-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński3
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel2
Biblioteczka
Przyznam, że byłam ciekawa, jaką kolejną książkę zaproponuje czytelniczkom i czytelnikom Przemysław Walczak, autor świetnych „Wądołów”. Wtedy wędrowaliśmy przez wrocławski Brochów, teraz zaprosił nas do pewnej kamienicy na Nadodrzu. To tam rozgrywa się akcja niewielkiej, ale znaczącej powieści „Lolobrygida”.
Autor nie boi się portretować tego, co stereotypowo oceniamy jako kiczowate, brzydkie, gorsze, biedniejsze. Pokazuje, że dla kogoś – jak chociażby Jadwiga – taka rzeczywistość może być w pewnym sensie piękna. Jadwiga chce kochać, chce być kochana, kocha dokarmiane przez siebie koty i nie przeszkadza jej, że jeden kuleje, a drugi nie ma oka. Ważne jest to, co w sercu – jakże to wyświechtane i lekko wyśmiane, ale jednak z gorzką łzą na powiece. Dzieli się z kotami swoją samotnością, niespełnionymi marzeniami, darem przewidywania przyszłości i widywania duchów.
Jeśli miłość nie jest uczuciem, ale wyborem, to można uznać, że bohaterowie Przemysława Walczaka, pomimo narzekań, utyskiwań, jęków, ciemności, samotności i cierpienia – jednak kochają życie, wybierając je z całym dobrodziejstwem inwentarza i wybierając Wrocław na miejsce dla tego życia – z jego historią, snującymi się duchami mieszkańców Breslau, pamięcią kości pogrzebanych pod ruinami. A w obtłuczonej, odrapanej i nieidealnej kamienicy na Nadodrzu mieści się ich cały świat: Lolobrygida; wariatka puszczająca głośną muzykę; rencista Zbyszek; religijna dziewczyna; wielbicielka oazy i pielgrzymek.
Przemysław Walczak nadal jest świetnym obserwatorem, który potrafi w sugestywny, nieco szorstki, ale i też poetycki sposób wykreować ze świata rzeczywistego swoje postacie. Nietrudno bowiem uwierzyć w taką kamienicę i takie podwórko, a jednocześnie unoszą się one w jakiejś zamglonej krainie. Jak namalowane nieco burymi kolorami. Wierzymy więc w Jadwigę, świętą od kotów, której w piwnicy objawia się Matka Boska Kocia; w Waldemara, marudzącego i narzekającego i jego matkę ukochaną; w berzoludy; miejscowych pijaczków; ciekawskie sąsiadki i w pewną pisarkę, która mierzy się z życiem i powieścią, a przede wszystkim z bezlitosnym wydawcą.
W opowieściach Przemysława Walczaka najważniejsze jest to, jak się opowiada i o kim. Język jest mięsisty, naturalistyczny, a potem zaskakuje delikatnością, żeby następnie przeskoczyć do ironii. To naprawdę sztuka utrzymać takie rozchwiane tempo i pewną w nim konsekwencję.
Przyznam, że byłam ciekawa, jaką kolejną książkę zaproponuje czytelniczkom i czytelnikom Przemysław Walczak, autor świetnych „Wądołów”. Wtedy wędrowaliśmy przez wrocławski Brochów, teraz zaprosił nas do pewnej kamienicy na Nadodrzu. To tam rozgrywa się akcja niewielkiej, ale znaczącej powieści „Lolobrygida”.
Autor nie boi się portretować tego, co stereotypowo oceniamy jako...
Panna Marple bywa widziana przez świat jako niepozorna staruszka, niby nieporadna i troszkę zagubiona. Zwykle, siedząc przy kominku, dzierga z zapałem jakąś pożyteczną robótkę. Jednak to tylko pozory. Jej tajemnica to bystry, przenikliwy umysł; niespotykany zmysł obserwacji i umiejętność łączenia faktów, zauważania detali. Można powiedzieć, że Agatha Christie oddaje tą postacią hołd
mocno dojrzałym, niezamężnym, samodzielnym kobietom, których świat nie zauważa i które czasem lekceważy, a to one właśnie są w stanie wnieść ważne wartości, uratować komuś życie, rozwiązać nierozwikłaną dotąd zagadkę.
Wydawnictwo Dolnośląskie zaproponowało właśnie antologię opowiadań inspirowanych postacią panny Marple. Napisały je: Val McDermid, Ruth Ware, Naomi Alderman, Dredę Say Mitchell, Kate Mosse, Elly Griffiths, Leigh Bardugo, Karen M. McManus i Natalie Haynes. „PannaMarple.
Dwanaście nowych historii” to świetna zabawa literacka nie tylko dla miłośników dojrzałej detektywki, ale i dla wszystkich, którzy kochają klasyczne opowieści z zagadką kryminalną. Każda z autorek wniosła do tego tomu świeże pomysły i swój styl, jednocześnie zachowując klimat dawnych opowieści. Tym razem panna Marple przeżyje nowe przygody – także we Włoszech, w USA czy w Hongkongu. Zawsze jednak z nostalgią będzie powracać do St Mary Mead, myślami i w rzeczywistości. Warto wyruszyćwraz z detektywką i autorkami w tę literacką podróż.
