-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński2
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1147
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać395
-
ArtykułyLubisz czytać? A ile wiesz o literackich nagrodach? [QUIZ]Konrad Wrzesiński22
Biblioteczka
2024-04-18
2023-12-28
Zbiory opowiadań, czyli teoretycznie zbiór tego, co powinno być najlepsze. wychodzi raz lepiej , raz gorzej. tutaj miałem uczucie podobne, ja z twórczością Jakuba Bielawskiego, pojedyncze opowiadania mają moc, intensywny przekaz. Zebrane w jedną całość nagle są niczym Superman przed kryptonitem, wyglądają okazale, ale już moc uciekła. bardzo podobał mi się rozrzut w opowiadaniach, są klimaty satanistyczne, oniryczne, lovecraftowskie, są teorie spisków, Wikingowie, sama śmierć. Całość naprawdę ładnie wygląda, ale traci rozpęd przed wyskokiem, a w zasadzie za każdym tytułem rozpoczyna się nowy rozmach i następne przygotowania do skoku. Zawsze poprawnego, muszę przyznać. I może właśnie to bogactwo motywów i inspiracji sprawia, że pełny obraz sprawia wrażenie patchworku, chaotycznej zbieraniny świetnych kawałków, które się ze sobą gryzą. Ale ja zawsze marudzę przy zbiorach opowiadań. A te są fajne, tylko może lepiej je dawkować.
+ mnogość inspiracji, ciekawy oniryczny kawałek
- filozoficzne dywagacje, bogactwo urodzaju ;)
Zbiory opowiadań, czyli teoretycznie zbiór tego, co powinno być najlepsze. wychodzi raz lepiej , raz gorzej. tutaj miałem uczucie podobne, ja z twórczością Jakuba Bielawskiego, pojedyncze opowiadania mają moc, intensywny przekaz. Zebrane w jedną całość nagle są niczym Superman przed kryptonitem, wyglądają okazale, ale już moc uciekła. bardzo podobał mi się rozrzut w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-12-05
2023-11-24
2023-10-03
2023-10-03
2023-05-30
Mitologia słowiańska coraz śmielej wkracza w nasz świat. Grupy rodzimowiercze nie muszą się już ukrywać, choć często spotykają się z niechęcią ze strony mieszkańców, żyjących w okolicach ośrodków kultu. Bo to przecież pogaństwo.
Ciekawość ludzka jest silniejsza i ciesz dobitniej sięga po wierzenia i kulturę naszych ziem sprzed wieków. Ich największym atutem jest chyba spokój, z jakim zdobywają nowych członków swoich grup. Bez krzyczenia o grzechu, o śmiertelnych obowiązkach, owszem, są nakazy i zakazy, ale nikt nie straszy skutecznym ogniem. Muszę przyznać, sam zerkam z zainteresowaniem oraz w miarę możliwości wspieram.
Kim jest Powiernik? W skrócie można go określić najwyższym opiekunem, pilnującym prawidłowości podczas obrzędów oraz pamiętającym o wszelkich wymaganych podziękowaniach dla bóstw i demonów. Właśnie takie stanowisko ma przejąć Marek, zostać najważniejszą osobą w środowisku rodzimowierców. Dodatkowo okazuje się, że ma również zdolności Widzącego, jakich nie miał żaden Powiernik od lat.
Stopniowe odkrywanie kolejnych tajemnic, przyswajanie nowej wiedzy, a przy okazji praca zawodowa we własnej kancelarii oraz życie prywatne zdążające do zostania ojcem. Ciężko to wszystko pogodzić, jednak Marek księga dobre wyniki, zwłaszcza dzięki ciężkiej kiedy oraz wsparciu najbliższych. Oczywiście, musi wkroczyć dramat, jest on drastyczny, podnosi stawkę i automatycznie podnosi tempo powieści.
W tym momencie historia się rozpędza, można powiedzieć z solidnej trójki wskakujemy na mocną szóstkę. Pojawiają się nowe, barwne postaci, stawka rośnie, czas ucieka, i tutaj pojawia się wrażenie, że ta druga część majątku została trochę okrojona ze zdarzeń. Motyw podróży oraz misja, która wisi w powietrzu, sugerują rozmach niemal tolkienowski, jednak dość sprytnie, ale jednak w mało satysfakcjonujący sposób zostaje to wszystko skrócone. Może aktor wystraszył się potencjalnych kosztów wydania książki, a wydał ją własnym sumptem, więc i stres zrozumiały.
Przygody Marka i jego nowych przyjaciół były na tyle jednak wciągające, że z chęcią wrócę do tych książek, a Uniwersum Powiernika rozrasta się z każdym rokiem. Jest to solidna rozrywka, przygodówka pełną gębą, przy okazji przybliżająca elementy naszej kultury, z reguły traktowanej dość po macoszemu. Pozwala sobie czasem na swobodne loty wyobraźni przy obrazowaniu różnych stworzeń, jednak zostawia trochę czytelnikowi, by również sobie coś wyobraził.
+ Stworzony świat, stwory
- przyspieszony finał
7/10
Mitologia słowiańska coraz śmielej wkracza w nasz świat. Grupy rodzimowiercze nie muszą się już ukrywać, choć często spotykają się z niechęcią ze strony mieszkańców, żyjących w okolicach ośrodków kultu. Bo to przecież pogaństwo.
Ciekawość ludzka jest silniejsza i ciesz dobitniej sięga po wierzenia i kulturę naszych ziem sprzed wieków. Ich największym atutem jest chyba...
2023-04-02
Piotr powraca do rodzinnego miasta, by pozamykać sprawy rodzinne po śmierci matki. Jednak czekają na niego nie tylko sprawy administracyjne, lecz również przeszłość, którą miał nadzieję schować w najgłębszych zakamarkach pamięci.
Dawno nie czytałem tak depresyjnej książki, a jednocześnie nie męczącej. Zasypywanie czytelnika dołującymi scenami, czarnymi myślami głównych bohaterów czy ogólnie beznadzieją bijącą z mijanych budynków potrafi stać pułapką dla pisarza. Zbiór opowiadań Słupnik Jakuba Bielawskiego jest, dla mnie, takim przypadkiem. Pojedyncze historie wypadają genialnie, jednak przy lekturze całej książki stają się nużące i monotematyczne. Powieść o bohaterze, z tak „zmęczonym” stanem psychicznym, łatwo mogła stać kolejnym nudnym wynurzeniem depresyjnej góry lodowej.
