-
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać441 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant14 -
Artykuły
Zapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2023-10
2022-06
Nie wiem, czy w ogóle można dać taką niską opinię jednemu z nielicznych wydawnictw poświęconemu klasycznej chińskiej poezji: naprawdę wyszło tego jak na lekarstwo.
Zbiorku broni przede wszystkim wstęp, bo w ogóle jest - i nareszcie wyjaśnił mi, dlaczego na ogół natykałam się na przekłady poezji chińskiej z tym ohydnym rymowaniem, na którego prostotę i naiwność miejscami aż mnie skręcało.
Tu rymy zostały, bo tego wymaga chińska ars poetica, ale przynajmniej tłumaczenie nie boli. To poezja bardziej obrazu i detalu niż introspekcji i emocji, ale to też stanowi w największym stopniu o jej niezaprzeczalnym uroku.
Jeśli będziecie mieć okazję - warto, o poezję chińską wcale nie jest łatwo!
Nie wiem, czy w ogóle można dać taką niską opinię jednemu z nielicznych wydawnictw poświęconemu klasycznej chińskiej poezji: naprawdę wyszło tego jak na lekarstwo.
Zbiorku broni przede wszystkim wstęp, bo w ogóle jest - i nareszcie wyjaśnił mi, dlaczego na ogół natykałam się na przekłady poezji chińskiej z tym ohydnym rymowaniem, na którego prostotę i naiwność miejscami...
2021-07
Ta książka uwodzi jak chyba żadna inna, którą w tym roku przeczytałam. Technicznie - jest o trudnym losie emigranta, o poczuciu obcości, jakie daje bycie obcokrajowcem, który za nic nie ma szans dopasować się do wzorca białego, heteroseksualnego, anglosaskiego mężczyzny.
Praktycznie - podejrzewam, że są powieści, które te tematy potraktowały głębiej, z większą wnikliwością, nie wrzucając do jednego wora wszystkich życiowych doświadczeń, odcinając część na rzecz stworzenia pełniejszego obrazu jednego zjawiska. Pod tym względem tak, "Wspaniali jesteśmy tylko przez chwile" jest puściutka jak wydmuszka.
Ale słuchajcie, napisanie takiej wydmuszki to jest sztuka (a jej przetłumaczenie to sztuka w takim samym stopniu) - ta powieść jest prześliczna. Jest delikatna, poetycka, przejmująco piękna, nasycona melancholią i smutkiem jak najlepsze fragmenty Prousta.
Jeśli przymkniecie oko na to, że Ocean Vuong nikogo nie rozlicza, nie żąda sprawiedliwości, nie jest gorzki ani bojowy, "Wspaniali..." da wam chwile cudownie łagodne, zanurzone w przeszłości, gdzie każde zdanie ma swój zapach, kolor, ciężar.
Ta książka uwodzi jak chyba żadna inna, którą w tym roku przeczytałam. Technicznie - jest o trudnym losie emigranta, o poczuciu obcości, jakie daje bycie obcokrajowcem, który za nic nie ma szans dopasować się do wzorca białego, heteroseksualnego, anglosaskiego mężczyzny.
Praktycznie - podejrzewam, że są powieści, które te tematy potraktowały głębiej, z większą...
2021-06
Mogę potwierdzić opis wydawcy - zagadnięta koleżanka z Tajwanu wszystkich autorów i autorki omawiała w szkole. Oznaczałoby to, że zbiór ten faktycznie prezentuje ważny fragment tajwańskiej literatury - ale zostawił mi jednak delikatne uczucie niedosytu.
Na plus na pewno należy zaliczyć wstęp - niewiele wiem o historii, kulturze i literaturze Tajwanu (na przykład - czym różni się od chińskiej?), więc wprowadzenie dało mi cenny kontekst, w którym mogłam lepiej lub gorzej osadzić opowiadania.
Do jaśniejszych punktów antologii na pewno zaliczyłabym dwa piękne opowiadania Bai Xianyonga i Li Ang - chociaż jej "Lalka" jest przykładem tej duszącej, zniewolonej kobiecości, która średnio do mnie przemawia.
Słabiej wypadają opowiadania o przemianach społecznych w powojennym Tajwanie (Huang Fan i Huang Chunming), a już kompletnie nie rozumiem, co ma tu do roboty "Żółwi klan" Wu Jinfa, mało trafnie porównany do "Kapp" (czy "W krainie wodników") Akutagawy.
Zanim zerkniecie do tej książki, warto pozbyć się oczekiwań - na przykład że literatura tajwańska musi się jakoś odróżniać od europejskiej (jest to zresztą temat jednego z opowiadań, "Lai Suo"), być bardziej zaangażowana albo chociaż zostawiać trochę miejsca na głos rdzennych mieszkańców wyspy.
