Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Autorka próbuje na siłę przypisać "Przyjaciołom" jakąś ideologię. Przecież to jest po prostu sitcom, którego celem jest zabawienie widzów. Poza tym adresatem książki na pewno nie są fani serialu, ponieważ nic nowego się z niej nie dowiedzą. Autorka po prostu przepisuje znane fakty, podpierając się wywiadami prasowymi i telewizyjnymi (niezmiernie bawiły mnie te "naukowe" przypisy z linkami do YouTube'a). Nuda. Nuda. Jeszcze raz nuda

Autorka próbuje na siłę przypisać "Przyjaciołom" jakąś ideologię. Przecież to jest po prostu sitcom, którego celem jest zabawienie widzów. Poza tym adresatem książki na pewno nie są fani serialu, ponieważ nic nowego się z niej nie dowiedzą. Autorka po prostu przepisuje znane fakty, podpierając się wywiadami prasowymi i telewizyjnymi (niezmiernie bawiły mnie te...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka wybitnie słaba pod każdym aspektem! Samą historię opisaną przez autora traktuję jako żałosne wołanie o zrozumienie, przychylność i atencję. "Ten drugi" chyba nie wie czym są prawdziwe tragedie i zmartwienia, które dotykają ludzi na całym świecie. Wiele dzieci traci w młodym wieku rodziców, ale po prostu muszą sobie z tym radzić i zwyczajnie nie stać ich na przeżywanie tej straty przez całe życie. Kiedy księciu Harry'emu było ciężko, wylatywał do Afryki, albo na inny kraniec świata. Och! Cóż za ciężkie życie w tej rodzinie królewskiej! Czy ten człowiek kompletnie nie ma pojęcia jak wygląda walka z traumą, czy depresją przeciętnego człowieka!? Na pewno nie polega ona na szukaniu spokoju z afrykańskim buszu w otoczeniu dzikich zwierząt. Szary obywatel nie może sobie na to pozwolić! Wypadałoby taki przywilej docenić, a nie pisać książkę o tym, jak mu ciężko zrobić zakupy, bo ktoś pstryknął mu zdjęcie. Myślę poza tym, że wiele dialogów w książce, szczególnie tych z członkami rodziny, jest ubarwionych, a nawet przejaskrawionych. Peany na cześć żony przyprawiają wręcz o mdłości. Harry nie chce być członkiem rodziny królewskiej, ale chce korzystać z całodobowej ochrony. Biedak nie chce mieszkać w brytyjskich pałacach, ale nie ma pieniędzy żeby kupić amerykańską rezydencję. Nie chce żeby o nim pisali, więc pisze sam... Przecież to wszystko to jest jedna wielka HIPOKRYZJA. Poza tym książka jest po prostu nudna, a rozdział o "karierze" w wojsku przoduje w tym aspekcie. Wiele do życzenia pozostawia też kwestia tłumaczenia. Czasami miałam wrażenie, że tłumacze mają problem z posługiwaniem się językiem polskim.

Książka wybitnie słaba pod każdym aspektem! Samą historię opisaną przez autora traktuję jako żałosne wołanie o zrozumienie, przychylność i atencję. "Ten drugi" chyba nie wie czym są prawdziwe tragedie i zmartwienia, które dotykają ludzi na całym świecie. Wiele dzieci traci w młodym wieku rodziców, ale po prostu muszą sobie z tym radzić i zwyczajnie nie stać ich na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Sposób pisania Beaty Sabały-Zielińskiej jest dla mnie wyjątkowo irytujący. Nie lubię w książkach "luzackiego" stylu, tak charakterystycznego dla współczesnych dziennikarzy. Kolejną drażniącą mnie rzeczą jest redakcja. Czasami moje myśli odbiegały od treści książki, bo miałam ochotę wziąć do ręki czerwony długopis i poprawić interpunkcję w sposób według mnie poprawny. W moim odbiorze są to dość spore mankamenty, a szkoda, bo temat jest WYBITNIE CIEKAWY i zasługuje na znacznie lepsze fachowe opracowanie. Na szczęście autorka zbudowała objętość książki na obszernym cytowaniu swoich rozmówców. Są to jedyne fragmenty, dla których warto po tę pozycję sięgnąć, ponieważ dziennikarski komentarz w stylu Radia ZET nie ma nic wspólnego z profesjonalizmem.

Sposób pisania Beaty Sabały-Zielińskiej jest dla mnie wyjątkowo irytujący. Nie lubię w książkach "luzackiego" stylu, tak charakterystycznego dla współczesnych dziennikarzy. Kolejną drażniącą mnie rzeczą jest redakcja. Czasami moje myśli odbiegały od treści książki, bo miałam ochotę wziąć do ręki czerwony długopis i poprawić interpunkcję w sposób według mnie poprawny. W moim...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Niemiecki ksiądz u progu Auschwitz Manfred Deselaers, Piotr Żyłka
Ocena 8,4
Niemiecki ksią... Manfred Deselaers, ...

