-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać370
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik4
Biblioteczka
2024-03-03
2021-12-16
Chyba najbardziej zaskoczyła mnie kompleksowość tej książki: Karolina Kuszyk stara się „ugryźć” temat z bardzo różnych, czasami mało oczywistych stron. Rezultatem jest bardzo obszerny, w dosłownym tego słowa znaczeniu wyczerpujący przyczynek do trudnej historii wzajemnych relacji obydwu narodów. Osobiste doświadczenia mojej własnej rodziny nałożyły się przy pomocy „Poniemieckiego” na doświadczenia całej generacji ludzi, którzy z bardzo różnych, ale prawie zawsze jednako tragicznych powodów utracili korzenie i zostali zmuszeni do życia na obczyźnie. Ponieważ stosunki polsko-niemieckie mają wystarczająco dużo negatywnie nastawionych komentatorów, to wolę pozostać optymistą – dlatego w tej akurat książce poruszyły mnie najbardziej opowieści o koegzystencji. O dostrzeżeniu w swoim bliźnim człowieka (co w czasach powojennych musiało być przecież bardzo trudne). Stwierdzam, że podobnie jak niektórzy weterani II wojny światowej mają bardzo specyficzne, pełne szacunku podejście do dawnych wrogów, tak i niektórzy repatrianci z polskich Kresów wykazali się niezwykłą empatią. Pytanie tylko, czy następne pokolenia będą w stanie nawiązać do takich postaw i wynieść z takich opowieści, jak „Poniemieckie”, coś, co pozwoli na dalszy rozwój sąsiedzkich stosunków po obu brzegach Odry?
Chyba najbardziej zaskoczyła mnie kompleksowość tej książki: Karolina Kuszyk stara się „ugryźć” temat z bardzo różnych, czasami mało oczywistych stron. Rezultatem jest bardzo obszerny, w dosłownym tego słowa znaczeniu wyczerpujący przyczynek do trudnej historii wzajemnych relacji obydwu narodów. Osobiste doświadczenia mojej własnej rodziny nałożyły się przy pomocy...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-05
Zwycięstwo Bolesława Chrobrego nad Henrykiem II, królem niemieckim, jest bezsprzecznie jedną z większych wiktorii wojska polskiego. Bolesław wykazał się wszystkimi atrybutami dobrego stratega i przywódcy, posiadał nie tylko wierną sprawie i umiejętnie dowodzoną armię, ale i znakomity wywiad. Henryk, z drugiej strony, był sprytnym pechowcem, czasami zdolnym do błyskotliwych posunięć, ale walczącym zazwyczaj z jedną ręką uwiązaną na plecach (często z własnej winy, bo nie ogarniał silnej opozycji i mieszał się w sprawy italskie).
Tym bardziej dziwi, że Robert F. Barkowski (w odróżnieniu od opisującego w tej samej serii te same wydarzenia dekadę wcześniej Pawła Rochały), często i gęsto narzekając na (niesprzecznie istniejącą) silną stronniczość Thietmara z Merseburga, autora jednego ze źródeł, nie potrafi podejść do tematu bez niepotrzebnego wplatania grających na emocjach elementów propagandowych. Podczas gdy Rochała potrafił w „Niemczy 1017” pisać z sympatią dla Polaków, kreśląc równocześnie barwny i bardzo ludzki portret polskiego władcy, to u Barkowskiego Bolesław Chrobry to po prostu posągowy gigant militarno-polityczny. Stronniczość autora jest tak wyraźna, jak zupełnie niepotrzebna, bo wydarzenia z początku XI wieku na polsko-niemieckim pograniczu mówią same za siebie. Tu nie trzeba upiększać, nie trzeba starannie omijać dokładniejszego opisu wydarzeń mniej chwalebnych (jak choćby chaotycznych wydarzeń w Pradze w roku 1004). Kulminacją takiego nastawienia jest porównywanie daty 1 września 1015 (bitwa w kraju Dziadoszan) do początku II wojny światowej. Co ma piernik do wiatraka?!
Szkoda, bo narracja książki jest bardzo przystępna, a styl, choć prosty, jest dobrze dopasowany do tego typu publikacji. Zawiodły niestety lektorat i korekta - w tekście znajdzie się sporo literówek i kilka nieścisłości.
