rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

Po dziesięciu minutach słuchania tej opowieści sprawdziłam u "wujka Google", kim jest autorka, gdyż odniosłam wrażenie, że to jakaś amatorska pasta, szumnie określona mianem horroru. Język i styl na poziomie niezbyt rozgarniętej nastolatki. Główna bohaterka jest tak antypatyczna, pusta i zadufana w sobie, że aż chciałoby jej się przyłożyć i zaproponować terapię u naprawdę dobrego psychologa, który pomógłby jej utrzymać w ryzach wybujałe ego i wyraźną nimfomanię. Teraz wątki parapsychologiczne: najgłupsze przedstawienie "obcych", z jakim kiedykolwiek się zetknęłam. Wychodzi na to, że jedyną misją kosmitów jest zemsta dokonana na ludzkości za dawne przewiny na przedstawicielach ich rasy. W tym celu, za pomocą telepatii (a jakże!) nakłaniają mieszkańców sielskiego letniska do morderstw, gwałtów i innych niecnych czynów. Natalia (główna bohaterka) jest przy tym na pozycji uprzywilejowanej, gdyż z nią porozumiewa się czarny kot, pod którego postacią oczywiście skrywa się klasyczny "szarak".
Nie będę się dłużej rozpisywać, bo już samo ogarnięcie tego bełkotu wymagało ode mnie dużego samozaparcia; pisanie o tej książce to już ponad moje siły.
Odsłuchałam jako audiobook, typowa "zapchajdziura" w czasie domowej krzątaniny. W formie pisanej byłoby to nie do przetrawienia.
Stanowczo nie polecam, a nawet odradzam.

Po dziesięciu minutach słuchania tej opowieści sprawdziłam u "wujka Google", kim jest autorka, gdyż odniosłam wrażenie, że to jakaś amatorska pasta, szumnie określona mianem horroru. Język i styl na poziomie niezbyt rozgarniętej nastolatki. Główna bohaterka jest tak antypatyczna, pusta i zadufana w sobie, że aż chciałoby jej się przyłożyć i zaproponować terapię u naprawdę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Chciałoby się zakrzyknąć internetowym powiedzeniem: "Co ja pacze!" Strata czasu i urlopu. Temat poważny, ważny i wstrząsający - molestowanie seksualne, przemoc w rodzinie, dramat nastolatki. Styl pisarki na poziomie gimnazjum. Postaci jak z serialu o lśniących w słońcu wampirach, tylko, że bez wampirów. Nie zdzierżyłam.

Chciałoby się zakrzyknąć internetowym powiedzeniem: "Co ja pacze!" Strata czasu i urlopu. Temat poważny, ważny i wstrząsający - molestowanie seksualne, przemoc w rodzinie, dramat nastolatki. Styl pisarki na poziomie gimnazjum. Postaci jak z serialu o lśniących w słońcu wampirach, tylko, że bez wampirów. Nie zdzierżyłam.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Stała sobie ta książka na bibliotecznej półce i wprost krzyczała do mnie: "Przeczytaj mnie, przygarnij mnie!" Prawie jak spragniony miłości zwierzak w schronisku.
Świetny tytuł. Opis na okładce również bardzo zachęcający. Zaczyna się dobrze. Bliżej nieokreślona, jednak niezbyt odległa przyszłość. Ogarnięte wojną Stany Zjednoczone. Nie wiemy z jakiej przyczyny wybuchła wojna, trwają zamieszki, rozruchy, bójki uliczne, żołnierze nieustannie patrolujący ulice. Dwunastoletnia Lola mieszka z siostrą i rodzicami w Nowym Jorku. Chodzi do prywatnej szkoły, nosi kolanówki i jest grzeczną dziewczynką. Mieszka w stosunkowo dobrej dzielnicy, z dala od chaosu ogarniającego kraj. Rodzina jakoś sobie radzi. Ojciec jest scenarzystą, w trudnych dla wszystkich czasach jakoś udaje mu się zarobić na utrzymanie rodziny. Jednak i dla Hartów nadchodzi zła passa. Przemysł filmowy upada, narastają długi, rodzina przeprowadza się do mieszkania w gorszej dzielnicy. Przyjaciółki i nauczyciele odwracają się od Loli, uznając ją za kogoś gorszego. "gettówkę". Nie ma już wspólnych spacerów i dziewczyńskich pogaduszek. Nastolatka poznaje nowe koleżanki, silne i twarde dziewczyny, które żyją "na ulicy" utrzymując się z kradzieży i prostytucji. Lola szybko "wsiąka" w nowe towarzystwo. Życie w gangu uczy ją przemocy. Dostosowuje się do koleżanek, klnie, napada i kradnie. Obserwujemy zmianę zachodzącą w dziewczynie wymuszoną warunkami, w jakich przyszło jej żyć.
Ogólnie fabuła nie jest zła. Jednak odniosłam wrażenie, że autor jakby trochę za dużo mówi o sprawach seksu - głównie lesbijskiego. Tak, jakby postaci o niczym innym nie myślały. Opisy wspólnych nocy, pieszczot, itd. Po co tyle tego? Zbyt dużo nie wnosi to do rozwoju akcji. Wątek ten jest mocno i dosłownie uwypuklony w powieści. Co kilka stron czytałam "lesba". Także niby - slang miejski wydaje się być mocno naciągany i przez to denerwujący - może to wina tłumaczenia. "Łóżkować", "autobusować", "metrować", "puszczam" zamiast "przypuszczam" - jakieś to mało wiarygodne.
Trochę zawiodłam się na tej książce. Intrygujący tytuł okazał się być atrakcyjną przykrywką do takiej sobie opowieści o trudnym dorastaniu w ekstremalnych warunkach przyprawionej zbyt dużą ilością seksu i ogólnego rozbisurmanienia bohaterek.

Stała sobie ta książka na bibliotecznej półce i wprost krzyczała do mnie: "Przeczytaj mnie, przygarnij mnie!" Prawie jak spragniony miłości zwierzak w schronisku.
Świetny tytuł. Opis na okładce również bardzo zachęcający. Zaczyna się dobrze. Bliżej nieokreślona, jednak niezbyt odległa przyszłość. Ogarnięte wojną Stany Zjednoczone. Nie wiemy z jakiej przyczyny wybuchła...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niewolnictwo. Było jest i będzie. W dzisiejszych cywilizowanych czasach zjawisko nadal istniejące, chociaż spychane w głąb świadomości współczesnego człowieka.

