rozwińzwiń

Lolobrygida

Okładka książki Lolobrygida Przemysław Walczak
Okładka książki Lolobrygida
Przemysław Walczak Wydawnictwo: Fundacja Kultury Afront literatura piękna
92 str. 1 godz. 32 min.
Kategoria:
literatura piękna
Wydawnictwo:
Fundacja Kultury Afront
Data wydania:
2023-10-31
Data 1. wyd. pol.:
2023-10-31
Liczba stron:
92
Czas czytania
1 godz. 32 min.
Język:
polski
ISBN:
9788396943606
Tagi:
Wrocław Nadodrze
Średnia ocen

7,7 7,7 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,7 / 10
7 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
993
791

Na półkach: ,

W swoim najnowszym utworze „Lolobrygida” Przemysław Walczak przywołuje bliźniaczo podobnych bohaterów do tych, z którymi zbratał nas już w swej debiutanckiej powieści – „Wądołach”. Tym razem będzie jednak bardziej kameralnie i minimalistycznie, nadal jednak z wyraźnym akcentem na portretowanie Polaków bez lukru i zbędnego retuszu, nie tylko z wyrazistym punktowaniem ich przywar ale ze skupieniem się na głęboko skrywanych traumach. Wrocławski Brochów zamieni na wrocławskie Nadodrze, całą dzielnicę zaś na ponurą poniemiecką kamienicę zamieszkałą przez wachlarz barwnych osobistości.

Jedną z nich będzie tytułowa Lolobrygida, święta Jadwiga „od kotów”, kobieta samotna, otoczona mruczącym towarzystwem, nawiedzana przez zjawę Niemki Grety, przywołującej ducha swego męża Lothara, przystojnego oficera SS. Kolejnym będzie złorzeczący na cały świat Waldemar, utyskujący szczególnie na „komputery, smartfony i Internety, i największe pieniądze”, mężczyzna rozgoryczony, nad wyraz kochający jednak swoją matkę. Sąsiadować będzie z nimi irytujący Darek, łysy czterdziestolatek siejący postrach wśród imprezujących na poddaszu studentów, dla wzmocnienia swojego niecnego charakteru nienawidzący dodatkowo snujących się po budynku kotów Lolobrygidy. Kamienicę zamieszkuje również rozkochana w lateksie i nocnych rozrywkach Lajla a także narratorka niniejszego podania – Magda, niespełniona pisarka, żyjąca głównie dzięki regularnemu zażywaniu xanaxu.

„Jeśli nie wiesz co robić, rób to, co wszyscy, więc robię. I chwalę się na Facebooku wakacjami. Wklejam na Instagramie znalezione w Internecie randomowe zdjęcia dzieci, bo własnych dzieci nie mam, relacjonuję urlop, dzielę się widokiem talerza z kolacją, dodaję selfiki, fotki kota, psa, świnki morskiej albo papugi, umieszczam kolejny fragment książki, zdjęcia ze spotkań autorskich… I czekam na lajki, buźki, serduszka. Niech mnie jeszcze do śniadaniówki zaproszą.”

Osobistości pomieszkujące w kamienicy zdają się na wskroś różne, finalnie okzaując się po wieloma względami figurami mocno do siebie przystającymi. Bohaterowie żyć będą razem, ale jednak osobno. Ich ścieżki nieszczególnie będą się przecinać. Łączyć ich będzie jednak przymusowe sąsiedztwo oraz wpisany w ich żywoty marazm, nieszczęście snujące się po ich mieszkaniach, dojmująca samotność, życiowe niespełnienie i zaprogramowana niechęć do otoczenia i polukrowanej jego wirtualnej wersji.

