rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

Literatura dygresyjna, przez dużą część książki niestety w tym złym znaczeniu tego pojęcia.

Mackiewicz szeroko kreśli portret epoki końca Polski przedrozbiorowej, a spajać tę całą narrację ma osoba Stanisława Augusta... Ale czy rzeczywiście spaja? Ujawnia się tu wada pisarstwa Cata, który, gdy sięga w dawne sobie czasy bez aktualnego kontekstu politycznego, bez wymuszającego spójność myśli szkieletu, płynie bardzo szeroko i zygzakami. I zamiast ciekawić czytelnika, wypluwa z siebie wszystko, co wie na dany temat. Płynie tak odważnie, że widać tu zachwyt samym sobą i swoim obeznaniem, gdzie sedno ginie w oceanie nieistotności, w bogactwie wzmianek, mówiących równie dużo, co hasła z kieszonkowej encyklopedii, wstawianych chyba tylko po to, żeby pokazać się jako właśnie taka żywa encyklopedia. I niestety ten sposób pisania bardzo się zestarzał, bo współczesny czytelnik, który sięgnie po taką lekturę, na wiele lądów odwiedzanych przez Mackiewicza dotarł już wielokrotnie wcześniej i będzie się nudził, nie mając niestety możliwości krzyknąć do autora ,,Ad rem!"

,,Stanisław August" to doświadczenie obcowania z wybitnym umysłem, który nie potrafi filtrować przekazywanych informacji. Męczący tiktokowy chaos, gdzie wątki zmieniają się jak w kalejdoskopie.

Pisarska swada Cata świetnie sprawdza się, gdy mówi o sprawach sobie współczesnych. Jego droga twórcza i polityczna spisywana na kartach książek, pozwala nam wraz z nim płynąć przez wydarzenia XX wieku. Mackiewicz jest wtedy żywym świadkiem historii i ujawnia rzeczy niedostępne w innych źródłach. Bardzo dobrze czyta się go również, gdy pisze o sprawach ogólnych, zagranicznych, jak najdalszych od naszego kraju. Jednak gdy bierze się za bary ze sprawami polskimi, które znać może tylko z innych opracowań, jego bardzo wybiórcza interpretacja historii, bez stałej kontroli zdaniem polemicznym, jest ciężka do przejścia. Pióro Cata traci wtedy swój czar i wybitność.

Literatura dygresyjna, przez dużą część książki niestety w tym złym znaczeniu tego pojęcia.

Mackiewicz szeroko kreśli portret epoki końca Polski przedrozbiorowej, a spajać tę całą narrację ma osoba Stanisława Augusta... Ale czy rzeczywiście spaja? Ujawnia się tu wada pisarstwa Cata, który, gdy sięga w dawne sobie czasy bez aktualnego kontekstu politycznego, bez...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

W porównaniu z dzisiejszą kulturą i temperaturą sporów polsko-polskich ta książka to nie pamflet, a ledwie krytyka emigracyjnego środowiska II wojny światowej i okolic. Krytyka skażona kontrowersją przybycia antykomunistycznego Cata do PRLu. To rzeczy w zasadzie nieistotne w obliczu ciężaru ,,Londyniszcza", które jest totalną miazgą polityki polskiej w stosunku do Wielkiej Brytanii w XX wieku. I dziś, po kilkudziesięciu latach od wydania, dalej głośniejsze są echa ,,Czerwonych maków..." i miłość do Churchilla, nie mniejsza niż do Napoleona, niż te oceny, które padają na kartach książki. Mity utrwalone i u nas i na Zachodzie, co pokazuje choćby wydana w 2017 roku pozycja ,,O tyranii", gdzie Snyder mógł zupełnie ,,bezkarnie" napisać taki akapit:
,,Brytyjczycy nie odnieśli żadnych znaczących zwycięstw i nie mieli silnych sojuszników. Do wojny przystąpili, aby wesprzeć Polskę, co wydawało się przegraną sprawą."
Książka Mackiewicza jest druzgocąca w swojej aktualności...

W porównaniu z dzisiejszą kulturą i temperaturą sporów polsko-polskich ta książka to nie pamflet, a ledwie krytyka emigracyjnego środowiska II wojny światowej i okolic. Krytyka skażona kontrowersją przybycia antykomunistycznego Cata do PRLu. To rzeczy w zasadzie nieistotne w obliczu ciężaru ,,Londyniszcza", które jest totalną miazgą polityki polskiej w stosunku do Wielkiej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Choć nie sposób odmówić Mearsheimerowi wielu ciekawych tez i trafnych wniosków, to całe jego rozumowanie obarczone jest atakowaniem chochoła. Chochołem jest liberalny Zachód, który chce oświecać maluczkich, nieść pokój i czynić narody Wschodu na swój wzór. Głupiutki Zachód robi to wszystko z powodu IDEOLOGII. Problem w tym, że taki Zachód nie istnieje i nigdy nie istniał, cywilizacje budowane są na przemocy i oszustwie, a wygrywają te które czynią to najskuteczniej i to właśnie zrobił Zachód, poza pewną dozą soft power będącej dodatkiem czy też opakowaniem do powyższych. I co nie powinno zaskakiwać - robi to dalej. I tylko w takim układzie, gdyby taki Zachód naprawdę istniał, teorie amerykańskiego politologa miałyby sens. Wtedy można takiemu słabemu Zachodowi przeciwstawić polit-chada 10/10, który bezwzględnie prowadzi złożoną grę na światowej szachownicy nie licząc się z życiem ludzkim i dzięki temu oszczędzając tysiąckrotnie więcej istnień i czyniąc świat naprawdę lepszym.

Zawsze początek czytania artykułów i książek czy słuchania wykładów Mearsheimera jest fascynujący, bo Amerykanin to wybitny, doświadczony życiowo i oczytany erudyta. Dalej wpada się jednak na dziury i sprzeczności, a pod koniec, gdy już zbierze się wszystkie argumenty autora, to pozostaje pytanie czy jest tam, poza pewnymi banałami, jakakolwiek wartościowa treść...

A jednak - chochoł z teorii Mearsheimera to dokładnie taki Zachód jaki wyobraża sobie większość ludzi w Polsce. I właśnie dla ludzi z państw średniej wielkości, państw które są położone w regionach, w którch dochodzi do sporów, lektura ,,Wielkiego Złudzenia" może być doskonałą odtrutką na miraż ,,integracji", ,,moralnej dominacji Zachodu" i ,,końca historii".

Choć nie sposób odmówić Mearsheimerowi wielu ciekawych tez i trafnych wniosków, to całe jego rozumowanie obarczone jest atakowaniem chochoła. Chochołem jest liberalny Zachód, który chce oświecać maluczkich, nieść pokój i czynić narody Wschodu na swój wzór. Głupiutki Zachód robi to wszystko z powodu IDEOLOGII. Problem w tym, że taki Zachód nie istnieje i nigdy nie istniał,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Królestwo naskórkowych analiz, gdzie wiedza na poziomie działów technicznych popularnych portali przeplata się z banałami jak od najaranego licealisty, który przeczytał kilka książek i przepełniony jest pychą, o którą oskarża wszystkich wokół. Żeby to wszystko tworzyło strukturę i miało pozór spójnego systemu myślenia, zatopione jest w parareligijnych newage'owych wibracjach. Erudytyzm(?), bo nie erudycja, na poziomie niewiele wyższym niż tuzów pokroju Karonia, Krajskiego czy pana w furażerce, tylko z użyciem gładszego języka i odwołując się do głównonurtowych poglądów. Gdyby Harari ten wywód zbeletryzował i wydał to jako książkę w stylu hard science fiction, to przeszłaby bez echa, walając się w dużych koszach w elektromarketach wśród setek podobych historii z całego świata. A tak mamy wielką syntezę i filozoficzny monolit.