Stacja daje czytelnikowi jednak pewien napęd, przeplataniem linii czasowych, całkiem sprawnie poprowadzone, które prowadzi do podrzucania tropów, sprawia, że jednak nie musiałem walczyć z lekturą. Czy całość jest wyrównana? Finał wydaje się skrócony, jakby autor chciał coś jeszcze dodać, ale może miał jakieś limity.
Z innej strony – kojarzycie niedawną aferę z polskim uśmiechem w wykonaniu któregoś programu AI? Część społeczności internetowej była oburzona, ale przecież taki obraz najczęściej wysyłamy za granicę. Ale wracając do tematu wpisu – książka wydaje mi się takim „polskim TO”, bardziej dołującym, mocniej skierowanym na beznadzieję naszego bytowania na tym świecie, nie szukającym światła nadziei. Skąd to porównanie? Jest sporo czynników łączących te powieści, oczywiście rozmach jest po stronie amerykańskiej, i akurat nie mam tutaj na myśli ilości stron, ale część wydarzeń, zwłaszcza finałowych. Mniejsza ilość bohaterów jest również na korzyść polskiej wersji. Nie trzeba co chwilę się zastanawiać, o kim teraz mowa. Takie dwie różne drogi wchodzenia w dorosłość, z innymi, choć zbliżonymi, rozwiązaniami.
7/10
Piotr powraca do rodzinnego miasta, by pozamykać sprawy rodzinne po śmierci matki. Jednak czekają na niego nie tylko sprawy administracyjne, lecz również przeszłość, którą miał nadzieję schować w najgłębszych zakamarkach pamięci.
Dawno nie czytałem tak depresyjnej książki, a jednocześnie nie męczącej. Zasypywanie czytelnika dołującymi scenami, czarnymi myślami głównych...
2022-12-31
Pomimo świetnej "czytalności" książki, czyli brawa dla tłumacza i korektora, jest to przez zdecydowaną większość dobry dramat, który na finale odjeżdża w hardcore. Jednak jest go zbyt mało, jest za bardzo przewidywalny, i jakby z za mało gore ;)
Pomimo świetnej "czytalności" książki, czyli brawa dla tłumacza i korektora, jest to przez zdecydowaną większość dobry dramat, który na finale odjeżdża w hardcore. Jednak jest go zbyt mało, jest za bardzo przewidywalny, i jakby z za mało gore ;)
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-12-31
2022-12-29
Graficznie - bardzo ciekawe, pomimo, moim zdaniem, wyraźnych nawiązań do Lobo, scenariuszowo - coś w rodzaju inteligentnego kabaretu
Graficznie - bardzo ciekawe, pomimo, moim zdaniem, wyraźnych nawiązań do Lobo, scenariuszowo - coś w rodzaju inteligentnego kabaretu
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-12-27
Książka jest świetnym zbiorem odnośników do odpowiednich źródeł, jednak natłok historycznych faktów oraz wszelkich powieści i materiałów pisanych wręcz przytłacza, i przykłady wilkołactwa schodzą na drugi plan.
Książka jest świetnym zbiorem odnośników do odpowiednich źródeł, jednak natłok historycznych faktów oraz wszelkich powieści i materiałów pisanych wręcz przytłacza, i przykłady wilkołactwa schodzą na drugi plan.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-11-06
Polcia i Kleszcz wychowują się w dwóch pokojach pod opieką niani Wojnarowskiej. Mogą siedzieć tylko i wyłącznie w tych dwóch pokojach, obsługiwani przez tajemnicze automaty. Nie znają swoich rodziców, mają mnóstwo zabawek i tajemnicze zabójcze stwory za drzwiami, których nie mogą przekroczyć. Pewnego dnia gastronomiczne maszyny ulegają awarii, a rodzeństwo postanawia zwiedzić dom.
Na pierwszy rzut oka całość brzmi dość banalnie. Pamiętajmy jednak, że autorem jest Carlton Mellick III, autor powoli zdobywający sobie grunt na polskim rynku horroru oraz bizarre. Mamy więc rodzeństwo, z pozoru całkiem normalne, chłopak i dziewczyna. Jednak Polcia ma coraz częstsze ataki agresji, wynikającej z dojrzewania, na dodatek rosną jej rogi. Pojawia się również nowe dziecko, wyglądające jak robak, za drzwiami są stwory unikające światła, kolejne poziomy domu ukazują nowe pokoje, a niania okazuje się… stop. Wystarczy, nie psujmy sobie radości z odkrywania nowego świata. Bo właśnie coś takiego oferuje nam autor, razem z dzieciakami odkrywamy go krok po kroku, pokój po pokoju. Mellick lubi makabrę, nie żałuje jej czytelnikowi, stopniowo odsłaniając swoje uniwersum. Potrafi również bardzo umiejętnie przechodzić od nadziei do depresyjnych wręcz stanów.
Nie jest to uniwersalna powieść o dojrzewaniu, taka raczej wariacja, pełna odjechanych wizji, gdzie każde otwierane drzwi ukazują kolejne dwie zagadki do rozwiązania, nie dając czasem nawet pół odpowiedzi na już posiadane pytania. Bohaterowie wkraczają w stan niemal dorosły wbrew sobie, zabieg czasem stosowany w historiach wojennych, lub pełnych traumatycznych wydarzeń. Te dzieciaki muszą odnaleźć swoją drogę, trochę z musu, trochę z ciekawości. Autor podsuwa im różne rozwiązania, czasem kusi pozostaniem w pokoju, innym razem wręcz wypędza ich w ramiona szaleństwa. I tak, w czasie tej podróży będą musieli podejmować ważne decyzje, które będą takim symbolem ich wewnętrznej przemiany. A wszystko to w tajemniczym, onirycznym chwilami, sosie z egzotycznymi składnikami, które na pierwszy rzut oka wydają się bez sensu, a finalnie pasują niczym najlepsze klocki. No bo jak traktować klatkę ze świecącym układem planetarnym w środku? Działa? Działa, to po drążyć? Szukajmy drogi.
