-
Artykuły[QUIZ] Harry Potter. Sprawdź, czy nie jesteś mugolemKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyW drodze na ekrany: Agatha Christie, „Sprawiedliwość owiec” i detektywka Natalie PortmanEwa Cieślik3
-
ArtykułyKsiążki na Pride Month: poznaj tytuły, które warto czytać cały rokLubimyCzytać43
-
ArtykułyNiebiałym bohaterom mniej się wybacza – rozmowa z Sheeną Patel o „Jestem fanką”Anna Sierant3
Biblioteczka
Postanowiłam przeczytać książkę po angielsku. Tylko po to by nie wyjść z wprawy, coś lekkiego. Poszperałam w Internecie, przeczytałam pozytywne opinie i tak w moje ręce wpadła „Hopeless”. Z początku byłam dość sceptycznie nastawiona, bo to taka „typowa” literatura młodzieżowa, ale zaczęłam czytać i…
Nie wiedziałam co mam myśleć. Pierwszy rozdział wzbudził we mnie ciekawość co będzie dalej, a raczej wcześniej. Powoli zagłębiałam się w lekturę, poznawałam bohaterkę, którą jest nastoletnia Sky oraz jej dość nietypowe życie bez telefonu, telewizora i dostępu do Internetu. Akcja toczyła się spokojnie aż do momentu pojawienia się Holdera – przystojnego, tajemniczego nastolatka. Od tego momentu miałam kilka podejść do czytania. Zdecydowanie nie podobał mi się pomysł natychmiastowego zakochania. Miałam dziwne wrażenie, że czytam „Zmierzch” z wielu względów. Nie tylko przez nieco podobny styl pisania (bardzo lekki, bez wyszukanych metafor czy analiz), ale także przez pewne podobieństwo postaci. Zastanawiałam się czy przerwać czytanie, ale postanowiłam kontynuować i nie żałuję.
W dalszej części książki historia nabiera tempa. Dowiadujemy się różnych intrygujących rzeczy, które z początku nie układają się w całość. Przyznam jednak, że dość szybko udało mi się odgadnąć o co w tym wszystkim chodzi. Jak zwykle nie będę zdradzać szczegółów, bo nie chcę odbierać komuś radości czytania. Powiem tylko, że później naprawdę trudno było mi się oderwać od czytania. Chciałam jak najszybciej dowiedzieć się co będzie potem i nie zawiodłam się.
Nie daję „Hopeless” oceny gwiazdkowej gdyż z jednej strony ta historia całkowicie mnie pochłonęła, a z drugiej było mi wstyd, że czytam coś tak niemalże infantylnego. Były momenty, w których kochałam tą książkę i momenty, w których wyzywałam się w duchu. Na pewno wzbudziła we mnie wiele emocji. Polecam młodym kobietom szukającym emocji w książkach… i tajemniczych przystojniaków.
Postanowiłam przeczytać książkę po angielsku. Tylko po to by nie wyjść z wprawy, coś lekkiego. Poszperałam w Internecie, przeczytałam pozytywne opinie i tak w moje ręce wpadła „Hopeless”. Z początku byłam dość sceptycznie nastawiona, bo to taka „typowa” literatura młodzieżowa, ale zaczęłam czytać i…
Nie wiedziałam co mam myśleć. Pierwszy rozdział wzbudził we mnie ciekawość...
Być może nie powinnam pisać opinii kilka minut po przeczytaniu, ale chciałam przelać na papier swoje świeże odczucia po odłożeniu tej książki. Dla wielu może być to tylko jedna z tych pozycji, które można kupić w kiosku w możliwie jak najniższej cenie. Zdaję sobie też sprawę, że dla znacznej części może to być także jakiś tani wyciskacz łez, napisany w nie za bardzo wyszukany sposób.
To prawda, styl jest bardzo prosty. Czytając „połyka się” oczami literki, które przekształcają się w głowie w rzeczywiste obrazy. Całość pochłonęłam w dwa wieczory. Autorka stanęła przed bardzo trudnym zadaniem gdyż poruszyła tematykę, o której trudno się rozmawia, a przy tym pisała w sposób bardzo przystępny i czasami można było się uśmiechnąć. To nie jest jedna z tych ponurych lektur, w których wpadamy w coraz większy dół podczas czytania. Owszem, „w powietrzu” czuć ciężką atmosferę, ale nie jest to tak przytłaczające.
Nie ma tutaj banałów romantycznych, w których bohaterowie całują się namiętnie co sprawia, że zaraz wszystko wychodzi i jest pięknie. Jest wątek miłosny, ale poprowadzony w sposób delikatny, bardziej zmysłowy i umysłowy. Pokazuje to uczucie w głębszy sposób, a nie jako tylko pożądanie. W niektórych momentach utożsamiałam się z główną bohaterką. Nie jest to trudne gdyż narracja jest pierwszoosobowa. Tylko niektóre rozdziały napisane są z perspektywy innych osób.
Dodam, że książka skłoniła mnie do myślenia. Każdy ma jakieś problemy, ale czasami nie doceniamy tego co mamy. Czasami nawet człowiek niepełnosprawny potrafi dostrzec więcej możliwości niż ten, który wiele może, a jest ograniczony przez własne lęki.
Być może nie powinnam pisać opinii kilka minut po przeczytaniu, ale chciałam przelać na papier swoje świeże odczucia po odłożeniu tej książki. Dla wielu może być to tylko jedna z tych pozycji, które można kupić w kiosku w możliwie jak najniższej cenie. Zdaję sobie też sprawę, że dla znacznej części może to być także jakiś tani wyciskacz łez, napisany w nie za bardzo...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Przyznam szczerze, że do przeczytania książki zachęciły mnie pozytywne komentarze na zagranicznych stronach. Postanowiłam dowiedzieć się czegoś więcej gdy tylko zobaczyłam tą przepiękną okładkę (tak, wiem, nie oceniać książki po okładce). Wydawałoby się, że będzie to typowy romans z wieloma wątkami miłosnymi, tylko w kosmosie. Historia ta jest jednak nieco inna.
Styl pisania autorki jest lekki i przyjemny. Myślę, że po części to zasługa tłumacza. Gdy tylko przebrnie się przez początkowe, niezbyt przyjemne opisy, można oddać się lekturze książki. Jest to historia raczej dla młodzieży, gdyż bohaterowie są nastolatkami, ale myślę, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Poznajemy dwa punkty widzenia: Amy – nastolatki, która została zbyt wcześnie rozmrożona w drodze na inną planetę i Starszego – zastępcę przywódcy statku. Ich drogi krzyżują się, czego nie trudno się domyślić.
Plusem książki są opisy nowych technologii i stylu życia na statku. Świat przedstawiony tam jest interesujący, chociaż też klaustrofobiczny. Po przeczytaniu kilku stron chciałam gdzieś wyjść zaczerpnąć świeżego powietrza, pochodzić po prostu. Nie będę zdradzała więcej szczegółów, bo nie chcę nikomu psuć przyjemności czytania i odkrywania statku „własnymi oczami”.
