójki bajkowych postaci już tak. Każda para jest związana z kobietą uważaną za czarownicę, karmiącą ich pysznymi kłamstwami oraz obietnicami w rzeczywistości mającemu służyć jej własnym celom. Słuchanie, tudzież czytanie obu lektur jest pełne emocji. Czytelnik jest otoczony wszechobecną tajemnicą, niepewnością i strachem, momentami jest w stanie nawet krzyknąć z przerażenia, a zakończenie... końcówka zależy od wersji powieści!

„Siostrzyca” to lektura z wieloma przesłaniami, których rozszyfrowanie zajmuje wiele czasu ze względu na niedomknięte zakończenie. Chwilę po skończeniu tak naprawdę nie wiadomo, co jest złe, a co dobre z powodu ciągłego wczuwania się w umysł młodej dziewczyny oraz ogromu niewiadomych. Gdy myślimy, że wszystko jest wymysłem bohaterki albo odwrotnie, autor zaskakuje nas i pokazuje, że myliliśmy się. Po skończeniu łatwo jest uronić łezkę i uśmiechnąć się lekko, ponieważ nic nie jest już pewne. Wydaje mi się, że John Harding, pisząc tą powieść chciał uświadomić swych czytelników, że nie zawsze to co czarne jest złe, a co jasne dobre, bo udawanie nie jest trudne, gorzej z odczytaniem...
Gorąco polecam! Nie zapomnicie tej przygody!

Relacje między rodzeństwem są dosyć skomplikowane. Zależą przede wszystkim od wieku obojga oraz sposobu ich wychowywania. Zazwyczaj starsza osoba opiekuje się młodszą, gdyż czuje wewnątrz duszy taki obowiązek. Zdarza się nawet, że losy tej osoby są dla niej ważniejsze niż wszystko inne i jest w stanie zrobić dla niej dosłownie każdą rzecz. Przykład takiego zjawiska jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Mody na różne gatunki są i zawsze będą intrygować ludzi. Były wampiry, czarodzieje, są romanse paranormalne, opowieści wojenne…, ale oprócz tego na rynku widoczny jest niezmiennie od paru lat Stieg Larsson – szwedzki pisarz zmarły jeszcze przed wydaniem swojej debiutanckiej powieści „Mężczyźni, Którzy Nienawidzą Kobiet”. Książki spod jego pióra intrygują cały świat, także i mnie.

Mikael Blomkvist – wydawca magazynu „Millenium” nagle otrzymuje nietypowe zlecenie. Otóż Henrik Vanger – bardzo bogaty mężczyzna prosi go o pomoc w napisaniu kroniki rodzinnej. Okazuje się jednak, iż nie chodzi mu tylko o to, a sama kronika jest tylko pretekstem. Bowiem miliarder chce, aby dziennikarz rozwiązał pewną dziwną zagadkę związaną z jego wnuczką zaginioną prawie pół wieku wcześniej. Nie jest to niestety łatwa sprawa, gdyż dowodów w tej sprawie jest niewiele, a i ludzie w około nie są chętni do zwierzeń związanych z nastoletnią Harriet. Wtedy też mężczyzna dostaje do pomocy młodą kobietę – Lisbeth Salander. Nie jest ona jednak zwyczajnym detektywem, a tajemnice rozwiązuje na nietypowe sposoby. Intrygująca outsiderka i oskarżony o zniesławienie pisarz razem starają się znaleźć odpowiedzi na dręczące Henrika pytania. Szybko wpadają na trop mrocznej i krwawej historii rodzinnej, a ich śladami podąża ktoś, kto daje im coś do zrozumienia, ale czy na pewno żeby zaprzestali poszukiwań? Co się przydarzyło Harriet? Czy Mikaelowi oraz Lisbeth uda się tego dowiedzieć?

„Mężczyźni, Którzy Nienawidzą Kobiet” to powieść, którą zachwyca się cały świat, z początku nie ja. Kryminał Stiega Larssona nie przypadł mi bowiem całkowicie do gustu. Przede wszystkim przeszkadzały mi te okropne opisy. Pierwsze cztery setki opowieści to charakterystyki: wszystkich bohaterów, kwiatków, miejsc. W tym czasie nie dzieje się nic nadzwyczaj interesującego. Później jednak jest trochę inaczej. Detektywi, bo tak można dwójkę bohaterów nazwać, znajdują interesujące tropy, które prowadzą do rozwiązania. Problem jest tylko taki, że prawie wszystkie odkrywa Lisbeth, a Mikael tylko siedzi i udaje, że coś robi – takie miałam wrażenie. Z tego też powodu tej męskiej postaci nie darzę jakąś wielką sympatią. Lisbeth natomiast bardzo polubiłam. I nawet nie obchodzi mnie to, iż jest doskonałym przykładem na powszechne dzięki „Zmierzchowi” zjawisko marysuizmu, gdyż jej postać jest naprawdę świetnie wykreowana. Wiemy o niej wiele, odważę się nawet napisać, że prawie wszystko, a jak pokazują kolejne tomy dziewczyna jest postacią tak złożoną, iż to „wszystko” jest zaledwie jedną piątą całości. Kobieta jest odważna, młoda, pomysłowa oraz inteligentna, a epitety, jakimi mogę ją określać nie skończą się szybko. Przeważnie to jej działania sprawiają, iż akcja prędzej mknie: odkrywa najciekawsze tropy, robi bardzo… interesujące rzeczy. Są one krwawe i naprawdę mroczne. Jak cała książka zresztą, więc nie polecam osobom o słabych nerwach.

„Mężczyźni, Którzy Nienawidzą Kobiet” to powieść, której treść dzieli się na dwie części: gorszą i lepszą. Pierwsza jest swoistym wprowadzeniem do właściwej historii, druga jest opowieścią o rozwiązaniu sprawy i gdybym miała oceniać te dwa fragmenty oddzielnie to początek totalnie zbeształabym, a drugą chwaliła, bo talent Stiega Larssona jest widoczny właśnie w zakończeniu, które, nie powiem, jest dosyć oryginalne. Dlatego też, aby poznać niesamowity geniusz tego pisarza trzeba tą powieść „przeżyć”, gdyż zakończenie jest wręcz cudowne! Polecam!

Autor: Stieg Larsson
Tytuł polski: Mężczyźni, Którzy Nienawidzą Kobiet
Tytuł oryginalny: Män Som Hatar Kvinnor
Ilość stron: 640
Premiera: 2008
Wydawnictwo: Czarna Owca

http://czar-ksiazek.blog.onet.pl/062-Mezczyzni-Ktorzy-Nienawidz,2,ID462435268,n

Mody na różne gatunki są i zawsze będą intrygować ludzi. Były wampiry, czarodzieje, są romanse paranormalne, opowieści wojenne…, ale oprócz tego na rynku widoczny jest niezmiennie od paru lat Stieg Larsson – szwedzki pisarz zmarły jeszcze przed wydaniem swojej debiutanckiej powieści „Mężczyźni, Którzy Nienawidzą Kobiet”. Książki spod jego pióra intrygują cały świat, także i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Polscy pisarze nieczęsto wydają powieści fantastyczne. Nie znam wielu autorów, którzy w swoim dorobku mają choć jedną taką pozycję. Jest oczywiście wspaniały i wręcz klasyczny już pan Sapkowski („Wiedźmin”), Pilipiuk („Kuzynki”), a i Ziemiański mogący poszczycić się wielkim sukcesem „Achaji”. Jednak ten gatunek literatury w dalszym ciągu nie jest aż tak popularny jak choćby opowieści wojenne czy dzieła napisane specjalne dla kobiet. Z tego też powodu wielką radość sprawiło mi dodanie do tej krótkiej listy kolejnego nazwiska – Rafała Kosika. Napisał on cieszącą się sporą popularnością w naszym kraju serię, której główni bohaterowie w każdym tomie rozwiązują tajemnicze zagadki i starają się zarazem wieść normalne szkolno-rodzinne życie. Tytuł serii, jaką Wam dzisiaj przedstawię to „Felix, Net I Nika”, a „dopisek”, jaki posiada pierwszy tom to „… oraz Gang Niewidzialnych Ludzi”.

Główni, a zarazem tytułowi bohaterowie to nastolatkowie, którzy właśnie skończyli szkołę podstawową i zaczynają gimnazjum. I w tym właśnie miejscu się poznają na początku nowego roku szkolnego. Każdy z nich jest lekko zdenerwowany, a w dodatku okoliczności, w których zawierają znajomość nie są zbyt zabawne. Ale później, jak się im wydaje, jest lepiej: zaczynają widzieć pozytywne cechy uczniów, organizują swoją Kwaterę Główną, a i z ocenami nie jest najgorzej. Nagle jednak zaczynają się dziać dziwne rzeczy powiązane z sekretnym gangiem, który okrada poważne instytucje, Niką, a i dziwną „firmą”, gdzie pracuje ojciec Felixa. Jakie talenty posiadają przyjaciele? Czy między zagadkami istnieją jakieś powiązania? A czy na świecie istnieje coś takiego, jak: magia i czary? Tego dowiecie się po poznaniu interesującej historii Felixa Polona, Niki Mickiewicz oraz Neta Bieleckiego.

Powieść jest niewątpliwie adresowana do młodzieży, która science-fiction bardzo lubi. Posiada najwięcej elementów z tego właśnie podgatunku i choć ja nigdy za nim nie przepadałam to w tej historii bardzo mi się podobał. Czyta się szybko, przyjemnie z uśmiechem na ustach. A czasami nawet można się śmiać – głównie za sprawą Neta i jego ślicznych żarcików. Coś, co mnie tutaj zdziwiło to słownictwo bohaterów. Chodząc w dzisiejszych czasach po ulicy z ust nastolatków najczęściej słyszy się przekleństwa, w tej książce ich natomiast nie ma. Z jednej strony to jest świetne, ponieważ w takim wypadku powieść nadaje się dla czytelnika w każdym wieku, z drugiej… Czy widział ktoś kiedykolwiek grupę gimnazjalistów, którzy nie używają tak zwanych „brzydkich słów”. Ja nie, więc jest to dla mnie niespodzianką. A gdy już przy nich jesteśmy to wiele dobrego muszę wspomnieć o szacie graficznej – jest piękna. Gruba okładka, przed każdym rozdziałem malutki rysunek autora, a na stronie pierwszej i ostatniej wiele obrazków pana Kosika związanych z powieścią. Czyli są tam wynalazki, szkolne przedmioty, bohaterowie, dialogi, mini-komiksy. Cudownie!

„Felix, Net I Nika Oraz Gang Niewidzialnych Ludzi” Rafała Kosika to bardzo miła powieść skierowana przede wszystkim do nastolatków. Aktualnie jestem po przeczytaniu wszystkich dotychczasowo wydanych części i muszę stwierdzić, że wszystkie są na podobnie wysokim poziomie. Dodam jeszcze, że niedługo wyjdzie film na podstawie drugiego tomu, na który czekam z niecierpliwością, a i mam nadzieję, że po lekturze pierwszego tomu i Wy nie będziecie mogli się go doczekać. Polecam!

