Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Uwielbiałam tę książkę jako dziecko, była taka... inna, niepoprawna, zwariowana. Oto dwóch całkiem zwyczajnych panów dowiaduje się, że będą (wspólnie!) władcami pewnego królestwa. I to jest właśnie opowieść o tym, jak zmienia się ich (i ich rodzin) życie. Cudowna, surrealistyczna bajka.

Książki Ewy Ostrowskiej są niebanalne i - szczególnie te dla dzieci i młodzieży- jak najdalsze od schematu. Kiedy całkiem niedawno przez przypadek odkryłam tę niezwykłą pisarkę, dopiero po pewnym czasie zorientowałam się, że to właśnie ona napisała tak ważną dla mnie przed laty książkę o królach Guciu i Maciusiu.

Polecam nie tylko dzieciom 9/10

Uwielbiałam tę książkę jako dziecko, była taka... inna, niepoprawna, zwariowana. Oto dwóch całkiem zwyczajnych panów dowiaduje się, że będą (wspólnie!) władcami pewnego królestwa. I to jest właśnie opowieść o tym, jak zmienia się ich (i ich rodzin) życie. Cudowna, surrealistyczna bajka.

Książki Ewy Ostrowskiej są niebanalne i - szczególnie te dla dzieci i młodzieży- jak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Maliną " byłam zafascynowana, kilkakrotnie czytałam ją i po niemiecku, i po polsku. A teraz boję się do niej wrócić. Bo tym razem coś bardzo nie pykło z Bachmann. Ze zbiorku pięciu opowiadań spodobało mi się tak naprawdę tylko jedno ("Szczekanie"). Jedno przerzuciłam, a trzy były takie sobie. I nie wiem, czy to ja się zmieniłam (w końcu pół życia minęło od ostatniego spotkania z tą pisarką) czy powieść Bachmann jest lepsza od krótszych form?

Jak w "Malinie", tu także bohaterkami są kobiety - niepoukładane i nieszczęśliwe w miłości wiedenki. Jednak zabrakło czegoś, opowieści pozostawiły mnie obojętną, szczerze mówiąc męczyłam tę niewielką książkę skandalicznie dlugo.

Naciągane 3/10

"Maliną " byłam zafascynowana, kilkakrotnie czytałam ją i po niemiecku, i po polsku. A teraz boję się do niej wrócić. Bo tym razem coś bardzo nie pykło z Bachmann. Ze zbiorku pięciu opowiadań spodobało mi się tak naprawdę tylko jedno ("Szczekanie"). Jedno przerzuciłam, a trzy były takie sobie. I nie wiem, czy to ja się zmieniłam (w końcu pół życia minęło od ostatniego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książka zdecydowanie bardziej "popularna" niż "naukowa", ewidentnie skierowana do zachodniego czytelnika,  który nie zwróci uwagi na oczywiste uproszczenia i błędy merytoryczne (w polskim wydaniu na bieżąco korygowane przez tłumacza; choć, jak już inni recenzenci zauważyli, nie wszystkie. Np. Aleksandra Helphanda [człowieka, który finansował Lenina] trudno uznać za Rosjanina - był Żydem urodzonym na Białorusi, wychowanym w Odessie, żyjącym w Niemczech; zresztą niemieckim szpiegiem). Do szału doprowadzało mnie używanie przez Cooka (albo raczej tłumacza) w kółko słowa "sowiet", które jest rysycyzmem - chodzi oczywiście o rady ludowe.

Autor - skupiając się na schyłkowym okresie panowania Romanowów, głównie już po wybuchu I wojny światowej - zaczyna od nośnej historii Anny Anderson, rzekomo cudem ocalałej najmlodszej córki Mikołaja II  Anastazji Romanowej. Pierwszej z całego tłumu pojawiających sie to tu, to tam fałszywych "carówien". Dzięki badaniom DNA wiemy już na pewno, że nie była to córka cara, a prawdopodobnie polska robotnica Szankowska. Pamiętam jednak swoją nastoletnią ekscytację filmem czy serialem o ocalałej Anastazji, byłam wtedy przekonana, że jej historia jest prawdziwa;) Mamy też oczywiście barwną opowieść o Rasputinie, który omotal carycę "lecząc" jej chorego na hemofilię syna i o jego żałosnym końcu dokonanym rękami przerażonych wpływami "cuchnącego wieśniaka" petersburskich elit. Oraz drobiazgowo opisana końcówka życia Romanowów, aż do wstrząsającej egzekucji w Jekaterynburgu. Czyli w to, co wszyscy doskonale o Romanowych wiedzą, przynajmniej w zarysie.

