rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

W tym momencie można oficjalnie powiedzieć, że to już koniec Diabelskich Maszyn. Dla niektórych czytelników początek, dla innych środek, dla jeszcze innych koniec się zbliża, ale nie jest mu śpieszno. Dla mnie (nie)stety przygoda z srebrnowłosym Jemem, porywczym Willem i Tessą jest skończona. Najpierw nie sądziłam, że aż tak bardzo to przeżyję. Początek sprawiał, że wciąż i wciąż powtarzałam pod nosem, że wolę Dary Anioła, bo ta seria była pierwsza i jest lepsza. Teraz, kiedy już przeczytałam ostatnią stronę Clockwork Princess nadal tak twierdzę, ale przez krótką chwilę dopadło mnie zwątpienie.

Droga Cassie!

Dziękuję, że choć w pewnym stopniu złagodziłaś swoje żądze co do zabijania najlepszych bohaterów! Dodatkowo dziękuję Ci, że przygotowałaś tak świetne zakończenie, które pomimo braku wciągnięcia przez prawie pierwszą połowę lektury wcisnęło mnie w krzesło! Dziękuję Ci także za parę ciekawych słówek, których mogłam się nauczyć. Choć, Moja Droga, powtarzałaś się, oj, powtarzałaś się! Mało to oni mieli słów w dziewiętnastowiecznej Anglii?!

Zirytowałaś mnie jednak tym, że większy nacisk położyłaś na wątki miłosne, a spłyciłaś sprawę Mortmain’a. Było na swój sposób spektakularnie, ale dla fana twoich książek to wciąż za mało! Zabrakło mi powiewu świeżości. Wybacz, ale to prawda. Jechałaś po wielu schematach, nawet wytyczonych przez siebie, choć zdobyłaś moje serce nawiązaniami do twojej heksalogii. I tym drzewem genealogicznym na końcu wydania, które miało tyle spoilerów, że hoho, ale to nie ważne, wreszcie wiem, kto z kim i jak.

Dziękuję Ci za te wszystkie emocje, które przeżywałam, za łzy wylane, za śmiech, za uśmiechy i niewyraźne spojrzenia, kiedy to musiałam czytać niektóre linijki ponownie. Jednakże bardzo chciałabym Cię kopnąć, bo tyle skrajnych odczuć przetoczonych przez mój organizm mogło mi zaszkodzić! Nie tylko kacem książkowym, ale może i czymś gorszym!

Dziękuję Ci za bohaterów, których nie można nie kochać. Wszyscy mają w sobie coś, co przypomina mi ekipę z Darów Anioła (może to te nazwiska…?), a dzięki czemu czyta się jeszcze lepiej! Mogłabym Ci jeszcze zarzucić ograniczenie opisów czasów, w których toczyła się akcja, ale mogę Ci to wybaczyć, przecież wszyscy wiemy, że bardziej skupiłaś się na postaciach i ich perypetiach i intrygach, a nie tle.

Bez Nocnych Łowców moja egzystencja niebyła by kompletna, i przeczuwam, że nie tylko moja. Twoja twórczość staje się powoli (nie wierzę, że to piszę…) klasyką powieści paranormal romance i jedną z niewielu, do której mogę wracać wciąż i wciąż nie bacząc na drobne niedociągnięcia i na to, że wałkowałam ją niezliczoną ilość razy! Stworzyłaś świat, do którego wiele czytelniczek (i czytelników, ale nie tak wielu pewnie) chciałoby się przenieść, zdradzając np. Obóz Herosów. Warto żyć, by czytać takie perełki wśród zalewu braku logiki i dennych bohaterek.

Droga Cassie, podziękowania słane są Ci od dawna, pośród skarg na Twoje pomysły i maltretowanie rodu Herondale, ale wszyscy mogą Ci to wybaczyć i będą wybaczać już zawsze. Nie mogłam powstrzymać łez podczas lektury i jak piszę te słowa, to wciąż szklą się moje oczy, a mózg płacze myśląc o tym, że muszę trochę poczekać na premierę City of Heavenly Fire i Twoje inne serie. Jednakże dam radę. A my, czytelnicy, nie zapominajmy, że Nocny Łowca to nie fikcja, Nocny Łowca to styl życia!

W tym momencie można oficjalnie powiedzieć, że to już koniec Diabelskich Maszyn. Dla niektórych czytelników początek, dla innych środek, dla jeszcze innych koniec się zbliża, ale nie jest mu śpieszno. Dla mnie (nie)stety przygoda z srebrnowłosym Jemem, porywczym Willem i Tessą jest skończona. Najpierw nie sądziłam, że aż tak bardzo to przeżyję. Początek sprawiał, że wciąż i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Przy pomocy podstępu, Mordan, pierwszy dowódca armii wojowniczych Kierów, dostaje w swe ręce młodą Lijanas z ludu Nivardów. Na polecenie swojego władcy Haffrena ma dostarczyć uzdrowicielkę na dwór królewski. Lijanas myśli jednak tylko o jednym – o ucieczce. Lecz gdy poznaje bliżej Mordana – słynnego ,,Krwawego Wilka” – ten zaczyna ją coraz bardziej pociągać. A on odczuwa to samo w stosunku do niej. Obydwoje czeka jednak śmiertelna niespodzianka…


A co powiedzie na dobry (w moim mniemaniu) kawałek damskiej fantastyki? Wciągającej, zaskakującej, może bez epickich bitew toczących się na lądzie, ale pełnej bitew w umysłach bohaterów, od których zależałoby późniejsze być, albo nie być. Z zadziwiającym i niesamowitym, naprawdę, niesamowitym wątkiem romantycznym. I otoczką fantasy, broni, zamków, średniowiecznej mowy, bez której ta książka niemiałaby w sobie tyle magii.

Nieźle się zapowiada, nieprawdaż? Ba, bo ogółem Pocałunek Kier to powieść niezła. Nawet nie niezła, a dobra. Nawet nie dobra, a wspaniała. Tak. Tym słowem w sumie można ją określić. I wpasowuje się w moje aktualne preferencje czytelnicze i chęć czytania fantastyki, najlepiej krwawej, z ,,nawalankami”, zamkami, rycerzami i mieczami. I lasami. Oj tak, te czasy wciąż mnie zadziwiają i na swój sposób ciekawią, ale żyć w nich bym nie chciała. Bo higiena kulała tak troszkę. Tak troszkę bardzo.

http://wsrod-ksiazek.blogspot.com/2012/10/lynn-raven-pocaunek-kier.html

Przy pomocy podstępu, Mordan, pierwszy dowódca armii wojowniczych Kierów, dostaje w swe ręce młodą Lijanas z ludu Nivardów. Na polecenie swojego władcy Haffrena ma dostarczyć uzdrowicielkę na dwór królewski. Lijanas myśli jednak tylko o jednym – o ucieczce. Lecz gdy poznaje bliżej Mordana – słynnego ,,Krwawego Wilka” – ten zaczyna ją coraz bardziej pociągać. A on odczuwa to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

auważyłam, że ostatnio Wydawnictwo Egmont wydaje same ciekawe książki. O ciekawej tematyce. Książki, które bardzo często poniewierają serca czytelników nadmiernymi zmianami sytuacji – w jednym momencie się śmiejemy, nagle zaczynamy płakać. I teraz… Wyszła kolejna taka książka. Być może to nie jest druga Trylogia Czasu, być może nie jest tak wzruszająca, tak fantastyczna, tak dobrze napisana, ale jednak… dotyczy podróży w czasie. A wszystko, co podróży w czasie dotyczy, w jakimś stopniu będzie dobre, choćby za samą tematykę.

Awww, Wenecja, tyle się nasłuchałam o tym mieście i od dawna moim marzeniem jest, by tam się wybrać. A Eva Voller w swojej książce dała mi namiastkę wyprawy, ukazała Wenecję w świetle doskonałym, zachęciła, sprawiła, że ,,poczułam” trochę magii tego miasta. Bo Wenecja jest piękna. Te kanały, te fantastyczne maski, widoki, renesansowe pałace, cudo! Mogłabym tam trochę pomieszkać, pooglądać, poczuć, pojeść włoskiego jedzenia. Oj tak, włoskie jedzenie to jest to! Pizze, pasty…

Odeszłam tym jedzeniem trochę od dzisiejszego tematu, ale wybaczcie, włoskie jedzenie to coś, czym mogłabym się napychać na co dzień. A Magiczna gondola… Zadziwiające jest to, w jaki sposób autorka postanowiła naszą główną bohaterkę cofnąć w czasie. W jakie realia. Bardzo interesujące realia. Wenecja to miejsce arcyciekawe, ale Wenecja w roku 1499? Też chciałabym się tak przenieść w czasie, ale… Zamieszkać tam na dłużej… Nie, chyba ja i moje upodobanie do nowoczesnych ułatwia czy życia nie dalibyśmy rady.

Podoba mi się pomysł na akcję, naprawdę! Oby więcej takich książek powstawało, ale znając mnie, po którejś tam książce o tym samym z kolei, temat mi się po prostu znudzi i zacznę szukać czegoś innego. Ale na razie jeszcze mi się nie znudził, więc rozpoczynam polowanie na powieści o podróżach w czasie. Do tego, czytając, miałam wrażenie, jakbym czytała coś autorstwa Kerstin Gier. Może przez specyficzny rodzaj humoru, może przez podobieństwo do siebie Anny i Gwen, może przez podobny wątek romantyczny… Nie wiem, ale podobieństwo jest, co dla niektórych może być wadą, a dla innych zaletą. Dla mnie … Dla mnie to było w sumie neutralne, odczuwałam deja vu, ale zbytnio nie przeszkadzało mi to w lekturze.

