-
ArtykułyKulisy fuzji i strategii biznesowych wielkich wydawców z USAIza Sadowska5
-
Artykuły„Rok szarańczy” Terry’ego Hayesa wypływa poza gatunkowe ramy. Rozmowa z autoremRemigiusz Koziński1
-
Artykuły„Nie ma bardziej zagadkowego stworzenia niż człowiek” – mówi Anna NiemczynowBarbaraDorosz4
-
ArtykułyNie jesteś sama. Rozmawiamy z Kathleen Glasgow, autorką „Girl in Pieces”Zofia Karaszewska2
Biblioteczka
2019-10-19
2017-10
Podziwiam Werfla za tę książkę. Za postaci, które opisał, za stworzenie Gabriela Bagradiana, za danie mi do myślenia, za pokazanie mi tego dramatu w sposób, który nie wywołał u mnie bezsenności, co udało się Artowi Spiegelmanowi z innym dramatem.
Werfel poruszył, ale nie zaszokował, chociaż niektóre opisy są bardzo drastyczne - po miesiącu od zakończenia lektury wciąż myślę o parze młodych narzeczonych porwanych przez Czeczenów czy ojcu rozpaczającym nad tym, jak piękną kobietą mogłaby być jego nowo narodzona córka.
Fakt, że w moim poruszeniu nie jestem obiektywna.
Mój mąż powiedział, że w Armenii książka jest lekturą szkolną.
Podziwiam Werfla za tę książkę. Za postaci, które opisał, za stworzenie Gabriela Bagradiana, za danie mi do myślenia, za pokazanie mi tego dramatu w sposób, który nie wywołał u mnie bezsenności, co udało się Artowi Spiegelmanowi z innym dramatem.
Werfel poruszył, ale nie zaszokował, chociaż niektóre opisy są bardzo drastyczne - po miesiącu od zakończenia lektury wciąż...
Jak zawsze - warto. Głównie dlatego, że Gaiman po prostu dobrze pisze, a jego wyobraźnia jest ograniczona chyba tylko przez... Nie. Właściwie to nic jej nie ogranicza. Jednak mimo tej całej wyobraźni odnoszę wrażenie, że autorowi nie udało się uniknąć wtórności. Jasne - świat, wróg i przygody są nowe, ale cała koncepcja już gdzieś tam wcześniej została przedstawiona - czy to w opowiadaniach, czy "Księdze Cmentarnej". Mimo wszystko polecam. Ode mnie czwórka z plusem.
Jak zawsze - warto. Głównie dlatego, że Gaiman po prostu dobrze pisze, a jego wyobraźnia jest ograniczona chyba tylko przez... Nie. Właściwie to nic jej nie ogranicza. Jednak mimo tej całej wyobraźni odnoszę wrażenie, że autorowi nie udało się uniknąć wtórności. Jasne - świat, wróg i przygody są nowe, ale cała koncepcja już gdzieś tam wcześniej została przedstawiona - czy...
więcej mniej Pokaż mimo toUjmę to tak. Westeros to przy starożytnym Rzymie Dolina Muminków. Polecam. Koniec recenzji.
Ujmę to tak. Westeros to przy starożytnym Rzymie Dolina Muminków. Polecam. Koniec recenzji.