I właśnie ta dowolność w tworzeniu swojego świata może odrzucić część czytelników, którzy szukają w miarę stabilnych elementów. Jestem skłonny uwierzyć, że również część fanów lekkiego science-fiction odbije się od tej lektury, niczym od muru. Czytelnicy siedzący w bizarre mogą najwyżej pokiwać głową i stwierdzić, że spotkali już bardziej zakręcone historie. I to nawet u tego autora.
I na koniec muszę podziękować za świetną robotę, którą wykonał Kornel Mikołajczyk. To nie jest po prostu przetłumaczenie książki, mamy tu do czynienia ze sporym słowotwórstwem oraz lekkością języka, które nie ciążą na lekturze, a nawet ją ubogacają.
+ stworzony świat, postaci, tłumaczenie, wizje rodziców
- część rozwiązań fabularnych, jakby pchających akcję na skróty
Polcia i Kleszcz wychowują się w dwóch pokojach pod opieką niani Wojnarowskiej. Mogą siedzieć tylko i wyłącznie w tych dwóch pokojach, obsługiwani przez tajemnicze automaty. Nie znają swoich rodziców, mają mnóstwo zabawek i tajemnicze zabójcze stwory za drzwiami, których nie mogą przekroczyć. Pewnego dnia gastronomiczne maszyny ulegają awarii, a rodzeństwo postanawia...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-10-02
Brakowało wam makabry w Suchej Beskidzikiej? Tomasz Siwiec nie śpi, czuwa i pisze. Zaprasza czytelników na kolejną tragedię, która czyha na mieszkańców niedużej miejscowości… chwila moment. Tym razem żądza krwi zaprowadzi nas za granicę.
Grupa studentów zdobywa zgodę rosyjskiego rządu i wyrusza pod Czernobyl. Chcą zawieźć materiały pierwszej potrzeby, a przy okazji nakręcić film o aktualnie panujących tam warunkach. Na miejscu spotykają mieszkańców, którzy chętnie przyjmują pomoc, ale niespecjalnie chcą się zaprzyjaźniać, zwłaszcza gdy zapada zmrok. Na scenę wkracza nowy uczestnik krwawej rzezi, która i tak znajdzie połączenie z Suchą Beskidzką.
Kolejna krótka forma, tym razem uderza czytelników mniejszą dawką humoru, za to więcej tam depresyjnego wręcz klimatu, nasyconą dawką popromienną. Jest ciemno, deszczowo, tajemniczo. Coś się czai na naszych bohaterów, a rosyjski nadzór tylko czeka na nadejścia poranku. Tak, rosyjska, ponieważ autor pozwolił na delikatne zmiany geograficzno-polityczne. Tzw. licentia poetica, ale w wersji książkowej. Wolno, owszem, a forma pulpowa wręcz uwielbia takie zagrywki, gdy nagina się prawa fizyczne albo samą historię.
Czytelnik otrzymuje szybką opowieść, z licznymi ofiarami oraz wspomnianym depresyjnym nastrojem. Trzyma ona poziom serii, atakuje soczystymi zgonami i daje nadzieję na więcej. Mam tylko pytanie; czy słowo „Polacy” specjalnie jest pisane kilkukrotnie małą literą? Jakoś mnie to trochę raziło. Oczywiście, mogło by tego być więcej, jak za każdym razem, gdy sięgam po tą serię. Może kiedyś wyjdzie jakieś zbiorcze wydanie, z odpowiednimi ilustracjami, jak najbardziej klimatycznymi.
W oczekiwaniu na więcej, raków i gołębi.
+ nowe rejony, mroczny dołujący klimatyczny
- krótko, „polacy”
Brakowało wam makabry w Suchej Beskidzikiej? Tomasz Siwiec nie śpi, czuwa i pisze. Zaprasza czytelników na kolejną tragedię, która czyha na mieszkańców niedużej miejscowości… chwila moment. Tym razem żądza krwi zaprowadzi nas za granicę.
Grupa studentów zdobywa zgodę rosyjskiego rządu i wyrusza pod Czernobyl. Chcą zawieźć materiały pierwszej potrzeby, a przy okazji...
2022-08-21
Zło atakuje Suchą Beskidzką po raz kolejny. Franek to trudny przypadek, lokalny pijaczek, oficjalnie rolnik, praktycznie nieszczęsna dusza, topiąca bóle egzystencjalne w alkoholu. Poziom bólu wzrasta wraz z chwilą, gdy kosmici porywają mu krowę. Oczywiście, nikt mu nie wierzy, kto to widział UFO w XXI wieku? Po dwóch latach jednak Jadźka, czyli ukochana mućka naszego bohatera, wraca i wydaje się pełna energii oraz mleka. To otwiera nową drogę dla zapełnienia portfela nieszczęsnego Franka. Ukrywa jednak ona pewną tajemnicę, w którą trudno będzie uwierzyć.
Mordercza seria ma to do siebie , że atakuje znienacka. Po każdym tytule fani czekają na następny akt przemocy. Tomasz Siwiec w tym czasie wyszukuje kolejnego antagonistę, który z pewnością zaskoczy niejednego fana pulpy. Dokłada do niego odpowiedni tzw origin story, taki w miarę oryginalny, ale czerpiący sporo z twórczości wszelakiej na poziomie B,C,D i jeszcze dalej. W efekcie dostajemy krótką formę, gdzie trup ściele się gęsto, preferencje polityczne autora pokrywają się z tymi od odbiorcy, czyli w tym momencie moimi, ciosy uderzają dokładnie w te struktury, które mają najwięcej do gadania, a najmniej działają, czyli to nie jest kara na wyrost. Potrafi być ohydnie, brutalnie, chamsko, paskudnie. Ale tak właśnie ta literatura działa.