Jestem zadowolona, bo dość długo czekałam na jakąś niezobowiązującą książkę, która z marszu poprawiłaby mi humor. Podróże w czasie + niemiecka autorka= genialna książka. I chyba ten przepis się sprawdza. A raczej niemiecka autorka + ciekawy temat = genialna książka. Ostatnio przechodzę niemałą fazę zainteresowania Niemcami. Jeszcze jakiś czas temu nie przepadałam za tym krajem, za językiem niemieckim, a teraz podśpiewuję pod nosem Seemanna i czytam niemieckie książki. Będzie 5. Zabrakło tego nieokreślonego czegoś, co sprawiłoby, że postawiłabym pełną ocenę. Nie wiem dokładnie co to, ale czasem od samego początku wiem, że książka może dostać tylko szóstkę, nic więcej. Drodzy Czytelnicy, to teraz idziemy do księgarni, kupujemy książkę i idziemy czytać!

auważyłam, że ostatnio Wydawnictwo Egmont wydaje same ciekawe książki. O ciekawej tematyce. Książki, które bardzo często poniewierają serca czytelników nadmiernymi zmianami sytuacji – w jednym momencie się śmiejemy, nagle zaczynamy płakać. I teraz… Wyszła kolejna taka książka. Być może to nie jest druga Trylogia Czasu, być może nie jest tak wzruszająca, tak fantastyczna,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

It ends at the beginning…

My name is Meghan Chase. I thought it was over. That my time with the fey, the impossible choices I had to make, the sacrifices of those I loved, was behind me. But a storm is approaching, an army of Iron fey that will drag me back, kicking and screaming. Drag me away from the banished prince who’s sworn to stand by my side. Drag me into the core of conflict so powerful I’m not sure anyone can survive it.

Zakładam, że większość z Was czytała Żelaznego Króla Julie Kagawa. Albo chociaż o nim słyszała/ czytała. I pewnie większości z Was się podobał. Mnie też się podobał. Ale stopień podobania wykroczył poza skalę, bo w książce się po prostu zakochałam! I to popchnęło mnie do czynu zwanego kupnem w Amazonie kolejnych części. Żelazna Córka została u nas wydana, ale o Żelaznej Królowej i Żelaznym Rycerzu ciiicho… Żelazną Królową ulokowałam na półeczce, poczekiwała ona na ten przełomowy moment, kiedy to się za nią wezmę, a to nie nadchodziło. Minął rok. Wiem, tak być nie powinno, że mam książkę, której poprzedniczki uwielbiam, ale jestem ,, leniem śmierdzącym” i nie chciało mi się bojować ze słownikiem. A teraz słownik kompletnie olałam, kto by się nim przejmował?, i przeczytałam całe 358 stron polegając tylko na mojej wiedzy. I większość zrozumiałam, yey!

”The far-future is a constantly changing wave, always in motion, never certain. The story changes with every breath. Every decision we make sends it down another path. But…” She narrowed her hollow eyes at me. ‘’There is one constant in your future, child, and that is pain. Pain and emptiness, for your friends, the ones you hold dearest to yours heart, are nowhere to be seen”

Żelazna Królowa to niezaprzeczalnie najlepsza część! Najciekawsza, najbardziej wypełniona akcją i napięciem, niezapowiedzianymi zwrotami akcji, smutkiem i przepięknym wątkiem romantycznym, który na zawsze pozostanie jednym z moich ulubionych. Julie Kagawa stworzyła coś niesamowitego, jej interpretacja Nigdynigdy zachwyca czytelników, Team Ash i Team Puck co chwila toczą pomiędzy sobą wojny (jestem Team Ash!), a my w Polsce nie możemy się doczekać premiery części 3 i 4. Thanks God, że istnieje Amazon i parę księgarni internetowych z literaturą obcojęzyczną!

Wiecie co? Meghan to już nie jest to samo delikatne dziewczątko, co kiedyś. Ból i smutek zmieniły ją nie do poznania, taak! Czekałam na ten moment dość długo, aż w końcu doczekałam się jej siły psychicznej, jej przemiany w pewną siebie i odważną istotę, gotową stawić czoła kolejnemu (…) Żelaznemu Królowi. Na Żelaznym Dworze chyba im się nudzi, bo co chwila są walki o tron, a np. u Mab i Oberona jakoś długo panuje spokój…

”He never meant to come back here, ‘’ I murmured, shining the light beam into the maze before us. “There’s no turning back now. The only choice is to move on”

Poruszająca historia rozgrywająca się w nieprawdopodobnym świecie, pokazująca moc miłości, poświęceń, wystawiająca na próbę przyjaźń. Brzmi banalnie, niby było tyle razy, ale właśnie ta banalność w cudnej oprawie i doskonałym dopracowaniu cały czas zachwyca. Już od roku znam serię, od roku co jakiś czas czytam sobie część pierwszą, drugą, teraz trzecią, w przyszłym tygodniu skończę pewnie czwartą i za każdym razem tak samo przeżywam wydarzenia, tak samo przenoszę się to Nigdynigdy i moim marzeniem wciąż będzie spędzenie choć jednego dnia w tej wspaniałej krainie (albo zostanie elfem i zamieszkanie tam. Tym także bym nie pogardziła ;)) Czekajcie cierpliwie na premierę, bom orzekam, iż warto! Warto poczekać dla tych emocji, które przypuszczalnie odczujecie podczas lektury, dla Nigdynigdy, dla Asha, Grima, Meghan, Pucka. Dla całej tej zgrai, która teoretycznie do siebie nie pasuje, ale jednak łączy ich jedno. Meghan. Chyba. 6 tłuściutka będzie, za to, że The Iron Queen to najlepsza część, za nieprzespaną noc, za łzy, za czas spędzony w sumie z całą serią. I za to, że autorka dopisała kolejną część!

It ends at the beginning…

My name is Meghan Chase. I thought it was over. That my time with the fey, the impossible choices I had to make, the sacrifices of those I loved, was behind me. But a storm is approaching, an army of Iron fey that will drag me back, kicking and screaming. Drag me away from the banished prince who’s sworn to stand by my side. Drag me into the core...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

,,Miłość nadciąga jak burzowe chmury, ucieka przed wiatrem i rzuca cienie na Księżyc.”

,,Kilkunastoletnia Suzume orientuje się, że ojczym, z którym mieszka, jest odpowiedzialny za śmierć jej ojca. Postanawia się zemścić. Dzięki swoim umiejętnościom magicznym ukrywa się w kuchni pałacu ojczyma, ucieka na ulice nieznanego miasta, wydostaje się z więzienia… Wie, że musi zdobyć względy wszechwładnego Księżycowego Księcia, aby pomścić śmierć ojca. Ale nawet jeśli potrafimy się ukryć dla oczu innych, czasem ich serce jest bardziej przenikliwe… A nasze serce też nie zawsze podąża za planami mózgu… Suzume będzie musiała wybierać między zemstą a miłością. Piękna, prawdziwa, przesycona magią opowieść.”

Ta książka mnie odrzucała. Czekała 3 i pół miesiąca na przeczytanie. Okładka cudna, recenzje zachęcające, nawiązanie do Japonii… Niby wymarzona powieść dla mnie, ale jednak coś mnie blokowało. Blokowało mnie dość długo. Blokada ta zaczęła się chyba po lekturze 1Q84, może dlatego, ze ta powieść tak mną wstrząsnęła, że musiałam od Japonii po prostu odpocząć. Anime w odstawkę. Manga w odstawkę. Soundtracki z anime w odstawkę. I odpoczęłam, dość długo. Aż tu nagle, w ramach nadrabiania recenzenckich zaległości, wypadało się zabrać za Cienie na Księżycu. Dobra, czytamy, najwyżej odłożę i skończę kiedy indziej. A tu nagle… Przepadłam!

Będzie krótko i na temat – zakochałam się w tej historii. Po prostu i dosłownie. Jest ona piękna w każdym tego słowa znaczenia. Piękna i smutna, bo nie jest to wesoła, pocieszna historyjka. Jest to historia o przepełniającym poczuciu winy, o poszukiwaniu swojego miejsca na ziemi i także o tym, do czego może doprowadzić nienawiść. I miłość. Wszystko to łączy się w niepowtarzalną mieszankę, która wciąga od pierwszej strony i nie pozwala nam opuścić tego baśniowego świata aż do samego końca. A potem jeszcze jesteśmy więźniami historii, myślimy, analizujemy…

,,I znów Akira zaprezentowała taniec. Odgrywała w nim rolę ducha, który, coraz smutniejszy, samotny, szuka kogoś, kto go dostrzeże i pokocha. Rozpoczęła szerokimi, błagalnymi ruchami, które nosiły ją po całym pokoju, ale stopniowo stawały się coraz bardziej powściągliwe i niepewne, jakby duch tracił nadzieję, że spełni się jego pragnienie. W końcu Akira skuliła się i przywarła do podłogi. Stworzyła tak namacalny nastrój rozpaczy i tęsknoty, że spodziewałam ujrzeć na jej twarzy łzy. Chciałam podejść i ją pocieszyć. Taki właśnie był jej cel. Sprawić, aby widz odczuł potrzebę niesienia pociechy. ‘’

Ciężko nadal mi się otrząsnąć z pod płachty zachwytu powieścią, naprawdę, ciężko. Wciąż o niej myślę, wciąż ubolewam. W trakcie lektury nie możecie liczyć na brak wzruszeń, będzie ich od groma. Możecie płakać parę razy, pociągać nosem, chodzić po domu ze smutną miną. Akurat to już jest za mną, aktualnie cieszę się, że po powieść sięgnęłam i przeżyłam tak wspaniałą przygodę.

I chwalę też sposób, w jaki autorka świat stworzyła. Niezwykle realistyczny, namacalny, oddała masę szczegółów tak, abyśmy mogli się poczuć, jakbyśmy byli w Japonii. Zaraz.. Przecież to nie Japonia, to Księżycowe Królestwo! Ale wzorowane jest na Japonii, ludzie noszą japońskie kimona, żyją jak Japończycy. I możemy poznać bliżej ich wspaniałą kulturę.

