-
ArtykułySherlock Holmes na tropie genetycznego skandalu. Nowa odsłona historii o detektywie już w StorytelBarbaraDorosz1
-
ArtykułyDostajesz pudełko z informacją o tym, jak długo będziesz żyć. Otwierasz? „Miara życia” Nikki ErlickAnna Sierant3
-
ArtykułyMagda Tereszczuk: „Błahostka” jest o tym, jak dobrze robi nam uporządkowanie pewnych kwestiiAnna Sierant1
-
ArtykułyLos zaprowadzi cię do domu – premiera powieści „Paryska córka” Kristin HarmelBarbaraDorosz1
Biblioteczka
Cóż...
Albo zmęczenie materiału w spółce Preston & Child, co nie wróży najlepiej na przyszłość, albo (może się łudzę) chwilowy kryzys formy autorów.
"Miasto bezkresnej nocy" czyta się "bez bólu", lecz tak naprawdę "chwilę po" ma się ochotę jedynie zapalić papierosa i wyjść... Niewiele zostaje w pamięci...
I tyle napiszę, żeby siebie i innych bardziej nie dołować...
Cóż...
Albo zmęczenie materiału w spółce Preston & Child, co nie wróży najlepiej na przyszłość, albo (może się łudzę) chwilowy kryzys formy autorów.
"Miasto bezkresnej nocy" czyta się "bez bólu", lecz tak naprawdę "chwilę po" ma się ochotę jedynie zapalić papierosa i wyjść... Niewiele zostaje w pamięci...
I tyle napiszę, żeby siebie i innych bardziej nie...
2020
„Japońskie Millenium” – napisał jakiś dowcipniś na okładce książki. Dobrze, że dodał „japońskie”. Nie jestem jakimś przesadnym wielbicielem twórczości Stiega Larssona, ale jedyne podobieństwo „Sześć cztery” do, dajmy na to, „Mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet” to… objętość.
„Wciąga tak, że ponad 700 stron połyka się jak na wielkim głodzie” – napisała z kolei recenzentka „Książek”. „Na głodzie”…, tu chciałem być uszczypliwy, lecz się powstrzymuję.
Powieść Hideo Yokoyamy jest nudna, nieciekawa, akcja się wlecze jak serial „Korona królów” i jest równie wciągająca… Posłużę się cytatami ze skrzydełka książki, choć pewno wbrew intencji Wydawcy:
„Wymyka się wszelkim kryminalnym stereotypom” (The Washington Times) – bez wątpienia, wymyka,
„Czegoś takiego jeszcze nie czytałem” (The New York Times) – to za bardzo krytycznie, sięgnij Pan po Mroza,
„Zaskoczy nawet najbardziej uważnego czytelnika” (The Sunday Times) – oj, zaskoczy…
…
Ale może przesadzam. Może po prostu nie znam japońskiej kultury, bo gdybym ją poznam, to by mi się podobało…
(Wątpię, ale co mi tam)
„Japońskie Millenium” – napisał jakiś dowcipniś na okładce książki. Dobrze, że dodał „japońskie”. Nie jestem jakimś przesadnym wielbicielem twórczości Stiega Larssona, ale jedyne podobieństwo „Sześć cztery” do, dajmy na to, „Mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet” to… objętość.
„Wciąga tak, że ponad 700 stron połyka się jak na wielkim głodzie” – napisała z kolei recenzentka...
Są książki, które nie wytrzymują próby czasu...
Nie jest to powieść "dobra", ale nie ma kategorii "dobra bo"...
...a dobra "bo":
...bo znakomite dialogi,
...bo czasami Ian Fleming wplata historie niby o niczym, a jednak mówiące wiele o postaci, jak w tej konkretnej powieści Domino, która opowiada o opakowaniu Playersów (takie papierosy). Ujmujące...
...bo nie każdemu dane było być, nawet i dziś, gdy świat generalnie dostępny, w tych miejscach, w których bywał Bond...
Co oczywiście nie może zaciemniać faktu, że akcja wątła, nijaka-taka...