Autor: Rafał Kosik
Tytuł polski: Felix, Net I Nika Oraz Gang Niewidzialnych Ludzi
Tytuł oryginalny: Felix, Net I Nika Oraz Gang Niewidzialnych Ludzi
Ilość stron: 376
Premiera: 2004
Wydawnictwo: Powergraph

http://czar-ksiazek.blog.onet.pl/060-Felix-Net-I-Nika-Oraz-Gang,2,ID461989788,n

Polscy pisarze nieczęsto wydają powieści fantastyczne. Nie znam wielu autorów, którzy w swoim dorobku mają choć jedną taką pozycję. Jest oczywiście wspaniały i wręcz klasyczny już pan Sapkowski („Wiedźmin”), Pilipiuk („Kuzynki”), a i Ziemiański mogący poszczycić się wielkim sukcesem „Achaji”. Jednak ten gatunek literatury w dalszym ciągu nie jest aż tak popularny jak choćby...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Kelley Armstrong to kanadyjska pisarka, którą powszechnie uważana jest za jedną z oryginalniejszych oraz bardziej interesujących autorek współczesnych kryminałów i thrillerów. Parę lat temu na rynku wydawniczym zaistniał pierwszy tom serii dla nastolatków właśnie spod jej pióra. Ma być to w połowie horror oraz kryminał. Osobiście do opisu powieści bardziej pasują mi określenia: romans oraz thiller, ale cóż… hiperbola to przecież środek stylistyczny, a więc dlaczego nie używać go w opisach – na przykład?

Chloe Saunders to zwykła nastolatka. Posiada kompleksy, ma przyjaciół, rodzinę… Praktycznie – na pierwszy rzut oka nie odcina się czymś szczególnym od swoich rówieśników. Jednak jest inna. Otóż Chloe widywała duchy, jako parolatka i nagle ten szczególny dar powraca do jej życia po wielu latach. Chwilę po dostaniu pierwszej miesiączki oraz jej niezwykłej reakcji na to zdarzenie zobaczyła ducha woźnego. Bardzo rozentuzjazmowanego ducha – trzeba dodać. Na tyle mocno, że dziewczyna przed nim uciekała, a dyrekcja po tej niemiłej sytuacji wysłała nastolatkę do ekskluzywnego ośrodka dla „trudnej młodzieży” o nazwie Lyle House. Tam właśnie pada diagnoza – schizofrenia. Młoda kobieta już ma zamiar poddać się leczeniu oraz rygorom obowiązującym w zakładzie, ale nagle wraz z innymi pacjentami nachodzą ją wątpliwości: Czy rzeczywiście każdy z nich ma chorobę psychiczną? Chloe rozpoczyna własne śledztwo, a jego wyniki…

Pierwsza rzecz, jaka rzuciła mi się w oczy, kiedy czytałam powieść to dosyć dziwne podobieństwo pomiędzy „Wezwaniem”, a książką „Upadli” autorstwa Lauren Kate. W obu historiach nie brak dziwnych zjawisk paranormalnych, sekretów zakładu, pacjentów oraz właścicieli – oczywiście. Jednak pomimo tej zbieżności jest to lekka i łatwa w odbiorze powieść dla młodzieży. Nie przełamuje w jakiś nadzwyczajny sposób użytych już schematów oraz motywów, a i język, jakim jest napisana pozostawia wiele do życzenia. Ale pomimo tych widocznych braków historia napisana przez Kelley Armstrong jest interesująca oraz naprawdę dosyć intrygująca. Niekiedy zdarzały się momenty, po których przeczytaniu, gdy gasiłam światło w sypialni miałam jakieś dziwne przeczucie niepokoju – w pozytywnym sensie. Bo przyznam się szczerze, że nie spodziewałam się tego po tej lekko dziwnej lekturze, gdyż podczas poznawania losów Chloe momentami nachodziły mnie wątpliwości: czy po takim zdarzeniu naprawdę należy wysyłać dziecko do tak zwanego „psychiatryka”? Albo czy naprawdę możliwe jest, że matka tak traktuje swoje dziecko? Dokładnych opisów tych dziwnych sytuacji nie podam, poznacie je jeżeli przeczytacie, tudzież: już przeczytaliście.

„Wezwanie” to z pewnością nie jest książka dla każdego. Nawet ja – niezbyt wymagająca czytelniczka (jak sądzę) znalazłam w tej powieści wiele wad oraz niedociągnięć. Pozostaje mi więc wiara, że tom kolejny będzie lepszy, choć i ten nie był niczego sobie.

Autor: Kelley Armstrong
Tytuł polski: Wezwanie
Tytuł oryginalny: The Summoning
Ilość stron: 355
Premiera: 2010
Wydawnictwo: Zysk I S-ka

http://czar-ksiazek.blog.onet.pl/059-Wezwanie-Kelley-Armstrong,2,ID460487245,n

Kelley Armstrong to kanadyjska pisarka, którą powszechnie uważana jest za jedną z oryginalniejszych oraz bardziej interesujących autorek współczesnych kryminałów i thrillerów. Parę lat temu na rynku wydawniczym zaistniał pierwszy tom serii dla nastolatków właśnie spod jej pióra. Ma być to w połowie horror oraz kryminał. Osobiście do opisu powieści bardziej pasują mi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Rick Riordan to pisarz, który niewątpliwie zasłynął ze swoich książek z elementami mitologii. Największą sławę przyniosła mu seria opowiadająca o Percym Jacksonie – synu jednego z potężniejszych greckich bogów. Nie jest to jednak jego najnowsze dzieło. Otóż parę miesięcy temu Wydawnictwo Galeria Książki wydało powieść „Czerwona Piramida”. Nie jest to historia o bogach greckich, lecz egipskich, wśród których odnaleźć się próbuje dwójka dzieci z krwi faraonów.

Ich imiona to Sadie oraz Carter Kane. Żyją praktycznie osobno, rozdzieleni przez sąd. Carter z ojcem, podróżując po świecie i ucząc się w domu, a Sadie wraz z dziadkami w wielkim mieście. Dziewczyna ma przyjaciół, szkołę oraz wiedzie zwykłe życie nastolatki do momentu, gdy jej najbliższa rodzina odwiedza ją w Boże Narodzenie. Julius Kane – słynny egiptolog, a zarazem ojciec rodzeństwa zabiera swoje dzieci do Muzeum Brytyjskiego, aby pokazać im tam coś bardzo ważnego. Okazuje się, że doktor zamierza przeprowadzić pewien „eksperyment” mogący zagrozić bezpieczeństwu całego świata. Okazuje się bowiem, iż budzi on piątkę najsilniejszych bogów egipskich, a jeden z nich, Set postanawia pozbyć się rodu Kane i zawładnąć światem. Dzieci muszą zrobić bardzo wiele, żeby zapobiec końcowi świata, a ofiary, jakie będą musieli złożyć… No cóż, nie będą łatwe. Na ratunek przyjdzie im bogini kotów – Bastet, stryj Amos oraz wiele innych postaci. Kim w rzeczywistości jest Carter? Kim jest Sadie? I najistotniejsze pytanie: czy uratują świat?

„Czerwona Piramida” to moje pierwsze spotkanie z twórczością pana Riordana i jestem całkowicie usatysfakcjonowana tą powieścią. Po książce oczekiwałam naprawdę wiele i cieszę się niezmiernie, iż się nie rozczarowałam. Historia wymyślona przez pisarza jest niebanalna, interesująca oraz wciągająca. Znajduje się w niej wielka dawka humoru, a także parę scen bardzo dramatycznych, w czasie czytania których serce bije dosyć mocno. Historia posiada swój jedyny oraz niepowtarzalny klimat i jest to na pewno wielka zaleta. Podobnie jak i bohaterowie: dwójka głównych postaci nie jest „sztuczna”, ale normalna (że tak to nazwę). Oboje są nastolatkami przeżywającymi swoje młodzieńcze problemy (zazwyczaj miłosne). Warto wspomnieć także i o innych osobach z opowieści. Bastet jest naprawdę uroczą kobietą z instynktem rodzicielskim odnoszącym się najbardziej do dziewczyny, gdyż była jej kotką Muffinką przez wiele lat. Podobnie i Ziya – bohaterka, która całkowicie mnie zaskoczyła pod koniec powieści. Bo jak tu uwierzyć, że była… Nie, nie będę Wam psuć zabawy!

„Czerwona Piramida” to powieść absolutnie dla każdego. Zadowoli najbardziej wymagającego czytelnika, a tego mniej oczekującego… uwiedzie swym językiem oraz pomysłem. Seria autorstwa Ricka Riordana to jak dla mnie hit przygodowy, do którego postaram się jeszcze nieraz wrócić i zakupić kolejne części. Gorąco polecam!

Autor: Rick Riordan
Tytuł polski: Czerwona Piramida
Tytuł oryginalny: The Red Pyramid
Ilość stron: 544
Premiera: 2011
Wydawnictwo: Galeria Książki

http://czar-ksiazek.blog.onet.pl/058-Czerwona-Piramida-Rick-Rio,2,ID460486492,n

Rick Riordan to pisarz, który niewątpliwie zasłynął ze swoich książek z elementami mitologii. Największą sławę przyniosła mu seria opowiadająca o Percym Jacksonie – synu jednego z potężniejszych greckich bogów. Nie jest to jednak jego najnowsze dzieło. Otóż parę miesięcy temu Wydawnictwo Galeria Książki wydało powieść „Czerwona Piramida”. Nie jest to historia o bogach...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wiele książek zyskuje popularność dopiero po wyprodukowaniu filmu na ich temat. Zdobywają one wielbicieli oraz fankluby i nagle – ni stąd ni zowąd – któryś z miłośników danej produkcji dzieli się z przyjaciółmi wesołą wiadomością: Wiecie, że jest też książka? W taki też sposób ja dowiedziałam się o powieści „Tajemnica Rajskiego Wzgórza” autorstwa Elizabeth Goudge. Obejrzałam z młodszą siostrą w kinach ekranizację, która naprawdę mocno mi się spodobała. Pewnego razu przyszła ze szkoły z radosną nowiną, iż istnieje oryginał w wersji papierowej, którego oczywiście nie chciało jej się czytać (bo jakżeby inaczej?). Mnie natomiast zainteresowała i tą sympatyczną lekturę zakupiłam. Bo jakże tu nie wydać pieniędzy, kiedy okazuje się, iż była ona ulubioną historią Joanne Kathleen Rowling?