Pokaż mimo toJako (raczej mierna) studentka romanistyki całą serię uwielbiam. Zaczęłam oczywiście od środka, czyli od "Anglika na wsi", którego czystym przypadkiem i niezwykle szczęśliwym zrządzeniem losu dopadłam w Biedronce [sic!], ale potem bardzo szybko dokupiłam dwie pozostałe części i... Wydaje mi się, że nikt nie umie pisać o Francji tak, jak Anglicy. Wygląda na to, że "1000 lat wkurzania Francuzów" pozwoliło im zyskać dystans niezbędny do prawidłowego opisania tego wspaniałego, acz specyficznego narodu, posiadającego drażliwy charakter, wspaniałą kuchnię i dosyć wątpliwe zasady moralne. "Anglik w Paryżu" to doskonała lektura, jednak nie dla wszystkich. Serię docenią przede wszystkim te osoby, które Francję znają i co najmniej lubią, a przy tym mają zacięcie językoznawcze i niestraszne im są wszelkie lingwistyczne dygresje, które młodego romanistę będą cieszyć, a czytelnika "z zewnątrz" zwyczajnie nudzić. Mimo wszystko uważam, że warto dać Sadlerowi szansę. :)
Jako (raczej mierna) studentka romanistyki całą serię uwielbiam. Zaczęłam oczywiście od środka, czyli od "Anglika na wsi", którego czystym przypadkiem i niezwykle szczęśliwym zrządzeniem losu dopadłam w Biedronce [sic!], ale potem bardzo szybko dokupiłam dwie pozostałe części i... Wydaje mi się, że nikt nie umie pisać o Francji tak, jak Anglicy. Wygląda na to, że "1000...
więcej mniej Pokaż mimo to
Kiedy chwaliłam się znajomym rok temu, że dostałam na Gwiazdkę "Sezon burz" słyszałam jedynie odpowiedzi w stylu "daruj sobie". Oczywiście nie darowałam sobie. Czasu poświęconego na lekturę nie żałuję, ale wygląda na to, że "Sezon burz" będzie jedną z nielicznych książek Sapkowskiego, której nie przeczytam kolejne piętnaście razy.
Przede wszystkim widać, że książka ma służyć promocji gry. Napisana jest tak jakby na odwal się, bez staranności, do której Sapkowski zdążył mnie już przyzwyczaić. Intryga również jest jakaś taka bez wyrazu, a dodatkowo w trakcie lektury w ogóle zapomniałam, o co właściwie chodziło, a potem z zaskoczeniem przyjęłam powrót do głównego wątku. Oprócz tego Sapkowski pisze według stałego schematu - walka, seks, walka, seks, walka, walka, walka i jeszcze trochę seksu. No i ci źli i zepsuci do szpiku czarodzieje (z którymi trzeba walczyć). Do lektury nie zniechęcam bo, jak to zwykle u Sapkowskiego, czyta się przyjemnie i bezboleśnie. Pióro autorowi zdecydowanie nie zardzewiało, tylko pomysłu (ewentualnie chęci) jakby brakło.
Kiedy chwaliłam się znajomym rok temu, że dostałam na Gwiazdkę "Sezon burz" słyszałam jedynie odpowiedzi w stylu "daruj sobie". Oczywiście nie darowałam sobie. Czasu poświęconego na lekturę nie żałuję, ale wygląda na to, że "Sezon burz" będzie jedną z nielicznych książek Sapkowskiego, której nie przeczytam kolejne piętnaście razy.
Przede wszystkim widać, że książka ma...
To trochę porąbane, bo cykl o wiedźminie jest książką mojego dzieciństwa, a w każdym razie lat wczesno-nastoletnich. Całą sagę i oba zbiory opowiadań pochłonęłam w czasie pewnych ferii zimowych, kiedy to tkwiłam unieruchomiona w gipsie. Zagłębieniu się w świat wykreowany przez Sapkowskiego nie przeszkadzało zatem nic - ani otoczenie, które rekonwalescenta traktowało ulgowo, ani obowiązki szkolne. Prawdopodobnie gdyby nie ta lektura, nie poprzestawiałyby mi się klepki w blond główce, a tak - świat elfów, krasnoludów i wojen na tle rasowych pochłonął mnie całkowicie i absolutnie. Cieszę się, że z "Wiedźminem" zetknęłam się tak wcześnie, bo teraz pewnie byłaby to po prostu świetnie napisana i wciągająca książka, a tak miałam szansę złapać (nie)zdrowego bakcyla w temacie literatury fantasy.