Pociechy poszukiwać będą w dających złudne poczucie dostatku chomikowaniu podrobów i parówek kupionych promocyjnie w dyskontach, w bezrefleksyjnym wpatrywaniu się w opery mydlane czy w przywoływaniu pstrokacizny lat dziewięćdziesiątych XX wieku. Oglądanie „Dynastii” czy „Mody na sukces”, zawieszanie na ścianach plakatów z magazynów „Bravo” czy „Popcorn” paradoksalnie okażą się zarówno oknem na „lepszy świat” jak i źródłem narastających frustracji. Podobnym katalizatorem okaże się Internet wraz z modnymi mediami społecznościowymi, zakrzywiającymi i ubarwiającymi rzeczywistość. Koloryt świata będzie gdzieś „tam”, „obok”, ale nie tu i teraz, nie w tej posępnej, wrocławskiej kamienicy.

Walczak śmiało punktuje współczesne społeczeństwo, koncentrując się głównie na jego przywarach i słabościach. Odważnie przedstawia polskość w jej najmniej chlubnej, słabowitej formie. Prozaiczni bohaterowie, niczym w powieści Lidii Amejko podciągnięci zostają do rangi „świętych” osiedlowych. Jak już zdołał udowodnić w „Wądołach”, Wrocławianin jest gorzki i surowy w swej ocenie, nie szczędzi swoim bohaterom nieszczęścia. To postaci odrętwiałe, apatyczne, zrezygnowane. Bywa w tym wszystkim oślepiające przejaskrawienie, bolesna dobitność oraz zdecydowany brak instagramowego retuszu. Jest też odrobina ironii ale przede wszystkim smutne, mocno krytyczne odbicie rzeczywistości w kolorach brudnej szarości. Konsumpcjonizm, bezrefleksyjność, zazdrość oraz próżność kontra samotność, rozczarowania i odrętwienie – ot, kwintesencja prozy Walczaka.

Szkoda, iż autor pozostaje jednostronny i wtórny w tym portretowaniu społeczeństwa wrocławskich osiedli. Tym bardziej, iż cechuje go przecież lingwistyczne wyczucie. Wprawnie przywołuje skrajne rejestry języka. Bywa ujmująco poetycki, jest zaskakująco wulgarny, w tym wszystkim wrażliwy i wyczulony na otoczenie. Zdziera z niego całą warstwę powierzchowności. Koncentruje się na jednym, aberracyjnym jego wycinku, niemalże mitologizując go. Nie dba o to, by odnaleźć dlań równoważący kontrapunkt, nie dba też o zazębianie relacji swoich bohaterów, co sprawia, iż przedstawiony obraz pozostaje rażący ale jednak wybiórczy i chaotyczny.

„Lolobrygida” to jeśli nie kontynuacja „Wądołów”, to jej skromniejsza, bardziej okrojona forma. To ponowne odkrywanie świata już wcześniej odkrytego, bez jakiejkolwiek próby znalezienia dlań jakiejkolwiek optymistycznej przeciwwagi lub szerszego kontekstu. To mikropowieść będą luźnym zbiorem portretów ludzi przybitych i niepogodzonych z życiem, niepotrafiących się nim cieszyć, taplających się w swym rozgoryczeniu. Jakkolwiek trafne te oceny by nie były, w tej niepogłębionej formie pozostają szablonowe. A może takim właśnie autor chce je widzieć?

W swoim najnowszym utworze „Lolobrygida” Przemysław Walczak przywołuje bliźniaczo podobnych bohaterów do tych, z którymi zbratał nas już w swej debiutanckiej powieści – „Wądołach”. Tym razem będzie jednak bardziej kameralnie i minimalistycznie, nadal jednak z wyraźnym akcentem na portretowanie Polaków bez lukru i zbędnego retuszu, nie tylko z wyrazistym punktowaniem ich...

więcej Pokaż mimo tovideo - opinia

avatar
1079
632

Na półkach:

Przemysław Walczak w 2022 roku popełnił „Wądoły” a dwanaście miesięcy później „Lolobrygidę”. Pierwszą książkę sygnuje Wydawnictwo Mamiko, drugą Fundacja Kultury Afront. Obie nie trafiły do szerszej dystrybucji, a pewnie wielu z Was usłyszy o nich pierwszy raz właśnie w tym momencie. Sam bym je przeoczył, gdyby autor nie zadał sobie trudu i do mnie nie napisał. Tak wygląda promocja w niszowych oficynach.
„Lolobrygida” to króciutka książka. Jej lektura zajęła mi jakieś dwie godziny. To polifoniczna opowieść o mieszkańcach pewnej kamienicy na wrocławskim osiedlu Nadodrze. Ludzie są tu różni: renciści, fanatycy religijni, pracownicy uniwersytetu, rzeźnicy i wielu innych. Jak to w życiu. Każdy na swój sposób samotny.
Nie ma tu jako takiej fabuły. Brakuje punktu zapalnego, jakiegoś zdarzenia, które pozwoliłoby zapamiętać to miejsce. Taki był zamysł autora – żeby pokazać nam świat przepełniony marazmem, pogodzony ze swoim nic nieznaczeniem. To kolaż scen, które każdy z nas mógłby podejrzeć w mieszkaniach swoich sąsiadów. Nawet banalne próby podejmowane przez część mieszkańców nie pomagają. Pozorowane zdjęcia w mediach społecznościowych, ukazujące rzeczywistość w innych barwach, mogą oszukać mieszkańców innych krajów, ale nie najbliższe otoczenie.
W „Lolobrygidzie” nic się zatem nie dzieje. Warto więc zadać pytanie – czy warto to czytać? I tu nie mam jednoznacznej odpowiedzi. Bo tak, z jednej strony weszło to we mnie łatwo, nie miałem chwili, w której chciałbym tę książkę odłożyć. Może to świadczyć o tym, że autor ma talent do opowiadania. Z drugiej strony mam też takie przeczucie, że jest to powieść, która wleciała jednym uchem, by za kilka tygodni wylecieć drugim. Nie sądzę, abym wspominał ją wieczorami, czy przywoływał w kolejnych recenzjach.
Co więc nie zagrało? Na pewno jest to kwestia języka. W moim odczuciu mocno nierównego. Czasami skłania się on ku prozie poetyckiej, by zaraz zaskoczyć wulgarnością. Postaci nie mówią po swojemu, a tego oczekiwałbym od książki, w której bohaterowie dostają kilka stron na przedstawienie się. Co gorsza są stereotypowi, nijacy, skopiowani z osób o prostych poglądach. Narzekają więc na facebooka, wspominają Thermomix, oglądają „Taniec z gwiazdami”, gotują zgodnie z przepisami siostry Klementyny. I tak dalej. Są po prostu nieciekawi. A że autor tej nieciekawości nie potrafi przedstawić w artystyczny, własny, indywidualny sposób, to powstała książka, która nie ma większych szans na zaistnienie w mediach. Szara, jak życie jej bohaterów.
I jeszcze jedna uwaga. Narratorka jest niespełnioną pisarką. Snuje swoje wywody na temat tego, jak to jej dzieło ma pod górkę z wydaniem. Nie wiem na ile autor identyfikuje się z tą postacią, ale ja bardzo tego wątku w literaturze nie lubię. Co roku czytam 3-4 prace przesłane przez debiutantów lub osoby, które nie miały ostatecznie okazji zadebiutować. Jeśli miałbym wymienić jeden motyw, który pojawia się najczęściej, byłoby to właśnie narzekanie na rynek wydawniczy. Nie rozumiem po co to umieszczać w książce. To naprawdę nie dodaje jej uroku.
Czy polecam „Lolobrygidę”? Jako lekturę na jedno posiedzenie w pociągu czy na odpoczynek po pracy jak najbardziej. Jako dzieło diagnozujące pewne problemy i ukazujące małe społeczności już niekoniecznie. Autor zdecydowanie musi popracować nad swoim stylem. Do poprawy jest konstrukcja postaci, ale też otwarcie powieści na różne interpretacje (bo utrata wiary w teraźniejszość i człowieka to żadna nowina). Tego typu literatura powinna też w jakiś sposób uwierać, a ja tego po prostu nie poczułem. Jakże przeciętnie wypada ten utwór na tle chociażby „Grisaille o zwykłym osiedlu”, która pozornie mówi o tym samym.