Mimo wszystko nieco sie o ostatniej rosyjskiej dynastii dowiedziałam, choć zabrakło przedstawienia Romanowów jako ludzi, opisu ich codziennego życia. Nie poznajemy bliżej żadnego z piątki carskich dzieci. Autor skupia się na przyczynach upadku dynastii, czyli głównie na polityce wewnętrznej Mikołaja II tuż przed i w trakcie wojny. Ten zacofany, słaby psychicznie autokrata ignorujący rosnące niezadowolenie chłopów i robotników, tkwiący w "klaustrofobicznym małżeństwie" i tolerujący "obecność na dworze niedomytego, postękującego Rasputina", w zasadzie sam sobie zgotował tragiczny koniec - współcześni bali sie go lub nim gardzili, a historykom trudno znaleźć jakiś pozytywny aspekt jego rządów.

Co zaskakujące (biorąc pod uwagę dosyć niski poziom merytoryczny publikacji) autor zamieszcza nie tylko rozbudowaną bibliografię, ale i dokumenty takie jak wyniki badań DNA z 2007 roku częściowo spalonych zwłok, które po porównaniu z materiałem pobranym z grobów krewnych okazały się szczątkami zamordowanej rodziny Romanowów. Plusem książki są także zdjęcia carskiej rodziny.

Książkę dobrze się czyta, należy ją jednak traktować jako lekką pozycję rozrywkową, a nie rzetelne dzieło historyczne.

I w takiej roli mogę ocenić na 5/10

Książka zdecydowanie bardziej "popularna" niż "naukowa", ewidentnie skierowana do zachodniego czytelnika,  który nie zwróci uwagi na oczywiste uproszczenia i błędy merytoryczne (w polskim wydaniu na bieżąco korygowane przez tłumacza; choć, jak już inni recenzenci zauważyli, nie wszystkie. Np. Aleksandra Helphanda [człowieka, który finansował Lenina] trudno uznać za...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czy naprawdę pierwszy raz czytam tę książkę, czy tylko zapomniałam ją odnotować na LC?

Tak czy inaczej to mój powrót do Hanny Krall po - ilu to już, 30, 25? - latach. Mistrzyni lapidarności zafiksowana na wojennych losach polskich Żydów. Bez pudrowania nieprzyjemnej niekiedy prawdy, ale i bez, charakterystycznej dla współczesnych książek o podobnej tematyce, agresji i - tak, właśnie tak - antypolskości. Nie ma tu zbędnych słów, jest to proza minimalistyczna, dzięki temu tym bardziej poruszająca.
Dowody na istnienie - Boga czy Szatana? Jednego bez drugiego nie ma.

Poruszające bez egzaltacji, zawstydzające dla współczesnej "literatury Holokaustu" 8/10

Czy naprawdę pierwszy raz czytam tę książkę, czy tylko zapomniałam ją odnotować na LC?

Tak czy inaczej to mój powrót do Hanny Krall po - ilu to już, 30, 25? - latach. Mistrzyni lapidarności zafiksowana na wojennych losach polskich Żydów. Bez pudrowania nieprzyjemnej niekiedy prawdy, ale i bez, charakterystycznej dla współczesnych książek o podobnej tematyce, agresji i -...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jedno wydarzenie może zniszczyć rodzinę, a traumy dzieciństwa tkwią w nas na zawsze...
Już pierwsze akapity walą obuchem prosto w serce. Ta książka jest trochę jak jej bohater/narrator nastoletni Alex: pulsująca wściekłym rytmem, rozedrgana, kipiąca emocjami. Bardzo prawdziwa powieść, świetnie napisana. Nieprzegadana, nieprzesłodzona, ale też i w całej tej swojej ekspresji nie popadającą w brutalny naturalizm. Przepiękna i bez grama ckliwości opowieść o miłości matki i syna.
Autorka jest Rumunką, akcja toczy się we Francji, bohaterowie są pochodzenia polskiego, ale mieszkają w Anglii; ta niedookreślona "europejskość" powieści to dodatkowy atut - jest uniwersalna.
Bardzo polecam.