Ta część jednak wydała mi się zbyt ugłaskana. Jak w poprzednich tytułach, ten również nie szaleje z ilością stron, więc lektura nie jest czasochłonna. W tym wszystkim jakoś umyka Franek, który znika wraz z pojawieniem się Jadźki, i to jest chyba największy minus tej książeczki. Jest oczywiście na stronach historii, ale schodzi na dalszy plan, a jak już się pojawia, to jego obecność nie ma tej mocy, co na pierwszych stronach. A jednak szkoda, bo pomimo nałogu, był całkiem sympatycznym typem.
Podsumowując: seria trzyma formę, zaskakuje tam, gdzie trzeba, nie bierze jeńców. Trochę tempem odstaje od poprzednich obrazów zwierzęcej agresji, ale przy tych rozmiarach, to nie jest wielki problem. A seria się rozrasta…
+ nowe formy agresji, brak jeńców
- za mało Franka
Zło atakuje Suchą Beskidzką po raz kolejny. Franek to trudny przypadek, lokalny pijaczek, oficjalnie rolnik, praktycznie nieszczęsna dusza, topiąca bóle egzystencjalne w alkoholu. Poziom bólu wzrasta wraz z chwilą, gdy kosmici porywają mu krowę. Oczywiście, nikt mu nie wierzy, kto to widział UFO w XXI wieku? Po dwóch latach jednak Jadźka, czyli ukochana mućka naszego...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-08-13
Nie raz marudziłem, że nie lubię sięgać po zbiory opowiadań. Najczęściej poziom jest rozrzucony po całej skali, a gdy jeszcze jest to praca zbiorowa, to i stylistycznie czy klimatycznie jest jeszcze kolorowiej. Przy czym ta różnorodność wcale nie łączy się z jakością. Jakiś czas temu trafiłem na Hardboiled, które bardzo chwaliłem. Z reguły inne zbiory nie cieszyły się już moją dobrą oceną. Aż tu wpadła mi w ręce Galeria Karoliny Kaczkowskiej.
Czego tu nie ma? Są przedwieczni, zmiennokształtne androidy, eksperymenty medyczne, zabawy z tatuażami, dziwne stworzenia, miejskie legendy, rodzinne traumy. Autorka sięga w swoich krótkich formach niemal po każdy możliwy chwyt, są morderstwa, obrzędy, seks, dziwności. Wszystko oblane sosem grozy, czasem bardzo dosadnej, czasem ledwo widoczne. Niekiedy dodano szczyptę humoru, oczywiście czarnego.
Oczywiście, są opowiadania lepszej i słabszej formy, ale nie schodzą poniżej poziomu, na którym zaczyna się marudzenie oraz mimowolne wyłapywanie błędów i absurdów. Naprawdę, ciężko było mi się do czegoś przyczepić, otrzymałem wszystko to, co lubię w takich ekstremalnych historiach. Przykładowo Baśń o poławiaczu pereł jest dość wywrotową wariacją na temat syren, która może zaboleć niejednego zatwardziałego macho. Tatuaże, chyba najkrótszy element zbioru, zaskakuje finałem, wcale nie tak oczywistym. Sposób na grzyba i Krasnoludki (napisane do spółki z Marcinem Piotrowskim) to krwiste i pełne płynów ustrojowych opowieści, nie stroniące od ciężkiego humoru. Tą drugą wręcz widziałem w filmowej wersji, pod batutą Tommy’ego Wirkoli, bardzo mi ładnie podchodziła pod jego dowcip i inscenizacje.
Chyba najbardziej nie podeszły mi Pantofelek oraz tytułowa Galeria. W pierwszym drażniła mnie jednak forma bajkowej opowiastki, w drugim był jakiś chaos, który, pomimo naprawdę wielkiego finału i apokaliptycznej grozy, satysfakcjonował.
Jest to z pewnością barwny zbiór, czerpiący z różnych rejonów grozy, podrzucający czasem naprawdę smaczne i zaskakujące kąski. Aż żal, że autorka tak mało wydaje.
+ różnorodność stylistyczna, potrafi zaskoczyć, faktycznie ekstrema
- nie każdy opowieść satysfakcjonuje
Nie raz marudziłem, że nie lubię sięgać po zbiory opowiadań. Najczęściej poziom jest rozrzucony po całej skali, a gdy jeszcze jest to praca zbiorowa, to i stylistycznie czy klimatycznie jest jeszcze kolorowiej. Przy czym ta różnorodność wcale nie łączy się z jakością. Jakiś czas temu trafiłem na Hardboiled, które bardzo chwaliłem. Z reguły inne zbiory nie cieszyły się już...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-07-03
There is no business like Showbusiness. Prawda stara jak świat teatru i wszelakiej maści występów. Na jarmarkach popularne były kukiełkowe teatrzyki, w których wyśmiewano różne zachowania, przy okazji spuszczając parę ze społeczeństwa, taki wentyl bezpieczeństwa. Oczywiście, zawsze znalazł się ktoś, kto musiał sprawdzić, co jest za tą bezpieczną granicą, do której jest się głaskanym i tolerowanym. Za tą magiczną linią los twórcy zależał od jego szczęścia, układów, odwagi i pieniędzy, pewnie dałoby się jeszcze dołożyć kilka czynników, ale te to chyba podstawa. No i proporcje, czasem to było więcej szczęścia, czasem więcej układów, etc.
Dan jest producentem filmowym, nie takim pospolitym, od popularnych seriali czy też kina akcji. Ma swoją niszę. Zaczynał od zwykłego kina porno, z czasem sięgając po coraz bardziej odjechane pomysły, typu scat, pissing, co tam wyobraźnia podrzuci. Wszystko w granicach, ale przecież coś tam jest za nimi. Gdy już osiągnął odpowiedni poziom finansowy zaczął sięgać dalej. Dzięki swoim dochodom oraz odpowiedniej polityki dystrybucji, czuł się bezpiecznie. Zaczął przesuwać granicę, pedofilia, nekrofilia, snuff. Film robił pod życzenie klienta, włącznie z muzyką w tle. To była prawdziwa kopalnia złota, zwłaszcza, gdy mógł zaprząc do pracy swojego brata, którego wyciągnął z ośrodka dla opóźnionych w rozwoju. Brutalny gigant o twarzy cherubina, to był strzał w dziesiątkę. I nieskończone źródło dochodów.