Opowiadania przetłumaczyła Anna Szumacher. Książka jest też dostępna jako audiobook. Czyta Anna Ryźlak. To ponad jedenaście godzin czytelniczej przyjemności.
Panna Marple bywa widziana przez świat jako niepozorna staruszka, niby nieporadna i troszkę zagubiona. Zwykle, siedząc przy kominku, dzierga z zapałem jakąś pożyteczną robótkę. Jednak to tylko pozory. Jej tajemnica to bystry, przenikliwy umysł; niespotykany zmysł obserwacji i umiejętność łączenia faktów, zauważania detali. Można powiedzieć, że Agatha Christie oddaje tą...
więcej mniej Pokaż mimo to
Opowieść o historii Shitamachi i jego współczesnych oraz dawnych mieszkańcach – niespieszna literacka wędrówka uliczkami tokijskiego Dolnego Miasta z Piotrem Milewskim – to nie lada przyjemność.
Piotr Milewski znów mnie nie zawiódł. Przyznam, że najpierw książkę przeczytałam, a potem – raz jeszcze – z ogromną przyjemnością przesłuchałam. I był to dobry pomysł, bo opowieść czytana przez Bartosza Głogowskiego zyskała jeszcze więcej gawędziarskiego charakteru. Przy tym dawkowałam ją sobie. Codziennie wieczorem rozdział lub dwa.
W opowieściach Piotra Milewskiego – niezależnie od tego, czy pisze o Japonii, Syberii czy Islandii - lubię najbardziej jego uważność w sprawach zwyczajnych, drobnych, podążanie własnymi ścieżkami, szukanie nieoczywistych miejsc, otwartość na spotkanych ludzi i umiejętność rozmawiania z nimi – jak z dobrymi znajomymi czy sąsiadami. Autor mieszkał w Tokio, więc poruszając się po Dolnym Mieście, umiejętnie balansuje na krawędzi – jest jednocześnie ciekawym wszystkiego podróżnikiem i – choć tymczasowym – ale jednak mieszkańcem miasta, który potrafi zobaczyć jego zachwycające cechy, ale i dostrzec problemy.
Pisarz próbuje przede wszystkim uchwycić i opisać ducha Shitamachi, Dolnego Miasta, miejsca rzemieślników, kupców, artystów, a także kurtyzan i osób z półświatka. To teren, który często nawiedzały żywioły, a pożary pochłaniały wielką liczbę ofiar. A jednak wciąż odradzało się, żywe, nieco chaotyczne, choć przywiązane do tradycji, w swojej miłości do pracy i zamiłowaniu do dobrej zabawy buńczuczne i nieco bezczelne.
Razem z Piotrem Milewskim zajrzymy do rzemieślniczych zakładów, gdzie z dziada pradziada wytwarza się piękne przedmioty i lokalne smakołyki, jak choćby misternie wyplatane kosze czy jedwabiste tofu; poznamy specyfikę pracy w dawnych domach publicznych, posłuchamy opowieści o pięknych gejszach i ich miłościach; odwiedzimy typowe tokijskie łaźnie, gotując się niemal w gorącej wodzie, by potem oddać się relaksowi w wygodnym kimonie. Zakosztujemy przyjacielskiej pogawędki z tutejszymi bywalcami nad piwem, sake czy herbatą, ale poznamy także bezdomnych i niechcianych mieszkańców nowoczesnej części wielkiej metropolii, która tuż obok Dolnego Miasta ściga się w niekończącym się konsumpcyjnym pędzie. Żeby ochłonąć, wstąpimy do świątyń i obejrzymy pokazy z okazji festiwali. Obetrzemy pot z czoła w letni tokijski dzień i zaklniemy pod nosem w czasie pory deszczowej. Jak będziemy mieć szczęście - fryzjer opowie nam o swoim wzorowym kliencie – szefie tutejszej mafii. A może, jeśli będziemy bardzo czujnie patrzeć, spotkamy sprytną lisicę, która rzuci nam uwodzicielskie spojrzenie, zamieniona w piękną kobietę. Jeśli przy okazji unika ona sytuacji, w której moglibyśmy zobaczyć jej cień, możemy być pewni, że to magiczna kitsune.
To opis podróży, której nie znajdziemy w przewodnikach, bo jest ona z założenia subiektywna i taka ma właśnie być. Piotr Milewski dzieli się swoimi spostrzeżeniami, swoim doświadczeniem, swoimi obserwacjami i swoim zachwytem. I robi to bardzo przekonująco.
Opowieść o historii Shitamachi i jego współczesnych oraz dawnych mieszkańcach – niespieszna literacka wędrówka uliczkami tokijskiego Dolnego Miasta z Piotrem Milewskim – to nie lada przyjemność.
więcej Pokaż mimo toPiotr Milewski znów mnie nie zawiódł. Przyznam, że najpierw książkę przeczytałam, a potem – raz jeszcze – z ogromną przyjemnością przesłuchałam. I był to dobry pomysł, bo opowieść...