-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant5
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać423
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant13
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać5
Biblioteczka
2015-05-09
2011-06-14
Naprawdę chciałam być krytyczna. Chciałam wychwycić wszelkie błędy, zwrócić uwagę na niedociągnięcia, potknięcia czy fakty mijające się z prawdą. Naprawdę chciałam, uwierzcie. Tylko ja wszelkie te błędy czy powtarzające się wątki jednocześnie za wszelką cenę wyjaśniałam i przekonywałam samą siebie, że przecież to celowo, że Autor miał rację. Tak więc skończyły się szanse na surową, krytyczną, srogą i wypraną z uczuć recenzję. A może to lepiej?
Nieprzyjaciel Boga to już drugie, a zarazem przedostatnie spotkanie z Derflem, Arturem, Merlinem, Ginewrą i Lancelotem. Mam wrażenie, że ta część jest bardziej mityczna, to powieść oparta w szczególności na celtyckich mitach i wierzeniach. Sam Autor pisze-
Legendy arturiańskie są bardzo skomplikowane, głównie dlatego, że zawierają w sobie mnóstwo różnych historii, z których wiele, jak ta o Tristanie i Izoldzie, było najpierw samodzielnymi opowieściami i dopiero z czasem zostało włączone do wielkiej sagi arturiańskiej. Z początku zamierzałem wyrzucić wszelkie pozostałe naleciałości, ale wtedy musiałbym zrezygnować z wielu wątków i postaci, pozwoliłem zatem aby romantyzm wziął górę nad pedanterią.
Poznanie niesamowitych obrządków kultu Izydy, koronowania króla czy poszukiwania trzynastu skarbów Brytanii przenosi nas w zupełnie inny świat. Pozornie nierealny, daleki i odległy jednak Autor uzmysławia nam, że za czasów panowania króla Artura obrządki te były na porządku dziennym i choć chrześcijaństwo bardzo się rozwinęło to nawet wśród księży, kapłanów czy pozornie zagorzałych katolików zdarzali się wyznawcy Bela, Ozyrysa czy Izydy. Ten wątek pochłonął mnie najbardziej. Niesamowitym było poznawanie tych niezrozumiałych, okrutnych czy naprawdę niespodziewanych obrzędów. Ta historia sprawiła również, że pragnę się wgłębić w kulturę celtycką i poznać jej obrzędy od podszewki.
Jednocześnie napotkałam jedną wadę, która wśród recenzji tej książki wzbudziła niemałe poruszenie. Mianowicie sposób przedstawiania chrześcijaństwa przez Cornwell'a. Nie tylko w tej powieści. Taki sam model możemy znaleźć i w pierwszej częśći Trylogii i w Ostatnim królestwie. Podejrzewam, że w innych dziełach sir Bernarda również. I to prawda, że po pewnym czasie model zakatarzonego, zgarbionego, chytrego i przebiegłego zarazem kapłana zaczyna irytować, a fakt, że całą opowieść snuje mnich, staje się naprawdę zastanawiającym. Ja jednak mam mnóstwo argumentów na korzyść pisarza, którymi nie będę Was zadręczać, ponieważ aby o tym dyskutować trzeba tą historię poznać. Do czego z całego serca Was zachęcam.
I choć znalazłam parę minusów, to moje przywiązanie do Derfla i Ceinwyn, i małej Dian, i Artura, i Ginewry sprawiły, że naprawdę pokochałam tą opowieść. Przywiązałam się do bohaterów i zatapiając się w ich świat czułam, że już świetnie ich znam. Być może to zasługa tak obszernego tekstu. Tego, że Cornwell naprawdę się nie spieszy, snuje piękną opowieść, łącząc multum mitów, wierzeń i obyczajów. Ta część różni się jednak od poprzedniczki- trzyma w napięciu, Cornwell doskonale operuje uczuciami naprzemian snując powoli opowieść o błogim życiu, upojnej miłości bohaterów i zdradzie, złamaniu przysięgi czy magicznych obrzędach.
Mnie historia Dumnończyków pochłonęła do reszty, a spotkanie z niemłodym już mnichem, który wciąż przed oczyma ma niesamowite historie, i który dzieli się z nami Jego uczuciami i wspomnieniami, zaliczam do niezwykle przyjemnych.
