-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać467
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2014-12-29
2014-12-08
Iza jest dziennikarką w magazynie "OKO", zaczyna starać się o awans, ale na jej drodze staje Marta, której wyższe stanowisko też wydaje się być atrakcyjne. Z resztą, kogo by ono nie interesowało? No właśnie. Dlatego w całym wydawnictwie praca przypomina walkę szczurów, co robi się też uciążliwe. Jej najlepsza przyjaciółka, Joanna, wyjeżdża przed siebie tchnięta impulsem, a na domiar tego wszystkiego, jakiś buc odkupił od gminy pałacyk w Skotnikach. Jej pałacyk i jej babci! Iza poza nowo poznaną Moniką, przygarniętym Szeryfem (psem, którego potrąciła) i tajemniczym dziedzicem pałacyku, nie ma wprawdzie nikogo. Ani męża, partnera. Nawet przyjaciółki! Kim się okaże tajemniczy mężczyzna? Co wyniknie ze spotkania Moniki i Izy? A może jej przyjaciel wróci zza oceanów i poratuje Izę?
Polubiłam prozę Aleksandry Tyl. Z początku bardzo przypominała mi twórczość Michalak, no i ta cała sytuacja naprawdę kojarzyła mi się śmiesznie z Ogrodem Kamili. Choć historia jest zupełnie inna, napisana przyjemnym i ciepłym językiem. Bez wulgaryzmów, bez scen erotycznych. Taka rodzinna, taka polska. Czego chcieć więcej?
Jeżeli chodzi o język, to do niczego nie mogę się przyczepić, tak jak do warsztatu autorki. Wykreowała ona Izę świetnie, niczego jej nie brakowało i dlatego też polubiłam ją jako postać. Do tego babcia Izy, sąsiadka Grodzka, całe wydawnictwo OKO, tajemniczy Morawski, którego docinki wobec Izy wręcz pokochałam, amerykański Krzysiek... Autorka spisała się naprawdę dobrze, kreując bohaterów w taki sposób, że nie stali się oni nudni czy też szablonowi. Za to należą się brawa!
Wątek głównych bohaterów nie jest wątkiem głównym, nie jest to też ckliwy romans. Jest to naprawdę fajna obyczajówka, przy której można odpocząć od wszędobylskiego zgiełku. A ponadto okłada? Cieszy oko, a co!
Aleja Bzów jest ciepłą i rodzinną historią, usłaną w delikatne perypetie, które nie drażnią, a sprawiają, że czytelnik chce w nie brnąć wraz z bohaterami!
A na koniec cytat!
"Miłość powinna się zdarzyć, a nie być uczuciem,
o które na siłę zabiegamy."
Iza jest dziennikarką w magazynie "OKO", zaczyna starać się o awans, ale na jej drodze staje Marta, której wyższe stanowisko też wydaje się być atrakcyjne. Z resztą, kogo by ono nie interesowało? No właśnie. Dlatego w całym wydawnictwie praca przypomina walkę szczurów, co robi się też uciążliwe. Jej najlepsza przyjaciółka, Joanna, wyjeżdża przed siebie tchnięta impulsem, a...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-11-25
Świat przestępczy jest dla normalnych obywateli całkiem odległy, w pewien sposób zakazany i egzotyczny. Przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie. Od dziecka wolałam czarne charaktery, w filmach (ostatnio w "Udając gliniarzy" kto okazał się moją ulubioną postacią? no kto? Mossi! Mafiozo, czarny charakter, gangster) zawsze podobają mi się ci źli chłopcy. Dlatego też z chęcią przystępuje do takich lektur i tego przykładem jest np. fakt, że czytałam z zapartym tchem książkę Masy, albo mniej realną trylogię zakręty losu, gdzie mój ukochany Lukas był jednym z głównych bohaterów.
Kryminał tango jest również zbiorem opowiadań. Ale kochani! JAKIM zbiorem. Pochłonęłam tę książeczkę (takiego określenia użyłam tylko i wyłącznie ze względu na ilość stron) jak wygłodniały mol książkowy, który nie miał w ręku lektury od wieków. Jednakże książki nie da się przeczytać na raz. Po każdym opowiadaniu człowiek myśli, rozważa...I ma odczucie jakby właśnie to samo przeżył. Tutaj brawa dla autora, bo tak zręcznie konstruował zdania i operował słowami, powodując namacalnie odczuwalną realność, dzięki której czytelnik odnosi wrażenie, że właśnie tam był w tym miejscu i czasie. Brutalność języka i dosadność słownictwa działają tutaj tylko na plus, więc naprawdę nie mam do czego się przyczepić. W pamięć zapadły mi szczególnie takie opowiadania, jak: Hans (przerażające wręcz), tytułowe Kryminał tango (jak z jakiegoś filmu), Mojka (strasznie smutno mi się zrobiło, nie wiem w sumie dlaczego). Pozostałe opowiadania są niemalże na takim poziomie, jak te które wymieniłam.
Naprawdę szczerze polecam. Jeżeli chcecie odczuć więzienny dreszczyk, to lektura idealna dla Was.
Świat przestępczy jest dla normalnych obywateli całkiem odległy, w pewien sposób zakazany i egzotyczny. Przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie. Od dziecka wolałam czarne charaktery, w filmach (ostatnio w "Udając gliniarzy" kto okazał się moją ulubioną postacią? no kto? Mossi! Mafiozo, czarny charakter, gangster) zawsze podobają mi się ci źli chłopcy. Dlatego też z chęcią...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-11-30
Ta krótka książka jest zbiorem dwunastu niezależnych opowiadań. Przedstawiają one skomplikowane relacje męsko-damskie w przeróżnych sytuacjach, gdzie głównym celem jest zaspokojenie własnych potrzeb. Trzeba wziąć pod uwagę również fakt, że bohaterowie nie są ze sobą w żaden sposób związani.
Jest to moje pierwsze spotkanie z autorem, chociaż powyższą książkę przeczytałam jako drugą w kolejności. Muszę przyznać, że nie przepadam za opowiadaniami, nie umiem wytłumaczyć dlaczego, ale wolę dłuższe formy, które dają większą wodzę wyobraźni. Niemniej jednak taka forma literacka nie ujmuje jakiejkolwiek treści książce Rutkowskiego. Każda historia wciąga i przedstawia wydarzenia bez zbędnego owijania w bawełnę, każda historia ukazuje mężczyzn, którzy myślą rozporkiem, wplątując się w zdrady, manipulacje, zbrodnie.
Czytając W niewoli seksu miałam wrażenie deja vu. Po dłuższym zastanowieniu język autora przypomina mi twórczość M. Grossmana (którego powieść również miałam przyjemność poznać). Dla mnie plusem był również fakt, że Rutkowski nie opisywał dosłownie scen samego aktu seksualnego, przez co książkę może przeczytać osoba nie lubująca się w erotycznej literaturze. I tutaj mamy dowód, że sam tytuł może zmylić.
Naprawdę polecam, bo ten zbiór opowiadań jest niesamowicie szczery, w pewien sposób brutalny, ale i wciągający. Typowa męska proza, która zasługuje na uznanie.
Ta krótka książka jest zbiorem dwunastu niezależnych opowiadań. Przedstawiają one skomplikowane relacje męsko-damskie w przeróżnych sytuacjach, gdzie głównym celem jest zaspokojenie własnych potrzeb. Trzeba wziąć pod uwagę również fakt, że bohaterowie nie są ze sobą w żaden sposób związani.
Jest to moje pierwsze spotkanie z autorem, chociaż powyższą książkę...
2014-11-27
Ponownie wracam do Jay Crownover i historii Jeta oraz Ayden. Bardzo, ale to bardzo żałuję, że najpierw nie poznałam Buntownika (ale zamierzam to w niedalekiej przyszłości zmienić). A zatem jakie wrażenie wywarł na mnie drugi tom tej historii miłosnej? I nie, nie zamierzam obniżać noty czy narzekać na niefortunne rozdzielanie jednej powieści na kilka części. No cóż, utrudnia to w jakiś sposób czytanie i jest po prostu lekko irytujące, ale no już nic z tym nie zrobię, więc pozostawię to tak jak jest.
Recenzja może zawierać spoilery tomu pierwszego!
Jet Keller wreszcie zaryzykował z Ayden, której życie wydawałoby się wchodzić już na stabilne normy, jakie niewątpliwie nie miały prawa ulec zmianie w jej mniemaniu. Jednak jak wiemy los jest przewrotny. Jet w pierwszej części wpakował się do więzienia, jeszcze nie do końca wiadomo dlaczego, a jakby problemów miał mało, jego najbliżsi ranią go najmocniej. Cross przerażona tak możliwym faktem, że jej przeszłość zaczyna ją gonić i tym samym krzywdzić Jeta, po prostu ucieka. Czy ich związek jest na tyle silny, aby pogodzić wszystkie demony przeszłości tej dwójki?
Po pierwsze, uwielbiam książki z nurtu New Adult, być może dlatego, że sama zaliczam się do grupy ludzi, dla jakich przeznaczony jest ten gatunek jeżeli chodzi o przedział wiekowy. Po drugie wrażliwa dusza ze mnie, więc temat miłości w powieściach nigdy nie będzie dla mnie oklepany, nudny i przereklamowany. A po trzecie? Rockmani, jako główni i poboczni bohaterowie? Jestem sprzedana!