Na półkach: ,

Działalność Piotra Żyłki znam i śledzę od kilku lat. Jest według mnie człowiekiem niezwykle wrażliwym, który niebywale trafnie ocenia działalność współczesnego Kościoła, jednocześnie uzmysławiając i pokazując własnym życiem, co w chrześcijaństwie liczy się przede wszystkim. W związku z tym nie zdziwiło mnie, że postanowił porozmawiać z katolickim księdzem. Zdziwiło mnie natomiast to, kim ów ksiądz jest i z jakim miejscem związał swoje życie.
Tu z kolei powinnam napisać, że książek na temat obozów koncentracyjnych przeczytałam już sporo – głównie wspomnień byłych więźniów, ale także opracowań historycznych. Nigdy jednak nie spotkałam się z pozycją taką jak „Niemiecki ksiądz u progu Auschwitz”. Jest to zapis rozmowy dwóch osób urodzonych po wojnie, którzy do tematu podchodzą z niezwykłą pokorą. Wiedzą, że jest on niebywale delikatny, ponieważ fakt, że dotyczy potwornych wydarzeń historycznych jest oczywisty, jednak nadal pozostaje kwestia, jak wpływa na współczesne relacje między różnymi narodowościami. Pojawia się również sprawa odmiennych religii, które wyznawali więźniowie obozu, a w konsekwencji osoby, które pragną uczcić ich pamięć. Jak w tym wszystkim odnalazł się niemiecki ksiądz katolicki? Dlaczego postanowił przeprowadzić się do Polski i związać swoje życie z byłym obozem koncentracyjnym Auschwitz-Birkenau? Jak udało mu się zdobyć zaufanie byłych więźniów? Jak postrzega okrucieństwo, którego jego rodacy dopuścili się w tym miejscu i jak odnajduje w tym Boga? Te wszystkie pytania zadaje księdzu Manfredowi Deselaersowi Piotr Żyłka i uzyskuje na nie odpowiedź.
Książka mimo, że dotyczy okrutnego tematu wnosi też nieco nadziei. Rozmówcy odnoszą się także do wspomnień byłych więźniów, więc nie ukrywam, że w trakcie lektury często szkliły mi się oczy, ale również pojawiał się na mojej twarzy uśmiech. Wierzą oni bowiem, że każdy z nas ma wpływ na świat i każdy może czynić go lepszym. Zdają sobie sprawę z okrucieństw współczesnego świata, ponieważ odnoszą się także do wojny w Ukrainie, ale starają się również dostrzegać dobro i wierzą w to, że ma jeszcze ono siłę na tym świecie.

Działalność Piotra Żyłki znam i śledzę od kilku lat. Jest według mnie człowiekiem niezwykle wrażliwym, który niebywale trafnie ocenia działalność współczesnego Kościoła, jednocześnie uzmysławiając i pokazując własnym życiem, co w chrześcijaństwie liczy się przede wszystkim. W związku z tym nie zdziwiło mnie, że postanowił porozmawiać z katolickim księdzem. Zdziwiło mnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Świetnie się pana Organka czyta! Historia dosyć ciekawa i oryginalna, ale dygresje autora - rewelacja! Pamiętacie to, jak czytając lektury Sienkiewicza ze strachem wyczekiwaliśmy kolejnych opisów przyrody itp.? Tu jest wręcz przeciwnie, ja na nie czekałam! Jak Organek cudnie pisze o niedzielnym poranku, o kondycji współczesnych młodych ludzi, o tym jak trudno odnaleźć się w życiu niektórym dzisiejszym czterdziestolatkom. Naprawdę, jak dla mnie cudo! Książka pozbawiona słodyczy, kolorów i jasnego światła bijącego nas po oczach ze smartfonów, telewizorów oraz wszelkiego rodzaju innych ustrojstw pożerających prąd, a starających się wyżreć nam resztki szarych komórek. Organek pisze w biało-czarnych barwach, a raczej w szarościach. Nie ma słońca, nie ma dnia, nie ma kolorowych kwiatów czy zielonej trawy. Jest mgła, półmrok, plucha, zimno i spalone kartofle. W książce Organka pozytywne rzeczy wiszą na włosku, to co negatywne ma siłę przebicia. Światem rządzą cwani, a wrażliwi bezskutecznie poszukują swojego miejsca na świecie... jak w życiu.

Świetnie się pana Organka czyta! Historia dosyć ciekawa i oryginalna, ale dygresje autora - rewelacja! Pamiętacie to, jak czytając lektury Sienkiewicza ze strachem wyczekiwaliśmy kolejnych opisów przyrody itp.? Tu jest wręcz przeciwnie, ja na nie czekałam! Jak Organek cudnie pisze o niedzielnym poranku, o kondycji współczesnych młodych ludzi, o tym jak trudno odnaleźć się w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Fascynująca opowieść o Zakopanem sprzed 100 lat! Rafał Malczewski niezwykle barwnie opisuje życie artystów z całej Polski, którzy u stóp Tatr odnaleźli swoje miejsce na Ziemi. Poświęca również uwagę początkom górskiej turystyki i nieodzownie związanego z nią pogotowia ratowniczego. Z książki wyłania się obraz niepowtarzalnego miejsca, które uzdrawia, bawi i inspiruje. Autor opowieść kończy smutną refleksją o tym, że rzeczywistość, którą opisał bezpowrotnie przeminęła. Myślę, że na swoje szczęście nie dożył czasów współczesnych, kiedy Zakopane przeistoczyło się w miejscowość bez klimatu, zawaloną hałaśliwymi turystami, reklamami i straganami z chińskim badziewiem, a Tatry zadeptują każdego roku przypadkowi piechurzy, zbyt głupi by docenić niezwykłość miejsca, w którym się znaleźli.

