-
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać441 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant14 -
Artykuły
Zapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2015-12-17
2016-06-10
2016-02-09
2016-09-07
2016-10
2016-10-30
2016-11-06
2016-11-17
2018-02-24
2016-06-19
2016-09-14
2016-10-01
2016-04-01
2016-12-09
2016-04-27
2016-05-11
2016-05-19
2016-11-12
2016-09-14
2016-03-15
Mieć wszystko i stracić wszystko. Takim obrazem z samego początku wita nas autor książki pod tytułem ,,Gargulec", Andrew Davidson, który tą książką zadebiutował na rynku pisarskim. Historię przedstawia nam z perspektywy głównego bohatera, którego imię pozostaje dla nas zagadką, pomimo poznania go na wylot, wszystkich jego przeżyć i wewnętrznych sporów, przemyśleń, pozostaje on dla nas osobą anonimową, zwracającą się za to wprost do nas, jako do czytelników.
Mężczyzna cudem ocalały z wypadku samochodowego, zakończonego wybuchem pożaru, którego niezapomnianą pamiątką pozostaje poparzone i okaleczone do końca życia ciało. Niegdyś piękny, budzący respekt, onieśmielający zarówno kobiety jak i mężczyzn młodzieniec staje się stopioną figurą woskową, lalką, przy której ktoś zbyt długo trzymał zapaloną świeczkę. Zniekształcone rysy twarzy zmieniły się w groteskową maskę, na zawsze wykreślając z istnienia urodę odpowiadającą młodemu bogowi. Smukłe i zgrabne niegdyś ciało, będące spełnieniem marzeń wielu osób, pozostaje jedynie wspomnieniem, a mężczyzna musi pogodzić się z licznymi defektami, takimi jak brak palców u stóp i dłoni, niemożliwości posiadania owłosienia i wydzielania płynów począwszy od łez po pot, strzaskaniem kolana i na wskutek ratowania nogi, wypełnienie jej niezliczoną ilością metalowych elementów. Jednak najgorszym żartem, jaki mógł spłatać mu los, jest utrata przyrodzenia, które na wskutek podpalenia, po uprzednim zalaniu spodni alkoholem, spłonął niczym knot świeczki. Mówię o żarcie, ponieważ nasz drogi nieznajomy do czasu wypadku był wybitną, o ile możemy mówić o wybitności w danym zawodzie, a już na pewno rozpoznawalną i pożądaną gwiazdą porno. W późniejszych latach stał się również reżyserem i wykonawcą własnych scenariuszy, wciąż jednak wszystko toczyło się wokół tej branży.
Przeżycie, które wszyscy dookoła niego uważają za cud i objawienie, dla niego jest torturą, którą pragnie jak najszybciej zakończyć, gdy tylko o własnych siłach opuści szpital. W głowie okaleczonego mężczyzny zaczyna kiełkować plan spektakularnego samobójstwa, będącego wyrazem buntu wobec tego, co go spotkało. Jeżeli coś ma się dziać, to na jego własnych zasadach.
Czas w szpitalu mija na usuwaniu spalonej skóry i przeszczepach, zmieniających jego ciało w szachownicę tkanek różnego koloru.
Przez jego salę przewija się parę osób, ofiary różnych wypadków czy stanów zdrowotnych, jednak wychodzący z podobnego do jego stanu mężczyzna nie pobudza w nich żadnych nadziei, jedyne, co odczuwa bohater, to pogardę, złość i żal. Porównuje ich obojga do potworów, których nikt tak naprawdę nie pokocha i do których zawsze będzie czuło się jedynie odrazę. Tak bowiem zareagowali jego znajomi, osoby z branży lub koledzy, z którymi wspólnie bawili się na zakrapianych alkoholem i pełnych narkotyków imprezach. Dawni "przyjaciele" uciekli czym prędzej widząc oszpeconą twarz mężczyzny, zapewne stwierdzając, że to koniec ich wspólnych zabaw.