Zaryzykuj miłość okazała się bardzo dobrą kontynuacją swojej poprzedniczki. Przede wszystkim mamy tutaj więcej akcji, nie jest tak kolorowo jakby wydawać się mogło. Autora nie skupia się tylko i wyłącznie na Jetcie i Ayden, ale kreuje też pozostałą część paczki znajomych, dzięki czemu w głowie rozgrywał się mój ulubiony scenariusz z genialną muzyką i bohaterami. Za to kocham czytać, właśnie za to, że mogę czytać, przeobrażać się w daną postać, przy okazji oglądać genialny "film" oczami wyobraźni i sama kreować swoje wyobrażenie wyglądu bohaterów. Oczywiście, Ayden mnie troszkę poddenerwowała, ale to chyba jest cecha wszystkich bohaterek takich książek, po prostu my Czytelniczki, zawsze wiemy jak powinna się ona zachować w danym momencie! Co nie czyni głównej bohaterki irytującą, nie nic w tym stylu i za to też punkt dla autorki. Jet? Jeta wystawcie mi z książki, postawcie przede mną i będę najszczęśliwsza na świecie (tak to była chwila słabości, wybaczcie!).
Lubię szarości przez co okładka bardzo mi się podoba, a uwielbiam szaty graficzne, które utrzymują mój wzrok na trochę dłużej. Przyznam też, że playlisty umieszczone na końcu książki spotęgowały moje wrażenia po lekturze. Bardzo ciekawy dodatek, z którym spotkałam się na razie jedynie przy książkach p.Lingas-Łoniewskiej.
Mogłoby się wydawać, że tak oklepany temat jak miłość, rock i dziewczyna z innego świata, nie wróży ciekawej lektury...Ale w tym wypadku tak nie jest. Jay Crownover po prostu tworzy coś, co jest na swój sposób unikalne i nie potrafię tego określić. Dla mnie autorka ma ten szczególny dar plastycznego posługiwania się językiem w taki sposób, by oczarować czytelnika w mgnieniu oka, tak by on przewracał kolejne strony z coraz większą ekscytacją i zaciekawieniem.
Muszę przyznać, że z początku się obawiałam. Obawiałam się tego, że autorka polegnie w tej kontynuacji, że bohaterowie stracą w moich oczach, bo ich kreacja okaże się kulejąca i kwicząca na cały głos...Niestety, a może i stety się myliłam. I jestem niesamowicie zaskoczona, bo nieczęsto kolejne tomy są lepsze od pierwszych.
Zaryzykuj miłość to opowieść trudnej miłości, której barierami są silne cechy charakteru i goniąca przeszłość, którą każdy z nas posiada i się nigdy jej nie pozbędzie.
Polecam wszystkim, mój zachwyt i tym samym wspięcie się autorki do czołówki moich ulubionych autorów świadczy samo za siebie.
Ponownie wracam do Jay Crownover i historii Jeta oraz Ayden. Bardzo, ale to bardzo żałuję, że najpierw nie poznałam Buntownika (ale zamierzam to w niedalekiej przyszłości zmienić). A zatem jakie wrażenie wywarł na mnie drugi tom tej historii miłosnej? I nie, nie zamierzam obniżać noty czy narzekać na niefortunne rozdzielanie jednej powieści na kilka części. No cóż, utrudnia...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-11-24
Pamiętam jak kilka miesięcy temu sięgnęłam po słynną Szkołę Żon i przepadłam. Książka wywarła na mnie duże wrażenie i co lepsze, bardzo pozytywne. Dziś? Dziś wracam do Eweliny, Miśki, Julki, Marty i Jagody. Jak wypadło nasze kolejne spotkanie? O tym przeczytacie w dalszej części recenzji.
uwaga, recenzja może zawierać spoilery z części pierwszej
Szkoła Żon okazała się hitem i czymś niespotykanym. Odniosła sukces, swój własny no i medialny, ten drugi bardziej nie planowany. Bohaterki powracają, jednakże każda z nich ponownie boryka się ze swoimi problemami. Jak się okazuje każda z nich ma nużące je za dnia i nocy perypetie. To Jagoda, mająca...no właśnie swojego Romka, którego zapewne pamiętacie. Marta ma swoją własną tuszę, a na co mogłaby narzekać moja ulubiona i pocieszająca Michalinka? Tego dowiecie się w lekturze.
Muszę przyznać, że trochę zwlekałam z kontynuacją bestsellerowej powieści p. Witkiewicz, ale myślę, że dobrze zrobiłam. Staram się nigdy nie dopuszczać do sytuacji, gdzie książki danej autorki czytam jedna po drugiej, tak aby nie przeholować i po prostu się nie znudzić. Choć nie mam zielonego pojęcia, jak mogłabym się znudzić twórczością Magdaleny Witkiewicz. Lektura wciągnęła mnie od samego początku, nie ukrywajmy...Byłam niesamowicie ciekawa co słychać u moich kochanych bohaterek, tych szczęściar, które miały okazję wypocząć w takim a nie innym miejscu. Tak, byłam w lesie nie raz i nie znalazłam swojej Szkoły Żon :) Dlatego zaczytując się w Pensjonat marzeń byłam podekscytowana.
Szczerze powiedziawszy forma literacka jak i język nie odbiega za bardzo od poprzedniej części i za to wielki plus. Czasem bywa tak, że autorce brak pomysłu na kolejne tomy i wychodzą z nich przysłowiowe "buble". Tutaj tego zjawiska nie zauważyłam. No, ale żeby nie było tak słodko, to muszę przyznać, że jednak czegoś mi brakowało. Dokładnie nie umiem sprecyzować czego, może to kwestia tego, że już znałam bohaterów i wiedziałam co kryje się za murami przedsiębiorstw Eweliny, może brakowało mi nowych bohaterów, bo tutaj mamy tylko Agnieszkę i prowizorycznie Adama...Nie wiem, naprawdę. I stąd ten minus.
Okładka bardzo tematyczna i nastrojowa, bardzo mi się podobała.Ponadto nie mam co narzekać na jakość wydawanych lektur przez wydawnictwo Filia, bo od nich tusz nigdy na kartkach się nie rozmazuje, czcionka jest czytelna, wszystko na plusik.
Podsumowując krótko, Pensjonat marzeń jest to lektura szczególnie wskazana dla kobiet. Pouczająca, dowartościowująca, lekka i przyjemna. W sam raz na miłe odstresowanie i darmowy detoks, tak to potwierdzone informacje! Pani Magdalena zręcznie ukazuje nam nasze wnętrze, dusze, problemy, z którymi może się borykać każda z nas...I tym samym oczyszcza. Ja osobiście czuję się lepiej, z nieco większym uśmiechem zerkam w lustro. Gorąco polecam!
http://getatimewithbooks.blogspot.com/2014/11/powrot-bohaterek-szkoy-zon-w-wielkim.html#more
Pamiętam jak kilka miesięcy temu sięgnęłam po słynną Szkołę Żon i przepadłam. Książka wywarła na mnie duże wrażenie i co lepsze, bardzo pozytywne. Dziś? Dziś wracam do Eweliny, Miśki, Julki, Marty i Jagody. Jak wypadło nasze kolejne spotkanie? O tym przeczytacie w dalszej części recenzji.
uwaga, recenzja może zawierać spoilery z części pierwszej
Szkoła Żon okazała się...
2014-11-16
Zawsze zastanawiam się i o dziwo lubię to robić, jak było kiedyś. Nieważne w jakim państwie, kulturze czy wieku. Raz chciałabym być rycerzem, raz powstańcem a raz nosić piękne, wiktoriańskie suknie. Teraz miałam okazję przenieść się do niedawnych, aczkolwiek kompletnie innych czasów naszej Polski. Jak oceniam te spotkanie?
"Maria na nowo układa sobie życie. Ta decyzja powoduje, że zaczyna zastanawiać się nad sobą i swoimi relacjami z rodziną, przyjaciółmi i byłym mężem. Wraca pamięcią do dzieciństwa, młodości i tamtych trudnych, burzliwych i ciekawych czasów PRL.
Powieść umiejętnie opowiada o tym, co dla kobiety ważne. O dylematach, decyzjach, wzruszeniach, smutkach i radościach. To ciepła opowieść, rozgrzewająca serce i przynosząca ulgę w pochmurne dni. "
Tak w wielkim skrócie, poznajemy kobietę- Marię, która przeżywszy rozstanie próbuje się otrząsnąć po toksycznym i burzliwym związku. Kobieta zaczyna analizować swoje całe życie i tymże sposobem poznajemy tajniki jej przeszłości. Począwszy od bardzo wczesnego dzieciństwa, przez znajomych, rodzinę, przyjaciół i byłego męża.