Powieść "Zniewolony" dotyczy jednakże niewolnictwa najbardziej nam znanego - przedstawia prawdziwą historię Solomona Northupa - Murzyna urodzonego w Nowym Jorku jako człowieka wolnego, dość wykształconego, ojca i męża. Wiedzie on szczęśliwe życie do chwili, gdy podczas jednej z wypraw związanych z grą na skrzypcach, która jest jednym z jego zajęć zarobkowych, zostaje zatrudniony przez dwóch mężczyzn. Ma grać podczas występów wędrownego cyrku. Pozornie przyjaźni panowie podstępnie dokonują sprzedaży Solomona na Południe, gdzie pozbawiony zostaje dokumentów świadczących o byciu wolnym człowiekiem i sprzedany na plantację bawełny, a potem trzciny cukrowej jako niewolnik. Dla człowieka cieszącego się dotychczas przywilejami pełnej swobody zniewolenie jest cięższym jarzmem, niż dla urodzonego w niewoli. Autor opisuje codzienne życie swoje i swych towarzyszy, nie szczędząc drastycznych szczegółów. Mówi też o swoich emocjach: strachu, tęsknocie, bólu. Jest to obraz, który znamy z wielu książek i filmów.
Historia zniewolonego znajduje swoje szczęśliwe zakończenie dzięki niestrudzonemu dążeniu Solomona ku wolności i dobrym ludziom, którzy nie bacząc na grożące im konsekwencje pomagają mu w realizacji jego planów.

Lektura książki może dla niektórych być trochę męcząca. Napisano ją niewprawnym stylem zwykłego człowieka, gdyż jest to bezpośrednia relacja samego Northupa, ale czyta się szybko i przyjemnie. Zaciekawiły mnie nawet opisy uprawy trzciny i bawełny, nie hodowanej przecież w naszym klimacie.

Ogólnie ocena "przeciętna". Może dlatego, że to niekoniecznie moja tematyka? Może dlatego, że przedtem widziałam ekranizację i wydała mi się ona ciekawsza? Można przeczytać, ale jeżeli komuś się nie chce, to też zbyt dużo nie straci.

Niewolnictwo. Było jest i będzie. W dzisiejszych cywilizowanych czasach zjawisko nadal istniejące, chociaż spychane w głąb świadomości współczesnego człowieka.

Powieść "Zniewolony" dotyczy jednakże niewolnictwa najbardziej nam znanego - przedstawia prawdziwą historię Solomona Northupa - Murzyna urodzonego w Nowym Jorku jako człowieka wolnego, dość wykształconego, ojca i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie będę oryginalna rozpoczynając swój wpis zdaniem: to dziwna książka. Jedna z dziwniejszych, jakie czytałam. Fabuła początkowo nie jest zbyt skomplikowana. Świat przyszłości. Stany Zjednoczone przekształciły się w Komunistyczną Republikę Ludowej Ameryki Północnej. Wszystkie działania obywateli nadzorowane są przez władze, z którymi nie istnieje realna możliwość kontaktu. Panuje bezrobocie, pieniądz nie ma żadnej wartości. Oczywiście mocno rozwinięta jest biurokracja i siły policyjne szpiegujące poczynania ludzi. Urzędnicy w godzinach pracy zabawiają się Grą o zasadach zbliżonych do znanych nam kalamburów.
Główny bohater, Joe Fernwright jest naprawiaczem ceramiki, takim jakby garncarzem czyli tytułowym druciarzem, cokolwiek miałoby to oznaczać. Należy zaznaczyć, że jest mistrzem swego fachu, jak jego ojciec. Ale w świecie, gdzie nie ma ceramiki jego umiejętności stają się nikomu niepotrzebne. Naczynia wykonuje się z plastiku. Rzadko kiedy Joe może poświęcać się swojej pasji. Pewnego dnia otrzymuje wiadomość od tajemniczego Glimmunga, istoty zamieszkującej planetę Syriusz 5. Zawarta jest w niej intratna propozycja pracy. Otóż wystarczy, aby Joe udał się wraz z grupą innych wybranych specjalistów i naukowców na wspomnianą planetę i wziął udział w misji wydobycia zatopionej Katedry. Jego umiejętności związane z naprawą starożytnej ceramiki zostaną sowicie nagrodzone.
Mniej więcej w tym momencie kończy się zrozumiała część książki. Reszta jest opowieścią w opowieści, akcja zaczyna toczyć się bardziej sennie. Świat Syriusza, jego mieszkańcy, Katedra i sam Glimmung – wszystko to wydaje się być jakimś majakiem lub, co tu dużo gadać – wizja narkotyczną samego autora. Znamienne wydaje się być rozdwojenie niektórych elementów: podwójna Katedra, Glimmung toczący podwodne walki ze swoim alter ego. W końcu - połączenie większości bohaterów w jedną istotę. Wydaje mi się, że Dick nie miał zbyt dobrych dni, pisząc tę książkę.
Podsumowując: mnie się podobało, ale nie jest to historia prosta w odbiorze i może znudzić osoby, które nie lubią lądować w aż tak absurdalnych światach.

Nie będę oryginalna rozpoczynając swój wpis zdaniem: to dziwna książka. Jedna z dziwniejszych, jakie czytałam. Fabuła początkowo nie jest zbyt skomplikowana. Świat przyszłości. Stany Zjednoczone przekształciły się w Komunistyczną Republikę Ludowej Ameryki Północnej. Wszystkie działania obywateli nadzorowane są przez władze, z którymi nie istnieje realna możliwość kontaktu....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Porzućcie wszelkie wspomnienia z dzieciństwa o szlachetnym Dzikim Zachodzie, honorowych , pięknych Indianach i walecznych kowbojach. Wizje zachodzącego, czerwonego słońca i bezkresnych prerii przemierzanych przez dyliżanse proszę wyrzucić do śmietnika wraz z „Domkiem na prerii” i „Doktor Quinn”.

Książka McCarthy’ego przeraża. Mnie, dziecko przygody, wychowane na perypetiach Winnetou, brutalnie sprowadziła na Ziemię. Oczywiście, mając lat prawie 40 dawno już zorientowałam się, że karmiono mnie mrzonkami, a Dziki Zachód naprawdę był dziki i nie rządziły nim żadne prawa. Jednak co innego publikacje naukowe czy filmy dokumentalne, a co innego fabularyzowana relacja jednego z uczestników tamtych wydarzeń.

Autor opowiada losy Dzieciaka, postaci ponoć autentycznej, łowcy skalpów, który wędruje wraz z grupą podobnych sobie awanturników po preriach Ameryki i Meksyku polując na Indian. Przywódcą tego zbiorowiska psychopatów, przestępców i banitów jest Sędzia, postać tajemnicza i obdarzona prawie nadludzkimi zdolnościami. W pogoni za pieniędzmi nie wahają się oni przed najgorszymi zbrodniami. Krwawe opisy morderstw i masakr, krew w której wręcz brodzą „kowboje”, wszechobecne okrucieństwo, pijatyki, trupy ludzi, mułów, koni... Wszystko to pod palącym bezlitosnym słońcem, na rozgrzanych pustkowiach, gdzie nie ma nic do jedzenia i nie uświadczysz kropli wody. Brud, robactwo, strach i zobojetnienie. Człowieczeństwo zaciera się i przesuwa swoje granice. Między członkami grupy nie ma miejsca na przyjaźń czy lojalność. Liczy się złoto, własne zadowolenie i własne życie. To świat, w którym nie ma happy endów.