Gdy Dan planuje planuje kolejny film z udziałem nieświadomych niczego ofiar traffickingu, na arenie wydarzeń pojawiają się kolejni bohaterowie. Śliski po odbytej odsiadce próbuje się odnaleźć w nowej rzeczywistości, nie pomagają mu w tym siostra oraz dawny znajomy Ziutek. Decydują się oni na napad na dom Dana i kradzież ciężkich milionów, które ten zarobił na pornosach, w których swego czasu grała Alicja, siostra wspomnianego Śliskiego. Do tego są jeszcze czeczeńscy gangsterzy, współpracujący z naszym Snuffbergiem, pracująca u niego Monika oraz ochroniarz Edward. Znamy głównych aktorów, znamy zarys wydarzeń. Będzie konkretnie, będzie się lała krew i inne ludzkie płyny. Ręka noga mózg na ścianie, dosłownie i w przenośni.
Patryka Bogusza polubiłem od pierwszej powieści, Obślizgłych paluchów, potem dostałem Tęgoryjca, zupełnie inną opowieść niż debiut, ale równie niesamowitą, by następnie zaserwowano mi drugie Paluchy. Lubię te historie, lubię ten cieknący z kart czarny humor oraz całkiem sporą liczbę popkulturowych odnośników, zwłaszcza do działu horroru oraz grozy, różnego typu, nie tylko mainstreamu, ale również tego mniej znanego (mało kto zna taki klasyk jak Basket Case, nie, nie chodzi o piosenkę Green Daya). W tej książce dostajemy intrygujące postaci, o bogatej przeszłości, o marzeniach oraz planach, bez względu na to czy są pierwszo, czy drugoplanowe, zachodzą pomiędzy nimi interakcje, dialogi są soczyste, nie tylko dzięki bluzgom, a do tego akcja, bo na kartach dzieje się dużo. Fanom ekstremy powinna już ciec ślinka, bo nie oszczędza się tu wyobraźni czytelnika. Brat Dana, Mikołaj, dostarczy mu ten rozrywki aż w nadmiarze. Można się nabawić niestrawności.
Jest akcja, są ciekawe postaci, jest również między wierszami wtłoczony komentarz na naszą codzienną znieczulicę. Wszystko czyta się płynnie, czasem się nie chce przerywać lektury, ale tu pojawił się problem, który mnie zabolał. Pojedyncze zdania. I to w dużej mierze. To potrafiło zaboleć. Zwłaszcza, gdy zdarzały się trzy zdania w dwóch linijkach akapitu. Czy autor coś na tym zyskał? Czy płacono mu od zdania (kiedyś była taka modła, chyba Dumasowi tak płacono, czy też Dickensowi)? Trudno wyczuć. Mnie to jednak bolało podczas czytania. Owszem, w Paluchach pojawiały się takie zdania,a le tam narrację prowadził Otis, który do orłów retoryki nie należał, a i tak potrafił rzucić zdaniem wielokrotnie złożonym. Tęgoryjec w ogóle obfitował w różnego rodzaju rozważania głównego bohatera, z automatu więc chyba one wchodziły na poziom rozbudowany. W tej książce takiego sposobu pisania nic nie tłumaczy, chyba, że autor sam to kiedyś objaśni.
Książka jak najbardziej trzyma się granic literatury ekstremalnej, nie ma tu co prawda zjawisk nadprzyrodzonych, ale zachowania bohaterów jak najbardziej mogą odrzucać czytelników nieobeznanych z tematem. Poza kadrem chyba nie ma żadnej sceny, wszystko zostało ładnie i czytelnie opisane. Jest w tym wszystkim pewna taka uwaga do naszego społecznego konsumpcjonizmu, gdzie bierzemy, bez zastanowienia skąd się to wzięło. Płacimy za towar, a jak powstał to nas mało obchodzi. A czasem warto sprawdzić jakie są koszty wyprodukowania koszulki czy bluzki jakiejś renomowanej firmy, ewentualnie jakie są koszty wydobycia pewnych złóż, potrzebnych do produkcji super układów scalonych, używanych w naszych smartphonach. Na podobnej zasadzie odbiorcy filmów snuff nie interesują się kosztami produkcji, poza własnymi. W pewnym sensie się nie różnimy, tak samo korzystamy, tak samo się nie zastanawiamy.
+ bohaterowie, akcja
- zdania pojedyncze (za to obniżam ocenę, bo mnie bolało)
There is no business like Showbusiness. Prawda stara jak świat teatru i wszelakiej maści występów. Na jarmarkach popularne były kukiełkowe teatrzyki, w których wyśmiewano różne zachowania, przy okazji spuszczając parę ze społeczeństwa, taki wentyl bezpieczeństwa. Oczywiście, zawsze znalazł się ktoś, kto musiał sprawdzić, co jest za tą bezpieczną granicą, do której jest się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-06-05
Są twórcy, którzy uwielbiają eksperymenty. Będą sprawdzać, jak daleko można się posunąć w swojej pracy, na ile odbiór wśród publiczności, czy też krytyków, będzie przychylny, a na ile zniesmaczony. Niektóre efekty pozostają w pamięci widzów na długie lata, inne kończą jak przelatujące meteory, na chwilę migną, przyciągając uwagę, a potem wspominają o nich tylko fascynaci tematu.
Cronenberg od samego początku szedł po zdecydowanie wytyczonej ścieżce. Pod otoczką tzw. body horroru ukrywał komentarze na temat kondycji społecznej lub krytykę wobec pewnych schematów. Za każdym razem jednak miał zarówno fanów, jak i zatwardziałych przeciwników. Nie ma większego znaczenia, czy będziemy wspominać Muchę czy Nagi lunch, znajdziemy w sieci peany ku chwale, jak również eseje pełne uwag. Jest on twórcą odważnym, stawiającym odważne tezy, a potem twardo stojącym na swoim stanowisku. Nie boi się sięgać po nowe media, może nie w takim stopniu, jak jego imiennik, David Lynch, ale nowinki techniczne oraz naukowe nie są mu obce i często to wykorzystuje w swojej pracy.