Dlatego stawiam pełną 6, sądzę, iż dzieło Pani Marriott na to w pełni zasługuje. I zachęcam, bo naprawdę warto. Całym sercem kocham historie tego typu, takie nieco baśniowe, one mnie inspirują i motywują, dają wiarę, że jeszcze jest nadzieja. Że jeszcze nie wszystko jest skończone, że zawsze znajdzie się jakieś wyjście. I że nie trzeba być więźniem własnych czynów, bo to nas zabija od środka. Trzeba starać się uwolnić od swojej przeszłości. Można ją też rozgrzebywać, jak by ktoś chciał ;)

,,Miłość nadciąga jak burzowe chmury, ucieka przed wiatrem i rzuca cienie na Księżyc.”

,,Kilkunastoletnia Suzume orientuje się, że ojczym, z którym mieszka, jest odpowiedzialny za śmierć jej ojca. Postanawia się zemścić. Dzięki swoim umiejętnościom magicznym ukrywa się w kuchni pałacu ojczyma, ucieka na ulice nieznanego miasta, wydostaje się z więzienia… Wie, że musi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Prawda jest taka, że teraz na większość książek młodzieżowych, nie młodzieżowych, ogólnie, książek, będziemy patrzeć przez pryzmat „Igrzysk Śmierci”. Patrzeć tak będą przynajmniej Ci, który książkę przeczytali i pokochali, czyli większość czytelników. Dystopie, antyutopie, wszystkie będą oceniane w nawiązaniu do tego, co stworzyła Suzanne Collins. Chcecie czy nie, tak będzie. „Niezgodną” tak oceniałam, „ Nową Ziemię” też, „Dobranych” także. A niedawno oceniałam tak „Legendę” Marie Lu.


Legenda przypomina Niezgodną. Nieco przypomina. Igrzyska też, bo nie da się napisać dystopii tak, żeby nie przypominała żadnej innej. Dystopie właśnie cechuje schematyczność, proszę bardzo niech ktoś spróbuje napisać coś zupełnie oryginalnego, ale nie sądzę, żeby mu się udało. Oczywiście, nie chodzi mi o to, ze zaskoczeń nie ma, bo takowe bardzo często występują – od autora zależy stworzenie fabuły, pokazanie, jak doszło do aktualnych wydarzeń. W Legendzie trochę mi tego brakowało, mam nadzieję, że w następnych częściach autorka rozwinie trochę historię Republiki Amerykańskiej, bo w sumie nie wiadomo, skąd się wzięła…


Całość: http://paranormalbooks.pl/2012/09/26/exclusive-przedpremierowa-recenzja-legendy-marie-lu/

Prawda jest taka, że teraz na większość książek młodzieżowych, nie młodzieżowych, ogólnie, książek, będziemy patrzeć przez pryzmat „Igrzysk Śmierci”. Patrzeć tak będą przynajmniej Ci, który książkę przeczytali i pokochali, czyli większość czytelników. Dystopie, antyutopie, wszystkie będą oceniane w nawiązaniu do tego, co stworzyła Suzanne Collins. Chcecie czy nie, tak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

,,W mieście leżącym w Lovercraft, panują Opiekunowie a wielka Maszyna kręci się po ulicach, obracając w popiół z ich rozkazu jakikolwiek opór. Necrovirus jest przyczyną epidemii szaleństwa w Lovercraft, siły i okrucieństwa kreatur, które nocami nawiedzają ulice oraz wszystkiego, co liderzy miasta uznają za Heretyckie – powstałe z wierzeń w magię i czarnoksięstwo. A Aoife Grayson, z dnia na dzień ma coraz mniej czasu. Rodzina Aoife Grayson jest unikatowa, w najgorszy możliwy sposób – każde z nich, wliczając jej matkę i starszego brata Conrada, w dniu swoich 16-nastych urodzin oszalało. A teraz, wychowanka stanu i jedyna dziewczyna w Szkole Maszyn, próbuje udowodnić, że jej los może być inny.'''

Żelazny cierń to niewątpliwie powieść dziwna, gdyż sklasyfikowanie jej do jednego gatunku graniczy z cudem, dla mnie przynajmniej. Grzebać mogę, podobieństw szukać też, ale za każdym razem wychodzi na to, że książka Caitlin Kittredge łączy wiele gatunków w sobie. Tu troszkę antyutopii, tam kawałek młodzieżówki, ciutkę steampunku, garść science-fiction (tak przynajmniej pisało na okładce, mnie ciężko było się doszukać czegoś z sf, może dlatego, że mało takich lektur czytam).

Mimo, że łączy tyle gatunków, nie czuje się tego. Nie licząc niektórych wydarzeń, które pojawiały się ,,ni z gruchy ni z Pietruchy”, kupy się trzyma. Czyli to można odhaczyć. Czytać się da. Ba, nie tylko da, bo wciągnąć łatwo się można. I potem człek przepada, budzi się po kilku godzinach i zastanawia, co się stało. Magia dobrej lektury, ot co.

,,-Po prostu musisz mu o tym powiedzieć – dodałam. – Nie mamy w życiu wiele czasu, a i tak zbyt często go marnotrawimy na rozmyślania i wątpliwości.
-Mądra z Panienki osoba – zauważyła pokojówka. – Tak bardzo, że aż strach.
- Czasem boję się sama siebie – zapewniłam i wyszłam poszukać Cala.”


Akurat trafiłam tak, że za ŻC zabrałam się zaraz po skończeniu Harry’ego Pottera i Zakonu Feniksa. To był niemały błąd, bo właśnie przez pryzmat tamtej powieści patrzyłam na aktualnie czytaną. Oczywiście, nie można ich ze sobą porównywać, bo HP to cudo, och, ach, itd., ale Żelazny Cierń to kawałek interesującej powieści wakacyjnej, w sumie nie tylko wakacyjnej.

Nie jestem jakoś tak ultra zachwycona, w pewnym momencie chciałam mordować (bo jeden wątek był zupełnie niepotrzebny, ogólnie autorka chyba troszkę na siłę poplątała fabułę), pod koniec przerzucałam strony (wszystko przez jeden wątek…), a następnie wahałam się, co mam tutaj napisać. Bo to naprawdę cudem nie jest, przeciętniakiem też nie.

Dlatego właśnie 4+. Czekam na część kolejną, może coś tam się wyjaśni, może Caitlin mnie czymś zaskoczy, sprawi, że pokocham serię. Ale na razie… Nie zniechęcam do lektury, bo wielu osobom może się to spodobać/ już się spodobało. Mam nadzieję, że jeżeli liczycie na coś osobliwego, to w sumie się nie zawiedziecie. I mam nadzieję, że Wasze odczucia po lekturze będą troszkę lepsze, niż moje.

,,W mieście leżącym w Lovercraft, panują Opiekunowie a wielka Maszyna kręci się po ulicach, obracając w popiół z ich rozkazu jakikolwiek opór. Necrovirus jest przyczyną epidemii szaleństwa w Lovercraft, siły i okrucieństwa kreatur, które nocami nawiedzają ulice oraz wszystkiego, co liderzy miasta uznają za Heretyckie – powstałe z wierzeń w magię i czarnoksięstwo. A Aoife...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

,,Gdybyś musiała wybrać pomiędzy Niebem a Piekłem, co byś wybrała? … Jesteś pewna? Frannie Cavanaugh to porządna dziewczyna, choć nie bez skazy. Zawsze trzymała wszystkich na dystans – nawet najbliższych przyjaciół – i wydaje się, że ostatni rok w liceum będzie taki sam… do chwili, gdy do jej klasy trafia Luc Cain. Nikt nie wie, skąd pochodzi nowy uczeń, ale Frannie najwyraźniej coś do niego przyciąga. Nie wie, niestety, że jego mocodawcami są siły piekielne, i że ona sama posiada wyjątkowe umiejętności, które władcę Piekła przyprawiają o dreszcz podniecenia. Luc ma za zadanie przywieść ją do grzechu, a jest niesamowitym przystojniakiem. Niefortunnie dla Luca, Niebiosa mają inne plany. Anioł Gabe za wszelką cenę będzie się starał popsuć Lucowi szyki. Niebawem się okazuje, że walczą nie tylko o duszę dziewczyny. Jeśli jednak Luc przegra, wszyscy będą musieli zapłacić piekielnie wysoką cenę."


Ostatnio doszłam do wniosku (może nie aż tak bardzo ostatnio, ale dopiero teraz stwierdziłam, że muszę to przelać na klawiaturę), że nie ma książek złych. Są po prostu niewłaściwie dobrane do czytelnika. Niektórym może spodobać coś, czym ja będę chciała rzucać, a mnie to, czym ktoś będzie chciał. I także stwierdziłam, że najbardziej niewłaściwie dobrana książka do mnie to taka, której nie dam rady przeczytać. Te zasługują na 1 w moich oczach. Ha, teraz pewnie się zastanawiacie, co na mnie tak wpłynęło! Właśnie, postanowiłam zmierzyć się z personalnymi demonami, a raczej z Demony. Pokusa Lisy Desrochers. Poniekąd miała być to misja samobójcza, ale, jak widać, wciąż żyję i mam się dobrze, a książkę przeczytałam.

Fusy się sypały, co jakiś czas pukałam się w głowę, warczałam, grzmiałam, wyzywałam. Siedziałam z ołówkiem i zaznaczałam sobie coraz to nowe fragmenty godne uwagi. A tu błąd językowy, a tu brak przecinka. Najlepszy był i tak błąd logiczny… W przeciągu dwóch spacji główna bohaterka, dotąd kreująca się na ostrą dziewczynę, wskoczyła do łóżka z chłopakiem (teraz w sumie nie mam pewności, czy to łóżko było, czy coś innego) i zaczęła kur**ować. To sprawiło, że po prostu śmiać się zaczęłam. I przepraszam za niejaki spoiler, ale mam nadzieję, że gdy przeczytacie moje słowa, nie będziecie po książkę sięgać.