Są książki, które nie wytrzymują próby czasu...
Nie jest to powieść "dobra", ale nie ma kategorii "dobra bo"...
...a dobra "bo":
...bo znakomite dialogi,
...bo czasami Ian Fleming wplata historie niby o niczym, a jednak mówiące wiele o postaci, jak w tej konkretnej powieści Domino, która opowiada o opakowaniu Playersów (takie papierosy). Ujmujące...
...bo nie każdemu dane...
Dla mnie Święty zawsze będzie miał twarz Rogera Moore'a, kojarzył się z jego nieco uniesionymi brwiami, kiedy nad głową Simona Templera pojawia się aureola; z kilkoma kreskami, układającymi się w postać... Świętego; i z pierwszymi taktami muzyki czołówki, której - wybaczcie - tu nie zanucę (a jest czego żałować - muzyki, a nie tego jak nucę)... Oglądałem kilka odcinków serialu, będąc dziecięciem, a jednak pamiętam. Serial dziś raczej demodé, to w końcu lata 60., a jednak... łza się w oku kręci - gdzie ci scenarzyści, poczucie humoru?
Ale do rzeczy... Leslie Charteris, czyli jego Simon Templar broni się "książkowo" także i dziś. Może nie wszystko, ale "Święty w Nowym Jorku" na pewno wart jest polecenia...
Dla mnie Święty zawsze będzie miał twarz Rogera Moore'a, kojarzył się z jego nieco uniesionymi brwiami, kiedy nad głową Simona Templera pojawia się aureola; z kilkoma kreskami, układającymi się w postać... Świętego; i z pierwszymi taktami muzyki czołówki, której - wybaczcie - tu nie zanucę (a jest czego żałować - muzyki, a nie tego jak nucę)... Oglądałem kilka odcinków...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Jedna z najlepszych powieści kryminalnych, które przeczytałem w ostatnich miesiącach. Może trochę zanadto brutalna, a trup ściele się nieco zbyt gęsto, ale "Wszystko martwe" warte jest polecenia.
I jeszcze jedno... Delta Missisipi, czyli Luizjana. Dotąd myślałem, że klimatu, tajemniczości, ale także upiorności, która przyzywa do siebie człowieka z mrocznych bagien tej dziwnej krainy nie oddał nikt lepiej niż James Lee Burke. Myliłem się. John Connolly, choć Irlandczyk, czyli w przeciwieństwie do rdzennego mieszkańca Luizjany Lee Burke'a można by powiedzieć gość, turysta w przymglonym świecie cypryśników i oplątwy opisał to miejsce wprost rewelacyjnie.
Jedna z najlepszych powieści kryminalnych, które przeczytałem w ostatnich miesiącach. Może trochę zanadto brutalna, a trup ściele się nieco zbyt gęsto, ale "Wszystko martwe" warte jest polecenia.
I jeszcze jedno... Delta Missisipi, czyli Luizjana. Dotąd myślałem, że klimatu, tajemniczości, ale także upiorności, która przyzywa do siebie człowieka z mrocznych bagien tej...
2018-12-17
Prezydent to nie ma klawego życia (no chyba, że większość danego mu na tym urzędzie czasu spędza na Twitterze, komentując zawiłości świata tego i myśląc, że jest szalenie dowcipny lub zachwycając się własną popularnością liczoną ilością memów)...
Bill Clinton coś na ten temat wie, pewno nawet więcej niż zdradza. W końcu najpierw wygrał dość niespodziewanie wybory, by później cudem uniknąć impeachmentu, czyli całkiem jak... bohater książki "Gdzie jest prezydent". Nie mnie oceniać jego politykę wewnętrzną, w tej zagranicznej na początku też się nie popisał, by przypomnieć ludobójstwo w Rwandzie czy mordy w b. Jugosławii (nie "popisał" z resztą nie on jeden, cały świat się przyglądał, łącznie z żołnierzami ONZ, którzy byli na miejscu choćby w Srebrenicy). Dlaczego o tym przypominam? Bo człowiek zazwyczaj nie ma drugiej szansy. Chyba że w snach lub... na kartach powieści.