Książka na pewno warta jest przeczytania. Autor opisuje piękno natury, obojętnej na wszystkie przerażające wydarzenia. Przedstawia życie codzienne bandy – to pomiędzy kolejnymi grabieżami. Postaci zarysowane są schematycznie, mało wiemy o ich przeszłości, tak jakby autor chciał nam powiedzieć, ze liczy się ich los tu i teraz. Resztę zostawia naszym domysłom i wyobraźni. Nie ma tu zbędnych słów, są za to piękne metafory i język chwilami poetycki, kontrastujący z krwawą jatką, która odbywa się na stronach książki.

Na minus mogę zaliczyć to, że używany w dialogach język hiszpański nie jest przetłumaczony, chociażby w przypisach, co utrudniało czytanie – ze słownikiem w drugiej ręce. Ale to wina tłumacza, nie autora, zatem odpuszczam ten grzeszek.

Porzućcie wszelkie wspomnienia z dzieciństwa o szlachetnym Dzikim Zachodzie, honorowych , pięknych Indianach i walecznych kowbojach. Wizje zachodzącego, czerwonego słońca i bezkresnych prerii przemierzanych przez dyliżanse proszę wyrzucić do śmietnika wraz z „Domkiem na prerii” i „Doktor Quinn”.

Książka McCarthy’ego przeraża. Mnie, dziecko przygody, wychowane na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czarna wizja przyszłości w roku 1999, Stany Zjednoczone na chwilę przed wkroczeniem w nowe millenium.

Wskutek przeludnienia na świecie panuje głód i nędza. Ludzie żyją wszędzie: na opuszczonych statkach, we wrakach samochodów lub wprost na ulicy. Nieliczni szczęśliwcy, którym jakimś cudem uda się zdobyć własny kąt (czyt. klitka bez bieżącej wody, ogrzewania i innych wygód) muszą liczyć się z dokwaterowaniem bez ich zgody niechcianych lokatorów. Na ulicach wybuchają zamieszki, związane z brakiem żywności i wody. Na prowincji chłopi, chcąc ratować resztki upraw, wysadzają akwedukty. Do tłumienia buntów wysyłani są policjanci.

Jednym z nich jest bohater tej ponurej opowieści, Andy Rusch. Głównym wątkiem, wokół którego toczy się cała historia jest zabójstwo bogatego mieszkańca Nowego Jorku. Zamożność tamtej rzeczywistości to jednak coś zupełnie innego, niż rozumiemy obecnie. To normalne mieszkanie, klimatyzacja, butelka alkoholu i kawałek mięsa od święta. Czyli to, co my uznajemy za rzecz normalną (no, może z wyjątkiem klimy w mieszkaniu). Do wyjaśnienia tej sprawy zostaje skierowany właśnie detektyw Rusch. Żmudne śledztwo komplikuje się i ciągnie w nieskończoność. Policji brak ludzi i środków, podobne braki istnieją w straży pożarnej i służbie zdrowia. Kiedy współlokator Andy’ego ulega wypadkowi, pogotowie po udzieleniu doraźnej pomocy po prostu przywozi go do domu, gdyż w szpitalach brakuje leków i miejsc. W powieści wyraźnie zaznaczony jest też wątek skomplikowanej miłości pomiędzy Ruschem a Shirl, dawną kochanką zamordowanego „bogacza”.

Książka, oprócz naprawdę przerażającej wizji przyszłości jest jednak czymś więcej. Napisana w 1966 roku, w czasie rodzących się ruchów hippisowskich i rewolucji seksualnej. W głębszej warstwie jest manifestem politycznym i kulturowym. Wyraźne deklaracje Sola, mieszkającego z Ruschem staruszka (pochodzenia żydowskiego) o nie głosowaniu na republikanów czy przemowa w obronie antykoncepcji, dość mocno obwiniająca katolików o tragiczną sytuację świata wiele mówi nam o poglądach autora. Znajdziemy tu też początki poprawności politycznej podczas rozmowy Andy’ego z przełożonym, a dotyczącej pochodzenia rasowego zabójcy.

Przymykając oko na przemycone w treści akcenty polityczne, powieść czyta się świetnie. To jeden z najgorszych światów z jakimi udało mi się zetknąć w literaturze s-f.

(Odnośnie nazwiska "Rusch" - tak było w przekładzie, dlatego zachowałam tę pisownię.)

Czarna wizja przyszłości w roku 1999, Stany Zjednoczone na chwilę przed wkroczeniem w nowe millenium.

Wskutek przeludnienia na świecie panuje głód i nędza. Ludzie żyją wszędzie: na opuszczonych statkach, we wrakach samochodów lub wprost na ulicy. Nieliczni szczęśliwcy, którym jakimś cudem uda się zdobyć własny kąt (czyt. klitka bez bieżącej wody, ogrzewania i innych wygód)...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W małym miasteczku o szumnie brzmiącej nazwie Wielki Guslar mieszkają zwyczajni ludzie, tacy, jakich wielu. Mają swoje troski i zmartwienia, radości, lepsze i gorsze dni. Prowadzą interesy, przyjaźnią się, kochają i kłócą. Jak w każdej prowincjonalnej społeczności. Jest jednak coś, co wyróżnia Wielki Guslar spośród innych podobnych mu miejscowości. Otóż tu właśnie zdarzają się nader często wizyty Obcych. Możemy ich spotkać pewnego dnia dosłownie na swoim podwórku, tak, jak to zdarzyło się Korneliuszowi Udałowowi, dyrektorowi przedsiębiorstwa budowlanego. Jest on postacią łączącą wszystkie opowiadania i to on właśnie przyciąga do siebie tajemniczych przybyszów. Nie wiadomo, dlaczego tak się dzieje, gdyż Udałow nie wyróżnia się niczym nadzwyczajnym spośród innych mieszkańców Guslaru. Faktem jest, że to do niego przychodzi późnym wieczorem kosmita potrzebujący pomocy („Trzeba pomóc”), on też znajduje rozbity latający spodek w drodze do pracy(„Kontakty osobiste”) i to właśnie on zaopiekuje się tajemniczym hipopotamem, który pewnego ranka pojawi się wśród krzaków bzu rosnących tuż obok jego domu („Miłość do milczącego stworzenia”).

To jednak nie wszystko. Tylko w Wielkim Guslarze czekają nas emocje związane z zakupem zwykłych, zdawałoby się złotych rybek z miejscowego sklepiku zoologicznego („Świeży transport złotych rybek”), a także dowiemy się jak działa eliksir przeciw lenistwu wynaleziony przez profesora Minca.

Jest to świetna, lekka, zabawna lektura. Bułyczow opisuje postaci i wydarzenia takimi jakie są, nie oszczędza żadnego z bohaterów. Każdy ma swoje wady i zalety, tajemnice, przywary i śmiesznostki. To najzwyczajniejsi na świecie ludzie, którym po prostu przydarzają się nieprawdopodobne historie. W opowiadaniach nie brak także satyrycznego spojrzenia na absurdy socjalistycznej rzeczywistości, jak chociażby w „Ukochanym uczniu fakira”, z którego dowiemy się, co zrobić, aby komisja budowlana zatwierdziła zwyczajną fuszerkę jako doskonałą robotę.