Powiem Wam, że nigdy nie czytałam tego typu powieści. Po tej lekturze mam tak sprzeczne uczucia, jak nigdy. Zacznijmy od tego, że Księżycowe cienie to powieść niezwykle dopracowana, dosłownie w każdym calu. Od samego początku urzekł mnie talent literacki p. Borewicz oraz opisy usłane piękną polszczyzną, jednakże samo to nie wystarcza. I tylko ze względu na takie, a nie inne słownictwo dałam tak wysoką ocenę. Brak rozwinięcia akcji, ciekawych wątków, jakiegoś bum po prostu mnie zniechęcił, a czytanie takiego opasłego tomiska...było niezwykle ciężkie. Rozumiem, gdyby autorka skróciła swoje dzieło o połowę- nie miałabym pretensji. Bo Marię, jako główną bohaterkę obdarzyłam bardzo szczerym uczuciem. Taka bliska, taka normalna, taka polska.
Co do wydania i szaty graficznej, nie mam do czego się przyczepić, gdyż od dawna wiem, jakiej jakości mogę się spodziewać od wydawnictwa Novae Res.
Cóż mogę więcej powiedzieć? Księżycowe cienie to piękna, dopracowana w każdym calu powieść o życiu w dawnej Polsce, życiu ciężkim, nieusłanym różami, ale mimo wszystko szczęśliwym. Teraz tego klimatu brakuje na co dzień, a może Wy drodzy czytelnicy zmienicie coś w swoich życiach? Kochani odejdźcie od komputerów, usiądźcie nad rzeczką i rozważcie swoje życie, swoiste oczyszczenie gwarantowane, a ponadto możecie odpocząć przy tejże lekturze.
Zawsze zastanawiam się i o dziwo lubię to robić, jak było kiedyś. Nieważne w jakim państwie, kulturze czy wieku. Raz chciałabym być rycerzem, raz powstańcem a raz nosić piękne, wiktoriańskie suknie. Teraz miałam okazję przenieść się do niedawnych, aczkolwiek kompletnie innych czasów naszej Polski. Jak oceniam te spotkanie?
"Maria na nowo układa sobie życie. Ta decyzja...
2014-11-01
Poznajcie Stephanie Plum, po naszemu Śliweczkę. 30-letnia, bezdzietna panna...straciła właśnie pracę. Kierując się swego rodzaju desperacją, zaczyna pracę u swojego kuzyna Vinniego. Stephanie podeszła swoimi sposobami kuzyna i tak została łowczynią nagród. Chociaż jej postawa i kariera zdecydowanie różni się poziomem od wybitnego detektywa, to wraz ze Śliweczką dąży się do rozwikłania zagadki pt.”Gdzie jest ten Morelli?”. Otóż to właśnie jego pożąda Plum, oczywiście by zdobyć należyte honorarium, ale czy aby na pewno? Tego się dowiecie podczas lektury!
Czytając niemalże multum recenzji, skusiłam się i „napaliłam” na tę powieść. No bo to coś dla mnie, każdy ma taką intuicję. Jednakże poprzeczkę chyba postawiłam zbyt wysoko, bo nieco się rozczarowałam. Ale śmiem twierdzić, ze to tylko i wyłącznie z mojej winy. Początki lektury były niesamowicie trudne, ale z każdą kolejną stroną Śliweczka coraz bardziej mnie bawiła, a co lepsze odnajdywałam w niej swoje cechy.
Podsumowując całokształt, przygody Stephanie Plum są uniwersalne. Dla każdego, nie zobowiązujące, w sam raz na odstresowanie w ciągu dnia.
Poznajcie Stephanie Plum, po naszemu Śliweczkę. 30-letnia, bezdzietna panna...straciła właśnie pracę. Kierując się swego rodzaju desperacją, zaczyna pracę u swojego kuzyna Vinniego. Stephanie podeszła swoimi sposobami kuzyna i tak została łowczynią nagród. Chociaż jej postawa i kariera zdecydowanie różni się poziomem od wybitnego detektywa, to wraz ze Śliweczką dąży się do...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-10-05
Z gatunku New Adult miałam tylko do czynienia w jednej serii, choć o tych wydawanych przez Amber słyszałam bardzo wiele. Kiedy wreszcie nadarzyła się okazja na zapoznanie się z tymże gatunkiem, postawiłam na Jay Crownover. Po fakcie tak się zamyśliłam, no co Ty ryzykujesz romansidło napisane przez faceta? Dobre sobie, zaryzykowałam z panią Jay i wyszło mi to na dobre!
Adyen jest dziewczyną, która rozpoczęła kompletnie inny etap swojego życia. Zamknęła poprzedni i ruszyła do przodu. Która z nas tak nie miała? Adyen, bądź co bądź, skrywa bolesne, wręcz demoniczne wydarzenia z przeszłości i za wszelką cenę stara się o nich zapomnieć. Co trzeba przyznać, pannie Cross udało się to w pięknym stylu, bo realizuje swoje ambicje na uczelni, ma pracę i wspaniałych przyjaciół...No i Jet'a. A co z nim? Jet jest wokalistą w pewnym zespole. Gwoli ścisłości niesamowicie pociągającym i charyzmatycznym wokalistą, za którym jak rzep ciągnie się masa napalonych fanek. Oboje mają coś do siebie, a gdy wreszcie to Adyen wychodzi z propozycją...zostaje odrzucona. Po całym roku Adyen i jej przyjaciółka Cora przyjmują pod swój dach właśnie...Jet'a. Czy ta dwójka da radę żyć ze sobą pod jednym dachem?
Nie wiedziałam czego spodziewać się po tej książce. Sięgnęłam i zaczęłam czytać. A jak już zaczęłam, to nie było końca. Tego chyba mi brakowało. Pochłonęłam tę książkę i muszę przyznać, że autorce się udało podbić moje serce. Fakt, że między bohaterami było coś na rzeczy od samego początku i nie od razu wskoczyli do łóżka, bardzo ciekawił. Wielka szkoda, że powieść została podzielona na dwie części, gdyż pod koniec autorka wprowadziła brata Adyen, który niesamowicie intryguje. Niestety, jest jeden mankament, którego po prostu nie mogę zdzierżyć. Jak można zakończyć książkę w t a k i m momencie, nie zdradzając ani rąbka tajemnicy?! Tak, jestem książkową masochistką, ale kochani...bez przesady, bo moja okropna niecierpliwość zjada mnie od środka i to dosłownie!
Jeżeli chodzi o język to jest on w sam raz. Ani na siłę wybitny, ani jakiś prostacki. Taki charakterystyczny dla gatunku new adult i to jest plus. Szata graficzna? No cóż, nie jest jakaś artystyczna, ale moje oko to by przyciągnęła w księgarni. Reszta na pięć plus.
Czy polecam? Oczywiście, nie oczekujmy nie wiadomo czego od historii grzecznej dziewczynki i rockmana, ale muszę przyznać, że powieść Jay Crownover wywarła na mnie spore wrażenie i nie omieszkam się sięgnąć po kolejne jej powieści.
Za możliwość zaryzykowania dziękuję wydawnictwu Amber.
Recenzja pochodzi z :
http://getatimewithbooks.blogspot.com/2014/10/czy-zaryzykujesz-jay-crownover.html#more
Z gatunku New Adult miałam tylko do czynienia w jednej serii, choć o tych wydawanych przez Amber słyszałam bardzo wiele. Kiedy wreszcie nadarzyła się okazja na zapoznanie się z tymże gatunkiem, postawiłam na Jay Crownover. Po fakcie tak się zamyśliłam, no co Ty ryzykujesz romansidło napisane przez faceta? Dobre sobie, zaryzykowałam z panią Jay i wyszło mi to na...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-08-24
Muszę przyznać, że od czasu Zamku z piasku autorstwa p. Magdaleny Witkiwiecz wiedziałam, że sporo czasu nie minie, nim sięgnę po jej kolejną powieść. Ja już tak mam, że po jednej książce już wiem, czy dalsze dzieciątka pisarza będę zakupować czy nie. No i bardzo miłym trafem udało mi się pozyskać serię Szkoły Żon, bo aż dwa tomy! (Dzięki Kasi) A jak moje wrażenia? Sprawdźcie sami!
„Zmysłowa szkoła żon”, jak wiele to mówi. Muszę przyznać, że połączenie słów takich jak „zmysłowa” i „szkoła” sprawiają, że do tej szkoły chciałabym pójść, zważywszy na to, że lada chwila mamy wrzesień. Ale cóż, ja wracam do swojej normalnej i nudnej szkoły.... A pewne (szczęściary, a co!) bohaterki trafiają do ekskluzywnego pensjonatu o jakże pociągającej nazwie. A tymi szczęściarami okazały się Julia, świeża rozwódka...wiadomo, rozwód oczywiście nie z jej winy. Mąż i atrakcyjna inna kobieta, tak to wiele wyjaśnia. Ponad pięćdziesięcioletnia Jadwiga, zakochana w książkach i swoim mężu, który zamiast lektur na obiekt wszelakiego zainteresowania wybierał inne kobiety, Marta – zmęczona matka Polka dwójki dzieci, często spędzająca praktycznie każdą wolną chwilę (i nie wolną) z jedzeniem oraz Michalina vel. Misia, która pragnie wszystkiego, co by zadowoliło jej Misa. Bo Misu musi być zadowolony! Dziewczyny wyjeżdżają do tajemniczego miejsca na trzy tygodnie. W tym czasie mają stać się piękne, zadowolone z siebie i spełnione. Zmienione i dowartościowane.