Są więc w książce (współ)autorstwa Clintona wszystkie bolączki świata A.D. 2018: zagrożenie terroryzmem (czy "tu" cyberterroryzmem), mniej czy bardziej zakulisowy wpływ Rosji na światową politykę (państw, społeczeństw), rosnąca ksenofobia, podział na "dwa narody" wewnątrz krajów, trywializacja "czwartej władzy" (czy dziennikarstwo to jeszcze misja, zawód, jeśli można bezkarnie pisać cokolwiek na FB bez podstawowej rzetelności?).
Skoro stawia się diagnozę czy jest rozwiązanie? Były prezydent na koniec powieści o tym pisze, lecz słowa brzmią bardziej jak chciejstwo (w jego przypadku - wishful thinking) niż recepta na wyjście z kryzysu. Świat bowiem po żadnym z konfliktów nie staje się lepszy, a ludzie mądrzejsi, tego uczy historia, choć większość ma nadzieję, że "tym razem będzie inaczej". Cóż, zazwyczaj górę biorą uprzedzenia mniejszości.
"Gdzie jest prezydent" spółki Bill Clinton/James Patterson czyta się całkiem dobrze. Może "Dzień Szakala XXI wieku" to lekka przesada (czytając Fredericka Forsytha i za drugim, trzecim razem miałem nadzieję, że "tym razem się uda"), ale naprawdę warto, zwłaszcza że... I tu nie mogę nic dodać, żeby to nie był spoiler.
P.S.
Konstatacja. Taka osobista.
Wierzę, że Stany Zjednoczone sobie poradzą. Zbyt silne jest tam poczucie wolności, a przede wszystkim instytucje prawa, datujące się przecież nie od Deklaracji Niepodległości tylko XIII-wiecznej Magna Charta. I to by było na tyle jeśli chodzi o moją wiarę.
Prezydent to nie ma klawego życia (no chyba, że większość danego mu na tym urzędzie czasu spędza na Twitterze, komentując zawiłości świata tego i myśląc, że jest szalenie dowcipny lub zachwycając się własną popularnością liczoną ilością memów)...
Bill Clinton coś na ten temat wie, pewno nawet więcej niż zdradza. W końcu najpierw wygrał dość niespodziewanie wybory, by...
Absolutna pomyłka!
Ani to Jo Nesbo, ani tym bardziej Szekspir (żal mi Mistrza, nie wiem czy się w grobie przewraca, czy z wyższością "olał" to "coś"). Tak złej książki nie czytałem dawno. Od autora cyklu z Harrym Hole spodziewałem się znacznie, znacznie więcej. Nesbo tłumaczy fakt, że pewno za napisanie tego czegoś dostał sporo kasy, a co mnie tłumaczy za pieniądze wyrzucone w błoto?!
Absolutna pomyłka!
Ani to Jo Nesbo, ani tym bardziej Szekspir (żal mi Mistrza, nie wiem czy się w grobie przewraca, czy z wyższością "olał" to "coś"). Tak złej książki nie czytałem dawno. Od autora cyklu z Harrym Hole spodziewałem się znacznie, znacznie więcej. Nesbo tłumaczy fakt, że pewno za napisanie tego czegoś dostał sporo kasy, a co mnie tłumaczy za pieniądze...
Właściwie czym się różni "Sześć lat później" od "osiem lat później", o przepraszam, od "Nie mów nikomu"? Harlan Coben chyba zapomniał, że już tę książkę kiedyś napisał, w końcu od "Nie mów nikomu" do "Sześć lat później" minęło 12 lat.
W "repertuarze" Harlana Cobena jest kilka lepszych powieści...
Właściwie czym się różni "Sześć lat później" od "osiem lat później", o przepraszam, od "Nie mów nikomu"? Harlan Coben chyba zapomniał, że już tę książkę kiedyś napisał, w końcu od "Nie mów nikomu" do "Sześć lat później" minęło 12 lat.