Ustalony porządek dnia i codzienne narzekania kończą się wraz z pojawieniem się Marianne Engel - rzeźbiarki, o której z każdym dniem znajomości pogłębia się jego mniemanie o tym, że kobieta jest schizofreniczką lub osobą z depresją maniakalną. Nie sprawia to jednak, że przestaje się nią interesować, wręcz przeciwnie, ich relacja z czasem zaczyna się coraz bardziej zacieśniać, choć mężczyzna nie potrafi dać wiary w historie Marianny, opowiadającej mu o sercach gargulców, które musi uwolnić, o tym, że w XIV wieku spotkali się w podobnej sytuacji jak dziś, gdy poparzony najemnik trafił pod pieczę jej - zakonnicy posiadającej dar do języków, właśnie w tamtym miejscu narodziło się uczucie, którego nie dały rady zniszczyć żelazne zasady klasztoru ani najemnicy skłonni zabić za dezercję. Choć nie daje wiary jej historii, zaczyna go ona wciągać i ciekawić coraz bardziej, zwłaszcza, że już dawniej interesował się kościołem, z którego ponoć pochodzi Marianne, w co oczywiście nie wierzy, bowiem od tamtego czasu minęło siedemset lat. Z czasem ich znajomości poznaje coraz więcej faktów z ich domniemanego dawnego życia, lecz Marianne nie poprzestaje jedynie na tych opowieściach. Relacjonuje mu również zdarzenia z życia jej przyjaciół żyjących na przełomie tych wieków. Poznajemy historię Sai, pięknej i utalentowanej dmuchaczki szkła, której dotychczasowe życie kończy się przez pożądanie władcy, chcącego mieć ją na własność, w skutek którego zostaje mniszką i przyjmuje śluby milczenia, wyrzekając się tym samym ojca i ukochanego. Miała miejsce także historia małżeństwa dotknięta zarazą w ich domowym ognisku. W swoje sidła chwyciła wpierw żonę, a następnie czuwającego nad nią męża. Równie poruszająca jest historia młodego Wikinga darzącego skrytą i nieodwzajemnioną miłością swojego przyjaciela, która nigdy nie została ujawniona ze względu na rodzinę. Z miłości ratuje dziecko ukochanego podczas pożaru, gdzie chowając swym ciałem niemowlę, daje się spalić żywcem. Historie choć krótkie, poruszają nie bardziej niż cała książka.
Książka ta jednak nie jest uosobieniem smutku i tragedii, choć te dwie cechy są jej tematem przewodnim. Nie brakuje tu jednak zabawnych anegdot z życia bohaterów, a i zgryźliwy, sarkastyczny charakter naszego bohatera nie raz i nie dwa potrafi sprawić, że uniesiemy kącik ust bądź nawet zaśmiejemy.
Wbrew pozorom mężczyzna jest postacią, którą ciężko jest znielubić, mimo tego, czym parał się jako zdrowy młodzieniec, co może wywoływać w nas mieszane uczucia, a także mimo jego obcesowości i skłonności do irytacji. Szczerość i wspomnienia z przeszłości rzucają nowy pogląd na jego osobę, zdajemy sobie bowiem sprawę, że piękno nigdy nie było wszystkim, co miał do zaoferowania, ponieważ już jako młody chłopiec szybko przyswajał wszystko, czego uczono go w szkole, na tyle, że lekcje przestawały mu wystarczać i wiedzy zaczął szukać w książkach. Stał się stałym bywalcem biblioteki i to nie w typowo powieściowych działach, a tych związanych z nauką, poznawaniem świata i innymi zagadnieniami, które rzadko interesowały chłopców w jego wieku.
Dzięki temu poznajemy go od zupełnie innej strony. Widzimy również, jak za sprawią Marianne kruszą się w pył resztki jego zbroi, którą przybrał jako piękny chłopiec, by obronić przed innymi swoją duszę. Barierą urody odgradzał się od ludzi, pokazywał jedynie to, co inni chcieli w nim zobaczyć, nikt jednak nigdy nie zobaczył w nim jego samego, tego prawdziwego, zranionego przed laty chłopca.