Naprawdę chciałam być krytyczna. Chciałam wychwycić wszelkie błędy, zwrócić uwagę na niedociągnięcia, potknięcia czy fakty mijające się z prawdą. Naprawdę chciałam, uwierzcie. Tylko ja wszelkie te błędy czy powtarzające się wątki jednocześnie za wszelką cenę wyjaśniałam i przekonywałam samą siebie, że przecież to celowo, że Autor miał rację. Tak więc skończyły się szanse na...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2011-04-30
http://tea-with-milk.blogspot.com/2011/05/przeznaczenie-jest-wszystkim-ostatnie.html
To niesamowicie uzależniająca lektura. Sceny bitew, które przedstawia nam Cornwell są tak zobrazowane, że czujemy jakbyśmy sami słyszeli bojowe okrzyki, czuli napór wrogich ciał, mieli na rękach krew wroga. Język Pana Cornwella jest niezwykle barwny. Chociaż opisuje on tak odległe czasy- IX wiek, to wszystkie wydarzenia są dla nas tak bliskie, tak namacalne. To pierwsza taka powieść historyczna, która pochłonęła mnie w całości. Przedstawienie obyczajów, świąt, bitew, polityki, stosunków międzyludzkich jest genialne i daje nam mnóstwo tematów do przemyślenia bądź zgłębienia.
http://tea-with-milk.blogspot.com/2011/05/przeznaczenie-jest-wszystkim-ostatnie.html
To niesamowicie uzależniająca lektura. Sceny bitew, które przedstawia nam Cornwell są tak zobrazowane, że czujemy jakbyśmy sami słyszeli bojowe okrzyki, czuli napór wrogich ciał, mieli na rękach krew wroga. Język Pana Cornwella jest niezwykle barwny. Chociaż opisuje on tak odległe czasy-...
2011-05-17
Znasz to jedyne w swoim rodzju uczucie, kiedy po całym dniu biegania, nerwów i stresu zasiadasz w swoim ulubionym fotelu, przykrywasz się kocem, w jedną rękę bierzesz kubek aromatycznej herbaty a w drugą ukochaną książkę i oddajesz się magicznym działaniom słów? Ten wyjątkowy czas, kiedy wszystko zależy od Ciebie i Twojej wyobraźni? Kiedy podróżójesz dookoła świata, cofasz się w przeszłość bądź pędzisz do przyszłości, poznajesz nowe obyczaje i znajdujesz przyjaciół, takich na całe życie?
Tak, ja też. I jest to dla mnie czas niezastąpiony, którego nie oddałabym za żadne skarby świata. Gdzie przeniosłam się tym razem? Dzisiaj Sir Bernard Cornwell zabrał mnie w podróż do najmroczniejszy i najgroźniejszych czasów w historii Brytanii. Do V wieku, kiedy to wyzwoleni z władań Rzymian Brytyjczycy poznają nową religię- chrześcijaństwo, walczą o władze, giną na polach walki a jednocześnie zawierzają swój los druidom i licznym bogom, odprawiając pogańskie, niezwykle ciekawe muszę przyznać, obrządki.
“Zimowy monarcha”, bo o nim mowa, jest pierwszą częścią Trylogii Arturiańskiej, która zdobyła rzeszę wiernym fanów na całym świecie a i ja zdecydowanie się do nich zapisuję. Nie jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością Pana Cornwella, o wrażeniach z wcześniejszej lektury również tutaj pisałam, i muszę powiedzieć, że Jego styl niesamowicie mnie pociąga i pochłaniam w oka mgnieniu kolejne zapisane strony. Tak barwnym i żywym językiem operuje. Ciekawym zabiegiem, z którym spotkałam się również w poprzedniej lekturze, jest uczynienie narratorem osoby pozornie mało ważnej w całej historii. Autor bowiem zapoznaje nas z Derflem, który będąc już zakonnikiem w podeszłym wieku na życzenie swej królowej zapisuje swoje często zawiłe losy. Pisze o dzieciństwie na górze Tor, o ucieczce z wilczego dołu, o wychowaniu przez największego w całej Brytanii druida, o swojej miłości, braterskich obietnicach i marzeniach. I gdzie wśród tego wszystkiego miejsce dla powodu całej książki? Dla króla Artura? Otóż zabieg, który zastosował Sir Bernard jest bardzo przemyślany. Derfel jest bowiem wojownikiem a z czasem staje się bliskim przyjacielem Artura, snuje więc domysły, nie przeinacza faktów dla własnej sławy, wkrada się do głowy Artura i pisze o wątpliwościach i pragnieniach Jego jak i całego królestwa.