Minusem książki jest przewidywalność. Od razu wiadomo kto jest odpowiedzialny za co i kto z kim będzie. Mimo wszystko chce się czytać dalej, a chyba właśnie o to w tym wszystkim chodzi. Polecam wszystkim, którzy mają ochotę na lekką lekturę, lubią wątki futurystyczne i nie oczekują literatury zbyt wysokich lotów.
A Wy dalibyście się zamrozić na kilkaset lat by obudzić się na innej planecie?
Przyznam szczerze, że do przeczytania książki zachęciły mnie pozytywne komentarze na zagranicznych stronach. Postanowiłam dowiedzieć się czegoś więcej gdy tylko zobaczyłam tą przepiękną okładkę (tak, wiem, nie oceniać książki po okładce). Wydawałoby się, że będzie to typowy romans z wieloma wątkami miłosnymi, tylko w kosmosie. Historia ta jest jednak nieco inna.
Styl...
Przyznam szczerze, już na początku, że góry są dla mnie o wiele bardziej fascynujące niż morze. O ile polski Bałtyk kojarzy mi się z tłumem plażowiczów leżących na kocach lub spacerujących po molo i ludźmi sprzedającymi popcorn/latawce/lody, to góry są dla mnie czymś więcej. Są przygodą, przeżyciem, zmęczeniem, sprawdzeniem siebie, pięknymi widokami. Udało mi się zdobyć kilka szczytów Sudetów, Beskidów, Karpat, ale nie powiem żebym zajmowała się wspinaczką zawodowo. Książka mnie zainteresowała, gdyż jest ona z tych podróżniczych, dotyczy gór, a dokładnie tej wielkiej niebezpiecznej - Mount Everest.
Z okładki spogląda na nas Martyna Wojciechowska, ubrana w pomarańczową kurtkę, zmęczona, ale zadowolona, że udało jej się osiągnąć swój cel. Podoba mi się ten pomysł, gdyż w ten sposób książka wydaje się być bardziej autentyczna. Dziwnie byłoby oglądać na okładce autorkę siedzącą u siebie w domu w fotelu albo co gorsza w obrobionej graficznie sesji zdjęciowej. Wydanie jest bardzo ładne. Chyba nikogo nie zaskoczą ciekawe, dobrej jakości zdjęcia z tej wyprawy, jest co oglądać, chociaż większą wartość stanowi tekst.
Ten co miał do czynienia już wcześniej z twórczością Martyny wie czego może się spodziewać. Pozostałym powiem, że mogą oczekiwać dobrych opisów, rad życiowych, słabości człowieka i ich przezwyciężanie. Martyna Wojciechowska pokazuje, że człowiek w obliczu góry jest naprawdę mały, ale coś ciągnie go by wyznaczać sobie nowe cele, poznawać świat, pokonywać wszelkie trudności. Nie jest to łatwe, ale im trudniejszy cel tym większa satysfakcja.
Z początku wydaje się, że książka się trochę ciągnie, bo kobieta pokazuje nam wszelkie problemy i sprawy, które trzeba dopiąć by w ogóle móc wyruszyć na taką wyprawę, a jest tego naprawdę sporo. Gdy już wydaje się, że nie będzie końca, w końcu startują. Podczas czytania czytelnik może doświadczyć wielu emocji, gdyż nie jest to książka tylko refleksyjna, ale przede wszystkim jest relacją z tej bardzo trudnej wspinaczki. Każdy zagłębiony w lekturę będzie ślizgać się po lodospadzie, przemykać w śnieżnych szczelinach, wspinać się po drabinach, topić śnieg do napicia, zgarniać śnieg z namiotu i wiele innych.
Polecam każdemu, zwłaszcza miłośnikom gór i książek podróżniczych.
Przyznam szczerze, już na początku, że góry są dla mnie o wiele bardziej fascynujące niż morze. O ile polski Bałtyk kojarzy mi się z tłumem plażowiczów leżących na kocach lub spacerujących po molo i ludźmi sprzedającymi popcorn/latawce/lody, to góry są dla mnie czymś więcej. Są przygodą, przeżyciem, zmęczeniem, sprawdzeniem siebie, pięknymi widokami. Udało mi się zdobyć...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
W ostatnim czasie jakoś samoistnie sięga mi się po książki ze śmiercią nastolatek i ich przebywaniem na ziemi jako duch. Tutaj jednak dziewczyna nie wraca w postaci zjawy lecz po prostu ucieka ze świata podziemi. Brzmi znajomo? Zapewne większość (uważających choć trochę na języku polskim) kojarzy mitologię grecką, a mówiąc o tej książce mam na myśli historię o Hadesie i Persefonie.
Wydaje mi się, że Meg Cabot nie muszę przedstawiać. Jest to pisarka dość popularna, co prawda nie na miarę J.K. Rowling czy J.R.R. Tolkiena, ale jest dość rozpoznawana. Fanów na pewno zainteresuje ta powieść. Tych, którzy wcześniej nie mieli z twórczością tej pani do czynienia historia „Porzuconych” może zachęcić albo zniechęcić, a wszystko za sprawą pewnych plusów i minusów.
Zacznę od plusów. Jest nim na pewno pomysł na książkę oraz klimat. Mam pewien sentyment do mitologii greckiej i cieszyłam się, że będę mogła jeszcze do niej w pewnym stopniu powrócić, w nieco odnowionej wersji. Meg Cabot udało się dość zgrabnie przeplatać ją z teraźniejszością. Atmosfera książki jest dość mroczna, ale nie za bardzo. Myślę, że jest to dobrze wyważone i czytelnik nie czuje się zbytnio przytłoczony w trakcie czytania.
Styl pisania jest lekki i przyjemny, jak w większości książek młodzieżowych. Nie jest to jednak styl ubogi, gdyż opisy bardzo dobrze przedstawiają tamtejsze miejsca i nietrudno je sobie wyobrazić. Dodatkowym urozmaiceniem są retrospekcje, które wymuszają chociaż odrobinę uwagi i dzięki temu zapobiegają znużeniu.„Porzuconych” można „połknąć” w jeden dzień, zabrać na wakacje czy w podróż.
Minusami są niestety bohaterowie i akcja. Jak to w paranormal-romance przystało: on – przystojny, tajemniczy, niebezpieczny; ona – ładna, ale niby przeciętna, miła. Powiecie, że powinnam się tego spodziewać, bo to przecież niby Hades i Persefona, ale jakoś przejadły mi się takie związki. Wolę gdy postaci mają swoje zalety, ale także wady. Wtedy wydają mi się znacznie bliżsi i prawdziwi. Poza tym to jedna z niewielu książek, w którym bohaterowie są mi dość obojętni. O ile Pierce jeszcze byłam w stanie polubić, to Johna jakoś nie bardzo. Być może przez to, że tak naprawdę niewiele się o nim dowiedziałam, a szkoda.