Fascynująca opowieść o Zakopanem sprzed 100 lat! Rafał Malczewski niezwykle barwnie opisuje życie artystów z całej Polski, którzy u stóp Tatr odnaleźli swoje miejsce na Ziemi. Poświęca również uwagę początkom górskiej turystyki i nieodzownie związanego z nią pogotowia ratowniczego. Z książki wyłania się obraz niepowtarzalnego miejsca, które uzdrawia, bawi i inspiruje. Autor...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Muszę szczerze przyznać, że lektura książki „Nomadzi. Życie w drodze” sprawiła mi ogromną przyjemność. Podkreślić należy fakt, że autorka historie swoich bohaterów prowadzi w bardzo ciekawy sposób i wszystkie przygody wciągają czytelnika bez reszty. W ten sposób książkę dosłownie łyka się jednym haustem i jeden wieczór wystarczy, aby połknąć ją w całości.

Książka „Nomadzi. Życie w drodze” jest niezwykle aktualna. Przedstawia historie ludzi, którzy porzucili zwykłe życie, prace w korporacjach, mieszkania w Polsce, aby poznać świat, przeprowadzić się do innych krajów, albo po prostu ruszyć w drogę, która nie ma konkretnego celu. Dlaczego piszę, że jest aktualna? Bo autorka odnosi się do faktu, że przygody „nomadów”, których poznała, zostały zaburzone przez pandemię koronawirusa. Wielu z nich musiało porzucić swoje podróżnicze plany, a nawet są tacy, których ta niecodzienna sytuacja zmusiła do powrotu, często po wielu latach, do rodzinnego kraju. Myślę, że pandemia wpływa też na szczególny odbiór książki przez czytelników. Ilu z nas musiało w tym roku porzucić plany o dalekich podróżach i wakacjach w innych, często egzotycznych zakątkach świata? Ilu z nas w ogóle zrezygnowało z pomysłu o jakichkolwiek wyjazdach i urlop spędziło we własnym domu? To była pierwsza myśl, która przeszła mi przez głowę w momencie rozpoczęcia lektury książki „Nomadzi. Życie w drodze”. Pomyślałam o tym, że historie opisane przez Zuzannę Bukłahę pozwalają mi przenieść się choć na chwilę i chociaż w myślach do innych krajów, powąchać egzotycznych zapachów, poznać fascynujących ludzi.

Książka nie jest tylko opowieścią o odległych krańcach świata, jest przede wszystkim historią o różnych ludziach, którzy w pewnym momencie swojego życia wykazali się ogromną odwagą, postanowili rzucić wszystko i ruszyć w nieznane. Nie bali się pozostawić przyjaciół i rodziny, zabrać ze sobą małych dzieci i postawić wszystko na jedną kartę. Czytając książkę doszłam jednak do wniosku, że Zuzanna Bukłaha nie pisze tylko o „nomadach”, którzy poszukiwali słońca, beztroski i których znudziło życie w szarej i często dołującej Polsce. Autorka odnalazła również naprawdę odważnych ludzi, których podróż przez świat wiąże się przede wszystkim z niesieniem pomocy innym, słabszym, często pokrzywdzonym przez wojnę, czy po prostu dotkniętym biedą. Przyznać muszę, że ostatecznie te historie okazały się najbardziej fascynujące i inspirujące.

Zaczęła się jesień, dni są coraz krótsze, za oknem coraz więcej chmur, a słońce przestało nas rozpieszczać swoimi promieniami. Sposób na przyjemne popołudnie w tak niesprzyjających warunkach? Ciepła herbata, koc i książka, która przeniesie nas na ciepłe plaże Bali, uliczki Barcelony albo do odległej Ameryki Południowej. Tak brzmi recepta na smutną i ponurą polską jesień.

Muszę szczerze przyznać, że lektura książki „Nomadzi. Życie w drodze” sprawiła mi ogromną przyjemność. Podkreślić należy fakt, że autorka historie swoich bohaterów prowadzi w bardzo ciekawy sposób i wszystkie przygody wciągają czytelnika bez reszty. W ten sposób książkę dosłownie łyka się jednym haustem i jeden wieczór wystarczy, aby połknąć ją w całości.

Książka „Nomadzi....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Szpiedzy kojarzą się jednoznacznie z tym co tajemnicze, a nawet ściśle tajne i niedostępne dla przeciętnego człowieka. Jednocześnie myślimy o nich jako o odważnych mężczyznach gotowych poświęcić wszystko dla zrealizowania powierzonej sobie misji. Opowieści o ich losach czytamy z wypiekami na twarzy, często nie wierząc, że to co przeżyli mogło wydarzyć się naprawdę. A co jeśli szpiegiem jest kobieta? Ano wtedy robi się jeszcze bardziej ciekawie!