Potrzebny był tragiczny wypadek, by spotkał kobietę dzięki której zaczyna poznawać wartości inne niż wygląd. Wartości przysłonięte pozorowaną próżnością i zamknięte w pancernej skrzyni zatrzaśniętej na trzy spusty, jednak takim samym zrządzeniem losu, jakim było poznanie jej, było również posiadanie przez nią klucza idealnie pasującego do tej skrzyni. Podczas gdy otaczało go mniej ludzi, niż w czasach jego świetności, zostały one zastąpione zaledwie kilkoma, za to wspaniałymi i wiernymi, czuwającymi przy nim, służącymi radą, wsparciem i przyjaźnią nie baczącą na wygląd, za to wyrytą głęboko w sercu, które odrzuciło dawne samobójcze plany i zyskało nową nadzieję, siłę, by ciężko nad sobą pracować. Krok po kroku obserwujemy starania ku samodzielnemu funkcjonowaniu w społeczeństwie, co mimo lepszemu niż dawnej nastawieniu, dalej nie jest idealne. Jak kiedyś uzależnieniem mężczyzny były narkotyki, tak teraz, próbując uciszyć żmiję, która po wypadku zagnieździła się w jego kręgosłupie, podpowiadającą mu najgorsze myśli, najczarniejsze scenariusze, łamiącą jego wiarę w siebie i w Mariannę, wpada w uzależnienie od morfiny, cudownego środka, nazwę swoją adekwatnie zaczerpniętą od Morfeusza, greckiego boga marzeń sennych.
Jak widać, autor stawia przed nami niebanalne postaci, bardzo mocno zarysowane, lecz żadna z nich nie jest przerysowana, a przez to ciężko jest nam ich nie lubić. Każda z postaci pojawiających się w książce ma swój unikalny charakter, każda z nich jest inna i wyjątkowa, wciąż są to jednak zwykli, prości ludzie, których spotykamy codziennie na ulicy. Ludzie z problemami, z własnymi koszmarami, wadami, ludzie nieidealni, ale tym samym potrafiącym wnieść w nasze serca radość. Są żartobliwi, jak każdy z nas posiadają historie z dzieciństwa, z którymi nie ze wszystkimi chcieliby się dzielić. Są współczujący, irytujący, dobrotliwi, egoistyczni. Są wiarygodni i dzięki temu pozwalają nam identyfikować się z nimi.
Trzecim z kolei ogromnym plusem książki, po świetnych bohaterach i niespotykanej fabule, jest język, będący bardzo przyjemnym i przystępnym dla czytelnika. Nawet zdarzające się filozoficzne przemyślenia są napisane tak, jak sami potrafimy prowadzić je w głowie, nie spotkamy tu sztucznych i wymuszonych monologów oraz dennych, pustych dialogów, wszystko poprowadzone jest bardzo naturalnie i ludzko. Nie odkładamy książki przez zmęczenie się zawiłymi i trudnymi zdaniami, wręcz przeciwnie, nim się zorientujemy, przewracamy ostatnią kartkę książki.
Jaki sekret tkwi w gargulcach będących dziełami Marianne? Jak zakończyła się historia z ich przeszłości, że trafili w to miejsce, w którym są dziś? I czy to wszystko zdarzyło się naprawdę? By dostać odpowiedź na te pytania, trzeba koniecznie sięgnąć po tę książkę. Gwarantuję, że przez najbliższe godziny nie będzie się w stanie od niej oderwać, przeżywając ją całym sobą.
Mogłabym powiedzieć, że jest to książka dla każdego, lecz tylko pod warunkiem, że nie boimy się odkryć prawdy odnośnie naszej powierzchowności oraz jeśli jesteśmy gotowi stanąć naprzeciw własnym słabościom, własnym obawom, naszym maskom, które potrafimy nakładać na co dzień, by ukryć to, jacy jesteśmy naprawdę pod woalką pięknych twarzy, idealnych figur czy zgrabnych słówek, nie mających żadnego związku z tym, co myślimy naprawdę. Bo ta książka odsłoni najgłębsze zakamarki waszej duszy, których nie chcielibyście wystawiać na światło dziennie w obawie przed brakiem akceptacji i zrozumienia. Z obaw przed byciem odrzuconym. Pokazuje nam to, co się stanie, gdy zostaniemy pozbawieni naszej schludnej otoczki, obdarci przed światem, gdy zostaniemy w tym miejscu tylko my i nasz charakter w całej okazałości.