Poza filmami spróbował swoich sił również w literaturze. Książka Skonsumowana stanowi taki wielosmakowy koktajl, który zawiera chyba wszystkie znaki rozpoznawcze kina szalonego Kanadyjczyka. Są owady, okaleczenie i deformacja ciała (z uwzględnieniem kilku schorzeń), fascynacja technologią oraz trochę komentarza na tematy społeczno-polityczne. Dużo tych elementów, razem tworzą bardzo egzotyczną mieszankę, której smak raczej nie przypadnie do gustu większości smakoszy. Za dużo przypraw zabija podstawowy smak potrawy. Te wszystkie główne elementy, które w kinie można by ładnie zestawić lub skontrować, na kartach książki potrafią odstraszyć lub wymęczyć. Mnogość szczegółowych opisów sprzętu technicznego, różnych obiektywów czy statywów, z czasem przestaje robić wrażenie, a zamienia się we fragment katalogu firmy elektronicznej. Dużo jest tu również rozważań filozoficznych, mieszania tych dysput z doktrynami politycznymi, by zaraz na następnej stronie przedstawić charakterystykę choroby Peyroniego.
W innych swoich ulubionych rejonach, czyli w body-horrorze, jest bardziej bezpośredni i plastyczny w opisach. Tak jak w filmach – nie ukrywa, podaje szczegóły, nawet pozwala sobie na więcej, przecież na papierze można łatwiej dać upust wyobraźni, niż na kliszy. Pojawiają się szalone pomysły, włącznie ze specyficznym podziemnym światem chirurgii, którego wariacją są pewnie zbliżające się do naszych kin Zbrodnie przyszłości.
A sama historia? Para dziennikarzy postanawia się zająć dwoma różnymi tematami, które niespodziewanie zaczynają ku sobie dążyć. Węgierski chirurg, prowadzący dość ekstrawagancką klinikę z jednej strony, z drugiej morderstwo znanej francuskiej filozof, którego dokonał jej maż, dopuszczając się nawet kanibalizmu. W tle pojawia fobia na punkcie owadów, eksperymenty na aparatach słuchowych, samookaleczanie oraz technika drukowania 3D, plus międzynarodowa polityka. Dzieje się całkiem sporo, chociaż wiele akcji jest podane między wierszami, w monologach.
Dzieje się sporo, ale nie w taki tradycyjny sposób, to nie jest klasyczny akcyjniak podrasowany krwistymi szczegółami. Jest to książka oparta na rozmowach, na wyszukiwaniu drugiego dna, którego czasem się okazuje zmyłką, nie ma tu pościgów czy bójek, jest za to wymiana myśli, by na koniec dać nieoczywisty finał. Z odbiorem tej książki będzie pewnie jak z odbiorem filmów Cronenberga. Albo się łyknie ten sposób wyrażania oraz zasypywania odbiorcy faktami, zgrabnie zapisanego, ale potrafiącego zmęczyć, albo odpadnie się już po kilku pierwszych stronach. Ja lubię taką twórczość, zwłaszcza jak jest dobrze przetłumaczona, a ta zdecydowanie do takich należy. Rewelacji tu nie znalazłem, jedynie zaproszenie do szalonego świata, który może jest tam gdzieś obok, możliwe, że w jakiejś klinice w niedalekim miasteczku. Wciągnął mnie ten świat, ukazując swoją lepszą, jak i gorszą, czytaj: banalniejszą, stronę. Zdecydowanie jest ona przeznaczona dla fanów reżysera, którzy znajdą właśnie na łamach różne smaczki, a przeciętny czytelnik, jak wspomniałem na początku, odbije się niczym od muru.
7/10
- dla fanów, medyczna oraz konspiracyjna strona historii
- dla fanów, przesyt informacji technicznych
Są twórcy, którzy uwielbiają eksperymenty. Będą sprawdzać, jak daleko można się posunąć w swojej pracy, na ile odbiór wśród publiczności, czy też krytyków, będzie przychylny, a na ile zniesmaczony. Niektóre efekty pozostają w pamięci widzów na długie lata, inne kończą jak przelatujące meteory, na chwilę migną, przyciągając uwagę, a potem wspominają o nich tylko fascynaci...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-04-07
Historia lubi zataczać koło, pewne schematy ludzkich zachowań wracają, a ludzie nie potrafią się uczyć na własnych błędach. Notorycznie, jako gatunek, wracamy do schematów, które stawiają na piedestale sprawnych oratorów, którzy jednak nie mają nic do zaoferowania swoim słuchaczom, za wyjątkiem mrzonek ubranych w piękne słowa. Na dodatek te jednostki uwielbiają ciepłe stołki, na których usadziły swoje ciała, więc też obietnice są coraz bogatsze, a ich spełnienie coraz rzadsze. Ale temu winni są zawsze ci INNI. Adolf Hitler swoimi przemowami oraz obietnicami doprowadził do powstania niemieckiego państwa, można powiedzieć, z popiołów. Powoli, wbrew międzynarodowej polityce, stali się potęgą europejską, by ostatecznie rzucić wyzwanie całemu światu. Jednym z rozwiązań problemów etnicznych, oczywiście przez polityków Rzeszy nazywanych mniej bezpośrednio, były obozy koncentracyjne.
Jako element wywrotowy autor książki, Stasiuk, można powiedzieć, zaliczył trzy obozy o bardzo wątpliwej reputacji: Dachau, Mauthausen i Gusen. Był człowiekiem pełnym życia, zawsze starającym się znaleźć jakieś rozwiązanie, owszem, unikającym pracy, ale zarazem pamiętającym o tych, którzy mają gorszą sytuację od niego. Przeszedł wszystkie etapy w obozach, był świeżakiem, jakbyśmy teraz powiedzieli, muzułmanem, by w końcu wypracować sobie, o ironio, status starego obozowicza, który nie tylko dba o swój spokój, ale również ma pod swoją pieczą pewną grupę tych, którzy sobie nie radzą. Pierwsze lata obozowe ukazują bardzo okrutny świat dla więźniów, gdzie śmierć dosłownie czyha na każdym kroku. Niemieccy strażnicy, a zaraz za nimi kapowie, czuli się bezkarni, gdyż niespecjalnie dbano o stan zdrowia lub wyżywienie osadzonych, więc również, nikogo nie pociągano do odpowiedzialności za ewentualne straty w liczebności „obozowiczów”. Z czasem sytuacja się zmieniała, zaczęto się bardziej liczyć z ofiarami i nie szafowano ich życiem z taką lekkością.