Główną bohaterką jest niepełnoletnia jeszcze Marynia Merryweather. Jej ojciec umiera i traci majątek, a ona wraz ze swoją opiekunką panną Heliotrop jest zmuszona przeprowadzić się do wuja mieszkającego w dosyć dalekiej odległości od Londynu. Z początku dziewczyna jest przerażona widokiem nowego domu. Nie znajduje się on w wielkim mieście, lecz w malutkiej wsi, gdzie zwierzęta odgrywają wielką rolę. W dodatku nastolatka widzi skazę w każdym najmniejszym szczególe dotyczącym miasteczka: nie podoba jej się wiek stangreta, okolica. W pewnym momencie jednak zaczyna dostrzegać zalety i odkrywa tajemnice powiązane z jej rodziną od wielu wieków. Natomiast w domu zaczynają dziać się dziwne rzeczy, a nikt nie ma zamiaru jej niczego wyjaśniać. Postanawia więc sama zgłębiać sekrety Księżycowego Dworu. Czy ma z nimi coś wspólnego inny, równie szlachetny ród? Czy piękne, różowe pelargonie są ważnym elementem układanki? A co ze stworzeniami: psem Wrolfem – kim jest i jakie ma zadania? A czy biały konik jest kimś więcej niż jedynie wymysłem wyobraźni?

„Tajemnica Rajskiego Wzgórza” to swoistego rodzaju baśń, która swoim klimatem niesamowicie mnie urzekła. Spodobały mi się czas, w jakim autorka umieściła akcję oraz miejsce, bo muszę napisać, że uwielbiam czytać o poprzednich stuleciach: gorsetach, spódnicach, pięknych pantofelkach. A o nich nie jest mało, gdyż ilość zamieszczonych przez pisarkę opisów jest wręcz niewiarygodna. Znajdziemy tam na przykład charakterystykę butów noszonych przez trzynastolatkę. I chyba z tego też powodu ta książka nie jest powieścią, którą się „połyka”. Czyta się ją przyjemnie, ale momentami następują „stopy”, przez które czytanie dosłownie rzecz biorąc stoi w miejscu. Są też jednak i zalety, a niewątpliwie należą do nich bohaterowie – nakreśleni są w sposób rewelacyjny: każdy jest inny, posiada swoje charakterystyczne cechy i każdy też wpasuje się do stereotypu typowego obywatela Anglii w dziewiętnastym wieku. Przyczynia się do tego wrażenia też język, jakim posługuje się Elizabeth Goudge. Otóż czuć w nim ten interesujący element, jaki występuje we wszystkich powieściach wydanych „kiedyś”.

„Tajemnicę Rajskiego Wzgórza” rekomenduję osobom interesującym się historią oraz tajemnicami. Z pewnością znajdą oni w książce coś, co przypadnie im do gustu. Jako przerywnik w ciężkich chwilach ta powieść się zupełnie nie nadaje. Jest dosyć „ciężka”, jednakże nie trzeba jej czytać jedynie w takim momencie. Dlatego też ją polecam, nie z całego serca, ale polecam…

Autor: Elizabeth Goudge
Tytuł polski: Tajemnica Rajskiego Wzgórza
Tytuł oryginalny: The Little White Horse
Ilość stron: 222
Premiera: 2009
Wydawnictwo: Świat Książki

http://czar-ksiazek.blog.onet.pl/057-Tajemnica-Rajskiego-Wzgorz,2,ID460322165,n

Wiele książek zyskuje popularność dopiero po wyprodukowaniu filmu na ich temat. Zdobywają one wielbicieli oraz fankluby i nagle – ni stąd ni zowąd – któryś z miłośników danej produkcji dzieli się z przyjaciółmi wesołą wiadomością: Wiecie, że jest też książka? W taki też sposób ja dowiedziałam się o powieści „Tajemnica Rajskiego Wzgórza” autorstwa Elizabeth Goudge....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Demokracja, a dyktatura… Różnice pomiędzy tymi dwoma ustrojami są naprawdę niewielkie w pisowni. Nazwy mają podobną ilość liter, ten sam pierwszy znak. W praktyce jednak różnią się diametralnie. W państwie z systemem demokratycznym ludzie mają wybór oraz wpływ na rozwój kraju. Wybierają rządzących, mają prawo powiedzieć, co myślą o danej sprawie, nie spodziewając się żadnej kary – żyją godnie. Natomiast, gdy władza jest dyktatorska obywatele są jedynie zabawkami w rękach przywódcy. Często są zastraszani, oszukiwani, nieszczęśliwi. Zdarza się, że nawet nie zdają sobie sprawy, w jak beznadziejnym położeniu się znajdują. Sądzą, że niemiłe sytuacje z udziałem wodza są tylko chwilowe, a za parę dni, może tygodni wszystko będzie dobrze. Ale oszukiwanie siebie może trwać nawet wiecznie, co pokazał w swojej książce inspirowanej rewolucją rosyjską angielski pisarz George Orwell. Powieść, na temat której dzisiaj trochę Wam opowiem to „Folwark Zwierzęcy”. Historia, gdzie główną rolę odgrywają świnie…

Tak, najważniejsze w tej powieści są świnie. To pomysłem właśnie jednej z nich jest wzniecenie powstania. Celem wszystkich zwierząt staje się nagle usunięcie z Folwarku Dworskiego srogiego właściciela – pana Jonesa, bo jak mówią: „Człowiek jest jedynym stworzeniem, które konsumuje, niczego nie produkując. Nie daje mleka, nie znosi jaj, jest zbyt słaby, by ciągnąć pług, nie potrafi dogonić królika. A jednak jest panem wszystkich zwierząt. Zapędza je do pracy, przydziela minimalne ilości pożywienia, by nie głodowały, a resztę zatrzymuje dla siebie.” Mieszkańcy farmy wraz ze swoją ogromną nienawiścią wyganiają mężczyznę i zamierzają rządzić same sobą. Wymyślają siedem najważniejszych przykazań, śpiewają swój hymn „Zwierzęta Anglii” i recytują wierszyk „Cztery nogi: dobrze, dwie nogi: źle”, ale choć na początku wydaje się, że wszystko jest świetnie, w rzeczywistości wcale tak nie jest. Zapędy przewodniczącego nie są wcale pozytywne, a chodzi mu tylko i wyłącznie o swoje dobre. Reguły zwierząt wypisane na ścianie stodoły z dnia na dzień się zmieniają, co dziwi jedynie niektórych, reszta jest obojętna… „Bo Napoleon ma zawsze rację!”. Jak się skończy opowieść? No cóż, przeczytacie, a się dowiecie!

„Folwark Zwierzęcy” to książka niewątpliwie piękna oraz wzruszająca. Momentami miałam wrażenie, że aż tak przerażające nie działy się rzeczy w dawnym ZSRR, ale cóż, raczej to ja się mylę. Powieść jest też bardzo rzeczywista, a akcja szybko mknie. Pomimo, iż moja wersja miała niecałe 130 stron, działo się tam więcej niż w niektórych trzystustronicowych opowieściach. W dodatku każdy zwierzęcy bohater utożsamia się z osobą zamieszaną w rosyjski komunizm, Napoleona na przykład łączy się ze Stalinem, a Majora – twórcę animalizmu (świnię, która wymyśliła bunt) z Leninem. Squealera – bohatera zamieszanego w propagandę Napoleona identyfikuje się ze słynnym Wiaczesławem Mołotowem. Czytając, ogląda się zmiany, które początkowo miały być niewinne, a w etapie końcowym stały się bardzo toksyczne dla wszystkich, choć przywódca miał inne zdanie („W „Zwierzętach Anglii” wyrażaliśmy tęsknotę za lepszą społecznością, którą zbudujemy. Ona już jednak istnieje. A zatem pieśń stała się nieaktualna”). „Folwark Zwierzęcy” pokazuje też, iż pragnienie władzy jest wszechobecne, nawet w tak codziennej sytuacji jak opieka nad zwierzętami, a ludziom jest naprawdę trudno oduzależnić się od niej. Nawet jeżeli z początku wydaje się ona „nudna”.

Historia wymyślona przez Georga Orwella to świetnie napisana opowieść o władzy oraz dawnej Rosji Radzieckiej. Jest to lektura, której zakończenie zmusza do zastanowienia się nad własną naturą oraz odpowiedzią na pytanie czy i my zachowalibyśmy się w taki sam sposób, jak mieszkańcy folwarku. Polecam z całego serca!

Autor: George Orwell
Tytuł polski: Folwark Zwierzęcy
Tytuł oryginalny: Animal Farm
Ilość stron: 135
Premiera: 2008
Wydawnictwo: Muza

http://czar-ksiazek.blog.onet.pl/056-Folwark-Zwierzecy-George-O,2,ID459581037,n

Demokracja, a dyktatura… Różnice pomiędzy tymi dwoma ustrojami są naprawdę niewielkie w pisowni. Nazwy mają podobną ilość liter, ten sam pierwszy znak. W praktyce jednak różnią się diametralnie. W państwie z systemem demokratycznym ludzie mają wybór oraz wpływ na rozwój kraju. Wybierają rządzących, mają prawo powiedzieć, co myślą o danej sprawie, nie spodziewając się żadnej...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Piękne istoty Kami Garcia, Margaret Stohl
Ocena 6,7
Piękne istoty Kami Garcia, Margar...

Na półkach: , ,

Ludzie, którzy mieszkają w mniejszych miasteczkach zazwyczaj chcą przenieść się do większych. Istnieje chyba bowiem jakaś niepisana zasada, że właśnie tam żyje się lepiej. Wierzy w nią Ethan – główny bohater powieści „Piękne Istoty” autorstwa Margaret Stohl oraz Kami Garcii. Chłopak mieszka w malutkiej miejscowości w Karolinie Południowej, a jego największym marzeniem jest przeprowadzka. Zamierza to zrobić, jednakże dopiero po skończeniu nużącej dla niego szkoły. Okazuje się jednak, iż nie jest to takie łatwe, gdyż oprócz towarzystwa dziewczyn, gry w koszykówkę oraz książek zaczyna trzymać go też coś jeszcze… coś, co niszczy dotychczasową rutynę.

Tym czymś, a raczej kimś jest tajemnicza dziewczyna, która zjawia się nagle w Gatlin. Już wystarczająco dziwne jest to, że w ogóle ktoś nowy pojawia się w mieście, a w dodatku, gdy okazuje się, iż Lenę, bo takie właśnie nosi imię, nastolatek już skądś zna wydarzenia mocno go zdumiewają. Bowiem dziewczyna przed wyjazdem nawiedzała go w snach. Nie były to jednak żadne zwyczajne rojenia, a jak się okazuje, kontaktowała się ona z nim w pewien dziwny sposób. Fascynuje ona Ethana: wydaje się smutna, mroczna oraz samotna. Także i dziwna, biorąc pod uwagę fakt, że mieszka z wujem Maconem – mężczyzną znanym przede wszystkim dzięki swojemu szaleństwu oraz tajemnicy… Którą posiada i Lena i przez którą jej życie nie może wyglądać tak jak egzystencja normalnej dorastającej kobiety. Gdy zdradza swój sekret chłopakowi, razem starają się znaleźć sposób, aby zaradzić tragedii. Ale im więcej się dowiadują, tym więcej nowych pytań wpada im do głowy przez co coraz trudniej jest znaleźć ważne dla nich odpowiedzi. W czasie ich podróży ku przeznaczeniu towarzyszyć im będą zagadki oraz charyzmatyczni przyjaciele i wrogowie, a czy uda im się właściwie odczytać ich intencje to całkowicie inna bajka… Kim jest Lena? Kim Ethan? A kim ich bliscy? Czy wszyscy chcą ich dobra?