Nie będę rozpisywała się na temat fabuły, ponieważ jest ona tak bardzo rozbudowana, że naprawdę trudno byłoby ją skrócić. Nie ma innego wyjścia jak samemu sięgnąć po tą niezwykłą książkę i przekonać się na własnej skórze, czy historia Derfla poruszy Cię tak bardzo jak mnie.
Wspomnę za to jeszcze o poczuciu humoru Pana Bernarda. Uwielbiam to, że traktuje on swojego czytelnika nie jak półgłówka, któremu wszystko trzeba dokładnie pokazać. Często puszcza do nas oczko, zaprasza do zabawy a ja z wielką radością to zaproszenie przyjęłam. Tak na przykład niezwykle zaciekawił mnie sposób przedstawienia Lancelota, który również pojawia się na kartach powieści. Ten powszechnie uważany za wzór rycerza mężczyzna według Derfla (i jak przypuszczam Cornwella) jest zwykłym kłamcą podszytym strachem i tchórzostwem, trzymającym się maminej spódnicy, niezwykle zadufanym w sobie księciem. Bardzo ciekawy jest również sposób przedstawienia chrześcijaństwa oraz kapłanów, no ale to pozostawiam do oceny Tobie, o ile zdołam przekonać Cię do lektury.
Jest tyle rzeczy, o których chciałabym jeszcze wspomnieć i podzielić się z Tobą, Drogi Czytelniku. Trudno jednak wybrać mi najważniejsze dla mnie odczucia, bo towarzyszyło mi ich całe multum. Chciałabym wspomnieć o Nimue, Norwennie, Merlinie, Gundleusie czy Galahadzie. O magicznych, często okrutnych obrządkach. O szerzeniu się chrześcijaństwa oraz o ich przedstawicielach, tak różnorodnych. O Sansumie i Bedwinie. O wszystkich nowo poznanych mi ludziach, którzy jednak na długo pozostaną w mej głowie i sercu. Nie wiem czy zdołałam Cię przekonać, by poznać tą historię. Bardzo zachęcam Cię chociaż do spróbowania, bo przegapić taką cudowną, wpisującą się na listę moich ulubionych, książkę byłoby naprawdę szkoda.
Znasz to jedyne w swoim rodzju uczucie, kiedy po całym dniu biegania, nerwów i stresu zasiadasz w swoim ulubionym fotelu, przykrywasz się kocem, w jedną rękę bierzesz kubek aromatycznej herbaty a w drugą ukochaną książkę i oddajesz się magicznym działaniom słów? Ten wyjątkowy czas, kiedy wszystko zależy od Ciebie i Twojej wyobraźni? Kiedy podróżójesz dookoła świata, cofasz...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2011-01-01
2011-06-26
W dzisiejszych czasach, gdzie telewizja, radio i wszelkie środki masowego przekazu kształtują nasz światopogląd, wyznaczają trendy, co tu dużo mówić, mają niezwykle duży wpływ na nasze życie, wiele rzeczy zasługuje na przemyślenie. Czy w naszym zekranizowanym życiu istnieją jeszcze jakieś wartości? Czu uczucia innych są jeszcze dla nas ważne? Czym tak naprawdę dla nas jest ludzkie życie?
“Bo na dobrą sprawę, czyż życie innych ludzi nie jest tylko rodzajem scenariusza, w którym można co nieco zmienić?”
