Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Dużym plusem książki byli różnorodni bohaterowie, wśród których każdy miał w sobie coś ciekawego. Mimo, że główna rola i opowiadanie całej historii przypadło Darcy, to moim zdecydowanym faworytem był Alex. Chłopak od samego początku zyskał moja sympatię i do samego końca ją utrzymał.

Jednym z ważnym aspektem, na których skupiła się autorka były związki i relacje, głównie te romantyczne. Mam wrażenie, że w książkach młodzieżowych aktualnie jest za dużo wyidealizowanego romansu, a za mało prawdziwego i życiowego podejścia do związków. W tym przypadku było inaczej. Perfect ON paper pokazało zdrowy stosunek do relacji, a listy i odpowiedzi od szafki 89 poruszały realne tematy i wątpliwości, z którymi każdy kiedyś się zmierzył. Ogromnie się cieszę się, że w końcu pojawiła się naprawdę wartościowa pozycja w tym temacie.

Tym, co czasem przeszkadzało mi w książce, to język jakim posługiwała się autorka. Momentami miałam wrażenie, że Sophie na siłę próbowała by był on bardziej "nastolatkowy" i przez to niektóre kwestie bohaterów wychodziły mało naturalnie.

Podsumowując, Perfect ON paper było lekką i przyjemną młodzieżówką, która przy okazji poruszyła kilka ważnych kwestii takich jak problemy w związkach, czy też czym jest bifobia. Dla mnie jest to zdecydowanie lektura obowiązkowa dla wszystkich fanów literatury młodzieżowej i nie tylko.

Dużym plusem książki byli różnorodni bohaterowie, wśród których każdy miał w sobie coś ciekawego. Mimo, że główna rola i opowiadanie całej historii przypadło Darcy, to moim zdecydowanym faworytem był Alex. Chłopak od samego początku zyskał moja sympatię i do samego końca ją utrzymał.

Jednym z ważnym aspektem, na których skupiła się autorka były związki i relacje, głównie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Susza Jarrod Shusterman, Neal Shusterman
Ocena 7,4
Susza Jarrod Shusterman, ...

Na półkach:

Książek dotyczących różnych katastrof oraz apokalips jest na pęczki. Przez pewien moment miałam wrażenie, że wyskakiwały mi one z lodówki. Niestety większość była od razu związana ze światem magicznym, fantastycznym lub nawet sci-fi. Dlatego byłam niezmiernie zaciekawiona nową książką braci Schusterman.

Co najbardziej zaskoczyło mnie w książce to jej realność. Od razu zmusiła mnie do rozmyślań pod tytułem, a co jeśli teraz u mnie w mieście zabrakło wody. Tak nagle, bez żadnego wyjaśnienia. W takiej chwili ma się ochotę natychmiast popędzić do sklepu, żeby zrobić zapasy na "czarną godzinę". Według mnie właśnie to była największy atut Suszy. Wszystkie początkowe zachowania bohaterów oraz otoczenia były jakby wyjęte z rzeczywistości. W pewien sposób przypomniał mi się początek pandemii, w której to wszyscy rzucili się na papier toaletowy, suche produkty oraz te z długim okresem przydatności. To pokazuje, że bracia Schusterman doskonale zdają sobie sprawę z tego. jak funkcjonujemy w momencie paniki.

Akcję poznajemy z dwóch perspektyw nastoletnich sąsiadów, Alyssy oraz Keltona. Co jakiś czas ich rozdziały są przeplatane różnymi historiami pojedynczych osób, czy wstawkami dziennikarzy. Urozmaicało to historię i pomagało nam zrozumieć całokształt sytuacji w Kalifornii. Potem również do narratorów dołączają inne postacie, ale na ten moment zostawię to jako tajemnicę. Niestety mimo wiele ciekawych zabiegów, Susza była dla mnie bardzo nierówna. Z jeden strony wiele się działo, a potem była to dość długa przerwa między wydarzeniami, przez co książka ciut mi się dłużyła.

Uważam, że zarówno Alyssa, jak i Kelton było ciekawymi postaciami i bardzo przystępnymi, to jednak rodzina chłopaka była dla mnie za mocno przerysowana. Może i istnieją ludzie, którzy wiecznie szykują się na apokalipsę oraz mają zawsze zrobione zapasy, to jednak schron i budowanie własnych sprzętów to dla mnie za dużo. Ciężko było mi w to uwierzyć, ponieważ cała reszta książki jest zarówno bardzo realna, jak i przyziemna. Wiem, jednak, że nie wszystkim będzie to przeszkadzać.

Ogólnie bardzo dobrze bawiłam się przy czytaniu tej książki, ponieważ jest ona głównie skierowana do młodzieży. To oczywiście oznacza, że jest przyjemna i lekka. Będę również czekać na książki Jarroda Schustermana, ponieważ już udało mi się poznać twórczość jego brata, który napisał między innymi Kosiarzy.

Książek dotyczących różnych katastrof oraz apokalips jest na pęczki. Przez pewien moment miałam wrażenie, że wyskakiwały mi one z lodówki. Niestety większość była od razu związana ze światem magicznym, fantastycznym lub nawet sci-fi. Dlatego byłam niezmiernie zaciekawiona nową książką braci Schusterman.

Co najbardziej zaskoczyło mnie w książce to jej realność. Od razu...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Raz na jakiś czas uwielbiam przeczytać niezobowiązującą młodzieżówkę. I tak właśnie sięgnęłam po "Poradnik dla dżentelmena o występku i cnocie". Wtedy też przepadłam, ponieważ dawno tak świetnie nie bawiłam się podczas czytania książki. Dlatego też od razu sięgnęłam po tom drugi, czyli Przewodnik dla damy po halkach i korsarstwie zamówiony z popularnej księgarni internetowej.

Zawsze ciężko jest mi oceniać drugie tomy różnych serii, ponieważ ten pierwszy zawsze zawiesza jakąś poprzeczkę. I w tym wypadku była ona dość wysoka. Pierwsza część o rodzeństwie Montague była zaskakująca oraz pełna rozrywki. Zaskoczyła mnie tym, w którą stronę rozwinęła się akcja. Dlatego też domyślałam się, że historia Felicity parę razy zboczy z wcześniej ustalonych torów. Jednak mimo tego akcja bardzo mi się podobała i zdecydowanie należała do tych ciekawszych.


Następną zaletą jest ustalenie akcji w XVIII wieku. Dało to nam szansę na zobaczenie, jak problematyczne było życie kobiet w tamtych czasach. Brak posiadania męża lub opieki ojca równał się z niemożnością załatwienia czegokolwiek, ponieważ kobieta mała tylko ubiegać się o coś tylko i wyłącznie z pomocą tych dwóch osób. A słowa "Damie nie wypada tego robić" padały tak często, że sama aż gotowałam się w środku.

Główne skrzypce gra Felicity Montague, którą udało nam się poznać już w pierwszym tomie, jako niepokorną siostrę Henry'ego z zacięciem do medycyny. Możliwość zaglądnięcia do głowy tej dziewczyny był wyjątkowy. Dobrze było w końcu poznać bohaterkę, która nie stara się dopasować do innych, nie jest idealna oraz w trakcie książki sporo się zmienia. Dla mnie przemiana bohatera jest ważna i zawsze ciekawa do zaobserwowania, a zmiana, która zaszła w Felicity była bardzo interesująca.

Niestety nie mogłam się wciągnąć w Przewodnik dla dam po halkach i korsarstwie. Możliwe, że to był zły moment dla mnie na przeczytanie tej książki, ponieważ ciężko mi jest powiedzieć, dlaczego się nie wciągnęłam. Następnym minusem był dla mnie spory brak tytułowego korsarstwa. Myślałam, że właśnie ono będzie głównym wątkiem książkowym.