Królestwo naskórkowych analiz, gdzie wiedza na poziomie działów technicznych popularnych portali przeplata się z banałami jak od najaranego licealisty, który przeczytał kilka książek i przepełniony jest pychą, o którą oskarża wszystkich wokół. Żeby to wszystko tworzyło strukturę i miało pozór spójnego systemu myślenia, zatopione jest w parareligijnych newage'owych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wydana 13 lat temu książka dostarcza wielu odpowiedzi do dyskusji o stanie ,,trzeciego świata" i relacji tego świata z tym ,,rozwiniętym". ,,Karawana kryzysu" jest jednym z kluczy do zrozumienia obecnej sytuacji afgańskiej w obliczu zdziwienia opinii publicznej na Zachodzie i fiaska dotychczasowych modeli rządzenia na peryferiach. A na horyzoncie możemy zobaczyć testowanie w krajach arabskich i afrykańskich odmiennego chińskiego modelu imperialnego.

Wydana 13 lat temu książka dostarcza wielu odpowiedzi do dyskusji o stanie ,,trzeciego świata" i relacji tego świata z tym ,,rozwiniętym". ,,Karawana kryzysu" jest jednym z kluczy do zrozumienia obecnej sytuacji afgańskiej w obliczu zdziwienia opinii publicznej na Zachodzie i fiaska dotychczasowych modeli rządzenia na peryferiach. A na horyzoncie możemy zobaczyć testowanie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przepis na to jak krytykując tworzenie systemu, metafizykę, religię, oderwanie od rzeczywistości, resentyment tworzyć własny system parareligijnych fantazmatów dla których podstawą jest resentyment oderwany od rzeczywistości.
To najważniesza, syntetyczna praca Nietzschego, która najlepiej pokazuje jak świetnym był marketingowcem, jak świetnie rozumiał potrzeby ludzi, szczególnie te wynikające z niskich motywacji i jak rozdęte miał ego. Cocach końca XIX wieku.

Wiele myśli Nietzschego jest ciekawych, rzucających nowe (choć sprzed ponad 100 lat) światło na wiele zagadnień filozoficznych. Jednak trzeba te teksty cedzić i je rozważać. Przyjąć w całości to przegrać w taki sposób jakby za model dobrego i możliwego do stworzenia państwa uznać "Państwo" Platona.

Niestety dla wielu, szczególnie młodych ludzi, niemiecki filozof to nieomylny idol i wręcz tytułowe "Bożyszcze". Wcale nie zmierzchnięte. Szkoda oj szkoda, że Fryderyk nie zrobił w pewnym okresie swojego życia wittgensteinowskiego psikusa z zanegowaniem własnej twórczości. Przydałoby się do złapania dystansu.

Przepis na to jak krytykując tworzenie systemu, metafizykę, religię, oderwanie od rzeczywistości, resentyment tworzyć własny system parareligijnych fantazmatów dla których podstawą jest resentyment oderwany od rzeczywistości.
To najważniesza, syntetyczna praca Nietzschego, która najlepiej pokazuje jak świetnym był marketingowcem, jak świetnie rozumiał potrzeby ludzi,...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Sztuka wojny Sun Pin, Sun Tzu
Ocena 7,0
Sztuka wojny Sun Pin, Sun Tzu

Na półkach: ,

"Cierpliwy i kamień ugotuje"- Mariusz Pudzianowski


Zbiór mądrości i banałów sprytnie opakowany marketingowo i mocno przereklamowany.
Na krótkie chwile relaksu- dobre. Tak jak dobrze się czasem zadumać nad przysłowiem. W większych dawkach nieznośne jak cocachowe mantry.

Polskie wydanie wzorowe. Estetyczne, z komentarzem i ciekawymi przykładami z historii.

"Cierpliwy i kamień ugotuje"- Mariusz Pudzianowski


Zbiór mądrości i banałów sprytnie opakowany marketingowo i mocno przereklamowany.
Na krótkie chwile relaksu- dobre. Tak jak dobrze się czasem zadumać nad przysłowiem. W większych dawkach nieznośne jak cocachowe mantry.

Polskie wydanie wzorowe. Estetyczne, z komentarzem i ciekawymi przykładami z historii.

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Poradnik dyktatora Alastair Smith, Bruce Bueno de Mesquita
Ocena 7,8
Poradnik dykta... Alastair Smith, Bru...

Na półkach: ,

Ciekawe ale czasem zbyt uproszczone. Miejscami wręcz sprymitywizowane. Tak daleko posunięty redukcjonizm rzuca nowe światło na politykę ale trzeba uważać na to kiedy ten redukcjonizm stacza się w prawienie banałów i truizmy jak z coachowych poradników.
Szczególnie kuje w oczy naginanie rewolucji rosyjskiej i francuskiej do własnego schematu trzech grup w polityce, opis końcówki ZSRR jest naiwniutki, zresztą nie tylko on.
Czy to opis rzeczywistości czy już pęd do pisania pod tezę?- niejednokrotnie takie pytanie towarzyszyło mojej lekturze.

Na pewno bezkrytyczne spojrzenie na "Poradnik dyktatora" może bardziej oddalić od prawdy niż do niej przybliżyć. Popełniają autorzy błąd neoliberałów, tylko że w drugą stronę- tamci uważali do niedawna, że mcdonaldowy schemat sprawdzi się wszędzie, nawet na Bliskim Wschodzie od zaraz. Alastair Smith i de Mesquita zaś całą politykę chcą wcisnąć w schematy afrykańskich kacyków. Ignorując przy tym wpływ jednostek, ideologii.
Afrykańskie postkolonialne czy południowo i środkowoamerykańskie w zasadzie też postkolonialne środowiska można tak opisywać bo nie zdążyły wykształcić prądów myślowych jak w Europie czy USA więc poziom decyzji i stopień ich współzależności będzie niski co za tym idzie opis będzie relatywnie prosty. Ale zachód to mimo wszystko inna bajka i to już od co najmniej kilkuset lat.

Tak- wiele rzeczy ma źródło w podstawowych potrzebach ale ograniczając się do nich zbudujemy sobie wygodny fikcyjny model który będzie tłumaczył wszystko tylko rzekomo- bo wszystko będzie można do tak prostego modelu dopasować. To jak z psychologią ewolucyjną, która choć spopularyzowała pewne mechanizmy to fetyszystycznie do nich przywiązana zabrnęła w ślepe uliczki. Kultura i środki komunikacji nie wytworzyły się z niczego w próżni tylko są tak samo produktem ewolucyjnym- znacznie bardziej złożonym niż te proste podstawy i zmieniającym te proste reguły gry.

"Ludzie chcą rządzić, chcą jeść, chcą dupczyć. Siła to klucz. Słaby przegrywa." Do tak prostych konstatacji można podłączyć wszystko. "Głosy trzeba kupować, przeciwników wciągać i eliminować, stronników opłacać ale nie pozwalać im na zbytnią swobodę i nie dać im zbyt mocno wyrosnąć." Kwestia na ile taki Smith i de Mesquita sami poprowadziliby czyjąś politykę i przez jaki czas osiągaliby sensowne efekty. Myślę, że byłoby ciężko i jest to jak z przysłowiowymi profesorami ekonomii mówiących o wielkich pieniądzach a jeżdżących gratem. Albo już z zupełnie nieprzysłowiowymi doradcami ekonomicznymi. Takie tam swobodne pisanie jest proste. Praktyka postawiłaby śmiałym zapędom tamę jednoznacznie udowadniając, że poziom złożoności rzeczywistości jest daleko większy niż redukcjonistyczne schematy.

Czy atrakcyjność takich analiz wynika z ich przenikliwości czy jednak z wygody narracji która tłumaczy wszystko i nic? Czy to sukces naukowy czy marketingowy? Czy autorzy są dobrymi politologami czy raczej dobrze wykorzystują metody autopromocji?
Prosty model i szukanie schematów w procesach z dużą dozą losowości- przepis na hit. Ostatnim razem z takim upraszczaniem opakowanym w "supernowatorską" bombastyczną formę spotkałem się w "Narkonomii" Wainwraighta.