Nie wiedziałam czego spodziewać się po lekturze Szkoły żon. Pamiętam jeszcze, niespełna rok temu, kiedy jeszcze nie miałam bloga, a wszędzie panował tak zwany „bum” na tę pozycje...Chciałam, naprawdę chciałam ją przeczytać. Mając ją w rękach, oglądając x razy z każdej strony(tak, ja tak mam) kompletnie nie wiedziałam czego się spodziewać. Pierwsze kilka stron nie szło mi tak, jak sobie to wyobrażałam. JA rozumiecie, ja odłożyłam książkę na ok. dwa dni na półkę. I wiecie co? To był jeden, wielki i cholerny błąd. Po fakcie, kiedy stwierdziłam "dobra biorę się za to, skończę i zobaczymy co będzie"... Nie mogłam się oderwać.
Bardzo spodobały mi się bohaterki. Są takie ciepłe, nie naciągane, takie realistyczne, zmagające się z własnymi problemami. Myślę, że niejedna z czytelniczek odnalazłaby chociaż iskierkę siebie, w którejś z bohaterek. Nawet w Ewelinie, szefowej całego pensjonatu.
Erotyka z obyczajówką. Raj dla mnie. Naprawdę, tak cudowne połączenie, że chcę więcej. Te bardziej niegrzeczne wątki są tak umiejętnie wplecione i opisane, że nawet przeciwnicy takiego gatunku literatury nie mieliby nic przeciwko. Seks nie jest najważniejszy i nie jest również przedstawiony, jedynie jako zaspokojenie swoich potrzeb. Jest ukazany jak dodatek potęgujący całą gamę uczuć, ocen i wrażeń. Bo umiejętnie uprawiany seks nie jest tylko zwierzęcym aktem, ale uwiecznieniem miłości, zaufania, spełnienia, własnej samooceny i wzmocnienia relacji.
Szafa graficzna i techniczne wykonanie książki jest na poziomie, to muszę przyznać. Choć przywiązuję wagę do okładek, ta po prostu nie odrzuca, jest na swój sposób intrygująca.
Szkoła żon to powieść dla nas- Czytelniczek. Pani Magdalena umiejętnie stworzyła powieść, która ewidentnie daje do myślenia. Bo my jesteśmy dla siebie kochane, dla nikogo innego. Więc zachęcam do lektury i zrobienia czegoś dla własnej przyjemności! Akurat ja, mieszkanka Mazur chyba wybiorę się jutro na spacer po lesie, a nuż odnajdę ten cudowny pensjonat, trzymajcie kciuki!
http://getatimewithbooks.blogspot.com/
Muszę przyznać, że od czasu Zamku z piasku autorstwa p. Magdaleny Witkiwiecz wiedziałam, że sporo czasu nie minie, nim sięgnę po jej kolejną powieść. Ja już tak mam, że po jednej książce już wiem, czy dalsze dzieciątka pisarza będę zakupować czy nie. No i bardzo miłym trafem udało mi się pozyskać serię Szkoły Żon, bo aż dwa tomy! (Dzięki Kasi) A jak moje wrażenia?...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-08-16
Na rynku książkowym roi się od literatury erotycznej, a zrobiło się o niej dosadnie głośno w momencie, gdy pojawił się wielki „bum” na Greya. Owszem, ja również uległam temu owczemu pędowi, ale większość erotyków jakie czytałam, były napisane przez kobietę. Brakowało mi w nich takiej bezpruderyjności, dosadności i opisów bez owijania w bawełnę. Z czasem okazało się, że mam możliwość przeczytania książki o takiej tematyce, napisanej przez mężczyznę. Byłam szczęśliwa i podekscytowana, więc wiadomo, że się zgodziłam.
Historia, jaką poznajemy, opowiada o głównym bohaterze. Jest on dojrzałym mężczyzną, całkiem majętnym i oczywiście atrakcyjnym...Pewnie dla nikogo nie będzie zaskoczeniem fakt, że pociągają go piękne kobiety. A jak wiadomo, płeć piękna przeważnie „leci” na taki typ. Bohater zdobywa każdą swoją ofiarę, oferując zarówno sobie jak i jej świetny seks bez zobowiązań. Jednak w głębi duszy chciałby on się zakochać, znaleźć miłość i być wiernym tej jedynej. Czy bohaterowi uda się utrzymać tą upragnioną miłość, a seks nie zamieni się w uzależnienie?
Lubię od czasu do czasu czytać literaturę erotyczną. Wszystko jest dla ludzi przecież. A czy dobrze zrobiłam sięgając po książkę autorstwa M. Grossmana? Oj bardzo dobrze! Dostałam to, czego pragnęłam. Czystą, nagą prawdę o seksie. Z resztą bardzo realnym, bo spotykałam się w książkach z sytuacjami, gdzie za nic nie miałaby one miejsca, a zresztą ja nie o tym. Autor bez pohamowań pokazał nam to, o czym w naszym kraju jeszcze głośno się nie mówi. Zdobył się na odwagę i zagwarantował czytelnikom coś, co nie jest jedynie papierową wersją hard porno. Ponadto nie brakuje tam dobrego, czasami uszczypliwego i chamskiego humoru, jaki lubię. Szczerość to podstawa. A żeby było jeszcze fajnej, pozycja ta zawiera w sobie ukryty wątek psychologiczny. W trakcie lektury, ewoluujemy jako czytelnicy danej książki i widzimy co się stało z bohaterem, jak jego losy się potoczyły. Daje ona wiele do zrozumienia, to jest pewne. Powieść okazała się tak realistyczna, że pochłonęłam ją naraz i pragnę więcej.
Co do okładki, są dwie wersje. Ta, którą widzicie na górze i jeszcze jedna-bardziej niegrzeczna, którą ja posiadam. Obie mówią wprost, że ta książka jest bez hamulców.
Treść i forma jest w sam raz. Nic nie kuleje, wszystko jest tak jak być powinno. To naprawdę duży plus. Ktoś by powiedział, że za dużo seksu, wulgaryzmów. Ale kochani, są one tak umiejętnie wplecione w treść, że wszystkie wydarzenia są jak z życia wzięte i nie udawajmy aniołków. Oczywiście nie przeczę, Dwanaście może się nie spodobać wielu czytelnikom, ale wiem, że znajdą się i tacy, którzy z wielką chęcią przeczytają tak dobrą, mocną i erotyczną powieść, jakiej brakowało nam na rynku.
Dwanaście jest powieścią odważną, bez tabu, bez ograniczeń. Zdecydowanie nie dla każdego, ale jest tak genialna, że wszyscy ci, którzy lubują się w takiej literaturze, powinni sięgnąć po nią. Powiem szczerze, że czekam na więcej spod pióra autora, bo wykonał bardzo dobrą robotę.
http://getatimewithbooks.blogspot.com/
Na rynku książkowym roi się od literatury erotycznej, a zrobiło się o niej dosadnie głośno w momencie, gdy pojawił się wielki „bum” na Greya. Owszem, ja również uległam temu owczemu pędowi, ale większość erotyków jakie czytałam, były napisane przez kobietę. Brakowało mi w nich takiej bezpruderyjności, dosadności i opisów bez owijania w bawełnę. Z czasem okazało się, że mam...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-08-15
Kiedyś stawiłam sobie za cel poznanie twórczości Schmitta. Kiedyś, kiedy nadarzyła się ku temu okazja, kupiłam książkę, kompletnie nie wiedząc, że to jest zbiór opowiadań (takich unikam, po prostu krótka forma nigdy nie jest dla mnie w pełni ukończona) kupiłam Trucicielkę i czekała na półce, aż do tego czasu...
Obsesja. Te słowo wywołuje głównie negatywne emocje. Możemy mieć obsesję na punkcie danej osoby, wyglądu, figury, dążenia do swoich własnych ideałów... Eric-Emmanuel Schmitt właśnie w swoich czterech opowiadaniach przedstawia „obsesję” w różnych postaciach.
Jak już wspomniałam książka zawiera cztery opowiadania. Pierwsze, tytułowe Trucicielka bardzo przypadło mi do gustu. Pewna staruszka, przeżywszy praktyczne swoje całe życie stała się ozdobą miasta. Bowiem jest ona mitem i legendą. Kobieta podobno zabiła swoich czterech mężów, sąd kobietę uniewinnił, jednakże wciąż jest ona atrakcją miasteczka. Czy skrywa ona jakieś tajemnice?
Następne z kolei opowiadanie Powrót, przedstawia historię Grega. Ma on swoje córki, ale pewna wiadomość, jaką otrzymał w trakcie pracy na morzu, zmieniła jego dotychczasowe życie i jego samego-jako człowieka.
Koncert pamięci anioła opowiada o dwójce przyjaciół. O zawistnym i złym Chrisie oraz dobrym Alexu. Gdy pewien incydent ma miejsce, Chris zaślepiony swoim dążeniem do celu nie pomaga przyjacielowi. Czy wyjdzie coś z tego dobrego? Czy wypadek dotknął Alexa?
