Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Wpisuję ją tuna listę i kompletnie nie pamiętam tej powieści. Co nam to o niej mówi?

Wpisuję ją tuna listę i kompletnie nie pamiętam tej powieści. Co nam to o niej mówi?

Pokaż mimo to


Na półkach:

Nagrałam sobie ekranizację "Popiołów", więc postanowiłam, że zanim obejrzę, wreszcie u schyłku życia przeczytam powieść. Z tym, że ja słucham audiobooków z podglądaniem tekstu, kiedy zajdzie potrzeba. Matko! Co to za grafoman, ten Żeromski. Co za koszmarne młodopolskie bajdurzenie o przyrodzie. Nie, żebym omijała opisy przyrody w literaturze, ale co wolno Leśmianowi w poezji, tego nie wolno Żeromskiemu w prozie, bo jest śmieszny, patetyczny i grafomański właśnie. Porównałam sobie myślowo piękno opisów przyrody w wykonaniu Thomasa Hardy'ego i Żeromskiego. Przymknij, się Stefan. Tyle po wysłuchaniu 5/32 h audiobooka. A jeszcze jak się dowiedziałam ( po co mi to było ), że w czasie realizacji Wajda wynajął konia, żeby go malowniczo sfilmować, jak spada ze skał i roztrzaskuje się śmiertelnie - to nie wiem, jak to dalej będzie.
"Głośny jego oddech podwajał, potrajał swą szybkość. Obłąkana krew wydarła się ze swych upustów i niestrudzonymi ciosami gruchotała serce. Myśl, myśl ostatnia, samotna, przelatywała upierzona strachem nieskończone pola albo zmieniwszy się w czucie bryły kamiennej, potrzaskanej na złomy, wirowała w przestworzu bez końca."

Nagrałam sobie ekranizację "Popiołów", więc postanowiłam, że zanim obejrzę, wreszcie u schyłku życia przeczytam powieść. Z tym, że ja słucham audiobooków z podglądaniem tekstu, kiedy zajdzie potrzeba. Matko! Co to za grafoman, ten Żeromski. Co za koszmarne młodopolskie bajdurzenie o przyrodzie. Nie, żebym omijała opisy przyrody w literaturze, ale co wolno Leśmianowi w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pisana na klęczkach, trochę jakby na zamówienie dbającego o własną legendę syna. Ale pokazuje człowieka skomplikowanego, dziwnego, trochę romantyka, trochę eseistę, trochę poetę, trochę wariata i człowieka o nadzwyczajnie nieuporządkowanym życiu osobistym, na potrzeby którego stworzył jakąś autorską filozofię i religię. A już zupełnie niezrozumiałe było dla mnie to 9-letnie ukrywanie się, już po likwidacji SB, kiedy trwały już zdaje się rozmowy z Okrągłymi Stolarzami, jakby wynijście na powierzchnię było kłopotliwe ze względu na kobiety, które cierpiały, a ukrywanie się było wygodne. Jego historia jest momentami zupełnie niewiarygodna, chyba że spotykał go splot nadzwyczajnych wypadków i szczęśliwych zbiegów okoliczności. Rymanowski stworzył legendę, trochę bezrefleksyjnie. Ta opowieść wydała mi się zupełnie niewiarygodna. Takie mocno podkolorowane monidło. Słabo

Pisana na klęczkach, trochę jakby na zamówienie dbającego o własną legendę syna. Ale pokazuje człowieka skomplikowanego, dziwnego, trochę romantyka, trochę eseistę, trochę poetę, trochę wariata i człowieka o nadzwyczajnie nieuporządkowanym życiu osobistym, na potrzeby którego stworzył jakąś autorską filozofię i religię. A już zupełnie niezrozumiałe było dla mnie to 9-letnie...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Cham i Pan. A nam, prostym, zewsząd nędza? Andrzej Chwalba, Wojciech Harpula
Ocena 7,4
Cham i Pan. A ... Andrzej Chwalba, Wo...