Grzesiuk nie oszczędza czytelnika w opisach tragedii, której był świadkiem. Owszem, unika epatowania tzw. mięsem oraz szczegółami tortur, jednak między wierszami można znaleźć niejedną tragedię. Wszystkie opisy znęcania się, zwłaszcza psychicznego, są na tyle bogate, że nieraz ścierpnie skóra, gdy się czyta o kolejnej lekcji zdejmowania czapki w ciągu jednego popołudnia lub musztrze z biegunką w tle. Bestialstwo obozowych katów ograniczała jedynie wyobraźnia, wystarczy wspomnieć marsz z kamieniami po schodach z wyrobiska. W tym wszystkim zakotwiczony był warszawski cwaniak, unikający pracy, niczym diabeł wody święconej. Wciąż jednak pamiętający o swoich gorszych dniach, w związku z czym nie odwracający wzroku od tych, którzy byli na dnie.
Podczas tej lektury wspomniał mi się Król szczurów Clavella, gdzie opisano podobną sytuację, tylko bohater tej książki był troszkę bardziej bezczelny w swojej życiowej zaradności. A może to była tylko kulturowa, w azjatyckiej dżungli można było bowiem łatwiej przymknąć oko na jakiegoś cwaniaka, który codziennie chodził w czystym mundurze, przecież każdego dnia z powodu gorączki umierało kilkunastu więźniów, a sam Król nie był w stanie faktycznie zaszkodzić włodarzom obozu. Przypadek Stasiuka jest inny, owszem wypracował sobie wysoką pozycję w hierarchii obozowej, miał dzienny dostęp do żywności, jaka by ona nie była, jednak nigdy nie pozwolił sobie na zbyt pewne siebie postępowanie. Nie można było bowiem się zbyt wychylać, bo ryzykowało się uwagę kapo, a ona mogła kosztować życie, zwłaszcza gdy się dzieliło towarem z paczek ze współwięźniami, a nie z grupą zarządzającą.
Stasiuk się nie wybiela, nie ukazuje tylko swojej jasnej strony, przedstawia również swoją gorszą twarz obozową. Jemu również zdarzyło się coś ukraść lub podłożyć świnię, nie oczekuje jednak usprawiedliwienia dla swoich czynów, stwierdza otwarcie, że nikt, kto nie przeszedł tej niewoli, nie ma prawa go oceniać. W takich ekstremalnych sytuacjach człowiek się zmienia i często podejmuje decyzje, których nie brałby pod uwagę, gdyby był w swoim rodzinnym mieście i podczas dni pokoju. Banalne słowa? Ale nabierają mocy, gdy mówi je ktoś, kto przeszedł trzy obozy, widział niejedną bezsensowną śmierć, który jadł ziemniaczane oskrobiny, zagryzając fusami z kawy,
Prószyński wydał wspomnienia Stasiuka w wersji oryginalnej, znaczy takiej, jak podyktował, czy też napisał autor. A mimo wszystko szkoda, gdyż cegła rozmiarów ok 600 stron z pewnością by wymagała jakiejś korekty czy redakcji. Gawędziarz z natury zawsze znajdzie temat do opowiadania, przypowieść czy analogia z pewnością pojawią na kartach takich wspomnień. I tu jest właśnie ten problem, że w książce jest całkiem sporo powtórzeń oraz zwrotów, które przy, powiedzmy, odcinkowym wydawaniu nie raziłyby w oczy, jednak gdy mamy to w jednej książce, i co piętnaście stron czytamy, że do czegoś wróci później, to ja już nawet nie chciałem sprawdzać, czy faktycznie o tym wspomniał.
Książka z pewnością ma ogromną wartość historyczną, rzadko bowiem ma się do czynienia z takim punktem widzenia, które obrazuje właśnie Stasiuk. Był cwaniakiem na ulicach Warszawy, cwaniakował również w obozach. Dbał o własną korzyść, pamiętał jednak też o potrzebujących, bezinteresownie, a nieraz również tylko osładzał innym śmierć. Jest to również obraz zła, którego ciągle wisi nad nami, nie trzeba wcale spoglądać za wschodnią granicę czy do szkół w Teksasie, nasze domowe podwórko również lubi sięgać po pewne „brązowe” schematy oraz działania. Pamiętajmy, żeby się uczyć na błędach i wyciągać wnioski, najlepiej wynikające z historii. A ta się lubi powtarzać. Widać to za każdym razem.
+ surowość opisów, czysty obiektywizm uczestnika zdarzeń
- powtórzenia
Historia lubi zataczać koło, pewne schematy ludzkich zachowań wracają, a ludzie nie potrafią się uczyć na własnych błędach. Notorycznie, jako gatunek, wracamy do schematów, które stawiają na piedestale sprawnych oratorów, którzy jednak nie mają nic do zaoferowania swoim słuchaczom, za wyjątkiem mrzonek ubranych w piękne słowa. Na dodatek te jednostki uwielbiają ciepłe...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-04-04
Sucha Beskidzka to niewielka miejscowość, gdzie wskaźnik śmiertelności z przyczyn nienaturalnych sięga niebotycznych poziomów. Byli atakowani przez najróżniejsze stworzenia, a nawet himalajskie duchy. Tym razem, w wyniku alkoholowych eksperymentów jednego rolnika na ta mieścinę spadła plaga krwiożerczego drobiu. Opierzeni mordercy są głodni, potężni oraz zdesperowani potrzebą przetrwania. A jak wiadomo – aby przetrwać, trzeba jeść, a czego jest najwięcej pod dziobem dla ptactwa tego rozmiaru? No wiadomo, ludzi.