Im dalej brnęłam, tym ciekawiej się robiło. Na szczęście logiki zabrakło tylko w tamtym momencie, potem ja i mój biedny umysł dawaliśmy sobie jakoś radę z ogarnianiem głównej bohaterki. Oczywiście, autorka zaszalała, bój Piekło vs. Niebo odsłona któraśtam. O, motyw troszkę przypomina serię o Madison Avery, która kompletnie mi nie podeszła. Jak Kim Harrison mogła coś takiego napisać?!

Ale wracając do tematu, pomimo wszystkiego, co na górze wymieniłam, bój z książką wygrałam. I w sumie nawet dobrze, że ją przeczytałam, mój nudny wakacyjny żywot dostał troszkę rozrywki. Uśmiałam się w niektórych momentach. O, na przykład tutaj - ,,Nagle zrywam krzyżyk z szyi i wbijam mu w oko”, w tym przypadku dosłownie tarzałam się po ziemi ze śmiechu. Nie to, że nieczuła jestem, ale w kontekście całej sytuacji, ba, nawet całej książki, to zdanie było śmieszne.

Podsumowując, wciąż mam problem, jaką oceną uraczyć książkę, a, co mi tam, dostanie 2+ za to, że się uśmiałam, za to, że główna bohaterka najpierw wydawała się w miarę sensowna i za pewien bieg wydarzeń, który mnie naprawdę zaciekawił. I to tyle, Drodzy Państwo, jeżeli chodzi o potyczkę Sihhinne vs. Demony. Sihhinne wygrała ^^

,,Gdybyś musiała wybrać pomiędzy Niebem a Piekłem, co byś wybrała? … Jesteś pewna? Frannie Cavanaugh to porządna dziewczyna, choć nie bez skazy. Zawsze trzymała wszystkich na dystans – nawet najbliższych przyjaciół – i wydaje się, że ostatni rok w liceum będzie taki sam… do chwili, gdy do jej klasy trafia Luc Cain. Nikt nie wie, skąd pochodzi nowy uczeń, ale Frannie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wiele jest książek, w których autorzy mieszają ze sobą wampiry i wilkołaki. Do tego szczypta wiedźm, jakaś inna osobliwa istota i bach! Mamy pomysł na powieść. Ale książki Patricii Briggs wyróżniają się z tego grona. Dlaczego? Bo ona jako jedna z niewielu potrafi ciągnąć serię przez kilka części sprawiając, że czytelnik się nie nudzi. To ona z głównej bohaterki uczyniła zawziętą i nieco bezmyślną panią, która zajmuje się mechaniką samochodową, która przeistacza się w kojota. Co więcej, ogrodzenie dzieli z Alfą wilkołaków, przyjaźni się z wampirem i pracuje z nieczłowiekiem. A do tego co chwila wpada w kłopoty.

Mercedes przeszła wiele. Tym razem jednak musi ratować swojego najlepszego przyjaciela ze szponów depresji… Bestia przejmuje nad nim kontrolę i Mercy ma mało czasu, by sprawić, żeby Samuel nie przemienił się w potwora. Do tego… ktoś chce ją zabić – znów. Adam rzuca się w płomienie, by ją ratować… A jej nie było w tych płomieniach! Zostaje bardzo ciężko ranny, a jego stado postanawia wykorzystać słabość Alfy i bunt! Bunt! Jakby było jeszcze mało, Królowa Wróżek porwała Gabriela i Mercedes ma mało czasu, by poradzić sobie z tym problemem i uratować chłopaka od stania się warzywem.


Całość - http://paranormalbooks.pl/2012/07/13/przedpremierowo-recenzja-zrodzony-ze-srebra/

Wiele jest książek, w których autorzy mieszają ze sobą wampiry i wilkołaki. Do tego szczypta wiedźm, jakaś inna osobliwa istota i bach! Mamy pomysł na powieść. Ale książki Patricii Briggs wyróżniają się z tego grona. Dlaczego? Bo ona jako jedna z niewielu potrafi ciągnąć serię przez kilka części sprawiając, że czytelnik się nie nudzi. To ona z głównej bohaterki uczyniła...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

,,Pewnej zimowej nocy siły ciemności wyrywają z rodzinnego domu troje dzieci. Dziesięć lat później Kate, Michael i Emma wciąż nie mają pojęcia, co się wtedy stało i gdzie się podziali ich rodzice. Odpowiedź może dać zaczarowany atlas. Uwalniając drzemiącą w nim moc, dzieci przenoszą się do miejsca, którym włada piękna księżna- wiedźma. Kate i jej rodzeństwo przeżyją niewiarygodną przygodę – odnajdą uwięzione dzieci, staną oko w oko z krwiożerczymi wilkami, stoczą bitwy na śmierć i życie, spotkają olbrzymów i rozpoczną poszukiwania trzech ksiąg o niewyobrażalnej mocy.’’

Trójka dzieci bez rodziców wkroczy w świat magii i dowie się, że to, to i to jest możliwie. Brzmi banalnie, nieprawdaż? Bo takie jest. Ale wszystko zależy od oprawy, bo na pozór banalna historia może okazać się perełką pośród książek, nie tylko o tematyce młodzieżowej, gdzie króluje schematyczność. Dzisiaj będzie o ,,Szmaragdowym Atlasie "Johna Stephensa, z którego lekturą zwlekałam kilka miesięcy, aż wreszcie wczoraj naszła mnie ochota na tę powieść.

Historia sama w sobie jest ciekawa, po przeczytaniu samego opisu śmiałam się, że będzie to połączenie ,,Opowieści z Narni” i ,,Serii Niefortunnych Zdarzeń”. Później okazało się, że to w miarę trafne porównanie, bo w ,,Szmaragdowym Atlasie” znalazłam cechy obydwu wymienionych wyżej powieści. Ale to nie działa na niekorzyść, książki, którą aktualnie chcę omówić, o nie! To sprawia, że wiemy, czego się spodziewać, a taka wiedza często jest przydatna, nawet bardzo.

Troszkę dziwnie się czułam czytając tę powieść, ponieważ moim skromnym zdaniem jest ona adresowana do troszkę młodszych czytelników – wnioskuję to po języku, a także wieku głównych bohaterów (oczywiście zdarzają się wyjątki od reguły). Do tego niektóre rzeczy wydawały mi się takie zwyczajne, proste, bez polotu. Czyli nic nowego. Ale pomysł tajemniczych ksiąg jest ciekawy, nie przeczę ;)

Gdzieś tak w połowie lektury zaczęłam się nieco nudzić, bo dla mnie z góry było wiadomo, że zrobią to, to i to. Były elementy zaskoczenia, była zła księżna (którą tak troszkę polubiłam), byli główni bohaterowie, których nie da się nie lubić (Emma najlepsza!). Ogółem, wszystko jest w porządku, jednakże dla mnie to było troszkę za mało, brakowało mi poważniejszej intrygi.

Jest to na pewno dobra lektura dla młodszych czytelników, starsi mogą po nią sięgnąć – jeśli bardzo tego pragną. ,,Szmaragdowy Atlas” był dla mnie miłą odskocznią, czytało mi się dobrze, aż nabrałam ochoty na obejrzenie sobie pierwszej części Narni. I to w sumie byłoby na tyle, jeśli chodzi o moje zdanie o tej książce – stawiam 4 i polecam, jeśli interesują Was tego typu historie.

,,Pewnej zimowej nocy siły ciemności wyrywają z rodzinnego domu troje dzieci. Dziesięć lat później Kate, Michael i Emma wciąż nie mają pojęcia, co się wtedy stało i gdzie się podziali ich rodzice. Odpowiedź może dać zaczarowany atlas. Uwalniając drzemiącą w nim moc, dzieci przenoszą się do miejsca, którym włada piękna księżna- wiedźma. Kate i jej rodzeństwo przeżyją...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Seria GONE jest serią, po którą zawsze będę sięgać bardzo chętnie. Po moich dłuższych problemach z wciągnięciem się w książkę, sięgnęłam po GONE. Zniknęli. Faza piąta: Ciemność, i od pierwszej strony odpłynęłam. Nie patrzyłam, ile jeszcze zostało mi się do końca, nie zwracałam uwagi na jakieś drobne potknięcia redakcyjne. Świat nie istniał. Był tylko ETAP.

Od czasu osiedlenia się przez Sama nad jeziorem Tramonto. Ma plan na wypadek Drake’owego zagrożenia, ma plan na wypadek braku oświetlenia, ma plan na wypadek braku pożywienia. Formalnie to on rządzi, ale nieoficjalnie wszystko spadło na barki Edilia, który dość dobrze sobie radzi na nowym stanowisku. Każde dziecko ma przydzieloną jakąś pracę do wykonania. Jedni pilnują toalet(tak! Toalet!), inni zajmują się uprawą. A Diana znajduje się pośród tego porządku wraz ze swoim rosnącym brzuchem ciążowym. Coś zaczyna ją niepokoić – okazuje się, że płód ma już trzy kreski i jego moc cały czas rośnie. Istnieje prawdopodobieństwo, że zostanie ona matką najsilniejszego mutanta. Tylko co jej po tym? Na horyzoncie pojawia się nowe zagrożenie. Bariera zaczyna stawać się czarna… I jak poradzą sobie w tym przypadku pechowi bohaterowie?

Czytanie GONE jest jak jazda rollercoasterem. Nigdy nie wiesz, co pojawi się za zakrętem. W tym przypadku nigdy nie wiadomo, co tym razem wymyśli autor. Robaki wychodzące z ciał…? Hm, dobre, ale to już było. Teraz potrzebne coś jeszcze bardziej makabrycznego, jeszcze bardziej powalającego. I takich elementów nie zabrakło, choć aż tak bardzo mnie nie przeraziły, bo to nie moje pierwsze spotkanie z pomysłami Michaela Granta.