Na półkach:

Polecono mi tę książkę w pewnej dyskusji, w której powołałam się na Kamila Janickiego i jego "Pańszczyznę" oraz "Warcholstwo". Z dyskusji tej zrozumiałam, że uważa się , że to pop-historia i jeśli naprawdę chcę przeczytać coś poważnego, to powinnam chwycić za Chwalbę&Harpułę. Z charakteru bańki społecznościowej, w której toczyła się ta dyskusja ponadto dorozumiałam, że Janicki świętości poszargał, niewolnictwo jakieś, krzywdzące pamięć o przeszłości Polaka wymyślił i sarmatyzm sponiewierał. Zaczęłam więc czytać z pewną taką ostrożnością w kierunku na "nie" wobec krakowskiej, konserwatywnej profesury, w czym jeszcze upewnił mnie wstęp. Tymczasem to zbiór dosyć luźnych artykułów, ale niezwykle interesujących, a niektóre rozdziały były wręcz obrazoburczo przykre dla mnie, w sensie, że do reszty zrujnowały moją i tak już dosyć słabą, "lewacką" wręcz dumę narodową. Mówię tu w szczególności o rozdziale "Dwie dusze" oraz "Polak, nie-Polak". Naprawdę boli. Dużo nowych, nieznanych mi, a pięknych historycznych słów, trochę brak przypisów, ale ogólnie rzecz bardzo godna polecenia, zwłaszcza, jak się uczyło historii dawno i była to inna, mniej ludowa historia Polski. Zresztą uważam, że historia gospodarcza i społeczna jest ciekawsza, niż historia bitew i niewygranych wojen i więcej nam mówi skąd się wzięła nasza kultura materialna i dlaczego jest, jaka jest.

Polecono mi tę książkę w pewnej dyskusji, w której powołałam się na Kamila Janickiego i jego "Pańszczyznę" oraz "Warcholstwo". Z dyskusji tej zrozumiałam, że uważa się , że to pop-historia i jeśli naprawdę chcę przeczytać coś poważnego, to powinnam chwycić za Chwalbę&Harpułę. Z charakteru bańki społecznościowej, w której toczyła się ta dyskusja ponadto dorozumiałam, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zdumiewa mnie tak niska ocena wybitnej pozycji, moim zdaniem wybitniejszej, niż "Pańszczyzna". Może dlatego tak oceniam tę drugą, że przeczytałam ją po "Chamstwie" Pobłockiego i stąd być może wydała mi się wtórna.
Z pewnością Sarmata w nas oraz wychodźca z dworku szlacheckiego nie może się czuć dowartościowany, ale za to może powinien stanąć w prawdzie. Bo tak to właśnie chyba było. No bo gdyby było inaczej, to byłoby inaczej, prawda? Polska, bez względu na numer jej Rzeczpospolitej była butna, zacofana, zadowolona z siebie i jednocześnie przez wieki bredząca o naprawie jej nieskutecznej doskonałości. Wygrywająca bitwy, przegrywająca wojny. Świetna książka.

Zdumiewa mnie tak niska ocena wybitnej pozycji, moim zdaniem wybitniejszej, niż "Pańszczyzna". Może dlatego tak oceniam tę drugą, że przeczytałam ją po "Chamstwie" Pobłockiego i stąd być może wydała mi się wtórna.
Z pewnością Sarmata w nas oraz wychodźca z dworku szlacheckiego nie może się czuć dowartościowany, ale za to może powinien stanąć w prawdzie. Bo tak to właśnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tak naprawdę to teraz czytam, ale wiem, że nie przeczytam. Straszne. Straszne jest to wielosłowie, które może sprawdza się w relacji nauczyciel - student, bo pozwala co chwilę zastosować jakiś mocniejszy akcent, żeby wyrwać studenta z letargu spowodowanego nudą. Straszne jest, kiedy osoba, której poziom dowcipu w 10 stopniowej skali ( taki Kaczyński np ma 1/10) z trudnością przekracza poziom 3/10, ale za to bez przerwy usiłuje zabawiać. Dużo nudnej baby, mało ciekawej wiedzy podanej w lekki sposób, no bo skoro liczby są trudne, matematyka jest trudna, statystyka jest trudna, to wystarczy dużo gadulstwa i będzie łatwo? No nie. A matematyka jest przede wszystkim piękna i fascynująca.
Już sam początek może człowieka ściąć z nóg:
"Jeden z najbardziej znanych statystyków na świecie wcale nie był człowiekiem-akademikiem. Nie przychodził do roboty w piżamie, nie pisał w uczelnianej windzie markerem rozszerzenia liczby pi, a na śniadanie nie jadał kanapek z artykułami naukowymi zamiast sałaty.":
Uwaga! Ta pani nudzi.