Długo się zbierałam do przeczytania tej powieści, a kiedy w końcu to zrobiłam to czytałam ją częściami. Z początku szło mi opornie, bo nie miałam pojęcia do czego zmierza historia oraz kto jest kim, a to naprawdę mocno mnie wkurza, gdy czytam jakąś powieść. Później jednak się okazało, iż cel podróż dwójki kochanków jest już jasno wyjaśniony, a mnie samej czytanie zaczęło sprawiać nieziemską frajdę oraz zaczęłam postrzegać wiele pozytywów „Pięknych Istot”. Należy do nich przede wszystkim świetny język obu pisarek oraz to, jak fajnie zgrały się w pisaniu razem. Nigdy nie sądziłabym, że tą lekturę napisały dwie kobiety, a nie jedna gdyby nie imiona na okładce. Ważnym elementem jest także klimat. Książka jest przesiąknięta niesamowitym nastrojem: strachu, tajemniczości, smutku, a nawet odrobiny żalu i bólu. Podobnie zresztą jak bohaterowie: każdy z nich jest charakterystyczny na swój własny, ciekawy sposób. Ethan to przeciętny chłopak, którego hobby to spotkania z dziewczynami i sport. Można by pomyśleć, że jest także niezbyt inteligentny, ale jest to błąd, gdyż tak w rzeczywistości nie jest. Wręcz przeciwnie, wydaje się być jedną z mądrzejszych osób z miasteczka. A jeżeli już piszę o inteligencji to pisarki w dodatku naprawdę świetnie wykreowały sam świat oraz Gatlin. Nie mieszkałam nigdy w małym miasteczku, ale według mnie autorki zgrabnie wplotły do książki część mieszkańców. Są oni stereotypowymi ludźmi, którzy boją się wszystkiego, co nowe i obce – w tym ludzi i ich zachowania. Oprócz tego w tej powieści jest także wątek gnębienia słabszych, czyli Leny.

„Piękne Istoty” to świetna powieść nie tylko dla młodzieży, ale i dla dorosłych. Sądzę, że każdy znajdzie tam coś dla siebie, ponieważ jest zbudowana z naprawdę wielu „składników”. Jeżeli naprawdę jest to debiut, w co momentami wątpię z powodu genialnego stylu, Kami Garcii oraz Margaret Stohl należą się wielkie gratulacje. Niewielu pisarzom się takie zdarzają. Mam nadzieję, że oprócz serii „Kroniki Obdarzonych”, której pierwszą częścią jest właśnie opisywana przeze mnie lektura, napiszą one coś nowego, poważniejszego, gdyż jestem naprawdę bardzo ciekawa ich pomysłów po „Pięknych Istotach”. Gorąco polecam!

Autor: Kami Garcia, Margaret Stohl
Tytuł polski: Piękne Istoty
Tytuł oryginalny: Beautiful Creatures
Ilość stron: 536
Premiera: 2010
Wydawnictwo: Łyński Kamień

http://czar-ksiazek.blog.onet.pl/056-Piekne-Istoty-Kami-Garcia-,2,ID458796275,n

Ludzie, którzy mieszkają w mniejszych miasteczkach zazwyczaj chcą przenieść się do większych. Istnieje chyba bowiem jakaś niepisana zasada, że właśnie tam żyje się lepiej. Wierzy w nią Ethan – główny bohater powieści „Piękne Istoty” autorstwa Margaret Stohl oraz Kami Garcii. Chłopak mieszka w malutkiej miejscowości w Karolinie Południowej, a jego największym marzeniem jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ludzie często starają się kontrolować swoich bliźnich. Wpływają na ich wybory, nadzorują życie, decydują o rozkładzie dnia… W państwach demokratycznych takie sytuacje nie zdarzają się często: władza stara się nie ingerować w prywatne życie obywateli. Jednak pisarzy nierzadko w ciągu ostatnich miesięcy ponosiła fantazja na temat życia w krajach, gdzie władza leży w rękach osób wszechmogących. Są to osoby o nieograniczonym polu działania, wręcz despotycznym. Zależy im jedynie na swoich interesach, a los społeczeństwa jest im obojętny. Starają się przewidzieć wszystkie możliwe działania przeciwnika. Są sprytni oraz inteligentni, ale w każdym z ustanowionych przez nich systemów znajdują się niewidoczne na pierwszy rzut oka luki, które w każdej chwili mogą zniszczyć ich plany na przyszłość. Należą do nich przede wszystkim mocne uczucia będące w stanie wywołać nawet bunt wśród ludzi. Bo najsilniejszą mocą jest miłość, jak mówią księgi. Z takim właśnie zjawiskiem spotykamy się w „Dobranych” Ally Condie, gdzie obawa okazuje się największym zagrożeniem dla władających.

Cassia, jak możecie się domyśleć po moim wstępie, żyje w idealnym społeczeństwie. Mieszkańcy „nowej ziemi” nie mają wyborów, choć tego nie zauważają. Dostają specjalne porcje jedzenia, noszą określone przez urząd ubrania, pracują w wyznaczonych miejscach o charakterystycznych godzinach. Przyjaźnią się i wiążą z wybranymi osobami – właśnie na tym etapie poznajemy główną bohaterkę. Przygotowuje się ona do Bankietu Doboru, w czasie którego zostanie jej przedstawiony mąż, jak powiedzieliby współcześni ludzie. Kiedy stoi już przed ekranem, gdzie chwilę potem pojawi się wybranek denerwuje się, ale bezpodstawnie. Wychodzi bowiem na to, że narzeczonym Casii jest Xander. Jest to o tyle nietypowa sytuacja, iż zazwyczaj władze nie wybierają par w sytuacji, gdy oboje się znają. I wszystko byłoby naprawdę szczęśliwe, gdyby nie wpadka kolejnego dnia. Otóż dziewczyna na mikrokarcie, gdzie powinny się znaleźć wszelakie informacje o Xandrze widzi nie jego twarz, a Ky Markhama. Pomimo tego, iż funkcjonariuszka wyjaśnia niespokojnej nastolatce, że był to wypadek, ona nie może przestać myśleć o obliczu chłopaka… W tym samym czasie ma szansę poznać go bliżej przy okazji uświadamiając sobie o tym, jak krótkie i kruche jest życie oraz jak dobrze byłoby mieć wybór… Kto zostanie partnerem Casii? Czy będzie umiała przeciwstawić się władzy? Pokochać przyjaciela? Być szczęśliwą w miejscu, gdzie jest to dla niej niezwykle trudne?

„Dobrani” to pierwszy tom niezwykłej trylogii autorstwa Ally Condie. Kolejny brawurowo wykreowany świat, gdzie ludzie żyją w niewiedzy. Narratorką historii jest Cassia, radosna i wzorowa do pewnego momentu nastolatka. Opowiada nam o swoim życiu w czasie teraźniejszym, używając zarazem językowej funkcji ekspresywnej. Emocje bohaterki są bardzo wyraziste i mocne, a sama książka nacechowana nimi w dużym stopniu. Akcja pędzi tutaj naprawdę szybko, a opisów nie brakuje. Natomiast czytając można odczuć wrażenie, iż pisarka zaczerpnęła trochę wiadomości z innych powieści antyutopijnych oraz współczesnych krajów, gdzie panują ustroje totalitarne – ograniczające wolność ludzką. Warto także wspomnieć o okładce, która ukazuje sposób życia ludzi z „Dobranych”: dziewczyna ubrana w piękną suknię z pewnością może kojarzyć się z całym społeczeństwem, które może i zachwycające na pierwszy rzut oka, później okazuje się egoistycznie wykorzystywane i okłamywane przez przywódców. Szklana kula jest metaforą zamknięcia, a istota w środku próbująca uciec oznacza Cassię, której celem jest uwolnienie się od kontrolowanego przez dyktatorów wręcz życia.

„Dobrani” pomimo, iż są romansem noszą ważne przesłanie ku wszystkim ludziom na świecie: ludzie myślą i widzą nawet wtedy, kiedy są daleko od prawdy. Trudno jest ich okłamywać, gdyż myślą, a umysł jest jedną z najcenniejszych rzeczy, jakie posiadamy… Zdecydowanie polecam!

Autor: Ally Condie
Tytuł polski: Dobrani
Tytuł oryginalny: Matched
Ilość stron: 350
Premiera: 2011
Wydawnictwo: Prószyński I S-ka

http://czar-ksiazek.blog.onet.pl/054-Dobrani-Ally-Condie,2,ID457860385,n

Ludzie często starają się kontrolować swoich bliźnich. Wpływają na ich wybory, nadzorują życie, decydują o rozkładzie dnia… W państwach demokratycznych takie sytuacje nie zdarzają się często: władza stara się nie ingerować w prywatne życie obywateli. Jednak pisarzy nierzadko w ciągu ostatnich miesięcy ponosiła fantazja na temat życia w krajach, gdzie władza leży w rękach...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Romanse paranormalne – ostatnio można spotkać je dosłownie wszędzie: w supermarketach, księgarniach, bibliotekach. Popularność przyniosła im przede wszystkim bestselerowa saga „Zmierzch” Stephenie Meyer. Do tejże lektury porównywany jest opisywany przeze mnie dzisiaj utwór. Jest to „Drżenie” – „nowoczesna powieść o wilkołakach”, jak mówią spoty reklamowe. Możliwe, że wydawcy, wymyślając takie hasło promocyjne nie wzięli pod uwagę tego, iż może ono odstraszać, jak było w moim przypadku. Już zwykła powieść o wilkach przemieniających się w ludzi wzbudza we mnie niechęć, gdyż jak dotąd nie miałam okazji spotkać się z jakąkolwiek historią o nich, która by mi się podobała. Dlatego też do lektury „Drżenia” podeszłam z pewną nutą niepewności. Cieszę się, że była bezpodstawna.