Na tak ogromnie trudne pytania w swojej powieści, pod przykrywką dobrej i wciągającej fabuły, próbuje odpowiedzieć niemiecki pisarz i scenarzysta filmowy zarazem. Pan Kirchhoff przedstawia dwie historie- życiowego nieudacznika Giacamo Hoederera oraz młodej, zdolnej szczęściary, gwiazdy filmowej, Malu- na samym początku powieści, tyle tylko wiemy o bohaterach. Nie znamy żadnych szczegółów- nie wiemy o nic więcej, tylko tyle, ile oni nawzajem o sobie, czyli nic.
I jak tu połączyć te dwa różne życiorysy, jak sprawić, żeby ich scenariusze się połączyły?Nic bardziej prostszego! Wystarczy tylko napaść na bank, zupełnie przypadkowo postrzelić staruszkę, przez drugi przypadek zabić kierowcę limuzyny, którą również przez zrządzenie losu należy ukraść. Trzeba jednak pamiętać, aby sprawdzić, czy w samochodzie nie znajduje się przypadkiem młoda, rozchwytywana gwiazda filmowa- oczywiście jeśli nie chemy zostać znienawidzeni przez połowę świata, co tam! Przez cały świat. I tak właśnie zaczyna się niezapomniane przeżycie dla dwójki naprawdę nietuzinkowych bohaterów, podczas którego przeanalizują oni swoje życie oraz uporządkują hierarchię wartości. Przy okazji, oczywiście, pokazując nam jak to powinno wyglądać. I choć przedstawiłam całą powieść jako bardzo moralizującą, to w rzeczywistości czytelnik sobie tego nie uświadamia. Bohaterowie nie plotą banałów, a cała akcja następuje bardzo szybko i zgrabnie. Odskocznią są dialogi pomiędzy Malu a Hoederara'em. Te, dla mnie, były bardzo ciekawe i czytałam je z nieskrywaną przyjemnością. Podczas tych rozmów, na które mają oni niecałą noc, poznają siebie nawzajem, swoje słabości jak i zdolności. Słuchają muzyki, rozprawiają o kinie, poznają sposób życia drugiego- tak bardzo odmienny. A podczas tych czasem zabawych, a czasem wręcz przerażających rozmów poznają oni siebie samych i powoli odkrywają swoje priorytety.
To co bardzo spodobało mi się w tej lekturze, to właśnie ukazanie procesu poznawania się bohaterów. Tak nawzajem, jak i siebie samych. Zmiany, które w nich zachodziły nie były gwałtowne, a następowały powoli. Nie było jakiejś sztucznej granicy, było czuć wątpliwości i powolne przekonywanie do zmiany swojego życia. Ta granica się zacierała, ni zniknęła jak za przyłożeniem czarodziejskiej różdżki. Przyjaźń, która rodziła się między bohaterami nie była sztuczna, mnie zauroczyła. A koniec powieści był naprawdę nie lada zaskoczeniem.
Choć sama fabuła mnie nie porwała i nie wyczekiwałam następnych zdarzeń z rumieńcami na twarzy, a od wielkich zwrotów akcji wolałam powoli snute dialogi, powieść było bardzo przejemną przygodą, która na dodatek, poza mile spędzonym czasem, pozostawiła po sobie coś w głowie. Nie zaliczę jej do wielkich literackich odkryć i nie pozostanie w moim sercu na zawsze, jednak polecam ją Wam, drodzy czytelnicy, wierząc, że odkrywanie drugiego człowieka i obserwowanie zmian, które w nim zachodzą Was zainteresuje jako, przypuszczam, humanistów.
W dzisiejszych czasach, gdzie telewizja, radio i wszelkie środki masowego przekazu kształtują nasz światopogląd, wyznaczają trendy, co tu dużo mówić, mają niezwykle duży wpływ na nasze życie, wiele rzeczy zasługuje na przemyślenie. Czy w naszym zekranizowanym życiu istnieją jeszcze jakieś wartości? Czu uczucia innych są jeszcze dla nas ważne? Czym tak naprawdę dla nas jest...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2011-04-23
Książkę przeczytałam w cieniu pięknego drzewa, wsłuchując się w śpiew ptaków, leżąc na zielonej trawie, jednym słowem w idealnych warunkach do czytania o marzeniach, ich spełnianiu i życiu pełną piersią.