Wydaję mi się, że ta książka, jak i seria spodoba się wielu osobom. Na pewno jest to lekka, zaskakująca opowieść. Może ona być dobra na przełamanie tak zwanego zastoju czytelniczego.

Raz na jakiś czas uwielbiam przeczytać niezobowiązującą młodzieżówkę. I tak właśnie sięgnęłam po "Poradnik dla dżentelmena o występku i cnocie". Wtedy też przepadłam, ponieważ dawno tak świetnie nie bawiłam się podczas czytania książki. Dlatego też od razu sięgnęłam po tom drugi, czyli Przewodnik dla damy po halkach i korsarstwie zamówiony z popularnej księgarni...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Studentka Gary Braver, Tess Gerritsen
Ocena 6,7
Studentka Gary Braver, Tess G...

Na półkach:

Dokąd może zaprowadzić chęć zemsty? Jakie może mieć konsekwencje złamanie serca i gniew zdradzonej osoby? I czy faktycznie nie ma nic gorszego niż furia porzuconej kobiety? Wokół tego tematu krąży fabuła najnowszej powieści Tess Gerritsen i Gary'ego Braver zatytułowanej Studentka.

Akcja była podzielona na dwie linie czasowe - wydarzenia przed i po śmierci Taryn. Te pierwsze skupiały się na historii dziewczyny i jej nauczyciela, a w tych drugich można było towarzyszyć detektyw Frankie Loomis podczas śledztwa. Zabieg ten, pozwolił na dobre poznanie głównych bohaterów oraz całego tła historii. Miało to też niestety swój minus, ponieważ w pewnym momencie dochodzenie prowadzone przez Frankie za bardzo odeszło na bok i zbyt dużo było o samych postaciach.

Bardzo podobało mi się wplecenie do książki opowieści o nieszczęśliwych kochankach takich jak Abelard i Helozia, Jazon i Medea czy Dydona i Eneasz. Idealnie dopełniało to historię przedstawioną w Studentce oraz dawało szansę czytelnikowi dowiedzieć się czegoś ciekawego. Ja na przykład nie słyszałam wcześniej mitu o Medei oraz niewiele kojarzyłam o królowej Dydonie i miałam świetną okazję poszerzyć swoją wiedzę.

Końcówka powieść była dobra. Jedynie odkrycie prawdy nie było dla mnie w pełni satysfakcjonujące. Bliżej końca byłam świadoma, w którą stronę zmierza finał akcji, jednak w duchu wciąż liczyłam na jakiś bardziej niespodziewany zwrot akcji. Szkoda, bo myślę, że autorzy mieli dużo możliwości i jeśli nie na koniec, to chociaż w środku książki mogło być więcej trzymających w napięciu scen.

Podsumowując, jak na thriller psychologiczny Studentka była niezłą lekturą. Bohaterzy byli ciekawi, a historia interesującą. Duży plus należy się za nawiązania do literatury. Dla mnie jedynie zabrakło tego, by akcja trochę bardziej trzymała w napięciu oraz nieco mocniejszego zakończenia. Mimo to, jeśli lubicie thrillery, które niekoniecznie wywołują dreszcz emocji, czy mrożą krew w żyłach, to powinna Wam się spodobać ta pozycja.

Dokąd może zaprowadzić chęć zemsty? Jakie może mieć konsekwencje złamanie serca i gniew zdradzonej osoby? I czy faktycznie nie ma nic gorszego niż furia porzuconej kobiety? Wokół tego tematu krąży fabuła najnowszej powieści Tess Gerritsen i Gary'ego Braver zatytułowanej Studentka.

Akcja była podzielona na dwie linie czasowe - wydarzenia przed i po śmierci Taryn. Te...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Chyba nie ma osoby wśród młodych ludzi, która chociaż z ciekawości nie zaglądnęła chociażby jedną z aplikacji randkowych. Niestety nie ma się co czarować, że nawiązywanie prawdziwych długotrwałych związków przez nie to rzadkość. W większości są to miejsca, w których ludzie umawiają się na jednorazowe spotkania. A właśnie książka Ślub od pierwszego kliknięcia przedstawia nam aplikacje randkową, dzięki której można znaleźć Tą Jedyną oraz Tego Jedynego.

Gdybym miała opisać dwoma słowami powieść Claire Frost to byłyby to lekka i wciągająca. Jest to typowa lektura na jeden dzień. Mi udało się ją prawie w całości przeczytać podczas czterogodzinnej jazdy pociągiem. Jednak była to jedna z niewielu zalet, które mogę wymienić. Według mnie pomysł na książkę to strzał w dziesiątkę. Oczywiście od razu tytuł skojarzył mi się z programem telewizyjnym Ślub od pierwszego wejrzenia, a jest on moim małym guilty pleasure. Właśnie to lekkie powiązanie sprawiło, że z chęcią sięgnęłam po lekturę autorstwa Claire Frost.

Przechodząc teraz do tych niezbyt pozytywnych aspektów Ślubu od pierwszego kliknięcia. Bardzo mocno liczyłam, że autorka skupi się na tworzącej relacji pomiędzy Hannah, a jej nowo poznanym mężem. Zamiast tego o wszystkich ważnych wydarzeniach, my czytelnicy, dowiadywaliśmy się z rozmów z wszelakimi osobami. A dialogi pomiędzy świeżo upieczonymi małżonkami to kropla w morzu. Według mnie to była bardziej książka o przyjaźni oraz firmie Jess i Hannah, jak o tytułowym ślubie. Wspominając o dialogach to była ich zdecydowana przewaga w stosunku do opisów. Do tego stopnia, że miałam odczucie, że czytam jakąś sztukę teatralną, czy scenariusz.


Drugą dość dziwną rzeczą był rozkład akcji. Przez 2/3 książki obserwujemy przygotowania do ślubu, ceremonia i wesele zajmują maksymalnie dwa rozdziały, a reszta to wspólne życie Hannah i jej męża. Dla mnie powinno to wyglądać na odwrót, ponieważ nie miałam szansy poznać wybranka głównej bohaterki. Za to zdecydowanie dobrym pomysłem było zamieszczenie listów, które pisali do siebie przyszli małżonkowie. Muszę przyznać, że zawsze czekałam na te momenty.

W tym całym zamieszaniu poznajemy dwie bardzo antypatyczne przyjaciółki Hannah oraz Jess. Jess jako właścicielka firmy, mama i żona próbuje być perfekcjonistką w każdym calu, a każde najdrobniejsze potknięcie wywołuje w niej wielkie emocje, które coraz częściej wylewa na swojego męża Toma. Tom w tym wszystkim był postacią, która najbardziej przypadła mi do gustu, ponieważ nie był przerysowany, tak jak cała reszta. Hannah za to była wolnym duchem, który miał dość przyjemne poczucie humoru, ale jednak często jej decyzje były bardzo nierozsądne i skutkowały wieloma problemami.

Zakończenie było urwane. Przy pomyśle takim, jak ten cała fabuła powinna zostać jakoś podsumowana. Czy aranżowany ślub był dobrym pomysłem, czy może złym? Tego niestety nigdy się już nie dowiem. Żałuję, że Ślub od pierwszego kliknięcia okazał się taki, a nie inny ponieważ miał spory potencjał na okazanie się przyjemną książką na podróże.

Chyba nie ma osoby wśród młodych ludzi, która chociaż z ciekawości nie zaglądnęła chociażby jedną z aplikacji randkowych. Niestety nie ma się co czarować, że nawiązywanie prawdziwych długotrwałych związków przez nie to rzadkość. W większości są to miejsca, w których ludzie umawiają się na jednorazowe spotkania. A właśnie książka Ślub od pierwszego kliknięcia przedstawia nam...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Początek książki nie przypadł mi do gustu, ponieważ czytelnik dostawał za dużo informacji na raz. Szczególnie było to w prologu, gdzie najpierw jesteśmy z bohaterką w jednym miejscu, a potem nagle przeskakujemy do jej przeszłości i historii o duchach... Lepiej, gdyby część poświęcona dawnym wydarzeniom była oddzielona od tej, o teraźniejszości.