To nie wszystkie tajemnice, jakie kryje Wielki Guslar. Jeżeli chcecie przekonać się, co jeszcze można znaleźć na jego sennych uliczkach, szczerze zachęcam do przeczytania książki. Gwarantuję, że zapragniecie tam wrócić.

W małym miasteczku o szumnie brzmiącej nazwie Wielki Guslar mieszkają zwyczajni ludzie, tacy, jakich wielu. Mają swoje troski i zmartwienia, radości, lepsze i gorsze dni. Prowadzą interesy, przyjaźnią się, kochają i kłócą. Jak w każdej prowincjonalnej społeczności. Jest jednak coś, co wyróżnia Wielki Guslar spośród innych podobnych mu miejscowości. Otóż tu właśnie zdarzają...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Ślimak na zboczu Arkadij Strugacki, Borys Strugacki
Ocena 6,9
Ślimak na zboczu Arkadij Strugacki, ...

Na półkach:

Po przeczytaniu tej książki doszłam do wniosku, że każdy z nas jest trochę Pierecem, a trochę Kandydem.

Akcja rozgrywa się w dwóch światach, bohaterów również jest dwóch. Historie luźno wiążą się ze sobą. Pierwsza opowiada losy Piereca, pracownika w instytucji zajmującej się kontrolowaniem Lasu. Jest to firma silnie zbiurokratyzowana, gdzie rządzi bezduszny Dyrektor, posługujący się milionem dyrektyw, każdy człowiek ma wyznaczone funkcje i przydzieloną, często bezsensowną pracę. Czas wolny upływa przy kartach i piciu Kefiru. Pierec ma jedno marzenie: wyrwać się z trybów tej machiny mielącej na proch jego życie, pragnie uciec jak najdalej, a przedtem zobaczyć Las.

W drugim świecie czyli Lesie, żyje Kandyd. On także był kiedyś pracownikiem wspomnianej firmy, ale wskutek wypadku został uwięziony w Lesie. Także szuka ucieczki, chcąc powrócić do Miasta i dawnego życia. Las jest miejscem niebezpiecznym, rosną w nim tajemnicze grzyby i skaczące drzewa wśród których grasują bandy i czają się martwiaki porywające kobiety. Tu też są zasady, a najważniejszą jest „nie wolno”.

Wśród wielu osób spotkałam się z opinią, że powieść jest satyrą na totalitaryzm. Zgodzę się z tym zdaniem, szczególnie część poświęcona losom Piereca obnaża wszystkie wady tego systemu. Jednak wiele z opisanych wątków pasuje także do współczesnej rzeczywistości (na wszystko trzeba mieć „papier”, znajomości i plecy itd.) Dla mnie jednak jest to głównie książka o wolności. O tym, że świat rzeczywisty często nie pokrywa się z naszymi marzeniami, o hamowaniu wyobraźni, o tym, że często chcielibyśmy uciec od zorganizowanego, codziennego życia do własnego Lasu, a kiedy już w nim jesteśmy, stwierdzamy, że może jednak „tam” było lepiej? Bo „wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma”.

Świetna książka na pogłębienie depresji (taki żarcik). Polecam z czystym sumieniem; Lasu stworzonego przez Strugackich nie znajdziecie nigdzie indziej. Nie pierwszy raz się zastanawiam, na czym oni jadą? Może na grzybkach opisanych w powieści? ;-D

Po przeczytaniu tej książki doszłam do wniosku, że każdy z nas jest trochę Pierecem, a trochę Kandydem.

Akcja rozgrywa się w dwóch światach, bohaterów również jest dwóch. Historie luźno wiążą się ze sobą. Pierwsza opowiada losy Piereca, pracownika w instytucji zajmującej się kontrolowaniem Lasu. Jest to firma silnie zbiurokratyzowana, gdzie rządzi bezduszny Dyrektor,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bardzo dobry pomysł, bardzo dobry opis na okładce. Pokrótce: w Stanach ma zacząć obowiązywać nowy system identyfikacji ludności, polegający na wszczepieniu każdemu obywatelowi czipa, w którym będą zawarte wszystkie dane na jego temat. Ma to ułatwić kontrolę nad społeczeństwem i pomagać w zwalczaniu terroryzmu. Jednak jest w tym ukryty haczyk, system ma służyć czemuś więcej...
Po takiej zachęcie można by się spodziewać ciekawej fabuły, lecz autor pisze tak topornym językiem, że czasami miałam wrażenie, że to dzieło mało rozgarniętego gimnazjalisty. O wątku romantycznym, całkowicie od czapki wplecionym w główny wątek, nie wspomnę. Relacje między bohaterami są proste jak konstrukcja cepa. Strata czasu i papieru.

Bardzo dobry pomysł, bardzo dobry opis na okładce. Pokrótce: w Stanach ma zacząć obowiązywać nowy system identyfikacji ludności, polegający na wszczepieniu każdemu obywatelowi czipa, w którym będą zawarte wszystkie dane na jego temat. Ma to ułatwić kontrolę nad społeczeństwem i pomagać w zwalczaniu terroryzmu. Jednak jest w tym ukryty haczyk, system ma służyć czemuś...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jestem Kaszubką. W połowie wprawdzie, po Mamie, ale jednak. Na Kaszubach zostały moje najpiękniejsze wspomnienia, kocham ten region całym sercem, choć przyszło mi mieszkać w innej części Polski.

Dlatego nie potrafię ocenić tej książki obiektywnie. O treści będzie pokrótce. Głównym bohaterem jest opowieść. Pierwsza traktuje o muzyce, miłości i namiętności. O małżeństwie Grety, „Niemry”, śpiewaczki operowej z kompozytorem opętanym wizją dokończenia opery Wagnera. Druga opowieść to ta zawarta w odnalezionym w domu owej Grety pamiętniku dawnego właściciela budynku. To opowieść straszna, ukazująca mroczną i złą stronę człowieka, przepełniona szaleństwem i bólem. Trzecia jest według mnie tą najważniejszą. To ona jest sednem tej książki. Narrator opowiada swoje dzieciństwo na Kaszubach. Jest tu gwara kaszubska (która mocno traci w wersji pisanej), obyczaje (np. Pusta Noc, która trwa trzy noce), jeziora, morze i lasy bukowe. Jest pan Bieszke, woźnica o spracowanych rękach, który również snuje swoją opowieść. O trudnych,poplątanych losach Kaszubów w czasach wojny i po niej. O twardym, wymagającym życiu prostego człowieka.