Mogę potwierdzić opis wydawcy - zagadnięta koleżanka z Tajwanu wszystkich autorów i autorki omawiała w szkole. Oznaczałoby to, że zbiór ten faktycznie prezentuje ważny fragment tajwańskiej literatury - ale zostawił mi jednak delikatne uczucie niedosytu.
Na plus na pewno należy zaliczyć wstęp - niewiele wiem o historii, kulturze i literaturze Tajwanu (na przykład - czym...
2017-03
Przymierzałam się do książki Maciąga ładne kilka miesięcy, ale ile razy zdejmowałam ją z bibliotecznej półki, coś mnie powstrzymywało - a co mnie Chiny interesują, a podróż rowerem to pewnie nuda o zębatkach, a co można ciekawego napisać na dwustu stronach...
Początek zapowiada się średnio: autor przyjeżdża do Chin i dowiaduje się, że oto ukochana go porzuciła. Spodziewałam się zatem nie podróży przez Chiny, Wietnam, Kambodżę i Laos, ale wewnętrznej podróży przez swoje prywatne katharsis, opatrzone podtytułem "bo to zła kobieta była".
Tymczasem, proszę państwa, Maciąg to autor z klasą.
Jasne, autor nie ukrywa, co popchnęło go do tak długiej i ryzykownej podróży, nie ukrywa złamanego serca, nie ściemnia, że emocjonalnie nie jest łatwo. Ale nie rozdziera szat, nie stawia czytelnika w niemiłej roli świadka swoich rozliczeń z przeszłością, nie robi teatrzyku ze swojej straty i - na ogół - oszczędza też banalnych spostrzeżeń o kondycji ludzkiej natury i niezmienności biegu spraw świata, do czego złamane serce dziwnym trafem inspiruje.
Maciąg w swojej podróży jest czuły. Jest wyrozumiały. Jest pełen pokory wobec ludzi, którzy udzielają mu gościny. Jest pełen uwagi, wyczulony na Innego, którego powolutku oswaja - mimo bariery językowej i różnic kulturowych.
Sięgałam po tę książkę z nadzieją, że będzie kolejnym przewodnikiem historycznym. Nie jest - i dobrze, bo żaden przewodnik historyczny nie opisuje z takim zrozumieniem zwyczajnych mieszkańców, przeciętnych obywateli, szarych ludzi, którzy przecież tworzą odwiedzane miejsca.
W całej jego "nieturystycznej" postawie, w obserwacji "turystycznych" zjawisk społecznych Maciąg w jakiś sposób jest też budujący: do Azji może jechać każdy, każdy może napisać książkę, ale nie każdy jest przy tym tak wrażliwy i tak świadomy, czym w rzeczywistości jest jego obecność w miejscu tak odległym - i geograficznie, i kulturowo.
Gwiazdek nie powinno być. Książka ta nie powiększy jakoś specjalnie waszej wiedzy o świecie, nie zaspokoi ciekawości - ale ma inną zaletę. Pozwoli uwierzyć, że oprócz turystów są też podróżnicy.
Przymierzałam się do książki Maciąga ładne kilka miesięcy, ale ile razy zdejmowałam ją z bibliotecznej półki, coś mnie powstrzymywało - a co mnie Chiny interesują, a podróż rowerem to pewnie nuda o zębatkach, a co można ciekawego napisać na dwustu stronach...
Początek zapowiada się średnio: autor przyjeżdża do Chin i dowiaduje się, że oto ukochana go porzuciła....
Nie jestem wielką miłośniczką poezji i kultury Indii, ale trzeba było przeczytać do egzaminu i nie śmiać się za bardzo z kropienia wszystkiego masłem...
Nie jestem wielką miłośniczką poezji i kultury Indii, ale trzeba było przeczytać do egzaminu i nie śmiać się za bardzo z kropienia wszystkiego masłem...
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2011-02
Może ja mam pecha i powinnam zabrać się za inne książki Nothomb, ale ile razy biorę się za kolejną, dostaję pean pochwalny na cześć oryginalności, nieprzeciętności, doskonałości i cnót autorki. Jeśli jakaś powieść Nothomb będzie miała akcenty chińskie albo japońskie, próżno szukać fikcji literackiej, na pewno dostaniemy gigantyczną ilość przemyconej autobiografii, mniejsza, że powtarzającej się w innych książeczkach. "Biografia głodu", mimo kilku naprawdę mocnych fragmentów, zmęczyła mnie jak mało co, aż do momentu, w którym uznałam narrację za pseudointelektualne bredzenie, z którego nic nie wynika. Zdecydowanie nie.