Co do akcji to momentami działa się naprawdę wolno. Czasami dosłownie nic się nie działo. Brakowało mi chociaż jednego wydarzenia, który wgniotłoby mnie w fotel. Przez kilkaset stron towarzyszymy dziewczynie w jej chodzeniu do szkoły, czy na cmentarz… A gdzie zaskoczenie? Nie ma. Gdzie punkt kulminacyjny? Ee… nie wiem.
Wydawać by się mogło, że wadami są sprawy w książce najważniejsze. Skąd więc ta wysoka ocena? Urzekł mnie klimat książki, trochę baśniowy i mroczny, właśnie czegoś takiego do przeczytania potrzebowałam, a przy zaspokojeniu potrzeb nawet wady wydają się mniej znaczącymi. Polecam wszelkim fanom paranormal-romance, mitologii greckiej, a także tym, którzy mają ochotę przeczytać coś takiego nie z tego świata.
W ostatnim czasie jakoś samoistnie sięga mi się po książki ze śmiercią nastolatek i ich przebywaniem na ziemi jako duch. Tutaj jednak dziewczyna nie wraca w postaci zjawy lecz po prostu ucieka ze świata podziemi. Brzmi znajomo? Zapewne większość (uważających choć trochę na języku polskim) kojarzy mitologię grecką, a mówiąc o tej książce mam na myśli historię o Hadesie i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Jest północ. Skończyłam czytać „Papierowe miasta”. Nie wiem czy to dobry pomysł pisać o tej godzinie, ale zaryzykuję, w końcu kto nie ryzykuje ten nie ma. Zacznę, że jest to książka młodzieżowa, z elementami kryminału. Jest to druga powieść Johna Greena, którą przeczytałam. Pierwszą była „Gwiazd naszych wina”. Przyznam, że obydwie są w podobnym klimacie, chociaż inne pod względem fabuły.
Głównym bohaterem jest Quentin, nazywany „Q”. Jest on przykładnym nastolatek, dobrze się uczącym, wiernym przyjacielem, chociaż nieco strachliwym i niezbyt pewnym siebie. Zapewne wiele fanek „niegrzecznych chłopców” się zawiedzie, ale nie powinny, bo czy taki grzeczny chłopiec byłby w stanie złamać niektóre swoje zasady by odnaleźć dziewczynę, w której się kochał od najmłodszych lat?
Co do samej Margo… Nie jest nam ona przedstawiona w sposób obiektywny, gdyż znamy ją z opowieści samego Q, który jak już wiadomo, jest w niej zauroczony. Wiemy jednak, że jest to dziewczyna żądna przygód i na pewno ładna, co było podkreślane także przez inne osoby. Inne postaci drugoplanowe to przeciętni młodzi ludzie, nie są idealni, często myślą o podrywach, piją piwo i robią to co typowi uczniowie szkoły średniej.
W pewnym sensie jest to książka o dorastaniu. O tym, że czasami wyobrażenie o drugim człowieku może być zupełnie różne od rzeczywistości. O tym, że czasem trzeba łamać reguły w imię wyższego dobra lub by posmakować życia takim jakie jest.
Styl pisania jest dość łatwy w odbiorze, rzekłabym, że idealny dla nastolatków. Czasami jednak akcja mi się dłużyła i robiło się zbyt monotonnie poprzez ciągłe pytania „Gdzie jest Margo?”. Wydaje mi się, że sporo opisów można by zwyczajnie pominąć, a sama historia by nie ucierpiała. Momentami brakowało mi także emocji, czegoś co by mną wstrząsnęło, doprowadziło do łez czy śmiechu. Przez co uważam, że jest trochę gorsza niż „Gwiazd naszych wina” i oceniam ją na 7+.
Jest północ. Skończyłam czytać „Papierowe miasta”. Nie wiem czy to dobry pomysł pisać o tej godzinie, ale zaryzykuję, w końcu kto nie ryzykuje ten nie ma. Zacznę, że jest to książka młodzieżowa, z elementami kryminału. Jest to druga powieść Johna Greena, którą przeczytałam. Pierwszą była „Gwiazd naszych wina”. Przyznam, że obydwie są w podobnym klimacie, chociaż inne pod...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Przyznam się od razu, że nie miałam wcześniej styczności z książkami Katarzyny Bereniki Miszczuk. Jestem pozytywnie zaskoczona. Nie żebym miała jakieś „ale” do polskich autorów, ale nie spodziewałam się tak dobrej powieści.
Jak wynika z opisu jest to historia Julii, która budzi się w pewnym dziwnym miejscu, nie pamięta co się z nią stało, ani nawet tego kim jest. Słyszy różne fakty ze swojego dotychczasowego życia, które nie do końca są ze sobą zgodne. Zaczyna się zastanawiać czy to prawda, czy może dzieje się tutaj coś podejrzanego. Głosy i inne niewyjaśnione zjawiska utwierdzają ją w przekonaniu, że jej obawy nie są nieuzasadnione.
Przejdźmy do samej głównej bohaterki. Jest nią 22letnia Julia (a może nie Julia?), która nie poznaje nawet swojego odbicia w lustrze. Mamy wgląd do jej myśli i odczuć, gdyż narracja jest pierwszoosobowa. Czasami miałam wrażenie, że jej wiek jest przekręcony, gdyż zachowywała się jak osoba znacznie młodsza. Często jak dziecko nie potrafiła powiązać niektórych faktów czy robiła rzeczy absurdalne. Z drugiej strony być może było to celowym zabiegiem autorki by jeszcze bardziej zrozumieć zamotany świat osoby psychicznie chorej lub takiej, którą się przekonuje, że nie jest w pełni sprawna umysłowo.
Bardzo podobała mi się atmosfera książki. Nie zabrakło w niej elementów grozy, zamotania czy niedopowiedzeń. Lubię podczas czytania snuć różne teorie jak powieść będzie przebiegała, czy też jak się zakończy. Tutaj to było i sprawiało mi przyjemność. Być może pomysł nie jest zbyt oryginalny, ale podoba mi się jak został poprowadzony.
Wielbiciele wszelakich porównań, metafor, cedzenia i ważenia każdego słowa na pewno się zawiodą. Styl jest bardzo prosty, niektórzy powiedzą, że aż zbyt prosty. Osobiście mi to nie przeszkadzało. Dzięki temu czytało się szybko i przecież nie sięgam po powieść tego typu oczekując wyszukanego języka czy skomplikowanych zdań. Od tego mam innych autorów czy inne gatunki.
Widziałam opinie narzekające, że nie ma drugiej części tej książki. Być może byłoby to dobrym rozwiązaniem, ale właściwie wolę by było tak jak jest. Obawiam się, że mogłabym się zawieść, a tak mogę sama wymyślić ciąg dalszy tej historii.
Polecam, a nawet dodaję do swoich ulubionych, bo czemu nie?
