-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
-
Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz2
-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński13
Biblioteczka
2024-05-05
2024-04-29
2024-04-26
2024-04-17
2024-03-30
2024-03-22
2024-02-23
W tureckich serialach (które uwielbiam oglądać) bardzo istotne są ratingi poszczególnych odcinków. Jeśli spadną za bardzo - stacja może zdecydować się zakończyć serial tu i teraz lub dać twórcom jeszcze parę odcinków na zakończenie najważniejszego wątku. Wtedy niestety poboczne wątki nie są kończone, a całość jest robiona jakby po łebkach, pozostawiając niedosyt u widzów.
Ta książka to jest taki serial właśnie.
Książka była rewelacyjna przez mniej więcej połowę. Zapowiadała się naprawdę ciekawie, fabuła była interesująca, było to też coś całkiem nowego w gatunku, przynajmniej dla mnie. Bohaterowie byli nietuzinkowi, szczególnie dodatek odmieńców był moim zdaniem taką wisienką na torcie. Akcja i romans trochę w klimacie slow burn to jak najbardziej coś dla mnie, jeszcze w dodatku enemies to lovers i potrzeba współpracy, żeby ocalić rodzinę Sherwoodów, no super!
Niestety autorka chyba się poddała, jeśli chodzi o pewne wątki. Kiedy już doszło do momentu kulminacyjnego - nic się nie stało. Przez pół książki czytamy, jak niebezpieczna jest Rada, jak źle będzie gdy się dowiedzą o magii Tildy. A kiedy do tego dochodzi - nic się nie dzieje. Nie ma wielkiej intrygi, nie ma rewolucji, nie ma nawet walki z Radą czy Ruchem Oporu. Gil nie musi ratować swoich rodziców, Tilda nie musi się ukrywać. Nie ma żadnych konsekwencji dla ich kradzieży magicznego tomu. Brakło konsekwencji dla Tildy z powodu jej talentów. Nie mamy okazji zobaczyć, jak poznaje swoją magię, jak się uczy jej używać. Ona po prostu to robi.
Świat, który Avery budowała przez 200 pierwszych stron, w ostatnich 100 stronach nie ma najmniejszego znaczenia. Bardzo rozczarowałam się tym zakończeniem. Potencjał powieści był duży, mogła być fajnym połączeniem kilku gatunków z nietuzinkowym światem i akcją. Odnoszę wrażenie, że autorka miała nawet zapędy na drugą czy trzecią część. Jednak chyba z tego zrezygnowała i tak, jak turecka stacja telewizyjna, postanowiła nagle skończyć tę historię, robiąc to na szybko i pozostawiając pewne wątki bez właściwego rozwiązania.
Czy polecam? Jako lekka i szybka lektura do poduszki, od której nie będziecie wymagać za wiele, ale trochę wam podniesie ciśnienie - tak. Ale nic więcej.
W tureckich serialach (które uwielbiam oglądać) bardzo istotne są ratingi poszczególnych odcinków. Jeśli spadną za bardzo - stacja może zdecydować się zakończyć serial tu i teraz lub dać twórcom jeszcze parę odcinków na zakończenie najważniejszego wątku. Wtedy niestety poboczne wątki nie są kończone, a całość jest robiona jakby po łebkach, pozostawiając niedosyt u...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-02-10
2024-02-03
2024-01-26
2017-07-27
2017-10-30
2018-06-04
2018-06-04
2018-07-04
2018-08-03
O rodzinach królewskich wiem może trochę więcej niż przeciętny człowiek. Interesują mnie niuanse protokołu i życia royalsów, ale nie jakoś przesadnie. Nie trzeba jednak głęboko szukać i czytać biografii królewskich żeby wiedzieć, że współczesna monarchia stara się być coraz bardziej nowoczesna, nastawiona na młodych ludzi. Dlatego bardzo lubię czytać książki i oglądać filmy, w szczególności amerykańskie, napisane przez ludzi, którym wydaje się, że monarchia zatrzymała się w średniowieczu i ciągle wykorzystują motyw "czarnej owcy", która mąci tradycyjny spokój royalsów przez rozkochanie w sobie następcy tronu. Tak też przedstawia się trylogia "Royal".
Pierwsza część, "Royal", była w porządku, nawet dosyć wciągająca. Oparta na oklepanych motywach, tak naprawdę nic nowego nie wniosła, ale była ciekawym czytadłem. Dla mnie niewiele różniła się od filmów "Świąteczny książę", "Zamiana z księżniczką", itp. Ot, kolejne wolne wyobrażenie autorki o brytyjskiej rodzinie królewskiej, podkoloryzowane niechęcią bohaterów do obcych, potrzebą utrzymania tradycji i bardzo przedawnionym podejściem do miłości wśród royalsów.