Mimo niezbyt dobrego startu dobrze, że nie zniechęciłam się i czytałam dalej, ponieważ dalej było tylko coraz lepiej. Gdy akcja rozwinęła się i nabrała tempa, to zrobiło się o wiele ciekawiej i nie mogłam oderwać się od lektury. Do tego bardzo dobrze został opisany klimat miejsca całej opowieści, czyli São Paulo. W trakcie czytania można było przenieść się tam i razem z postaciami zwiedzać różne zakamarki miasta.

Na kolejny plus zasługuje kreacja bohaterów - Klary, Alonsa i Lucasa. Każdy z nich miał swoją nietypową historię i intrygujący charakter. Szczególnie można tu wyróżnić Alonsa, który był najbardziej tajemniczą i mroczną postacią. Warto też wspomnieć o pojawiających duchach, które stanowiły nieodłączny element tej historii. Autor zdecydowanie poradził sobie z tym wątkiem i świetnie go poprowadził. Ukazujące się zmarłe osoby przerażały i wprowadzały mroczną atmosferę do powieści.

Podsumowując, początek książki był średni, jednak stopniowo akcja bardzo ciekawie się rozwinęła. Podczas lektury nie raz poczułam grozę i ogromnie ciekawiło mnie zakończenie, którego ostatecznie w życiu bym się nie domyśliła. Mam nadzieję, że zainteresował Was "Dziecięcy kram" i sięgniecie po niego.

Ocena: 7.5/10

Początek książki nie przypadł mi do gustu, ponieważ czytelnik dostawał za dużo informacji na raz. Szczególnie było to w prologu, gdzie najpierw jesteśmy z bohaterką w jednym miejscu, a potem nagle przeskakujemy do jej przeszłości i historii o duchach... Lepiej, gdyby część poświęcona dawnym wydarzeniom była oddzielona od tej, o teraźniejszości.

Mimo niezbyt dobrego startu...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Tegoroczne wakacje są u mnie pod sztandarem thrillerów i kryminałów. Dla mnie te dwa gatunki są bardzo mocno związane właśnie z letnim czasem, dlatego o wiele chętniej sięgam po takie książki. Wyjątkowo miałam okazję zrecenzować przedpremierowo najnowszą książkę Megan Mirandy pod tytułem "Dziewczynka z Widow Hills".

"Dziewczynka z Widow Hills" była niesamowicie wciągająca. W pewnym momencie musiałam sobie dawkować książkę, ponieważ nie chciałam jej kończyć. Pani Miranda powoli dawkuje informacje o przeszłości Olivii, kiedyś znanej jako Arden Maynor. Całości dopełniają fragmenty wywiadów, zapisów rozmów telefonicznych oraz artykułów, które znajdują się po każdym rozdziale. Dzięki nim historia była jeszcze bardziej wciągająca oraz wyróżniająca się na tle innych thrillerów.

Oprócz bardzo interesującego oraz tajemniczego morderstwa, bardzo podobał mi się aspekt lunatykowania głównej bohaterki. Dla mnie lunatykowanie samo w sobie jest przerażające, bo mój umysł nie jest w stanie pojąć, jak ktoś śpiąc może chodzić i wykonywać domowe czynności. Myślę, że autorka mogła ciut bardziej zgłębić ten problem. Wtedy książka byłaby w 100% kompletna.

Główną bohaterką jest dorosła Olivia Meyer, która będąc dzieckiem zaginęła na 3 dni i stała się krajową sensacją, a jej poszukiwaniami interesowali się wszyscy. Teraz jest dorosła i pracuje jako administrator w szpitalu. Dzięki swojej tajemniczej przeszłości Olivia jest niewiarygodnie ciekawą bohaterką, a trauma, która trwa do dziś zbiera swoje żniwa. Inne postacie też przypadły mi do gustu, ponieważ nie były takie proste, jakbyśmy mogli stwierdzić na pierwszy rzut oka. Każdy miał jakieś przeżycia oraz tajemnice, które z biegiem wydarzeń poznajemy. A na koniec już nic nie jest takie czarno-białe, jak z początku mogło się wydawać.

Na zakończenie i finalne rozwiązanie morderstwa czekałam z niecierpliwością. Muszę przyznać, że dopiero moment przed dowiedzeniem się kto stał za tym wszystkim, to pojawiła mi się myśl "A może to XYZ?". Oczywiście stwierdziłam, że chyba źle myślę, ale jednak udało mi się odgadnąć, kto był mordercą. Jednak i tak było to dla mnie spore zaskoczenie, w szczególności, że Megan Miranda zwodziła czytelnika na każdym kroku. Zdecydowanie sięgnę po inne książki tej autorki, bo "Dziewczynka z Widow Hills" była według mnie świetna.

Tegoroczne wakacje są u mnie pod sztandarem thrillerów i kryminałów. Dla mnie te dwa gatunki są bardzo mocno związane właśnie z letnim czasem, dlatego o wiele chętniej sięgam po takie książki. Wyjątkowo miałam okazję zrecenzować przedpremierowo najnowszą książkę Megan Mirandy pod tytułem "Dziewczynka z Widow Hills".

"Dziewczynka z Widow Hills" była niesamowicie wciągająca....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo lubię czytać debiuty literackie. Pozwalają mi one poznać nowych autorów oraz zawsze miło jest się zapoznać z czyimiś pierwszymi krokami w literaturze. Zdecydowanie najwięcej debiutów zauważyłam w thrillerach oraz powieściach kryminalnych.

Matthew Farrell wymyślił niesamowicie wciągającą historię. Była to dość duża odskocznia od typowego kryminału, w którym sprawę rozwiązują detektywi lub policjanci, a sprawca nie ma nic wspólnego z policją. Właśnie w książce Farrella cała fabuła dzieje się wśród grona policjantów oraz techników kryminalistycznych. Przez to dostaliśmy jeszcze większe napięcie, ponieważ bracia Liam oraz Sean musieli działać za plecami swoich kolegów.


Zobacz, co zrobiłeś mógłby być idealnym scenariuszem filmu akcji. Książka jest wyjątkowo wciągająca, ponieważ nie daje czytelnikowi szansy na odpoczynek od wydarzeń. Historia dzieje się wielotorowo, więc za każdym razem coś ważnego lub przełomowego przytrafia się któremuś z bohaterów, a częste przeskakiwanie z postaci do postaci sprawia, że jesteśmy na bierząco z każdym z nich. Ten zabieg również skojarzył mi się ze scenariuszami thrillerów, dlatego nie zdziwiłabym się jakby za jakiś czas pojawiła się ekranizacja tej książki.

Bardzo polubiłam bohaterów, których wykreował Matthew Farrell. Wszyscy mieli swój cel i powód, dla którego pojawili się w książce. Nie byłabym też sobą, gdybym trochę się nie poprzyczepiała. Brakowało mi trochę zagłębienia się w życie głównych bohaterów, ponieważ zostały podane tylko najważniejsze informacje. A jednak chciałam się dowiedzieć, jaki był Sean, Don, czy nawet Liam. Farrell od razu nas wrzuca w scenerię morderstwa Kerri, a na początek przydałyby się jeden, czy dwa rozdziały właśnie o codziennym życiu bohaterów.