Przyznam się od razu, że nie miałam wcześniej styczności z książkami Katarzyny Bereniki Miszczuk. Jestem pozytywnie zaskoczona. Nie żebym miała jakieś „ale” do polskich autorów, ale nie spodziewałam się tak dobrej powieści.
Jak wynika z opisu jest to historia Julii, która budzi się w pewnym dziwnym miejscu, nie pamięta co się z nią stało, ani nawet tego kim jest. Słyszy...
Po przeczytaniu pierwszej części jak najszybciej chciałam zabrać się za kolejną i… oto jest moja opinia. Tak, pochłonęłam ją dzisiaj, niedługo po „N@pisz do mnie”.
Często się zdarza, że sięgając po kolejny tom czujemy zawód, rozczarowanie, czegoś nam brakuje i żałujemy, że zdecydowaliśmy się na taki krok. Tutaj tego nie odczułam. Dopiero co skończyłam czytać, ale czuję się w pełni usatysfakcjonowana. Nie zabrakło momentów szczęśliwych, wzruszających czy nawet denerwujących. Wydaje mi się, że „Wróć do mnie” poruszało problemy nieco ważniejsze, bardziej ujawniało uczucia i emocje bohaterów. W końcu nie były już to niewinne rozmowy jak na początku znajomości. Mimo, że Emmi i Leo na swojej drodze napotkali wiele przeszkód, zawsze ciągnęło ich do siebie, zawsze musieli sprawdzić swoją skrzynkę czy napisać do siebie kilka słów. Cieszy mnie także końcowy obrót sprawy, ale nie będę zdradzać zakończenia by nie spoilerować.
Nie będę wypowiadać się o stylu i formie pisania, gdyż nie różni się on niczym od pierwszej części. Tak samo brakuje w niej opisów, a cała akcja przekazana jest za pomocą wiadomości mailowych. Niektóre są dłuższe, niektóre krótsze, niektóre bardziej zabawne, inne poważne. Czytelnika czeka spora dawka emocji.
Cóż mogę jeszcze powiedzieć… Polecam równie mocno jak pierwszą część. Jeśli komuś spodobało się ”N@pisz do mnie” to z pewnością się nie zawiedzie. Jeśli jednak z jakiegoś względu poprzedniczka nie przypadła do gustu, to lepiej po „Wróć do mnie” nie sięgać.
Po przeczytaniu pierwszej części jak najszybciej chciałam zabrać się za kolejną i… oto jest moja opinia. Tak, pochłonęłam ją dzisiaj, niedługo po „N@pisz do mnie”.
Często się zdarza, że sięgając po kolejny tom czujemy zawód, rozczarowanie, czegoś nam brakuje i żałujemy, że zdecydowaliśmy się na taki krok. Tutaj tego nie odczułam. Dopiero co skończyłam czytać, ale czuję...
Byłam dość sceptycznie nastawiona do tej książki. Wydawała mi się typowym babskim czytadłem w negatywnym znaczeniu tego słowa. Po pierwsze - oznaczona jest jako „seria do torebki” co kojarzy się jednoznacznie z nie za ambitną lekturą. Po drugie - okładka przywołuje mi na myśl wydanie dla nastolatek, magazyn, w których można się dowiedzieć „czy ciąża pozamaciczna może być w kolanie”. Przyznam szczerze, myliłam się. Nie wiem kto dał tej książce takie oznaczenie, ale myślę, że i niejednemu mężczyźnie mogłaby się spodobać.
- O czym jest?
O dwóch ludziach, którzy piszą do siebie wiadomości przez Internet.
- Znali się wcześniej?
Nie. Ich kontakt był zupełnie przypadkowy.
- Czy są tutaj opisy typu „był słoneczny poranek, wstała ospale i przeczesała ręką swoje blond włosy…”?
Nie ma nic takiego.
- Więc to tylko maile?
Tak, tylko i wyłącznie.
- Czy taka forma jest ciekawa?
Jak najbardziej. Według mnie jeszcze intensywniej wpływa na wyobraźnię. Czytając miałam wrażenie, że to ja jestem adresatem tych maili i mogłam sama sobie wyobrazić Leo i odebrać go na własny sposób jakby był moją „znajomością z Internetu”.
- Czy bohaterowie są charakterystyczni?
Tak, bardzo ich polubiłam. Mimo wad.
- Jak przebiega sam proces czytania?
Czyta się szybko, lekko i przyjemnie.
- Komu polecam?
Każdemu kto nie wstydzi się czasem sięgnąć po literaturę mniej ambitną i chce poznać trochę inną formę pisania.
Byłam dość sceptycznie nastawiona do tej książki. Wydawała mi się typowym babskim czytadłem w negatywnym znaczeniu tego słowa. Po pierwsze - oznaczona jest jako „seria do torebki” co kojarzy się jednoznacznie z nie za ambitną lekturą. Po drugie - okładka przywołuje mi na myśl wydanie dla nastolatek, magazyn, w których można się dowiedzieć „czy ciąża pozamaciczna może być w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Zapewne nie znajdzie się tutaj osoba, która by nie znała historii o kopciuszku. Chyba każdy potrafiłby streścić losy tej biednej dziewczyny, żyjącej ze złą macochą i jej córkami; dziewczyny, która wybrała się na bal chociaż nie powinna; dziewczyny, która spotkała księcia, ale nie mogła ujawnić przed nim swojej prawdziwej tożsamości. Co jeśli akcja nie rozgrywa się w sielankowych czasach zamków i rycerzy, a w wypełnionym zarazą futurystycznym Pekinie? Co jeśli główna bohaterka nie jest domową służką, a mechanikiem? Co jeśli nie ukrywa swojej biedy, a raczej fakt, że jest cyborgiem? To właśnie serwuje nam książka Merissy Meyer „Saga Księżycowa. Cinder”.
Zacznę od głównej bohaterki. Cinder jest dość niezależną, nastoletnią dziewczyną-cyborgiem, co stara się ukryć przed resztą społeczeństwa, gdyż osobniki tego „gatunku” nie mają żadnych praw i nie są zbyt dobrze traktowane. W trakcie czytania dowiadujemy się, że Cinder jest najlepszym mechanikiem w mieście i ta wiadomość trafia aż do pałacu. Będący w potrzebie młody władca, wybiera się na stragan by tam skorzystać z pomocy dziewczyny w naprawie androida. Tak dochodzi do pierwszego spotkania nastolatki i księcia Kaia. To wydarzenie przyniesie wiele mniej i bardziej poważnych konsekwencji. O dziwo wątek romantyczny nie jest aż tak zarysowany.
Pozostałe postaci nie są tak wyraziste, ale będą miały dość istotne znaczenie w powieści. Jak w każdej historii musi być strona dobra, jak i zła. Tak więc pojawia się dobry lekarz oraz zła władczyni księżyca. Tak, księżyca. Zasięg tej historii nie ogranicza się tylko do naszej planety, ale włącza w znaczenie naszego naturalnego satelitę. Wielu fanów realistycznych powieści na pewno zasmuci ta wiadomość. Przyznam szczerze, że sama byłam dość sceptycznie nastawiona, ale chciałam ponownie zagłębić się w historię kopciuszka, w nowej, odświeżonej wersji.