Fantastyczny debiut, zasłużone 9/10

Jedno wydarzenie może zniszczyć rodzinę, a traumy dzieciństwa tkwią w nas na zawsze...
Już pierwsze akapity walą obuchem prosto w serce. Ta książka jest trochę jak jej bohater/narrator nastoletni Alex: pulsująca wściekłym rytmem, rozedrgana, kipiąca emocjami. Bardzo prawdziwa powieść, świetnie napisana. Nieprzegadana, nieprzesłodzona, ale też i w całej tej swojej ekspresji...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Już dawno żadna książka mnie tak nie wyssała. Gdyby ją streścić trudno by było to zrozumieć, akcja toczy się leniwie o w zasadzie nic spektakularnego się nie wydarza. Leda, kobieta pod pięćdziesiątkę wyjeżdża na urlop, siedzi ma plaży, obserwuje hałaśliwą neapolitańską rodzinę. Jest wykształcona, elegancka, a jej dorosłe córki właśnie wyfrunęly w świat i zamieszkały w Kanadzie z ojcem. Czuje ulgę, ale i niepokój, wspomina przeszłość. A potem robi coś irracjonalnego, błahostkę, którą później trudno jej odkręcić.

Myślę, że urodę tej świetnie napisanej - bardzo sprawnie i lekko - powieści mogę w pełni docenić, bo jesteśmy na podobnym etapie życia i chyba jesteśmy dosyć podobne. Dużo z Ledy we mnie;), odkrywałam to ze zdumieniem, czasem trochę z przerażeniem.

Bardzo dobra 9/10

Już dawno żadna książka mnie tak nie wyssała. Gdyby ją streścić trudno by było to zrozumieć, akcja toczy się leniwie o w zasadzie nic spektakularnego się nie wydarza. Leda, kobieta pod pięćdziesiątkę wyjeżdża na urlop, siedzi ma plaży, obserwuje hałaśliwą neapolitańską rodzinę. Jest wykształcona, elegancka, a jej dorosłe córki właśnie wyfrunęly w świat i zamieszkały w...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki 12-tygodniowy rok. Osiągnij w 12 tygodni więcej niż inni w 12 miesięcy Michael Lennington, Brian. P Moran
Ocena 6,8
12-tygodniowy ... Michael Lennington,...

Na półkach:

Przeczytałam po angielsku. Sama idea dzielenia roku na ćwiartki i wyznaczania sobie trzymiesięcznych celów jest bardzo fajna. Niestety, jest to typowy kiepsko napisany amerykański podręcznik, w którym konkrernych treści jest góra na jeden rozdzial, a reszta to powtarzanie w kółko tego samego.

Przeczytałam po angielsku. Sama idea dzielenia roku na ćwiartki i wyznaczania sobie trzymiesięcznych celów jest bardzo fajna. Niestety, jest to typowy kiepsko napisany amerykański podręcznik, w którym konkrernych treści jest góra na jeden rozdzial, a reszta to powtarzanie w kółko tego samego.

Pokaż mimo to


Na półkach:

O przytłaczającej samotności - tak naprawdę zawsze jesteśmy sami i skazani tylko na siebie, choć nie wszyscy chcą to przyznać. Bohaterowie "Serca..." różnią sie niemal wszystkim poza samotnością, która ich dławi. Jest wśród nich nastolatka z ubogiej rodziny, Janko Muzykant w spodnicy (a raczej w szortach, bo Mick to typowy tomboy), której marzenia o rozwijaniu talentu mają małe szanse na spełnienie. Przyglądający się wszystkim z boku świeżo owdowiały właściciel gospody. Czarnoskóry lekarz, który na tyle poświęcił się pomaganiu innym, że stracił rodzinę. Wędrowny agitator, wielbiciel Karola Marksa i wróg Stalina, alkoholik. Wszyscy ci ludzie rozpaczliwie chcą podzielić się z kimś swoimi myślami, problemami, tajemnicami, marzeniami. Tym kimś staje się dla nich głuchoniemy Singer. Sympatyczny, spokojny i zawsze gotowy ich "wysłuchać". Szukają jego towarzystwa i zwierzają mu się. On nie komentuje, nie doradza, może nawet nie rozumie - ale jest. Zajęci sobą nie zauważają, że to on najbardziej ze wszystkich potrzebuje bratniej duszy.

To zadziwiające, jak wciąż aktualne jest "Serce...". Jesteśmy nie mniej samotni niż Mick czy doktor Copeland, tyle że współcześnie rolę Singera przejęli "znajomi" z Facebooka, instagramowi pseudocoache albo terapeuci, którym trzeba płacić, żeby udawali zainteresowanie naszymi problemami...

