-
ArtykułySięgnij po najlepsze książki! Laureatki i laureaci 17. Nagrody Literackiej WarszawyLubimyCzytać1
-
Artykuły„Five Broken Blades. Pięć pękniętych ostrzy”. Wygraj książkę i box z gadżetamiLubimyCzytać4
-
ArtykułySiedem książek na siedem dni, czyli książki tego tygodnia pod patronatem LubimyczytaćLubimyCzytać4
-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9
Biblioteczka
2005
2006
2011-01-25
Niezwykła książka. Podczas czytania miałam nieustanne poczucie, że czytam o czymś znanym. Chodzi o to coś pod powłoczką fabuły i opisów miejsc, w których nigdy nie byłam. Chodzi o klimat. Gdzieś już to czułam. I ta atmosfera niesamowitości, grozy, przenikania siebie świata widzialnego i tego innego, trwającego w umysłach, przeczuciach i lękach ludzkich. Napisać książkę to nic trudnego, ale tchnąć w nią duszę, to już sztuka.
Niezwykła książka. Podczas czytania miałam nieustanne poczucie, że czytam o czymś znanym. Chodzi o to coś pod powłoczką fabuły i opisów miejsc, w których nigdy nie byłam. Chodzi o klimat. Gdzieś już to czułam. I ta atmosfera niesamowitości, grozy, przenikania siebie świata widzialnego i tego innego, trwającego w umysłach, przeczuciach i lękach ludzkich. Napisać książkę to...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-11-07
2005
1999-01-01
2010-09-02
2010-06-12
Fabuła "Pokoju Jakuba" jest tylko pretekstem do sięgnięcia głębiej, stanowi tło dla myśli, odczuć, wrażeń. To tak jak w życiu - dookoła trwa świat, przemykają ludzie, przedmioty, zdarzenia, a wszystko to jest "przetrawiane" przez nasze zmysły gdzieś wewnątrz. Zaskakujące a tak oczywiste.
Fabuła "Pokoju Jakuba" jest tylko pretekstem do sięgnięcia głębiej, stanowi tło dla myśli, odczuć, wrażeń. To tak jak w życiu - dookoła trwa świat, przemykają ludzie, przedmioty, zdarzenia, a wszystko to jest "przetrawiane" przez nasze zmysły gdzieś wewnątrz. Zaskakujące a tak oczywiste.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-03-01
1999-01-01
Powieść z tych niezapomnianych. Cudowna, magiczna, wielowymiarowa. Chodzi za człowiekiem całe życie i co jakiś czas jak komentarz do życia "wyskakuje" z zakamarków pamięci, żeby pokazać "tak, o czymś takim pisał Bułhakow".
Powieść z tych niezapomnianych. Cudowna, magiczna, wielowymiarowa. Chodzi za człowiekiem całe życie i co jakiś czas jak komentarz do życia "wyskakuje" z zakamarków pamięci, żeby pokazać "tak, o czymś takim pisał Bułhakow".
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2008-01-01
1995-01-01
2011-07-30
Zostałam uwiedziona. Uwiedziona w sposób najnikczemniejszy, bo duchowy, a uległość narzucono mojej wrażliwości czytelniczej. Uwiedziona zostałam gwałtownie, zniewolona i porzucona w niedosycie. Uległam już od pierwszego zdania, obiecującego ponad 800 stron niesamowitych przeżyć. W naiwności swojej nie przewidziałam, że to będzie TYLKO ponad 800 stron…
„Laurids Madsen był w niebie, ale wrócił stamtąd dzięki swoim butom” – to pierwsze zdanie zabrzmiało jak preludium do wielkiej przygody, a przyniosło o wiele więcej.
Carsten Jansen zabrał mnie do swojego rodzinnego miasteczka, do duńskiego portu Marstal. Ale nie dzisiaj. Zabrał mnie „wtedy”. Wtedy, gdy jeszcze żyło morzem, oddychało morzem, żywiło się morzem, współżyło z morzem. I zabrał mnie trochę później, gdy Marstal podupadało jako port, gdy traciło swoją tożsamość, gdy na nowym cmentarzu zaczęto grzebać marynarzy, bo morze przestało przyjmować ich ciała. I pokazał mi jeden z końców tego świata, gdy port zapełnił się ciałami topielców, ostatnich ofiar II wojny światowej.