Styl pisania pani Meyer jest dość prosty, czasami nawet zbyt suchy. Momentami brakowało mi emocji. Być może miałam takie odczucie, gdyż czytałam książkę w trakcie sesji i zakuwanie do egzaminów bardziej trzymało mnie w napięciu. Dodatkowo musiałam ciągle przerywać czytanie, co także wpływa na jakość odbioru. Mimo tego - polecam. Najbardziej spodoba się miłośnikom sci-fi, czy tym chcącym ponownie poczuć smak dzieciństwa.
Zapewne nie znajdzie się tutaj osoba, która by nie znała historii o kopciuszku. Chyba każdy potrafiłby streścić losy tej biednej dziewczyny, żyjącej ze złą macochą i jej córkami; dziewczyny, która wybrała się na bal chociaż nie powinna; dziewczyny, która spotkała księcia, ale nie mogła ujawnić przed nim swojej prawdziwej tożsamości. Co jeśli akcja nie rozgrywa się w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Ile to już było takich książek „on przystojny, a ona szara myszka”? Dziesiątki? Setki? Tysiące? Zdecydowanie dużo. Dają pocieszenie kobietom, które nie uważają się za zbyt urodziwe, a mają nadzieję na miłość niczym z bajki o Kopciuszku. Ta powieść z opisu wydaje się być jedną z nich, jedną z wielu historii o romansie zwykłej dziewczyny z nieprzeciętnym facetem. Nic bardziej mylnego.
Akcja w książce dzieje się dość spokojnie, co będzie minusem dla tych mniej cierpliwych czy żądnych skrajnych emocji lub przygód. Składają się na nią głównie dialogi, opisy i listy. Jak dla mnie nie jest to wadą , gdyż zamiast przerostu formy nad treścią, są dobre opisy, zabawne dialogi i riposty. Co więcej, fabuła nie toczy się w typowo ciągły sposób, a raczej daje nam wgląd w jeden dzień z życia dwójki głównych bohaterów – 15 lipca. W ciągu tego jednego dnia dowiadujemy się co zmieniło się u nich w ciągu ostatniego roku.
Co do samych bohaterów. No cóż… Nie są idealni, a do ideału im daleko, tym bardziej Dexterowi. Podczas czytania zastanawiałam się jak taka dziewczyna jak Emma mogła zakochać się w takim facecie. Przyznam szczerze, że sama nie mogłabym tego zrobić, ale jak to mówią „serce nie sługa”. Być może, tak jak Em uległabym młodzieńczej fascynacji, która ulotniłaby się przy pierwszych jego „wybrykach”. Uczucie łączące bohaterów okazało się jednak znacznie silniejsze, chociaż obydwoje wstydzili się do tego przyznać. Było jakby oznaką ich słabości, zaangażowania, powodem wstydu (przyszła mi tutaj na myśl „Duma i uprzedzenie”). Byli też oni zupełnie różni, mieli inne poglądy na świat i inne wartości. To wszystko ich dzieliło. Mimo tych różnic spotykają się, piszą do siebie i myślą o sobie. Czasami wydaje się, że będzie dobrze, a tu nagle zaskoczenie.
Zaskoczeniem jest także zakończenie powieści. Wolałabym jednak by miało miejsce jakieś 20 stron wcześniej, w pewnym momencie, który moim zdaniem by bardziej „wgniatał w fotel”. Ostatnie rozdziały uważam za dość niepotrzebne, ale to tylko moje zdanie.
Książka ta nie jest wybitnym arcydziełem, w moim przypadku nie wycisnęła morza łez ani nie wzbudziła gromkiego śmiechu. Mimo to polecam. Jest to historia niby jak wszystkie, ale inna. Nie ma wrażenia przeidealizowania bohaterów czy zbędnych opisów. Taka życiowa.
Ile to już było takich książek „on przystojny, a ona szara myszka”? Dziesiątki? Setki? Tysiące? Zdecydowanie dużo. Dają pocieszenie kobietom, które nie uważają się za zbyt urodziwe, a mają nadzieję na miłość niczym z bajki o Kopciuszku. Ta powieść z opisu wydaje się być jedną z nich, jedną z wielu historii o romansie zwykłej dziewczyny z nieprzeciętnym facetem. Nic bardziej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Zacznę od kwestii zewnętrznej. Okładka jest sztywna, porządna i… żółta. Po Londynie spodziewałabym się raczej czerwonej, ale żółta ma chyba na celu przyciągać uwagę. Niech nie zwiedzie Was „grubość” tej książki, w rzeczywistości jest jeszcze cieńsza niż wygląda, gdyż połowę (jak nie więcej) zajmują rysunki i zdjęcia. Przyznam, że szkice są całkiem sympatyczne, ale w trakcie czytania ma się wrażenie, że są wciśnięte na siłę, jakby autorka nie wiedziała o czym pisać, a chciała nadać książce odpowiednią obszerność by nie wyglądała jak zeszyt. Jednak ma to swoje usprawiedliwienie w tym, że pani Pawlikowska nie spędziła tam zbyt wiele czasu.
Jeśli ktoś spodziewa się książki typowo podróżniczej to czeka go rozczarowanie. Autorka nie skupia się na odwiedzanych miejscach czy ludziach (chociaż wzmianki są), ale raczej na swoich własnych przeżyciach i przemyśleniach. Opowiada o tym jak dwadzieścia lat temu pracowała w Londynie jako sprzątaczka w hotelu, a teraz mogła powrócić w to miejsce jako „królowa swojego życia”. Opowiada o swoim dojrzewaniu, od bycia statecznym i czekającym na to co świat przyniesie - do brania sprawy w swoje ręce i działania. Nie każdemu te filozoficzne wzmianki przypadną do gustu. Mimo tego, z „Blondynki w Londynie” możemy dowiedzieć się kilku ciekawostek na temat Anglii. Niektóre mogą być dość szokujące, ale nie będę ich tutaj ujawniać. Fan sportu powinien być zadowolony ze spojrzenia na Igrzyska Olimpijskie z trochę innej strony, a dokładnie osoby niosącej pochodnię.
Książkę czyta się naprawdę szybko. Wybrałam ją jako relaks po męczącym dniu i właśnie w jeden wieczór ją przeczytałam, chociaż wieczór to za duże słowo. Jest to lektura lekka i przyjemna. Dla niektórych może być wskazówką w życiu i dodać im otuchy, dla innych może okazać się zbyt mało podróżnicza. Zastanawiałam się jaką ocenę wystawić tej pozycji. Wahałam się między 5,a 6. Postanowiłam jednać dać 6, ze względu na mój sentyment do Anglii oraz podobny do autorki pociąg do podróży.