Zwycięstwo Bolesława Chrobrego nad Henrykiem II, królem niemieckim, jest bezsprzecznie jedną z większych wiktorii wojska polskiego. Bolesław wykazał się wszystkimi atrybutami dobrego stratega i przywódcy, posiadał nie tylko wierną sprawie i umiejętnie dowodzoną armię, ale i znakomity wywiad. Henryk, z drugiej strony, był sprytnym pechowcem, czasami zdolnym do błyskotliwych...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-09-05
Po „Cedyni 972” to druga książka Rochały o niemiecko-słowiańskim pograniczu na przełomie X i XI wieku. Autora muszę pochwalić za umiejętne połączenie dwóch faktorów, które są niezwykle ważne dla dobrej książki popularnonaukowej: obiektywność w ocenie wydarzeń przedstawianej kampanii wojennej oraz prosty (ale mimo to fascynujący) opis ówczesnego świata. Rochała trzyma się faktów prawie do samego końca. Podobnie jak w pierwszej części, dopiero przy opisie samych zmagań pod murami Niemczy ma się wrażenie, że autor wolałby napisać powieść historyczną, zamiast tworzenia narracji w ciasnym gorsecie pozycji z serii „Historyczne bitwy”.
Czytelnikom, którzy znają już „Cedynię”, do lektury zachęcać nie muszę. Zainteresowanym wczesnymi dziejami ziem nad Łabą i Odrą mogę natomiast bez większych zastrzeżeń polecić tę pozycję jako ciekawy wstęp do studiów epoki.
Po „Cedyni 972” to druga książka Rochały o niemiecko-słowiańskim pograniczu na przełomie X i XI wieku. Autora muszę pochwalić za umiejętne połączenie dwóch faktorów, które są niezwykle ważne dla dobrej książki popularnonaukowej: obiektywność w ocenie wydarzeń przedstawianej kampanii wojennej oraz prosty (ale mimo to fascynujący) opis ówczesnego świata. Rochała trzyma się...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-08-25
W obliczu istnienia jedynie bardzo skromnych informacji o samym konflikcie roku 972 autor podjął jedyną słuszną decyzję i przedstawił historię niemiecko-słowiańskiego pogranicza od czasów Karola Wielkiego do Ottona I. Jego sympatia leży wprawdzie, co raczej nie dziwi, jednoznacznie po stronie Polaków i innych Słowian zachodnich, ale „Cedynia 972” to dosyć neutralna, rzeczowa relacja wydarzeń tamtych czasów. Dla Niemców region Łaby i Odry to wtedy rodzaj Dzikiego Wschodu, przyciągający wszelakich awanturników i mącicieli z głębi Rzeszy. Natomiast plemiona słowiańskie różnią się zachowaniem niewiele od plemion indiańskich Ameryki Północnej: są bardziej zwaśnione z sąsiadem o miedzę niż z Niemcami i prowadzą krótkowzroczną politykę, która już wkrótce okaże się fatalna w obliczu dobrze zorganizowanego imperialnego podboju.
Fakt, że w osobie Mieszka I-go (a potem, ale już nie w narracji tej książki, Bolesława Chrobrego) Polacy mieli mądrych i zdecydowanych władców, zaważył prawdopodobnie znacząco na dalszych losach regionu.
Paweł Rochala pisze ciekawie i przystępnie, choć lekko zdziwił mnie rozdział opisujący samą bitwę pod Cedynią w postaci sfabularyzowanej. Czyta się to całkiem dobrze, ale ma niewiele wspólnego z literaturą popularnonaukową. Mimo to książka jest dobrym i udanym wprowadzeniem w temat początków polskiej państwowości i ówczesnych stosunków z zachodnim sąsiadem.
W obliczu istnienia jedynie bardzo skromnych informacji o samym konflikcie roku 972 autor podjął jedyną słuszną decyzję i przedstawił historię niemiecko-słowiańskiego pogranicza od czasów Karola Wielkiego do Ottona I. Jego sympatia leży wprawdzie, co raczej nie dziwi, jednoznacznie po stronie Polaków i innych Słowian zachodnich, ale „Cedynia 972” to dosyć neutralna,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Zgodnie z tytułem, tematem są różnorodne wpływy Polaków i polskiej kultury na Niemcy i Niemców, które, jak w przedmowie piszą redaktorzy leksykonu, są już od wieków najbardziej znaczącym zewnętrznym oddziaływaniem na kraj między Renem a Odrą. Przedstawiając zarówno osoby jak i miejsca związane z takimi wpływami, autorzy haseł dokumentują przenikanie się obu kultur.
Wybrane zagadnienia nie wyczerpują oczywiście tematu, ale są zaskakująco różnorodne. Obok haseł „obowiązkowych” dołączono i te mniej, a nawet prawie wcale nie znane. Nieprzypadkowo książka otrzymała podtytuł „Kalejdoskop” - to bardzo precyzyjne opisanie charakteru „Polskich śladów w Niemczech”. Niczym w kalejdoskopie właśnie czytelnik może przyjrzeć się barwnemu korowodowi osób, miejsc i wydarzeń, wybierając przy tym najbardziej interesujące hasła według własnego upodobania.