Wszystkie te opowieści są ze sobą powiązane łącząc się w jedną. Nie ma tu niepotrzebnych wtrętów, zbędnych słów. Czyta się świetnie, nie zrażają nawet części poświęcone muzyce symfonicznej, pisane specyficznym językiem, mogącym być nie do końca zrozumiałym dla laika w tej dziedzinie (takiego jak ja). Wynagrodzeniem za trudy brnięcia w zawiłości muzyczne są fragmenty takie jak ten:

„...był to wieczór w Operze Leśnej w Sopocie, na który Führer miał przybyć osobiście (...) Co chwila od strony bramy wjazdowej, gdzie stało wielu bez biletów, wznosiła się rosnąca, potężna fala okrzyków – Heil, heil, heil! Wstawało z ławek kilka tysięcy ludzi, wstawała w tunelu orkiestra, dyrygent Elmendorff nie mógł wstać, ponieważ stał przy pulpicie już od kwadransa (...) tak zatem Führer zwiastowany tysiącami gardeł przybywał co parę minut do Opery Leśnej , ale jednak nie przybywał, choć przybywał, mimo, że nie przybywał...”

Spotkałam się z opiniami, że to książka trudna, a także głosy, iż jest to dzieło mistrzowskie. Jeżeli chodzi o operowanie językiem, autor zasługuje na najwyższe noty, nie można mu nic zarzucić. Dopracowane postaci, spójna fabuła, chociaż poskładana z odrębnych, wydawałoby się, elementów. Czy jest to dzieło mistrzowskie? W mojej opinii, nie. To inteligentna, interesująca książka, którą przeczytałam z prawdziwą przyjemnością. Taka, którą będę pamiętać.Gdyby nie osadzenie akcji właśnie na Kaszubach, zapewne nie wywołałaby u mnie aż takich emocji. Ale skoro tak ją autor napisał, to cóż... popłakałam sobie.

Jestem Kaszubką. W połowie wprawdzie, po Mamie, ale jednak. Na Kaszubach zostały moje najpiękniejsze wspomnienia, kocham ten region całym sercem, choć przyszło mi mieszkać w innej części Polski.

Dlatego nie potrafię ocenić tej książki obiektywnie. O treści będzie pokrótce. Głównym bohaterem jest opowieść. Pierwsza traktuje o muzyce, miłości i namiętności. O małżeństwie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zbiór 27 opowiadań z zakresu s-f i lekkiego horroru. Każde z nich równie dobre, wszystkie napisane z dużą starannością, wszystkie zaskakujące i czasami zmuszające do refleksji.

Dokładniejszym opisem wyróżnię kilka z nich:

„Pani od ciasteczek”. Pierwsze w zbiorze i zachęcające do przeczytania całości. Opowiada o chłopcu, który zaprzyjaźnia się ze starszą panią. Odwiedza staruszkę, aby poczytać jej książki w zamian za co otrzymuje porcję pysznych ciasteczek. Czy jednak przyjaźń staruszki jest szczera, czy nie ma ona ukrytych, złowrogich powodów, aby podtrzymywać tę znajomość?

„Znamienity autor”. W nieokreślonej datami przyszłości ludzie poruszać się będą superszybkimi mgnieniowcami. Na razie są one w fazie testów. Jednym ze szczęśliwców mogących z nich korzystać jest Henry Ellis, urzędnik w firmie zajmującej się ich produkcją. Pewnego dnia podczas podróży przez czwarty wymiar Henry dostrzega coś dziwnego: powinien być w pojeździe sam, lecz nie jest. Obok niego, na podłodze nerwowo biegają jakieś małe ludziki. Podczas którejś z kolejnych podróży nawiązuje z nimi kontakt... Zakończenie tego opowiadania – mistrzowskie, szokujące, a w obecnych czasach media powiedziałyby: „kontrowersyjne”.

„Świat, którego pragnęła”. Wyobraź sobie, że świat w którym żyjesz, Twoja rzeczywistość jest tak naprawdę wytworem Twojej wyobraźni, że masz wpływ na wygląd najdrobniejszych szczegółów, np. architektury lub pogody, że każde zdarzenie dzieje się za twoją zgodą i według Twoich pragnień. Fajnie, prawda? Dopóki nie trafisz do świata, który należy do kogoś innego i nie staniesz się jednym z jego elementów. Wtedy... No cóż, wtedy może być różnie.

„Zwiadowcy”. Ostatnie z opowiadań i chyba najbardziej poruszające. Ziemia jest martwa. Wyjałowiona wojną nuklearną i niszczycielską działalnością człowieka. Na powierzchni nie zostało już nic. Ludzie żyją pod ziemią i desperacko szukają ratunku w Kosmosie. Wybór pada na Marsa. Grupa zwiadowców podejmuje ryzykowną wyprawę w celu zbadania planety. Po przybyciu na miejsce dokonują szokującego odkrycia. Powtórzę: zakończenie – mistrzowskie. (Nie moja to wina, że Dick pisze tak, że czasami brakuje słów, aby oddać własne odczucia :-D )

Zachęcam do przeczytania tych opowiadań. Absolutnie wszystkie są godne uwagi, niejedno Was jeszcze zaskoczy. Te cztery, które opisałam to tylko drobny wycinek tej książki. Przed przeczytaniem Ktoś, Kto się Na Tym Zna powiedział mi: „Świetny zbiór!” Zgadzam się w 100%. Polecam miłośnikom starego (i nie tylko s-f). Naprawdę warto.

Zbiór 27 opowiadań z zakresu s-f i lekkiego horroru. Każde z nich równie dobre, wszystkie napisane z dużą starannością, wszystkie zaskakujące i czasami zmuszające do refleksji.

Dokładniejszym opisem wyróżnię kilka z nich:

„Pani od ciasteczek”. Pierwsze w zbiorze i zachęcające do przeczytania całości. Opowiada o chłopcu, który zaprzyjaźnia się ze starszą panią. Odwiedza...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

(Dodaję na "przeczytane", bo inaczej nie mogłabym wstawić opinii.)

Nie mam zwyczaju nie kończyć tego, co rozpoczęłam, ale „sorry, taki mamy klimat” – stanowczo nie mój.
A miało być tak pięknie: zagubiony życiowo bohater, tajemnicze urządzenie do grzebania w umysłach... W zamian za to nuda, nuda, flaki z olejem. Nie wiadomo, kiedy rozgrywa się akcja powieści, tak właściwie nie wiadomo nic. Jakiś hotel, jakaś whisky zgromadzona w jednym z pokoi, jakieś panienki towarzyszące sfrustrowanemu moralnie psychiatrze. Bełkotliwe rozważania na temat religii, moralności, nic się z niczym nie łączy... Dobrnęłam nieco za połowę. Nie zdzierżyłam i jestem zła, bo coś rozgrzebanego po mnie zostało. Ale szkoda mi czasu na taką historię, gdy inne, ciekawsze czekają. Nie polecam.

(Dodaję na "przeczytane", bo inaczej nie mogłabym wstawić opinii.)