Ostatnie z opowiadań, a dokładniej Elizejska miłość opowiada o pewnej parze. O miłości, zdradzie i nienawiści. O zaślepieniu i niedostrzeganiu starań. Catherine, na pozór dama w czasopismach, żona Henriego-prezydenta- po pewnym czasie mówi mu prosto z mostu „nie kocham Cię już” i wprowadza w życie swoją grę. Czy dociągnie ją do końca? Czy ich związek się nie rozpadnie?
Najbardziej zapadły mi w pamięć, tak nawiasem: Trucicielka oraz Elizejska miłość.
Szata graficzna jest idealna, tajemnicza i kusząca. Nic dodać, nic ująć.
Jak już wspominałam, jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością Schmitta i jestem nią wręcz oczarowana! Autor idealnie wykreował bohaterów, ukazując nam egoizm, zaślepienie, pragnienia i słabości. I wykonał swój cel w mistrzowski sposób. Książkę niemalże pochłonęłam i dała mi dużo do myślenia. Eric-Emmanuel Schmitt ma taki niesamowity talent, po prostu czytelnik odczuwa w trakcie czytania emocje, których nawet by się nie spodziewał po kilku opowiadaniach. Co ciekawsze, w każdym z nich pojawia się motyw św. Rity od spraw beznadziejnych. Ponadto na końcu książki znajduje się dziennik pisarza, ale to już musicie sprawdzić sami!
Wiem już na pewno, że to nie ostatnie moje spotkanie z tym autorem. Książkę polecam wszystkim, nawet tym, którzy wystrzegają się opowiadań- tu kochani, mamy je w rarytasowej formie- spróbujcie, a nie pożałujecie!
Recenzja: http://getatimewithbooks.blogspot.com/2014/08/trucicielka-eric-emmanuel-schmitt.html
Kiedyś stawiłam sobie za cel poznanie twórczości Schmitta. Kiedyś, kiedy nadarzyła się ku temu okazja, kupiłam książkę, kompletnie nie wiedząc, że to jest zbiór opowiadań (takich unikam, po prostu krótka forma nigdy nie jest dla mnie w pełni ukończona) kupiłam Trucicielkę i czekała na półce, aż do tego czasu...
Obsesja. Te słowo wywołuje głównie negatywne emocje. Możemy...
2014-08-04
Większość kobiet w swoim życiu pragnie zostać matkami. Instynkt macierzyński potrafi obudzić się w nas w każdej porze, a wtedy gotowe zaczynamy starania, gromadzimy różne potrzebne rzeczy, przygotowując się na największą zmianę w naszym życiu- dziecko. Ale co zrobić, gdy te wszystkie starania nie przynoszą efektów?
Weronika Snarska jest dwudziestokilkuletnią kobietą i ma w zasadzie wszystko. Miłość życia? Jest. Kochający rodzice? Są. Zrzędzący typ teściowej? Niestety, ale jest. Przyjaciółki? Są. Dobra, satysfakcjonująca praca? Jest. Dziecko? ...
To jest jedyny problem Marka i Weroniki, a raczej tylko Weroniki. Z czasem młoda kobieta, wręcz obsesyjnie próbuje zajść w ciążę- bezskutecznie i to staje się pierwszym, przewróconym klockiem domina. Zmęczona wszystkim bohaterka zaprzyjaźnia się z pewnym mężczyzną o imieniu Jakub i odtąd już wszystko nie jest takie samo. Czy Snarscy przetrwają ten trudny okres? Czy ich silna miłość, która sprawiała, że byli nie rozłączni, nie wygaśnie?
Pamiętam jak swego czasu było głośno o tej powieści, jednak ja się przed nią wzbraniałam, choć obiecałam sobie, że i tak ją kiedyś przeczytam. No i udało się! Z jakim skutkiem?
Pierwszy raz twórczością Magdaleny Witkiewicz mam za sobą. Zawsze musi być ten pierwszy raz, prawda?
Pierwsze co mi się spodobało w powieści-to styl i język. Mimo, że nie jest on szczególnie wyrafinowany, to Zamek z piasku praktycznie sam się czytał. Rzuciła się też w oczy realność wykreowanych przez autorkę bohaterów. Zaślepiona swoim dążeniem do macierzyństwa Weronika, zmęczona codziennością Ewa i gdzieś głęboko w sobie zagubiona Dominika, próbująca za wszelką cenę udowodnić, że może mieć szczęście na zawołanie, na pstryknięcie palcem.
Szata graficzna? Jak najbardziej! Dla mnie odzwierciedla i pasuje do treści, nie wiem jak dla innych. Adekwatna okładka, taka bardziej satynowa. Plus środek też przyjemny dla oka. No Filia się postarała, nie ma co.
Czy spotkanie z autorką uważam za udane? Tak, jak najbardziej. Czy wrócę jeszcze do jej prozy? Zdecydowanie. Czy coś mi nie pasowało? "Nie pasowało" to chyba nie jest odpowiednie słowo, ale czegoś mi w tej powieści brakowało, choć nie potrafię sprecyzować dokładnie co. Macie czasami takie wrażenie? Taka niezawodna, książkowa intuicja, typowo szósty zmysł ewentualnie radar. Chyba tak mogę to nazwać.
Niemniej jednak Zamek z piasku jest powieścią zdecydowanie piękną, niesamowicie przyziemną, dającą do zrozumienia, że miłość bez odpowiedniego doboru podpałki gaśnie, odkrywanie siebie potrafi być bolesne, a egoizm objawiający się w postaci dążenia do własnego celu potrafi wszystko zrujnować, niczym huragan.
"Dzisiaj wiem jedno. Tworzenie wzajemnych relacji, to jak budowanie zamku z piasku. Nieustannie trzeba o niego dbać, by nie runął… I by nikt nie wszedł w niego butami… Nie można na chwilę go spuścić z oczu. Związek pomiędzy dwojgiem ludzi bywa również kruchy. Dokładnie tak jak zamek z piasku. Gdy odwrócisz głowę, zaleje go morska fala. Pozostanie tylko słona morska woda, albo słone łzy."
Przepiękny cytat!
Pełna recenzja: http://getatimewithbooks.blogspot.com/2014/08/zamek-z-piasku-magdalena-witkiewicz_8.html#more
Większość kobiet w swoim życiu pragnie zostać matkami. Instynkt macierzyński potrafi obudzić się w nas w każdej porze, a wtedy gotowe zaczynamy starania, gromadzimy różne potrzebne rzeczy, przygotowując się na największą zmianę w naszym życiu- dziecko. Ale co zrobić, gdy te wszystkie starania nie przynoszą efektów?
Weronika Snarska jest dwudziestokilkuletnią kobietą i ma...
2014-08-03
Większości wydaje się, że w Internecie są anonimowi. Jak z czasem się okazało nikt nie jest anonimowy, a wręcz każdy nasz ruch jest śledzony. Ale i ten mankament przestaje mieć znaczenie, gdy w grę wchodzi miłość. I to nie taka zwykła, bo internetowa.
Ona i on. On i ona. Dwoje ludzi sobie na pozór nieznanych, zaczynają rozmowę na chacie. Niemniej jednak po pewnym czasie te zwykłe wymienianie poglądów zmienia się w coś...bardziej tajemniczego, intymnego, intrygująco erotycznego i uzależniającego. Dla nich nie było świata od poniedziałku do piątku, a weekendy okazywały się brutalnym powrotem do szarej rzeczywistości. Obudzić się, przetrwać, iść spać. I tak do niedzieli, kiedy nastąpi ten wyjątkowy dla nich dzień-poniedziałek. Co wyniknie z tego kwitnącego romansu? Czy będzie, tak jak przystało na prawdziwą historię miłosną-będzie happy end?
Muszę przyznać, że to było moje pierwsze spotkanie z prozą polskiego autora Janusza Leona Wiśniewskiego, o którym słyszałam tak wiele. Odkładałam tę próbę i odkładałam, aż w końcu ktoś zapytał się mnie, czy chcę pożyczyć od niego Samotność w sieci. Zgodziłam się, bo widziałam i cytaty z tej książki, i słyszałam o niej wiele. Jednak mając ją w ręce zaczęłam przeglądać opinie. Jedni pisali, że to nudny gniot, inni zaś, że to piękna i wzruszająca powieść, tylko, że trzeba ją zrozumieć. A czy ja zrozumiałam? Jeżeli pochłonęłam ją na raz, to wydaje mi się, że tak.
Od początku bardzo spodobało mi się pióro Wiśniewskiego. Te jego opisy, których było pełno porwały moją wyobraźnię w jeden, wielki wir. Oczami fantazji widziałam każdy obraz, który autor starał się przedstawić. No i podzielone wstawki na „on lub ona”, zręcznie wplecione wątki o informacjach m.in. kto odkrył DNA...To wszystko pasowało do tej powieści, oj pasowało.
Samotność w sieci jest tak realną, odkrytą, namacalną i „nagą” powieścią, aż to boli. Czytelnik musi się wczuć, a nuż poczuje się jak Jakub bądź bezimienna „ona”. Więcej Wam na temat tej książki po prostu nie napiszę. Jednym przypadnie do gustu, drugim nie.