Może ja mam pecha i powinnam zabrać się za inne książki Nothomb, ale ile razy biorę się za kolejną, dostaję pean pochwalny na cześć oryginalności, nieprzeciętności, doskonałości i cnót autorki. Jeśli jakaś powieść Nothomb będzie miała akcenty chińskie albo japońskie, próżno szukać fikcji literackiej, na pewno dostaniemy gigantyczną ilość przemyconej autobiografii, mniejsza,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2010-01
Ciekawy zbiór esejów dotyczących różnych dziedzin sztuki wschodniej, głównie chińskiej i japońskiej, przy czym potrzebna mi była zaledwie część z tego (praca na muzealnictwo, tak?). Kilkanaście esejów poświęconych jest mniej znanym i rzadziej poruszanym problemom, jak konserwacja drzeworytów czy kolekcjonerstwo sztuki azjatyckiej.
Ciekawy zbiór esejów dotyczących różnych dziedzin sztuki wschodniej, głównie chińskiej i japońskiej, przy czym potrzebna mi była zaledwie część z tego (praca na muzealnictwo, tak?). Kilkanaście esejów poświęconych jest mniej znanym i rzadziej poruszanym problemom, jak konserwacja drzeworytów czy kolekcjonerstwo sztuki azjatyckiej.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2011-08
Niewątpliwie jedna z najlepszych książek, jakie przeczytałam w tym roku.
Jako zbiór reportaży jednego autora pisanych na przestrzeni wielu lat, daje niepowtarzalna możliwość prześledzenia, obserwowania, jak zmieniał się styl, warsztat i wrażliwość autora, przebijające się przecież przez dziennikarski obiektywizm relacjonowania faktów.
Myślę, że właśnie ta wrażliwość, otwartość na kultury Orientu i dojrzałość sądów (szczególnie reportaże z Mustangu i Kaszmiru) są tym, co czyni ten zbiór czymś więcej niż tylko solidną porcją doskonałej publicystyki: to już literatura piękna wysokiej próby.
"W Azji" jest książką cenną z jeszcze jednego powodu: historia Azji, szczególnie tej "bardziej egzotycznej", mniej znanej i mniej obecnej w mediach, wcale nie jest łatwa do poznania ani do przyswojenia, traktowana marginalnie w opracowaniach historii powszechnej albo prezentowana w formie mało przystępnych, ale bardzo wnikliwych wielostronicowych monografii. Tymczasem reportaże Terzaniego są "czymś pomiędzy" - pozwalają spojrzeć na wydarzenia polityczne (wojna w Wietnamie, powstanie reżimu Czerwonych Khmerów i umocnienie tego panującego w Korei, śmieć Mao i wydarzenia w Chinach, również masakrę na placu Tiananmen i tak dalej, i tak dalej) z perspektywy ich naocznego świadka, a przy tym człowieka posiadającego głęboką znajomość procesów, historii i specyfiki kultury państw, o których pisze. Nie mnie sądzić czy w ogóle albo na ile reportaże zebrane w tym tomie mogą posłużyć jako źródło historyczne i zastąpić ceglaste opracowania monografistów, ale drugiej takiej książki na polskim rynku nie ma.
Niewątpliwie jedna z najlepszych książek, jakie przeczytałam w tym roku.
Jako zbiór reportaży jednego autora pisanych na przestrzeni wielu lat, daje niepowtarzalna możliwość prześledzenia, obserwowania, jak zmieniał się styl, warsztat i wrażliwość autora, przebijające się przecież przez dziennikarski obiektywizm relacjonowania faktów.
Myślę, że właśnie ta wrażliwość,...
2010-11-01
Co za gówno! Nudne, bez żadnej fabuły, ciągnie się, zero egzotyki, zero barwności, a jedyne co przyjemniejsze powtarzające się regularnie opisy, motywy i myśli za szóstym czy siódmym razem robią się tak nudne, że to aż boli. I na co komu blisko 800 stron takiego ścierwa? Poza tym tłumacze tak straszliwie zmasakrowali tę książkę, że szkoda oczu. Szkoda oczu, bo po każdym zdaniu człowiek ma ochotę wyć.
Co za gówno! Nudne, bez żadnej fabuły, ciągnie się, zero egzotyki, zero barwności, a jedyne co przyjemniejsze powtarzające się regularnie opisy, motywy i myśli za szóstym czy siódmym razem robią się tak nudne, że to aż boli. I na co komu blisko 800 stron takiego ścierwa? Poza tym tłumacze tak straszliwie zmasakrowali tę książkę, że szkoda oczu. Szkoda oczu, bo po każdym...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2010-11-01
I piękne ilustracje, i dokładny opis wszystkich krajów Szlaku z ich najciekawszymi miejscami, widokami, zakątkami i zabytkami, ale też przystępny rys historyczny i informacje praktyczne o możliwościach dostania się do danego kraju i lokalnych obyczajów. Coś cudnego!
I piękne ilustracje, i dokładny opis wszystkich krajów Szlaku z ich najciekawszymi miejscami, widokami, zakątkami i zabytkami, ale też przystępny rys historyczny i informacje praktyczne o możliwościach dostania się do danego kraju i lokalnych obyczajów. Coś cudnego!