Jeżeli podejść ze zdrową rezerwą- rzecz obowiązkowa dla każdego kto interesuje się polityką. Do zapoznania choćby po to, żeby wiedzieć jakie są narracyjne trendy.
Dużą zaletą książki jest też to, że w zawiły, ale wyczerpujący sposób tłumaczy, dlaczego słuszność tkwi w popularnej tezie: "demokracja to najgorszy ustrój, ale lepszego nie wymyślono".

Ciekawe ale czasem zbyt uproszczone. Miejscami wręcz sprymitywizowane. Tak daleko posunięty redukcjonizm rzuca nowe światło na politykę ale trzeba uważać na to kiedy ten redukcjonizm stacza się w prawienie banałów i truizmy jak z coachowych poradników.
Szczególnie kuje w oczy naginanie rewolucji rosyjskiej i francuskiej do własnego schematu trzech grup w polityce, opis...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Batman/Sędzia Dredd. Wszystkie spotkania Simon Bisley, Glenn Fabry, Alan Grant, Cam Kennedy, Val Semeiks, John Wagner
Ocena 7,2
Batman/Sędzia ... Simon Bisley, Glenn...

Na półkach: , ,

Rynek komiksu w Polsce ma się znakomicie i seria DC Deluxe to potwierdza. Tylko miejsca na półce coraz mniej.

"Batman/Sędzia Dredd" to przykład tego jak robić dobrą rysunkową rozwałkę. Wszystko w doskonałych proporcjach: akcja, akcja, akcja z dodatkiem akcji. Świetna kreska, wysokiej jakości papier, twarda okładka, rozsądna cena.

Warto kupić.

Rynek komiksu w Polsce ma się znakomicie i seria DC Deluxe to potwierdza. Tylko miejsca na półce coraz mniej.

"Batman/Sędzia Dredd" to przykład tego jak robić dobrą rysunkową rozwałkę. Wszystko w doskonałych proporcjach: akcja, akcja, akcja z dodatkiem akcji. Świetna kreska, wysokiej jakości papier, twarda okładka, rozsądna cena.

Warto kupić.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka otrzymana w prezencie. 120 stron, forma albumowa, znane postacie na okładce, zdjęcia jak z "Gali". Myślę sobie: Będzie bezpiecznie, będą banały. Czy w ogóle to ruszać?

Otworzyłem książkę na chybił trafił. I już po paru pytaniach wiedziałem, że warto i ze spijaniem sobie z dzióbków całe szczęście nie będzie to miało nic wspólnego.
Takie dziennikarstwo chciałbym widzieć na co dzień. Nie na odwal się tylko wyciskanie maksa z czasu przeznaczonego na wywiad, zadawanie najlepszych pytań i rozwijanie najciekawszych wątków. I bez tej współczesnej maniery przesłuchiwania i prowokowania do sensacyjnych odpowiedzi, naskakiwania. Ale też bez prób przypodobania się rozmówcy- wątpliwość i zdanie odrębne nie ukrywane i wyrażane z taktem.
Ludzie z pasją i wywiady prowadzone z pasją.

Zaskoczony połknąłem "Halo człowiek" w jeden wieczór bogatszy o ważne przemyślenia. Niby krótko a niczego tu nie brakuje. Polecam.

Książka otrzymana w prezencie. 120 stron, forma albumowa, znane postacie na okładce, zdjęcia jak z "Gali". Myślę sobie: Będzie bezpiecznie, będą banały. Czy w ogóle to ruszać?

Otworzyłem książkę na chybił trafił. I już po paru pytaniach wiedziałem, że warto i ze spijaniem sobie z dzióbków całe szczęście nie będzie to miało nic wspólnego.
Takie dziennikarstwo chciałbym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Kilka bardzo ciekawych wywiadów. Reszta prowadzona w mało interesujący sposób, króciutka albo dająca rozmówcom za dużo miejsca do przechwałek. Całość letnia.

Kilka bardzo ciekawych wywiadów. Reszta prowadzona w mało interesujący sposób, króciutka albo dająca rozmówcom za dużo miejsca do przechwałek. Całość letnia.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

O ile proza nie jest, łagodnie mówiąc, mocną stroną Horubały, to jego felietony są rewelacyjne.

Niektórych może razić silnie prokatolicka orientacja autora. Sądy moralne są tu jednak tylko dodatkiem do merytorycznej krytyki sztuki. Czasem Horubała wprost wyraża żal, że dzieła utalentowanych twórców idą na starcie z jego światopoglądem. Ultrakatolicyzm w "Drodze do Poznania" nie wchodzi na szczęście w koleiny silenia się na bycie fajnym ani w zgrzebność.
Recenzje mają szeroki zakres tematyczny- literatura, film, teatr. Felietonista gardzi poprawnością i lizusostwem więc dostaje się twórcom kojarzonym i z lewicą i prawicą.

Ciekawe spojrzenie na rzeczywistość, które jest mi po części- konserwatywnej- bliskie, a po części- religijnej- odległe. Wystarczająco podobny i wystarczająco inny- dlatego lubię czytać Horubałę.

O ile proza nie jest, łagodnie mówiąc, mocną stroną Horubały, to jego felietony są rewelacyjne.

Niektórych może razić silnie prokatolicka orientacja autora. Sądy moralne są tu jednak tylko dodatkiem do merytorycznej krytyki sztuki. Czasem Horubała wprost wyraża żal, że dzieła utalentowanych twórców idą na starcie z jego światopoglądem. Ultrakatolicyzm w "Drodze do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Cenne dopełnienie "Niebezpiecznych związków Bronisława Komorowskiego". Taoistyczny mistycyzm sączy się z każdej strony- Sumliński i Piątek to yin i yang patologii trawiącej debatę publiczną.



Trochę Monty Pythona z internetów:

"Nikt nie założył Piątkowi sprawy o zniesławienie więc coś jest na rzeczy".
"Nikt nie założył Sumlińskiemu sprawy o zniesławienie więc coś jest na rzeczy".

"Macierewicz to ruski agent. Szczuje swoimi agentami ludzi docierających do prawdy."
"Komorowski to ruski agent. Szczuje swoimi agentami ludzi docierających do prawdy".



Książka "Macierewicz i jego tajemnice" to jeszcze jeden element kreujący agenturalną psychozę. Jak ze skrawków informacji i plotek zbudować coś co pozwoli skompromitować politycznego przeciwnika. Przestaje być istotny brak kompetencji, nieudolność, pycha, kolesiostwo. I rzekoma prawica i rzekoma lewica licytują się na to kto przedstawi rosyjskie służby specjalne jako organizacje potężniejsze i bardziej wszechwładne, na których pasku chodzą konkurencyjne partie. SWR i GRU muszą być bardzo zadowolone z tego co o nich myśli niemała część komentatorów politycznych nad Wisłą odciążających je w prowadzeniu wojny psychologicznej.

Myśląc według tych schematów skazani będziemy na ciągłe polowania na agentów (a w takim chaosie prawdziwym a nie domniemanym agentom jest się znacznie łatwiej ukryć). Natomiast istotne sprawy- system emerytalny czy ochrona zdrowia będą dalej sprawą trzeciorzędną ustępującą wszystkim innym faktom medialnym. W USA grupa psychiatrów próbuje wylansować tezę, że Trump jest chory psychicznie i dlatego potrzebny jest jego niezwłoczny impeachment. Jeżeli do naszej polskiej rzeczywistości zawitają insynuacje takiego kalibru to polityka stanie się tak ekstremalnym szambem, że żaden normalny człowiek nie będzie chciał z nią mieć nic wspólnego. Jedynymi bytami, które się w takim ekstremalnym szambie odnajdą będą partie politycznej ekstremy rzekomej prawicy i rzekomej lewicy. Model impeachmentowy, póki co w debacie publicznej a nie realnych decyzjach, powoli zastępuje model zmian demokratycznych. I demokracja z podbijaniem bębenka insynuacji zdaje się mieć coraz mniejsze szanse.