Opinia ukazała się na stronie http://melancholiacodziennosci.blogspot.com/2024/01/recenzja-lolobrygida-przemysaw-walczak.html

Przemysław Walczak w 2022 roku popełnił „Wądoły” a dwanaście miesięcy później „Lolobrygidę”. Pierwszą książkę sygnuje Wydawnictwo Mamiko, drugą Fundacja Kultury Afront. Obie nie trafiły do szerszej dystrybucji, a pewnie wielu z Was usłyszy o nich pierwszy raz właśnie w tym momencie. Sam bym je przeoczył, gdyby autor nie zadał sobie trudu i do mnie nie napisał. Tak wygląda...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1202
1023

Na półkach: , , , , ,

I znów, jak w "Wądołach", spada na mnie maleńka forma ciężarem gorzkich żali. Skojarzenie nieprzypadkowe, jeśli zajrzeć do kolejnych kamienicznych mieszkań, w których ciąży samotność, żałoba albo rozdeptane nawyki i odwyki. Tylko z góry studenci jakby raźniej muzyki słuchali ale to jeszcze jeden powód do utyskiwań albo walenia w żeliwny kaloryfer.

Narratorką jest pisarka odrzucona przez wydawcę, złe wybory z kiedyś i przez czas, w którym już bardziej o przeszłości niż o przyszłości się myśli. Bo też ta kamienica, jak i cały Wrocław Walczaka, na kościach żółtych stoi i na duchu, co się plącze po mieszkaniu Lolobrygidy. A ona sama, święta Jadwiga od Kotów, jest jak klamra od młodości i dobroci do starości, której nikt nie lubi.

Każdy mały rozdział pisze się życiem. Okularnicy rozmodlonej, starego syna starej matki, Magdy biednej z odejścia ojca, dziwnego Darka bez kontekstu i Grety, co to nie chce odejść z wspomnienia o Breslau. I tak sobie pomieszkujemy, bohaterowie przenikają się przypadkowymi spotkaniami na schodach, plotką albo śmiercią. I czujemy ten nisko zawieszony listopad, przereklamowany grudzień i szarość rozwieszoną na sznurku.

Ech, do wzdychania ta książka, mała, murowana, ze zbyt delikatnym sercem. A pisze Przemysław Walczak tak, że smutek wariatki i złość pisarki niosą się aż po Medżugorie, za ekran telewizora, na skrzydłach gołębi i "duszy nad głową umierającego". To ledwie 89 stron a czytanie potężne, nadwrażliwe.

Katarzyna
Dziękuję Autorowi za książkowy podarunek pełen emocji.

I znów, jak w "Wądołach", spada na mnie maleńka forma ciężarem gorzkich żali. Skojarzenie nieprzypadkowe, jeśli zajrzeć do kolejnych kamienicznych mieszkań, w których ciąży samotność, żałoba albo rozdeptane nawyki i odwyki. Tylko z góry studenci jakby raźniej muzyki słuchali ale to jeszcze jeden powód do utyskiwań albo walenia w żeliwny kaloryfer.

Narratorką jest pisarka...

więcej Pokaż mimo to

avatar
171
133

Na półkach:

Przyznam, że byłam ciekawa, jaką kolejną książkę zaproponuje czytelniczkom i czytelnikom Przemysław Walczak, autor świetnych „Wądołów”. Wtedy wędrowaliśmy przez wrocławski Brochów, teraz zaprosił nas do pewnej kamienicy na Nadodrzu. To tam rozgrywa się akcja niewielkiej, ale znaczącej powieści „Lolobrygida”.