Zgodnie z tytułem, tematem są różnorodne wpływy Polaków i polskiej kultury na Niemcy i Niemców, które, jak w przedmowie piszą redaktorzy leksykonu, są już od wieków najbardziej znaczącym zewnętrznym oddziaływaniem na kraj między Renem a Odrą. Przedstawiając zarówno osoby jak i miejsca związane z takimi wpływami, autorzy haseł dokumentują przenikanie się obu kultur.
Wybrane...
2022-05-27
Jeśli macie wrażenie, że wiedza historyczna, którą wynieśliście że szkoły, mogłaby być raczej zlepkiem półprawd oraz oczywistej propagandy, to ta książka powinna wam pomóc.
Autorka dobrze unaocznia, że podręczniki są raczej rodzajem opowieści o historii, jaką dane państwo chciałoby mieć, a już niekoniecznie o historii, jaka w rzeczywistości miała miejsce. Nie jest to coś specyficznego dla historii Polski, ale w tym konkretnym przypadku o nią właśnie chodzi.
Doświadczony amator książek historycznych nie znajdzie w tej publikacji zbyt wielu nowości, ale przecież nie dla niego została ona napisana. Absolutnie nie przeszkadza mi równocześnie częste przypominanie o wpływie kobiet na dane wydarzenia - póki znaczenie wszystkich osób, które brały udział w opisywanym zdarzeniu, nie będzie odpowiednio relacjonowane, póty nacisk na "herstory" ma swoje uzasadnienie.
Jeśli macie wrażenie, że wiedza historyczna, którą wynieśliście że szkoły, mogłaby być raczej zlepkiem półprawd oraz oczywistej propagandy, to ta książka powinna wam pomóc.
Autorka dobrze unaocznia, że podręczniki są raczej rodzajem opowieści o historii, jaką dane państwo chciałoby mieć, a już niekoniecznie o historii, jaka w rzeczywistości miała miejsce. Nie jest to coś...
2021-02-24
Niy beda wom osprawioł, że się znom na całyj gyszichcie Ślunska. Niy chca wos robić za bozna ani sie sam hihrać. Jo chca ino, cobyście dali pozor, że je coś takigo jak ślunsko kultura i godka. One boły i som. Kedyś i kajś. I mom nadzieja, że i kajś bydom. Że Ślonzoki to niy ino grubiorze, co po fajrancie siedzom w familokach przi panczkraucie i karbinadlach albo roladzie z modrom kapustom i osprawiajom blank gupie wice o Antku i Frantku, jak nos widzom takie gorole jak tyn Ziemkiewicz. U nos je moc zortów ludzi, bez co gyszichty ze ślunskich familyj mogom mieć pierońsko szpana. Że mjindzy Brynicom a Odrom żijom ludzie, co niy ino „trocha” inaczyj godajom, ino swoja własno gyszichta majom, niekedy blank cufalowo. I że oni majom prawo czuć inaczyj, niż ludzie z Altrajchu i inkszych stron Polski.
P.S.: Ślunskich filologów przepraszom za szrajbunek.
Niy beda wom osprawioł, że się znom na całyj gyszichcie Ślunska. Niy chca wos robić za bozna ani sie sam hihrać. Jo chca ino, cobyście dali pozor, że je coś takigo jak ślunsko kultura i godka. One boły i som. Kedyś i kajś. I mom nadzieja, że i kajś bydom. Że Ślonzoki to niy ino grubiorze, co po fajrancie siedzom w familokach przi panczkraucie i karbinadlach albo roladzie z...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-11-15
Ta książka to dosyć dowolnie redagowany zbiór reportaży o bardzo różnej objętości i dużym „rozstrzale” podjętych tematów. Autor stosunkowo często pisze tu o Żydach Europy Środkowo-Wschodniej (zwłaszcza w czasach drugiej wojny światowej), ale również o przemianach, jakich doznały byłe demoludy po upadku komuny. Tematy uważam w przeważającej większości za interesujące, ale ich realizacja nie przypadła mi za każdym razem do gustu. Życzyłbym sobie kilka dłuższych, głębiej idących w analizie tekstów, zamiast tych kilkustronnicowych migawek z życia „na Dzikim Wschodzie”.
„Dlaczego rozstrzelali...” traktuję jako wybór tekstów, które pozwalają zapoznać się z szerokimi zainteresowaniami autora. Mam jednak wrażenie, że całość wyszła nieco chaotycznie. Brakuje mi tutaj konkretnie zdefiniowanej myśli przewodniej.
Jakby nie było, zawdzięczam tej książce zapoznanie się z repertuarem grupy „Laibach”. Dzięki wielkie za to, Martinie Pollacku!