Cenne dopełnienie "Niebezpiecznych związków Bronisława Komorowskiego". Taoistyczny mistycyzm sączy się z każdej strony- Sumliński i Piątek to yin i yang patologii trawiącej debatę publiczną.



Trochę Monty Pythona z internetów:

"Nikt nie założył Piątkowi sprawy o zniesławienie więc coś jest na rzeczy".
"Nikt nie założył Sumlińskiemu sprawy o zniesławienie więc coś jest...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Czytaliśmy Piłsudskiego. Rozmowy z Leszkiem Moczulskim Marcin Furdyna, Marek Rodzik
Ocena 6,7
Czytaliśmy Pił... Marcin Furdyna, Mar...

Na półkach: , ,

Wycieczka w Europę pierwszej połowy XX wieku. Polot, anegdoty i erudycja jak u Wańkowicza. Proszę się nie bać Piłsudskiego w tytule. To żadna laurka dla niego ale panorama wątków społecznych, politycznych, gospodarczych, militarnych a Piłsudski, Dmowski i inne postaci zaborów i międzywojnia przedstawiane są wielopłaszczyznowo, bez jątrzenia czy napuszczania jednych mitów na drugie. Jest bardzo pozytywnie i zdaje się jakby chodziło tu o starożytny Rzym albo pierwszych Piastów czy inne wydarzenia sprzed setek i tysięcy lat bo nie widać tu prężenia się, przyjmowania bojowej postawy i ustawiania się do starcia na śmierć i życie jak to ma często miejsce u publicystów opisujących silnie oddziaływujące na dzisiejszą scenę polityczną awantury sprzed stu lat. Czuć spokój, dystans, skupienie na celach i wartościach, które łączyły poprzednie pokolenia.

Gdyby to była jednostronna narracja książka mogłaby się okazać ciężkostrawna i w potoku myśli Moczulskiego zbaczać w zupełną fantazję ale Rodzik i Furdyna wykonują świetną robotę. Zadają dobre pytania wydobywając najlepsze nuty z przesłuchiwanego i hamują jego zbyt śmiałe galopady, których jest niemało. Wywiad-rzeka to strzał w dziesiątkę jeżeli chodzi o takich gawędziarzy jak Moczulski. A to gawęda najwyższej klasy, trochę jak z książek Mackiewicza ale nie puszczana samopas tylko korygowana kolejnymi pytaniami.

Można i trzeba się z Moczulskim w wielu miejscach nie zgodzić ale to jest niezgoda na pewne wątki pierwszorzędnej opowieści. I nic nie zrobię z tym, że się tu rozpływam bo książka jest po prostu rewelacyjna i dawno nie miałem takiej radochy z otwierania sobie różnych szufladek w głowie, sięgania do innych źródeł i porządkowania swojej wiedzy. Chociaż na pewno nie jest to pozycja łatwa do przebrnięcia- nie raz autorzy wchodzą mocno w szczegóły i nie dają czytelnikowi taryfy ulgowej.

To się chłonie jak świetny wykład mimo, że "Czytaliśmy Piłsudskiego" ma objętość prawie 400 stron gęsto nabitych niedużym tekstem (przeciwieństwo mody na wydawanie klocowatych książek z wielką czcionką i megamarginesami jak choćby w Wydawnictwie Literackim). Polecam.

Wycieczka w Europę pierwszej połowy XX wieku. Polot, anegdoty i erudycja jak u Wańkowicza. Proszę się nie bać Piłsudskiego w tytule. To żadna laurka dla niego ale panorama wątków społecznych, politycznych, gospodarczych, militarnych a Piłsudski, Dmowski i inne postaci zaborów i międzywojnia przedstawiane są wielopłaszczyznowo, bez jątrzenia czy napuszczania jednych mitów na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Styl duszny, pióro ciężkie, narracji brakuje porządku. Te wady wynagradza niebagatelny ładunek wiedzy. Książka ma nieprzesadną objętość ale jest tu wszystko co ważne w temacie. Sylwetki (nie)sławnych hochsztaplerów, ich ofiar i historie jak do oszustw doszło. Raz łapałem się za głowę jak ktoś mógł się dać tak omamić, innym razem byłem zaskoczony, że świetnie działające numery ktoś był w stanie w porę przejrzeć. Całość spaja wykład o schemacie, według którego krok po kroku kanciarze snują swoją sieć i o błędach poznawczych, które powodują ze ulegamy magii.
Dla zainteresowanych- rzecz obowiązkowa.

Styl duszny, pióro ciężkie, narracji brakuje porządku. Te wady wynagradza niebagatelny ładunek wiedzy. Książka ma nieprzesadną objętość ale jest tu wszystko co ważne w temacie. Sylwetki (nie)sławnych hochsztaplerów, ich ofiar i historie jak do oszustw doszło. Raz łapałem się za głowę jak ktoś mógł się dać tak omamić, innym razem byłem zaskoczony, że świetnie działające...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Absolutny klasyk Expanded Universe (znanego teraz jako Legendy).
Opowieść o zdradzie w Gwardii Imperialnej, szukaniu zemsty i próbach zachowania honoru. Brud wojny partyzanckiej, agentury i Carnor Jax, który chce zagospodarować niedobitki po Imperium eliminując opozycję. Pomimo średniej oprawy graficznej i nieustannych problemów Gulacyego z proporcjami twarzy- firmowe spacje miedzy oczami- komiks zasługuje na uwagę. Szczególnie, że znalazło się tu przynajmniej kilka dobrych, efektownie zaprojektowanych plansz.
Dla mnie to powrót do dzieciństwa. Spiedermany i Batmany z przełomu lat '90 i 2000 wydawane przez TM-Semic były dla mnie zbyt brutalne i psychodeliczne. Karmazynowe Imperium mimo "dorosłej" fabuły miało takie proporcje, że nie odrzucało.
W obecnym eldorado komiksowym nic tylko korzystać. Wydanie jest ładne i posiada zbiór okładek z poszczególnych zeszytów, cena niewygórowana.

Absolutny klasyk Expanded Universe (znanego teraz jako Legendy).
Opowieść o zdradzie w Gwardii Imperialnej, szukaniu zemsty i próbach zachowania honoru. Brud wojny partyzanckiej, agentury i Carnor Jax, który chce zagospodarować niedobitki po Imperium eliminując opozycję. Pomimo średniej oprawy graficznej i nieustannych problemów Gulacyego z proporcjami twarzy- firmowe...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Na wstępie zaznaczę, że Dmowskiego szanuję a "Myśli nowoczesnego Polaka" uważam za książkę dobrą i wciąż potrzebną. Niestety erystyka obecna w "Złowrogim cieniu Marszałka" zmusza mnie do użycia takich argumentów, że zdawać się będzie jakbym Dmowskiego widział w czarnych barwach. Bo wszelka polemika z cukierkowym obrazem wykreowanym w książce będzie do tego prowadzić. Ziemkiewicz świetnie posługuje się zasadą kontrastu, w jego świecie Piłsudski-(głównie) zły, Dmowski- dobry a sanacja i jej wcześniejsze postaci atakowała gdy endecja i jej wcześniejsze postaci się tylko broniła. Czasem tylko zakłada listek figowy, że to tak nie do końca bo Piłsudski swoje zasługi miał (orly?) a w okresie 1921-1926 w nieczystości wchodzili wszyscy ale trzon książki wygląda właśnie tak. RAZ zastawia pułapkę na polemistów, zresztą nie pierwszy raz.


"Złowrogi cień Marszałka" to przeniesienie we współczesność bagna lat '30. Wbrew zapewnieniom Ziemkiewicza, że plemienne walki w stylu Tutsi-Hutu go brzydzą sam jadąc po sanacji kreuje endecję na aniołów, którzy stworzyliby Polskę 10x lepszą gdyby tylko "tamci" nie blokowali, nie przeszkadzali w ogóle gdyby "tamtych" nie było. To nie jest książka demitologizująca Piłsudskiego. To książka, w której wykrzywiony obraz Piłsudskiego ma być trampoliną dla mitu Dmowskiego i mitu endecji, której Polacy nie zrozumieli i przez to cierpią choć mogliby być tacy fajni. Odgrzewanie konfliktu sanacja-endecja.