Książkę oceniałam na tym portalu na przestrzeni kilkunastu lat trzy razy - dałam jej kolejno jedną gwiazdkę, potem pięć, a teraz edytowałam i dostała sześć. W tej książce niewiele się dzieje, jej bohaterowie są bardzo zwyczajni, a ich problemy banalne. Wydźwięk jest gorzki, a po skończonej lekturze zostajemy z zaledwie odrobiną nadziei. Jednak warto dać jej na spokojnie szansę i się w nią zanurzyć, bo to kawał dobrej literatury poruszającej do głębi. I ma przepiękny tytuł;)

6/10, czytałam ze trzu tygodnie, powoli, sporo rozmyślając. Podziw dla autorki, która napisała tak dojrzałą powieść w wieku zaledwie 23 lat. Tym niemniej wymęczyłam tę lekturę, zabrakło czegoś, by się naprawdę wciągnąć...

O przytłaczającej samotności - tak naprawdę zawsze jesteśmy sami i skazani tylko na siebie, choć nie wszyscy chcą to przyznać. Bohaterowie "Serca..." różnią sie niemal wszystkim poza samotnością, która ich dławi. Jest wśród nich nastolatka z ubogiej rodziny, Janko Muzykant w spodnicy (a raczej w szortach, bo Mick to typowy tomboy), której marzenia o rozwijaniu talentu mają...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Pewnego dnia Wpływowi Panowie z Warszawki założyli się przy wódeczce, czy uda im się dla żartu wypromować randomowego nołnejma na gwiazdę literatury. Wydali wypociny pryszczatej nastolatki, poprosili zaprzyjaźnionych krytyków o entuzjastyczne recenzje (pamiętam żenujące wyczyny Leszczyńskiego na tym polu). Maszyna ruszyła, zakład wygrany. Lemingi łyknęły, a nieliczne głosy rozsądku zostały zakrzyczane.

Tak mniej więcej sobie wyobrażam okoliczności debiutu Masłowskiej, bo inaczej nie sposób to zrozumieć.

Doszukiwanie się w tym nieporadnie napisanym bełkocie jakiejś mitycznej głębi to dowód, że Panom z Warszawki zabawa się udała.

I doprawdy, nie w wulgaryzmach problem.


1/10 to i tak za dużo...

Pewnego dnia Wpływowi Panowie z Warszawki założyli się przy wódeczce, czy uda im się dla żartu wypromować randomowego nołnejma na gwiazdę literatury. Wydali wypociny pryszczatej nastolatki, poprosili zaprzyjaźnionych krytyków o entuzjastyczne recenzje (pamiętam żenujące wyczyny Leszczyńskiego na tym polu). Maszyna ruszyła, zakład wygrany. Lemingi łyknęły, a nieliczne głosy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Ksiązka Roku", really???
Darowałabym stronniczość i przeinaczenia, ale mój borze, jakże to jest pretensjonalnie napisane!
Już w Beksińskich drażniło mnie pisanie pod tezę i niedającą się ukryć niechęć do bohaterów. Tutaj ta antypatia Grzebałkowskiej jest jawna - ale nie do wszystkich. Niemcy, Ukraińcy i Żydzi są niewinnymi, krzywdzonymi bez powodu lelijami. Krwiożerczy, pazerni, a najczęściej po prostu głupi i okrutni są tylko Polacy. Żle, że wypędzeni z Kresów osiedlali się na ziemiach zachodnich, żle że organizowali tam szkoły. Nawet szukanie po piwnicach zburzonych warszawskich kamienic zakopanych przez ich mieszkańców kosztowności, pamiątek, rękopisów opisuje z pogardą i fochem.

Czytałam z dużym dyskomfortem nie dlatego, że autorka zburzyła mi jakieś mity - doskonale wiem, jak było, Ameryki nie odkrywa - ale dlatego, że wychowana jestem na starej dobrej polskiej szkole reportażu. Bo gdybyż to jeszcze było z pazurem napisane...

Ocenę nieco podwyższam za research* i pofatygowanie się na Ziemie Odzyskane (choć irytującą "Tośkę" i męża lepiej było zostawić w domu, ewentualnie nie epatowac czytelników zbędnymi opisami, co jedli i o czym mówili, strasznie to było żenujące). Sam pomysł książki o roku 1945, między wojną a (s)pokojem, bardzo dobry i z potencjałem, niestety zmarnowanym. Odniosłam też wrażenie, że niektóre rozdziały były wymęczone, byle dobić do większej liczby stron.

*poza rozdziałem o pierwszym prezydencie Wrocławia. Serio tak trudno doczytać, czemu przestał nim być, kto pobił Drobnera i kto odwołał???