Nie mam zwyczaju nie kończyć tego, co rozpoczęłam, ale „sorry, taki mamy klimat” – stanowczo nie mój.
A miało być tak pięknie: zagubiony życiowo bohater, tajemnicze urządzenie do grzebania w umysłach... W zamian za to nuda, nuda, flaki z olejem. Nie wiadomo, kiedy rozgrywa się akcja powieści, tak właściwie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bajka dla dorosłych, którzy gdzieś tam w środku nadal pielęgnują w sobie to coś, co przynależne jest tylko dzieciom.
Wspomnienia mężczyzny, który po latach przyjechał w swoje rodzinne strony. Świat widziany oczyma małego chłopca, gdzie staw jest oceanem, rodzina sąsiadek to czarodziejki, znające pradzieje naszego świata, magia przeplata się z rzeczywistością, a koty rosną w ziemi jak marchewki. Świat ten jest nie jest jednak tylko i wyłącznie piękny i kolorowy. W mrokach nocy czają się potwory, które w realnym życiu wpływają na losy rodziny naszego bohatera.
Autor porusza też tematy tak ważne w naszym życiu jak przyjaźń i poświęcenie dla drugiego człowieka. Trudno pisać o tej książce, nie zdradzając zbyt wielu szczegółów, gdyż sama opowieść jest niezbyt skomplikowana, ale sam sposób jej przedstawienia zachwyca. Dlatego najlepiej, jeżeli przedstawię próbkę, myślę, że ona powie, co takiego jest w tej historii, że nie sposób się od niej oderwać.

„ ...Przeszliśmy na kolejne pole, na którym rosło coś wyglądającego jak małe pałki sitowia bądź kudłate węże, czarne, białe, brązowe, pomarańczowe, szare i pasiaste; wszystkie falowały łagodnie, zwijając się i rozwijając w słońcu.
- Co to takiego? – spytałem.
- Możesz wyciągnąć jednego, jeśli chcesz – odparła Lettie.
Spojrzałem w dół: włochata macka u mych stóp była idealnie czarna. Schyliłem się, chwyciłem ją mocno u podstawy lewą ręką i pociągnąłem.
Coś wyłoniło się z ziemi i obróciło gniewnie. Poczułem się tak, jakby w rękę wbił mi się tuzin maleńkich igiełek. Otrzepałem stworzonko z ziemi, przeprosiłem, a ono przyjrzało mi się bardziej ze zdumieniem i zaskoczeniem niż z gniewem. Przeskoczyło mi z ręki na koszulę, a ja je pogłaskałem: to był kociak, czarny i smukły, o szpiczastym, ciekawskim pyszczku, z białą plamką na jednym uchu i oczami osobliwej soczystej, błękitnozielonej barwy...” (s.58)

Co Państwo na to?

Bajka dla dorosłych, którzy gdzieś tam w środku nadal pielęgnują w sobie to coś, co przynależne jest tylko dzieciom.
Wspomnienia mężczyzny, który po latach przyjechał w swoje rodzinne strony. Świat widziany oczyma małego chłopca, gdzie staw jest oceanem, rodzina sąsiadek to czarodziejki, znające pradzieje naszego świata, magia przeplata się z rzeczywistością, a koty rosną w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kiedy przeczytałam recenzję tej książki, wiedziałam, że to coś dla mnie. Rzecz dotyczy działalności Narodowych Sił Zbrojnych, polskiej partyzantki, Żołnierzy Niezłomnych, którzy toczyli wojnę z wrogami kraju – zarówno Niemcami jak i naszymi „ukochanymi wyzwolicielami” Armią Czerwoną, a także bandami Armii Ludowej. Autorka odkłamuje historię, przedstawia bohaterów we właściwym świetle, bez uprzedzeń.

Przez długie lata sowieckiej okupacji NZS był najbardziej znienawidzoną przez komunistów formacją polską. Przypisywano im najgorsze zbrodnie - od mordów na bezbronnych cywilach do zdrady i kolaboracji z Niemcami włącznie. Nawet w dzisiejszych czasach Związek Jaszczurczy i formacje nie chcące poddać się dowództwu AK często niezasłużenie pomijane są w publikacjach historycznych, a ich udział w walkach partyzanckich jest bagatelizowany.

Autorka przybliża nam postaci tych niezwykłych ludzi: Władysława Marcinkowskiego – Jaxy, twórcy Związku Jaszczurczego, Leonarda Zub – Zdanowicza, „cichociemnego”, dowódcy osławionej Brygady Świętokrzyskiej, walecznego Władysława Kołacińskiego „Żbika” i wielu innych. Opowiada o trudnym, codziennym życiu w lesie, o zimnie, walce i uczuciach partyzantów. Przedstawia nam ludzi z krwi i kości, a nie sztywne, papierowe postaci. Dzięki temu stają się oni nam bliscy, razem z nimi przeżywamy ich dole i niedole. Bardzo ciekawe są też wątki poświęcone politycznym rozgrywkom wewnątrz struktur Polski Podziemnej.

Dla mnie to jedna z najważniejszych książek o tej tematyce, jakie czytałam. Nie nużą mnie wspomnienia czy pamiętniki weteranów partyzantki, mogą być nawet opracowania naukowe, ale dzięki narracji p. Cherezińskiej, prostemu, przystępnemu językowi po raz pierwszy tak bardzo wtopiłam się w realia tamtego życia. Jest to temat, o którym trzeba mówić jeszcze przez długi czas. Opowiadać młodzieży, przekazywać prawdziwą historię naszego Kraju, aby ofiara tych Bohaterów nie poszła na marne. (Może końcowa część wypowiedzi dla niektórych brzmi patetycznie, mówi się trudno – wielkich spraw nie oddają małe słówka).

Kiedy przeczytałam recenzję tej książki, wiedziałam, że to coś dla mnie. Rzecz dotyczy działalności Narodowych Sił Zbrojnych, polskiej partyzantki, Żołnierzy Niezłomnych, którzy toczyli wojnę z wrogami kraju – zarówno Niemcami jak i naszymi „ukochanymi wyzwolicielami” Armią Czerwoną, a także bandami Armii Ludowej. Autorka odkłamuje historię, przedstawia bohaterów we...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

UWAGA! OCENA MOCNO SUBIEKTYWNA!