Ten swego rodzaju poradnik jest zbiorem wierszyków, opowiadań, tekstów, które autor wysyłał co poniedziałek do swoich klientów, aby dać im pozytywny impuls do działania na cały tydzień. Jego działania wzbudziły niemały odzew. Czytelnicy przesyłali podziękowania za pomoc w trudnych chwilach i zapewniali, że jego teksty były bardzo pomocne. To skłoniło Dooley'a do wydania książki i zamieszczenia w niej wszystkich cennych rad, które niegdyś przesyłał do swoich klientów. Takie rozplanowanie tego poradnika po części jest bardzo pomocne. Jeśli potrzebujemy zachęty do działania wystarczy po nią sięgnąć, otworzyć na chybił-trafił i znaleźć motywację na następny dzień. Z drugiej jednak strony, nie jest książka do czytania od deski do deski. Ja niestety tak do niej podeszłam i pochłonęłam w jeden wieczór, co niekoniecznie miało dobre skutki. Znalazłam wiele takich samych rad, tylko ubranych w inne słowa. Po przeczytaniu po raz setny o tym, że to ja jestem najważniejsza, że ode mnie wszystko zależy, że to ja jestem Wszechświatem byłam już trochę znużona.
Poza tym, nie do końca zgadzam się z Panem Dooley'em i nie podzielam do końca jego poglądów. Uwielbiam marzyć, śnić, kochać, śmiać się i smakować życie, ale lubię wszystko wziąć w swoje ręce i sama zadbać o spełnienie moich marzeń, Pan Mike natomiast mówi nam, że nasze czyny nic nie zmienią, jedyne co nam pozostaje robić to myśleć o naszych pragnieniach z całych sił, nieustannie, a one same się spełnią. Ponieważ myśli stają się rzeczami.
„ Zapomnij o tym, co było wczoraj; odrzuć to w kąt.
Temu, co jutro, powiedz adieu.
Żyjemy tu i teraz
i jest tu wszystko, czego tylko moglibyśmy zapragnąć”
Książka ta poza okładką, której fanką zdecydowanie nie jestem, jest pięknie wydana. Każda strona okraszona jest rysunkiem kwiatów wijących się na rogach, utrzymana w stonowanych kolorach, dobrze rozplanowana.Tylko okładka zupełnie do mnie nie przemawia, wygląda raczej jak jakiś tani poradnik, aniżeli książka, która ma zmienić nasze życie. Nie wygląd jest jednak najważniejszy a zawartość, o której można naprawdę wiele napisać.
Reasumując, książka zdecydowanie warta uwagi, chociażby dlatego, że zawiera mnóstwo rzeczy do przemyślenia i rozważenia. No i zawiera mnóstwo energii zachęcającej nas do przeżywania każdej chwil! Na okładce wypisałam mnóstwo stron z ciekawymi cytatami i myślami, do których na pewno będę powracać.
" Burze mogą brzmieć i tęcza łukiem jaśnieć,
gdy każdy z nas po skarb wyprawę zacznie właśnie.
Lecz gdy już skrzynię znajdziesz i złoto z niej wysypiesz,
tajemnicy życia w ten sposób nie odkryjesz.
Ponieważ nasze cele nie leżą na piasku,
lecz w duszach wszystkich ludzi i w serc wielkim blasku"
Książkę przeczytałam w cieniu pięknego drzewa, wsłuchując się w śpiew ptaków, leżąc na zielonej trawie, jednym słowem w idealnych warunkach do czytania o marzeniach, ich spełnianiu i życiu pełną piersią.
Ten swego rodzaju poradnik jest zbiorem wierszyków, opowiadań, tekstów, które autor wysyłał co poniedziałek do swoich klientów, aby dać im pozytywny impuls do działania na...
2011-03-17
Zatracam się w niej. Ponownie i ponowie. We fragmentach i całości, od pierwszej do ostatniej strony i odwrotnie.
To jest życie.
To jest czas.
A ja już wiem, co to c z a s.
Zatracam się w niej. Ponownie i ponowie. We fragmentach i całości, od pierwszej do ostatniej strony i odwrotnie.
To jest życie.
To jest czas.
A ja już wiem, co to c z a s.
2011-02-06
Cudowna książka. Do wielokrotnych powrotów.