Dla mnie najważniejszym elementem każdego kryminału jest rozwiązanie i poznanie prawdziwego sprawcy. Tutaj dość szybko domyśliłam się, kto może stać za morderstwem Kerri, bo już od połowy książki miałam swój typ, który się sprawdził. Dopiero potem dowiedziałam się o dokładnych motywach tej osoby, ale niestety nie miałam tak wielkiego zaskoczenia, jak powinnam mieć. Myślę, że gdyby autor zarzucił nam dodatkowe fałszywe poszlaki o wiele bardziej spodobałoby mi się zakończenie.

Bardzo lubię czytać debiuty literackie. Pozwalają mi one poznać nowych autorów oraz zawsze miło jest się zapoznać z czyimiś pierwszymi krokami w literaturze. Zdecydowanie najwięcej debiutów zauważyłam w thrillerach oraz powieściach kryminalnych.

Matthew Farrell wymyślił niesamowicie wciągającą historię. Była to dość duża odskocznia od typowego kryminału, w którym sprawę...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Jednym z moich niedawnych odkryć był "Klub książki" autorstwa Lyssy Kay Adams, który ogromnie przypadł mi do gustu. Dlatego kiedy otrzymałam paczkę z drugim tomem "Pod przykrywką" musiałam rzucić wszystko i od razu zabrać się za lekturę.

Poprzednio autorka skupiła się na relacjach małżeńskich. Tym razem pod lupę został wzięty problem molestowania seksualnego w pracy. Za to należy się ogromny plus, ponieważ nie jest to często poruszany temat w książkach. Książka ta zmierzyła się z tym i uważam, że efekt jest udany. Bardzo podobało mi się to, że można było poznać rożne perspektywy, zarówno świadka jak i ofiar, oraz faktycznie zrozumieć, dlaczego kobiety nie zawsze przyznają się do bycia molestowanymi.

Największym minusem lektury była jedna z głównych bohaterek - Liv. Dziewczyna nie zyskała mojej sympatii już w poprzednim tomie i tu choć z początku było nieźle, tak potem tylko coraz gorzej. Kompletnie nie zgadzałam się z jej decyzjami, sposobem myślenia i czasem wręcz okropnym zachowaniem wobec innych. Zastanawiałam się jakim cudem Mack jeszcze z nią wytrzymuje i dalej o nią walczy. Mężczyzna był o wiele ciekawszą postacią od Liv i zyskał moją ogromną sympatię. Cieszę się, że autorka w swojej kolejnej powieści zdecydowała się poświęcić mu więcej czasu, ponieważ Branden miał naprawdę wiele do zaoferowania.

"Pod przykrywką" oceniam jako dobrą lekturę, dzięki której mogłam z wielką przyjemnością wrócić do postaci wykreowanych przez Lyssę Kay Adams. Choć była to udana kontynuacja, to jednak "Klub książki" podobał mi się bardziej. Mimo, to z pewnością nie ominę kolejnych części, a Was gorąco zachęcam do rozpoczęcia przygody z serią Bromance. Na pewno świetnie się sprawdzi w te letnie, wakacyjne dni.

Jednym z moich niedawnych odkryć był "Klub książki" autorstwa Lyssy Kay Adams, który ogromnie przypadł mi do gustu. Dlatego kiedy otrzymałam paczkę z drugim tomem "Pod przykrywką" musiałam rzucić wszystko i od razu zabrać się za lekturę.

Poprzednio autorka skupiła się na relacjach małżeńskich. Tym razem pod lupę został wzięty problem molestowania seksualnego w pracy. Za...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Latem jest pewna atmosfera, która przyciąga do czytania thrillerów oraz kryminałów. Jednak najlepiej o mordercach czyta się sącząc drinka na słonecznych plażach. My uwielbiamy czytać właśnie te dwa gatunki, a nowa premiera Wydawnictwa Znak od razu przyciągnęła naszą uwagę.

Pomysł pani Grety Drawskiej był naprawdę imponujący oraz interesujący. Przyczynę śmierci popularnego autora można uznać za jedną z ciekawszych, które do tej pory poznałyśmy. Tak samo szkielet, na którym opierała się cała fabuła był niesamowicie dobrze skonstruowany i przemyślany.

Następną zaletą były retrospekcje. Z początku mogły się wydawać zbędne, ale potem to właśnie one przyczyniły się do lepszego odbioru książki. Samo też oderwanie się od śledztwa związanego z zabójstwem Pana Toma urozmaiciło doznania w lekturze. Bohaterowie są również godni uwagi, ponieważ byli oni świetnie zarysowani. Nawet postacie drugoplanowe dostały swoje pięć minut sławy, przez co nie byli oni dla nas, czytelników, anonimowi. Wanda Just oraz Piotr Dereń zostali jedną z bardziej przyciągających duetów w thrillerach. Ich wspólna historia była ciekawa, a osobno też mieli sporo do zaoferowania.

Niestety książka miała też kilka minusów. Przede wszystkim akcja została bardzo słabo rozłożona, ponieważ najpierw na początku wyszło na jaw wiele istotnych informacji dla śledztwa, potem był dłużący się przestój i ponownie na sam koniec pojawiło się dużo nowych informacji. Kolejną rzeczą, która nie przypadła nam do gustu, była ogromna ilość nawiązań do popkultury. Bohaterowie cały czas wspominali o znanych filmach i książkach, przez co czuć było duży przesyt. Również raził nas slang młodzieżowy używany przez jedną z postaci. Szczególnie rzucał się w oczy w pierwszym rozdziale, gdzie w każdym zdaniu pojawiało się jakieś “młodzieżowe słowo”.

Zakończenie książki było istnym “deus ex machina”. Akcja bardzo szybko się rozwiązała i choć odkrycie prawdy było dla nas zaskoczeniem, to jednak po lekturze pozostał nam niedosyt. Głównie wiązało się to z tym, że podczas czytania nie miałyśmy szansy przeprowadzić własnego śledztwa, jak to zazwyczaj w kryminałach się robi. Ciężko było nam wysnuć jakąkolwiek teorię, ponieważ nie była za wielu poszlak wskazujących na to, kto był mordercą.

Ogólnie “Chichot” był przyjemną lekturą, idealną na ten wakacyjny czas. Myślimy, że gdyby autorka trochę bardziej pokombinowała to książka otrzymałaby wyższą ocenę. Nie zmienia to jednak faktu, że dobrze bawiłyśmy się podczas czytania, a pani Greta Drawska zachęciła nas do poznania innych książek swojego autorstwa.

Latem jest pewna atmosfera, która przyciąga do czytania thrillerów oraz kryminałów. Jednak najlepiej o mordercach czyta się sącząc drinka na słonecznych plażach. My uwielbiamy czytać właśnie te dwa gatunki, a nowa premiera Wydawnictwa Znak od razu przyciągnęła naszą uwagę.

Pomysł pani Grety Drawskiej był naprawdę imponujący oraz interesujący. Przyczynę śmierci popularnego...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

W Polsce mamy wiele tematów tabu. Jednym z nich jest adopcja, a tak naprawdę moment, w którym dziecko jest zabierane spod pieczy rodziców. Dlatego też chciałam zagłębić się w sytuacje i dowiedzieć więcej o tym jak wygląda los dzieci, które zostają same.

Na samym początku chciałabym powiedzieć o cechach, które powinien posiadać dobry reportaż. Musi być łatwy w zrozumieniu, bo często nie jesteśmy specjalistami w danej dziedzinie i chcemy się czegoś dowiedzieć. Jednak mnóstwo niewytłumaczonych określeń nie pomaga w zrozumieniu tematu. Najlepiej, jak reportaż jest obiektywny, a zdanie autora jeśli ma się znaleźć to na końcu. Najgorsze jest uczucie, kiedy właśnie w każdym momencie autor pokazuje swoją opinię i nie jesteśmy w stanie zrozumieć "tej drugiej" strony. No i oczywiście powinien być napisany w sposób interesujący i ciekawy. Bo jak wiemy nawet najnudniejszy temat może zostać przedstawiony niesamowicie wciągająco. I vice versa.