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-01-01
Nie jestem pewna, jak w zasadzie powinnam ocenić tę książkę. Niewątpliwie jest to rzetelne i dość, jak myślę, szczegółowe opracowanie tematu, natomiast trudno nazwać tę lekturę miłą i lekką popularnonaukową książką. Polot, fantazja, lekkość i przystępność na pewno nie były głównymi celami autorki podczas pracy nad tą pozycją.
Książka Łabędzkiej koncentruje się na egzorcyzmach i obrzędowych występach teatralnych na terenie Chin oraz ich funkcjach, znaczeniu, przebiegu i związanych z nimi sztuką - tak aktorską, jak i związaną z maskami czy kostiumami. Chociaż publikacja jest okraszona zdjęciami, a autorka przytacza nawet teksty pieśni czy streszczeń niektórych obrzędowych scenek, przebrnięcie przez całość może być cokolwiek męczące - szczególnie jeśli ktoś, jak ja, nie jest bardzo dobrze zaznajomiony z chińską terminologią związaną z egzorcyzmami.
Chociaż określenie "Daleki Wschód" jest tu w pełni usprawiedliwione, mnie wprawiło poniekąd w błąd. Daleki Wschód to nie tylko Chiny, a głównie na nich - i na terenach, gdzie sięgają wpływy chińskie, a więc Mongolię i Tybet - koncentruje się autorka. Krótkie rozdziały poświęcone są także Korei i Japonii. Ktokolwiek szuka czegoś bardziej na południe musi, niestety, szukać dalej.
Nie jestem pewna, jak w zasadzie powinnam ocenić tę książkę. Niewątpliwie jest to rzetelne i dość, jak myślę, szczegółowe opracowanie tematu, natomiast trudno nazwać tę lekturę miłą i lekką popularnonaukową książką. Polot, fantazja, lekkość i przystępność na pewno nie były głównymi celami autorki podczas pracy nad tą pozycją.
Książka Łabędzkiej koncentruje się na...
Ta książka chyba najbardziej trafi do pasjonatów geologii, bowiem każde azjatyckie pasmo omówione jest głównie pod kątem historii powstania i zachodzących zmian. Azjatyckie szlaki są raczej nieprzystępne, więc ci, którzy planują wyprawy w tamte rejony nie znajdą zbyt wielu użytecznych wskazówek i podpowiedzi tras, natomiast miłośnicy pięknych zdjęć i wszyscy spragnieni widoku trudno dostępnych, egzotycznych zakątków na pewno będą zadowoleni.
Ta książka chyba najbardziej trafi do pasjonatów geologii, bowiem każde azjatyckie pasmo omówione jest głównie pod kątem historii powstania i zachodzących zmian. Azjatyckie szlaki są raczej nieprzystępne, więc ci, którzy planują wyprawy w tamte rejony nie znajdą zbyt wielu użytecznych wskazówek i podpowiedzi tras, natomiast miłośnicy pięknych zdjęć i wszyscy spragnieni...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-08-01
Według Anga Lee Chang pisze o kobiecej seksualności i o nadmiernej seksualizacji relacji między ludźmi w ostatnich kilku dekadach - z czym trudno się nie zgodzić, ale dlaczego podejmowanie takich tematów przez amerykańską Chinkę ma być śmiałe, tego już nie rozumiem.
Zresztą, kto wie, może dla Eileen Chang podejmowanie takich tematów to śmiała decyzja, śmiałości natomiast nie widać w jej grzeczniutkiej i nudnawej prozie. Uczciwie przebrnęłam przez cały tom opowiadań, a nie znalazłam ani słowa na temat kobiecej seksualności, chociaż jestem nie mniej dociekliwa w tropieniu takich wątków, jak Ryszard Nowak w tropieniu obrazy uczuć religijnych. Najcięższych doświadczeń ludzkich zapewnianych przez "Nowe Książki" też jak na lekarstwo. Nazwałabym je raczej pospolitą codziennością świata, w którym kobiety są zależne od tego, za kogo wyjdą za mąż oraz od rodziny oblubieńca, co bez wątpienia jest i ciężkim doświadczeniem, i głęboką niesprawiedliwością, ale chyba autorom recenzji nie o to chodziło.
Proza Chang, zgodnie ze słowami autorki przedmowy, ma być nieznośnie precyzyjna i boleśnie piękna. Hm. Nie żebym była złośliwa, ale "Nowe Książki" linijkę niżej zachwalają tą samą precyzyjną prozę jako pełną celowych niedomówień. Ani chybi obok celowości są też i precyzyjne.