„E, tam, to nie to. „ - chciałoby się powiedzieć po przeczytaniu tej książki. Nie znaczy to oczywiście, że nie może się ona podobać, ale wg mnie jest przeznaczona dla młodszego czytelnika, takiego w wieku 13-15 lat.
Pomysł na fabułę jest dobry. Przez niedbałe i nieudolne rządy prezydenta Polski, niejakiego Citki, dochodzi do wojny nuklearnej wskutek czego świat ulega zagładzie. Oczywiście część ludzkości (jak zwykle) przetrwała i w gruzach zniszczonej Warszawy powstaje ośrodek, gdzie naukowcy przygotowują plan zapobieżenia katastrofie. W tym celu zamierzają wykorzystać wehikuł czasu, aby wysłać kilkoro nastolatków w przeszłość, gdzie mieliby oni odnaleźć przodka owego prezydenta i unieszkodliwić go za pomocą wirusa świnki. Po tym zabiegu nieszczęśnik nigdy nie zostanie ojcem i zły prezydent nie przyjdzie na świat boży, aby siać zniszczenie. Po wytypowaniu odpowiednich kandydatów do wypełnienia tej misji, grupka zostaje wyekspediowana w odpowiedni przedział czasowy (koniec XIX wieku, zabór rosyjski, Warszawa + jedna pomyłka) i tam przeżywa szereg niesamowitych przygód.
Autor bardzo ciekawie przedstawia realia życia w ówczesnym świecie, opowiada o miejscach, które już nie istnieją, trzymając się faktów historycznych. Nie brak też akcentów humorystycznych.
Właściwie brzmi ciekawie, prawda? A czego się czepiam?
Denerwujące są postaci nastolatków przedstawione w opowieści. Grupka wybranych składa się z kilku chłopców i jednej dziewczyny w wieku gimnazjalnym i trochę ponad. Te dzieciaki są wg mnie sztuczne do granic możliwości. Rozmowy prowadzą drewnianym, literackim językiem, relacje między nimi nie mają żadnej większej głębi, momentami zachowują się jak roboty zaprogramowane jedynie do wykonania misji. Rozumują bardzo dorośle, brak im tej wariackiej „nastolatkowatości”. Dodatkowo wszyscy są urodzonymi historykami, znającymi doskonale dzieje Warszawy. To głównie z ich rozmów poznajemy szczegóły historyczne.
Poza tym zadziwiająca jest niekonsekwencja autora dotycząca samych wypraw w czasie. Dowiadujemy się, że czasonautów obowiązuje zasada „efektu motyla” tzn. ,że będąc w przeszłości, nie wolno im w nią w najdrobniejszym stopniu ingerować, gdyż może to mieć nieprzewidziane konsekwencje w przyszłości. Ku przestrodze jeden z naukowców opowiada im historię chłopca, który rozpłynął się w niebycie po zakupie paczki pralinek. Dlatego też zaleca im ostrożność we własnych poczynaniach. Tymczasem młodzież zabawia się w strzelaniny, uprowadzenia samochodów, przygodne miłostki itd. Po tylu ingerencjach, możliwe, że świat w jakimkolwiek kształcie przestałby istnieć raz na zawsze.
Jako plus dopisuję postać carskiego kapitana Nowycha, naczelnika cyrkułu, który nosi zegarek elektroniczny i historię o próbie wygrania w szachy z komputerem.
Nie skreślam całkowicie tej książki, niektórym może się spodobać, ale nie jest to na pewno zbyt wymagająca lektura. Po prostu, tak jak w modnym ostatnio powiedzeniu: „oczekiwania przegrały z rzeczywistością. „

UWAGA! OCENA MOCNO SUBIEKTYWNA!

„E, tam, to nie to. „ - chciałoby się powiedzieć po przeczytaniu tej książki. Nie znaczy to oczywiście, że nie może się ona podobać, ale wg mnie jest przeznaczona dla młodszego czytelnika, takiego w wieku 13-15 lat.
Pomysł na fabułę jest dobry. Przez niedbałe i nieudolne rządy prezydenta Polski, niejakiego Citki, dochodzi do wojny...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ta książka jest tak cukierkowa jak kanadyjskie filmy familijne. Przeczytałam kilka pozycji z bogatego (liczebnie) dorobku p. Picoult. W pamięci utkwiły mi szczególnie „ W naszym domu” – rzecz traktująca o chłopcu chorym na zespół Aspergera i „Świadectwo prawdy” – historia Amiszki uwikłanej w sprawę kryminalną. O ile te dwie powieści czytało się dość przyjemnie – może dlatego, że duża część akcji dotyczyła procesów sądowych – to „Drugiego spojrzenia” nie sposób pozytywnie ocenić .
Najbardziej wiarygodnym elementem tej historii są duchy. Bohaterowie „realni” raczej nie mają prawa bytu w rzeczywistym świecie. Papierowi, jednoznacznie pozytywni lub negatywni, bez jakichkolwiek większych rozterek życiowych, reagujący jakby byli zanurzeni w miodzie. Na domiar złego zakochują się w tempie błyskawicznym i za każdym razem na zawsze.
Akcja rozgrywa się w stanie Vermont, co jest dość ważne, gdyż w książce poruszono wątek dotyczący przymusowej sterylizacji, będącej częścią programu eugenicznego mającego eliminować jednostki „nieprzystosowane” do życia w społeczeństwie czyli niepełnosprawne fizycznie lub psychicznie, a także przedstawicieli innych ras. Ten wątek jest ciekawy, szczególnie dla osób, które do tej pory nie zetknęły się z tą tematyką (chociaż też został mocno spłycony).
Do miasta Comtosook przybywa badacz zjawisk paranormalnych. Zaczyna interesować się sprawą budowy galerii handlowej, gdzie mają miejsce dziwne zjawiska. Indianie z plemienia Abenaki protestują przeciwko budowie, twierdząc, że obiekt ma powstać na ich terenach grzebalnych. Tu pojawiają się duchy i rozpoczyna się główna część powieści. Jest nawet retrospekcja, najciekawszy fragment książki. Wątków jest sporo, wszystkie się ze sobą łączą, trzeba uważać, żeby się nie pogubić w gęstwie bohaterów i splotach wydarzeń, jednakże są one dość przewidywalne.
Całość napisana jest językiem miałkim, zbyt przesłodzonym. Sytuacje przedstawione w tej historii są naprawdę nieprawdopodobne: np.jednemu z bohaterów wybucha w ręku kilka lasek dynamitu, jednak ten nie wymaga nawet dłuższej hospitalizacji. To jeden z przykładów, nie ma co więcej pisać. Dodam tylko, że zakończenie jest jak MOCNO kandyzowana wisienka na tym przesłodkim torcie.