Na szczęście książka pani Marty Wroniszewskiej posiadała te wszystkie cechy. Poznajemy punkt widzenia praktycznie każdej osoby, która jest związana z tematem adopcji. Dostajemy perspektywę dzieci, wychowawców, osób, które prowadzą domy dziecka, są rodzinami zastępczymi. Tu jest teraz Twój dom jest napisany w formie wielu krótkich historii. To nam daje możliwość poznania losów wielu ludzi, a te losy nie zawsze były piękne i kończyły się happy endem.

Uważam, że Tu jest teraz Twój dom to kawał porządnego reportażu. Wiele razy czytając, serce mi się krajało, ponieważ liczba luk w polskim systemie jest zatrważająca. Dotarło do mnie, że domy dziecka, czy rodziny zastępcze nie są winne temu, że dziecko przez wiele lat tuła się od instancji do instancji, a z każdym dniem jego szansę na adopcje maleją. To co pokazuje ten reportaż to fakt, że nie można piętnować ludzi, którym nie udało się wyprowadzić dzieci na prostą, ponieważ to jest bardzo trudna praca i jak w każdej pracy czasem popełniamy błędy.

Nie daję tej książce maksymalnej oceny, ponieważ taką zostawiam na lektury wybitne i takie, które zapamiętam na lata. Tu jest teraz Twój dom. Adopcja w Polsce była świetną książką, którą zdecydowanie będę polecać innym. Otworzyła mi oczy na ten temat i cieszę się, że tylu przeróżnych rzeczy mogłam się dowiedzieć. Mam nadzieję, że zachęciłam Was do przeczytania reportażu Marty Wroniszewskiej.

Jeśli chcielibyście pomóc to na stronie www.domydziecka.org możecie znaleźć listę przedmiotów, które są potrzebne okolicznym placówkom.

W Polsce mamy wiele tematów tabu. Jednym z nich jest adopcja, a tak naprawdę moment, w którym dziecko jest zabierane spod pieczy rodziców. Dlatego też chciałam zagłębić się w sytuacje i dowiedzieć więcej o tym jak wygląda los dzieci, które zostają same.

Na samym początku chciałabym powiedzieć o cechach, które powinien posiadać dobry reportaż. Musi być łatwy w zrozumieniu,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Jeśli miałabym zliczyć, ile książek przeczytałam z każdego gatunku, to zdecydowanie najwięcej byłoby fantastyk młodzieżowych. Podczas wielu lat, jako prawdziwy książkoholik upodobałam sobie właśnie takie powieści. To również oznacza, że ciężko jest mnie zaskoczyć. Znam nieskończenie wiele rozwiązań, zwrotów akcji, jak i wątków. Dlatego też z wielką ciekawością podeszłam do Dziedzictwa krwi i liczyłam, że zaskoczy mnie czymś nowym.

Najważniejszym aspektem książek fantastycznych jest wykreowany w nich świat. Zasady działania magii powinny być jasno wytłumaczone, żeby czytelnik w pełni mógł w niego wsiąknąć. Myślę, że pani Amelie Wen Zhao poradziła sobie bardzo dobrze. Z tyłu książki dołączony jest słowniczek, ale ja z niego nie musiałam korzystać, ponieważ wszystkie nazwy własne były dobrze wytłumaczone w opisach. Jednak raz na jakiś czas dla mnie pojawiały się pewne nieścisłości, jeśli chodzi o używanie swoich mocy przez bohaterów. Czasem nie do końca rozumiałam, jak dużo potrafią powinowaci i do czego są zdolni. Jestem przekonana, że autorka dopracuje tą małą wadę w następnych tomach i wtedy już wszystko będzie zrozumiałe.


Według mnie największą zaletą Dziedzictwa krwi byli główni bohaterowie. Ana oraz Ramson byli niesamowicie charyzmatyczni, ale też ludzcy. Po raz pierwszy od długiego czasu nie spotkałam się z typową Mary Sue. Księżniczka Anastazja popełniła wiele błędów na stronach książki, ale również się do nich przyznawała. Wiedziała, kiedy zrobiła coś źle albo dała się ponieść emocjom. Za to Ramson mimo przyjmowania wielu masek z czasem pokazywał swoją prawdziwą twarz. Bohaterów drugoplanowych było niewielu, ale nie odczuwałam ich braku.

Niestety mało książek jest bezbłędnych i jednak w praktycznie każdej da się znaleźć mniejsze lub większe niedoskonałości. W Dziedzictwie krwi znalazłam mało oryginalności i miałam wrażenie, że wiele wątków i schematów już znam. Przez to największe zwroty akcji nie były dla mnie tak zaskakujące, jak powinny być. Nie zmienia to faktu, że była to solidnie napisana książka, a inspiracje z innych zostały dobrze wykorzystane i wtopione w akcję tej.

Gdy już zbliżał się koniec powieści, emocje sięgały zenitu, a ja byłam niesamowicie wciągnięta oraz nie mogłam się od niej oderwać. Na pewno Dziedzictwo krwi to dobra rozrywka i jestem przekonana, że spodoba się ona wielu czytelnikom. Muszę uprzedzić, że powieść pani Zhao była dość krwawa i brutalna. Myślę, że jest to książka dla starszej młodzieży. Może nie jest to odkrywcza książka, ale ma swój urok. Z chęcią będę kontynuować serię, kiedy pojawią się następne tomy.

Jeśli miałabym zliczyć, ile książek przeczytałam z każdego gatunku, to zdecydowanie najwięcej byłoby fantastyk młodzieżowych. Podczas wielu lat, jako prawdziwy książkoholik upodobałam sobie właśnie takie powieści. To również oznacza, że ciężko jest mnie zaskoczyć. Znam nieskończenie wiele rozwiązań, zwrotów akcji, jak i wątków. Dlatego też z wielką ciekawością podeszłam do...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Większość z nas lubi wątki szpiegowskie i z zainteresowaniem śledzi losy tajnych agentów. Od zawsze świetnie się one sprawdzały, czy to w literaturze, czy na wielkim ekranie i wprowadzały do fabuły dużo niespodziewanych zwrotów akcji oraz niemałego dreszczyku emocji. Przeważnie jednak skupiają się one na teraźniejszości, gdzie szpieg idący na misję wyposażony jest w super nowoczesny sprzęt. A co gdyby można było cofnąć się kilka wieków wstecz i poznać działania tamtejszych pierwszych służb specjalnych? Tu z pomocą przychodzi Oliver Clements i jego najnowsze dzieło - "Oczy królowej".

Akcja książki już od samego początku nabiera szybkiego tempa i długo tak się utrzymuje. Był to ogromny atut, ponieważ z każdą kolejną stroną czytelnik coraz bardziej zanurzał się w historię oraz płynął dalej razem z nią. Odpowiadał za to prosty i lekki styl pisania autora, który nie bawił się w zawiłe opis, a skupił się na dobrym przekazaniu swojej opowieści.

Obraz XVI wiecznej Anglii ukazanej w powieści jest bardzo realistyczny, a często nawet brutalny. Nie ma tu miejsca na idealizację, czy pomijanie niewygodnych tematów. Opisy były szczegółowe, aż można było wyobrazić sobie wszystkie te nieprzyjemne zapachy i jeszcze bardziej wczuć się w realia tamtych czasów. Mi się to podobało, ale na pewno trochę bardziej wrażliwe osoby muszą uważać, bo część scen może być nie dla nich.

W książce zabrakło mi trochę większego wgłębienia się w postacie Elżbiety I i jej rywalki Marii. Choć obie kobiety przewijały się przez książkę, to jednak zdecydowanie była ona zdominowana przez działalność szpiegów poświęcających się dla dobra swojego kraju. Dla mnie był to spory minus, ponieważ dwie bardzo ważne postacie zostały nieco pominięte. Pozostałym bohaterom może i poświęcono więcej uwagi, ale również nie wystarczająco wgłębiono się w ich historię, charakter, czy motywację do danych działań.