W ramach tej "nieznośnie precyzyjnej" i "boleśnie pięknej" prozy dostajemy siedem opowiadanek o tym, jak trudno żyje się razem kobietom i mężczyzną, bo albo one są sekutnicami, albo oni łajdakami, a najprawdopodobniej rodziny obu stron składają się z sekutnic i łajdaków. One są sekutnicami, bo nie mają innego wyboru, jest to bowiem jedyny sposób na przetrwanie w bezlitosnym rodzinnym światku. Oni są łajdakami, bo nie mają szans otworzyć się na miłość nie rozumiejąc ani siebie samych, ani swoich żon, ani tym bardziej chorych wymagań matek. Prawdę mówiąc jedyne opowiadanie, jakie ma szansę zapaść mi w pamięć to "Złotej kajdany", chyba najbardziej dopracowane i psychologicznie przejmujące w całym zbiorze.
Kto wie? Może jestem prymitywną Europejką, której trzeba kawę na ławę wyłożyć, dlaczego A zdradza B, a B nienawidzi A i co ma do tego Freud (a wszyscy wiemy, że ma na pewno). Nie mogę jednak uciec od pewnego skojarzenia, jakie wywołuje we mnie proza Chang. Owóż nasz podwórkowy i uczczony grafoman Kraszewski Józef dokonywał podobnych zabiegów portretując swoje postacie: katalogował listę cech, kompletnie nie zadając sobie trudu uwiarygodnienia ich jakimś zachowaniem swoich bohaterów. Z takim samym problemem zmaga się Chang: jej postacie są "jakieś", a czytelnik może tylko przyjąć to do wiadomości i porzucić nadzieję, że dane mu będzie przekonać się o tym w toku narracji. Inna rzecz, że dla niewprawnego europejskiego oka wszystkie bohaterki zachowują się albo jak ofiary, albo jak sekutnice - bez stanów pośrednich.
Czy ta proza jest piękna? Być może na swój subtelnie melancholijny sposób jest. Tylko czy to wystarcza? Samo pisanie o nijakiej codzienności w nawet najpiękniejszy i najsubtelniejszy sposób to jednak trochę za mało.
Według Anga Lee Chang pisze o kobiecej seksualności i o nadmiernej seksualizacji relacji między ludźmi w ostatnich kilku dekadach - z czym trudno się nie zgodzić, ale dlaczego podejmowanie takich tematów przez amerykańską Chinkę ma być śmiałe, tego już nie rozumiem.
Zresztą, kto wie, może dla Eileen Chang podejmowanie takich tematów to śmiała decyzja, śmiałości natomiast...
2012-11-01
Raczej rozczarowanie... byłam zachwycona reportażami Terzaniego zebranymi w "W Azji", szczególnie tymi późniejszymi, dojrzałymi. Rozumiem, że "zakazane wrota" to zbiór dość wczesnych reportaży, co może usprawiedliwiać pewne braki względem prac późniejszych, ale niedosyt pozostaje. I dlatego, że brakuje tu tego operowania przykładami, celnego zestawiania wymownych drobiazgów, jakie urzekły mnie w azjatyckim zbiorze, i dlatego, że niektóre reportaże ciągną się i dłużą ponad miarę.
Zjawiska opisane przez Terzaniego mocno straciły na aktualności (a przynajmniej taką mam nadzieję). Jaką wartość ma zatem ten zbiór? Przede wszystkim historyczną, ponieważ Terzani pisze o Chinach jako naoczny świadek pewnych wydarzeń i procesów, a szczególnie wstrząsający jest ostatni reportaż mówiący o zatrzymaniu przez chińskie służby bezpieczeństwa i szoku, jakim dla Europejczyka było potraktowanie na sposób obywatela ChRL. Na pewno zbiór ma również wartość poznawczą, nie tylko dla entuzjastów systemów totalitarnych - jeśli tacy istnieją. Wszystkim natomiast, którzy szukają dobrego, porywającego reportażu sugeruję poszukać innej książki.
Raczej rozczarowanie... byłam zachwycona reportażami Terzaniego zebranymi w "W Azji", szczególnie tymi późniejszymi, dojrzałymi. Rozumiem, że "zakazane wrota" to zbiór dość wczesnych reportaży, co może usprawiedliwiać pewne braki względem prac późniejszych, ale niedosyt pozostaje. I dlatego, że brakuje tu tego operowania przykładami, celnego zestawiania wymownych...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2011-08-01
Wiem, nie ocenia się książki po okładce, a w tym wypadku wrażenie jest wyjątkowo mylne: wbrew temu, co sugeruje zdjęcie i opis wydawcy, Doma Joly'ego próżno szukać opisów wszelkich ponurości czy tragicznych losów ludzi dotkniętych tragedią wojny. Rzeczywiście, autor odwiedza Kambodżę, gdzie zwiedza również miejsca potwornych zbrodni czerwonych Khmerów, jedzie też z wycieczką do Korei Północnej, ale w relacjach z tych krajów przeplatają się życie i śmierć, pamięć o tragedii z odbudową - kwestią sporną pozostaje, czy jest to wyraz powściągliwości czy bezmyślności, a sam Dom Joly jest prymitywnym poszukiwaczem ekscytujących, mrocznych rozrywek czy człowiekiem, który odwiedzając miejsca niebezpieczne i związane ze śmiercią rozlicza się ze swoją przeszłością.
