-
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać442 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant14 -
Artykuły
Zapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2017-09-08
2017-06-15
2017-03-31
„Solaris” to planeta pokryta niezbadanym oceanem. Nie brzmi to jak sensacja, w końcu i na Ziemi lądy stanowią mniejszość. Dlaczego więc ów solaryjski akwen przez lata spędzał sen z powiek naukowcom?
Człowiek w swojej pysze zakładał, że podbój kosmosu wiązać się będzie z potwierdzeniem wielkości naszej cywilizacji. Pierwszy kontakt z istotami pozaziemskimi miał przypominać niegdysiejsze kolonizacje Europejczyków na ziemiach zamieszkałych przez tubylcze plemiona. Mieliśmy wymieniać się doświadczeniami z rasami na podobnym poziomie rozwoju i nieść kaganek wiedzy prymitywnym populacjom. Owszem, patrząc na postęp, jakiego udało nam się dokonać, łatwo jest uwierzyć w niezmierzoną potęgę człowieka i jego umysłu. Jednakże wszystkie marzenia szlag trafił, kiedy wraz z odkryciem Solaris nastąpiło miażdżące zderzenie z rzeczywistością. Ocean pokrywający planetę okazał się największą bodaj zagadką, z jaką przyszło się zmierzyć naukowcom. Wiele wskazywało na to, że jest on istotą rozumną, że przez wieki wyewoluował i stał się świadomy swojego istnienia oraz zdolny do podejmowania niezrozumiałych dla człowieka działań. Solarystyka, gałąź, która wyrosła na drzewie nauki jest świadectwem próżności człowieka. Najlepiej oddają to słowa Snauta, który stwierdza, że eksplorując kosmos, nie szukamy inności, a luster. Jesteśmy niczym więcej, niż narcyzami, którzy chcieliby, aby cały wszechświat stworzony został na nasz obraz i podobieństwo. Tak więc, kiedy okazało się, że upragniony kontakt jest prawdopodobnie niemożliwy z racji przepaści między nami a oceanem, ludzie, aby móc spokojnie zasnąć, nazwali i skatalogowali wszelkie zjawiska zachodzące na Solaris oraz wymyślili przeróżne teorie co do oceanu. Tacy właśnie jesteśmy, wszystko chcemy zrozumieć, nie przyjmując do wiadomości, że nasza świadomość jest ograniczona. Lem jest w tym aspekcie naszej natury bezkompromisowy, przejrzał naszą pychę i nie pozostawił na nas suchej nitki.
W powieści ukazane zostały losy trójki badaczy stacjonujących na stacji nad Solaris – Kelvina, Snauta i Sartoriusa. Niewielka gromadka została wystawiona na najwyższą próbę, o której nie będę się jednak rozpisywał, aby nie zdradzić zbyt wiele z fabuły. Powiem tylko, że autor nie oszczędza bohaterów, każąc im zmierzyć się nie tylko z Solaris, ale i z samym sobą. Jako bronią nie mogą posłużyć się nawet zasadami moralnymi, które po prostu na Solaris tracą rację bytu. Kelvin sam musi zdecydować, gdzie należy postawić granice, do których można się posunąć, aby wyjść cało z tej walki, na nowo musi ustalić etyczne reguły postępowania. Tortury, jakim poddawani są bohaterowie, dają nam realistyczny wgląd w ich psychikę. My jednak, jako czytelnicy, nie jesteśmy tak do końca osobami trzecimi, stojącymi obok problemu. Lem zmusza nas do zadania sobie tych samych pytań, przed którymi postawieni zostali Kelvin, Snaut i Sartorius.
Szczegółowe, zajmujące sporo miejsca opisy symetriad, mimoidów i innych zjawisk obserwowanych na Solaris oraz przybliżona ewolucja solarystyki dają poczucie realizmu stworzonemu przez Lema światu przyszłości. Można wręcz odnieść wrażenie, że autor nie wymyślił tego wszystkiego, a książka jest relacją z prawdziwych wydarzeń. Ponadto wszystko to zostało wplecione w naprawdę wciągającą i nieprzewidywalną akcję. Napisanie powieści mądrej to ¾ sukcesu, ale napisanie powieści mądrej, którą czyta się z wypiekami na twarzy i narastającą z każdą stroną ciekawością świadczy o wielkości twórcy.
Nieważne, czy ktoś lubi s-f, czy stroni od tego gatunku, „Solaris” jest pozycją, którą warto przeczytać bez względu na preferencje literackie.
„Solaris” to planeta pokryta niezbadanym oceanem. Nie brzmi to jak sensacja, w końcu i na Ziemi lądy stanowią mniejszość. Dlaczego więc ów solaryjski akwen przez lata spędzał sen z powiek naukowcom?
Człowiek w swojej pysze zakładał, że podbój kosmosu wiązać się będzie z potwierdzeniem wielkości naszej cywilizacji. Pierwszy kontakt z istotami pozaziemskimi miał przypominać...
2017-03-19
Znacznie mniej obszerna od pierwszej części kontynuacja przenosi nas w czasie o kilkanaście lat i od razu daje do zrozumienia, że zwycięstwo nad Harkonnenami odniesione w "Diunie" to jeszcze nie koniec problemów. Paul Atryda, osiadłszy na tronie, musi nieustannie zmierzać się z trudami wynikającymi z panowania Imperium. Zewsząd otoczony jest zdrajcami i spiskowcami, wśród których nie brakuje między innymi Fremenów, którym nowy ład się nie podoba oraz oczywiście czarownic Bene Gesserit, nie zamierzających pogodzić się z zaprzepaszczeniem szans na zrealizowanie swojego wielkiego planu eugenicznego. Jakby tego było mało, na barkach Imperatora spoczywają mroczne wizje przyszłości, będące ważnym elementem kultu Muad'Diba, a zarazem jego przekleństwem.