Podsumowując, "Oczy królowej" to powieść historyczna skupiająca się na działalności szpiegowskiej ówczesnych agentów. Znajdziecie w niej dużo intryg i podstępów, a wszystko na tle narastającego konfliktu z Hiszpanią i Francją oraz masakry protestantów w tzw. "noc św. Bartłomieja". Kilka rzeczy można było zrobić lepiej, ale ogólnie całość wyszła dobrze. Jeśli nie macie problemu ze zmierzeniem się z odrobiną historii oraz chcielibyście poczuć się jak James Bond w średniowieczu, to powinniście się odnaleźć w tej lekturze.

Większość z nas lubi wątki szpiegowskie i z zainteresowaniem śledzi losy tajnych agentów. Od zawsze świetnie się one sprawdzały, czy to w literaturze, czy na wielkim ekranie i wprowadzały do fabuły dużo niespodziewanych zwrotów akcji oraz niemałego dreszczyku emocji. Przeważnie jednak skupiają się one na teraźniejszości, gdzie szpieg idący na misję wyposażony jest w super...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Angst with happy ending zdecydowanie była w kręgu moich zainteresowań. Po przeczytaniu dość popularnego Hurt comfort byłam niezmiernie ciekawa, co autorka- Weronika Łodyga tym razem przygotowała dla swoich czytelników. Mimo, że ja nie zostałam wielką fanką pierwszej książki pani Łodygi to zdecydowanie wywarła na mnie pozytywne wrażenie. Dlatego też zaciekawiona kolejną książką, niezwłocznie sięgnęłam po nią.

Myślę, że byłabym przeszczęśliwa, gdybym mogła ją przeczytać te 5-6 lat temu, kiedy byłam nastolatką w samym środku okresu dojrzewania. Na pewno wtedy pomogłaby mi w tym cięższym okresie i pewnie otworzyłaby mi oczy na wiele różnych tematów. Teraz jednak dla mnie niczego nowego nie wniosła do mojego życia. Jednak doceniam jej wartość, bo jestem zdania, że książka będzie w stanie pomóc wielu młodym ludziom.

Pin on Pinterest
Po więcej zdjęć i relacji zapraszam Was na Instagram

Jednak mimo to bardzo dobrze się czyta następną książkę Weroniki Łodygi. Nawet podobała mi się ciut bardziej, jak Hurt comfort, które w swojej narracji było mi już dobrze znane. Przez Angst with happy ending dosłownie się płynie i nie wiadomo kiedy przeczytało się już połowę. Język jest zdecydowanie młodzieżowy i na szczęście nie ma się wrażenia, że dorosły próbuje się wcielić w nastolatków, a przez to pojawiają się dziwnie nienaturalne dialogi. Na plus zasługuje przedstawienie przyjaźni, jako głównego wątku. W końcu wątki romantyczne poszły w kąt, a główne skupienie jest na równie ważnym aspekcie życia.

Największą zaletą powieści Weroniki Łodygi byli bohaterowie. Byli przede wszystkim ludzcy. Mieli wady, które czasem nam, jako czytelnikom mogły przeszkadzać, jednak to tylko sprawiało, że łatwiej było uwierzyć w postacie. Wiele razy nie zgadzałam się z decyzjami czy to Aleksa, czy Anity, jednak z każdą kolejną stroną zaczynałam rozumieć, dlaczego postępują tak, a nie inaczej. Przy okazji na wyróżnienie zasługują dwie żeńcie postacie drugoplanowe, Patrycja i Anita. Bardzo polubiłam obie dziewczyny i szkoda, że ich wątki nie były tak obszernie opisane, jak wątek relacja Aleksa z Beniaminem.

Uważam, że Angst with happy ending mogło być dłuższe, ponieważ z chęcią zagłębiłabym się w wątki poboczne i lepiej poznała bohaterów drugoplanowych. Może jest to pomysł na kolejną książkę Weroniki Łodygi? Mimo wszystko miło spędziłam przy Angst with happy ending czas i będę ją polecać na pewno nastoletnim czytelnikom.

Angst with happy ending zdecydowanie była w kręgu moich zainteresowań. Po przeczytaniu dość popularnego Hurt comfort byłam niezmiernie ciekawa, co autorka- Weronika Łodyga tym razem przygotowała dla swoich czytelników. Mimo, że ja nie zostałam wielką fanką pierwszej książki pani Łodygi to zdecydowanie wywarła na mnie pozytywne wrażenie. Dlatego też zaciekawiona kolejną...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Raz na jakiś czas potrzebuję odskoczni od cięższych lektur. Wtedy zazwyczaj wybieram romanse lub obyczajówki. Tym razem wybrałam książkę polskiej autorki Anny Szczęsnej Dziewczyna, która patrzyła w słońce. Już na wstępie zaznaczę, że nie wymagałam wiele od tej obyczajówki. Jedyne czego oczekiwałam to dobra zabawa, relaks i postacie, z którymi się zżyję i które polubię.

Co na pewno mogę powiedzieć o książce, to fakt, że była ona bardzo ciepła i biła od niej aura dobroci oraz spokoju. Wiem też na pewno, że jakbym czytała ją w innym momencie, to by mi się kompletnie nie spodobała. To jest ten typ opowieści, na który trzeba mieć ochotę. Dziewczyna, która patrzyła w słońce jest wypełniona słodyczą i urokiem. I jeśli nie ma się na coś takiego ochotę to wtedy może ona czytelnikowi nie przypaść do gustu.


Najważniejsi dla mnie w romansach oraz obyczajówkach są bohaterowie, ponieważ to właśnie nimi stoi książka. Tu naszymi głównymi postaciami była dwójka autorów - Justyna oraz Michał. Justyna Różycka, jako autorka romansów była dosłownym usposobieniem światła, słońca i pozytywnych uczuć. Czasem miałam wrażenie, że Justyna i rozdziały z jej perspektywy były za mocno optymistyczne do tego stopnia, że nie chciało mi się wierzyć, że ona byłaby aż tak przeszczęśliwa w każdej możliwej sytuacji. Za to po drugiej "mrocznej" stronie był Michał Tarkowski. Zgorzkniały, 40-letni autor horrorów. Jak Justyna wszystko widziała w jaskrawych barwach to Michał wszystko widział w mrocznych kolorach. Z tego też powodu "jego" rozdziały były bardziej stonowane, ale też często przepełnione negatywnymi emocjami.

Fabuła płynęła bardzo spokojnie, a jednak była wciągająca. Gdyby nie złe samopoczucie jednego dnia to myślę, że książkę przeczytałabym może w dwa dni. Zdecydowanie zrelaksowałam się przy tej pozycji, jednak czasem sposób opisywania akcji oraz dialogi w wykonaniu pani Anny Szczęsnej nie trafiały w mój gust. Już spieszę z wyjaśnieniem. Raz na jakiś czas miałam nieodparte wrażenie, że kwestie bohaterów były suche i nie miały charakteru. Było to bardzo typowe i brakowało im tego czegoś, co sprawia, że przenosimy się do przedstawionego świata, a tu co jakiś czas wybijałam się z rytmu, zastanawiając się, dlaczego tak dziwnie to brzmi. Niektóre też fragmenty zostały wyolbrzymione oraz były ciut karykaturalne, tak jak wątek z trenerem personalnym albo z mamą Michała.

Wydaję mi się, że Dziewczyna, która patrzyła w słońce mogła być bardziej dopracowana. Najbardziej podobał mi się wątek pracy pisarzy i jak wygląda ich życie "od kuchni". Miałam wrażenie, że też ten fragment powieści był najbardziej dopieszczony ze wszystkich, co oczywiście wyszło na dobre. Postacie wypadły dość blado i bez większego charakteru, co tylko pokazuje, że wystarczyło trochę bardziej dopracować książkę.