Pięć podróży: do Iranu i USA, które obalają pewne stereotypy krążące na temat tych krajów, przezabawna relacja z ukraińskiego Czernobyla, wreszcie zapadające w pamięć relacje z Kambodży i Korei Północnej tworzą pewną całość, z której wyłamuje się ostatnia podróż, do rozdartego wojną domową, ojczystego Libanu. Jest ona może bardziej refleksyjna, mniej dowcipna, ale wydaje mi się, że stawia całą ideę podróży autora w innym świetle.
Nie jest to może książka głęboka i skłaniająca do zadumy, taka, do której będzie się po wielokroć wracać, ale nie można odmówić jej dwóch niebagatelnych zalet: wartkiej, sprawnej narracji i absolutnie czarującego poczucia humoru.
Wiem, nie ocenia się książki po okładce, a w tym wypadku wrażenie jest wyjątkowo mylne: wbrew temu, co sugeruje zdjęcie i opis wydawcy, Doma Joly'ego próżno szukać opisów wszelkich ponurości czy tragicznych losów ludzi dotkniętych tragedią wojny. Rzeczywiście, autor odwiedza Kambodżę, gdzie zwiedza również miejsca potwornych zbrodni czerwonych Khmerów, jedzie też z...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Gdyby nie przeczytana niedawno monografia Pala Miklosa o malarstwie chińskim, lektura Estetyki chińskiej nie byłaby taką przyjemnością. Trzeba oddać autorom i redaktorce, że mimo trudności i egzotyki tematu, stworzyli antologię stosunkowo przystępną, z zachowanymi proporcjami między tekstami źródłowymi a komentarzami.
Właśnie teksty źródłowe, rarytas dla wszystkich miłośników klasycznej kultury chińskiej, są największym atutem tej książki i choćby z tego powodu warto się nią zainteresować.
Cenne wydaje mi się również to, że antologia, omawiająca takie dziedziny życia, jak poezja, kaligrafia i malarstwo, czy sztuka projektowania ogrodów, prezentuje podejście krańcowo różne od znanego nam, akcentując wartość duchową sztuki i jej wartość filozoficzną.
Gdyby nie przeczytana niedawno monografia Pala Miklosa o malarstwie chińskim, lektura Estetyki chińskiej nie byłaby taką przyjemnością. Trzeba oddać autorom i redaktorce, że mimo trudności i egzotyki tematu, stworzyli antologię stosunkowo przystępną, z zachowanymi proporcjami między tekstami źródłowymi a komentarzami.
Właśnie teksty źródłowe, rarytas dla wszystkich...
2011-12-01
W myśl zasady "Dla każdego coś miłego", a to niejako implikuje pewną nierówność: im obszerniejszy temat, tym większe prawdopodobieństwo, że żaden z aspektów problemu nie zostanie przedstawiony dość szczegółowo. W tym jednak wypadku wydaje mi się, że autorkom i autorom oraz redaktorkom tomu przyświecały inne założenia niż nakreślenie spójnego, kompleksowego wizerunku kobiet w krajach Orientu na przestrzeni wieków.
Dlatego też w tomie można znaleźć monograficzne eseje o kobietach w bliższej i dalszej starożytności, czasem jako o grupie społecznej (Mezopotamia, kobieta w świetle tradycji talmudycznej) a czasem jako o pojedynczych wyjątkach (Chiny), a oprócz tego eseje, powiedzmy, przekrojowe (Wietnam, Japonia, Korea, Czarna Afryka, Turcja).
W moim odczuciu osobną grupę stanowią artykuły i opracowania dotyczące kobiet w świecie islamu, znacznie bardziej zróżnicowane jeśli chodzi o poziom - począwszy od raczej popularnonaukowych ("Sytuacja kobiety w islamie i społeczeństwie muzułmańskim - obraz w prasie polskiej prze 11.09.2001" Agaty Nalborczyk z żenującymi komentarzami w przypisach czy "Małżeństwa Polek z wyznawcami islamu..." Anny Ewy Rzepeckiej) aż do rzetelnych i solidnych esejów ("Kobieta bez zasłony. Muzułmanka w świetle wiary i kultury" Ewy Machut-Mendeckiej).
Za niektóre rozdziały powinnam przyznać maksymalną ilość gwiazdek, za niektóre wlepić gwiazdki ujemne - dlatego też będzie w środek.