Tak naprawdę to teraz czytam, ale wiem, że nie przeczytam. Straszne. Straszne jest to wielosłowie, które może sprawdza się w relacji nauczyciel - student, bo pozwala co chwilę zastosować jakiś mocniejszy akcent, żeby wyrwać studenta z letargu spowodowanego nudą. Straszne jest, kiedy osoba, której poziom dowcipu w 10 stopniowej skali ( taki Kaczyński np ma 1/10) z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Lektura była całkiem zajmująca. Spodziewałam się jednak czegoś innego, ale nie wiem właściwie czego. Wylądowałam na końcu książki późną nocą całkiem zdezorientowana, do tego stopnia, że po przespaniu problemu sięgnęłam po zakończenie jeszcze raz, tuż nad ranem. I jeszcze raz przed chwilą. Myślicie, że już wiem, o co chodziło? Nie bardzo. Czy to dobrze, czy źle?

Lektura była całkiem zajmująca. Spodziewałam się jednak czegoś innego, ale nie wiem właściwie czego. Wylądowałam na końcu książki późną nocą całkiem zdezorientowana, do tego stopnia, że po przespaniu problemu sięgnęłam po zakończenie jeszcze raz, tuż nad ranem. I jeszcze raz przed chwilą. Myślicie, że już wiem, o co chodziło? Nie bardzo. Czy to dobrze, czy źle?

Pokaż mimo to


Na półkach:

Odpadłam na 24. stronie. Naprawdę skąd się wzięło przeświadczenie, że jak ktoś potrafi skonstruować setkę dla TVN-u to może napisać reportaż? Widocznie nie może. To jest tak płaskie, płytkie, powierzchowne, a w dodatku czytałam słuchając audiobooka w wykonaniu samego autora. Jak słyszę Polaka, który napiernicza w polskim tekście nazwy własne z "amerykańskim" akcentem, to mi się robi niedobrze.

Odpadłam na 24. stronie. Naprawdę skąd się wzięło przeświadczenie, że jak ktoś potrafi skonstruować setkę dla TVN-u to może napisać reportaż? Widocznie nie może. To jest tak płaskie, płytkie, powierzchowne, a w dodatku czytałam słuchając audiobooka w wykonaniu samego autora. Jak słyszę Polaka, który napiernicza w polskim tekście nazwy własne z "amerykańskim" akcentem,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Absolutna słabizna. Ktoś tu porównał tę powieść do keksu. W pełni się z tym zgadzam. W dodatku to keks zakalec, a zamiast bakalii mamy tu kandyzowane selery i kartofle. Autor nie pokusił się o oznaczenie miejsca akcji, a więc nie musiał zadbać o realia, opis miejsca, klimat i jakąś autentyczność i element wiarygodności. Brak też porządnego opisu roboty detektywistycznej, całego tego toku dochodzenia, który jest tak interesujący w tym gatunku. I właściwie, kogo my tam szukaliśmy? Obcinacza lewych dłoni, porywacza dzieci, człowieka, który nienawidzi szczęśliwych rodzin, zabójcy prostytutek? Zostało mi, co prawda jeszcze z 50 stron, ale tu już naprawdę nie da się nic sensownego zrobić.
A te gwałtowne zwroty akcji, to żadne twisty, po prostu źle zamaskowane szwy, którymi pozszywano całkiem różne powieści. Do bani, zaprawdę powiadam wam. Aż się boję brać za część drugą i trzecią, bo to czysta strata czasu.