Mieć wszystko i stracić wszystko. Takim obrazem z samego początku wita nas autor książki pod tytułem ,,Gargulec", Andrew Davidson, który tą książką zadebiutował na rynku pisarskim. Historię przedstawia nam z perspektywy głównego bohatera, którego imię pozostaje dla nas zagadką, pomimo poznania go na wylot, wszystkich jego przeżyć i wewnętrznych sporów, przemyśleń, pozostaje...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Zawsze wracając myślami do tej książki zastanawiam się, czy coś ze mną nie tak. Bo jak to jest, że niemal wszyscy zachwalają tę książkę (oraz serię), zachwycają się, uwielbiają, a ja uważam, że była bardzo słaba? Nawet gdyby skategoryzować ją na moją "młodzieżową fantastykę", z której to wiele tytułów jest u mnie wysoko na liście i nie mam nic przeciw takiej literaturze, to ta książka i tak pozostaje daleko w tyle i nie potrafię powiedzieć o niej za wiele dobrego. W sumie, chyba nic dobrego.
Nawet, o zgrozo, że się ją szybko i łatwo czytało. Bo choć styl ma niby prosty, to oczywiste błędy i niedociągnięcia tak rażą, że tę książkę męczyłam przez kilka dni, z jednej strony pragnąc już ją skończyć, z drugiej nie potrafiąc się za każdym razem do niej zmusić, woląc robić wszystko inne, tylko nie to.
Największy zarzut, jaki wobec niej mam, to postaci. Nie mogłam ich zdzierżyć i nie rozumiem jakim cudem nikt inny nie dostrzegał tych wszystkich sprzeczności. To nie byli dobrzy bohaterowie. Nie mieli żadnego dobrze skonstruowanego charakteru i chociaż zostały napełnione masą różnych emocji, zachowań, było to płaskie, nijakie, wyblakłe. Miałam wrażenie, że autor nie potrafi się zdecydować, czy chce stworzyć poważną, dojrzałą książkę, czy na zabawną historyjkę, lecz po żadnej z tych stron nie byłaby ona dobra. Nie wiem nawet, na czym ostatecznie poprzestał, co miał na myśli pisząc to wszystko. Niby fabuła chciałaby się skierować ku poważniejszym sprawom, a jednak autor wtrąca do tekstu fragmenty, mające być śmieszne (chyba) i miały wywołać uśmiech na twarzach czytelników (chyba), a na mojej wywołały jedynie znak zapytania (to na pewno). Najlepszym określeniem będzie to, że do każdej jednej postaci próbował upchnąć za dużo różnych i sprzecznych ze sobą cech. Owszem, jesteśmy ludzi, jesteśmy sprzeczni, robimy różne rzeczy, lecz jeśli ktoś zabiera się zapisanie, niech robi to z głową i dobrym pomysłem. Bo otoczka i kreowanie się na tajemniczego, niebezpiecznego gościa, a następnie chamskie leżakowanie i wesołe podśpiewywanie pod nosem, rzucanie słabymi żarcikami i docinkami jest... złe. Po prostu złe.
I to własnie postaci zepsuły dla mnie tę książkę. Nie byłam w stanie ich znieść, nie byłam w stanie z nimi "przebywać", przeżywać ich historii, podróży.
Dla mnie ta książka nie ma nic do zaoferowania, bo pomijając moje żale na temat bohaterów, fabularnie też nie było najlepiej. Było po prostu nudno. Są o wiele lepsze z tej tematyki na rynku, ja odradzam.
Zawsze wracając myślami do tej książki zastanawiam się, czy coś ze mną nie tak. Bo jak to jest, że niemal wszyscy zachwalają tę książkę (oraz serię), zachwycają się, uwielbiają, a ja uważam, że była bardzo słaba? Nawet gdyby skategoryzować ją na moją "młodzieżową fantastykę", z której to wiele tytułów jest u mnie wysoko na liście i nie mam nic przeciw takiej literaturze, to...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to