W myśl zasady "Dla każdego coś miłego", a to niejako implikuje pewną nierówność: im obszerniejszy temat, tym większe prawdopodobieństwo, że żaden z aspektów problemu nie zostanie przedstawiony dość szczegółowo. W tym jednak wypadku wydaje mi się, że autorkom i autorom oraz redaktorkom tomu przyświecały inne założenia niż nakreślenie spójnego, kompleksowego wizerunku kobiet...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-10-01
Podobno jest tak, że przedstawiciele kultur Wschodu mają skłonność raczej do syntezowania, natomiast na Zachodzie przeważa analityczne podejście do zagadnień. Może zatem w czasie lektury tej książki padłam ofiarą ograniczeń kulturowych?
Niezależnie od tego, czy zawiodła komunikacja międzykulturowa, różnice w myśleniu, poziom tłumaczenia czy wreszcie naiwniutki i uproszczony aż do absurdu ogląd świata prezentowany przez autora - bo zaiste nie wiem, komu przypisać odpowiedzialność za coś tak żenującego - dość, że "Koreańczycy, Chińczycy, Japończycy" jest "naukowym" kuriozum na miarę takich gniotów jak wypociny pana Fijałkowskiego o homoseksualizmie.
Wystarczy pomyśleć że na kulturę składa się szereg elementów, począwszy od wierzeń religijnych, przez sztukę i literaturę, aż po obowiązujące tradycje i spróbować wyobrazić sobie, jak by wyglądało - niechby i syntetyczne - porównanie trzech wielkich, odrębnych i różnorodnych kultury narodów wymienionych w tytule książki. Zaiste, temat trudny do wyczerpania, a na tyle barwny i pociągający, że warto chyba podjąć przynajmniej próbę. Pod pojęciem próby mam na myśli rzetelne opracowanie dostępnych źródeł, przeprowadzenie stosownych badań z zakresu socjologii i etnografii, a następnie wyciągnięcie z nich konstruktywnych wniosków. Z nadziejami na taką właśnie pozycję sięgałam po ten, jak głosi tylna strona okładki, "znakomity przewodnik po kulturze i obyczajowości". I z każdą kolejną przeczytaną stroną miałam ochotę zerknąć na okładkę, żeby upewnić się, czy to nie jakiś potężny chochlik nie podmienił okładek .
Czego zatem dowiadujemy się o różnicach między wielowiekową i bogatą kulturą chińską, subtelnościami japońskiej i burzliwymi dziejami koreańskiej? Otóż tego, że chińskie ubikacje są dość brudne i smrodliwe (w bonusie autor wspomina swoje drastyczne doświadczenia w zakresie korzystania z tychże), japońskie czyste, a koreańskie plasują się gdzieś pomiędzy. Tego, że w jednych krajach jedzenie wydobyte z zębów wykałaczką konsumuje się ponownie, a w innych jest to uważane za odrażające. Tego, że w klasyczni autorzy wszystkich trzech krajów (uwaga: dla większości czytelników zachodnich nazwiska pozostaną anonimowe, tym bardziej, że przypisów próżno szukać) romansowali z kobietami. Że klasyczne teksty chińskie jako cechy kobiet pięknych wymieniają następującą listę - i nudna jak piorun lista przymiotników ciągnie się przez dwa akapity. Tego wreszcie, że kobiety dziś romansują prawie tyle, co mężczyźni. Że we wszystkich krajach je się inne potrawy i jaka z nich najbardziej przywodzi autorowi na myśl dany kraj. I cały szereg podobnych bezużytecznych informacji, tyleż nudnych co niepoważnych, ciągnie się przez długie bolesne trzysta stron.
W bonusie dostajemy jeszcze trochę seksistowskich komentarzy, które autor wypisuje z naiwną szczerością bądź zdumieniem dziecka. To już nawet nie jest irytujące, to jest żenujące na poziomie, o jakim nawet mi się nie śniło.
Lektura tejże książki miała dla mnie jeden aspekt pozytywny. Pomogła mi wybrać moją drogę życiową. Mianowicie postanowiłam pisać analizy porównawcze kultury polskiej, czeskiej i rosyjskiej. Na razie zaplanowałam esej o zabawnych nieporozumieniach między Polakami i Czechami używającymi słowa "szukać" oraz krótką analizę różnic anatomicznych między przedstawicielami wspomnianych nacji. Nie ukrywam, że źródłem inspiracji jest dla mnie omawiane właśnie "dzieło". Skoro o różnorodnych kulturach azjatyckich z absurdalną w tym kontekście naukową powagą można wyrokować na podstawie damskich nóg i sposobie siadania, to i nasz wschodnioeuropejski dorobek da się potraktować podobnie, a sądząc po rozbrajających wzmiankach autora o jego "fankach", przynosi to nielichy prestiż i powodzenie.