Zaś u mnie spowodowała ona fakt, że z wielką chęcią sięgnę po kolejną książką J.L. Wiśniewskiego. Autor zaskoczył mnie wszystkim, nawet zakończeniem. Zaskoczył mnie, mimo, że czegoś mi w niej brakowało.
Polecam wszystkim fanom pana Janusza, tym, którzy pragną niesamowitej lektury, oraz tym, którzy chcieliby jego prozę poznać!
Większości wydaje się, że w Internecie są anonimowi. Jak z czasem się okazało nikt nie jest anonimowy, a wręcz każdy nasz ruch jest śledzony. Ale i ten mankament przestaje mieć znaczenie, gdy w grę wchodzi miłość. I to nie taka zwykła, bo internetowa.
Ona i on. On i ona. Dwoje ludzi sobie na pozór nieznanych, zaczynają rozmowę na chacie. Niemniej jednak po pewnym czasie...
2014-07-24
Madeleine podczas studiowania farmacji poznaje Heliera-studenta medycyny. Jest on niezwykle atrakcyjnym, gorącym, młodym człowiekiem i zdecydowanie nie pasuje do chłodnej w uczuciach Madeleine. Za to jej kuzynka Yvonne jest kompletnym przeciwieństwem. Rudowłosa, namiętna, mająca każdego mężczyznę na wyciągnięcie ręki. Jednak nie ma ona jasnych intencji i wraz z pojawieniem się Madeleine z jej narzeczonym, ona również pojawia się w małym miasteczku. Jakie intrygi uknuje Yvonne? Czy miłość Heliera i Madeleine przetrwa?
Muszę przyznać, że po lekturze Mariski autorstwa Consilii M. Lakotty, wiedziałam co otrzymam. Niemniej jednak tak, jak w Marisce strony przewracały się same....tak Madeleine mając niespełna trzysta stron zdawała się mieć ponad tysiąc. Jednak dotrwałam do końca i jestem zadowolona. Lakotta jest mistrzynią w kreowaniu charakterów. Postacie ożywione w tejże powieści były pełne kontrastów. Niczym woda i ogień. Namiętna, kokieteryjna Yvonne i obok niej zdystansowana, oszczędna w uczuciach Madeleine. Wątły, słaby psychicznie i niezbyt urodziwy Denis oraz przystojny, silny i charyzmatyczny Helier.
Do tego to, jak Consilia buduje świat przedstawiony w powieści. Język, jakim została napisana Madeleine jest po prostu piękny, wyważony. Chciałabym chociaż na tydzień się przenieść do czasów, gdzie ludzie nie rzucali mięsem na lewo i prawo, kobiety były damami a mężczyźni? Prawdziwymi mężczyznami i dżentelmenami z krwi i kości!
Chociaż tej historii nie można nazwać gorącym romansem, zawiera jednak on takową nutę. Jeżeli nie znacie twórczości Lakotty- szczerze polecam się z nią zapoznać. Darmowy wehikuł czasu i niesamowite przeżycia gwarantowane, mimo, ze mi osobiście czegoś w niej brakowało.
Madeleine podczas studiowania farmacji poznaje Heliera-studenta medycyny. Jest on niezwykle atrakcyjnym, gorącym, młodym człowiekiem i zdecydowanie nie pasuje do chłodnej w uczuciach Madeleine. Za to jej kuzynka Yvonne jest kompletnym przeciwieństwem. Rudowłosa, namiętna, mająca każdego mężczyznę na wyciągnięcie ręki. Jednak nie ma ona jasnych intencji i wraz z pojawieniem...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-07-09
[...] Ja na wybaczenie gotowa nie jestem, ale na lekturę III tomu Łatwopalnych pt. „Wybaczenie” byłam gotowa od momentu, gdy zrobiło się głośno o tej pozycji.
Wszyscy ci, którzy czytali Łatwopalnych i Przebudzenie, wiedzą, że Jarek i Monika nie mieli łatwo. Podobno każde zło musi się kiedyś skończyć i to się potwierdziło. U Minca, jego wybranki i małej Lidzi zaczyna wszystko się układać. Słońce wyszło zza chmur, a młodzi, zakochani w sobie rodzice, zdają się przeżywać każdy dzień z uśmiechem. Niestety u ich przyjaciół nie jest już tak kolorowo. Bernie z dnia na dzień przeżywa przyspieszony kurs rodzicielstwa i szczerze nie ma pojęcia, jak pogodzi sprawę z Sylwią i swoją córką-Mileną. A co u Syl? Jej największym problemem jest mąż (niedługo były) i ma na głowie niełatwe sprawy rozwodowe. A Grzesiek i podkomisarz Chorodyńska? Wydawałoby się wszystko w porządku. Ale nie dajcie się zmylić, piękna, rudowłosa Dorota skrywa wielki sekret...Jak zakończą się łatwopalne losy bohaterów? Czy wyjdą na prostą? A może życie szykuje im kolejny zakręt? To już sami musicie przeczytać.
Z utęsknieniem czekałam na premierę, a potem okazało się, że miałabym mieć własny egzemplarz w rękach dopiero za miesiąc. Wyobrażacie sobie to? Bo ja nie! Jednak moja mamka mnie kocha i przywiozła mi piękną książkę. Co do wydania... Nie podobał mi się ten pomysł. Rozumiem, autorka podpisała kontrakt z wydawnictwem i chcąc nie chcąc Filia już nie mogła wydać Wybaczenia. Niemniej jednak Novae Res sobie nieźle poradziło. Satynowa, czarna oprawa, lekkie tłoczenia, płonące dłonie i wygodny format sprawiły, że przymknęłam oko na owe wydanie.
Och jakże miło było zasięgnąć po coś pewnego, po coś co sprawi, że będę usatysfakcjonowana w stu procentach. Mam takową gwarancję, kiedy sięgam po powieść, która wyszła spod ręki Agnieszki Lingas-Łoniewskiej. Jest ona mistrzynią. I to w każdym znaczeniu tego słowa. Dajcie mi jakiś wyrywek tekstu-od razu rozpoznam, że to "literackie dziecko" mojej ulubionej autorki, ale magia polega na tym, że każda kolejna lektura jest inna i gwarantuje czytelnikowi całą gamę różnorodnych emocji, odczuć, niepewności i adrenaliny, która przy lekturze jest po prostu wisienką na torcie.
Wybaczenie jest kwintesencją całej trylogii i kunsztu autorki. Mamy tutaj wszystko! Romans, bardzo realny, absolutnie nie ckliwy, nutę baaaaardzo smacznego erotyzmu, który w takiej dawce i oprawie jest odpowiedni praktycznie dla każdego, sensacje, szczyptę kryminalnego powiewu... I ten Lucas (trylogia Zakręty Losu)! Mój ukochany, jakby można było go żywcem wyciągnąć z książki to z chęcią zaadoptowałabym tego Łukasza! ;)
Skończyłam tę książkę czytać w słoneczku, nad wodą w akompaniamencie lekkiego wiatru. I kiedy dotrwałam (choć to może złe słowo, bo po stronach to pędziłam chcąc więcej i więcej) do epilogu...Poczułam lekki smutek, że to już koniec. Och...
Wybaczenie polecam szczególnie paniom, które lubują się w literaturze kobiecej ale takiej z konkretnym przytupem! Nic ckliwego, nic bajkowego. No i panom, bo z tego co wiem cni też czytają dzieła pani Agnieszki. I wszystkim tym, którzy pragną dobrej historii. Nawet jeżeli proza Lingas-Łoniewskiej jest Wam obca, nie lękajcie się, bo to najlepsze, co może Was spotkać w takim wydaniu!
Recenzja pochodzi z bloga: http://getatimewithbooks.blogspot.com/2014/07/wybaczenie-agnieszka-lingas-oniewska.html#more
[...] Ja na wybaczenie gotowa nie jestem, ale na lekturę III tomu Łatwopalnych pt. „Wybaczenie” byłam gotowa od momentu, gdy zrobiło się głośno o tej pozycji.
Wszyscy ci, którzy czytali Łatwopalnych i Przebudzenie, wiedzą, że Jarek i Monika nie mieli łatwo. Podobno każde zło musi się kiedyś skończyć i to się potwierdziło. U Minca, jego wybranki i małej Lidzi zaczyna...
2014-07-05
Serdecznie zapraszam do zapoznania się z recenzją.
http://getatimewithbooks.blogspot.com/2014/07/bezdomna-katarzyna-michalak.html#more
Serdecznie zapraszam do zapoznania się z recenzją.
http://getatimewithbooks.blogspot.com/2014/07/bezdomna-katarzyna-michalak.html#more
2014-06-24
Każdy z nas ma albo chciałby mieć swój własny azyl, zacisze, miejsce, w którym poczujemy się bezpieczni, wolni od problemów, wyciszeni. Macie takie miejsce? Ja mam kilka swoich własnych oaz spokoju, gdzie nikt mi nie przeszkodzi. To naprawdę cudowne uczucie, kiedy mogę i mam możliwość uspokojenia się wewnętrznie. Ach, a pamiętacie Kamilę Nowodorską, bohaterkę Ogrodu Kamili ? Jeżeli ta krucha blondyneczka o złocistej barwie tęczówek choć odrobinkę jest Wam znajoma to zapraszam do recenzji!