Oczywiście są rzeczy, których można się przyczepić - dłużyzny w opisach stosunków politycznych, kulawe zakończenie (coś ten Sapkowski nie radzi sobie z zakończeniami), czy w końcu popisywanie się przez autora erudycją (mój ulubiony zarzut! Skoro jeden z drugim idiota nie łapie aluzji historyczno-literackich, to może powinien się nieco dokształcić w kanonie?), nie zmienia to jednak faktu, że każda z części zbioru opisującego wiedźmińskie uniwersum to, moim zdaniem, takie literackie faberge - może poza "Sezonem burz", ale o tym gdzie indziej. ;)
To trochę porąbane, bo cykl o wiedźminie jest książką mojego dzieciństwa, a w każdym razie lat wczesno-nastoletnich. Całą sagę i oba zbiory opowiadań pochłonęłam w czasie pewnych ferii zimowych, kiedy to tkwiłam unieruchomiona w gipsie. Zagłębieniu się w świat wykreowany przez Sapkowskiego nie przeszkadzało zatem nic - ani otoczenie, które rekonwalescenta traktowało ulgowo,...
więcej mniej Pokaż mimo to
To nie jest zła książka, ale nie jest to też książka, do której z radością wrócę w chwili zmęczenia wysiłkiem intelektualnym, jak to ma miejsce w przypadku poprzednich części.
Bridget Jones powraca do nas głęboko doświadczona przez życie, dzieciata, starsza i... Jeszcze głupsza. W trakcie całej lektury zastanawiałam się, jak to do diabła możliwe, kobieta tak nieogarnięta i zwyczajnie durna dożyła tak sędziwego wieku, a przy tym udało jej się nie zgubić i nie uśmiercić przypadkowo swoich pociech.
Książka sama w sobie jest całkiem przyjemna - czyta się szybko, a momentami można się szczerze uśmiać, ale niestety braki fabularne (oraz intelektualne głównej bohaterki) całkowicie przyćmiły w moim przypadku niewątpliwe zalety stylu autorki.
To nie jest zła książka, ale nie jest to też książka, do której z radością wrócę w chwili zmęczenia wysiłkiem intelektualnym, jak to ma miejsce w przypadku poprzednich części.
Bridget Jones powraca do nas głęboko doświadczona przez życie, dzieciata, starsza i... Jeszcze głupsza. W trakcie całej lektury zastanawiałam się, jak to do diabła możliwe, kobieta tak nieogarnięta i...
To jest książka, do której należy wracać raz na jakiś czas i sprawdzać, czy tym razem zrozumiemy więcej, niż poprzednio. Za pierwszym razem czytałam tę książkę w wieku lat chyba szesnastu - prawdopodobnie po to, żeby coś sobie udowodnić (na przykład to, że do realizmu magicznego jeszcze nie dorosłam). Drugi raz przeczytałam ją cztery lata później. W jakieś dwa dni, nie mogąc się oderwać i zapisując sobie co lepsze cytaty. Za trzecim razem lektura była już całkiem świadoma, z wiedzą na temat zaplecza kulturowego i samego autora. "Czwarte czytanie" zbliża się nieubłaganie wielkimi krokami, jestem ciekawa, jaki rodzaj uczty zafunduję sobie tym razem. ;)
To jest książka, do której należy wracać raz na jakiś czas i sprawdzać, czy tym razem zrozumiemy więcej, niż poprzednio. Za pierwszym razem czytałam tę książkę w wieku lat chyba szesnastu - prawdopodobnie po to, żeby coś sobie udowodnić (na przykład to, że do realizmu magicznego jeszcze nie dorosłam). Drugi raz przeczytałam ją cztery lata później. W jakieś dwa dni, nie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Nie można odmówić Kapuścińskiemu zmysłu obserwacji i doskonałego warsztatu - nawet, jeżeli jego wiarygodność jest od jakiegoś czasu wątpliwa.
Ale niech w końcu przyda się na coś cała ta teoria Barthes'a! Pogrzebmy autora i skupmy się na dziele jako takim. "Heban" jest pozycją obowiązkową dla wszystkich tych, którzy interesują się czarnym lądem, tamtejszą kulturą, chcą lepiej wniknąć w mentalność mieszkańców Afryki. Książka doskonale opisuje to, co dzieje się "pod" głodem, chorobami i konfliktami watażków.
Polecam!