Zacznę od kwestii zewnętrznej. Okładka jest sztywna, porządna i… żółta. Po Londynie spodziewałabym się raczej czerwonej, ale żółta ma chyba na celu przyciągać uwagę. Niech nie zwiedzie Was „grubość” tej książki, w rzeczywistości jest jeszcze cieńsza niż wygląda, gdyż połowę (jak nie więcej) zajmują rysunki i zdjęcia. Przyznam, że szkice są całkiem sympatyczne, ale w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Wyobraź sobie, że przechadzasz się między półkami w księgarni i nagle dostrzegasz te dwie, duże dziurki od nosa zdające się wychylać ze ściany by tylko nas powąchać. Tak właśnie zadziałała na mnie okładka tej książki. Nie mogłam przejść obok niej obojętnie i wylądowała w moim koszyku.
Nie rozumiem dlaczego ta pozycja ma tak niską ocenę. Co prawda ma swoje wady, ale o tym później. Jest naprawdę dobrym polepszaczem nastroju. W szary, ponury dzień wystarczy otworzyć na jakiejkolwiek stronie i zaraz robi się jakoś weselej. Jest pisana lekko, językiem przystępnym, z humorem, a w dodatku można dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy o preferencjach zapachowych, skąd się biorą i w jaki sposób środowisko w jakim się znajdujemy wpływa na nasze postrzeganie zapachów.
Jak to przystało na National Geographic nie mogło zabraknąć zdjęć. Są bardzo dobrej jakości, nie mam żadnych zastrzeżeń co do kolorów czy ostrości, ale specjalistą nie jestem. Po prostu lubię sobie popatrzeć na „pocztówki” miejsc, w których nigdy nie byłam.
Chyba nie zaspoileruję za bardzo jeśli powiem, że każdy z podróżników ma swój obszar i są to: Beata Pawlikowska –Afryka, Martyna Wojciechowska –Azja, Wiktor Bater – Rosja, Wojciech Cejrowski – Ameryka Południowa, Marek Kamiński – Bieguny, Jarosław Kret – Madagaskar, Urszula Dudziak – USA, Mateusz Kusznierewicz – Morza i oceany, Robert Makłowicz – Europa i Artur Orzech – Bliski wschód. Każdy z nich charakteryzuje się swoim własnym, unikatowym klimatem.
Przejdę teraz do wspomnianych wyżej wad, które nie są zbyt znaczące jak dla mnie, ale nie powinny mieć miejsca. Czasami pytania w wywiadach są sformułowane w dziwny sposób, tak jakby zadawał je pięciolatek i jeśli ktokolwiek przeprowadzałby ze mną wywiad w ten sposób czułabym się nieco urażona lub zażenowana.
Lekturę jak najbardziej polecam. Jest tak jakby książką podróżniczą, ale nie do końca. Ma w sobie pewną magię, gdyż pobudza inne zmysły niż podobne pozycje tego gatunku. Cieszę się, że te dwie dziurki od nosa zdołały przyciągnąć moją uwagę.
Wyobraź sobie, że przechadzasz się między półkami w księgarni i nagle dostrzegasz te dwie, duże dziurki od nosa zdające się wychylać ze ściany by tylko nas powąchać. Tak właśnie zadziałała na mnie okładka tej książki. Nie mogłam przejść obok niej obojętnie i wylądowała w moim koszyku.
Nie rozumiem dlaczego ta pozycja ma tak niską ocenę. Co prawda ma swoje wady, ale o tym...
Książkę kupiłam w promocji, za jedyne 9,99zł. Oryginalna cena wynosiła 54,90zł i jeśli mam być szczera, nie jest tyle warta. Wydanie jest ładne, sztywna oprawa nie pozwala na zbytnie zaginanie rogów. Środek wzbogacony jest m.in. portretami samej carycy, jej męża Piotra - na błyszczącym papierze. Do pozostałych stron został użyty papier ekologiczny, więc są cienkie i czasami przebija przez nie tusz. Na końcu książki znajdują się dodatkowe informacje: dodatek genealogiczno-chronologiczny, indeks nazwisk oraz bardzo obszerna bibliografia.
Nie można zarzucić autorowi braku przygotowania do pisania. Książka bogata jest we wszelkiego rodzaju opisy, cytaty i całe mnóstwo faktów. Z początku skłonna byłam dać wyższą ocenę, gdyż zapowiadała się naprawdę ciekawie. Historia zaczęła się od lat młodości Katarzyny, które nie są tak łatwo dostępne w internecie. Pomyślałam wtedy, że na pewno jej życie mnie pochłonie. Z czasem jednak robiłam się coraz bardziej znużona. Coraz więcej faktów, faktów i jeszcze więcej faktów. Wiadomo, że na tym polega biografia danej osoby, ale uważam, że autor mógł pozwolić sobie na jakieś komentarze, a nie pozostać tylko przy oschłym stylu. Poza tym w całej tej biografii brakowało mi samej Katarzyny. Andrusiewicz skupiał się na pozostałych postaciach, wynikach bitew itp.
Dla miłośników historii ta książka będzie dobrym dodatkiem. Dla przeciętnego czytelnika, jak ja, z czasem zrobi się nużąca. Nie daję niższej oceny, gdyż pomimo tej „oschłości” jest dobrym źródłem wiedzy.
Książkę kupiłam w promocji, za jedyne 9,99zł. Oryginalna cena wynosiła 54,90zł i jeśli mam być szczera, nie jest tyle warta. Wydanie jest ładne, sztywna oprawa nie pozwala na zbytnie zaginanie rogów. Środek wzbogacony jest m.in. portretami samej carycy, jej męża Piotra - na błyszczącym papierze. Do pozostałych stron został użyty papier ekologiczny, więc są cienkie i czasami...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Zasada nr 1 – Nie czytaj dwóch podobnych książek w odstępie krótszym niż pół roku, bo automatycznie będziesz je porównywać. Tak samo było ze mną w przypadku tej powieści. Od pierwszych stron nie mogłam przestać myśleć, że czytam nieco zmienioną wersję „Pomiędzy światami” Jessici Warman. Jeśli czytałeś ją i masz zamiar sięgnąć po „Po tamtej stronie ciebie i mnie”, lepiej poczekaj. Jeśli masz wybierać, wybierz Jess Rothenberg. Zaraz powiem dlaczego.
Łagodny błękit okładki jest nieco mylący, gdyż nie jest to książka łatwa, lekka i „cukierkowa”. Zaczyna się dość nietuzinkowo – od śmierci głównej bohaterki. Jest to historia nastoletniej Brie, która zmarła na wiadomość o tym, że jej chłopak jej nie kocha. Wydawałoby się, że skoro zaczyna się od tak tragicznego zdarzenia to czytając będziemy przemieszczać się w czasie do przeszłości. Otóż nie, akcja toczy się w zaświatach, a dziewczyna daje nam wzgląd w wydarzenia z jej życia poprzez wspomnienia. Fabuła rozwija się raz szybciej, raz wolniej. Ewentualne momenty znużenia są wynagradzane nagłym zwrotem akcji.