Łaskawych czytelników tegoż omówienia serdecznie w tym miejscu proszę o nadsyłanie swoich własnych spostrzeżeń.
Podobno jest tak, że przedstawiciele kultur Wschodu mają skłonność raczej do syntezowania, natomiast na Zachodzie przeważa analityczne podejście do zagadnień. Może zatem w czasie lektury tej książki padłam ofiarą ograniczeń kulturowych?
Niezależnie od tego, czy zawiodła komunikacja międzykulturowa, różnice w myśleniu, poziom tłumaczenia czy wreszcie naiwniutki i uproszczony...
2012-08-01
Miałam kilka wolnych godzin po południu, zatem zaszłam do biblioteki i z ciekawości sięgnęłam po album Tarallo, przewidując lekturę krótką, miłą i niezobowiązującą.
Wyszłam z biblioteki zniesmaczona i bardzo rozczarowana.
Album swoje lata ma, ale wśród zdjęć nadal można znaleźć kilka perełek. Bardzo przemawia do mnie także sam pomysł stworzenia albumu o Azji (z pewnym uściśleniem jednak, bo jeśli Azja, to gdzie zdjęcia z Uzbekistanu?) pojmowanej jako Daleki Wschód. Rozumiem, że obszerność materiału wymusza skrótowość. Ale przecież są pewne granice!
Może zdjęcia wybroniłyby się same, ale tekst opisujący fotografie pogrążył ten album do reszty - ilość błędów, jakie udało się zamknąć autorowi w rozdzialikach o Japonii przekracza średnią ilość błędów ortograficznych przeciętnego gimnazjalisty. Ród Tokugawa nie był zwany Edo, Ieyasu nie był kondotierem, epoka nie nazywała się Muromach, matsuri nie jest nazwą własną, a Budda to nie to samo co bodhisattwa - to jest tylko to, co wyłapałam na podstawie własnej wiedzy, ale nie chcę się nawet zastanawiać, co się dzieje w rozdziałach, których zawartości nie mogłam w ten sposób zweryfikować.
Ze zrozumiałych względów najwięcej miejsca poświęcono Chinom z ich historią i kulturą. Kolejne kraje omówiono przy okazji takich zagadnień jak przyroda i szeroko pojęte piękno naturalnego krajobrazu albo religia i wierzenia. Do tych kategorii autor przyporządkował zdjęcia z Korei, Wietnamu, Laosu, Birmy i Kambodży, dorzucając jeszcze garść zdjęć z Indonezji.
Mogło być ciekawie, a wyszło irytująco - a już gwoździem do trumny był ten natrętny europocentryzm, który co i rusz przedstawiał się w takich kwiatkach, jak akapity o "japońskim baroku" albo "wietnamskim baroku". Czekam z niecierpliwością na doniesienia o jakimś japońskim albumie, w którym o europejskim malarstwie klasycystycznym napiszą jako o "europejskiej szkole Tosa".
Miałam kilka wolnych godzin po południu, zatem zaszłam do biblioteki i z ciekawości sięgnęłam po album Tarallo, przewidując lekturę krótką, miłą i niezobowiązującą.
Wyszłam z biblioteki zniesmaczona i bardzo rozczarowana.
Album swoje lata ma, ale wśród zdjęć nadal można znaleźć kilka perełek. Bardzo przemawia do mnie także sam pomysł stworzenia albumu o Azji (z pewnym...
Jest to książka niewątpliwie szalenie pomysłowa. Przede wszystkim fantazja autorki w wymyślaniu bestii jest zaskakująca i sprawia mnóstwo satysfakcji. Do tego jeszcze ta narastająca atmosfera kafkowskiego niepokoju, mroku, zagrożenia, którą wspaniale potęguje oszczędna narracja i pewnego rodzaju beznamiętny spokój, z jakim narratorka relacjonuje kolejne wydarzenia z udziałem bestii. Bez spoilerów - jest też misterna układanka wątków, które stopniowo podważają obraz, jaki narratorka pozwala czytelnikowi skonstruować. Wygląda jak materiał na świetną powieść, prawda?
Książka mnie zmęczyła, w kilku miejscach zrobiło się nudnawo, a jeszcze na dokładkę przeoczyłam punkt kulminacyjny. Groteska, fantastyka i absurd przejadły mi się mniej więcej w połowie, a potencjał na intrygujący komentarz społeczny niestety gdzieś się rozmył.
Jadło, jadło...
Jest to książka niewątpliwie szalenie pomysłowa. Przede wszystkim fantazja autorki w wymyślaniu bestii jest zaskakująca i sprawia mnóstwo satysfakcji. Do tego jeszcze ta narastająca atmosfera kafkowskiego niepokoju, mroku, zagrożenia, którą wspaniale potęguje oszczędna narracja i pewnego rodzaju beznamiętny spokój, z jakim narratorka relacjonuje kolejne wydarzenia z...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to