Po książkę Marka Łuszczyny sięgałam z dużymi oczekiwaniami. Miałam nadzieję, że autor zafunduje mi pasjonującą lekturę – porywającą niczym przygody Jamesa Bonda, a jednocześnie będącą biografią polskich agentek, które znałam często jedynie z nazwiska, a w kilku przypadkach (wstyd się przyznać) wcale. Na szczęście ani trochę się nie zawiodłam! Trudno powiedzieć, że książkę się czyta, ją się łyka jednym haustem! Marek Łuszczyna wykonał rewelacyjną pracę docierając do materiałów dotyczących opisywanych agentek. Świadczy o tym bogata bibliografia, duży zbiór zdjęć, dzięki którym możemy się dowiedzieć jak nasze bohaterki wyglądały, a przede wszystkich samo prowadzenie poszczególnych historii. Autor nie robi bezsensownych dziur w biografiach. Wszystkie są spójne, prowadzone od A do Z, pozbawione niepotrzebnych i dezorientujących dygresji. Jednocześnie autor stara się nie pozostawiać niedomówień, wyjaśnia pojawiające się znaki zapytania, pisze o dzieciństwie agentek, a także o tym jak potoczyło się ich życie po wojnie. Trzeba również podkreślić lekkość z jaką Marek Łuszczyna prowadzi nas przez kolejne biografie. O trudnych losach potrafi mówić w sposób przystępny, pozbawiony zbędnej patetyczności, a jednocześnie nie trywializując opisywanych historii. Nie sposób nie wspomnieć o samych bohaterkach, które zafascynowały autora. Wszystkie z nich to kobiety silne, odważne, inteligentne, posługujące się językami, zdecydowane, oddane walce z Hitlerem. Wśród nich znajdziemy matki, żony, córki, kochanki, arystokratki, sprzątaczki, a także żołnierzy. Każda z przedstawionych w książce biografii to tak naprawdę scenariusz na fascynujący film. Należy jednak dodać, że i takie historie można zniszczyć i przedstawić je w książce czy filmie w sposób nudny czy przerysowany, czego na szczęście Marek Łuszczyna nie zrobił.

Na początku napisałam, że książka jest fascynująca niczym przygody Jamesa Bonda, z tym że agent 007 to był po prostu pikuś w porównaniu z bohaterkami książki Marka Łuszczyny. Te piękne, inteligentne i niezwykle odważne kobiety były gotowe często poświęcić swoje życie i relacje rodzinne, aby stanąć do walki z wrogiem. To bohaterki z krwi i kości, których biografie to fascynująca i pouczająca lektura. Mam nadzieję, że książka Marka Łuszczyny przyczyni się do przypomnienia tych wspaniałych agentek.

Szpiedzy kojarzą się jednoznacznie z tym co tajemnicze, a nawet ściśle tajne i niedostępne dla przeciętnego człowieka. Jednocześnie myślimy o nich jako o odważnych mężczyznach gotowych poświęcić wszystko dla zrealizowania powierzonej sobie misji. Opowieści o ich losach czytamy z wypiekami na twarzy, często nie wierząc, że to co przeżyli mogło wydarzyć się naprawdę. A co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przyznam, że do książki Bena Kane’a podchodziłam z dość dużą rezerwą. Dlaczego? Bo ja po prostu bardzo nie lubię powieści historycznych. Poczytałam jednak o autorze, dowiedziałam się o jego „obsesji na punkcie historii starożytnego Rzymu”, zobaczyłam listę spłodzonych przez niego dzieł i postanowiłam dać mu szansę.

Powieści historycznych nie lubię z jednego prostego powodu – kocham historię. Z tej miłości do historii zostałam nawet zawodowym historykiem i przez cały czas raczej piętnowałam historical fiction. Tego typu książkom zarzucałam, a tak naprawdę zarzucam nadal, zbyt dalekie puszczanie wodzy fantazji. Autorzy najczęściej pewne powszechnie znane wydarzenie historyczne albo postać historyczną obudowują kompletnie wyssanymi z palca historiami, najczęściej wybitnie trywialnymi, pozbawionymi oczywiście oparcia w źródłach historycznych. Z takim właśnie nastawieniem przyszło mi zmierzyć się z „Ciemnymi chmurami”. I jakie miłe zaskoczenie mnie spotkało! Nie dość, że jest to świetna powieść, która po prostu wciąga i czytelnik nie wie nawet kiedy pokonuje kolejne strony, to została zaspokojona moja potrzeba obcowania z powieścią historyczną opartą na źródłach historycznych. Ben Kane wykonał świetną pracę! Nie tylko sięgnął po źródła historyczne i książki naukowe, ale stąpał też po ziemi, na której ponad 2000 lat temu rozgrywały się opisywane przez niego wydarzenia. O noszeniu przez niego ekwipunku rzymskiego legionisty, nawet nie wspominam. Świetny jest dla mnie zabieg, w którym autor najpierw wprowadza czytelnika w temat, którego dotyczy książka, a na samym końcu krótko mówiąc tłumaczy się. Wyjaśnia, których bohaterów wymyślił, a którzy są postaciami historycznymi, odnosi się do nazw i umiejscowienia występujących w książce fortów rzymskich, pisze do jakich źródeł i książek naukowych sięgnął. W „Ciemnych chmurach” na szeroką skalę używane są również łacińskie określenia – z pomocą w ich zrozumieniu przychodzi słowniczek umieszczony w książce. Poza tym książka wydana przez Znak Horyzont ma jeszcze mapę Germanii w 9 r. n.e., co ogromnie doceniam i pochwalam.

Zawsze bałam się, że powieści historyczne uczą samych bredni, a sięganie po nie to tylko strata czasu. Po przeczytaniu „Ciemnych chmur” zmieniłam zdanie i uważam, że większość powieści historycznych uczy bredni, ale na pewno nie książki Bena Kane’a. Autor tworzy wspaniałe lekcje historii wplecione w fascynujące i pasjonujące opowiadania. Z zainteresowaniem sięgnę po jego inne powieści, a na pewno wyczekiwać będę kolejnych części z serii „Cesarskie orły”.