Grace to nastolatka z obsesją na punkcie wilków: lubi na nie patrzeć, oglądać zdjęcia. Jest to dosyć dziwny zwyczaj, nie sądzicie? Jednak w przypadku dziewczyny nie, ponieważ za młodu została przez nie zaatakowana. Ten wypadek jest o tyle tajemniczy, że powiązany jest z pewnym wilkiem o złotych oczach, którego dziewczyna często widuje pod swoim domem. W pewnym momencie jej szkolny kolega – Jack zostaje zabity. Sprawcami okazują się wilki żyjące w pobliskim lesie. Ten okropny czas, gdy stara się bezsilnie bronić leśne zwierzęta pomaga jej przetrwać pewien chłopak skrywający tajemnicę. Sam. Dziewczyna szybko dowiaduje się na temat jego pochodzenia oraz życia. Para zaprzyjaźnia się, a nawet czują do siebie coś więcej. Niestety te radosne chwile niszczy informacja: ciało zmarłego niedawno Jacka Culpepera zniknęło z kostnicy…

Uwiódł mnie przede wszystkim język pani Stiefvater: jest on lekki, delikatny i w pewnym sensie eteryczny, gdyż, jak poetycko można rzec, ucieka przez palce, czytając. Uwierzcie mi, nie zauważycie, a już będziecie na końcowych stronach. Bohaterowie także nie są niczego sobie: wszyscy są naturalni, w ich zachowaniu nie widać żadnej sztywności, dzięki czemu, czytając, czułam się jakbym brała udział w przedstawionych wydarzeniach. Oglądałam, jak piękna miłość rozkwita oraz jak nietykalna jest nawet w chwili, kiedy para ma problemy. A trzeba przyznać, iż nie są to stereotypowe kłopoty, jakie mają nastoletnie związki. Można by pomyśleć, że takie sprawy na głowie ma każdy bohater w powieści fantastycznej, ale nie tutaj. Wszystko zostało starannie przemyślane i dlatego też miałam wrażenie, że każdy pojedynczy element jest oryginalny. Przede wszystkim chodzi mi o wypisywanie pod każdym rozdziałem (czy to prowadzonym przez Sama czy też Grace) temperatury, jaka panuje w dany dzień na dworze. Po co? No cóż, dowiecie się, gdy przeczytacie.

„Drżenie” to powieść, jakiej dawno na rynku wydawniczym nie było. Jest to przemyślany, dobrze napisany romans, w którym zaskoczenie i akcja są ważnym składnikiem. Bardzo, bardzo, bardzo polecam i mam nadzieję, że kiedyś się skusicie!

Autor: Maggie Stiefvater
Tytuł polski: Drżenie
Tytuł oryginalny: Shiver
Ilość stron: 440
Premiera: 2011
Wydawnictwo: Wilga

http://czar-ksiazek.blog.onet.pl/051-Drzenie-Maggie-Stiefvater,2,ID457459689,n

Romanse paranormalne – ostatnio można spotkać je dosłownie wszędzie: w supermarketach, księgarniach, bibliotekach. Popularność przyniosła im przede wszystkim bestselerowa saga „Zmierzch” Stephenie Meyer. Do tejże lektury porównywany jest opisywany przeze mnie dzisiaj utwór. Jest to „Drżenie” – „nowoczesna powieść o wilkołakach”, jak mówią spoty reklamowe. Możliwe, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nieraz już pisarzom udało się mi pokazać, jak ważne są pierwsze lata życia. Pokazywałam Wam przykłady, kiedy dzieci były ignorowane przez rodziców, odseparowane od jednego z nich i gdy opiekunowie aż nazbyt się martwili o swoją pociechę, co skutkowało jeszcze większymi konsekwencjami niż przy dwóch pierwszych przypadkach. Tym razem chciałabym przedstawić Wam sytuację, kiedy dziecko zostało zabrane i nauczone żyć w okropnych warunkach, gdzie nie miało żadnych praw, lecz nadmiar obowiązków.

Jest rok 2140, a ludzie wynaleźli lek na życie wieczne. Nikt nie umiera, a dzieci wciąż się rodzą. Władza zarządza podpisanie Deklaracji – dokumentu, który zobowiązuje do nieposiadania dzieci, jeżeli bierze się leki na Długowieczność. Wielu ludzi jednak nie stosuje się do zasad i postanawia mieć dzieci. Co się wtedy dzieje? Takie młode osoby trafiają do specjalnych ośrodków, nazywanych „dla nadmiarów”. Bo tymże oni dla społeczeństwa są… zbędnymi chwastami, które zabierają tlen. W jednym z takich miejsc żyje Anna, jest wychowanką tego domu praktycznie od zawsze i jedną z „ulubienic” apodyktycznej kierowniczki zakładu – pani Pincent. Pewnego razu do grona samotnych i bardzo nieszczęśliwych dzieci dołącza Peter – chłopak, który utrzymuje, iż zna rodziców Anny oraz że nie jest ona nadmiarem Anną, ale Anną Covey. Dziewczyna nie zgadza się z nim. W dodatku w pewnym momencie ich znajomości chłopak zaczyna mówić, ze chce ją zaprowadzić do rodziców, a to, że ją spłodzili nie było egoistycznym czynem, ale aktem miłości. Czy Anna posłucha Petera? Czy razem uciekną z Grange Hall? Uda się im wrócić do miejsca, gdzie nie będą bici, lecz kochani?

„Deklaracja” to kolejna książka, pokazująca ponurą wizję przyszłego świata. Wydana została w Wielkiej Brytanii jeszcze trzy miesiące przed rewelacyjnymi „Igrzyskami Śmierci”, których ekranizacja wejdzie wkrótce na ekrany kin. Trudno mi jednak powiedzieć, że jest lepsza od serii autorstwa Suzanny Collins. Jednakże jako jej plusy mogę wymienić to, iż pisarka operuje ładnym, lekkim językiem, podobnie jak wspomniana powyżej pisarka. Lektura z początku mnie nie w wciągnęła i nie zaciekawiła, lecz później (pod koniec) się to zmieniło: na lepsze. Losy bohaterów zaczęły mnie fascynować, a świat oraz postacie wykreowane przez Gemmę Malley zaczęły mnie zastanawiać. W pewnym momencie nawet stwierdziłam, że osobowości występujące w książce nie są takie złe, jak z początku sądziłam, a ich zachowania i charaktery nie są przypadkowe, ponieważ mają do odegrania ważne role. Zaskoczyło mnie zakończenie, muszę przyznać. Nie tego spodziewałam się po tej, jak na początku sądziłam, lekkiej powiastce.

No cóż, „Deklaracja” nie jest tak dobrą publikacją, jakiej się spodziewałam. A wymagałam rzeczywiście dużo po tyle pozytywnych opiniach. Nie mogę jednak powiedzieć, że czas spędzony z lekturą był całkowicie stracony, gdyż zakończenie naprawdę mnie zdziwiło i jeśli na rynek zawita kontynuacja książki postaram się kupić i przeczytać, żeby ocenić, jak poradziła sobie artystka z dalszym ciągiem losów bohaterów.

Autor: Gemma Malley
Tytuł polski: Deklaracja
Tytuł oryginalny: The Declaration
Ilość stron: 312
Premiera: 2010
Wydawnictwo: Wilga

http://czar-ksiazek.blog.onet.pl/041-Deklaracja-Gemma-Malley,2,ID455316309,n

Nieraz już pisarzom udało się mi pokazać, jak ważne są pierwsze lata życia. Pokazywałam Wam przykłady, kiedy dzieci były ignorowane przez rodziców, odseparowane od jednego z nich i gdy opiekunowie aż nazbyt się martwili o swoją pociechę, co skutkowało jeszcze większymi konsekwencjami niż przy dwóch pierwszych przypadkach. Tym razem chciałabym przedstawić Wam sytuację, kiedy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nieraz zastanawiały mnie losy moich przodków. To jak żyli, co lubili robić, do jakiej grupy należeli, czy byli bogaci, może mieli jakąś piękną willę… A oprócz tego, jacy po prostu byli i czy należeli do ludzi szczęśliwych. Niestety nie dane mi było nigdy dowiedzieć się czegokolwiek na temat mojej rodziny i jej sekretów. Opowieść autorstwa Kate Morton „Zapomniany Ogród” jej historią właśnie na temat tajemnic przeszłości. Nie można powiedzieć o tej książce thiller, kryminał czy choćby fantastyka, ale nawet osoby, które czytują dzieła jedynie takiego rodzaju z pewnością znajdą w tym utworze coś, co nie pozwoli im zapomnieć o fabule. Niewątpliwie za sprawą niebanalnych bohaterów i losów trzech pokoleń kobiet.

Na początku dwudziestego wieku na statku płynącym do Australii znajdowała się samotna, mała dziewczynka posiadająca tylko niewielką walizeczkę w białym kolorze, którą później przygarnęła przybrzeżna rodzina. W dniu swojego ślubu dowiaduje się, że jest podrzutkiem, a nazwisko jej prawdziwej rodziny jest nikomu nieznane. Kobieta stara się odkryć prawdę na temat samej siebie oraz powodów, przez które jej bliscy nie chcieli, żeby z nimi została. Wiele lat później jej wnuczka Cassandra wyrusza w podobną podróż, próbując zakończyć to, co zaczęła babka. Dzień po dniu, miesiąc po miesiącu, a ona odsłania coraz więcej części mrocznej układanki. Klucz do prawdy leży bowiem w wybudowanej na szczycie wzgórza drewnianej chatce, długim labiryncie oraz starym dworze należącym do zamożnej rodziny Mountrachet. Dużo do historii wnosi także książka ze strasznymi bajkami autorstwa Elizy Makepeace oraz dziwne szkice Nathaniela Walkera. Kim tak naprawdę jest Nell O’Connor? Dlaczego rodzice ją opuścili? Czy rzeczywiście jej nie chcieli?

Zdecydowanie „Zapomniany Ogród” trudno jest porównać do jakiegokolwiek utworu, jaki miałam możliwość w życiu czytać. Ta powieść jest niesamowicie tajemnicza, a przez większość czasu nie miałam w ogóle pojęcia do czego konkretnie zmierza akcji oraz jaki sekret skrywają bohaterowie. Należy bowiem tu wspomnieć, że opowieść nie jest pisana tylko z punktu widzenia Nell. Znajdziemy tam fragmenty z Cassandrą w roli głównej (rok dwa tysiące piąty), Nell (lata siedemdziesiąte, dwudzieste) oraz z ich przodkami, których losy rozgrywają się na początku dwudziestego wieku. Dowiadujemy się wiele o matczynej miłości oraz tego do czego jest zdolna, żeby tylko mieć potomstwo. Do jakiego stanu doprowadza niekiedy niemożliwość jego posiadania, jak wielki ból to powoduje w sercu matki i to, co się dzieje z nią samą w po stracie dziecka. Wiele też możemy dowiedzieć się na temat tego, jak nagle czasami spotyka się miłość. W czasie zwykłych poszukiwań, spotkania z siostrą, a nawet nie ruszając się z domu. Z tych też powodów powieść czyta się bardzo szybko, lekko, łatwo i ze wzrokiem wpatrzonym w stronice powieści. To, jak ta książka wciąga jest naprawdę trudne do opisania. Gwarantuję Wam – jeżeli zaczniecie to zanim spostrzeżecie te pięćset stron minie! W dodatku podczas odkrywania losów kobiet spotykamy się z magicznymi baśniami autorstwa Elizy Makepeace (nie wiem czy zauważyliście, ale po przetłumaczeniu na polski to nazwisko brzmi mniej więcej: zawrzeć pokój (make – sprawiać, robić; peace – pokój), co – zaufajcie mi – dostarcza niezapomnianych wrażeń.

Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że ta książka zdobyła moje serce. Bohaterowie zostali tu wykreowani bardzo dokładnie, dzięki czemu każdego z nich wyobrażam sobie inaczej. Kate Morton od dzisiaj jest moją najulubieńszą pisarką, a jej opowieści z pewnością nieraz zagoszczą jeszcze w moim umyśle. Jestem bardzo ciekawa, jak przy „Zapomnianym Ogrodzie” wypadną inne dzieła tej autorki, gdyż opinie są bardzo podzielone. Mnie jednak trudno jest uwierzyć, że mogą być złe. A wszystko przez rewelacyjną lekturę aktualnie przeze mnie opisywaną, którą gorąco polecam!

Autor: Kate Morton
Tytuł polski: Zapomniany Ogród
Tytuł oryginalny: The Forgotten Garden
Ilość stron: 536
Premiera: 2009
Wydawnictwo: Albatros

http://czar-ksiazek.blog.onet.pl/040-Zapomniany-Ogrod-Kate-Mort,2,ID455166733,n

Nieraz zastanawiały mnie losy moich przodków. To jak żyli, co lubili robić, do jakiej grupy należeli, czy byli bogaci, może mieli jakąś piękną willę… A oprócz tego, jacy po prostu byli i czy należeli do ludzi szczęśliwych. Niestety nie dane mi było nigdy dowiedzieć się czegokolwiek na temat mojej rodziny i jej sekretów. Opowieść autorstwa Kate Morton „Zapomniany Ogród” jej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Będąc dziećmi chyba każdy z nas zrobił coś złego. Kłamał, bił się czy obmawiał innych. Ale czyny takiego rodzaju nie są, jak mi się wydaje, czymś nadzwyczajnym. Któż w takim wieku jest przecież święty? Lecz są też tacy ludzie, którzy nie zawsze mają szczęście do szczęśliwych i beztroskich młodych lat. Popełniają rzeczy, wprawiające w osłupienie nawet dorosłych. Nieraz zmuszane są do czynienia szeroko pojętego zła. Uczone by być kimś odstającym od normy. Żyją w patologicznych rodzinach i z nich biorą przykład. Jednak to nie w takiej familii wychowała się Jennifer. Co prawda, nie miała takiego prawdziwego ojca, ale miała piękną matkę. Taką, której zazdroszczą inne dzieci, podziwiają mężczyźni w każdym wieku. To przez nią wpadła w kłopoty. Przez nią zrobiła cos strasznego.

Tak właśnie streścić można pierwsze lata życia dziewczynki. Zazdrosna, starająca się znaleźć prawdziwych przyjaciół oraz wielbicieli i oczywiście zdobyć w końcu zainteresowanie swej matki, co skutkowałoby znalezieniem domu, a nie szukaniem mieszkań do wynajęcia. W pewnym momencie okazuje się, że jest to możliwe i wprowadzają się do pięknej posiadłości. Jennifer chwali się, że kobieta jest modelką i taka jest prawda, ale… Nagle razem z kilkoma przyjaciółkami wybierają się na zwykły spacer pełen rozmów na zwykłe tematy, w którym główną rolę biorą trzy zwykłe dziewczynki. Jednak do rodziców, z wycieczki wracają tylko dwie. Ludzi dręczy niepewność i zastanawiają się, co się dokładnie w lesie stało. Na jaw wychodzi okrutna prawda, burząca życie mieszkańców miasteczka, jak i całego kraju. Sprawa cichnie na parę lat, ale potem znów zostaje naświetlona przez dziennikarzy. Dlaczego? Co się stało parę lat wcześniej w czasie tajemniczej wyprawy? Co się tak naprawdę stało i jaki związek ma z tym zaginiona dziewczynka? Co ją łączy z młodą kobietą Alice Tully?

Czy spodziewaliście się kiedykolwiek, że normalna młodzieżówka z żałosną okładką może mieć dorosłe przesłanie, wcale niedotyczące miłości czy przyjaźni? Że może wstrząsnąć czytelnikiem dogłębnie, pozostawiając go samego z sobą? Albo, że może być tak prawdziwa, żywa i nieubarwiona szczęśliwymi wydarzeniami? Osobiście przyznam, że nie dopóki nie poznałam historii Jennifer. Jest ona dosyć smutna i pokazuje, jak można się zmienić, zmieniając od razu środowisko. Jest także obrazem życia samotnej i potrzebującej zainteresowania oraz przyjaciół dziewczynki. Czyta się ją niezwykle szybko pomimo trudnej tematyki, a autorka operuje dosyć zrozumiałym językiem – czytając ma się wrażenie, że wszystkie opisane wydarzenia naprawdę miały miejsce w przeszłości, a pisarka wydała powieść opartą na faktach. Jest to także swoistego rodzaju thriller dla nastolatków. Wstrząsa, zaciekawia i topi czytelnika w oceanie swych słów. Nie sposób się od tego dzieła oderwać!

„Gdzie Jest Jennifer” nie jest powiastką z oklepaną i nudną fabułą, jak oczekiwałam. Nie jest to również książka, którą po przeczytaniu się zapomina. Lektura zadziwiająca, pokazująca świat plotek i niezwykłych momentami znajomości. O samotności, bólu i przemocy. Polecam!

http://czar-ksiazek.blog.onet.pl/039-Gdzie-Jest-Jennifer-Anne-C,2,ID454750166,n

Będąc dziećmi chyba każdy z nas zrobił coś złego. Kłamał, bił się czy obmawiał innych. Ale czyny takiego rodzaju nie są, jak mi się wydaje, czymś nadzwyczajnym. Któż w takim wieku jest przecież święty? Lecz są też tacy ludzie, którzy nie zawsze mają szczęście do szczęśliwych i beztroskich młodych lat. Popełniają rzeczy, wprawiające w osłupienie nawet dorosłych. Nieraz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dla wielu ludzi każda, nawet najmniej wartościowa moneta to skarb. Dzięki niej mogą kupić jedzenie i zasnąć w ciepłym łóżku. Ale są jednak również i tacy, których zmartwienia nie sięgają aż tak codziennych spraw. Nie martwią się oni o to czy jutro stać ich będzie na kąpiel w chociażby ciepłej wodzie ani czy będą mieli czym zapłacić gaz. „Plotkara” autorstwa Cecily Von Ziegesar to powieść o tak zwanych „ludziach wyższej kategorii” – mają wszystko o czym zamarzą, a i tak ciągle czegoś im brak. Zazwyczaj są tylko i wyłącznie zapatrzeni w siebie, a interesujące ich sprawy dotyczą… tak, ich osoby. Nie znają czegoś takiego, jak umiar i granica. Mogą przecież wszystko… a co dokładnie? Zaraz Wam opowiem.

Sądzę, że wystarczy opis postaci, żebyście zorientowali się o co chodzi w tej powiastce. A więc, jest tutaj bardzo złośliwa i naiwna brunetka o imieniu Blair, która całym swym sercem kocha Neta i chce żyć przy jego boku przez całe życia. Nienawidzi natomiast Sereny za jej sposób bycia i dużą popularność. Warto też wspomnieć o tym, iż wcześniej były najlepszymi przyjaciółkami. Zmieniło się to jednak, kiedy wróciła z powrotem do dawnej szkoły wraz ze swoimi sekretami. W Serenie i nie tylko w niej kocha się Chuck, który najchętniej przeleciałby wszystkie istniejące kobiety (chociaż, jak się chwilę temu zreflektowałam – nie tylko je). Nate, przystojny chłopak, też zakochany w tajemniczej blondynce jest wielbicielem wszelakich używek i wolności. Jego przeciwieństwem jest Dan – rozważny i romantyczny biedak, który wraz ze swoją siostrą Jenny mają wielkie kłopoty z pieniędzmi, jest fanatykiem sztuki pisanej, a więc chciałby zostać pisarzem. Atrybutem Jenny jest natomiast wielki biust o rozmiarze D – marzenie wielu mężczyzn. Każdy z wymienionych bohaterów stara się zrealizować własne cele, które zazwyczaj polegają na skompromitowaniu kogoś, kto zagraża ich wysokiej pozycji w towarzystwie.

Zdecydowanie książka młodzieżowa, choć dla trochę starszych nastolatków. Praktycznie bez akcji i w dodatku dosyć przewidywalna. Według wielu osób nie porusza żadnych poważnych tematów i nie powoduje żadnych emocji, ale w moim przypadku było całkowicie inaczej. Otóż mnie ta pozycja bardzo oburzyła. Wiem, że jest to całkowita fikcja, ale, przepraszam, takie rzeczy się w niej dzieją, że mnie prawie mdli, gdy o tym piszę. No bo, proszę Was, nastoletni chłopak, który dziewictwo stracił w wieku prawie dwunastu lat? Jest to zdecydowanie coś bardzo skandalicznego. Choć z drugiej strony trzeba wziąć pod uwagę, że pisarka opisuje wszystko bez tak zwanej cenzury, fałszu oraz ubarwiania, co jest nawet dobre, gdyż mamy wgląd na świat, który dzieje się praktycznie obok nas. Bowiem Cecily Von Ziegesar pisząc tą powieść miała na celu dokładniejsze przypomnienie sobie wydarzeń z lat, w czasie, których była nastolatką i uczęszczała do prywatnej szkoły na Manhattanie, trochę podobnej do tej z powieści, a trochę do klimatu z „Mody Na Sukces”. Otóż te ciągłe romanse i uczucia ukazane w dziele są momentami, jak z tego jakże popularnego wśród starszych ludzi serialu.

Jest to historia, która powoduje we mnie po części zgorszenie, a po części rozczarowanie. Oba te uczucia są negatywne, jak łatwo zauważyć. W dodatku, kiedy widzę, jak pomysł na opowieść wykorzystali reżyserzy to mam niejasne wrażenie, że autorka nie postarała się, używając go. Zdecydowanie wątki z serialu są bardziej interesujące i mocniej pochłaniają swojego widza. I dlatego też książki nie polecam, natomiast serial już tak – wyraźnie lepszy.