Nie można odmówić Kapuścińskiemu zmysłu obserwacji i doskonałego warsztatu - nawet, jeżeli jego wiarygodność jest od jakiegoś czasu wątpliwa.
Ale niech w końcu przyda się na coś cała ta teoria Barthes'a! Pogrzebmy autora i skupmy się na dziele jako takim. "Heban" jest pozycją obowiązkową dla wszystkich tych, którzy interesują się czarnym lądem, tamtejszą kulturą, chcą...
Nie jestem pewna, czy mogę określić "Amerykańskich Bogów" mianem książki zmieniającej życie. Chociaż nie, mogę. Bo to właśnie ta lektura sprawiła, że zaczęłam się zastanawiać nad tym, jak wielki - a raczej OGROMNY (właśnie tak, kapitalikami) - wpływ miała mitologia na kształtowanie się naszej kultury. Z tego zastanawiania się powstała później praca licencjacka oraz utrwaliły się moje, że tak to szumnie nazwę, zainteresowania naukowe. Książka otwiera oczy, w sposób bezczelny i podstępny poszerza wiedzę ogólną, a także sprawia, że człowiek - jakkolwiek wielkim agnostykiem by nie był - zaczyna być wdzięczny losowi, że urodził się w kraju, po którym kiedyś chodził Perun ze Swarogiem i w którym ktoś kiedyś lał miód i mleko na kamienny ołtarz.
Kraj bez bogów, religijna ziemia jałowa, bezobrzędowa pustynia - Ameryka. Prawdziwa wolność - bo pozbawiona korzeni.
Jednym słowem - polecam!
Nie jestem pewna, czy mogę określić "Amerykańskich Bogów" mianem książki zmieniającej życie. Chociaż nie, mogę. Bo to właśnie ta lektura sprawiła, że zaczęłam się zastanawiać nad tym, jak wielki - a raczej OGROMNY (właśnie tak, kapitalikami) - wpływ miała mitologia na kształtowanie się naszej kultury. Z tego zastanawiania się powstała później praca licencjacka oraz...
więcej mniej Pokaż mimo toBałam się tej książki - jak wszystkiego, co kazano mi czytać na studiach. Zagryzłam jednak zęby i postarałam się dać jej szansę. I wsiąkłam w "Jezioro Bodeńskie".
Bałam się tej książki - jak wszystkiego, co kazano mi czytać na studiach. Zagryzłam jednak zęby i postarałam się dać jej szansę. I wsiąkłam w "Jezioro Bodeńskie".
Pokaż mimo to
Naprawdę jest to bardzo dobry debiut. Osoby czepiające się liczby bohaterów i podobnie brzmiących imion chyba nie czytały „Stu lat samotności”. Dałam radę, a miałam e-booka, w którym nie było drzewa genealogicznego.
Bardzo podobały mi się opisy Londynu. Automatycznie na myśl nasuwał mi się Gaiman i „Nigdzie bądź” oraz, trochę niespodziewanie, Adrian Mole. :D Był to cudowny spacer w doborowym towarzystwie.
Oczywiście, są pewne niedociągnięcia. Na przykład korekta się nie postarała, czasem przejścia pomiędzy podrozdziałami czy dialogami były takie, że nie byłam pewna, kto mówi i do kogo, ale to już powinna była wyłapać edycja. W końcu nawet Sienkiewicz miał swojego pomocnika, do którego zrozpaczony słał telegramy z zapytaniami w stylu: „Czy ty może pamiętasz, czy już zabiłem tego bohatera, czy jeszcze nie?".
Tak że podsumowując, wszystkim miłośnikom elfów, Londynu i urban fantasy z czystym sumieniem polecam.
Naprawdę jest to bardzo dobry debiut. Osoby czepiające się liczby bohaterów i podobnie brzmiących imion chyba nie czytały „Stu lat samotności”. Dałam radę, a miałam e-booka, w którym nie było drzewa genealogicznego.
więcej Pokaż mimo toBardzo podobały mi się opisy Londynu. Automatycznie na myśl nasuwał mi się Gaiman i „Nigdzie bądź” oraz, trochę niespodziewanie, Adrian Mole. :D Był to cudowny...