Może to być sporna kwestia, ale część piąta jest chyba częścią najlepszą. Zaskakujące zwroty akcji by M. Grant pozostaną moimi ulubionymi, ponieważ jest on jednym z niewielu autorów, z którymi dotychczas miałam do czynienia, który tak doskonale utrzymuje napięcie przez całą powieść. Bohaterów stawia przez bardzo trudnymi wyborami, od których może zależeć ich życie… A postawienie się na ich miejscu jest w sumie nierealne. Nie można też zapomnieć, że są oni bardzo młodzi, ale życie wymusiło na nich szybsze dorastanie. Wiek piętnastu lat w ETAPie to wiek trudny, ponieważ wtedy można zniknąć … Nie wiadomo gdzie… A raczej bohaterowie nie wiedzą gdzie, bo czytelnicy od niedawna tę wiedzę posiadają :D

Ciężko jest uwierzyć, że to już przedostatnia część serii. Jeszcze tylko jedna książka i dowiemy się, jak autor postanowił zakończyć historię. Przyznam, że jestem tego bardzo ciekawa. Ciemność zaszczepia w czytelniku nadzieję, że może wszystko skończy się niejakim happy endem. Mam taką nadzieję. A raczej – wierzę w to!

Zawsze i wszędzie będę polecać lekturę serii GONE, ponieważ jest ona inna. Inna od książek, które teraz zalegają na półkach. Nowatorski pomysł autora na umiejscowienie akcji i męczarnie, które podtyka bohaterom przyciągają jak magnes. Od ETAPu nie da się oderwać, nie da się wyprzeć go z głowy. On pozostaje i sprawia, że pytamy się w głowach, czy byśmy przetrwali. Czy bylibyśmy być w stanie tak wytrwali jak Sam, Caine, Astrid czy Edilio. Czy może szybko pożegnalibyśmy się z życiem. A może kiedyś to my wylądujemy w ETAPie? Mam nadzieję, że nie… Moja ocena – 6! Bez wahania!

Seria GONE jest serią, po którą zawsze będę sięgać bardzo chętnie. Po moich dłuższych problemach z wciągnięciem się w książkę, sięgnęłam po GONE. Zniknęli. Faza piąta: Ciemność, i od pierwszej strony odpłynęłam. Nie patrzyłam, ile jeszcze zostało mi się do końca, nie zwracałam uwagi na jakieś drobne potknięcia redakcyjne. Świat nie istniał. Był tylko ETAP.

Od czasu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Plotka jest niepozorna. Plotka może mieć skalę masową. Plotka może zniszczyć życie. Wyszeptasz kilka niewłaściwych słów i już wszyscy o tym wiedzą, wyśmiewając się z Ciebie. Plotki to czyste zUo. Ale, pomimo tego, ludzie uwielbiają plotkować. A w szczególności kobiety. Bo to od nich w sumie wszystko się zaczyna, nieprawdaż?

Ola ma prawie osiemnaście lat i problem z pewnym chłopakiem. Mianowicie zrezygnowała z konsumpcji związku, przez co Daniel poczuł się zraniony. I być może postanowił się zemścić. Dziewczyna musi do czasu swojej osiemnastki zorganizować jakiegoś chłopaka, który mógłby się razem z nią pojawić na imprezie. W tym celu bierze do serca pomysł rzucony przez rodzicielkę i organizuje casting na chłopaka. Zgłasza się trzech… a przedziwna plotka coraz bardziej się rozprzestrzenia…

Cafe Plotka to moje pierwsze spotkanie z twórczością Marty Fox. W wakacje lubię poczytać niezobowiązujące książki o młodzieży, ponieważ… Lubię patrzeć, jak żyją inni. Uważam to za niezwykle interesujące, więc to jest jeden z powodów, dlaczego lubię czytać młodzieżówki. Można się też czegoś z nich nauczyć, nie popełniać błędów bohaterów. No i oczywiście są doskonałymi czasoumilaczami. Czytanie książek o takiej tematyce sprawia, że znika się na wieczór, nie zauważa się świata dookoła. I to lubię!

Historia jest przedstawiona bardzo realistycznie. Bohaterowie mogliby spokojnie istnieć w naszym świecie, choć… Coś mi nie pasowało w niektórych zachowaniach Oli i jej mamy. Później dziewczyna stała się bardziej normalna, ale na początku była jak ,,nie z tej bajki”. Jej kwestie brzmiały, jakby myślała godzinami nad tym, co ma zamiar powiedzieć. A znajomi… Tacy troszkę za grzeczni byli.

Ogółem, przyznam, że książka mogła by być dłuższa, ale zapowiedziana jest część kolejna, którą z chęcią przeczytam. Jestem ciekawa jak potoczą się losy Oli i jej znajomych… I co będzie z plotką. Książka pokazuje, jak ogromna jest moc plotki i Internetu, co mogą wyrządzić słowa wypowiedziane w żartach. Teraz niestety są takie czasy, że trzeba bardzo uważać na to, co się mówi, nawet w żartach, bo może zostać opacznie zrozumiane, niestety.

Dzięki powieści zrozumiałam, że… Powinnam uważać na to, co mówię. To był wniosek nr 1. A teraz wniosek nr 2 – nie wolno podejmować pochopnych decyzji. Wniosek nr 3, pewnie wszystkim dobrze znany – uwaga na alkohol! I to by było na tyle, jeżeli chodzi o moje wnioski. Stawiam mocną 4 i zachęcam do zapoznania się z lekturą – bo to doskonała pozycja na leniwe letnie wieczory. Muszę teraz zapoznać się z resztą książek autorki, bo przyznam, że niezwykle mnie zainteresowała tą pozycją J

Plotka jest niepozorna. Plotka może mieć skalę masową. Plotka może zniszczyć życie. Wyszeptasz kilka niewłaściwych słów i już wszyscy o tym wiedzą, wyśmiewając się z Ciebie. Plotki to czyste zUo. Ale, pomimo tego, ludzie uwielbiają plotkować. A w szczególności kobiety. Bo to od nich w sumie wszystko się zaczyna, nieprawdaż?

Ola ma prawie osiemnaście lat i problem z pewnym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nadzieja popycha nas do celu. To ona sprawia, że podejmujemy takie, a nie inne decyzje. To nadzieja wpływa na nasze życie, sprawia, że walczymy ze słabościami, że mamy siłę, by podnieść się po porażce. Nie wolno tracić nadziei. Nawet wtedy, gdy wydaje nam się, że nic już nie będzie dobrze, że nic się nie ułoży, że nic nie będzie tak jak dawniej. Trzeba zawsze mieć nadzieję.

Liliana i Aleksiej byli nierozłączni jako dzieci, ale niestety los postanowił ich rozdzielić. Aleksiej był dla Liliany obrońcą, a gdy zaczęła dorastać, wielu przedstawicieli płci męskiej zostawało skuszonych przez jej urodę. Dziewczyna nienawidziła Aleksieja za to, że ją zostawił, ale równocześnie był on jej największą miłością. Jednakże, za każdym razem, gdy ponownie się spotykali, ona go raniła i sprawiała, że długo przez nią cierpiał. Pomimo tego, zawsze do siebie wracali. A Lilith, bo tak nazywał ją Aleksiej w przypływach nienawiści, wysnuła intrygę, która być może na zawsze zniweczy ich plany na stworzenie stałego związku. Czy uda im się wreszcie zejść i żyć szczęśliwie..?

Rychło po lekturze Powrotu do Poziomki dał o sobie znać ,,głód Kasi Michalak”… Na szczęście miałam pod ręką Nadzieję, więc mogłam od razu zacząć czytać. Ale.. Jest to książka utrzymana w zupełnie innym nastroju niż poprzednie książki autorki. Cechuje ją wszechobecny smutek i okrucieństwo, które towarzyszyły Lilianie przez całe życie. I samotność. Samotność, która wpływała na jej przyszłe życie, samotność, która doskwierała jej przez cały czas, samotność, która sprawiała, że podejmowała takie, a nie inne decyzje.

I przyznam, że choć w trakcie czytania zdarzało mi się ją wyzywać od najgorszych, to od czasu do czasu w mojej głowie pojawiała się nutka zrozumienia dla tej biednej dziewczynki, a później kobiety. Lecz, gdyby nie jej zachowania, to może jej życie wyglądałoby inaczej. Zupełnie inaczej. Gdyby nie jej dziwny wewnętrzny ogień może wszyscy byliby szczęśliwi. Czytelnicy też J

A nieszczęśliwi mogą być… Bo zakończenie jest zamknięte, nie można już nic dopisać, nie można dopchnąć ciągu dalszego. Niestety. A książka jest piękna i poruszająca, więc nie pogardziłabym jakąś kontynuacją. Nie mogę powiedzieć, że przepłakałam całą, ale przy końcówce… Jak ja płakałam! Aż się rodziciele na mnie dziwnie paczyli….

Historia… Historia jest inna. Zupełnie inna od tego, co można spotkać na księgarnianych półkach. I dobrze. Bo dzięki temu czyta się Nadzieję z jeszcze większym zapałem, z jeszcze większym podnieceniem i ciekawością. Lekturze towarzyszą skrajne emocje, palce zaciskają się na pięknej okładce ze zdenerwowania… Słowem – Katarzyna Michalak doskonale potrafi podtrzymać napięcie i ze strony na stronę coraz bardziej zaskakuje. I przeraża…

Naprawdę warto sięgnąć po nową książkę Kasi Michalak. Utrzymuje poziom poprzednich i wciąga tak samo szybko. Porusza, napełnia smutkiem i momentalną radością, wprawia w zadumę. Jest to doskonała lektura na wakacje i nie tylko na ten ciepły okres. Pokazuje, że nie warto tracić nadziei… I właśnie dlatego stawiam mocną 5+ i.. jestem jak najbardziej na tak! Droga Kasiu, dziękuję, że piszesz tak wspaniałe książki, których lektura jest jak wyprawa do innego świata.