Absolutna słabizna. Ktoś tu porównał tę powieść do keksu. W pełni się z tym zgadzam. W dodatku to keks zakalec, a zamiast bakalii mamy tu kandyzowane selery i kartofle. Autor nie pokusił się o oznaczenie miejsca akcji, a więc nie musiał zadbać o realia, opis miejsca, klimat i jakąś autentyczność i element wiarygodności. Brak też porządnego opisu roboty detektywistycznej,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo słabiutka rzecz napisana przez dzieciaka dla dzieciaków. W dodatku w wersji audio przeczytana przez bardzo słabego Jacka Kissa. Nie porzuciłam tej książki tylko dlatego, że mam zamiar obejrzeć ponownie adaptację filmową i dlatego, że niezmiernie rzadko porzucam zaczęte lektury, oraz dlatego, że należy mi się odpoczynek po całej serii Twardocha. Ciekawe, że w tym samym czasie odświeżyłam sobie film "Czas Apokalipsy" i jakoś mi się to nakładało, nie wiedzieć czemu. Ale ten Wietnam, obłęd, The Doors, musiało się też chyba nałożyć Alexowi. Tak tylko myślę, niezobowiązująco.
Poprawiam się.
I to jest bardzo miły moment, kiedy przeczyta się rzecz do końca, sięgnie się po jakąś przyzwoitą recenzję, a tę zawsze można znaleźć w dziale Książki w Guardianie ( bez snobizmu, po prostu tak zrobiłam) i potem nagle wszystko wskakuje na swoje miejsce, jak w kostce Rubika. Nie, to nie jest słaba książka. To jest książka napisana przez młodego człowieka "swoich czasów", który poznaje świat nie poprzez podboje czy misje wojenne, jak młodzi ludzie kilka pokoleń wcześniej, a poprzez filmy, seriale i gry wideo, stąd te odniesienia do Wietnamu, muzyki The Doors, której przecież u schyłku lat '90 już się nie słuchało tak powszechnie, bo królował pop.
Cytat z tej recenzji - "Jednak dla pokolenia X w 1996 roku nie było wojen do toczenia. Tylko wojna z nudą.I ostatecznie Richard się nudzi. Jest znudzony, że całe jego doświadczenie przeszło przez ekran. W końcu nudzi go piękno plaży, wędkarstwo, rolnictwo i stolarstwo. Gdy jego psychoza pogłębia się podczas samotnych patroli w dżungli, a zakrwawiony Daffy zaczyna pojawiać się przed nim zarówno w godzinach czuwania, jak i snu, chce, aby coś się wydarzyło. Chce konfrontacji, która nastąpi, gdy przybędą Amerykanie i ich przyjaciele. Chce zostać odkryty przez strażników marihuany. Richard chce kontaktu z wrogiem, chce trochę akcji. Chce, żeby włączyła się ścieżka dźwiękowa Doors, a ogień smugowy zaczął rozdzierać baldachim dżungli."

Bardzo słabiutka rzecz napisana przez dzieciaka dla dzieciaków. W dodatku w wersji audio przeczytana przez bardzo słabego Jacka Kissa. Nie porzuciłam tej książki tylko dlatego, że mam zamiar obejrzeć ponownie adaptację filmową i dlatego, że niezmiernie rzadko porzucam zaczęte lektury, oraz dlatego, że należy mi się odpoczynek po całej serii Twardocha. Ciekawe, że w tym...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Właśnie czytam, ale słabo rozumiem. Fatalny przekład, pani Martyna Plisenko dałaby się zastąpić Microsoft Edge Translatorem. Musiałam zaopatrzyć się w oryginał, żeby pewne rzeczy pojąć. Po prostu wstyd. Poza tym bardzo brakuje przypisów wyjaśniających pewne pojęcia nieoczywiste dla czytelnika 100 lat później. A to jakbyście zrozumieli - "to have penetrated to the general's headquarters, which was a sort of family party". Jako imprezę u generała? Mój boże, każdy jest tłumaczem.