Autor: Cecily Von Ziegesar
Tytuł polski: Plotkara
Tytuł oryginalny: Gossip Girl
Ilość stron: 224
Premiera: 2007
Wydawnictwo: Amber

http://czar-ksiazek.blog.onet.pl/038-Plotkara-Cecily-Von-Zieges,2,ID454328777,n

Dla wielu ludzi każda, nawet najmniej wartościowa moneta to skarb. Dzięki niej mogą kupić jedzenie i zasnąć w ciepłym łóżku. Ale są jednak również i tacy, których zmartwienia nie sięgają aż tak codziennych spraw. Nie martwią się oni o to czy jutro stać ich będzie na kąpiel w chociażby ciepłej wodzie ani czy będą mieli czym zapłacić gaz. „Plotkara” autorstwa Cecily Von...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Muszę przyznać, że romanse paranormalne nie są moim ulubionym gatunkiem literackim. Nie chodzi tu wcale o to, że składają się zazwyczaj z tych samych schematów oraz zakończeń, i że generalnie wszystko układa się tam bardzo szczęśliwie. Elementem, który mnie po prostu denerwuje aż do szpiku kości jest płytkość, emanująca z nich. Niekiedy aż można się wręcz załamać, jakie dorośli ludzie (bo tacy często piszą tak zwane paranormale) wypisują brednie. No bo, żeby mylić czasy w powieściach albo nie umieć napisać porządnego opisu to to jest już chyba przesada. Nie po to chodzimy do szkoły i codziennie pisujemy wypracowania, aby później to nagle z głowy wyleciało – tak mi się wydaje. Sporadycznie jednak na księgarskich półkach i w bibliotecznych szafach można znaleźć niesamowicie dobrze wykreowany świat fantastyczny, w którym miłość nie jest opisana mdło albo, co też się często zdarza, w ogóle. Zauroczenie, jakim ostatnio obdarzyłam pewną książkę jest bowiem niezwykłe. Nigdy bym się tego nie spodziewała, ale tak: „Ognista” napisana przez Sophie Jordan oczarowała mnie tak, że przeszukuję ostatnio ciągle fora internetowe i strony zagraniczne, żeby znaleźć jakiekolwiek informacje o kontynuacji tej osobliwej opowieści.

Dominującą rolę w tej powieści odgrywają dragony. Są to stworzenia o smoczej naturze, których największym atutem i sekretem jest zdolność przemieniania się w ludzi. Główną bohaterką jest nastoletnia Jacinda, dragonka o zdolności ziania ogniem, nazywana ognioziejką, których ziemia nie widziała już od wielu stuleci. Kiedy jej niezwykły talent wychodzi na jaw, od razu zaczęto bardzo starannie ją chronić i decydować o całym jej życiu. W pewnym momencie dziewczyna ma dość ukrywania się i braku wolności i postanawia wraz z najlepszą przyjaciółką zrobić sobie krótki lot o wschodzie słońca. Niestety ich wycieczka zostaje niespodziewanie zepsuta, gdy na ziemiach ni stąd, ni zowąd pojawiają się tajemniczy łowcy – ludzie trudniący się łapaniem dragonów, smoków. Dziewczęta ukrywają się, ale Jacindę niestety znajduje jedne z nich. Niezwykle przystojny chłopak, który, jak się później dowiaduje, nosi imię Will. Darowuje on życie smoczycy, pozwalając jej uciec. Niestety jest to dopiero początek kłopotów. W nocy, tego samego dnia, dziewczyna wraz z matką i siostrą wyjeżdżają z osady, zamieszkując na pustyni. Nastolatki zostają zapisane do nowej szkoły, ale tylko jednej z nich podoba się to miejsce. Jacinda odkrywa wtedy, iż jej matka chce uśmiercić mieszkającą w niej dragonkę, zabraniając jej przemieniać się i żyć wśród „swoich”. Dziewczyna chce zrobić wszystko, aby do tego nie dopuścić. Nawet coś, co może doprowadzić ją do bolesnej śmierci i odkrycia prawdziwej natury przez łowców.

Ta powieść urzekła mnie przede wszystkim niesamowitym klimatem i unikalną narracją prowadzoną przez samą Jacindę w czasie teraźniejszym. Tak, przyznaję się, kocham ten rodzaj prowadzenia historii. Pozwala lepiej wczuć się w sytuację głównej bohaterki jak i sprawia, że wszystkie sytuacje odbiera się bardziej emocjonalnie. Spodobało mi się też, że akcja nie pędzi tu jakoś specjalnie szaleńczo, co pozwoliło autorce wpleść do opowieści wiele interesujących opisów i dokładniej wszystko „nakreślić”. Ciekawy charakter ma też sama główna bohaterka, gdyż nie jest bierna, ale stara się decydować o sobie i zmieniać bieg wydarzeń na jej korzyść. Jest ona kobietą mocną i silną, a swoją pewnością siebie w każdej sytuacji często zaskakuje. Niestety miałam pewne trudności z wyobrażeniem sobie dragonów po przemianie w smoki. W dalszym ciągu nie wiem, jakiej mogą być wielkości. Zastanowiła mnie postawa wielu starszych osobników ze stada Jacindy. Gdyż decydują oni o wielu sprawach, na które wcale wpływu nie powinni mieć. Ba! Nawet interesować się nimi nie powinni.

Powtórzę się, ale cóż. „Ognista” jest naprawdę piękną powieścią. Zaskakująca akcja, dojrzała narracja, niesamowite pomysły – to coś, co doskonale charakteryzuje książkę pani Jordan. Trudno jest jej nie docenić, dlatego też bardzo serdecznie ją polecam.

Autor: Sophie Jordan
Tytuł polski: Ognista
Tytuł oryginalny: Firelight
Ilość stron: 312
Premiera: 2011
Wydawnictwo: Bukowy Las

http://czar-ksiazek.blog.onet.pl/037-Ognista-Sophie-Jordan,2,ID453194755,n

Muszę przyznać, że romanse paranormalne nie są moim ulubionym gatunkiem literackim. Nie chodzi tu wcale o to, że składają się zazwyczaj z tych samych schematów oraz zakończeń, i że generalnie wszystko układa się tam bardzo szczęśliwie. Elementem, który mnie po prostu denerwuje aż do szpiku kości jest płytkość, emanująca z nich. Niekiedy aż można się wręcz załamać, jakie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ileż to dziewcząt chciałoby nagle przenieść się do innego świata, gdzie prym wiedzie magia, nieprawdaż? Nawet ja, już nie nastolatka chciałabym zmienić moje miejsce życia i przenieść się do jakiejś tajemniczej krainy. Oj, ale nie warto marzyć o rzeczach, które się nigdy nie spełnią, ostatnio zdałam sobie sprawę. Lepiej jest zacząć czytać książki o takich tematach. I w taki właśnie sposób do moich rąk doszła w pewnym momencie opowieść autorstwa Rachel Hawkins pod groźnym tytułem „Dziewczyny Z Hex Hall”. Hex Hall – jest to skrót od nazwy szkoły Hekate Hall, do której w pewnym momencie dołącz nastoletnia czarownica – Sophie Mercer. Niestety nie trafiła do tego miejsca przez przypadek i niestety, nie jest to szczególne wyróżnienie dostać się tam. Bowiem Hekate Hall to uczelnia dla istot paranormalnych, sprawiających problemy, takie jak na przykład zabicie śmiertelnika czy publiczne uprawianie czarów. Ten drugi zarzut popełniła dziewczyna, a raczej czarownica, główna bohaterka „Dziewczyn Z Hex Hall”.

Sophie to czarownica, jak już wspomniałam powyżej, wychowywana tylko przez matkę – śmiertelniczkę, ojciec, jak wmawia jej rodzicielka opuścił je, gdy była młodsza. I w takich to właśnie okolicznościach wychowywała się dziewczyna. Gdy przychodzi do Hekate Hall, a raczej Hex Hall nie sprawia ona na niej zbyt pozytywnego wrażenia, bardziej pasuje tu epitet – negatywne. Gdy doda się jeszcze do tego pierwszego wrażenia jeszcze napad przez jednego ze szkolnych wilkołaków, którego okrzyknęła potem „złym psem” i ratunek ze strony najprzystojniejszego i w dodatku zajętego chłopaka w szkole oraz mieszkanie wraz z wampirzycą, fanatycznie uwielbiającą kolor różowy to zdecydowanie nie można tego określić wymarzonym pierwszym dniem w szkole. Jedynym plusem wydaje się Sophie z początku – ofiara pomocy i ochota na przyłączenie dziewczyny do grupy tak zwanych „fajnych dziewczyn”, ale potem i to nie nadaje się nawet do określenia mianem „dobrego”. Co więc zrobić? Starać się naprawić relacje ze wszystkimi, z którymi się je spaprało i przyzwyczaić się do myśli, że nieznany ojciec jest tak naprawdę… Nie, nie zepsuję Wam tej zabawy!

Naczytałam się wielu pozytywnych opinii na temat tej lektury i wiele od niej oczekiwałam i sądzę, że to chyba właśnie to sprawiło, że się zawiodłam. Ta książka nie jest całkowicie zła. Naprawdę, ale zabrakło jej wielu ważnych elementów, jak na przykład opisu świata czy postaci albo choćby jakichś emocji. Bo nawet, popularne hexhalowe żarty mnie nie rozbrajały, ale powodowały zwyczajne reakcje. Choć muszę przyznać, czyta się szybko, ta powieść nie ma w sobie tej nutki magii, jaką obiecują reklamy i czytelnicy. Spodziewałam się wielkich zagadek i momentów zaskoczenia, a dostałam przewidywalną fabułę i plagiatowe postacie. Akcja pędzi tu rzeczywiście szybko, a autorka ma naprawdę lekki oraz przyjemny styl, ale nie umie niestety wszystkiego ładnie i interesująco opisać.

Nie mogę stwierdzić, że czas spędzony na czytaniu tej powieści jest stracony, bo wcale tak nie sądzę. Ale nie polecę Wam też tej lektury, bo jest po prostu płytka i źle napisana. Może gdyby pani Hawkins postarała się wpleść jeszcze trochę uczuć i opisów bardziej by mi się podobała, ale jak na razie moja opinia jest dosyć negatywna i nie zmieni tego nawet niewątpliwie bardzo wciągająca historia, bo pomysły z niej były dla mnie po prostu zbyt naciągane. A więc, podsumowując, jestem pewna, iż teraz, kiedy patrzę na tablicę ocen tej książki, a parę pierwszych stron ma jedynie pozytywne gwiazdki, moje odczucia bardzo tu nie pasują, ale cóż… Ta lektura to jedno z większych zawiedzeń w historii mojego życia!

Autor: Rachel Hawkins
Tytuł polski: Dziewczyny Z Hex Hall
Tytuł oryginalny: Hex Hall
Ilość stron: 303
Premiera: 2010
Wydawnictwo: Otwarte

http://czar-ksiazek.blog.onet.pl/036-Dziewczyny-Z-Hex-Hall-Rach,2,ID453045241,n

Ileż to dziewcząt chciałoby nagle przenieść się do innego świata, gdzie prym wiedzie magia, nieprawdaż? Nawet ja, już nie nastolatka chciałabym zmienić moje miejsce życia i przenieść się do jakiejś tajemniczej krainy. Oj, ale nie warto marzyć o rzeczach, które się nigdy nie spełnią, ostatnio zdałam sobie sprawę. Lepiej jest zacząć czytać książki o takich tematach. I w taki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Młodzi ludzie nieraz marzą o pozbyciu się szkoły, opieki i narzekań rodziców oraz wszystkich zmartwień związanych z młodzieńczym życiem, za którymi stoją w większości przypadków właśnie dorośli. Niestety w realnym świecie nie jest to zbyt możliwe, więc takim osobom pozostają tylko marzenia. Michael Grant, jako ojciec dwójki dorastających dzieci, napisał kilka lat temu książkę, która przedstawia losy nastolatków, opuszczonych nagle, ni stąd, ni zowąd przez opiekunów. W jednej chwili znikają, opuszczając jakże szczęśliwe z początku dzieci, które muszą sobie radzić same i spróbować przeżyć wśród bardzo drastycznych zasad.