-Dmowski i ten Wspaniały Polski Republikanizm... Och, to były polskie skarby. Gdyby nie ta zła sanacja i ten zły Piłsudski to by było! Jest taki mały problem, że robiąc z Dmowskim i Wspaniałym Polskim Republikanizmem to samo co z Piłsudskim w "Złowrogim cieniu" to nie ostałby się kamień na kamieniu. Po Dmowskim i endecji można by jechać lepiej i śmielej niż Gazeta Wyborcza we wczesnych latach 2000 a polski republikanizm wprost opisać jako warcholstwo, które doprowadziło do rozbiorów i "zniszczyło polskość" (oj jak lubi to niszczenie polskości przez Piłsudskiego podkreślać Ziemkiewicz) 100 lat przed tym jak rodzice mieli Piłsudskiego w planach.

-Ale skoro Wspaniały Polski Republikanizm był taki świetny to czemu padł? A bo przyszli różni źli ludzie i zepsuli. Budowanie narracji w stylu to było dobre ale ludzie zepsuli bo nie zrozumieli to jest to samo co wypominane Piłsudskiemu słowa: "Naród wspaniały tylko ludzie k**wy".

-W zestawieniach Dmowski/Piłsudski z Dmowskiego bierze autor najlepsze momenty a z Piłsudskiego najgorsze. A gdy w podobnych okresach obaj łagodnie mówiąc się nie popisywali to błędy pierwszego są pomijane albo przekuwane w wielkie zmagania a słabości drugiego uwypuklane i wbijane do łba czytelnikowi łopatą. Dmowski w książce jest ojcem swych sukcesów a jego porażki są sierotą lub mieli w nich udział "inni"; Piłsudski zaś osobiście odpowiada za przewiny każdego kto choćby się o niego otarł a jego sukcesy były często z przypadku.
W "Złowrogim cieniu" Dmowski to nie żywy człowiek tylko konstrukt, którego życiorys jest pisany pod tezy Ziemkiewicza i przypomina to rozprawkę na temat: "Dmowski z moich marzeń". Tytan pracy organicznej, organiczny bardziej niż hipermarketowy dział owoce/warzywa, przenikliwy, przewidujący, zawsze o czystych intencjach. Natomiast Piłsudski to krótkowzroczny watażka, zanurzony w toksycznym romantyzmie, ślepy na rzeczywistość (z lucidum intervallum w czasie wojny polsko-bolszewickiej), który gardził wszystkimi dookoła no ale jakiś talent wojskowy miał to z łaski można powiedzieć, że paszkwile Jędrzeja Giertycha to trochę przesada.

-Nieraz Ziemkiewicz cytując Piłsudskiego bolduje niektóre słowa nawet w krótkich cytatach a potem czyni wielostronicowe egzegezy tak jakby czytelnik za głupi był na własne myślenie. Egzegezy będące manipulacją, zwyczajnym czepialstwem, łapaniem za słówka a to i tak z wybranych do tezy przykładów z największym stężeniem pieniactwa albo pompatyczności... i nawet to jest często nieprzekonujące. Piłsudski powiedział tak a powinien tak (różnica jednego słowa) bo <<<kilkustronicowy wykład>>> a gdyby powiedział tak jak chciał Ziemkiewicz to byłoby dobrze. Egzegezy nie raz tak fantastyczne jak analizy złych psychiatrów, karykaturalne i czasem brakuje tylko jasnego wyłożenia jakie wydarzenia z życia płodowego Marszałka spowodowały rzeczy o dziesiątki lat odległe a przecinek znajdujący się w niewłaściwym miejscu w liście świadczy o antyendeckiej obsesji Ziuka.

-Dmowskiemu też potrzebny egzegeta. Ziemkiewicz chętnie stawia się w tej roli. Każdemu wytłumaczy, że co do Pana Prezesa niemal wszyscy się mylą: prawica, lewica, skrajna prawica, skrajna lewica, historycy. Mylił się PAX, mylił się ONR przedwojenny i współczesny. Autor wie co miał na myśli Dmowski w każdym ze swych pism i wie że od początku przez kilkadziesiąt lat realizował jedną wizję, wszystkie wolty to nie były wolty tylko realizacja tego samego jednego projektu z którym się chyba urodził. Każda ewolucja jego poglądów czy odstępstwo od ziemkiewiczowskiej wizji "Romana z marzeń" to żadne ewolucje i odstępstwa tylko takie triki dla publiki, dzięki którym Dmowski mógł być organiczny jak nikt inny. Jest jeden Dmowski, to Piłsudskiego każdy ma własnego i każdy go interpretuje po swojemu i oczywiście prawie każdy źle... ??? Zaraz, to skąd ci wszyscy, którzy mają "własnego Dmowskiego" i rozumieją go na różne sposoby?
Panslawizm, spojrzenie na Rosję i Mussoliniego, stosunek do katolicyzmu i Żydów na różnych etapach życia- wszystko wyjaśnione przez Ziemkiewicza, który przeniknął Pana Prezesa lepiej niż on sam.
I te słowa, które na łożu śmierci podobno padły: "Już mnie nie rozumieją." Potencjał mitologiczny- serio- wcale nie gorszy niż Piłsudskiego na Kasztance z obrazu Kossaka i pomników.

-Według autora w Polsce jest kult Marszałka i wszyscy czekają na jego nowe wcielenie. Na silnego człowieka. To jest mylenie skutku z przyczyną. Lud zawsze czeka na silnego człowieka w trudnych czasach. To jest najstarszy archetyp. Rozumiem, że w latach '20 i '30 Włosi byli zaczadzeni Piłsudskim bo wybrali Mussoliniego, Niemcy Hitlera, Hiszpanii trafił się Franco, Turcji Ataturk a dziś Amerykanie bo wybrali Trumpa, Węgrzy Orbana, we Francji Lepenówna szykuje się do rozbicia banku a Turcję przejął Erdogan. No cały świat zatopiony w Piłsudskim! Ziemkiewicz więcej w ten sposób zaciemnia niż wyjaśnia. Chce zamknąć wszystkie patologie świata w Piłsudskim. A w zasadzie w nim je zakląć. I poza tym Marszałkiem ma być NOWE. Ma być miejsce dla tej wspaniałej endecji, której patologie polityki i świata w ogóle się nie tykają.

-Do czego odnieść te paralele dwudziestolecie międzywojenne-współczesność? Gdzie nie ma tych sitw? Wielka Brytania? Niemcy? Może. Francja? Za Mitterranda kliki były mocne. No ale wygodnickie jest porównywanie się do znacznie bogatszych państw które po prostu stać na to żeby nie kisić się w wewnętrznych wojenkach. To jest kilka państw. Ze 194. Może kilkaset milionów ludzi na ponad 6 miliardów. Nawet w USA, które stać na pokój jest obecnie ideologiczna wojna wszystkich ze wszystkimi. A Ukraina? A Bałkany? A Ameryka Środkowa? Ziemkiewicz sam pisał (chyba w "Polactwie"), że Bułgaria i Rumunia skończyły po transformacji znacznie gorzej niż my a startowały z podobnych pozycji. Do kogo się więc porównywać?