O tym, że Kamila ma swoją Sasankę, różany ogród i miłość na wyciągnięcie ręki- to chyba wszyscy, którzy czytali pierwszą część, wiedzą. Jednak los jest niesamowicie przewrotny i teraz skupił się na Małgorzacie Bielskiej. Tak, tak to ta sama osoba, która wpadała w przerażającą paranoję, gdy tylko usłyszała nawet najmniejszy grzmot, a wiadomość o nadchodzącej burzy przywoływała obłęd w oczach tej piękności, niezwykle skrzywdzonej przez życie.
I to właśnie przez Ogród Kamili pokochałam prozę Katarzyny Michalak i przy następnej wizycie w księgarni kupiłam dwie jej książki w ciemno. I mogę powiedzieć, że na razie trzyma się mnie dobra passa, bo nie trafiłam jeszcze na te mniej pocieszne perełki z dobytku autorki, o których wiele słyszałam.
O Zaciszach Gosi krążą różne opinie. Sama też nastawiłam się na bombardowanie bohaterów i dobijanie ich nawet w momencie, gdy do końca się nie podnieśli. Ale jak to się mówi, że zawsze trzeba wszystko samemu wypróbować. Mimo takich i takich ocen, takich i takich recenzji uważam, że warto na własnej skórze spróbować. Czemu? Ja się tutaj naprawdę przygotowałam na coś strasznego, a kiedy przyszło mi czytać tę książkę... Chciałam więcej. Tak przypadło, że miałam ciężki okres w życiu, za każdym razem kiedy kończyłam jakieś zajęcie chciało mi się płakać.. I tak, jestem książkową masochistką(bo, że płaczką to już wiecie). To nic, że mało nie beczysz tylko kiedy skończysz zmywać! Przeczytaj coś tragicznego, dobij się jeszcze, a nie będziesz sama!
No i wyszło tak, że Zacisze bardzo mi się spodobały, ale mówię! To kwestia odpowiedniego momentu. Gosię bardzo polubiłam jako bohaterkę, Kamila jak przeszła metamorfozę i stała się nieco silniejsza- tak jej irytująca naiwność ani nie drgnęła.
O szacie graficznej nie będę się rozpisywać. Ogólnie ta seria jest p r z e p i ę k n i e wydana. Struktura okładki, piękne tłoczenia, cudowna książka... I tyle trzeba mi, żeby pocieszyć oczko, a potem i treść idzie szybciej... Co do treści. Powieść napisana lekkim stylem, bardzo przyswajalnym i przez to strony praktycznie same się przewracały.
Końcówka dobiła mnie do końca, zamknęłam książkę... I nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Dlaczego autorka tak, a nie inaczej pokierowała losami bohaterów? To nie lekka przesada? Już nie wiedziałam do kogo mieć pretensje, więc niewiele myśląc odłożyłam cudeńko i zasnęłam. A w śnie co? Gosia Bielska i jej dalsze losy... ale ich nie zdradzę! Ciekawe ile z mojego snu będzie w Przystani Julii, do której chyba się nie doczekam.
Uważam, że ta pozycja spodobała by się w szczególności kobietom, które znają prozę Michalak i lubują się w obyczajówkach tudzież lekturach typowo kobiecych. Przy książce można się lekko dobić, niemniej jednak moim zdaniem jest to historia warta poznania.
http://getatimewithbooks.blogspot.com/2014/06/zacisze-gosi-katarzyna-michalak.html#more
Każdy z nas ma albo chciałby mieć swój własny azyl, zacisze, miejsce, w którym poczujemy się bezpieczni, wolni od problemów, wyciszeni. Macie takie miejsce? Ja mam kilka swoich własnych oaz spokoju, gdzie nikt mi nie przeszkodzi. To naprawdę cudowne uczucie, kiedy mogę i mam możliwość uspokojenia się wewnętrznie. Ach, a pamiętacie Kamilę Nowodorską, bohaterkę Ogrodu Kamili...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-06-22
Węgry. Zapytaj kogokolwiek na polskich ulicach, czy wiedzą coś więcej na temat tego kraju? Z pewnością większość nie odpowie nic innego, niż podanie kilku większych miast. Tak też byłoby ze mną mimo, że zawsze interesowały mnie kultury innych krajów to Węgry...są, a raczej były dla mnie przysłowiową „czarną magią”. Dlatego nie byłam zaskoczona, kiedy nic nie przychodziło mi do głowy, jeżeli chodzi o słowo „puszta”. O dziwo jest to rozległy step na Wielkiej Nizinie Węgierskiej, w dolinie Cisy. Ponadto na jej terenie znajduje się Park Narodowy Hortobagy. Zaskoczeni? Ja też byłam, ale zaniemówiłam po poznaniu historii Mariski.
Główna bohaterka, Mariska, jest ponad trzydziestoletnią kobietą bez rodziny, więc od zawsze poświęcała się pracy. Jednak nie jest do końca sama, bo od trzynastu lat czeka na poślubienie swojego ukochanego czikosa- Jarosa Vargasa. Mariska staje się Vargasową za sprawą córki hrabiego, Juliski, niesamowicie zakochanej w bracie Jarosa, Gaborze. Pomieszane związki, prawda? Tego będzie jeszcze więcej, gdyż ta powieść nie opiera się tylko na parze Vargasów i hrabinie, ale też sięga do wyczekiwanego potomstwa, a oni sami nie mają lżejszego życia niż ich rodzice, ba! Nawet borykają się z wiele większymi problemami.
Jest to moje pierwsze spotkanie z tą autorką, choć słyszałam o niej wiele, to jakoś obawiałam się spotkania z jej twórczością. Na próżno! Lakotta zręcznie kreuje bohaterów. Jest ich tak wiele w powieści, a jednak czytelnik nie pogubi się, bo każda postać jest inna i charakterystyczna. Od spokojnego Jarosa, przez szaloną z miłości Juliskę i zuchwałego Gabora, po cierpliwą i silną Mariskę. I to ona okazała się moją faworytką. Miło było obserwować zdeterminowanie i wiarę kobiety na przestrzeni lat, które nie należały do najlżejszych. Tragedia za tragedią, utrzymanie gospodarstwa, wychowanie potomstwa.. Do tego potrzeba naprawdę ogromnych zasobów siły i wręcz anielskiej cierpliwości.
Nie jest to tylko opowieść o życiu bohaterów, ale Consilia zręcznymi opisami trafia w czytelnika i to w tak bajeczny sposób, że strona za stroną, widziałam wszystko tak intensywnie oczami wyobraźni, aż pozostaje mi się tylko cieszyć, że mogłam przeczytać tę powieść.
Mimo wielu ciekawostek na temat Węgier i historycznych wzmianek nie brakowało tutaj świadectw wiary w Boga. Ukazuje to nam naprawdę siłę chrześcijaństwa, bo ja osobiście nie wiem, jak niektórzy z bohaterów daliby radę bez rozmowy z Bogiem. Myślę, że Lakotta chciała nam przedstawić realia wiary w tamtejszych czasach, bo to jak wygląda ona teraz ma wiele do życzenia.
Jeżeli o wydanie książki, to okładka może nie jest najpiękniejsza i adekwatna do treści, ale da się przyzwyczaić. Jakość stron jest wysoka, a czcionka nie za mała, ani nie za duża. Taka w sam raz. Nawet brak podziału na rozdziały nie okazał się dla mnie mankamentem, bo jestem przyzwyczajona do takiej formy (czytelniczki Lingas-Łoniewskiej wiedzą o co chodzi).
Mariska z węgierskiej puszty jest powieścią piękną i wymaga od czytelnika całkowitego skupienia, a w rezultacie odwdzięczy się wciągającą historią po ostatnią stronę. Ja byłam niesamowicie zaskoczona, bo nie spodziewałam się tego, co otrzymałam. Oczywiście moje emocje są na plus, bo szybko nie zapomnę o Marisce, choć muszę przyznać, że miałam wrażenie, iż opisane wydarzenia były autentyczne, a zdarza mi się to bardzo rzadko.
Ta powieść na pewno spodoba się czytelnikom lubiącym niebanalne historie, które poruszają nie tylko wyobraźnie, ale i serce.
http://getatimewithbooks.blogspot.com/2014/06/mariska-z-wegierskiej-puszty-consilia.html
Węgry. Zapytaj kogokolwiek na polskich ulicach, czy wiedzą coś więcej na temat tego kraju? Z pewnością większość nie odpowie nic innego, niż podanie kilku większych miast. Tak też byłoby ze mną mimo, że zawsze interesowały mnie kultury innych krajów to Węgry...są, a raczej były dla mnie przysłowiową „czarną magią”. Dlatego nie byłam zaskoczona, kiedy nic nie przychodziło mi...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-06-19
Czasami zdarza się tak, że poświęcamy się czemuś bez pamięci. Wkładamy w to całe serce i pokładamy wszelakie nadzieje. Nie jest ważne, czy angażujemy się w jakiś projekt, książkę, relacje między ludzkie czy pracę. Przysłowiowy „kopniak w dupę” ciągle boli tak samo. Wtedy nie mamy na nic ochoty, popadamy w wir smutku i melancholii, a nierzadko po prostu destruktywnie oceniamy własną osobę.