Wkroczyłam w świat ludzi naznaczonych przez morze. W ten sposób spotkałam syna marynarza szukającego ojca na wodach świata. Poznałam wdowę, która postanowiła ukarać morze. Obserwowałam marynarza, który był na progu śmierci, widział „dupę świętego Piotra” i wrócił na ziemię. (Wybaczcie – marynarze nie przebierają w słowach). Wysłuchałam proroczych snów starego człowieka i śledziłam z przerażeniem ich spełnienie.
To była niezwykła podróż. Niezapomniana. Pozwoliła mi przeżyć koniec świata. Wiele końców świata. Bo każda śmierć jest osobistym końcem świata, każda trauma śmiercią w człowieku, końcem jakiegoś porządku, do którego nie ma już powrotu.
Podczas tej podróży autor oddał mi na chwilę swoje oczy, bym mogła zobaczyć sto lat historii oczyma Marstalczyka, potomka duńskich marynarzy. Poprowadził mnie przez czas miniony począwszy od „wojny trzyletniej” w latach1848—1851 do zakończenia II wojny światowej. Te sto lat historii pełne było wojen, o których świat niejedno już usłyszał, ale też małych, lokalnych, prywatnych i wewnętrznych bitew: między marynarzami, między wdowami a morzem, między synami a matkami…
Po raz kolejny spojrzałam na wojnę. Tym razem poprzez morze.
Świat przedstawiony w książce „My, topielcy” jest niemal baśniowy. Niemal. Za dużo w nim prawdziwego życia i jego brutalności. Nastrój opowieści doskonale odzwierciedla obraz umieszczony na okładce książki („A Storm at Sea” Hermanusa Koekkoeka) – piękny, smutny i niepokojący; wszystko wydaje się odbywać pod niebem grubo zaścielonym szarymi chmurami, w ponurych barwach październikowego popołudnia. Taka baśń dla dorosłych. Baśń o tragediach ludzkich, o końcach i nowych początkach. Nawet wojna, tak straszliwa i niezrozumiała, wydaje się wtapiać w koleje świata. „Możliwe, że alianci walczyli o zwycięstwo sprawiedliwości, ale samo życie zawsze było niesprawiedliwe” – czyż nie tak? Wojna nie jest jedyną niesprawiedliwością, jedynym złem, jedynym niepokojem…
Gdy to piszę, książka „My, topielcy” leży obok klawiatury. Skończyłam ją czytać kilka godzin temu ale wciąż noszę w sobie obraz Marstal. Otulone falochronem, zagłuszane szumem fal, osnute szarą mgłą. Nie pamiętam, czy o tej mgle przeczytałam choć słowo, ale widzę ją, musiała spłynąć gdzieś między wierszami. Na zewnątrz jest ciemno, a ja w kształtach rysujących się za oknem odnajduję maszty statków uśpionych w porcie. Wyobrażam sobie, że zmarli spacerują po nabrzeżu. No cóż, dopadła mnie melancholia, ale ten smutek i zamyślenie są przyjemne.
W końcu będę musiała zacząć czytać inną książkę, ale jeszcze nie dziś. Dziś zostanę jeszcze w duńskim porcie, zatańczę wśród topielców świętujących koniec wojny...
Zostałam uwiedziona. Uwiedziona w sposób najnikczemniejszy, bo duchowy, a uległość narzucono mojej wrażliwości czytelniczej. Uwiedziona zostałam gwałtownie, zniewolona i porzucona w niedosycie. Uległam już od pierwszego zdania, obiecującego ponad 800 stron niesamowitych przeżyć. W naiwności swojej nie przewidziałam, że to będzie TYLKO ponad 800 stron…
„Laurids Madsen był w...
Jedna z najukochańszych książek. Nie umiem powiedzieć dlaczego. Po prostu zapadłam się w nią do ostatnich stron.
Jedna z najukochańszych książek. Nie umiem powiedzieć dlaczego. Po prostu zapadłam się w nią do ostatnich stron.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to