-Rozpoczynanie książki od cytatu Giedroycia: "Nieszczęściem Polski jest to, że jej historia jest zakłamana jak nigdzie na świecie" uważam za chybione. I ten cytat nastawia cały tekst w kierunku bajania. Polska historia niczym się w świecie nie wyróżnia a to właśnie Ziemkiewicz takim cytatem, mimo deklarowanej demitologizacji i odpępkowywania, robi z Polski pępek świata tak jak Zychowicz mówieniem o najgorszym położeniu na świecie. Tezy umiejscawiające Polskę znowu w centrum, tym razem negatywnie.
W kwestii mitów z podobnego okresu idąc na Zachód mamy: Niemcy które latami "wypędzały ducha Hitlera", Francję, która Petaina (którego za wzór stawia Ziemkiewicz w książce "Jakie piękne samobójstwo") wyrzuciła na śmietnik historii i cała dzielnie walczyła w Resistance, Wielką Brytanię, w której Churchill zbudował swoją legendę jako tego, który wszystko przewidział i sprytnie wykorzystał błędy innych samemu nie popełniając żadnych (i mnóstwo odbrązawiaczy polskiej historii jest w ten mityczny obraz wpatrzona), "neutralną" Szwajcarię, Hiszpanię, która do dziś nie może sobie poradzić ze spuścizną wojny domowej z lat '30, USA, w których równoległych zakłamanych narracji historycznych ścierających się dziś ostro jest całe mnóstwo.

-Piłsudski pozostawił po sobie nieudaczników? A kogo pozostawił Dmowski? Teksty o tym, że nie chciał się otaczać swojakami są słabe i jest to sposób na to żeby ominąć prostą prawdę: nie tyle nie chciał co zwyczajnie nie potrafił być liderem. Miała się pojawić w międzywojniu prawicowa elita ludzi równych? Marzenia. Ale pojawili się inni liderzy, którzy Obóz Wielkiej Polski a potem ONR poprowadzili w zupełnie nierównościowym i nierepublikańskim kierunku. Dmowski mógł potem tylko ubolewać a na stare lata pisać tak przepełnione żółcią teksty, że ciężko powiedzieć który z nich- on czy Piłsudski był pod koniec życia bardziej zgorzkniały.
Jest w książce fragment o tym że w latach '20 Dmowski nie chciał wziąć sterów prawicy czego skutki były opłakane i tutaj można powiedzieć: w końcu. Ale w takim razie czym była ta prawica skoro bez tego jedynego Romana stawała się odbiciem klik piłsudczykowskich. Gdzie wyjątkowość negatywnej strony Piłsudskiego, gdzie odmienność endecji skoro oba obozy były bez swoich liderów jak ryby bez głowy a z nimi nie lepsze, gdzie złowrogi cień? Tutaj sypie się cała narracja. Mimo, że Ziemkiewicz zapiera się rękami i nogami to słowa w orbicie retoryki "Polski dwóch trumien".

-"Zdecydowana większość nie uznawała atmosfery zaboru za "wychodkową" i nienadającą się do życia, robiła kariery, zdobywała wykształcenie, prowadziła interesy, wielu Polaków wchodziło o korpusów oficerskich zaborczych armii, pracowało w zaborczej administracji".
Czy to nie przypomina opisu PRLu po roku '56? Ale niech ktoś tak powie o PRLu Ziemkiewiczowi albo jego kolegom. Oj, działoby się.

-Jak się zachwyca autor odrzuceniem przez Polaków I Kompanii Kadrowej w 1914. O jak im nie wyszło!... Cóż, tak samo ich nie obchodził Dmowski 20 lat później. Raduje się potem schadenfreudowsko marginalizacją Piłsudskiego w PPSie po 1905. Przykładając taką miarę do porażki Dmowskiego po 1921 roku to z samego schadenfreude można by zbudować pomnik trwalszy niż ze spiżu.

-Autor opisuje sanację jak nazistów z Księżyca. Piłsudski oszukał Polaków. Biedni Polacy, którzy czekali na Dmowskiego żeby być przykładnymi republikanami a zamiast tego dostali bandytę spod Bezdan. Ale klops! Tyle, że jak wszędzie byli ludzie, którzy chcą mieć spokój, słynną "ciepłą wodę w kranie" i chcą robić kariery i była to, jest i będzie większość. I w tej tzw sejmokracji przed zamachem majowym ustawić się chcieli wszyscy i bajzel był jaki był. Potem po prostu sanacja wzięła wszystko, niepozbawiona poparcia społecznego i karierę można było robić tylko w niej i robiły ją setki tysięcy osób. Bo w ogóle ludzie są łagodnie mówiąc niedoskonali. I wątpię czy w jakichkolwiek okolicznościach i czasie Dmowski ze swoim programem osiągnąłby wymierny sukces.
Że po klęsce wrześniowej wszyscy pluli na sanację? Cóż, trzeba było na kogoś zwalić całą winę. Póki była ciepła woda w kranie to wszystko było ok. Każdy winny tylko nie Polak mądry po szkodzie. No ale przecież Polacy w głębi duszy byli republikanami i brzydzili się tą uciskającą ich sanacją. Gdyby nie sanacja to by było.

-Nie jest tak że Ziemkiewicz tylko gani i gani. Wiele razy chwali. Ale to specyficzne chwalenie. Coś w stylu obłaskawiania czytelnika tak żeby za chwilę mu wcisnąć coś mocno podejrzanego co oszołomiony niedawną dobrocią czytelnik uzna za swoje przemyślenia i swój wybór. Technika doskonale znana domokrążcom. Z tym, że Ziemkiewicz nie wciska mi zestawu garnków za kilka tysięcy złotych i nie ulatnia się za chwilę więc to co w przypadku domokrążcy jest skuteczne na dłuższą metę i w kontakcie ze słowem pisanym nie działa.
Często zaleta Piłsudskiego zestawiana jest z czyjąś wypowiedzią stawiającą go w roli pomnika ze szczerego złota albo dla odmiany ;) nieprzyzwoicie i ślepo go sławiącą i następuje po tym stwierdzenie, że to przecież wstyd że tak o nim ludzie mówili i się przed nim płaszczyli. Zaczynam sobie zadawać pytania o kilka rzeczy- źródło wypowiedzi, kontekst i to kiedy została wypowiedziana. Następnie zadaję sobie pytanie- co ma wspólnego jedno z drugim. Niesmak rośnie. Ziemkiewicz po prostu przykleja do zalety Piłsudskiego wybrane cytaty lub częściej tylko twierdzenia, że ktoś kiedyś powiedział coś o wydźwięku mocno zawstydzającym. Zaleta w takim zestawieniu nagle staje się niepoważna i mało znacząca. To w sumie nie zaleta i trzeba się wstydzić, że się tak bałwochwalczo patrzy na Ziuka. No bo jak to tak chwalić Piłsudskiego jak pomnik ze złota skoro to "tylko" przez ręce Piłsudskiego przechodziły setki tysięcy i żaden rubel się do nich nie przykleił, skoro "tylko" współtworzył jedne z pierwszych organizacji konspiracyjnych odgrywających poważną rolę na progu I WŚ. No jaki to pomnik prawda? A w ogóle, że ktoś powiedział, że on pomnik 100 lat temu! Niebywałe. Wstydźcie się Polacy!
Piłsudski jest w "Złowrogim cieniu" chwalony za stworzenie Strzelca, za chwilę Ziemkiewicz stwierdza, że jednak Strzelec taki mocny nie był skoro nie potrafił wchłonąć innych związków. I tak to w tej książce jest- gdy Piłsudski coś robił normalnie to dostaje mu się za rzekomy brak skuteczności przy czym kryterium skuteczności miałyby być jakieś dziwne cele stawiane organizacjom i czynom Piłsudskiego przez Ziemkiewicza na 100 lat po czasie. Natomiast w innych fragmentach "Złowrogiego cienia" gdy autor opisuje jak Piłsudski sobie kogoś podporządkował i wykazał się skutecznością w tym samym rozumieniu co przed chwilą to jest to nagle zły Ziuk co nie mógł żyć bez uczynienia sobie z kogoś marionetki. Chciałoby się powiedzieć Ziemkiewiczowi- "Wóz albo przewóz" ale przecież dzięki takim zabiegom autor może skrytykować wszystko; spójność i logika idą w odstawkę a cel uświęca środki.