Ta książka jest tak cukierkowa jak kanadyjskie filmy familijne. Przeczytałam kilka pozycji z bogatego (liczebnie) dorobku p. Picoult. W pamięci utkwiły mi szczególnie „ W naszym domu” – rzecz traktująca o chłopcu chorym na zespół Aspergera i „Świadectwo prawdy” – historia Amiszki uwikłanej w sprawę kryminalną. O ile te dwie powieści czytało się dość przyjemnie – może...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Uff, zmęczył mnie ten „Bastion” niemożebnie. Wcale nie dlatego, że nie lubię opasłych tomiszcz, wręcz przeciwnie, kiedy książka mnie naprawdę zainteresuje, żal chwyta za serce, że już się skończyła. Takie uczucie miałam przy „Bolesławie Chrobrym” czy „Filarach Ziemi”.
A tak się cieszyłam zasiadając w fotelu z Kingiem, do którego zdążyłam na nowo przekonać się po kilku przeczytanych po długim rozstaniu pozycjach, ale ta książka znów wprawiła mnie w niezbyt dobry nastrój. Rzecz jest o epidemii supergrypy, która dziesiątkuje ludzkość, pozostawiając przy życiu grupkę ocalałych. Ci, którzy przeżyli próbują odtworzyć społeczeństwo w skali mikro, a jednocześnie mają do spełnienia misję, stając do walki ze złem. O ile początek tej opowieści zapowiada się nieźle to w krótkim czasie autor zaczyna popisywać się swoim uzdolnieniem do tzw. „wodolejstwa”. Postać Złego (w domyśle Szatana, Antychrysta) jest nakreślona co najmniej naiwnie. Oto facet w kowbojskiej koszuli czasami jawiący się pod postacią wilka lub kruka buduje społeczeństwo przeciwstawne do grupy Dobrych. Gromadzi środki by zniszczyć tych, którzy ocaleli. Pytam tylko po co mu do tego broń konwencjonalna, skoro jest duchem nieczystym i posiada nadprzyrodzone moce. W ogóle wydaje się on być jakiś taki mało zaradny, niezdarny i zbyt ludzki, gapa taka trochę. Pozytywni bohaterowie są za to przez autora usuwani (czyt. zabijani) w bezsensownych okolicznościach i bez wyraźnego powodu, tak jakby stworzył ich zbyt wielu i nie bardzo wiedział co z nimi zrobić w dalszej części powieści.
Według mnie powieść nudnawa i niespójna; zbyt dużo niedokończonych wątków, zbyt dużo niedopowiedzeń. Zakończenie w ogóle nie pasuje do całości, typowo amerykańskie, jak z filmowego horroru klasy B.
Na plus autora zapiszę fakt, że nie pozwolił wyniszczającej epidemii pozbawić życia kotów, pozwalając im spokojnie przetrwać w wyludnionym świecie. Przed całkowitym skreśleniem książkę ratuje też ten fragment: „ - Wiesz... W gruncie rzeczy jestem człowiekiem wesołym i pogodnym. Może dlatego, że mam obniżony próg satysfakcji. Dzięki niemu tak wiele osób mnie nie znosiło. Zdarza mi się popełniać błędy, jak sam miałeś okazję usłyszeć, za dużo gadam, a do tego fatalnie maluję i nigdy nie trzymały się mnie pieniądze... Ale nigdy się nie poddawałem. Nigdy się nie załamałem. Pogodny ekscentryk, oto cały ja..."
Skąd Pan mnie zna, Panie King? ;-)

Uff, zmęczył mnie ten „Bastion” niemożebnie. Wcale nie dlatego, że nie lubię opasłych tomiszcz, wręcz przeciwnie, kiedy książka mnie naprawdę zainteresuje, żal chwyta za serce, że już się skończyła. Takie uczucie miałam przy „Bolesławie Chrobrym” czy „Filarach Ziemi”.
A tak się cieszyłam zasiadając w fotelu z Kingiem, do którego zdążyłam na nowo przekonać się po kilku...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Poniedziałek zaczyna się w sobotę Arkadij Strugacki, Borys Strugacki
Ocena 7,4
Poniedziałek z... Arkadij Strugacki, ...

Na półkach: ,

Chcecie bajkę - oto bajka. Młody programista w drodze na spotkanie z przyjaciółmi zabiera dwóch autostopowiczów. W podziękowaniu proponują mu oni nocleg w... Chatce Na Kurzej Nóżce, gdzie gospodynią jest nadzwyczaj żywotna stuletnia babuszka, po podwórzu przechadza się sklerotyczny gadający kot Bazyli (który nie pracuje - jak zawiadamia administracja), a lustro nocami snuje filozoficzne dysputy. Jak się okazuje w miasteczku działa ośrodek naukowy o nazwie Instytut Badań Czarów i Magii, który właśnie poszukuje zdolnego programisty. Tak to nasz bohater zamiast udać się na urlop znajduje nowe zatrudnienie. Dalej jest coraz dziwniej. Rzeczywistość miesza się z fikcją, absurdalne jest połączenie życia w Związku Sowieckim i świata fantastycznych postaci (prof. Janus w dwóch osobach czy antypatyczny Wybiegałło przeprowadzający serię nieudanych eksperymentów). Wszystkie te wydarzenia opisane są bardzo żywym, barwnym językiem, nie sposób nudzić się przy czytaniu tej książki.
To pierwsza warstwa powieści. W drugiej pod płaszczykiem zabawnej powiastki odnajdujemy gorzka satyrę na niedoskonałości systemu socjalistycznego funkcjonującego we wszystkich krajach Bloku Wschodniego, gdzie wartością nadrzędną jest biurokracja, karierowiczostwo i dążenie do zaspokojenia własnych celów kosztem innych.
Stanowczo warto przeczytać, chociażby po to ,aby się pośmiać. Zdrowo i od serca. Kiedy pierwszy raz sięgnęłam po tę książkę jako nastolatka, była ona dla mnie tylko śmieszną bajką; kiedy czytałam ją jako osoba dorosła, odbiór się zmienił, ale przez to jest ona jeszcze zabawniejsza.

Chcecie bajkę - oto bajka. Młody programista w drodze na spotkanie z przyjaciółmi zabiera dwóch autostopowiczów. W podziękowaniu proponują mu oni nocleg w... Chatce Na Kurzej Nóżce, gdzie gospodynią jest nadzwyczaj żywotna stuletnia babuszka, po podwórzu przechadza się sklerotyczny gadający kot Bazyli (który nie pracuje - jak zawiadamia administracja), a lustro nocami...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jeden z moich ulubionych pisarzy. Mój ukochany bohater wymyślony przez tegoż autora. Książka wyczekana i upragniona. I co? I klapa. Może nie do końca, ale jednak. No niby wszystko jest, co być powinno: powojenny Wrocław, brud i bieda zatęchłych uliczek, Rosjanie szwendajacy się w poszukiwaniu rozrywki kosztem sterroryzowanych mieszkańców, ohydna zbrodnia i nieugięty Edward Popielski własnymi metodami walczący o sprawiedliwość. Ale jakby czegoś zabrakło. Zbyt dużo tu gadania, nużących dłużyzn, kłótni profesorskich, a sam Łyssy zamiast z wiekiem nabrać soczystości właściwej starszym panom stał się jakiś mdły i stracił polor.
Język bez zarzutu, jak zawsze u pana Krajewskiego. Momentami tempo stawało się nużące, niektóre fragmenty śmiało mogłabym pominąć (czego jednak nie robię nigdy - z zasady). Ogólnie: jest to najsłabsza książka tego autora, co jednak nie oznacza, że nie sięgnę po kolejną, kiedy tylko się ukaże.

Jeden z moich ulubionych pisarzy. Mój ukochany bohater wymyślony przez tegoż autora. Książka wyczekana i upragniona. I co? I klapa. Może nie do końca, ale jednak. No niby wszystko jest, co być powinno: powojenny Wrocław, brud i bieda zatęchłych uliczek, Rosjanie szwendajacy się w poszukiwaniu rozrywki kosztem sterroryzowanych mieszkańców, ohydna zbrodnia i nieugięty Edward...

więcej Pokaż mimo to