Przyznam, że do książki Bena Kane’a podchodziłam z dość dużą rezerwą. Dlaczego? Bo ja po prostu bardzo nie lubię powieści historycznych. Poczytałam jednak o autorze, dowiedziałam się o jego „obsesji na punkcie historii starożytnego Rzymu”, zobaczyłam listę spłodzonych przez niego dzieł i postanowiłam dać mu szansę.

Powieści historycznych nie lubię z jednego prostego powodu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Tydzień pełen pracy i innych obowiązków nie pozwala na dłuższy odpoczynek. Z tego powodu, dopiero gdy przychodzi weekend sięgam po książkę „Życie pasterza”. Już jej pierwsze strony przenoszą mnie do zupełnie innego świata, który co bardzo ważne, nie jest fikcją literacką. James Rebanks pokazuje jak w dzisiejszych czasach można żyć w zgodzie z naturą i wbrew powszechnemu pośpiechowi, który tak naprawdę donikąd nie prowadzi.

„Życie pasterza” to książka wyjątkowa pod wieloma względami. Jest przede wszystkim pochwałą spokojnego życia z dala od zgiełku wielkich miast, które dostosowane jest do pór roku. To one determinują obowiązki bohaterów książki, a co za tym idzie ich całe życie. James Rebanks snuje opowieść o ludziach, którzy czerpią radość z codziennego kontaktu z przyrodą i świadomie dostosowują się do jej reguł – często trudnych i wymagających poświęceń.

Warto zauważyć również, że „Życie pasterza” opowiada o biznesie, a konkretnie o biznesie rodzinnym. Okazuje się, że również na wsi można stworzyć firmę pokoleniową założoną przez dziadka, której działalność kontynuuje jego syn, a następnie wnuk. Tak jak w „wielkim świecie” praca z członkami rodziny często nie jest łatwa, jednak przyświeca jej piękna idea. James Rebanks pisze: „Idę więc śladami swoich przodków i żyje tak samo jak oni”. Tkwi w tej myśli przekonanie o głębszym sensie pracy i stylu życia, którego podjął się autor. Świadomie nie podporządkowuje się trendom współczesnego świata, nie pragnie żyć w mieście, nie chce pracować w korporacji, a przede wszystkim stroni od niepotrzebnego pośpiechu. Tak jak jego przodkowie żyje w zgodzie z naturą, w zgodzie z porami roku. Stąd też podział książki na cztery części – lato, jesień, zimę i wiosnę.

Kiedy skończyłam czytać „Życie pasterza” szczerze zapragnęłam pojawić się na wsi. Oczywiście zamarzyła mi się Kraina Jezior, ale zdecydowanie łatwiej znaleźć się na polskiej wsi. Coś co kiedyś wydawało mi się nudne, zacofane i skąd uciekałam do wielkiego miasta teraz jest ostoją spokoju. Wieś która żyje według pór roku, której dostatek uzależniony jest od pogody i ciężkiej fizycznej pracy uczy pokory i cierpliwości. Oczywiście współczesna technologia dociera i tam, ale na szczęście łatwo można znaleźć jeszcze miejsca naturalne, spokojne, tradycyjne, bez Internetu, bez „wyścig szczurów”… Doceniajmy je.

Tydzień pełen pracy i innych obowiązków nie pozwala na dłuższy odpoczynek. Z tego powodu, dopiero gdy przychodzi weekend sięgam po książkę „Życie pasterza”. Już jej pierwsze strony przenoszą mnie do zupełnie innego świata, który co bardzo ważne, nie jest fikcją literacką. James Rebanks pokazuje jak w dzisiejszych czasach można żyć w zgodzie z naturą i wbrew powszechnemu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wanda Kronenerg to postać niebywale ciekawa, która zaginęła gdzieś w powszechnej historii. Jej biografia jest swojego rodzaju tajemnicą, więc nietrudno się dziwić, że zaintrygowała Michała Wójcika. Z przykrością jednak stwierdzam, że napisana przez niego książka jedynie rozbudziła moje zainteresowanie najgroźniejszą polską agentką. Według mnie napisany przez niego tekst nie wyczerpuje tematu, a autor zwyczajnie nie poradził sobie z zadaniem, którego się podął. Doceniam jednak ogromną pracę, której dokonał prowadząc swoje dziennikarskie śledztwo. Zebrał mnóstwo materiału spędzając liczne godziny w archiwach nad cennymi dokumentami. Mam jednak wrażenie, że zgromadzonej wiedzy autor nie umiał ubrać w interesującą narrację. Książka jest chaotyczna, przepełniona licznymi wątkami i postaciami, przez co często po prostu się gubiłam. Nowe osoby pojawiały się bez wprowadzenia, jakby wyrwane z kontekstu. Szczególnie miałam problem, gdy odstawiałam książkę na kilka dni. Kiedy ponownie po nią sięgałam, nie byłam w stanie odnaleźć się w czytanej historii. Uważam również, że autor przesadził z ilością cytowanych dokumentów. Czasem już sama nie wiedziałam, czy czytam jakiś meldunek, czy narrację Michała Wójcika. Długie cytaty miałyby sens, gdyby książka miała charakter naukowy, a na pewno taką nie jest. Autor jest historykiem, ale brakuje mu warsztatu historycznego. Dosyć irytujące jest również odwoływanie się Michała Wójcika do własnych emocji - zakrawało to trochę o relację pamiętnikową.