-Autor lubi się oburzyć jak mu się wyciąga błędy rzeczowe. W "Złowrogim cieniu" też takich błędów niemało. RAZ za każdym razem twierdzi, że nie ma znaczenia, że ktośtam pełnił inną funkcję bo przecież robił to samo, wywiad japoński miał inną nazwę ale jakie to ma znaczenie, cośtam było kilka miesięcy (a nawet lat) nie w tą stronę ale co z tego itd itd. Z tym, że to miecz obosieczny. Ja w ten sam sposób zapytam: jakie ma znaczenie z punktu widzenia zwyczajnego człowieka z roku 2017 że cośtam w okresie przed I WŚ i niedługo po jej wybuchu- bo ten okres jest w książce najbardziej maglowany- stało się parę miesięcy wcześniej czy później i było źródłem sporów gości walczących o władzę 100 lat temu w przepychankach kto był najpierwszy i najbardziej organiczny, kto co komu powiedział, na kogo się obraził, czyjego "jedynego" autorstwa było dzieło wielu osób i jak w "szokujących" szczegółach wyglądały prapoczątki Strzelca? Ziemkiewicz sam często nie ukrywa, że skutek rozważanych wydarzeń byłby ten sam niezależnie czy to jeden był górą czy drugi i kto komu narzucił swoją rację w danym momencie (mówiąc nie bez racji o decydującym wpływie mocarstw zachodnich na odzyskanie niepodległości i podkreślając że nie tylko Polska stała się po 1918 roku niepodległa). Rzecz może ciekawa dla historyków, miłośników historii ale dla szerokiego czytelnika, który mało się orientuje kto był kto? Tym gorzej, że te meandry mają specyficzną cechę- autor prowadzi przez nie wchodząc w gąszcz domysłów i przytaczanych relacji. Mało tu konkretów a wybiórczo przedstawiane jest zdanie dziesiątek osób, które były ze sobą w zasadniczym sporze i miały swój interes w opowiadaniu o tym sporze tak jak było im wygodnie. Mając już doświadczenie w umowności i przypowieściowym charakterze niektórych argumentów Ziemkiewicza, które wychodzą wyraźnie w dyskusjach na żywo, mogę z niemałym prawdopodobieństwem stwierdzić, że te meandry wypełnione są wygodnymi dla tez autora książki konfiguracjami i zestawieniami. I dlatego ciągle zadaję sobie te pytania- źródło przytaczanej wypowiedzi, kontekst, cel, wiarygodność. A że nie raz cytatów nie ma tylko są mgliste zapewnienia, że dane słowo padło z ust kogośtam albo stwierdzenie, że w dokumentach co prawda czegoś nie ma ale przecież z tego a tego niezbicie to wynika to czuję próby wystrychnięcia mnie na dudka.
Dla "szerokiego czytelnika" czy wręcz dla kogoś kto ani me ani be o historii to musi być pokręcona lektura, miejscami podobna do pudelkowych publikacji Sławomira Kopra. Z tym, że "Złowrogi cień" to podobno wstrząsające rozliczenie z polskimi mitami a nie odcinek rubryki towarzyskiej z serii "Skandale elit"...

-Ziemkiewicz odwieczne prawidła polityki i propagandy przystraja w szaty piłsudczykowskie. Im dalej w książkę tym bardziej widać jak opisuje politykę per se którą po prostu robił Piłsudski i jego ferajna. Dzięki temu, że zamyka patologie polityki w haśle "sanacja" może kreować endeków na mężów stanu jak z Platona czy Arystotelesa. Tylko cholera, skąd się wzięły stosy wzajemnie niszczących się prawicowych kanap, skąd wziął się ONR, jak to możliwe, że mimo sanacji wyłączonej w obozach w trakcie II Wojny Światowej burdel robiły koterie Sikorskiego czy Mikołajczyka (bo przecież nie tylko do konfliktu sanacja-endecja sprowadzała się polska polityka) torpedując wysiłki wojenne?

-Autor dodatkowo sprytnie to wszystko opakowuje. Tak jakby cały polski naród wielbił dziś Ziuka jak co najmniej Koreańczycy lat '70 Kim Ir Sena. Tak jak by się żywił propagandą lat '30 i to dodatkowo wyjaskrawioną. Gdy tak się nakreśli tych niemądrych Polaków, którzy nie rozumieją Dmowskiego i tego Wspaniałego Polskiego Republikanizmu to można robić co się chce. No nic, że Cat-Mackiewicz jest obecny w szerokiej debacie od co najmniej kilku lat, nic że jeszcze w 1980 powstał świetny wysokobudżetowy film "Zamach stanu" i ogólnie w każdym tygodniku politycznym i miesięczniku historycznym których jest od zatrzęsienia było o Berezie, Zagórskim i Rozwadowskim i te tematy wracają regularnie. Nieee. Polacy są zaczadzeni mitem! A może jednak Piłsudski miał trochę zasług i jest wygodną postacią do spersonifikowania wysiłku Polaków w 1918? Tak jak Churchill dla Wielkiej Brytanii i to wcale nie jest umysłowe zaczadzenie tylko skrót myślowy większości ludzi. Że ogólny odbiór Piłsudskiego nie ma za wiele wspólnego z odbiorem w latach'30? Dmowski, Wspaniały Polski Republikanizm, REEEEEEE.

-Polacy podobno nie potrafią w okresie pokoju odrzucić tych, którzy byli skuteczni na wojnie. W przeciwieństwie do Brytyjczyków, którzy odrzucili po II Wojnie Churchilla. Nietrudno to twierdzenie obalić. Mając spokojniejszą sytuację niż w latach '20, w 1993 czyli zaraz po transformacji Polacy wybrali SLD (które startowało pod hasłem: "Tak dalej być nie musi") zmęczeni wojenkami postsolidarności a niedługo potem Wałęsa powędrował na zupełny margines i prezydentem został gładki nowoczesny Oleolek w rytmie discopolo pod hasłem "Wybierzmy przyszłość". Żadnych zamachów stanu, z prezydentem spokój na 10 lat (ocena tego na ile to były dobre/złe rządy i dobra/zła prezydentura to inna sprawa). Demokracja.

-pojawiają się jakieś dziury? Narracja się rozłazi? Rozwiązanie jest dla autora proste: Piłsudski miał niesamowitego farta, ciągle, przez całe życie, kilkadziesiąt lat POTĘŻNEGO farta.


Temat jest ważny, sanacja naprawdę była zła, Piłsudski popełnił wiele błędów ale takie podbijanie emocji debaty i wkładanie kija w mrowisko byle zrobić trochę bałaganu, podpromować swoje Stowarzyszenie Endecja i zarobić jest po prostu łobuzerstwem.
I tak jak po Zychowiczu wielu ludzi mających pojecie o historii takie, że zasadniczo dotyczy ona tego co już było, był taki przedmiot w szkole i ma ona jakiś związek z datami wylewało ścieki na każdego piejąc o Mackiewiczach i sojuszu z Hitlerem na różnych forach, facebookach i youtubach nie zdając sobie nawet sprawy z wybiórczości doboru cytatów i okoliczności ich wygłaszania tak i teraz zaroiło się od internautów piejących o Marszałku-idiocie i o tym jaka by była Polska od morza do morza gdyby nie on. "Złowrogi cień Marszałka" to w założeniach książka kierowana do szerokiego grona odbiorców. I szerokie grono odbiorców bez znajomości dwudziestolecia międzywojennego i I połowy XX wieku z innych źródeł będzie bezrefleksyjnie rozpowszechniać erystyczną mieszankę w jeszcze bardziej wyostrzonej formie niż w książce i wyciągać wnioski takie od jakich (a przynajmniej tak deklaruje) Ziemkiewicz jest jak najdalej. Tym się kończy "luźna felietonistyczna forma" a tak naprawdę łatwość ferowania wyroków. Tak jak przemoc rodzi przemoc tak manipulacje się potęgują oddalając od prawdy.