Rozdziały nie są zbyt długie, więc jak ktoś nie ma czasu na jakikolwiek wypoczynek, może sobie pozwolić na przeczytanie chociaż jednego rozdziału dziennie. Zajmie to nie więcej niż kilka minut. Na początku każdego z nich są słowa z bardziej lub mniej znanych piosenek i ich tłumaczenie. Jest to dość ciekawe rozwiązanie, a przy okazji można wzbogacić swoją playlistę.
Główna bohaterka jest całkiem sympatyczna. Z początku popełnia sporo błędów, ale nie można jej za to winić, gdyż żaden czytelnik raczej nie był w jej sytuacji. Dodatkowym plusem są dość swobodne, niewymuszone dialogi. Każdy znajdzie coś dla siebie, trochę humoru, trochę wzruszenia. Chociaż jak dla mnie momentami emocji było nawet za mało. Być może mamy sami sobie co nieco dopowiedzieć lub odczuć to na swój sposób. Autorka pozostawia na to dość spory margines.
Książkę polecam nie tylko tym, którzy kogoś stracili poprzez śmierć lub odrzucenie, ale każdemu, bez wyjątku. Jest według mnie lepsza niż „Pomiędzy światami”, gdyż wątek jest bardziej rozbudowany, głębszy, a akcja bardziej dynamiczna. Jest to powieść również o miłości, ale myślę, że nie wywoła u żadnego anty-romantyka mdłości. Moim zdaniem byłaby dobrą podkładką na scenariusz, chociaż filmy zazwyczaj są dużo gorsze od książek.
Zasada nr 1 – Nie czytaj dwóch podobnych książek w odstępie krótszym niż pół roku, bo automatycznie będziesz je porównywać. Tak samo było ze mną w przypadku tej powieści. Od pierwszych stron nie mogłam przestać myśleć, że czytam nieco zmienioną wersję „Pomiędzy światami” Jessici Warman. Jeśli czytałeś ją i masz zamiar sięgnąć po „Po tamtej stronie ciebie i mnie”, lepiej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Czuję się zobowiązana napisać, że jest to głównie książka dla chrześcijan. Ateista zdecydowanie będzie się irytował na każde wspomnienie o Bogu i religii, którą ta powieść jest przesiąknięta. Oczywiście mogę się mylić i ktoś kto wcześniej nie wierzył w Boga, może się teraz nawrócić.
Główną bohaterką jest młoda kobieta, której w życiu się wszystko dobrze układa aż do momentu, w którym zostaje zgwałcona. To wydarzenie zapoczątkuje lawinę przykrych zdarzeń.
Jak już wcześniej wspominałam, od pierwszych stron nie brakuje nazwiązań do wiary chrześcijańskiej. Punktem kulminacyjnym jest gwałt, później następuje nieco zwolnienie akcji by w końcu nabrała ona ślimaczego tempa. Z początku byłam pozytywnie nastawiona (przewidywałam, że moja ocena tej książki to będzie 8, może nawet 9 gwiazdek), z czasem jednak mój entuzjazm słabł, gdy autorka zaczęła bardzo dogłębnie rozpisywać problemy i rozmowy rodzinne. Tak samo nie lubię "przegadanych" filmów.
Jest to jednak moja subiektywna opinia i dla wielu ta historia czy zawarte w niej motywy pozwolą pogodzić się z trudną sytuacją czy problemem. Osoba religijna znajdzie w niej oparcie i wzór do naśladowania w postaci głównej bohaterki.
Czuję się zobowiązana napisać, że jest to głównie książka dla chrześcijan. Ateista zdecydowanie będzie się irytował na każde wspomnienie o Bogu i religii, którą ta powieść jest przesiąknięta. Oczywiście mogę się mylić i ktoś kto wcześniej nie wierzył w Boga, może się teraz nawrócić.
Główną bohaterką jest młoda kobieta, której w życiu się wszystko dobrze układa aż do...
Dość długo rozważałam czy tak naprawdę powinnam czytać „Dotyk Julii” czy też nie. W końcu jest skierowana głównie do młodzieży i bałam się, że będzie naszpikowana typowymi frazesami czy miłostkami. Zdecydowałam jednak, że dam jej szansę. Jak nie teraz to kiedy? W końcu będę już tylko starsza. I nie żałuję.
Książka swoim klimatem bardzo przypomina mi kilka innych, dość znanych, współczesnych pozycji. Wśród nich znalazły się: „Igrzyska śmierci” (Suzanne Collins), „Delirium” (Lauren Oliver), „Intruz” (Stephenie Meyer), „Niezgodna” (Veronica Roth), czy też seria „Jutro” (John Marsden). Przyznam, że dwóch ostatnich nie czytałam, a „Intruza” przerwałam. Wszystkie przedstawiają dystopijną przyszłość, w której trzeba być podporządkowanym, a główni bohaterowie, a raczej bohaterki, są buntowniczkami. Widocznie po modzie na wampiry nastała moda na antyutopię.
Jest to historia 17-letniej Julii, która czuje się samotna i opuszczona. Trudno jej zrozumieć samą siebie, gdyż jest trzymana w zamknięciu. Została tu odesłana trzy lata wcześniej i od tej pory nie miała kontaktu ze światem zewnętrznym. Nagle w jej życiu pojawia się Adam i jej życie zostaje wywrócone do góry nogami. Dowiaduje się, że przywódcy Komitetu Odnowy chcą ją wykorzystać do swoich haniebnych celów i zrobią wszystko by zdobyć jej przychylność. Czy zgodzi się na to? Czy będzie walczyć?
Najtrudniej przebrnąć przez pierwsze strony książki. Przekreślone myśli początkowo utrudniały czytanie, ale z czasem przekonywałam się do nich i uznałam za całkiem dobry pomysł, z racji tego, że pozwalało to bardziej utożsamić się z bohaterką i zrozumieć jej myśli. Z czasem akcja się rozwijała i nawet nie zauważyłam kiedy dobrnęłam do połowy powieści. Autorka potrafi bardzo dobrze opisywać miejsca i ludzi i zdecydowanie nie jest to przerost formy nad treścią (oryginalnym rozwiązaniem jest określanie liczby prawie wszystkiego). Czytało się lekko i przyjemnie, nie trzeba było skupiać się nad wyszukanymi metaforami, bo ich w tej książce nie ma. Dla tych, którzy lubią literaturę ambitniejszą jest to zdecydowany minus, ale sięgając po taką książkę nie powinno się spodziewać wyszukanego języka.
Bohaterowie są dość prości do rozgryzienia, brakowało mi bardziej skomplikowanych charakterów. Przyznam, że najbardziej zaintrygował mnie Warner. Nie powiem dlaczego, ale każdy podczas czytania zrozumie, że jest jedną z ciekawszych postaci. Brakowało mi też żeńskich bohaterek, przez prawie całą książkę Julia jest jedyną kobietą.