Przez drugą część, "Crown", było mi już ciężej przebrnąć - wiało bardzo oklepanym motywem bad boya, który nigdy się nie zmieni, good girl która myśli że potrafi go zmienić i jeszcze autorka wepchnęła w to wszystko królewską intrygę, rodem z lat 50. Zachowanie księcia Lukasa to niekończąca się spirala wybuchów gniewu i powrotu do starych nawyków, niewytłumaczonych niczym. Odpowiedzią Vivian jest oczywiście płacz, oburzenie i załamanie nerwowe, czego można się spodziewać.
Autorka wrzuca do, zdającej się nigdzie nie zdążać fabuły parę ciekawszych kąsków w postaci zmian w życiu księżniczki Laury - siostry Lukasa, czy bomby odnośnie miłosnych zainteresowań księżniczki Isabelli i Cilliana. Trochę odniosłam wrażenie, że te "smaczki" i "zwroty akcji" zostały dodane na szybko, jako wybitne "aha" autorki, która nagle wpadła na to, jak zaskoczyć czytelników. Reakcja głównych bohaterów na te wydarzenia jest chwilowa, bardzo szybko cała sprawa zostaje zapomniana i nic z niej nie wynika. Nie zostaje to wykorzystane żeby popchnąć fabułę do przodu, czy żeby dać Luke'owi szansę na zmianę charakteru - a przynajmniej ja tak odczułam.
Oczywiście Luke ma też swój moment zwrotny, w którym dowiadujemy się, że wszystko co robił miało jakiś cel, że się poprawił, że już jest lepszym człowiekiem. Wielka szkoda, że nie mogliśmy być świadkami tej wielkiej zmiany, mamy jedynie uwierzyć temu na słowo. Puf! Luke jest nowym człowiekiem. I patrzcie, chce się ożenić z Vivi (ktoś jest zaskoczony? bo ja nie....)!
Całość czyta się jak niezbyt skomplikowaną i na pewno nie nowatorską historię miłosną, która na siłę musiała zostać okraszona dodatkowymi wątkami z życia innych bohaterów i paroma intrygami, bo przecież nie może być tak łatwo, prawda? Wszystko po to, aby wytworzyć trzy, dosyć cienkie części trylogii, podczas gdy całość mogła się zmieścić w jednej książce.
Bohaterowie są płascy, bezwymiarowi. Vivian nie ma żadnych znajomych, już nawet Maddie z nią nie przebywa, choć nadal mamy wierzyć, że się przyjaźnią. Nie ma hobby, nie stara się dowiedzieć więcej o kraju, w którego księciu się zakochała. Nikt nie kwapi się nauczyć jej czegokolwiek o byciu członkiem rodziny królewskiej, nawet Luke. Sam książę jest właściwie tylko celebrytą z koroną na głowie. Choć chyba jeszcze ta korona mu się nie należy. Nie wykonuje żadnych obowiązków, nie prowadzi rozmów, nie rozdaje nagród, nie wygłasza przemów, nie angażuje się charytatywnie. Jasne, jest młody i jest playboyem, ale coś mi świta, że powiedział że chce wziąć to całe królowanie na poważnie, a jakoś tego nie widać...
"Crown" zniechęciła mnie do sięgnięcia po trzeci tom trylogii. Co prawda nie ma zbyt wielu stron i byłaby to szybka lektura, ale na samą myśl o tym, co może się wydarzyć, łapie mnie biała gorączka... Oczekiwałabym więcej szczegółów z życia royalsów, lekcji protokołu, z pewnością przygotowań do bardzo publicznego ślubu. No wiecie, przygotowania Vivian do bycia przyszłą królową. Jednak już teraz wiem, że tego nie dostanę, więc wolę nie być rozczarowaną. A jak zakończy się ta trylogia chyba wszyscy wiedzieli od samego początku...
O rodzinach królewskich wiem może trochę więcej niż przeciętny człowiek. Interesują mnie niuanse protokołu i życia royalsów, ale nie jakoś przesadnie. Nie trzeba jednak głęboko szukać i czytać biografii królewskich żeby wiedzieć, że współczesna monarchia stara się być coraz bardziej nowoczesna, nastawiona na młodych ludzi. Dlatego bardzo lubię czytać książki i oglądać...
więcej Pokaż mimo to