Nadzieja popycha nas do celu. To ona sprawia, że podejmujemy takie, a nie inne decyzje. To nadzieja wpływa na nasze życie, sprawia, że walczymy ze słabościami, że mamy siłę, by podnieść się po porażce. Nie wolno tracić nadziei. Nawet wtedy, gdy wydaje nam się, że nic już nie będzie dobrze, że nic się nie ułoży, że nic nie będzie tak jak dawniej. Trzeba zawsze mieć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Podróże w czasie to wątek arcyciekawy. Od lat społeczeństwo interesowało się tym tematem, dlatego wielu ludzi chętnie sięga po książki o takiej tematyce. Trylogia Czasu autorstwa Kerstin Gier zdobyła moje serce, dlatego z ogromnym zainteresowaniem zagłębiłam się w lekturze książki autorstwa Julie Cross pt.: Burza. I… Jestem oczarowana!

Jackson ma bogatego ojca, dziewiętnaście lat, i wszystko, czego nastolatek mógłby sobie zamarzyć. Holly, jego dziewczyna, kocha go ponad życie, jego przyjaciel Adam jest gotowy pomóc mu w każdym momencie… I jeszcze jedno – Jackson potrafi podróżować w czasie. Dotąd jego rekordem były kilka dni. Ale, pewnego razu napadają na niego i Holly tajemniczy mężczyźni i dziewczyna zostaje ciężko ranna. A co robi Jackson..? Zupełnie niezamierzenie cofa się w czasie. O dwa lata. I ma problemy z powrotem…

Historia jest … piękna i smutna zarazem. Autorka ukazuje młodzieńczą miłość, walkę chłopaka o uczucie, poświęcenie i zawziętość w dążeniu do celu. Do tego otaczająca nieprzewidywalność, bo przecież nie wiadomo, co stanie się po następnym skoku. Czytelnik z niepokojem przewraca strony, śledzi wzrokiem litery, zdania, z nadzieją, że nie stanie się nic złego, że wszystko jeszcze jakoś się ułoży. Burza budziła we mnie skrajne emocje – czasem chciało mi się płakać, czasem w trakcie lektury szczerzyłam się jak szalona.

W momencie, gdy przeczytałam ostatnią stronę, poczułam w sobie pustkę i smutek. Książka zakończyła się… No, nie będę spolerować. Ale zakończenie dało mi wiele do myślenia i sprawiło, że nie mogę się doczekać kolejnej książki, która wyjdzie spod pióra Julie Cross. Jeżeli będzie ona tak dobra jak Burza, to sądzę, że stanie się bestsellerem!

Sądzę, że wszyscy fani podróży w czasie powinni się z książką zapoznać. To raz. I na pewno jest to odpowiednia lektura dla fanów niebanalnych historii gotowych przenieść się razem z bohaterami do świata walki o miłość. To dwa. A trzy…? Dlaczego tę powieść się tak szybko czyta?! No dlaaaaaaaaczego?!

Burza to książka nie na raz, nie na dwa, nie na trzy czytania. Ją można czytać nieskończoną ilość razy, a za każdym razem odkryje się coś nowego, coś magicznego. Wszyscy, którzy wachają się, czy aby na pewno warto po nią sięgnąć, powinni… przestać się wahać i biegiem do księgarni popędzić, książkę zdobyć, wyposażyć się w dłuższą chwilę wolnego czasu i czytać, czytać, czytać!

Podsumowując, jestem na tak! Książka trafia na moją półkę z najlepszymi powieściami i będę zachęcać do zapoznania się z nią. Stawiam 5+ i cały czas nie mogę wyjść z zachwytu nad kreacją bohaterów, rozwojem historii, pomysłem… Wszystkim! Autorka pokazuje, że pisze wspaniale i mam nadzieję, że Burza spodoba się wielu polskim czytelnikom.

Podróże w czasie to wątek arcyciekawy. Od lat społeczeństwo interesowało się tym tematem, dlatego wielu ludzi chętnie sięga po książki o takiej tematyce. Trylogia Czasu autorstwa Kerstin Gier zdobyła moje serce, dlatego z ogromnym zainteresowaniem zagłębiłam się w lekturze książki autorstwa Julie Cross pt.: Burza. I… Jestem oczarowana!

Jackson ma bogatego ojca,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książkoholicy pochłaniają książki w dużych ilościach, ale często zupełnie nie zastanawiają się, jak trudno jest taką książkę stworzyć. Ile to trwa, na czym polega, itd. Bo przecież pisanie książki to nie jest żadne hop siup. W proces twórczy trzeba włożyć cząstkę siebie, trzeba pisać z sercem. A często, pisząc recenzje, zupełnie nieświadomie krytykujemy czyjąś ciężką pracę.. Ale… przecież nie tym będzie ten tekst! Niedawno w łapki wpadła mi najnowsza powieść Anny J. Szepielak i chciałabym Wam trochę opowiedzieć o książce jak i o emocjach, które towarzyszyły mi podczas lektury.

Książka opowiada o perypetiach życiowych trzydziestokilkuletniej pisarki Gabrieli. Od roku jest ona szczęśliwą(lub nie) żoną Marka, właściciela stadniny. Jednakże, nie czuje się ona za dobrze w nowym domu, ponieważ obowiązki gospodyni spoczywają na Pani Lidii, która sprząta, gotuje i zajmuje się wszystkimi sprawami tego typu. Do tego matka zmarłej żony Marka, Franciszka, co jakiś czas wściubia nos w ich życie i przeprowadza gruntowną, bardzo irytującą kontrolę wszystkiego. Gdy tylko pojawia się okazja na wyrwanie się z domu, Gabrysia od razu się zgadza. Wybywa na tydzień na wieś, do przyjaciółki, by w spokoju pisać i opiekować się zwierzyńcem. Czy wyjazd pomoże jej w rozwiązaniu różnorodnych problemów?

Zacznę od tego, że Dworek pod Lipami to książka przefantastyczna. I okładkę ma cudną, taką.. hipnotajzing. A treść jest taka sama. Historia opisana przez autorkę wciągnęła mnie od pierwszej strony i sprawiła, że razem z Gabrysią przeżywałam wydarzenia mające miejsce w jej życiu. Jest ona bohaterką, której po prostu nie da się nie lubić! Przemiła, nieco szalona i roztrzepana kobieta, która nowych pomysłów ma co nie miara. I jest lekko pechowa, ale to tak na marginesie. Mogłaby spokojnie żyć w naszym świecie(o ile już tu jej nie ma J), bo jest tak realistycznie opisana.

Książka ma dość dużo stron, i dobrze, bo dzięki temu za szybko nie rozstaniemy się z oryginalną Gabrysią. Dodatkowo, autorka zamieściła fragmenty powieści pisanych przez główną bohaterkę – głównie skupiła się na nowej historii, która pomagała Gabi uporządkować swoje sprawy. Miło było poczytać coś innego, co jednak łączyło się z całą historią. I najlepsze był momenty, gdy Gabrysia rozmawiała z Celiną, bohaterką swojej powieści. To było piękne!

Dworek pod Lipami pokazuje, że autorzy książek są ludźmi z krwi i kości, mają swoje problemy. Ukazuje, jak czasem trzeba się namęczyć, żeby coś stworzyć, w jaki sposób wygląda praca w wydawnictwie(może tu nie było tego za dużo, więcej można znaleźć w Lecie w Poziomce Kasi Michalak).

Podsumowując, jestem jak najbardziej na tak! Powieść czyta się w mgnieniu oka, nie zauważa się upływającego czasu! Jest to doskonała lektura na wakacje i nie tylko. Odciąga nas od codziennych problemów, rozśmiesza, ma wszystko, co typowa ,,babska” książka powinna mieć. Bo zgaduję, że to książka adresowana głównie do kobiet J Polecam, no cóż, kobietom, które chcą poznać jakąś niebanalną historię i po prostu się pośmiać. Stawiam 5+, no bo co innego mogłabym postawić tak wspaniałej lekturze?

Książkoholicy pochłaniają książki w dużych ilościach, ale często zupełnie nie zastanawiają się, jak trudno jest taką książkę stworzyć. Ile to trwa, na czym polega, itd. Bo przecież pisanie książki to nie jest żadne hop siup. W proces twórczy trzeba włożyć cząstkę siebie, trzeba pisać z sercem. A często, pisząc recenzje, zupełnie nieświadomie krytykujemy czyjąś ciężką...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Chciałabym zacząć od dedykacji – z uwagi na wydarzenia z ostatniego tygodnia chciałabym zadedykować tę recenzję mojemu tacie, który nauczył mnie wielu rzeczy, o których rozmawiają autorki, i wiem, że zawsze będę o nim pamiętać i tęsknić. Dziękuję tato!

Gdy dostałam książkę pt.: Małgorzata Gutowska-Adamczyk rozmawia z czytelniczkami Cukierni pod Amorem to, kolokwialnie mówiąc, oszalałam. Tak bardzo się z niej cieszyłam, że zaczęłam czytać, z nadzieją, że tego samego dnia będę mogła napisać recenzję. Było to w zeszły wtorek. Przeżyłam ciężkie chwile i momentami kompletnie odechciewało mi się czytać, ale oparcia szukałam niejako w tej powieści, która, mogę przyznać z ręką na sercu, brała udział w moim przyspieszonym kursie dorastania i nie wiem, czy znalazłabym tyle siły w sobie, gdyby nie jej lektura.

Rozmowy Gosi, Eli, Agi, Marty, Kasi i Doroty mogą być czymś w rodzaju przewodnika życiowego. Przez moment chciałam wypisać z książki kilka złotych myśli, ale mi się nie udało, ponieważ… musiałabym przepisać prawie wszystko! Ich rozmowy są dojrzałe i prawdziwe, często przedstawiają smutny realizm życia, ale zawierają w sobie niezbędną wesołość. Bohaterki ukazują, że pomimo wielu problemów życiowych po prostu walczyły i wychodziły z tego całe.