Powstanie warszawskie doczekało się wspaniałej książki "Kto wydał wyrok na miasto?" Andrzeja Leona Sowy, w której powstanie to zostało zmiażdżone wyważonymi argumentami (a mimo to 10 razy cięższymi niż stękanie Zychowicza) przy oddaniu sprawiedliwości wszystkim. Bez prywaty i robienia z tematu użytku do prowadzenia współczesnych wojenek felietonistycznych. Mam nadzieję, że takiej rzetelnej pozycji doczeka się postać Marszałka. Bo obecnie z tych w miarę współczesnych do wyboru są takie, które mają nachylenie hagiograficzne albo "Złowrogi cień Marszałka". Ze szkodą dla wszystkich.

Na wstępie zaznaczę, że Dmowskiego szanuję a "Myśli nowoczesnego Polaka" uważam za książkę dobrą i wciąż potrzebną. Niestety erystyka obecna w "Złowrogim cieniu Marszałka" zmusza mnie do użycia takich argumentów, że zdawać się będzie jakbym Dmowskiego widział w czarnych barwach. Bo wszelka polemika z cukierkowym obrazem wykreowanym w książce będzie do tego prowadzić....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Koncerny jak to koncerny. O przekrętach w firmach-gigantach napisano setki książek, nakręcono setki filmów. Patologie są nieodłączną częścią wielkiego biznesu i wielkich pieniędzy i nikt temu nie zaprzeczy.

Z tym można walczyć. W odniesieniu do medycyny krytykuje się zwyczaj niepublikowania badań niekorzystnych dla producenta, nowymi metodami statystycznymi rozjeżdża się kółka wzajemnej adoracji, stosuje się peer review, istnieje wymóg ujawniania konfliktu interesów, system rejestracji leków jest bardzo rygorystyczny.

Mimo to, jak to w życiu, nie zawsze obwody bezpieczeństwa są skuteczne. Jednak kontrola nad rynkiem medycznym jest coraz ciaśniejsza i pola do nadużyć są choćby w stosunku do tego co działo się na początku lat 2000 niewielkie. Grube wały to już naprawdę margines.

Paramafijne robienie pieniędzy opiera się nie na truciu ludzkości a na tym kto z producentów leków o podobnej skuteczności dopcha swoich lobbystów do urzędników tworzących listy refundacyjne. To finansowe machinacje są największym problemem medycyny. Zmowy cenowe firm ubezpieczeniowych, tworzenie mody na nie do końca sprawdzone nowinki niewiele lepsze a znacznie, znacznie droższe niż metody dotychczas stosowane (przede wszystkim techniki i narzędzia w zabiegówce).

I tu na scenę wkracza pan Zięba. Jego metodę można opisać krótko: gdyby wziął się za rynek paliw i koncerny petrochemiczne pisałby, że benzyna niszczy silniki, nie ma dowodów że w ogóle działa i do baków powinniśmy lać sok z brzozy. W tym czasie giganci rynku paliw dalej prowadziliby interesy w krajach trzeciego świata w sposób kontrowersyjny i mogliby dzięki Ziębie wrzucić każdego kontestatora do worka z oszołomami.

Dziękuję pan Zięba.

Koncerny jak to koncerny. O przekrętach w firmach-gigantach napisano setki książek, nakręcono setki filmów. Patologie są nieodłączną częścią wielkiego biznesu i wielkich pieniędzy i nikt temu nie zaprzeczy.

Z tym można walczyć. W odniesieniu do medycyny krytykuje się zwyczaj niepublikowania badań niekorzystnych dla producenta, nowymi metodami statystycznymi rozjeżdża się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książka jeszcze ważniejsza niż te 3 lata temu.

O tym gdzie się kończy wolność słowa i jak blisko współczesnemu człowiekowi do granic niebezpiecznego świata cieni a w istocie jak ten świat zagarnia dla siebie coraz większe połacie naszej prywatności.

Warto się zapoznać z tym jak ścigano Snowdena, jakie metody stosują pączkujące służbo-korporacje i jaką burzę dezinformacji i propagandy serwowała administracja amerykańska do wytłumienia afery.
W czyszczeniu własnych brudów, rozdymaniu swoich budżetów i szpiegowaniu sojuszników molochy takie jak NSA to asy. Gorzej ze skutecznością w realizacji celów statutowych. Obywatele krajów Zachodu mogą być rozgrywani przez te państwa w państwie jak mieszkańcy republik bananowych za czasów zimnej wojny. Na osłabieniu tradycyjnych wywiadów, przede wszystkim CIA, skorzystały nowe twory, w tym sektor prywatny jak wyjęty z cyberpunkowych dystopii. Dobrym porównaniem zuchwałości tych dwóch rodzajów szpiegowskiej działalności jest zestawienie mafii z połowy XX wieku z dzisiejszymi kartelami meksykańskimi dla których nie ma żadnych granic.

"Tyrania", której tak się dziś wszyscy boją rośnie już od wielu lat. Wszystkie narzędzia do stworzenia ze świata placu zabaw Wielkiego Brata są znane i używane na coraz większą skalę. Populiści, którymi gardzi salon przychodzą na gotowe. A w ich objęcia wpychali szerokie masy przez lata ci pyszni "demokraci", których na kartach tej książki pełno. Afera Snowdena była jednym z filarów utraty zaufania do elit. Wszystko na rękę Rosji i Chinom.

A poza tym "Nigdzie się nie ukryjesz" to kawał świetnej literatury faktu i reportażu. Rzeczywistość splagiatowała Ludluma, Clancyego i le Carrego a Greenwald opisał to tak, że od lektury nie można się oderwać.

Książka jeszcze ważniejsza niż te 3 lata temu.

O tym gdzie się kończy wolność słowa i jak blisko współczesnemu człowiekowi do granic niebezpiecznego świata cieni a w istocie jak ten świat zagarnia dla siebie coraz większe połacie naszej prywatności.

Warto się zapoznać z tym jak ścigano Snowdena, jakie metody stosują pączkujące służbo-korporacje i jaką burzę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Biografia Doliny Krzemowej i potoczysty opis prac tysięcy zdolnych ludzi w wielu firmach. Musk jest gdzieś w tle. Jego działania to głównie dorzucanie pieniędzy aż do granicy zadłużania się, kreowanie nierealnych terminów i procesowanie się o prawo do nazywania się twórcą rzeczy, których nie stworzył.

Młodzi inżynierowie po Stanfordzie w obliczu kłopotów technicznych przepychający siłą własnych rąk rakietę jak egipscy robotnicy przy budowie piramid- to scena która najlepiej oddaje atmosferę pracy w SpaceX i innych firmach Elona.
Deadline, cięcie kosztów, chore godziny pracy, konkurencja, awarie i od czasu do czasu Musk zstępujący na ziemię i rozdający kary i nagrody, niekoniecznie według zasług. Kolejne roczniki absolwentów najlepszych światowych uczelni wciąż brną do tego niemal sekciarskiego środowiska jak do Eldorado mimo zarobków, które nie powalają i byłyby do osiągnięcia znacznie mniejszym wysiłkiem w Intelu czy Microsofcie. Misja- tym tłumaczą swoje zaangażowanie.

Musk stworzył organizm, który chce terraformować Marsa, władować wszystkich zmotoryzowanych w samochody elektryczne a ludzie, których traktował jak szmaty, wycisnął jak cytryny i porzucił są mu wdzięczni za szansę zmieniania świata.

Fascynujące.

Biografia Doliny Krzemowej i potoczysty opis prac tysięcy zdolnych ludzi w wielu firmach. Musk jest gdzieś w tle. Jego działania to głównie dorzucanie pieniędzy aż do granicy zadłużania się, kreowanie nierealnych terminów i procesowanie się o prawo do nazywania się twórcą rzeczy, których nie stworzył.

Młodzi inżynierowie po Stanfordzie w obliczu kłopotów technicznych...

więcej Pokaż mimo to