Właśnie czytam, ale słabo rozumiem. Fatalny przekład, pani Martyna Plisenko dałaby się zastąpić Microsoft Edge Translatorem. Musiałam zaopatrzyć się w oryginał, żeby pewne rzeczy pojąć. Po prostu wstyd. Poza tym bardzo brakuje przypisów wyjaśniających pewne pojęcia nieoczywiste dla czytelnika 100 lat później. A to jakbyście zrozumieli - "to have penetrated to the general's...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Wyzwanie z innego świata Robert H. Barlow, C.M. Eddy Jr., Robert E. Howard, Winifred V. Jackson, Frank Belknap Long, H.P. Lovecraft, Abraham Merritt, C. L. Moore, Duane W. Rimel, Henry S. Whitehead
Ocena 5,9
Wyzwanie z inn... Robert H. Barlow, C...

Na półkach: ,

I właśnie czytam/słucham po raz drugi w poszukiwaniu jednego fragmentu, a właściwie raczej całego, bardzo krótkiego opowiadania, w którym nic się nie dzieje, a jednak opisem przyrody - chmur, drzew czy czegoś tam jeszcze, autor kreuje uczucie grozy, narastającego napięcia, budowanego tymi długimi, skomplikowanymi, pięknymi zdaniami ( to musi być też zasługa tłumacza). I wiem, że prawdopodobnie tego nie znajdę.
Byłby to dowód na prawdziwe mistrzostwo autora w konstruowaniu nastroju właściwie z niczego.
Nie znajdę, a przecież nie dam rady przeczytać całego HPL jeszcze raz, od samego początku, w poszukiwaniu tego jednego fragmentu, jeśli to nawet nie jest całe opowiadanie. Jak mogłam sobie tego nie zapisać?

I właśnie czytam/słucham po raz drugi w poszukiwaniu jednego fragmentu, a właściwie raczej całego, bardzo krótkiego opowiadania, w którym nic się nie dzieje, a jednak opisem przyrody - chmur, drzew czy czegoś tam jeszcze, autor kreuje uczucie grozy, narastającego napięcia, budowanego tymi długimi, skomplikowanymi, pięknymi zdaniami ( to musi być też zasługa tłumacza). I...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To są dwie powieści. Jedna niezwykle mocna, interesująca i przekonująca, a druga niezwykle mocna i nieprzekonująca. Wszystko idzie świetnie do momentu - tu, żeby niczego nie zdradzić - powiem tylko, że do momentu, kiedy Gruz wraz z Kobietą i Dzieckiem wraca do dziwacznej willi-pałacu.
Studium psychologiczne Gruza, jego potrzeba wyrażenia się poprzez przemoc, kult siły, ciała, mięśnia, stłamszony homoseksualizm, przebrany w kostium męskiej przyjaźni, ciągoty faszystowskie tłumaczone chorą miłością ojczyzny, to wszystko wydało mi się tak znajome, że potraktowałam to jak wyolbrzymiony, spotworniały obraz naszego rodzimego nacjonalizmu i irracjonalnej, patologicznej homofobii. Pasowało mi do obrazu, który znam, widzę i rozumiem. A potem przestałam rozumieć. Za to rozpoznawałam ulubione żulczykowe gadżety, powtarzające się w kolejnych powieściach, chociaż ja Żulczyka czytałam w niechronologicznej kolejności, zaczynając od "Ślepnąc od świateł".

To są dwie powieści. Jedna niezwykle mocna, interesująca i przekonująca, a druga niezwykle mocna i nieprzekonująca. Wszystko idzie świetnie do momentu - tu, żeby niczego nie zdradzić - powiem tylko, że do momentu, kiedy Gruz wraz z Kobietą i Dzieckiem wraca do dziwacznej willi-pałacu.
Studium psychologiczne Gruza, jego potrzeba wyrażenia się poprzez przemoc, kult siły,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Albo to ja jestem wiecznie rozczarowana, albo to jednak pewna prawidłowość. Można by tu sparafrazować słynny bon mot Millera, że prawdziwą powieść poznaje się po tym, jak się kończy. Otóż to zakończenie jest dla mnie nieprzekonywujące, znowu zastaję sytuację, że powieść wspina się powoli, interesująco, roztacza widoki możliwości, prowokuje do domysłów i prób interpretacji, czyli czytelnik sam próbuje rozwiązać zagadkę pomysłu autora i potem schody się urywają i spadamy nie wiedząc gdzie i po co. Styl Żulczyka jest dla mnie nienowy, oswojony, a nagromadzenie scen okrucieństwa po "Czarnym słońcu" zupełnie nieduże, ale rozczarowanie, a wręcz niezrozumienie sensu tego wszystkiego jest dojmujące. W rezultacie najbardziej interesująca jest wzmianka o Hemingwayu i tajemnicy Marie Celeste. A więc otwiera się nowa możliwość zagadki. Zresztą znamienne jest to posłowie, wyjaśnienie konieczności napisania zakończenia od nowa. Panie Żulczyk, chyba oboje jesteśmy ciągle lekko niezadowoleni.
P.S. W dodatku słuchałam audiobooka w nowszej wersji, a chcąc sprawdzić pewne rzeczy, które były dla mnie niejasne zajrzałam do ebooka i stwierdziłam, że ten jest w starej wersji. Konfuzja pozostała.