Do tego także muszę pochwalić formę, ponieważ książka jest podzielona na kilka rozdziałów, wszystko jest umiejscowione przejrzyście, a wypowiedzenia Pani Małgorzaty są wyróżnione kursywą. Przyznam, że najpierw ciężko było mi się połapać kto jest kto, ale po zaglądaniu na początek książki i czytaniu krótkich biografii czytelniczek powoli zaczęłam kojarzyć i już pod koniec lektury bezproblemowo mogłam powiedzieć, jakie poglądy ma dana osoba i co jej się w życiu przytrafiło.

Pierwsze co zrobiłam po przeczytaniu, to wzięłam książkę i podeszłam do mamy wciskając jej książkę i mówiąc: ,,Masz to przeczytać. Nie ważne, że to, tamto i jeszcze tamto, masz tę książkę przeczytać w pierwszej kolejności. Zobacz jak ja się trzymam! To częściowo dzięki niej!”. I to jest prawda, a książka jest superultraprzewspaniała, aż mogłoby zabraknąć przymiotników na określenie sposobu, w jaki zdobyła moje serce.

Co mogę powiedzieć na koniec…? Warto przeczytać, zapoznać się. Nawet jeżeli nie znacie powieści autorstwa Pani Małgorzaty, to nic nie szkodzi. Spokojnie można po książkę sięgnąć, a obiecuję, że napełni Was skrajnymi emocjami i nie pozwoli się oderwać. Sądzę, iż to jest jedna z lepszych książek, jakie kiedykolwiek przeczytałam, i jedna z bliższych mojemu sercu. Dlatego… 6! Wzrusza, zaskakuje, napawa radością. To tyle.

Chciałabym zacząć od dedykacji – z uwagi na wydarzenia z ostatniego tygodnia chciałabym zadedykować tę recenzję mojemu tacie, który nauczył mnie wielu rzeczy, o których rozmawiają autorki, i wiem, że zawsze będę o nim pamiętać i tęsknić. Dziękuję tato!

Gdy dostałam książkę pt.: Małgorzata Gutowska-Adamczyk rozmawia z czytelniczkami Cukierni pod Amorem to, kolokwialnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

I co raz więcej książek o tematyce antyutopijnej pojawia się na półkach. Zawsze znajdzie się ktoś, kto do dość znanej konwencji dopchnie coś nowego, co zupełnie zmieni oblicze danego świata. Ale, można dostrzec dość wyraźny podział książek o tej tematyce. Jaki? Dzielą się one na te bardziej makabryczne, i na te mniej makabryczne. W makabrycznych, tak jak już sama nazwa mówi, krew leje się wszędzie, kończyny latają, mutacje są wszechobecne. A w tych mniej, lub wcale makabrycznych czegoś takiego nie ma. Autorzy zwykle skupiają się na ograniczeniach wolności, ale ukazują to w taki sposób, by nie przerazić czytelnika… I teraz pojawia się pytanie… Które są lepsze?

Świat ogarnięty jest zniszczeniem po tajemniczym wybuchu. Niektórym udało się schronić w Kopule, gdzie wiodą pozornie sielankowe życie wśród wynalazków pozwalających im przetrwać. Natomiast pechowcy, którzy nie zdążyli ‘dobiec’ muszą żyć pośród gruzów – pozostałości po wybuchu. Każdy z nich ma jakąś pozostałość po tym zdarzeniu – brak jakiejś kończyny, rozległe oparzeliny, czy może coś stopione z ciałem. Pressia zamiast prawej dłoni ma głowę lalki – to jej jedyna deformacja, nie licząc oparzelin na twarzy. Mieszka ona w gruzach i drży przed swoimi szesnastymi urodzinami – wtedy może już nie wrócić do domu. Patridge jest Czystym – tym, który pochodzi z Kopuły. Wychowywał go ojciec, którego Patridge z całego serca nienawidził…. I obydwoje przed kimś uciekają.. On przed ojcem i całą Kopułą, Pressia przed ludźmi z militarnej organizacji. Dokąd ich to doprowadzi?

Książkę zaczęłam czytać jakiś czas temu i po około czterdziestu stronach ją odłożyłam. Nie mogłam jakoś wczuć się w historię, zniekształcenia mnie przerażały ( a przecież jestem w miarę wytrzymała na makabryczności w książkach). Przerzucałam strony zastanawiając się, kiedy książka się skończy. I prawda jest taka, że takie uczucie towarzyszyło mi prawie przez większość lektury. Jestem ogromną fanką GONE, ale to, co stworzyła Julianna Baggott zupełnie mnie przerosło.

Pomysł cechuje się pewną nowatorskością, ale jednak nie powala. Przypomina połączenie Igrzysk Śmierci z Metrem 2033 i GONE. Miejsce, gdzie można się schronić – jest! Główni bohaterowie, którym przyświecają jakieś cele – są! Niewyjaśniona przyczyna wydarzeń, które ogarnęły świat – można odhaczyć. Wątek romantyczny – także. I jeszcze tajemnice spowijające głównych bohaterów – wszystko jest. Ale… Czegoś jednak brakowało….

Czego? Zainteresowania czytelnika. Naprawdę, nie mogłam się wciągnąć, co zdarza mi się bardzo rzadko. Nie mogłam utożsamić się z bohaterami, postawić na ich miejscu. Nie ogarnęło mnie żadne współczucie, żaden smutek, łzy ani razu nie napłynęły do oczu. Może to wina twardego języka, jakim posługuje się autorka. Widać, że włożyła wiele pracy w napisanie powieści, w ubranie pomysłu w słowa. Ale do mnie nie przemówiła, niestety.


Pomimo tego, że książka nie przypadła zbytnio mi do gustu, doceniam stopień, w jakim autorka się przygotowała do pisania, doceniam to, ile pracy wymagało stworzenie tak dopracowanej powieści. Jednakże, takie doskonałe przygotowanie techniczne nie zakryje wszechobecnej monotonii i braku zainteresowania ze strony czytelnika ( w tym przypadku mnie…). Dlatego długo zastanawiałam się, jaką ocenę książce wystawić. Stanęło na 3+. Sądzę, że jest to ocena w miarę adekwatna do boju, jakiego stoczyłam podczas lektury. Mam nadzieję, że inni nie wynieśli takich samym uczuć jak ja, że książka jednak im się spodobała. Bo jednak troszkę mi smutno, że tak dobrze zapowiadająca się historia nie zdobyła mego serca... To chyba jednak wina mutacji... I lalki zamiast dłoni....

I co raz więcej książek o tematyce antyutopijnej pojawia się na półkach. Zawsze znajdzie się ktoś, kto do dość znanej konwencji dopchnie coś nowego, co zupełnie zmieni oblicze danego świata. Ale, można dostrzec dość wyraźny podział książek o tej tematyce. Jaki? Dzielą się one na te bardziej makabryczne, i na te mniej makabryczne. W makabrycznych, tak jak już sama nazwa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

,,Nikt nie wie, dlaczego dotyk Julii zabija. Bezwzględni przywódcy Komitetu Odnowy chcą wykorzystać moc dziewczyny, aby zawładnąć światem. Julia jednak po raz pierwszy w życiu się buntuje. Zaczyna walczyć, bo u jej boku staje ktoś, kogo kocha."

Julio, odsuń się ode mnie! To, że Adam może Cię dotykać nie znaczy, że ja też potrafię. Nawet jeżeli jesteś fikcyjną bohaterką moja droga. Albo, jeżeli chcesz mnie poklepać po ramieniu, to rękawiczki załóż! Nie chcę paść trupem, przez Twoją pomyłkę! Tak, jesteś bardzo ostrożna, przecież nikomu nic nie zrobiłaś naumyślnie, ale nie zapominaj! Jesteś tytułową Julią z Dotyku Julii Tahereh Mafi. Pochodzisz z książki. Pomimo tego, co autorka napisała, nie znam Cię za dobrze – pozory często mylą. Gdyby książka była dłuższa, może nie bałabym się Ciebie aż tak bardzo. Ale… Pani Tahereh zrobiła z Ciebie jakiegoś X-mena! No proszę, nie zauważyłaś tego porównania? Przepraszam, zapomniałam, że nie wiesz, kim są X-meni. To grupka mutantów z komiksu. Każdy miał jakąś tam moc i wspólnie walczyli ze złem. Co to, do jasnej ciasnej, ma być jakaś parodia?

Nie, nie martwcie się, pod wpływem książki nie zwariowałam. Spójrzmy prawdzie w oczy – Dotyk Julii to szumnie reklamowana powieść, podobno niesamowita, niepowtarzalna i krótka. A najgorsze jest to, że wydarzenia następują szybko po sobie, szast prast i pozamiatane. Coś w stylu : autorka kiwnęła głową, że chce to i to, dostała to, ale w jaki sposób? No właśnie. Książce brakuje dopracowania, choć ma potencjał i to nie mały. Mogłaby spokojnie być na wyższym poziomie, gdyby nie brakowało w niej porządnego naświetlenia czytelnikowi co się dzieje, jak się dzieje i dlaczego się dzieje.

Trafiamy do świata, o którym nie wiemy nic, a na wyjaśnienie niestety nie mamy co liczyć. Pod tym względem nasuwa mi się na myśl powieść Zawładnięci. A to, co się działo na początku przypominało mi pewien motyw z V jak Vendetta, później wymieszany z Paranormalnością. Taki zbitek różnych historii, ale tak źle o książce mówić nie będę, bo czytało mi się dobrze. Gdzieś tak w środku miałam problemy z wciągnięciem się, ale potem wyszłam na prostą i z zadowoleniem ukończyłam swoje pierwsze spotkanie z Julią.