Podsumowując stwierdzam, że historia Wandy Kronenberg jest niebywale ciekawa, jednak sposób w jaki przedstawił ją Michał Wójcik po prostu do mnie nie przemówił. Doceniam jednak pracę, którą włożył w prowadzone przez siebie śledztwo i wierzę, że są osoby, do których dotrze napisana przez niego książka.

Wanda Kronenerg to postać niebywale ciekawa, która zaginęła gdzieś w powszechnej historii. Jej biografia jest swojego rodzaju tajemnicą, więc nietrudno się dziwić, że zaintrygowała Michała Wójcika. Z przykrością jednak stwierdzam, że napisana przez niego książka jedynie rozbudziła moje zainteresowanie najgroźniejszą polską agentką. Według mnie napisany przez niego tekst nie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Królestwo za mgłą Zofia Posmysz, Michał Wójcik
Ocena 8,1
Królestwo za mgłą Zofia Posmysz, Mich...

Na półkach: ,

„… za siedmioma rzekami, za siedmioma górami było sobie Imperium Rycerzy Trupiej Czaszki” – w taki sposób Zofia Posmysz rozpoczyna swą opowieść o najstraszniejszym doświadczeniu swego życia. Zaczyna niczym bajkową historię – może dlatego, że trudno uwierzyć, że tak potworne rzeczy działy się naprawdę.

Książka „Królestwo za mgłą” wciąga natychmiastowo. Po kilku minutach czytania mam poczucie, że jestem cichym świadkiem rozmowy Michała Wójcika i Zofii Posmysz. Mam wrażenie, że siedzę obok nich i z niedowierzaniem słucham opowieści sprzed lat.

Wielokrotnie czytałam wspomnienia obozowe i zawsze wywoływały we mnie ogromne emocje. Identycznie jest i tym razem. Jednak mam wrażenie, że opowieść Pani Zofii Posmysz jest bardziej szczera. Jej wspomnienia nie są jednoznaczne – nie pokazuje całkowicie beznadziejnego świata, w którym nie ma szans na powrót do człowieczeństwa. Sama mówi: „A przecież pamiętałam, że gdyby nie nadzieja, nie przeżyłabym”. Myśl ta sprawiła, że po wyjściu z obozu udało jej się powrócić do normalnego życia, a także odnaleźć w sobie siłę, aby o tym okropnym doświadczeniu opowiadać.

Tylko słuchając opowieści ludzi, którzy zobaczyli piekło na ziemi, jesteśmy w stanie poznać w nikłym procencie ten potworny świat, w którym im przyszło żyć. Książek takich jak „Królestwo za mgłą” nie można oceniać. Są do bólu autentyczne i niezwykle potrzebne. Nie czyta się ich dla przyjemności. Czyta się je, aby docenić, to co mamy, poznać prawdę i aby nie zapomnieć.

„… za siedmioma rzekami, za siedmioma górami było sobie Imperium Rycerzy Trupiej Czaszki” – w taki sposób Zofia Posmysz rozpoczyna swą opowieść o najstraszniejszym doświadczeniu swego życia. Zaczyna niczym bajkową historię – może dlatego, że trudno uwierzyć, że tak potworne rzeczy działy się naprawdę.

Książka „Królestwo za mgłą” wciąga natychmiastowo. Po kilku minutach...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie lubię, gdy na jakiś temat wypowiadają się ludzie, którzy nie mają o nim pojęcia. Na szczęście gdy zobaczyłam, że Paulina Mikuła jest absolwentką polonistyki na Uniwersytecie Warszawski, ze spokojem sięgnęłam po jej książkę „Mówiąc inaczej” i tak jak przypuszczałam, nie zawiodłam się!

Kto by pomyślał, że książka o języku polskim może być tak fascynująca! Lekka i pouczająca zarazem. Czyta się ją błyskawicznie i niebywale przyjemnie, więc z góry uspokajam osoby, które obawiają się, że może ona mieć charakter podręcznika. Nic bardziej mylnego! Jest to rewelacyjny poradnik, który uczy i bawi zarazem – dostarcza wiedzy i przyjemności. Czego chcieć więcej?

Autorka nie bazuje jedynie na swoich domysłach, a podpiera się definicjami z „Wielkiego słownika poprawnej polszczyzny PWN”, czy też poglądami innych badaczy języka. Ogromnym plusem książki jest fakt, że polonistka praktycznie każdy omawiany przypadek dopełnia przykładami, które przeciętnemu czytelnikowi ułatwiają zrozumienie oraz zapamiętanie danej reguły. Warto dodać, że po przeczytaniu wszystkich rozdziałów czeka nas część praktyczna, czyli „Trochę praktyki” – kilka zadań i testów, dzięki którym możemy sprawdzić swoją wiedzę. Kolejny atut pozycji to niewątpliwe poczucie humoru, które autorka posiada i wplata w swoją książkę. Widać również, że ma ogromny dystans do siebie, bez którego nie byłaby w stanie tworzyć jakże popularnego vloga, którego omawiana książka jest kontynuacją, czy też dopełnieniem. Kolejnym plusem recenzowanej pozycji jest przejrzysty sposób wydania. Podkreśla on lekkość języka użytego przez autorkę i mam wrażenie, że jeszcze bardziej przyspiesza czytanie.