W "repertuarze" Harlana Cobena jest kilka lepszych powieści...
Objawienia nie miałem, w fotel mnie również nie wbiło, ale "Kruka" czyta się całkiem znośnie. Minus za drażniące zakończenie.
Objawienia nie miałem, w fotel mnie również nie wbiło, ale "Kruka" czyta się całkiem znośnie. Minus za drażniące zakończenie.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
(o samej powieści będzie mało)
Aż dziw, że za tę książkę Zygmunta Miłoszewskiego nie spalono na stosie. No, ale być może skrajna prawica czyta wyłącznie Ziemkiewicza?
Obraz Karola de Prévota z katedry w Sandomierzu pochodzi z wieku XVIII, ale czy od czasów księdza Stanisława Żuchowskiego, gorliwego tropiciela żydowskich spisków, który ów obraz zamówił aż tak wiele się zmieniło?
"– My wiemy, kochani państwo, że tych faktów, jakimi były mordy rytualne, nie da się z historii wymazać. Dlaczego? Dlatego, że my, polskie państwo, w naszych archiwach, w ocalałych dokumentach, mamy na przestrzeni różnych wieków (…) prawomocne wyroki po mordach rytualnych” – mówi trzy wieki później, w roku 2018 nauczyciel akademicki Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego ks. prof. Tadeusz Guz. I jeszcze idzie w zaparte, chcąc debaty, bo przecież „mamy dokumenty procesowe”.
Jasne. Są także „prawomocne” wyroki skazujące w Polsce na stos czarownice, innowierców, słowem tych, którzy „jedynie słusznym katolikom” podpadli (tak, tak, i I Rzeczpospolita nie była od stosów wolna; płomieniem wypalało się zarazę inności nie tylko na Zachodzie Europy), więc uznajmy je, a tak przy okazji przywrócimy tortury, sądy kościelne i kare śmierci za odstępstwa od wiary...
Cóż, i dziś, o czym pisał w XVII wieku Kazimierz Łyszczyński, sam stracony za „bezbożność”: nie brak „teologów, rzemieślników słów próżnych, wężów ślepych, widzącymi ciemność zamiast światła, obrońców błędów głupoty i podstępów przodków”. Niestety, to przestaje być jedynie marginesem, który wzbudza uśmiech politowania. Sądząc po głosach, które odezwały się w obronie księdza Guza, boję się obudzić...
„Ziarna prawdy” Zygmunta Miłoszewskiego to bodaj najlepszy polski kryminał. Najlepszy również tegoż autora, bo i „Uwikłanie”, i „Gniew” "to jednak nie to", choć czyta się równie dobrze. Świetna była także wersja filmowa w reżyserii Borysa Lankosza ze znakomitym Teodorem Szackim, przepraszam Robertem Więckiewiczem w roli Szackiego…
(o samej powieści będzie mało)
Aż dziw, że za tę książkę Zygmunta Miłoszewskiego nie spalono na stosie. No, ale być może skrajna prawica czyta wyłącznie Ziemkiewicza?
Obraz Karola de Prévota z katedry w Sandomierzu pochodzi z wieku XVIII, ale czy od czasów księdza Stanisława Żuchowskiego, gorliwego tropiciela żydowskich spisków, który ów obraz zamówił aż tak wiele...
Nijakie i bezbarwne…
Akcja wciągająca niczym powieści Putramenta, dialogi pasjonujące tak bardzo, że miałem ochotę sięgnąć po „Roku w trumnie” Bratnego. A te ksywy!; wymyślne jak czarnych charakterów w przygodach kapitana Żbika.
…nie wiem czy pierwsza scena miała nawiązywać do „Ptaków” Alfreda Hitchcocka czy „Kruka” Edgara Allana Poe. Mnie ubawiła do łez…
„Zasługa nocy” Mateusza M. Lemberga „na zasługę” nie zasługuje…
PS.
Niezła okładka.
