Sześć Cztery Hideo Yokoyama 6,1
ocenił(a) na 74 lata temu Wydaje mi się, po ocenach sądząc, że niedźwiedzią przysługę zrobił książce wydawca, pisząc na okładce, że mamy tu do czynienia z "japońskim Millenium" (który to, swoją drogą, jakoś mnie na kolana nie rzucił). Owszem, sprawa z przeszłości jest tu mocno istotna, jednak schodzi ona nieco na dalszy plan, a głównym wrogiem, jak się okazuje, jest biurokracja i polityka garniturów. Bohater jest, nietypowo, szefem biura prasowego policji i jako tako musi lawirować między często niechętnymi mu zwierzchnikami, twardogłowymi szefami, karierowiczami i ludźmi przekładającymi ochronę własnych, wysokich stołków nad prawdę i sprawiedliwość, a dziennikarzami, którzy z iście harpią żarłocznością usiłuję wydrzeć soczyste sekrety dla swoich periodyków i brukowców. Postawiony pod murem bohater, dodatkowo trapiony problemami osobistymi w związku z zaginięciem córki, szybko zdaje sobie sprawę, że jest jedynie pionkiem na szachownicy i jeśli nie chce być w tej bezwzględnej walce między mediami a wydziałem kryminalnym sprzątnięty z planszy, musi zrozumieć na jakich właściwie zasadach toczy się gra i kto pociąga za odpowiednie sznurki. Wykorzystując zatem stare znajomości i doświadczenie detektywa, zaczyna węszyć, co oczywiście nie podoba się osobom pragnącym, by słynna sprawa Sześć Cztery została zamieciona pod dywan i tam już pozostała. Nie jest to zatem "czysty" kryminał, momentami można by go nazwać... hm... thrillerem biurowym...? Choć w sumie takie określenie stanowczo nie oddaje sprawiedliwości powieści z tym pejoratywnym wydźwiękiem. Być może właśnie to rozłożenie akcentów tak zniechęciło miłośników tradycyjnych, ponurych, skandynawskich dreszczowców i skłoniło ich do bombardowania przeciętnymi ocenami, ja bowiem bawiłem się przednie. Treść jest odpowiednio gęsta, postacie wiarygodnie nakreślone, a cała dobrze poprowadzona awantura potrafi wciągnąć.