Kate Powell była świadkiem i uczestnikiem wypadku samochodowego. Tylko ona przeżyła, widząc na własne oczy śmierć swoich rodziców. I gdy wydawało się, że tej młodej istotce nic nie zostało...Los uśmiechnął się do niej. Została zaadoptowana przez niezwykle bogatych i poważanych ludzi, państwa Templeton. Dostała od nich wszystko. Miłość, dumę, wiarę, nadzieję i akceptację. Dlatego też, nigdy nie chciała ich zawieść. Nigdy nie chciała, by żałowali tej decyzji, którą podjęli w tak trudnym dla niej momencie. Dlatego została niezwykle ambitną księgową, osiągającą niesamowite wyniki w tymże zawodzie. Po pewnym czasie, dorosła już Kate, dowiaduje się prawdy o swoim nieżyjącym ojcu. Jest to dla niej szok i wstyd. Ogromny wstyd, zważywszy na kolejny cios od życia, który otrzymuje niedługo potem. Jak uda się jej to wszystko przezwyciężyć? Czy dojdzie do siebie? A może dopuści kogoś za ten mur, który wokół siebie stworzyła?
Jak wiadomo, Nora przedstawia nam swoich bohaterów bardzo wyraźnie. Kate jest inteligentną, samowystarczalną, silną kobietą usilnie dążącą do sukcesu. Nie chce, a może nawet nie oczekuje szczęścia w życiu, uważa, że nie zasługuje na nie. Ogólnie Powell przypadła mi bardziej do gustu w pierwszym tomie (http://getatimewithbooks.blogspot.com/2014/05/smiae-marzenia-nora-roberts.html#more), sądzę, że jakoś ciekawiej była przedstawiona.
Romans był wyważony. Ani nie ckliwy, ani nie minimalny. Idealny, w sam raz. Chociaż i tak kilka kwestii mnie irytowało, ale nie każdego można polubić, prawda?
Styl Roberts jest charakterystyczny, ale wydaje mi się, że po przeczytaniu trzeciego tomu, muszę sobie zrobić przerwę od autorki. Męczą mnie te długie rozdziały, choć w innym przypadku może to być zaletą. Ale od wszystkiego trzeba odpocząć, by się nic nie przejadło.
Wydanie jest bardzo przyjemne, ta seria jest wizualnie chyba najlepsza, z jaką mogłam się spotkać. Okładki śliczne, naprawdę.
Odnalezione marzenia można czytać nawet bez znajomości poprzedniego tomu, więc jeżeli ktoś czuje, że pokochał już Kate, niech sięga bez wahania. Mimo kilku rzeczy, które mi nie pasowały, to warto.
Nora Roberts ma zarówno swoich fanów i antyfanów, ale uważam, że jest to powieść lekka i przyjemna. Bo warto podążać za swoimi marzeniami, prawda?
http://getatimewithbooks.blogspot.com/2014/06/odnalezione-marzenia-nora-roberts.html
Czasami zdarza się tak, że poświęcamy się czemuś bez pamięci. Wkładamy w to całe serce i pokładamy wszelakie nadzieje. Nie jest ważne, czy angażujemy się w jakiś projekt, książkę, relacje między ludzkie czy pracę. Przysłowiowy „kopniak w dupę” ciągle boli tak samo. Wtedy nie mamy na nic ochoty, popadamy w wir smutku i melancholii, a nierzadko po prostu destruktywnie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Muszę przyznać, gdy tylko dostałam propozycję, bez najmniejszego wahania ją przyjęłam. Powieści erotyczne są dla mnie, to fakt, a jeżeli dodacie do tego rockmanów, to jestem sprzedana. Czy naprawdę Na szczycie wywarło na mnie aż tak dobre wrażenie?
Autorka, bo K.N. Haner, która posługuje się pseudonimem, okazała się niebywale sympatryczną i ciepłą osóbką. Miałam okazję z nią wymienić kilka wiadomości i powiem Wam szczerze, że serce mi topnieje, gdy autorzy traktują swoich czytelników równym sobie. Co prawda, miałam zadać z dwa pytania autorce, jednak wygrzebałam na jej blogu kilka ważnych informacji, takich jak fakt, że Avenged Sevenfold jest jednym z ulubionych zespołów autorki i na nich się po części wzorowała, a
główną, fundamentalną inspiracją do napisania NS była trylogia 50 Twarzy Greya, Za Sceną oraz twórczość Sylvi Day...Jednak oby Was to kochani nie zmyliło, bo to co znajdziemy w tym obszernym tomisku, nijak ma się do Szarego i jego przygód.
Rebeka Staton jest dziewczyną z garstką problemów na głowie, matką pasożytem, beznadziejną szefową i swoim współlokatorem-najlepszym przyjacielem gejem o imieniu Trey. Reb pracuje w klubie ze striptizem, w którym jedynie daje występy taneczne i nie chodzi, jak większość dziewczyn, na układy z klientami. Pewnego wieczoru ma zatańczyć w stroju anioła i dobrze jej to idzie, aż do momentu, kiedy jej tęczówki napotykają szmaragdowe oczy Sedricka Millsa, który okazał się być managerem genialnej kapeli rockowej Sweet Bad Sinful. Wkrótce dostaje nietypową propozycję od Seda, który już zaczyna jej mieszać w głowie. Co wyjdzie z tego spotkania? Czy dziewczyna przystanie na tak intrygującą propozycję Millsa?
Z początku, tu muszę Wam przyznać, bałam się tej lektury. No bo tak naprawdę nie wiedziałam na czym stoję, do tego spora ilość stron, gdzie naprawdę nie pamiętam kiedy ostatni raz czytałam takie tomisko. Okazało się, że moje obawy były zbędne!
Ten gatunek literacki bardzo lubię, nawet mimo mojego młodego wieku. W sumie zaczęło się tak jak u Autorki, podczas przygody z Szarym. Od tamtej pory na rynku literackim pojawiło się na pęczki, pełno szero-podobnych, nawet nieco marnych podrób sławnej trylogii. W pewnym momencie byłam uczulona na takie pozycje, jednak Na szczycie zawładnęła moim sercem. Po prostu! Słodcy, źli i grzeszni? Tak, tak właśnie sobie ich wyobrażałam. Te gorące temperamenty, wyciekająca uszami pewność siebie, obezwładniające uśmiechy, sarkastyczne poczucia humoru...
Tu muszę przyznać brawa dla Autorki, rzadko zdarza się, że ja, czytając książkę parskam śmiechem na cały głos! Zdradzę Wam malutką tajemnicę, że kocham Rebekę za jej charakter! Naprawdę okazała się być bardzo podobna do mnie i dlatego też, stała się jedną z niewielu bohaterek, które w ogóle mnie nie drażniły.
W powieści nie brakuje bohaterów wykreowanych tak intensywnie, tak dokładnie, że żaden się nie pokrywa z innym. Charyzma i jeszcze raz charyzma. Mogłabym i bardzo chciałabym Wam opisać każdego bohatera tutaj z rzędu, ale no nie mogę! Nie będę Wam zabierać radości z czytania, bo naprawdę warto. Każdego z nich wszystkich zapamiętałam i choć było tych ludzi sporo, nie szło ich pomylić czy, o którymś zapomnieć. Po prostu się nie dało.
Na szczycie jest napisana bardzo przystępnym, prostym językiem, przeplatanym dialogami i niezwykle doszczętnymi opisami miejsc oraz zdarzeń. Jeżeli chodzi o aspekty seksualne, to owszem są. Jak na loterii, co się chce to i się ma. Począwszy od normalnego seksu czy pieszczot oralnych, przez zabawy homoseksualne, aż do....wielokątów. Jednak niech Was to nie przeraża, bo sceny seksu nie są głównym wątkiem w tej historii i nie znajdziemy ich na każdej stronie książki. Bo oprócz tego autorka funduje nam wydarzenia,których się najmniej spodziewaliśmy, kłótnie, akty desperacji, załamania, powroty demonów z przeszłości...Ukazuje nam przewrotny los, bo nie ma miejsca na sielankową miłość rozlewaną ze strony na stronę.
Na szczycie to odważne doznania, szokujące momenty i nieoczekiwane zwroty akcji przyozdobione towarzystwem całej, szerokiej gamy różnorodnych uczuć. NS powinna być nielegalna. Uzależnia, człowiek nie może przestań o niej myśleć, wpada w trans, nie może spać, bo każdą najkrótszą chwilę próbuje poświęcić książce, nie zważając na to, czy jest wyspanym, a może głodnym.
Polecam serdecznie, nudy nie zaznacie!
http://getatimewithbooks.blogspot.com/2014/12/na-szczycie-kn-haner-recenzja.html#more
Muszę przyznać, gdy tylko dostałam propozycję, bez najmniejszego wahania ją przyjęłam. Powieści erotyczne są dla mnie, to fakt, a jeżeli dodacie do tego rockmanów, to jestem sprzedana. Czy naprawdę Na szczycie wywarło na mnie aż tak dobre wrażenie?
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toAutorka, bo K.N. Haner, która posługuje się pseudonimem, okazała się niebywale sympatryczną i ciepłą osóbką. Miałam okazję z...