Nijakie i bezbarwne…
Akcja wciągająca niczym powieści Putramenta, dialogi pasjonujące tak bardzo, że miałem ochotę sięgnąć po „Roku w trumnie” Bratnego. A te ksywy!; wymyślne jak czarnych charakterów w przygodach kapitana Żbika.
…nie wiem czy pierwsza scena miała nawiązywać do „Ptaków” Alfreda Hitchcocka czy „Kruka” Edgara Allana Poe. Mnie ubawiła do łez…
...
W Delcie Missisipi ciało najlepiej wrzucić do jakiejś laguny w mangrowe krzaki i spokojnie poczekać aż pożre je krokodyl. Uwaga jedna, bestie w zimie ucinają sobie drzemkę, więc planując, trzeba to wziąć pod uwagę.
Przepis niby prosty, ale nie wszyscy pamiętają, że samo wrzucenie w bagno nie wystarczy, by pozbyć się zwłok. Czasami złośliwie wychynią się z otchłani, by nawiedzać żywych lub pozwalają się znaleźć, szukając zemsty. Pół biedy, kiedy jest to osoba sprzed dwóch tysięcy lat, jak znaleziony w Danii Człowiek z Tollund, ale gdy ofiara jest młodsza może być nieciekawie. Może dlatego, że ludzie nie znają kardynalnych praw rządzących Naturą u Jamesa Lee Burke’a niemal zawsze wychodzi jakiś trup z szafy.
Właściwie w Luizjanie nawet trupa nie trzeba, by poczuć mrok; wystarczy spacer po namorzynowym lesie, mając nad głowami zwisające z cypryśników i awicenii oplątwy; wsłuchując się w niepokojącą ciszę bagien; wdychając ciężkie od wilgoci powietrze. Tam nawet zjaw nie trzeba, bo sami się czujemy jak duchy w towarzystwie duchów.
Tej dusznej krainy nie sposób opisać. Przynajmniej ja nie natrafiłem na taką lekturę. James Lee Burke jest najbliżej.
W Delcie Missisipi ciało najlepiej wrzucić do jakiejś laguny w mangrowe krzaki i spokojnie poczekać aż pożre je krokodyl. Uwaga jedna, bestie w zimie ucinają sobie drzemkę, więc planując, trzeba to wziąć pod uwagę.
Przepis niby prosty, ale nie wszyscy pamiętają, że samo wrzucenie w bagno nie wystarczy, by pozbyć się zwłok. Czasami złośliwie wychynią się z otchłani, by...
Powieść tak emocjonująca jak rozgrywki szachowe. Akcja wciąga niczym mecz polskiej ekstraklasy piłkarskiej, jednak człowiek ogląda, czekając na tę jedną akcję, która wyrwie go z drzemki. O słodka ułudo!
Może nie przepadam za klimatem powieści Charlesa Dickensa, który Dan Simmonns z pietyzmem, czego mu nie odmawiam, odtwarza?
Może zanim zacząłem czytać trzeba mi było nawdychać się opium?
A może jednak, skoro tysiące osób ogląda mecze ekstraklasy lub z ekscytacją przygląda się jak arcymistrz daje arcymistrzowi mata, to coś w tym musi być?
Może, ale pozostanę przy swoim - przerost formy nad treścią.
A! Jeszcze jedno. Znalazłem porównania „Drooda” do opowieści Edgara Allana Poe. Posłużę się cytatem: „Niepojęte”…
Powieść tak emocjonująca jak rozgrywki szachowe. Akcja wciąga niczym mecz polskiej ekstraklasy piłkarskiej, jednak człowiek ogląda, czekając na tę jedną akcję, która wyrwie go z drzemki. O słodka ułudo!
Może nie przepadam za klimatem powieści Charlesa Dickensa, który Dan Simmonns z pietyzmem, czego mu nie odmawiam, odtwarza?
Może zanim zacząłem czytać trzeba mi...