Była to pierwsza moja styczność z autorką i bardzo prawdopodobne, że nie ostatnia. Zakończenie było mocno urwane, przez co ma się ochotę by sięgnąć po kolejny tom. Jestem zdania, że wielu osobom bardzo spodoba się ta powieść ze względu na ciepło, które się z niej wydobywa.

Raz na jakiś czas potrzebuję odskoczni od cięższych lektur. Wtedy zazwyczaj wybieram romanse lub obyczajówki. Tym razem wybrałam książkę polskiej autorki Anny Szczęsnej Dziewczyna, która patrzyła w słońce. Już na wstępie zaznaczę, że nie wymagałam wiele od tej obyczajówki. Jedyne czego oczekiwałam to dobra zabawa, relaks i postacie, z którymi się zżyję i które polubię.

Co...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Muszę przyznać, że powieść pozytywnie mnie zaskoczyła, a historia Mai okazała się wciągająca i bardzo mi się podobała. Połączenie klimatów Mulan z konkursem krawieckim i szczyptą magi było zdecydowanym strzałem w dziesiątkę. Nareszcie też pojawiło się trochę powiewu świeżości do młodzieżówek i aż miło było poczytać o zawodach w szyciu, a nie wiecznych rewolucjach i nastolatkach ratujących świat.

Dużym plusem powieści było też to, że bardzo lekko i sprawnie się ją czytało. Na pewno składał się na to fantastyczny klimat książki. Świetnie czytało się o tych pięknych strojach, które tworzyli uczestnicy konkursu i aż serduch biło szybciej jak wchodziło się w ten świat i oczami wyobraźni można było ujrzeć wszystkie te piękne suknie i inne dodatki.

Oczywiście można by się przyczepić do kilku rzeczy. Jedną z nich był wątek romantyczny, który na początku fajnie się rozwijał i byłam zadowolona z tego jak przebiega. Potem niestety za bardzo przyspieszył i ciężko było poczuć głębokość i prawdziwość relacji. Uważam, że gdyby potoczył się wolniej, to o wiele bardziej można by poczuć chemię między bohaterami.

Mimo to, Tkając świt jest jedną z ciekawszych propozycji Young Adult i jeśli lubicie ten gatunek, to zachęcam do sięgnięcia po tą dylogię. Choć nie wszystko było idealne, to jednak bardzo przyjemnie spędziłam czas z tą lekturą i z wielką chęcią sięgnę po kolejna część.

Muszę przyznać, że powieść pozytywnie mnie zaskoczyła, a historia Mai okazała się wciągająca i bardzo mi się podobała. Połączenie klimatów Mulan z konkursem krawieckim i szczyptą magi było zdecydowanym strzałem w dziesiątkę. Nareszcie też pojawiło się trochę powiewu świeżości do młodzieżówek i aż miło było poczytać o zawodach w szyciu, a nie wiecznych rewolucjach i...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

6.5/10

Ostatnimi czasy czytam dużo fantastyki i książek młodzieżowych. Za to na studiach pobijam rekordy siedzenia przed ekranem komputera. Ostatnio przesiedziałam z 14 godzin, bo tak zajęcia wypadły. Dlatego potrzebowałam książki, przy której totalnie się odprężę i odpocznę. A dzięki uprzejmości wydawnictwa Prószyński i S-ka mogłam zrecenzować Weekend Sherii Smith.

Od Weekendu przede wszystkim oczekiwałam dobrej zabawy. I to też dostałam. Książkę bardzo szybko przeczytałam i dobrze się przy niej bawiłam. Były pewne elementy i fragmenty, które nie przypadły mi do gustu. Jednak jest to moja subiektywna ocena, ponieważ wydaje mi się, że innym mogłyby one nie przeszkadzać. Historia była trochę przewidywalna, jeśli ktoś czytał sporo thrillerów, ale pani Smith potrafi zbudować atmosferę napięcia.


Akcja była bardzo skondensowana, ponieważ działa się na przestrzeni trzech dni. Było to dobre rozwiązanie, poniewaz inaczej akcja by się nadto rozciągnęła. Każdy rozdział był z perspektywy jednej z czterech głównych bohaterek. Dzięki temu zabiegowi mieliśmy szansę często poznać przemyślenia kobiet na temat tego samego wydarzenia. Autorka miała ciekawy pomysł, który według mnie dobrze wyszedł. Książkę praktycznie czyta się na raz, więc jest idealna dla osób z zastojem czytelniczym. Zdecydowanie sięgnę po inną twórczosć Sherri Smith, ponieważ mimo kilku wad, Weekend bardzo dobrze mi się czytało.

Sherri Smith stworzyła postacie, których nie da się polubić. Nie jest to wada książki, a powiew świeżości. Katie była dla mnie najlepiej wykreowaną postacią. Byłam w stanie uwierzyć, że podupadła dziecięca gwiazda tak by się zachowała. Ellie była ciekawa, ale sposób w jaki się zachowywała odstręczał czytelnika. Określiłabym ją jako "pani idealna". Następna jest Ariel, której bardzo nie polubiłam. Była najsłabszym ogniwem, jeśli chodzi o kreację, a autorka mogła z niej wyciągnąć coś więcej. Ostatnia jest Carmen, która była zaślepiona pieniędzmi, jednak miała w sobie pewną dozę racjonalności, która mi się podobała.

Najważniejszym elementem thrillera jest odkrycie wszystkich kart i odpowiedź na podstawowe pytanie: Jaki powód krył się za zachowaniem mordercy? I tu muszę przyznać, że spodziewałam się, kto okaże się naczelnym złoczyńcą, ale nie zgadłam motywu. Ogólnie końcówka była bardzo chaotyczna, a niektóre wydarzenia były absurdalne. Myślę, że gdyby autorka nie przekombinowała i postawiła na prostotę, to jeszcze większe ciarki przeszłyby mi po plecach.

6.5/10

Ostatnimi czasy czytam dużo fantastyki i książek młodzieżowych. Za to na studiach pobijam rekordy siedzenia przed ekranem komputera. Ostatnio przesiedziałam z 14 godzin, bo tak zajęcia wypadły. Dlatego potrzebowałam książki, przy której totalnie się odprężę i odpocznę. A dzięki uprzejmości wydawnictwa Prószyński i S-ka mogłam zrecenzować Weekend Sherii Smith.

Od...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Catwoman. W blasku Księżyca Isaak Goodhart, Lauren Myracle
Ocena 6,6
Catwoman. W bl... Isaak Goodhart, Lau...

Na półkach:

Jak już pewnie niektórzy z Was wiedzą, zawsze bardziej w książkach i filmach interesowały mnie losy złoczyńców, jak bohaterów. Miałam wrażenie, że ci "źli" byli lepiej zobrazowani, ich cele były jasne i sprecyzowane. Dlatego i tym razem zagłębiam w się w początki kariery znanej złodziejki Seliny Kyle.


Bardzo się cieszę, że została wypuszczona seria komiksów dla młodszych czytelników i tak ją też oceniałam podczas czytania. Podobało mi się, że Selina nie została wybielona, a jej poczynania nie były zachwalane. Za to sama hisotria była bardzo ciekawa. Podobało mi się, że autorka poruszyła temat życia w rodzinie, w której parnetrka i dzieci są obiektami znęcania się. Wydaje mi się, że młodszym czytelnikom może dać to do myślenia.