Autor nie boi się portretować tego, co stereotypowo oceniamy jako kiczowate, brzydkie, gorsze, biedniejsze. Pokazuje, że dla kogoś – jak chociażby Jadwiga – taka rzeczywistość może być w pewnym sensie piękna. Jadwiga chce kochać, chce być kochana, kocha dokarmiane przez siebie koty i nie przeszkadza jej, że jeden kuleje, a drugi nie ma oka. Ważne jest to, co w sercu – jakże to wyświechtane i lekko wyśmiane, ale jednak z gorzką łzą na powiece. Dzieli się z kotami swoją samotnością, niespełnionymi marzeniami, darem przewidywania przyszłości i widywania duchów.

Jeśli miłość nie jest uczuciem, ale wyborem, to można uznać, że bohaterowie Przemysława Walczaka, pomimo narzekań, utyskiwań, jęków, ciemności, samotności i cierpienia – jednak kochają życie, wybierając je z całym dobrodziejstwem inwentarza i wybierając Wrocław na miejsce dla tego życia – z jego historią, snującymi się duchami mieszkańców Breslau, pamięcią kości pogrzebanych pod ruinami. A w obtłuczonej, odrapanej i nieidealnej kamienicy na Nadodrzu mieści się ich cały świat: Lolobrygida; wariatka puszczająca głośną muzykę; rencista Zbyszek; religijna dziewczyna; wielbicielka oazy i pielgrzymek.

Przemysław Walczak nadal jest świetnym obserwatorem, który potrafi w sugestywny, nieco szorstki, ale i też poetycki sposób wykreować ze świata rzeczywistego swoje postacie. Nietrudno bowiem uwierzyć w taką kamienicę i takie podwórko, a jednocześnie unoszą się one w jakiejś zamglonej krainie. Jak namalowane nieco burymi kolorami. Wierzymy więc w Jadwigę, świętą od kotów, której w piwnicy objawia się Matka Boska Kocia; w Waldemara, marudzącego i narzekającego i jego matkę ukochaną; w berzoludy; miejscowych pijaczków; ciekawskie sąsiadki i w pewną pisarkę, która mierzy się z życiem i powieścią, a przede wszystkim z bezlitosnym wydawcą.

W opowieściach Przemysława Walczaka najważniejsze jest to, jak się opowiada i o kim. Język jest mięsisty, naturalistyczny, a potem zaskakuje delikatnością, żeby następnie przeskoczyć do ironii. To naprawdę sztuka utrzymać takie rozchwiane tempo i pewną w nim konsekwencję. 

Przyznam, że byłam ciekawa, jaką kolejną książkę zaproponuje czytelniczkom i czytelnikom Przemysław Walczak, autor świetnych „Wądołów”. Wtedy wędrowaliśmy przez wrocławski Brochów, teraz zaprosił nas do pewnej kamienicy na Nadodrzu. To tam rozgrywa się akcja niewielkiej, ale znaczącej powieści „Lolobrygida”.

Autor nie boi się portretować tego, co stereotypowo oceniamy jako...

więcej Pokaż mimo to

avatar
2
1

Na półkach:

Bardzo interesująca powieść, czyta się jednym tchem, przeczytałam 3-krotnie i za każdym razem odkrywam coś nowego. Gorąco polecam, godna uwagi.

Bardzo interesująca powieść, czyta się jednym tchem, przeczytałam 3-krotnie i za każdym razem odkrywam coś nowego. Gorąco polecam, godna uwagi.

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    7
  • Chcę przeczytać
    3
  • 2023
    1
  • Nagrody/Prezenty
    1
  • 52 / 2024
    1
  • Opowiadania
    1
  • Miejsca
    1
  • Polonica
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Lolobrygida


Podobne książki

Przeczytaj także