Tak. Większość z młodych ludzi nie zdaje sobie sprawy z niebezpieczeństw, do jakich może dojść w mieście, gdzie nikt rozsądny nie sprawuje władzy. W Perdido Beach, bo taką właśnie nazwę nosi to z pozoru niewinne miejsce w Ameryce, po pewnym czasie zaczyna rządzić zwierzęca zasada – przeżywają najsilniejsi. Niektórym jednak nie podoba się panujący ustrój i starają się znaleźć przywódcę, który byłby w stanie ogarnąć wszystkie ważne sprawy i ustanowić nowe reguły życia. Wiele osób proponuje Sama – młodego i dosyć rozsądnego, jak się nagle okazuje, chłopaka. Niestety w pewnym momencie do Perdido Beach przyjeżdżają uczniowie szkoły zza miasta i sugerują kogoś innego – Caine’a, dosyć podejrzanego młodego mężczyznę. To on zostaje swoistego rodzaju burmistrzem. Wszystko wydaje się w porządku. Ale później na jaw wychodzi wiadomość, iż świat został oddzielony od „zwykłego” czymś w rodzaju bariery, podłączonej do prądu, przez którą nic nie można zobaczyć, ani nawet jej dotknąć, gdyż skutkuje to natychmiastowym bólem. I o co chodzi z dziwnymi mocami supermanów, którymi niespodziewanie zostały obdarowani nastolatkowie? Jaka jest tajemnica tego miejsca? Co spowodowało nagłe braki wśród ludzi? Kim jest Caine dla Sama? A co ma do rzeczy sekretna siła Diany – przyjaciółki Caine’a do mocy dzieci i ich możliwości? Kto komu zagraża? Kto jest celem? Kto zdobędzie wiedzę, jak przetrwać i kto będzie potrafił ją wykorzystać?

Pierwsza rzecz, jaka zachwyciła mnie w serii autorstwa Michaela Granta to zdecydowanie oryginalność, którą poszczycić się mogą tylko niektórzy współcześni pisarze. Zdecydowanie temat, jakiego podjął się autor nie jest banalny i podejmuje w dodatku wiele różnych, wiecznie żywych spraw. Bohaterowie, którzy występują w powieści są dosyć złożeni, choć dzielą się, jak z początku się wydaje, tylko na dwie kategorie: czarni i biali. W kolejnych tomach, jednak ten podział zanika, gdy do lektury wprowadzona jest większa liczba elementów i czynników, wpływających na niesamowitość tego świata. Postaci jest w dodatku mnóstwo: Sam, Astrid, Caine, Diana to tylko niektórzy – nawet nie jedna dziesiąta. Są dosyć interesujący, a niektórzy załamują znane ludziom stereotypy, jak na przykład Astrid – inteligentna, jak to się dzisiaj mówi, kujonka, której urodę doceniają niemal wszyscy. Nie jest wcale wstydliwa czy nieśmiała, ale umie wyrazić swoje zdanie i sprzeciwić się w odpowiednim momencie. Oprócz tego, świat wykreowany przez Granta jest tak fajnie opisany i w dodatku bardzo lekkim stylem, że aż trudno jest uwierzyć, iż tak wspaniała lektura w ogóle powstała. Wciąga i fascynuje niemal od pierwszych stron: wyciska z oczu łzy i niesamowicie zmienia pogląd na świat.

Zdecydowanie polecam. Bo czy jest jakaś powieść, która zachwyciła mnie dotąd mocniej niż „Gone: Zniknęli”? Nie! Naprawdę zazdroszczę dzieciom autora, że mają wcześniejszy dostęp do książki, bo ja sama – aktualnie już po czwartym tomie, doczekać się piątego wręcz nie mogę. Już chciałabym go mieć, a do tego niestety jeszcze długa droga. A więc po raz kolejny polecam tą książkę i całą serię naprawdę bardzo mocno! Nie zawiedziecie się!

Autor: Michael Grant
Tytuł polski: Faza Pierwsza: Niepokój
Tytuł oryginalny: Gone
Ilość stron: 530
Premiera: 2009
Wydawnictwo: Jaguar

http://czar-ksiazek.blog.onet.pl/035-Faza-Pierwsza-Niepokoj-Mic,2,ID453038984,n

Młodzi ludzie nieraz marzą o pozbyciu się szkoły, opieki i narzekań rodziców oraz wszystkich zmartwień związanych z młodzieńczym życiem, za którymi stoją w większości przypadków właśnie dorośli. Niestety w realnym świecie nie jest to zbyt możliwe, więc takim osobom pozostają tylko marzenia. Michael Grant, jako ojciec dwójki dorastających dzieci, napisał kilka lat temu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Powszechnie znana jest opinia, że to książki pani Meyer zapoczątkowały erę miłosnych igraszek wampirów. Niestety ludzie, którzy tak myślą są w całkowitym błędzie, gdyż przed „Zmierzchem” były „Pamiętniki Wampirów”, natomiast jeszcze przed miłosnym trójkątem omawiana teraz przeze mnie lektura „Hotel Transylvania”. Przyznacie, tytuł bardzo jednoznacznie wskazuje, iż może być to kryminał związany z wampirami. Powszechnie bowiem wiadomo, iż Transylwania to położona w Rumunii kraina nazywana domem krwiopijców. W tej powieści jednak nie jest to ani kraj, ani miasto, ani choćby wioska, lecz pałac wampira hrabiego Saint – Germaina, kolejnego bohatera – elementu z historii.

Siedemnastowieczna Francja jest miejscem akcji wszystkich zdarzeń opisanych w książce. Madeleine – młoda hrabianka przyjeżdża do ciotki Claudii do Paryża w celu poznania życia „wyższych sfer” pozostawiając w oddali bliską rodzinę i przyjaciół. Na jednym z przyjęć poznaje przyjaciela swojej ciotki, o wiele od niej starszego – ponad czterdziestoletniego hrabię Saint – Germaina. Madeleine zachwyca przybyłych na przyjęcie gości swoją inteligencją, jak i delikatną urodą. Jej urokowi nie opiera się nawet sam hrabia. Jednak niedługo trwa sielanka, bowiem krąg satanistów z podziemi Francji obmyśla plan, jak by tu zaciągnąć młodą dziewczynę do odprawienia tajemniczego rytuału ku czci szatana.

Chelsea Quinn Yarbro w powieści „Hotel Transylvania” operuje bardzo lekkim i przyjaznym językiem, lecz nie obyło się tu bez kilku „scen”. Mówi się, że jest to horror, ale ja niestety muszę podważyć te zdanie, ponieważ ani chrzty tego gatunku w tej książce nie widziałam. Pokuszę się jednak o użycie tego słowa w trochę innym znaczeniu. Jest to powieść, która naprawdę niemiłosiernie wciąga i nie pozwala o sobie zapomnieć nawet podczas snu. Najchętniej to czytałoby się ją bez przerwy, zaniedbując przy okazji wszystkie zajęcia i obowiązki. Historia młodziutkiej Madelaine i „trochę” starszego wampira jest fascynująca. Akurat gdy jesteśmy już przy temacie wieku to dosyć interesujące jest to, iż hrabia Saint – Germain nie jest stereotypowym siedemnastoletnim chłopakiem, którego celem życiowym jest użalanie się nad swoją naturą i życiem, ale czterdziestoletni, poważny mężczyzna, starający się czerpać z życia jak najwięcej dobrego i pozytywnego jak na przykład podróże czy mądrość pochodzącą ze studiów naukowych. Z początku, przyznam, tą męską postać uważałam za dosyć pokręconą, moja opinia, dotycząca hrabiego była nieetyczna wręcz. Sądziłam bowiem, że jest książkowym wampirem – pedofilem, ale po pewnym czasie zauważyłam korzyści, jakie wynikają z takiego rozwoju sytuacji. Przecież nie wszystko musi być zawsze różowe, nie? Kolejnym „niekolorowym” elementem jest przeciwnik pary głównych postaci, nie jest on ani wampirem, ani duchem, ani szatanem we własnej postaci, ani wilkołakiem czy potworem z piekła rodem, lecz zwykłym, cichym człowiekiem, który chce odprawić bardzo „nieładny” rytuał. I na tym się kończą plusy, ponieważ powieść sama w sobie jest dosyć… nijaka. Wiele się dzieje, prawda, ale chyba ta prędkość akcji jest zbyt szybka, wszystko miga przed oczami, miga, a wiele sytuacji nie jest nawet ważnych dla samej historii. Nie mogę uważać tego za cechę pozytywną w tym wypadku, gdyż ta opowieść wiele przez nią straciła. Oprócz tego trzeba wziąć też pod uwagę, iż nie jest to książka dla nastolatków, bardziej pokusiłabym się o kategorię „dla dorosłych”. Za dużo tu scen erotycznych, nieetycznych, drastycznych wręcz. I uwierzcie sceny seksu ze „Zmierzchu” są niczym w porównaniu ze scenami z „Hotelu Transylvanii”. Niektóre z nich są aż obrzydliwe.

Podsumowując, książka nie jest zła, nie jest też arcydziełem, choć jest ciekawa. Autorka dała popis swojej wyobraźni i napisała coś nowego dla tamtych czasów, ale niestety teraz standardy takich powieści są już tak znane i znudzone. Więc trudno jest coś konkretnego napisać. I biorąc to pod uwagę nie umiem Wam tej książki polecić, ale odradzić też jest trudno…

Autor: Chelsea Quinn Yarbro
Tytuł polski: Hotel Transylvania
Tytuł oryginalny: Hotel Transylvania
Ilość stron: 336
Premiera: 2009
Wydawnictwo: Rebis

http://czar-ksiazek.blog.onet.pl/034-Hotel-Transylvania-Chelsea,2,ID452843397,DA2012-02-11,n

Powszechnie znana jest opinia, że to książki pani Meyer zapoczątkowały erę miłosnych igraszek wampirów. Niestety ludzie, którzy tak myślą są w całkowitym błędzie, gdyż przed „Zmierzchem” były „Pamiętniki Wampirów”, natomiast jeszcze przed miłosnym trójkątem omawiana teraz przeze mnie lektura „Hotel Transylvania”. Przyznacie, tytuł bardzo jednoznacznie wskazuje, iż może być...

więcej Pokaż mimo to