Frank Herbert nie spoczął na laurach po napisaniu "Diuny", co to, to nie. Uczynił bardzo odważny krok, tworząc kontynuację pod wieloma względami znacznie różniącą się od pierwszej części. Z drugiej jednak strony czytelnik nie powinien być zawiedziony kierunkiem, w jakim została poprowadzona fabuła, wszystko bowiem jest logiczne i na swoim miejscu. Dopiero w tej części dobitnie zostaje ukazany tragizm postaci Paula, można wręcz poczuć to osaczenie i bezradność, których bohater doświadczał na każdym kroku. Paul musi również rozwiązać konflikt między własnymi uczuciami, a tym, czego oczekują od niego poddani. Mowa tu o konieczności wyboru matki królewskiego potomka pomiędzy żoną, z którą związał się z pobudek politycznych, a kochanką, która zawsze dla Paula była „tą jedyną”.
Ciekawie rozwinął się również wątek Alii, bodaj najbardziej tajemniczej z dotychczas przedstawionych w tej serii postaci. Siostra Paula urodziła się ze świadomością przodków wielu pokoleń, co staje się dla niej bardzo brzemienne w skutki. Podobnie jak brat, Alia jest niejako więźniem zamkniętym we własnym ciele, musi codziennie mierzyć się z następstwami wydarzeń, które miały miejsce nie z jej woli i winy. Z kolei powrót Duncana Idaho pod postacią gholi, produktu Tleilaxan, zmusza do zadania sobie pytania o granice, jakie należy sobie postawić przy zabawie w Boga. Temat ten jest również dzisiaj „wałkowany” w różnych dyskusjach i nieustannie budzi kontrowersje natury etycznej, co ów wątek powieści czyni tym bardziej atrakcyjnym.
Podsumowując, jestem bardzo zadowolony z tej części (chociaż mogłaby być nieco dłuższa) i, mimo że teraz zabrałem się za inne powieści, to zamierzam jak najszybciej wrócić do świata Diuny. Ta seria uzależnia bardziej, niż melanż!
Znacznie mniej obszerna od pierwszej części kontynuacja przenosi nas w czasie o kilkanaście lat i od razu daje do zrozumienia, że zwycięstwo nad Harkonnenami odniesione w "Diunie" to jeszcze nie koniec problemów. Paul Atryda, osiadłszy na tronie, musi nieustannie zmierzać się z trudami wynikającymi z panowania Imperium. Zewsząd otoczony jest zdrajcami i spiskowcami, wśród...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-08-07
Tych wrażeń nie oddadzą żadne słowa. To jest zdecydowanie jedna z najlepszych powieści, jakie miałem kiedykolwiek okazję przeczytać. Niewykluczone, że z czasem zdetronizuje "Władcę Pierścieni" z pierwszego miejsca w moim osobistym rankingu ulubionych książek. Takiej rekomendacji z moich ust nie dostała jeszcze żadna pozycja. W "Diunie" wszystko stoi na najwyższym poziomie. Inteligentna, napisana pięknym językiem, z fascynującą fabułą i złożonymi postaciami. Frank Herbert wykreował świat, który aż chce się jak najbliżej poznać. Wciągnąłem się do tego stopnia, że niekiedy, podczas czytania miałem ochotę sprawdzić lustrze, czy moje oczy nie przybrały barwy "błękitu w błękicie".
Tych wrażeń nie oddadzą żadne słowa. To jest zdecydowanie jedna z najlepszych powieści, jakie miałem kiedykolwiek okazję przeczytać. Niewykluczone, że z czasem zdetronizuje "Władcę Pierścieni" z pierwszego miejsca w moim osobistym rankingu ulubionych książek. Takiej rekomendacji z moich ust nie dostała jeszcze żadna pozycja. W "Diunie" wszystko stoi na najwyższym poziomie....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-03-01
Pamiętam, jakby to było wczoraj, kiedy pewnego wieczora szukałem w telewizji ciekawego filmu i z zafascynowaniem zacząłem śledzić przygody Froda i jego kompanii w filmie "Drużyna Pierścienia" emitowanym przez stację TVN. Nie bez żalu wyłączyłem telewizor w rozsądnym momencie, aby móc najpierw nacieszyć się książką bez uprzedniego poznania kluczowych elementów fabuły, a potem dopiero obejrzeć film. Kiedy w końcu udało mi się pożyczyć ten opasły tom, byłem najszczęśliwszym nastolatkiem na świecie, a owa radość towarzyszyła mi podczas czytania tego ponadczasowego dzieła aż do ostatniego słowa "Powrotu Króla". Historie opisane we "Władcy Pierścieni" zawładnęły moją wyobraźnią, a Tolkien z miejsca stał się moim idolem. Ładnych parę lat minęło pd czasu, kiedy po raz pierwszy przeczytałem tę książkę, nadal jednak pozostaje ona moją ulubioną pozycją. A co do trylogii Jacksona, której oczywiście sobie nie odpuściłem, to trudno mi jest wyobrazić sobie lepszą adaptację.
"Bractwo Pierścienia" - 10/10
"Dwie Wieże" - 10/10
"Powrót Króla" - 10/10
Pamiętam, jakby to było wczoraj, kiedy pewnego wieczora szukałem w telewizji ciekawego filmu i z zafascynowaniem zacząłem śledzić przygody Froda i jego kompanii w filmie "Drużyna Pierścienia" emitowanym przez stację TVN. Nie bez żalu wyłączyłem telewizor w rozsądnym momencie, aby móc najpierw nacieszyć się książką bez uprzedniego poznania kluczowych elementów fabuły, a...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to