Wymęczone 4/10

"Ksiązka Roku", really???
Darowałabym stronniczość i przeinaczenia, ale mój borze, jakże to jest pretensjonalnie napisane!
Już w Beksińskich drażniło mnie pisanie pod tezę i niedającą się ukryć niechęć do bohaterów. Tutaj ta antypatia Grzebałkowskiej jest jawna - ale nie do wszystkich. Niemcy, Ukraińcy i Żydzi są niewinnymi, krzywdzonymi bez powodu lelijami. Krwiożerczy,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przejmujące studium konformizmu ze śliskim, miałkim antybohaterem, niejakim Glebowem. Poznajemy go w dzieciństwie kiedy, sam mieszkając w marnej komunałce, koleguje się z grupką dzieci ze słynnego moskiewskiego domu na nabiereżnoj, eleganckiego apartamentowca dla wybrańców.
Po latach, już jako student, dostaje od losu szansę na sprytne urządzenie się dzięki związkowi z córką szanowanego profesora. Ale szaleje stalinizm i ten, kto dziś szanowany, jutro popada w niełaskę. Glebow musi wybrać, po której stronie się opowiedzieć...

Niełatwa lektura, jak to zwykle bywa, gdy główny bohater jest postacią antypatyczną. Kawał dobrej literatury.

Zasłużone 8/10

Przejmujące studium konformizmu ze śliskim, miałkim antybohaterem, niejakim Glebowem. Poznajemy go w dzieciństwie kiedy, sam mieszkając w marnej komunałce, koleguje się z grupką dzieci ze słynnego moskiewskiego domu na nabiereżnoj, eleganckiego apartamentowca dla wybrańców.
Po latach, już jako student, dostaje od losu szansę na sprytne urządzenie się dzięki związkowi z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Trochę się początkowo nastroszyłam na tę "Stasię", nie lubię takiego infantylizmu u dorosłych i miałam złe przeczucia. Ale autorka szybko mnie "kupiła" - to bardzo dobrze napisana opowieść o Kaszubach. Dla mnie egzotyczna, bo moja rodzina pochodzi z zupełnie innych rejonów Polski.

Kaszuby, na pograniczu kultur polskiej i niemieckiej wykształciły i pielęgnowały własną odrębną tożsamość, lawirując między tamtymi dwoma. Budzisz podeszła do tematu bardzo osobiście, opowiedziala nie tylko o rodzinie, ale i o sobie samej: o ucieczce od wiejskiej, wyśmiewanej kaszubskości - i o powrocie do niej po latach. To bardzo ciekawe podejście, i (jak czytam w recenzjach) dla Kaszubów, i dla nas, mieszkańców innych części Polski, którzy o Kaszubach wiedzą tyle co nic (chociaż ja, tak się złożyło, akurat sporo wiem o małżeństwie Gulgowskich i kaszubskim hafcie). Dla mnie ta lektura była interesującą podróżą, czasem wzruszającą, częściej szokującą. Dla Kaszubów - być może okazją, by zmierzyć się z własnymi niełatwymi historiami rodzinnymi. Których nie zazdroszczę, strasznie to wszystko pokręcone i skomplikowane. To, co w przypadku Polaka ocenilibyśmy jako zdradę i zaprzaństwo, tu nie jest tak jednoznaczne. Z jednej strony to wygodne, tam przynależeć, gdzie trawa bardziej zielona. Z drugiej - pewnie nie tak czarno-białe jak się wydaje stojąc z boku.
I odwieczny dylemat mniejszości - asymilować się i rozpłynąć czy iść śladem diaspory żydowskiej, uparcie trwać przy swoim języku i kulturze pozostając obcym i podejrzanym.
Historia rodziny autorki przewija się przez całą książkę i jest jej najciekawszą częścią. Wiwisekcja Budzisz robi duże wrażenie, tym bardziej, ze przeprowadziła ją na sobie samej publicznie.

Znudziły mnie natomiast zupełnie obojętne dla nie-Kaszuba wywody o konfliktach między lokalnymi stowarzyszeniami tudzież opis dwukrotnej wizyty autorki w niezbyt udanym centrum kultury, "kaszubskim Disneylandzie" - ma się wrażenie jakiejś prywatnej wojenki i jest to strasznie nudne. A polityczne przytyki do PIS są żenująco zbędne.

Tym niemniej zasłużone 7/10

Trochę się początkowo nastroszyłam na tę "Stasię", nie lubię takiego infantylizmu u dorosłych i miałam złe przeczucia. Ale autorka szybko mnie "kupiła" - to bardzo dobrze napisana opowieść o Kaszubach. Dla mnie egzotyczna, bo moja rodzina pochodzi z zupełnie innych rejonów Polski.