Pewnie ktoś powie, że przesadzam, ale uważam, że przykłady i pomysły z recenzowanej książki powinni wykorzystywać nauczyciele języka polskiego. Gdyby każdy z nich potrafił wykładać tak ciekawie jak Paulina Mikuła, bez wątpienia współczesna kondycja języka polskiego uległaby znacznej poprawie. Z pewnością, gdy najdzie mnie jakaś wątpliwość związana z językiem polskim, ponownie sięgnę po książkę „Mówiąc inaczej”.

Nie lubię, gdy na jakiś temat wypowiadają się ludzie, którzy nie mają o nim pojęcia. Na szczęście gdy zobaczyłam, że Paulina Mikuła jest absolwentką polonistyki na Uniwersytecie Warszawski, ze spokojem sięgnęłam po jej książkę „Mówiąc inaczej” i tak jak przypuszczałam, nie zawiodłam się!

Kto by pomyślał, że książka o języku polskim może być tak fascynująca! Lekka i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ile razy mamy myśli, że już brak nam sił, nasze życie nas przytłacza i nie widać perspektyw na lepsze jutro? Sama mogę dopowiedzieć, że miewam je bardzo często, chociaż wszystko układa się dobrze i nie spotykają mnie tak naprawdę żadne złe rzeczy. W związku z tym, gdy trafiłam na książkę „Świat na żółto” zrobiło mi się najzwyczajniej w świecie wstyd. Ja narzekam na byle co, a tu nagle Albert Espisona pokazuje jak dobrych rzeczy nauczyła go ciężka choroba. Pisze o tym, jak z sytuacji beznadziejnych potrafił wyciągną naukę na całe życie. I co? No i jeszcze bardziej mi wstyd, bo nie mam prawa oceniać tej książki. Mogę tylko ją wszystkim gorąco polecić, a szczególnie osobom, którym trudno docenić własne życie. Jeszcze na koniec jedna uwaga, a może raczej rada – polecam książkę czytać stopniowo, czyli dawkować odkrycia Alberta Espinosy. Dzięki temu będziemy mogli bardziej się nad nimi zastanowić i utrwalić na naszych głowach.

Ile razy mamy myśli, że już brak nam sił, nasze życie nas przytłacza i nie widać perspektyw na lepsze jutro? Sama mogę dopowiedzieć, że miewam je bardzo często, chociaż wszystko układa się dobrze i nie spotykają mnie tak naprawdę żadne złe rzeczy. W związku z tym, gdy trafiłam na książkę „Świat na żółto” zrobiło mi się najzwyczajniej w świecie wstyd. Ja narzekam na byle co,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książkę Suki Kim bez wątpienia można zakwalifikować do tekstów jedynych w swoim rodzaju. Dzięki autorce poznajemy bowiem wręcz od środka państwo całkiem zamknięte na Zachód – Koreę Północną. Możemy zobaczyć w jaki sposób funkcjonuje kraj, którego władze zamknęły się na świat, w którym panuje demokracja. Autorka w sposób wyjątkowo ciekawy opisuje swoją pracę jako nauczycielki języka angielskiego. Ważny jest fakt, że ona także jest Koreanką, mieszkającą na Zachodzie, ale związaną mentalnie z Koreą. Wobec tego nie jest w stanie opisywać w sposób chłody i pozbawiony emocji swojego pobytu w kraju, z którym jest związana. Zdaje sobie sprawę z faktu, że jest w miejscu, w pobliżu którego mogą znajdować się członkowie jej rodziny, o których słuch zaginął. W jej relacji nie brakuje spostrzeżeń człowieka Zachodu, który nie może uwierzyć w absurdalność rzeczy, które widzi w Korei Północnej. Z drugiej strony często z ciepłem i ogromną sympatią wypowiada się o swoich uczniach, starając się zrozumieć, dlaczego ślepo wierzą w swoje władze i ich decyzje. Warto jeszcze raz podkreślić, że lekkie pióro autorki sprawia, że książkę czyta się bardzo szybko. Na pewno jeszcze niejednokrotnie sięgnę po tę pozycję. Naprawdę szczerze gorąco polecam!

Książkę Suki Kim bez wątpienia można zakwalifikować do tekstów jedynych w swoim rodzaju. Dzięki autorce poznajemy bowiem wręcz od środka państwo całkiem zamknięte na Zachód – Koreę Północną. Możemy zobaczyć w jaki sposób funkcjonuje kraj, którego władze zamknęły się na świat, w którym panuje demokracja. Autorka w sposób wyjątkowo ciekawy opisuje swoją pracę jako...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wiedziałam, że książka spodoba mi się już w momencie, kiedy na jej początku przeczytałam: „Niezmiennie powtarzam za Władimirem Wysockim, że interesuje mnie człowiek w sytuacji ekstremalnej, człowiek stojący na rozdrożu i zastanawiający się, którą drogą dalej iść, człowiek mający świadomość, że ten wybór pociągnie za sobą potężne i czasem nieodwracalne konsekwencje.” Słowa te są według mnie niejako kwintesencją całej książki.