Jako, że jestem fanką Batmana i Gotham City to było mi miło śledzić początki przyszłej Catwoman. Było parę ciekawych zwrotów akcji, jednak nie dowiedziałam się wszystkiego, co chciałam. Autorzy zostawili kilka wątków otwartych, co może sugerować następne zeszyty z przygodami Seliny.
Kreska pana Goodhearta bardzo mi się podobała. Mimo, że jestem wielką fanką bardzo kolorowych i tętniących przez to życiem komiksów, to zostałam przekonana że bardziej stonowane rysunki też się sprawdzają. Dominującym kolorem jest fiolet i niebieski, a zabawa nimi jest bardzo przyjemna dla oka.

Selina Kyle, czyli przyszła Catwoman jest ciekawą, jak i tajemniczą postacią. Odnosi się z rezerwą do swoich rówieśników i od najmłodszych lat buduje mur, który odgradza ją od reszty świata. Dlatego też niektóre decyzje dziewczynki mogą zdziwić, a my możemy ich nie zrozumieć. Jednak nie przeszkadza to w czytaniu. Przez komiks się płynie i z chęcią bym dowiedziała się kolejnych przygód nastoletniej Seliny.

Jak już pewnie niektórzy z Was wiedzą, zawsze bardziej w książkach i filmach interesowały mnie losy złoczyńców, jak bohaterów. Miałam wrażenie, że ci "źli" byli lepiej zobrazowani, ich cele były jasne i sprecyzowane. Dlatego i tym razem zagłębiam w się w początki kariery znanej złodziejki Seliny Kyle.


Bardzo się cieszę, że została wypuszczona seria komiksów dla młodszych...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Młodzi Tytani. Raven Kami Garcia, Gabriel Picolo
Ocena 7,2
Młodzi Tytani.... Kami Garcia, Gabrie...

Na półkach:

Jak byłam młodsza, to uwielbiałam oglądać Młodych Tytanów, a moją ulubioną postacią była właśnie Raven. Dlatego właśnie jak zobaczyłam komiks poświęcony tej postaci, to nie mogłam przejść obok niego obojętnie. Mimo, że skierowany jest do trochę młodszych czytelników, to jakoś specjalnie mi to nie przeszkadzało. Taki staruch jak ja też może mieć frajdę z takich rzeczy.

Historia opowiada o Rachel Roth, która w wyniku wypadku traci mamę oraz pamięć. Po tym zdarzeniu przeprowadza się do Nowego Orleanu, gdzie próbuję dojść do siebie i wrócić do względnej normalności. Jednak przeszłość powoli powraca i dziewczyna będzie w końcu musiała się z nią zmierzyć.

Sam komiks czyta się bardzo szybko, tak z resztą jak każdą powieść graficzną. Na ogromny plus należy zaliczyć śliczne rysunki oraz ich fioletową kolorystykę. Dzięki niej można było bardziej wczuć się w postać Raven i otaczającą ją rzeczywistość. Co więcej, tworzyła ona naprawdę świetny klimat.

Jeśli chodzi o minusy, to niestety nie podobało mi się, że akcja rozkręciła się dopiero na sam koniec historii. Przez większość czasu było dla mnie za spokojnie. Zdecydowanie można było dodać kilka stron do komiksu i dopełnić opowieść o jakiś mały zwrot akcji. Również pozwoliłoby to na głębsze wejście w świat Raven i lepsze jej poznanie, bo choć fioletowa kolorystyka robiła naprawdę dobrą robotę, to jednak nie udało mi się jakoś specjalnie związać z główną bohaterką. To może oczywiście wynikać z różnicy wieku między mną, a dziewczyną oraz tego, że jest to lektura dla trochę młodszych czytelników.

Poza tym, to ogólnie "Młodzi tytani. Raven" byli przyjemnym doświadczeniem. Miło spędziłam z nimi czas i cieszę się, że w końcu mogłam zabrać się za jakiś komiks, bo dawno żadnego nie czytałam. Chętnie jeszcze coś przeczytam z tej serii.

Ocena: 7.5/10

Jak byłam młodsza, to uwielbiałam oglądać Młodych Tytanów, a moją ulubioną postacią była właśnie Raven. Dlatego właśnie jak zobaczyłam komiks poświęcony tej postaci, to nie mogłam przejść obok niego obojętnie. Mimo, że skierowany jest do trochę młodszych czytelników, to jakoś specjalnie mi to nie przeszkadzało. Taki staruch jak ja też może mieć frajdę z takich...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Kroniki zbrodni. Tajemnicze zaginięcia, seryjni mordercy, sprawy, których do dziś nie udało się wyjaśnić... Monika Całkiewicz, Robert Ziębiński
Ocena 6,9
Kroniki zbrodn... Monika Całkiewicz,&...

Na półkach:

8,5/10

Dziwnie jest mówić, że ktoś interesuje się morderstwami albo że go fascynują. Bo bądźmy szczerzy nie za dobrze to brzmi. Jednak można powiedzieć, że nam klimaty prawdziwych zbrodni odpowiadają i przykuwają nasz wzrok. Zdecydowanie inaczej czyta się zwykły kryminał, czy thriller, jak książkę o morderstwach, które wydarzyły się naprawdę. Do tej pory ciarki nas przechodzą, kiedy myślę o tym, że sprawa, w której niesłusznie został skazany Tomasz Komenda działa się w naszym mieście, a do samego zdarzenia doszło 20 minut drogi od domu jednej z nas.

Bardzo podobała nam się forma, w jakiej została napisana książka. Kroniki zbrodni są podzielone na trzy części, w których opisane są trzy sprawy z zadanego tematu. Wśród nich można było wyróżnić nierozwiązane zagadki, zbrodnie popełnione z miłości oraz historie o seryjnych mordercach.
Dużym plusem była też postać powieści. Poszczególne historie były przedstawione w formie dialogu między prokurator Moniką Całkiewicz, a dziennikarzem Robertem Ziębińskim. Z początku obie byłyśmy zaskoczone, jednak ten styl sprawił, że Kroniki zbrodni bardzo szybko się czytało. Co więcej, dzięki temu wszelkie tłumaczenia pojęć związanych z prawem były łatwe w odbiorze, co oczywiście jest też zasługą jasnego i prostego opowiadania o nich przez Pani prokurator.

Chyba jedynej rzeczy, jakiej brakowało w Kronikach Zbrodni to, uwaga, zakończenie. Można powiedzieć, że książka się urywa po ostatniej historii, zostawiając czytelnika z pewnego rodzaju niedosytem. Wystarczyłoby dodać parę słów na zakończenie i wtedy pojawiłaby się swoista równowaga w powieści.

Za to na początku został napisany wstęp, który według nas, niestety, również nie został dopracowany. Był on bardzo skondensowany, przez co można odnieść wrażenie, że wzmianek dotyczących kultury, jak i mediów jest za dużo oraz następują po sobie zdanie po zdaniu. Wystarczyłoby trochę rozwinąć wstęp, a jestem pewna że książka jedynie by na tym zyskała. Również pojawiła się pewna wzmianka o różnicy zdań między dziennikarzem, a pewną osobą z mediów. Zostawiła ona jednak pewien niesmak po sobie, bo trochę odbiegała od tematu i tezy.

Podsumowując, jeśli lubicie klimaty true crime, a tajemnicze zbrodnie i mordercy to Wasz chleb powszedni, to ta książka jest właśnie dla Was. Sądzimy, że nawet osoby, które dopiero poznają gatunek pozytywnie się zaskoczą.

8,5/10

Dziwnie jest mówić, że ktoś interesuje się morderstwami albo że go fascynują. Bo bądźmy szczerzy nie za dobrze to brzmi. Jednak można powiedzieć, że nam klimaty prawdziwych zbrodni odpowiadają i przykuwają nasz wzrok. Zdecydowanie inaczej czyta się zwykły kryminał, czy thriller, jak książkę o morderstwach, które wydarzyły się naprawdę. Do tej pory ciarki nas...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to