Kaszuby, na pograniczu kultur polskiej i niemieckiej wykształciły i pielęgnowały własną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Moje pierwsze spotkanie z Atwood, niezbyt satysfakcjonujące. "Penelopiada" to feministyczna interpretacja historii Odyseusza opowiedziana z perspektywy - jak się okazuje nad podziw bystrej - Penelopy. Męzczyźni są oczywiście przedstawieni bardzo krytycznie: Odyseusz to krótkonogi blagier, a Telemach rozwydrzony nastolatek. Nie porwała mnie ta opowieść choć sam pomysł jest bardzo dobry - acz nie tyle autorstwa Atwood, co pomysłodawcy cyklu "Mity" (o ile wiem, to nie zrealizowanego do końca). Penelopa opowiada swoje życie z naszej dwudziestopierwszowiecznej perspektywy, co momentami jest zabawne. Komputery opisuje na przykład jako "rozświetlone tafle, które służą za domowe kapliczki".
Mitologię uwielbiam i znam całkiem dobrze, teoretycznie powinnam być zachwycona, ale czegoś mi zabrakło, by "kupić" to opowiadanie...

Doceniam talent, ale tym razem tylko 4/10

Moje pierwsze spotkanie z Atwood, niezbyt satysfakcjonujące. "Penelopiada" to feministyczna interpretacja historii Odyseusza opowiedziana z perspektywy - jak się okazuje nad podziw bystrej - Penelopy. Męzczyźni są oczywiście przedstawieni bardzo krytycznie: Odyseusz to krótkonogi blagier, a Telemach rozwydrzony nastolatek. Nie porwała mnie ta opowieść choć sam pomysł jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Rowling dobrze pisze, a ja wolę tę serię od Harry'ego. Mam też dużo sympatii do autorki i kibicowałam jej podczas kretyńskiej nagonki. Ale na litość boską, ile można czytać o podchodach Robin i Strike'a?? To było fajne przez 2-3 tomy, teraz stało się po prostu męczące. Czy autorka obawia się, że cykl "siądzie", kiedy oni wreszcie zostaną parą? Nie sądzę, by tak się stało, vide Tommy i Tuppence. Albo niech pokochają kogoś innego i pozostana zaprzyjaźnionymi wspólnikami. Tak czy siak te zabawy w kotka i myszkę są już nudne.
Druga sprawa to - analogicznie do Pottera - każdy tom jest dużo grubszy od poprzedniego. Dziesiątego juz pewnie nie udźwignę! Przydałby się redaktor z ostrymi nożyczkami - wywalić 1/4 i byłoby dużo lepiej.
Nie bardzo podobała mi się postać Cormorana w tej części, śledztwo ciągnęła Robin, on wciąż niedomagał, co było dość nieapetycznie opisane.

Z zalet - wciąga i pożarłam bodajże w 3 dni. Zupełnie mi nie przeszkadzały krytykowane zapisy czatów, szybko się przyzwyczaiłam. Być moze dlatego, że te 20-25 lat temu fora i czaty były moją codziennością. Dla kogoś niezorientowanego, jak to działa i jak się zachowują ludzie łudzący się, że są tam anonimowi, faktycznie może to być cięzkie w lekturze.

Ogólnie "Serce jak smoła" sprawiło mi przyjemność, stąd nieco zawyżona ocena. Tym niemniej wyczuwam kryzys i znudzenie autorki; zastanawiam się, czy jest sens ciągnąć ten cykl do obiecanych 10 części.

No niestety, tym razem tylko 6/10

Rowling dobrze pisze, a ja wolę tę serię od Harry'ego. Mam też dużo sympatii do autorki i kibicowałam jej podczas kretyńskiej nagonki. Ale na litość boską, ile można czytać o podchodach Robin i Strike'a?? To było fajne przez 2-3 tomy, teraz stało się po prostu męczące. Czy autorka obawia się, że cykl "siądzie", kiedy oni wreszcie zostaną parą? Nie sądzę, by tak się stało,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Oj, wymęczyło mnie to tomisko.