Autorka przedstawia niezwykłe historie tylko z pozoru zwykłych ludzi. Uświadamia nam w ten sposób, że tak naprawdę za każdym stoją nieprawdopodobne doświadczenia. Anna Wojtacha posiada niezwykłą umiejętność dostrzeżenia ich, wysłuchania i opowiedzenia. Jej wielkim atutem jest fakt, że napotkanych ludzi nie ocenia, każdego stara się zrozumieć i w miarę możliwości pomóc. Z drugiej strony w swoje relacje wkłada bardzo dużo siebie, m.in. dokładnie opisując własne odczucia. Pewnie jestem naiwna, ale mam wrażenie, że autorka jest z czytelnikiem w pełni szczera i w ogóle nie ukrywa swoich doświadczeń. Jest to dla mnie ogromny plus książki.

Nie mam pojęcia co mogę jeszcze napisać. Reportaż jest po prostu rewelacyjny. Nie czyta się go, a „połyka” w błyskawicznym tempie. Autorka po mistrzowsku relacjonuje spotkania z bohaterami swojej książki. Po kilku minutach czytania można odnieść wrażenie, że zna się tych ludzi od lat. Każda z historii jest fascynująca, a z drugiej strony wręcz nieprawdopodobna. Anna Wojtacha przedstawia nam je w sposób bezkompromisowy, inteligentny i okraszony sporą dawką reporterskiego polotu.

Wiedziałam, że książka spodoba mi się już w momencie, kiedy na jej początku przeczytałam: „Niezmiennie powtarzam za Władimirem Wysockim, że interesuje mnie człowiek w sytuacji ekstremalnej, człowiek stojący na rozdrożu i zastanawiający się, którą drogą dalej iść, człowiek mający świadomość, że ten wybór pociągnie za sobą potężne i czasem nieodwracalne konsekwencje.” Słowa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Dziewczyna która kochała kamelie” to książka, która w niebywale barwny sposób ukazuje nam historię paryskiej kurtyzany Marie Duplessis, będącej pierwowzorem dla „Damy kameliowej” Aleksandra Dumasa. Julie Kavanagh przedstawia nam jej biografię, po dotarciu do wielu materiałów, będących źródłem faktów na temat życia tej nietuzinkowej kobiety.

Według mnie największym plusem książki jest właśnie oparcie na autentycznych dokumentach i relacjach osób znających osobiście Marie Duplessis. Dzięki temu autorka prowadzi nas po nitce do kłębka. Przedstawia wątki, które pierwotnie mogą wydawać się chaotyczne, jednak finalnie tworzą fascynującą całość. Biada temu, kto na chwilę oderwie się myślami od książki. Spiętrzenie postaci i różnorodnych sytuacji, które mnożą się na każdej stronie, wymaga od czytelnika pełnego skupienia. Nie oznacza to jednak, że książka napisana jest językiem niejasnym czy nudnym. Wręcz przeciwnie! Bez wątpienia „lekkie pióro” autorki sprawia, że pomimo tak obfitej ilości informacji, książkę czyta się niezwykle szybko i przyjemnie. Wiedza którą nam przekazuje, jest podana w sposób klarowny i tworzy przemyślaną całość.

Poznając historię damy kameliowej, możemy także chłonąć ukazany w tle barwny obraz XIX-wiecznej Francji, a zwłaszcza jej stolicy. Oczyma wyobraźni widzimy ulice Paryża i spacerujących po nich jego niezwykłych mieszkańców. Autorka zabiera nas jednak także do miejsc enigmatycznych, niedostępnych dla przeciętnego człowieka. Stajemy się ukrytymi obserwatorami spotkań tajemniczych osób, które możemy poznać tylko i wyłącznie dzięki ich zawiłym związkom z damą kameliową.

Doceniam kiedy twórcy nie przedstawiają faktów „wyssanych z palca”, tylko podpierają się materiałami źródłowymi. Julie Kavanagh niczym historyk, albo detektyw rodem z XIX-wiecznego Londynu odszukuje tropy, dzięki którym udaje jej się stworzyć jak najbardziej realistyczną historię. Niejako rozbiera (jakkolwiek to brzmi w tym kontekście) postać damy kameliowej z wszelkiego rodzaju osądów i legend, w które różnorodni twórcy ubrali ją na przestrzeni lat. Pozbawiona tego obrazu Marie Duplessis zostaje przyodziana przez autorkę w nowy wizerunek, oparty na faktach, ale niemniej fascynujący niż ten legendarny. Wszak w każdej legendzie kryje się ziarno prawdy, a w tym przypadku, może i trzy.

„Dziewczyna która kochała kamelie” to książka, która w niebywale barwny sposób ukazuje nam historię paryskiej kurtyzany Marie Duplessis, będącej pierwowzorem dla „Damy kameliowej” Aleksandra Dumasa. Julie Kavanagh przedstawia nam jej biografię, po dotarciu do wielu materiałów, będących źródłem faktów na temat życia tej nietuzinkowej kobiety.

Według mnie największym plusem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka dobrze napisana, dzięki czemu bardzo szybko ją przeczytałam. Pomysł wyjątkowo ciekawy, jednak uważam, że trochę zmarnowany... może przekombinowany... Zawiodło mnie zakończenie.

Książka dobrze napisana, dzięki czemu bardzo szybko ją przeczytałam. Pomysł wyjątkowo ciekawy, jednak uważam, że trochę zmarnowany... może przekombinowany... Zawiodło mnie zakończenie.

Pokaż mimo to