Tomasz Siwiec w swojej serii sięga po coraz bardziej zaskakujące stworzenia. Kto by się bał takiej kury? Małe, trochę upierdliwe, no dobra, może to być niepokojące, gdy otwierając rano oczy widzisz wpatrzone w ciebie ptasie ślepia, w których tli się iskierka ciekawości i głodu. Tak, to by mogło być przerażające. Autor daje oczywiście tych ptakom trochę więcej atutów, zwłaszcza w postaci rozmiaru, w związku z czym ludzie przestają być pewni na swoim czubku piramidy żywieniowej.
Tradycyjnie na kartach tej krótkiej książeczki mamy przegląd kilku patologii, bardzo plastycznie ukazanych. Na tle zabójczych kurczaków prezentują się o tyle groźniej, że są całkiem spore szanse, że niektóre mają miejsce za naszymi ścianami. Siwiec się nie rozpędza, nie daje upustu fantazji w kreowaniu deprawacji niektórych postaci, daje tylko sugestię zła, które mieszka między nami. Może się czaić w każdym domu. Oczywiście, najważniejsze są kurczaki, które atakują ludzi, nie przebierają w swoich ofiarach, a na Zakopiance mają prawdziwy drive-in.
Tradycyjnie, jak w całej morderczej serii, mam uczucie niedosytu. Krótka forma sprawia jednak wrażenie prologu do czegoś większego, jakby był plan na więcej, ale kierowca zaciągnął ręczny hamulec i powiedział STOP. Na razie więcej nie będzie. Zawsze podziwiam wtedy dyscyplinę autora, łatwo się bowiem rozpędzić i wymordować jeszcze połowę Podhala, a tak zostaje w czytelniku ciekawość, czy będzie coś więcej? Czy nieoskubani potomkowie dinozaurów jeszcze wrócą? Ilość zabójczych stworzeń, pomimo zamknięcia Horror Masakry, wciąż rośnie. Całość aż się prosi o jakieś wielkie apogeum rzeźni, gdzie wszystkie mordercze stworzenia spotykają u stóp Smolikówki, niczym tacy zoologiczni Avengers. Kto wie…
Klasycznie książka jest szybką i bardzo satysfakcjonującą lekturą (wiadomo, trzeba mieć specyficzne poczucie humoru oraz zacięcie do odpowiednich tematów). Nie ma przynudzania, nie ma zapychaczy, tylko akcja i dziobanie. Czuć w tym dobrą zabawę autora, przekładającą się na radość dla czytelnika, może się nie wybija na tle reszty, ale to wciąż dobra lektura na scenie animal attack. A za ostatnie zdanie – czapki z głów ;).
+ nieoczywiste zagrożenie, ostatnie zdanie
- krótka forma (jakby prolog czegoś większego)
7/10
Sucha Beskidzka to niewielka miejscowość, gdzie wskaźnik śmiertelności z przyczyn nienaturalnych sięga niebotycznych poziomów. Byli atakowani przez najróżniejsze stworzenia, a nawet himalajskie duchy. Tym razem, w wyniku alkoholowych eksperymentów jednego rolnika na ta mieścinę spadła plaga krwiożerczego drobiu. Opierzeni mordercy są głodni, potężni oraz zdesperowani...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Dałem się skusić dobrym opiniom i, ci tu kryć, tematowi na czasie. Coraz częściej różni twórcy sięgają po niby oczywiste kwestie, ale pokazują je od nowej strony, takiej mniej oczywistej. Kobiety miały ciężko w życiu, nasza historia i kultura ukształtowały taki patriarchalizm w świadomości ludzkiej, że wielu problemów się nie dostrzegało, wręcz były traktowane jako coś oczywistego. Nawet teraz nieraz słychać opinie, traktujące żony oraz dzieci jako własność, z którą można robić co się chce. To nie tylko polska przywara, takie coś rosło w wielu kulturach, do tej pory się z tym walczy.
Książka Kuciel-Frydryszak zaczyna się od przysłowiowego, pożyczonego od Hitchcocka, trzęsienia ziemi, gdy porusza kwestię wykorzystywania seksualnego nieletnich. Później niestety napięcie nie rośnie. Jest na wysokim poziomie, ale wprowadzenia nie przerasta. W każdym kolejnym rozdziale dostajemy bogato opisane koleje losu, z którymi borykały się bohaterki książki. Czasem podane z imienia, czasem tylko z inicjału. Nie jest to los godny zazdroszczenia, to ciężka harówka, od dawna do wieczora, pełna wyrzeczeń i poświęcenia. Owszem, pojawiają się przypadki, gdy któraś zdeterminowana dziewczyna kończy szkołę, udaje jej się uciec do miasta albo dobrze wydać, czytaj: na wyrozumiałego i otwartego męża, jednak najczęściej czytamy o trudach i zbójach. Ból i łzy to codzienny element życia chłopek.
Przykładów jest mnóstwo, są takie z happy endem, są też takie, gdzie tragedia uderza znienacka i pobiera opłatę za żywot. Wszystko byłoby naprawdę fajnym zabiegiem literackim, posiłkowanie się pamiętnikami pisanymi w dwudziestoleciu międzywojennym, wspominanie artykułów z gazet, ale wszystko to jest co kilka stron przerywane, by ponownie wspomnieć o jakimś fakcie z życia bohaterki aktualnego rozdziału, ewentualnie porównanie go ich z życiem innej. I tak co kilkanaście akapitów. A książka puchnie. Tak, o tych sprawach powinno się mówić, nie zamiatać pod dywan, dawać to pod dyskusję, ale nie powtarzać się co kilka stron.
Ważna i potrzebna książka, nie pozbawiona wad. Czyta się dobrze, nie ma zanudzania datami i nazwiskami, dużo zdjęć udostępnionych przez rodziny bohaterek, warte uwagi. Ale również dodatkowej korekty przy ewentualnych późniejszych wydaniach.
Dałem się skusić dobrym opiniom i, ci tu kryć, tematowi na czasie. Coraz częściej różni twórcy sięgają po niby oczywiste kwestie, ale pokazują je od nowej strony, takiej mniej oczywistej. Kobiety miały ciężko w życiu, nasza historia i kultura ukształtowały taki patriarchalizm w świadomości ludzkiej, że wielu problemów się nie dostrzegało, wręcz były traktowane jako coś...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to