Cudowna książka. Do wielokrotnych powrotów.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2011-12-19
2011-12-14
2011-12-03
Utwierdziłam się w przekonaniu, że Schmitt wybitnym pisarzem nie jest.
Utwierdziłam się w przekonaniu, że Schmitt wybitnym pisarzem nie jest.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2011-12-02
Podchodziłam do tej książki jak do jeża. Pani Terakowska i jej Poczwarka przywodziły mi na myśl raczej mierną literaturę, która chociaż jak najbardziej potrzebna i spełniająca wysoce odpowiedzialne zadanie, to jednak niekoniecznie przemówi i do mnie. Dużo się o niej mówi i pisze, tak więc problematyka była mi mniej więcej znana, niemniej jednak, myśląc o niej miałam przed oczami powieść, jakich wiele. Nie mogę również ukrywać, że do wszelkich książek poświęconych chorym dzieciom podchodzę bardzo ostrożnie. Myślę, że łatwo natknąć się na pozycje, które w pewien sposób wykorzystują tą tematykę, wykorzystują wrażliwość czytelnika na cierpienie innych, wykorzystują postawę społeczeństwa- przecież nikt takiej historii nie skrytykuje... Tym milszą niespodzianką okazała się dla mnie proza pani Terakowskiej, która wnika głębiej, a tematu w żadnym wypadku nie traktuje powierzchownie.
Podchodziłam do tej książki jak do jeża. Pani Terakowska i jej Poczwarka przywodziły mi na myśl raczej mierną literaturę, która chociaż jak najbardziej potrzebna i spełniająca wysoce odpowiedzialne zadanie, to jednak niekoniecznie przemówi i do mnie. Dużo się o niej mówi i pisze, tak więc problematyka była mi mniej więcej znana, niemniej jednak, myśląc o niej miałam przed...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2011-11-26
Myślę, że słowa nieumiejętnie użyte ograniczają emocje, nieopanowane stanowią jakąś barierę, potrafią odgrodzić od przeżyć bohaterów, zbudować solidny mur złożony z obojętności. Niezwykłą umiejętnością, którą poszczycić się mogą nieliczni pisarze zahaczający o prawdziwą historię, łączący fakty, daty i rzeczywiste postaci, jest więc właśnie rozburzanie muru tą samą bronią- słowami. Manewrując nimi prawidłowo pisarz może zespolić czytelnika z wydarzeniami z kart historii, z zupełnie obcymi osobami, których losy nagle nierozerwalnie zaczynają łączyć się z naszymi, które splecione silną więzią wspólnie przeżytych chwil zaprzątają wszystkie myśli. Odkryłam z ogromną przyjemnością, radością i nutką zdziwienia, że Roman Bratny słowem manewruje w sposób idealny sprawiając, że jego powieści historycznej nie można od tak zaszufladkować, uprościć i postawić znak równości pomiędzy nią a każdą inną powieścią o czasach drugiej wojny światowej. Bratny sprawia, że czytelnik czuje się naocznym świadkiem tamtych wydarzeń. Co więcej, dopuszczony jest do oglądania nie tylko walki zbrojnej, ale również, a może właśnie przede wszystkim, ma szansę wniknięcia w codzienne życie powstańców, młodych akowców, urodzonych w młodej, wolnej Polsce, a wchodzących w dorosłość w czasach nieustannej walki.
__________________________________
http://tea-with-milk.blogspot.com/
Myślę, że słowa nieumiejętnie użyte ograniczają emocje, nieopanowane stanowią jakąś barierę, potrafią odgrodzić od przeżyć bohaterów, zbudować solidny mur złożony z obojętności. Niezwykłą umiejętnością, którą poszczycić się mogą nieliczni pisarze zahaczający o prawdziwą historię, łączący fakty, daty i rzeczywiste postaci, jest więc właśnie rozburzanie muru tą samą bronią-...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2011-11-15
2011-11-06
2011-10-30
2011-10-16
<3
zapach gliny, żywica na dłoniach, sen i butwienie roślin
(jak zasypiać w norce)
<3
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo tozapach gliny, żywica na dłoniach, sen i butwienie roślin
(jak zasypiać w norce)