Ta książka to dosyć dowolnie redagowany zbiór reportaży o bardzo różnej objętości i dużym „rozstrzale” podjętych tematów. Autor stosunkowo często pisze tu o Żydach Europy Środkowo-Wschodniej (zwłaszcza w czasach drugiej wojny światowej), ale również o przemianach, jakich doznały byłe demoludy po upadku komuny. Tematy uważam w przeważającej większości za interesujące, ale...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-09-02
Jak mocno druga wojna światowa wpływa nadal, 80 lat po jej wybuchu, na losy wielu ludzi, pokazuje Włodzimierz Nowak w jednym z najlepszych zbiorów reportaży, jakie udało mi się dotychczas przeczytać.
Znajdą się tu historie niezwykle wzruszające („Serce majkino...”), zastanawiające („O Wandzie...” i „Brzegi coraz bliżej...”), przerażające („Mój warszawski szał”), niepojęte („Noc w Wildenhagen”), zaskakujące („Przygody dobrego wojaka Manfreda”), smutne („Obwód głowy”, „Adam z Ewką żyli w raju”), przewrotne („Przejdziem Nysę, przejdziem Odrę”), pokrzepiające („Za Odrę po togę”) i zniechęcające („Radiobudzik pani Mohs” i „Dwie minuty kontra trzy”). Zważywszy, że są to historie prawdziwe, czytelnik otrzymuje przy pomocy tego tomiku znakomity przegląd losów Niemców w Polsce oraz Polaków w Niemczech oraz ma okazję zasmakować specyficznego klimatu, jaki panował (a być może jeszcze nadal panuje) na polsko-niemieckim pograniczu.
Relacje obu narodów charakteryzują się nadal sporą dozą wzajemnej nieufności. Jeśli kiedykolwiek uda się cokolwiek w nich zmienić, to zapewne tylko poprzez codzienne obcowanie z sąsiadem. Włodzimierz Nowak pokazuje, że na niemiecko-polskim pograniczu normalni obywatele obydwu państw poczynili już pierwsze ważne kroki na długiej drodze w tym kierunku.
Jak mocno druga wojna światowa wpływa nadal, 80 lat po jej wybuchu, na losy wielu ludzi, pokazuje Włodzimierz Nowak w jednym z najlepszych zbiorów reportaży, jakie udało mi się dotychczas przeczytać.
Znajdą się tu historie niezwykle wzruszające („Serce majkino...”), zastanawiające („O Wandzie...” i „Brzegi coraz bliżej...”), przerażające („Mój warszawski szał”),...
Autor ponownie (po „Budziszynie 1002-1018”) dobitnie udowadnia, że potrafi przedstawić wczesnośredniowieczną historię regionu między Łabą, Soławą i Odrą jedynie w sposób tendencyjny, który, moim zdaniem, nie przystaje współczesnemu historykowi. Nie rozumiem takiego nastawienia. Historia Słowian połabskich jest tak fascynująca, jak mało znana. Wystarczyło trzymać się faktów i wyraźnie zaznaczyć, gdzie rozpoczyna się spekulacja. Powstałaby, przy zastosowaniu lepszej struktury narracji, niż to ma miejsce tutaj, świetna książka historyczna. Tymczasem autor stosuje zabiegi szarej propagandy, wybielając działania Słowian (w tym i Polaków) a demonizując poczynania Niemców i Duńczyków. Rozpoczyna się to już w warstwie językowej – wystarczy porównać słownictwo użyte przy opisie działań poszczególnych stron. I po co to komu? Czyż kilkusetletnia walka plemion Połabia o niezależność była czymś innym, jak walka plemion śląskich i małopolskich? Ba, równie zacięcie walczyły przecież o wolność plemiona germańskie (np. Sasi i Fryzowie)! Imperia mają to do siebie, że starają się wchłonąć tereny przygraniczne (inaczej nie byłyby imperiami, czyli, jak powiedzielibyśmy dzisiaj: mocarstwami lub global-playerami). Słowianie połabscy przegrali z Niemcami, Duńczykami i Polakami bo zabrakło im książąt na miarę Mieszka I, czy chociażby czeskiego Bolesława II Pobożnego. I tyle.
Autor ponownie (po „Budziszynie 1002-1018”) dobitnie udowadnia, że potrafi przedstawić wczesnośredniowieczną historię regionu między Łabą, Soławą i Odrą jedynie w sposób tendencyjny, który, moim zdaniem, nie przystaje współczesnemu historykowi. Nie rozumiem takiego nastawienia. Historia Słowian połabskich jest tak fascynująca, jak mało znana. Wystarczyło trzymać się faktów...
więcej Pokaż mimo to