Co jeszcze? Teoretycznie książka wydaje się być przeciętną, ale jednak jest w niej coś, co przyciąga(normalnie kolejna Klątwa Tygrysa…). Historia nie jest wspaniała, ale jednak tkwimy przy książce oczekując na rozwiązanie. Byłabym bardziej usatysfakcjonowana, gdyby nie zakończenie, które wydaje się być jakąś nieudolną parodią X-men’a wymieszanego z powieścią science-fiction. Autorka mogła skończyć to troszkę inaczej, zrobić z Julii naprawdę ciekawą postać, jaką była na początku, ale potem stopniowo zaczęła się zmieniać, ku mojemu niezadowoleniu, na gorsze.

To by było tyle, ile mogę opowiedzieć o Dotyku Julii. Nie żałuję, że czasu poświęconego na lekturę, bo spędziłam go przyjemnie, miałam jakiś przerywnik od siedzenia przy komputerze. Końcową ocenę wystawię 3+, sądzę, iż jest jak najbardziej adekwatna. Co do rekomendacji – fani pr i antyutopii pewnie się skuszą, wytrawnych czytelników muszę zniechęcić, bo sądzę, iż im się po prostu nie spodoba, może się wydać za płytka. Ale jako odmóżdżacz sprawia się dobrze ;)

,,Nikt nie wie, dlaczego dotyk Julii zabija. Bezwzględni przywódcy Komitetu Odnowy chcą wykorzystać moc dziewczyny, aby zawładnąć światem. Julia jednak po raz pierwszy w życiu się buntuje. Zaczyna walczyć, bo u jej boku staje ktoś, kogo kocha."

Julio, odsuń się ode mnie! To, że Adam może Cię dotykać nie znaczy, że ja też potrafię. Nawet jeżeli jesteś fikcyjną bohaterką...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

,,Alison, szkolna gwiazda, znika w niewyjaśnionych okolicznościach. Rok później jej przyjaciółki: Emily, Aria, Spencer i Hanna, zaczynają otrzymywać niepokojące SMS-y. Ktoś zna sekrety, które chciały pogrzebać wraz z pamięcią o Ali. Jak wiele dziewczyny są w stanie poświęcić, by prawda nie wyszła na jaw?”

Przepis na PLL:
Wziąć autorkę, która w miarę dobrze pisze, dodać 4 bogate nastolatki z tajemnicami, do tego upchnąć tajemniczą postać, mroczną przeszłość, brak rozumu i nazwy różnorodnych marek. I chłopaków. I mamy bestseller, na podstawie którego powstał serial! Wydaje się łatwe, nieprawdaż? A wymyślilibyście taką intrygę, jaką stworzyła Sara Shepard? Pewnie tak. Jej książka przypomina połączenie Plotkary i Tylko dla wybranych. Już wiadomo komu książka się spodoba ;)

Aż byłam zaskoczona, gdy po sięgnięciu po książkę nagle się zorientowałam, że jestem już na 60 stronie. Ku mojemu zadowoleniu wciągnęłam się w historię, poprzeklinałam główne bohaterki (przepraszam bardzo, jak można być tak głupim, bezmyślnym i nierozsądnym!? Ach ta dzisiejsza młodzież), pozastanawiałam się, kim jest A. i znalazłam błąd na okładce. W opisie powinno być ,,trzy lata później”, a nie ,,rok później”. Niedopatrzenie wydawnictwa.

Jak tak czytam książki o życiu nastolatków w USA, to, hm, no cóż, zastanawiam się, czy ja jestem jakaś nienormalna, czy to z nimi jest coś nie tak. Szalone imprezy, narkotyki, picie, papierosy, różne inne nałogi, skandaliczne zachowania… Nie jestem jakąś cnotką, czy coś, o nie! Ale dla mnie jest to zadziwiające, że zachowują się tak, jakby nie mieli mózgów, ot co. Można uznać, że wyznają zasadę, że młodzi są, że nic im nie będzie, że bogaci rodzice ich z tego wyciągną… O.o

I śledząc poczynania A., jestem jej zwolenniczką – 4 przyjaciółki narobiły naprawdę wiele, wieeeeeeele złego i powinny ponieść konsekwencje swojej głupoty (może to smartfony myślą za nie?). To raz. A dwa- patrząc na ich zainteresowanie chłopakami, materializm czuję się dziwnie. A gdzie tu czas na czytanie? Na wypad do kina? Teatru?
PLL jest ciekawą historią i nie żałuję, że kupiłam książkę. Serio.

Lubię takie historie, lubię pośmiać się z głównych bohaterek, lubię popatrzeć, jak wyglądają realia USA, te głupie prześladowania, rasizm, brak tolerancji seksualnej. W książce autorka poruszyła ten problem i dobrze! Ludzie powinni zdawać sobie sprawę, że takie zachowania są kompletnie nie na poziomie.

Stawiam 4 za ciekawą intrygę, za nieprzewidywalność, za to, że się wciągnęłam, że pochłonęłam książkę jednego wieczoru. A za serial muszę się zabrać, bo skoro książka mi się spodobała, to serial też! To by było na tyle, jeżeli chodzi o moje zdanie. Jeżeli ktoś się mnie kiedyś zapyta, czy warto czytać, odpowiem, że warto. Ale do książki trzeba podejść na luzie, bo to nie jest w żadnym stopniu poważna lektura.

,,Alison, szkolna gwiazda, znika w niewyjaśnionych okolicznościach. Rok później jej przyjaciółki: Emily, Aria, Spencer i Hanna, zaczynają otrzymywać niepokojące SMS-y. Ktoś zna sekrety, które chciały pogrzebać wraz z pamięcią o Ali. Jak wiele dziewczyny są w stanie poświęcić, by prawda nie wyszła na jaw?”

Przepis na PLL:
Wziąć autorkę, która w miarę dobrze pisze, dodać 4...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

,,-Każdy człowiek- odezwał się cicho Chris – ma swoją wytrzymałość. Kiedy wszystko, co kocha, i wszystko, co nadaje sens jego życiu i sprawia, że jest tym, kim jest, zostaje mu odebrane, zniszczone, znika w płomieniach jak sucha drzazga. Człowiek dochodzi do wniosku, że ma już tylko jeden wybór. Może zdecydować, kiedy i w jaki sposób umrze.’’

Wynter przemierza mroczne lasy w poszukiwaniu Alberona, prawowitego następcy tronu, który prawdopodobnie gdzieś się ukrywa. Drży przed niebezpieczeństwami czającymi się na każdym kroku, ale nie poddaje się, tylko brnie dalej. Aż pewnego razu przypadkiem trafia na Christophera i Raziego. Stop! Dlaczego oni są razem? O co tu chodzi? Pojawiają się kolejne pytania, ale odpowiedź na nie o dziwo dostaje. Los tak nimi kieruje, że w końcu natrafiają na Merronów i szukają u nich schronienia przed Wilkami. A Wynter odkrywa kilka rzeczy, których się nie spodziewała. I powoli poznaje Merrońskie zwyczaje…

Królestwo Cieni bardziej obfituje w akcję, niż Zatruty Tron. Druga część lepsza od pierwszej? Tak! Tak! I jeszcze raz tak! Celine Kiernan po raz kolejny pokazuje, jak znakomitą pisarką jest, ile wspaniałych pomysłów można znaleźć w jej umyśle. Może troszkę znęca się nad bohaterami, ale bez nieszczęścia szczęścia nie ma, jak to kiedyś napisała Lauren Oliver w swojej książce. I ja się w pełni z tym zgadzam. No może jak takiego cierpienia jest za dużo (czyt. jak w książkach Cassandry Clare), to się denerwuję i zastanawiam, dlaczego autorka nie może wreszcie dać tym umęczonym duszom spokój. Ale szczerze mówiąc nie mam nic przeciwko jakiejś cięższej przeszłości danej postaci, bo wtedy pozwala mi to ją lepiej zrozumieć. I docenić of course!

Znowu mogłabym się rozwodzić na temat języka, który za każdym razem mnie zachwyca. Stylizacja jest po prostu niesamowita i niepowtarzalna, wprowadza w nastrój powieści zaszczepiając w czytelniku pewien nieokreślony niepokój, który nie pozwala nie sięgnąć po część następną. Nie pozwala on także książki odłożyć, bo przecież trzeba się dowiedzieć, czy wszyscy przeżyją, czy przygoda Wynter, Christophera i Raziego dobrze się skończy, nieprawdaż?

No i Christopher! Kolejna postać, którą mogę dopisać do listy najukochańszych bohaterów książkowych. Przyznam, że na mą twarz wyszedł szeroki banan podczas lektury co poniektórych scen z udziałem jego i Wynter. Bo to takie romantyczne.. I smutne zarazem. Zaszklonych łzami oczek także nie zabrakło… Królestwo Cieni, a raczej cała seria gra na emocjach sprawiając, że czytelnik przeżywa wszystko tak jak bohaterowie, a może nawet bardziej!

I nadszedł czas na podsumowanie. Szczerze mówiąc, nie wiem co mam napisać, aby się nie powtarzać. Hm. Może to, że każdy, kto jeszcze nie miał styczności z żadną z książek Pani Kiernan, ma bezzwłocznie po nią sięgnąć? Tak! Więc, drodzy czytelnicy, którzy zaglądają na mego bloga, do Zatrutego Tronu ale już! Bo warto, wierzcie mi! I nie tylko mi, bo wielu jest fanów przygód Wynter. Stawiam 6 i naprawdę polecam całym sercem, bo sądzę, ba!, nawet jestem tego pewna, że się nie zawiedziecie. Bo wszystko dobre, co Celine Kiernan napisała.

Za książkę serdecznie dziękuję Pani Julii z grupy wydawniczej Publicat! :D

,,-Każdy człowiek- odezwał się cicho Chris – ma swoją wytrzymałość. Kiedy wszystko, co kocha, i wszystko, co nadaje sens jego życiu i sprawia, że jest tym, kim jest, zostaje mu odebrane, zniszczone, znika w płomieniach jak sucha drzazga. Człowiek dochodzi do wniosku, że ma już tylko jeden wybór. Może zdecydować, kiedy i w jaki sposób umrze.’’

Wynter przemierza mroczne lasy...

więcej Pokaż mimo to