Ogólnie mówiąc - polecam. Nie jest to wybitne dzieło, ale być może tak będzie wyglądać nasza przyszłość, w niektórych dziedzinach właśnie do tego zmierzamy. Jestem lekko zawiedziona końcówką i obawiam się, że powieść nie idzie w takim kierunku jakim bym chciała. W każdym razie mam zamiar sięgnąć po kolejną część i przekonać się na własnej skórze.
Dość długo rozważałam czy tak naprawdę powinnam czytać „Dotyk Julii” czy też nie. W końcu jest skierowana głównie do młodzieży i bałam się, że będzie naszpikowana typowymi frazesami czy miłostkami. Zdecydowałam jednak, że dam jej szansę. Jak nie teraz to kiedy? W końcu będę już tylko starsza. I nie żałuję.
Książka swoim klimatem bardzo przypomina mi kilka innych, dość...
Zastanawiałam się czy warto pisać recenzję książki, którą czytało się jakieś dziesięć lat temu. Postanowiłam jednak dać temu szansę i zobaczyć jak bardzo ta książka utkwiła mi w pamięci.
Jest to powieść opisująca losy opuszczonej przez rodziców Mary. Z początku dziewczynka jest nie bardzo lubiana, zarówno przez otoczenie jak i samego czytelnika. Jest egoistyczna, samolubna i chce być pępkiem świata. W dodatku autorka przedstawia ją jako postać chudą i brzydką, co dla niektórych może być dodatkową ujmą. Dla mnie, mówiąc szczerze, jest to zaleta i nie żebym cieszyła się z tego, że ktoś jest mniej urodziwy, ale o to, że już jestem przesycona wyidealizowanymi postaciami z mediów, telewizji, książek i innych.
Wróćmy jednak do powieści. Mała Mary trafiła do domu swojego wuja w Anglii, po tym jak straciła bliskich w zarazie. Nie umiała sama się sobą zająć, a nawet ubrać, gdyż we wszystkim była wcześniej wyręczana przez nianię. Rodzice nie mieli dla niej czasu, toteż dziewczyna nie znała prawdziwego znaczenia słowa „miłość”.
Pewnego dnia, piękny ptak – rudzik, pomaga jej znaleźć tajemnicze drzwi. Jak już można domyślić się po tytule, są to drzwi do ogrodu. Dziewczynka za wszelką cenę pragnie się tam dostać i w końcu jej się to udaje. Chce by ten ogród by piękny, jak kiedyś. Z czasem główna bohaterka ulega przemianie, uśmiecha się, staje się przyjazna, radosna. Wszystko to za sprawą tajemniczego miejsca, a także poznania dwóch przyjaciół: Dicka, który miał niezwykłą więź z przyrodą, oraz chorego kuzyna Colina. Przywrócony do życia ogród wkrótce staje się miejscem cudu.
Jest to bardzo dobra, ponadczasowa powieść o przyjaźni, przemianie, o tym jak to w co wierzymy warunkuje jakimi ludźmi jesteśmy. Czytano ją lata temu i nadal będzie miała grono swoich fanów. Myślę, że każdy kto posiada ją w swojej biblioteczce, powinien zachować ją na przyszłe lata dla swoich dzieci. Polecałabym jednak dać ją dzieciom odrobinę starszym, gdyż dla 7-latki wiele treści w tej książce może być niezrozumiałych.
Zastanawiałam się czy warto pisać recenzję książki, którą czytało się jakieś dziesięć lat temu. Postanowiłam jednak dać temu szansę i zobaczyć jak bardzo ta książka utkwiła mi w pamięci.
Jest to powieść opisująca losy opuszczonej przez rodziców Mary. Z początku dziewczynka jest nie bardzo lubiana, zarówno przez otoczenie jak i samego czytelnika. Jest egoistyczna, samolubna...
Postanowiłam ułatwić sobie ocenę książek poprzez podział na różne kategorie.
Historia/fabuła – 8/10
Przyznam, że bardzo mnie zainteresowała. Odkąd przeczytałam opis stwierdziłam, że muszę sięgnąć po tą książkę. Zawsze interesowała mnie tematyka survivalowa i ciekawa byłam co odczuwają ludzie w takiej sytuacji. Tutaj dodatkowo pojawił się element kryminału, więc tym bardziej byłam skuszona. Delikatnie się zawiodłam, zwłaszcza przez brak równowagi między scenami dramatycznymi, a obyczajowymi. Mówiąc „równowaga” w tym przypadku mam na myśli 90% momentów mrożących (dosłownie) krew w żyłach i 10% pozostałych scen. Tutaj było to 30% pierwszych i 70% drugich.
Styl pisania – 9/10
Jeden z lepszych aspektów „Black Ice”. Jest lekki i przyjemny. Nie trzeba zastanawiać się nad słowami ani zatrzymywać. Przerwa w pracy? Po sesji? Ta książka jest właśnie dla Ciebie. Zapewniam, że mózg nie musi chodzić na najwyższych obrotach.
Nieprzewidywalność – 4/10
Ogólnie wszystkiego bardzo łatwo się domyślić. Nie dam jednak 1/10, gdyż momentami mnie ta książka zaskoczyła. Nie było ich wiele ani nie były jakieś bardzo szokujące, ale jednak wystąpiły. Dlatego też nie było całkowicie „no już wiem kto i co, więc nie wiem czy to główny bohater taki głupi czy ja taki mądry”.
Bohaterowie – 6/10
Trudno mi oceniać, bo nie znalazłam się nigdy w takiej sytuacji jak główna bohaterka, ale czasami miałam wrażenie, że jest to jakaś 13latka (nie obrażając 13latek). Jej zachowanie było irracjonalne. Poza tym kto w takiej sytuacji przez większość czasu myślałby o związkach? Główny bohater… Superprzystojny z mroczną przeszłością. Gdzieś to już czytałam. Czy nie może być bohater np. sympatyczny? Uśmiechnięty? Niekoniecznie idealnie piękny? Oprócz dwójki głównych postaci poznajemy także dwie poboczne. Są już nieco bardziej wyraziste, ale szału nie ma.
Zakończenie – 7.5/10
Dałabym nawet i 10/10 gdyby książka skończyła się przed epilogiem. Niestety, moim zdaniem, epilog zniszczył wszystko. Nie będę zdradzać szczegółów, bo ujawniłabym całą fabułę powieści. Jestem też świadoma, że dla niektórych takie zwieńczenie historii będzie tym idealnym.
Średnia ocena: 6,9 czyli 7 gwiazdek
Postanowiłam ułatwić sobie ocenę książek poprzez podział na różne kategorie.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toHistoria/fabuła – 8/10
Przyznam, że bardzo mnie zainteresowała. Odkąd przeczytałam opis stwierdziłam, że muszę sięgnąć po tą książkę. Zawsze interesowała mnie tematyka survivalowa i ciekawa byłam co odczuwają ludzie w takiej sytuacji. Tutaj dodatkowo pojawił się element kryminału, więc tym...