Plusy: szata graficzna, mapki, zdjęcia, bibliografia i mrówcza praca brytyjskiego historyka nie pierwszy raz piszącego o Polsce. Niestety, to by było na tyle - "Galicja" jest przepotwornie chaotyczna, autor zaczyna jakieś wątki i zapomina o nich przechodząc do innych. Przez to kiepsko się czyta, poziewując i przerzucając po kilkanaście stron. Mimo że ogólnie Davies dobrze pisze i niektóre fragmenty przeczytałam z zainteresowaniem, to całość jest po prostu jednym wielkim miszmaszem.
Za dużo chciał autor upchnąć w tej ważącej chyba ze trzy kilogramy cegle. Setki nazwisk, dat, nazw miejscowości i zupełnie nieważnych wydarzeń męczą i nużą. O ile rozumiem sens informacji o Lwowie czy Krakowie, to kilka stron opisu randomowej pipidówki, bo akurat Davies wygrzebał o niej cytaty, pff. Dobry redaktor powinien wyciąć połowę tych niepotrzebnych szczególików. Po co przepisywać dziesiątki pamiętników czy listów z epoki? TRZY listy Metternicha do żony, po dwie strony spisów żołnierzy, kilka stron wspomnień jakiejś Ukrainki - w jakim to celu? Czasem cytat ubarwia treść, tu raczej zapycha, pompując "Galicję" do rozmiarów gigantycznej cegły.

Jak to często bywa w tego typu publikacjach - dla laika jest tego po prostu za dużo, za to dla historyka pewnie temat ujęty zbyt powierzchownie.

Najciekawsze były dla mnie opisy rozbiorów - jak trzy mocarstwa się do nich przygotowywały, jak wszystko się po kolei odbyło i dlaczego w ogóle doszło do podziału naszych ziem - i zachowania szlachty galicyjskiej po utracie niepodległości (jak się można domyślić, te durnie gładko przeszli od niszczenia Rzeczypospolitej Obojga Narodów do czapkowania Habsburgom i przyjmowania od nich tytułów i orderów). Oraz ponura historia odebrania nam po II wojnie Lwowa, tego prze-polskiego cudownego miasta...

Mogło być więcej, ale tylko 6/10

Oj, wymęczyło mnie to tomisko.

Plusy: szata graficzna, mapki, zdjęcia, bibliografia i mrówcza praca brytyjskiego historyka nie pierwszy raz piszącego o Polsce. Niestety, to by było na tyle - "Galicja" jest przepotwornie chaotyczna, autor zaczyna jakieś wątki i zapomina o nich przechodząc do innych. Przez to kiepsko się czyta, poziewując i przerzucając po kilkanaście stron....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Sympatyczne czytadło, zakończenie mnie trochę zaskoczyło, fajny klimacik błotnistej angielskiej prowincji z niezbyt sympatycznymi mieszkańcami.

Za chwilę relaksu 6/10

Sympatyczne czytadło, zakończenie mnie trochę zaskoczyło, fajny klimacik błotnistej angielskiej prowincji z niezbyt sympatycznymi mieszkańcami.

Za chwilę relaksu 6/10

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Warto znać Czarodziejską Górę, bo "Empuzjon" to tokarczukowy dialog z Mannem. Właśnie dialog, a nie jakieś zarzucane pisarce próby rywalizowania.

Akcja nie toczy się wartko, przebiega w rytm nudnej sanatoryjnej codzienności, ale prowadzona jest tak, że nie sposób się oderwać. Mizoginiczne dysputy antypatycznych mieszkańców pensjonatu, zagadkowe gruchanie na strychu, legendy miejscowego ludu, wreszcie tajemnica Mieczysława, której się powoli domyślamy - wszystko tworzy niesamowitą atmosferę podkręconą podtytułem powieści. Czytelnik czeka na "coś", co się nieuchronnie zbliża...

Bardzo polecam. Książka dobra na początek przygody z tą pisarką, bardzo przyjemna w odbiorze, bez udziwnień. Powieść w starym dobrym stylu.

Z przyjemnością daję 8/10

Warto znać Czarodziejską Górę, bo "Empuzjon" to tokarczukowy dialog z Mannem. Właśnie dialog, a nie jakieś zarzucane pisarce próby rywalizowania.