Albo to ja jestem wiecznie rozczarowana, albo to jednak pewna prawidłowość. Można by tu sparafrazować słynny bon mot Millera, że prawdziwą powieść poznaje się po tym, jak się kończy. Otóż to zakończenie jest dla mnie nieprzekonywujące, znowu zastaję sytuację, że powieść wspina się powoli, interesująco, roztacza widoki możliwości, prowokuje do domysłów i prób interpretacji,...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Zapis zarazy Tomasz Budzyński, Wojciech Sumliński
Ocena 6,5
Zapis zarazy Tomasz Budzyński, W...

Na półkach:

Sumliński to biuro fabularyzowanych wycinków prasowych, okraszonych marnymi dialogami robiącymi za słowo wiążące. Przestrzegam. Facet musi z czegoś żyć, więc coś pisze. Ale to jeszcze nie powód, żeby to kupować i czytać. Stanowczo odradzam.

Sumliński to biuro fabularyzowanych wycinków prasowych, okraszonych marnymi dialogami robiącymi za słowo wiążące. Przestrzegam. Facet musi z czegoś żyć, więc coś pisze. Ale to jeszcze nie powód, żeby to kupować i czytać. Stanowczo odradzam.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Coraz trudniej się czyta tę opowieść, która stała się zwykłym romansidłem. Już wiem, że w czwartym tomie będzie jeszcze trudniej. To w zasadzie telenowela. Ale spróbuję dotrwać do końca. Już zaczęłam.

Coraz trudniej się czyta tę opowieść, która stała się zwykłym romansidłem. Już wiem, że w czwartym tomie będzie jeszcze trudniej. To w zasadzie telenowela. Ale spróbuję dotrwać do końca. Już zaczęłam.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Użyję cytatu z książki. "Dalszy przebieg wydarzeń rozczarował mnie." I obawiam się, że będzie coraz gorzej.

Użyję cytatu z książki. "Dalszy przebieg wydarzeń rozczarował mnie." I obawiam się, że będzie coraz gorzej.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Nieźle się to czyta. Interesujący opis skomplikowanej przyjaźni dwóch nastoletnich dziewczynek, ciekawa analiza psychologiczna relacji love/hate, pełnej rywalizacji, zawiści i swego rodzaju uzależnienia. Jeszcze ciekawsze było tło ekonomiczne i społeczne - Neapol przełomu lat 50-tych i 60-tych, z całą tą powojenną nędzą, zacofaniem i wykluczeniem, w tym także edukacyjnym.

Nieźle się to czyta. Interesujący opis skomplikowanej przyjaźni dwóch nastoletnich dziewczynek, ciekawa analiza psychologiczna relacji love/hate, pełnej rywalizacji, zawiści i swego rodzaju uzależnienia. Jeszcze ciekawsze było tło ekonomiczne i społeczne - Neapol przełomu lat 50-tych i 60-tych, z całą tą powojenną nędzą, zacofaniem i wykluczeniem, w tym także edukacyjnym.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Chora grafomanka. Jest po prostu obrzydliwa.

Chora grafomanka. Jest po prostu obrzydliwa.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Coraz gorzej.

Coraz gorzej.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to