"Rzymska krew", czyli pierwsza z serii powieści z Gordianusem Poszukiwaczem "do przeczytania", choć nieco przegadana, a intryga się wlecze jak proces pewnego polityka o wannę. Generalnie mniej kryminału, a więcej powieści obyczajowej o czasach, gdy Republika Rzymska chyliła się ku upadkowi. Trzeba jednak oddać Stevenowi Saylorowi, że pod względem historycznym "rzecz" udokumentowana znakomicie, a rzeczywiste postaci, które się przewijają przez kolejne tomy... Cóż, mogły tak się zachowywać, wyglądać etc. Słowem są, jak dla mnie, wiarygodne. Na tyle, że pozostałe tomy również przeczytałem, jednak z nastawieniem, żeby się specjalnie na kryminalne intrygi nie nastawiać (co innego polityczne, tych w przygodach Gordianusa nie brakuje).
"Rzymska krew", czyli pierwsza z serii powieści z Gordianusem Poszukiwaczem "do przeczytania", choć nieco przegadana, a intryga się wlecze jak proces pewnego polityka o wannę. Generalnie mniej kryminału, a więcej powieści obyczajowej o czasach, gdy Republika Rzymska chyliła się ku upadkowi. Trzeba jednak oddać Stevenowi Saylorowi, że pod względem historycznym "rzecz"...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Oto bohater naszych czasów, znaczy rzymskich, pod panowaniem boskiego Wespazjana - detektyw Marek Dydiusz Falko. Lindsey Davis to Nie R. Chandler, a Falko nie Marlowe, ale czyta się bez wątpienia świetnie…
Jest taki film z 1993 roku „Wiek zdrady” Kevina Connora ze świetnym Bryanem Brownem i Amandą Pays (robi wrażenie). Dość luźna ekranizacja powieści L. Davis, ale warta uwagi.
Oto bohater naszych czasów, znaczy rzymskich, pod panowaniem boskiego Wespazjana - detektyw Marek Dydiusz Falko. Lindsey Davis to Nie R. Chandler, a Falko nie Marlowe, ale czyta się bez wątpienia świetnie…
Jest taki film z 1993 roku „Wiek zdrady” Kevina Connora ze świetnym Bryanem Brownem i Amandą Pays (robi wrażenie). Dość luźna ekranizacja powieści L. Davis, ale...
"Długie pożegnanie", czyli kryminał o przyjaźni z banknotem z portretem Madisona w tle.
Nie wiem, czy najlepsza powieść Raymonda Chandlera, ale bez wątpienia najbardziej pechowa jeśli chodzi o ekranizację:
1973, reż. Robert Altman, Elliott Gould jako Philip Marlow - NIEPOROZUMIENIE (a ponoć mógł zagrać Lee Marvin);
1983, spektakl w reż. Stefana Szlachtycza, w którym Marlowa grał Witold Pyrkosz - hmm...
"Długie pożegnanie", czyli kryminał o przyjaźni z banknotem z portretem Madisona w tle.
Nie wiem, czy najlepsza powieść Raymonda Chandlera, ale bez wątpienia najbardziej pechowa jeśli chodzi o ekranizację:
1973, reż. Robert Altman, Elliott Gould jako Philip Marlow - NIEPOROZUMIENIE (a ponoć mógł zagrać Lee Marvin);
1983, spektakl w reż. Stefana Szlachtycza, w którym...
"Głęboki sen", czyli Philip Marlowe pojawia się na scenie...
Już jedno z pierwszych zdań powala:
„Nad drzwiami wejściowymi, przez które mogłoby się przedostać stado hinduskich słoni, był szeroki witraż, przedstawiający rycerza w ciemnej zbroi, ratującego przywiązaną do drzewa kobietę. (…) Rycerz usiłował uwolnić ją z węzłów. Stałem tam i myślałem, że jeśli bym mieszkał w tym domu, prędzej czy później musiałbym wspiąć się na górę i mu pomóc. Nie wyglądało, by naprawdę się starał” (cytuje z pamięci, więc purystów proszę o wybaczenie).