Akcja nie toczy się wartko, przebiega w rytm nudnej sanatoryjnej codzienności, ale prowadzona jest tak, że nie sposób się oderwać. Mizoginiczne dysputy antypatycznych mieszkańców pensjonatu, zagadkowe gruchanie na strychu,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Jedna z książek życia. Po raz pierwszy przeczytałam jako siedmiolatka (skrzętnie omijając opisy przyrody - te same, które teraz zachwycają). Nota bene, kiedy się pochwaliłam lekturą na lekcji, musiałam udowodnić nauczycielce, że nie zmyślam.
Wtedy zainteresował mnie wątek Kuby, jego śmierć śniła mi się po nocach.... Bardzo lubiłam też postaci dzieci, Witka i Józki. W liceum byłam zafascynowana Mateuszem. Potem jeszcze wiele razy wracałam do tej powieści, za każdym razem odnajdując w niej coś nowego. Nie raz oglądałam świetny serial z lat 70. i na najnowszą ekranizację szłam z duszą na ramieniu, tymczasem bardzo mnie urzekła. I wzruszyła.
Kupiłam sobie nowe wydanie, nie to filmowe, a z twarzą wiejskiej dziewczyny na okładce (też pięknie wydane) i pewnie niebawem kolejny raz powędruję do Lipiec.

Btw cieszę się, ze "Chlopi" nie byli za moich szkolnych czasów lekturą, to potrafi skutecznie obrzydzić najlepszą książkę.

Jedna z książek życia. Po raz pierwszy przeczytałam jako siedmiolatka (skrzętnie omijając opisy przyrody - te same, które teraz zachwycają). Nota bene, kiedy się pochwaliłam lekturą na lekcji, musiałam udowodnić nauczycielce, że nie zmyślam.
Wtedy zainteresował mnie wątek Kuby, jego śmierć śniła mi się po nocach.... Bardzo lubiłam też postaci dzieci, Witka i Józki. W liceum...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Przyznam, że nie czytałam opinii, wzięłam z biblioteki, bo swego czasu zaczytywałam się w książkach Nienackiego. A szkoda. Rzadko się zdarza mieć w ręku coś tak topornie napisanego. Przeleciałam głównie dla zdjęć.

Molenda chwali się w notce biograficznej, że napisał pięćdziesiąt książek (z tego w ciągu ostatnich trzech lat czternaście - muszą być rewelacyjne...). To dużo więcej niż Zbigniew Nienacki. Tyle, że o Molendzie pies z kulawą nogą nie słyszał, a autora Pana Samochodzika znają wszyscy (no, wszyscy po 40.).

Napisane jest toto, czego nie ukrywa autor, pospiesznie i na kolanie, byle zdążyć, bo Netflix filmuje Pana Samochodzika i fajnie byłoby się wstrzelić.Trudno to zresztą nazwać "pisaniem", ot kompilacja copy paste tego, co o Nienackim napisali inni plus sporo żółci i kompleksów. Żadnych rewelacji i nieznanych faktów.

No ale zawsze jest szansa, że na fali serialu może czytelnicy się rzucą, może będzie burza jak po biografii Kapuścińskiego. A tu guzik, panie Molenda. Cisza i zażenowanie jakby ktoś głośno puścił bąka.

Przyznam, że nie czytałam opinii, wzięłam z biblioteki, bo swego czasu zaczytywałam się w książkach Nienackiego. A szkoda. Rzadko się zdarza mieć w ręku coś tak topornie napisanego. Przeleciałam głównie dla zdjęć.

Molenda chwali się w notce biograficznej, że napisał pięćdziesiąt książek (z tego w ciągu ostatnich trzech lat czternaście - muszą być rewelacyjne...). To dużo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Oj, dawno już nie przeczytałam żadnego kryminału. Chyba za dużo ich już zaliczyłam, bo zwykle od razu wiem, kto zabił. Tutaj, owszem, zapaliła mi się w pewnym momencie czerwona lampka, ale autorka jednak za mało podsunęła tropów i wyciągnęła mordercę trochę z kapelusza. Za to odejmuję gwiazdki, bo to jednak nie fair.
Poza tym - czyta się bardzo przyjemnie, Vera jest strasznym babonem, ale mam ochotę poznać ją bliżej. Podobały mi się pogłębione portrety kilku kobiecych bohaterek. Choć fanką Anglii nie jestem, to u Ann Cleeve jest to bardzo klimatyczna prowincjonalna Anglia. Bagienko, w którym wszyscy się znają i każdy ma jakieś brudne tajemnice.

Oj, dawno już nie przeczytałam żadnego kryminału. Chyba za dużo ich już zaliczyłam, bo zwykle od razu wiem, kto zabił. Tutaj, owszem, zapaliła mi się w pewnym momencie czerwona lampka, ale autorka jednak za mało podsunęła tropów i wyciągnęła mordercę trochę z kapelusza. Za to odejmuję gwiazdki, bo to jednak nie fair.
Poza tym - czyta się bardzo przyjemnie, Vera jest...

więcej Pokaż mimo to