Potem jest tylko lepiej i... lepiej z każdą następną powieścią Raymonda Chandlera...
No tak, są jeszcze dwie ekranizacje: z Humphreyem Bogartem z 1946 roku i Robertem Mitchumem z 1975. Z pierwszej do dziś pozostała Lauren Bacall (Bogart, choć to był świetny aktor do roli Marlowe'a tak pasuje jak Tom Cruise do roli Jacka Reacher'a), z drugiej - nie wiedzieć czemu akcję przeniesiono do Anglii...
PS.
Ostrzegam przed "Wielkim marzeniem" Roberta B. Parkera!
"Głęboki sen", czyli Philip Marlowe pojawia się na scenie...
Już jedno z pierwszych zdań powala:
„Nad drzwiami wejściowymi, przez które mogłoby się przedostać stado hinduskich słoni, był szeroki witraż, przedstawiający rycerza w ciemnej zbroi, ratującego przywiązaną do drzewa kobietę. (…) Rycerz usiłował uwolnić ją z węzłów. Stałem tam i myślałem, że jeśli bym mieszkał...
Historia ekspedycji Franklina jest fascynująca sama w sobie; w całej swojej grozie i tajemnicy, która spowija ją do dziś. Choć w ostatnich latach odnaleziono (ponoć) wraki HMS „Terror” i HMS "Erebus", los uczestników wyprawy pozostaje nieznany (to znaczy wiadomo, że przeżyć to nie przeżyli).
Zimno mi, kiedy na zewnątrz temperatura spada poniżej 15 stopni plus, a trzeba wyjść, i zimno mi było, jak czytałem "Terror". Wręcz niewyobrażalnym jest dla mnie, by pchać się na wyprawę polarna (co innego piaski pustyni), a już w połowie XIX wieku, gdy technika - mówiąc kolokwialnie - była, jaka była... Zgroza. Można podziwiać ówczesnych ludzi za śmiałość (lub zastanawiać nad głupotą), zadawać sobie pytanie, co ich pchało do szaleńczych ekspedycji? Może po prostu Wyspiarze "tak mają"? W końcu panowali na oceanach...
A książka Dana Simmons'a, cóż... Wyprawa była wystarczającym obłędem. Wprowadzenie elementu irracjonalnego, czy też jak kto woli - mitycznego sprawiło, że ani to powieść o ludziach, epoce i ekspedycji, ani horror. Wręcz, moim zdaniem, najbardziej groteskowy w "Terrorze" jest...
Historia ekspedycji Franklina jest fascynująca sama w sobie; w całej swojej grozie i tajemnicy, która spowija ją do dziś. Choć w ostatnich latach odnaleziono (ponoć) wraki HMS „Terror” i HMS "Erebus", los uczestników wyprawy pozostaje nieznany (to znaczy wiadomo, że przeżyć to nie przeżyli).
Zimno mi, kiedy na zewnątrz temperatura spada poniżej 15 stopni plus, a trzeba...
6 gwiazdek trochę "na wyrost"...
Albo...
Ponieważ "Zgodnie z planem" czyta się łatwo i przyjemnie... Jak zwykle Childa...
Ale...
Trochę się Jack Reacher, o przepraszam, Lee Child postarzał, więc fabuły jego powieści coraz bardziej przewidywalne. Niby to zawsze była jedna i ta sama książka, i za to Reachera lubiliśmy, ale... Poziomu nie trzyma. Już poprzednia, czyli "Czas przeszły" była średnia... Może czas zwolnić?
6 gwiazdek trochę "na wyrost"...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toAlbo...
Ponieważ "Zgodnie z planem" czyta się łatwo i przyjemnie... Jak zwykle Childa...
Ale...
Trochę się Jack Reacher, o przepraszam, Lee Child postarzał, więc fabuły jego powieści coraz bardziej przewidywalne. Niby to zawsze była jedna i ta sama książka, i za to Reachera lubiliśmy, ale... Poziomu nie trzyma. Już poprzednia,...