-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać467 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2014-12-28
2014-12-26
2014-12-20
2014-12-02
2014-11-30
2014-11-23
2014-11-11
2014-11-09
2014-11-02
2014-10-26
2014-10-19
2014-01-19
Daleko, daleko stąd...
„On” Łukasz Henel
wyd. Videograf
rok: 2013
str. 288
Ocena: 4/6
Gdy czytam, lubię czuć emocje. Uwielbiam ten dreszczyk przebiegający mi po plecach, gdy coś się dzieje. Kocham kryminały, uwielbiam thrillery, lubuję się w sensacji. Po powieści grozy raczej nie sięgam, ale i one czasem wpadają w moje zachłanne dłonie. Jedne przypadają mi do gustu, inne odkładam na półkę z obrzydzeniem. Przyznam szczerze, że do najnowszej książki Łukasza Hanela zatytułowanej On podchodziłam dość sceptycznie, a gdy w końcu rozpoczęłam lekturę targały mną różnorakie odczucia. W końcu jednak zagościła w mojej głowie jedna myśl, mianowicie, że książka jest bardzo dziwna i tajemnicza. Ale chyba o to chodzi w powieściach grozy, prawda? Tak mi się przynajmniej wydaje.
Podczas podróży, młody poznański biznesmen widzi przy drodze autostopowiczkę. Pogoda jest koszmarna, a dziewczyna nie daje w żaden sposób znać, że potrzebuje podwózki. Tomasz dłuższą chwilę zastanawia się, czy na pewno powinien się zatrzymywać. Może to jakaś pułapka? Albo dziewczyna uzna go za zboczeńca lub mordercę? Przypomina mu się jednak, że były czasy, gdy i on potrzebował skorzystać z uprzejmości innych kierowców. Teraz stać go na drogie auto, a na koncie ma kilka zer więcej niż reszta jego znajomych. Zatrzymuje więc białego lexusa i zaprasza dziewczynę do środka. Młoda kobieta jest dość tajemnicza. Praktycznie się nie odzywa, nie mówi, gdzie chciałaby zostać podwieziona. Uśmiecha się tajemniczo i jedynie przytakuje. Ostatecznie Tomasz wysadza ją w najbliższej wiosce, praktycznie z dala od zabudowań. Mężczyzna niemal natychmiast orientuje się, że zostawiła coś z samochodzie - medalion. Postanawia więc go jej zwrócić. Wchodzi za nią w ciemny las, ale jej nie znajduje. Na jego drodze staje jednak pałac, który najwyraźniej został wystawiony na sprzedaż. Niebywałym zbiegiem okoliczności interes, który Tomasz planował, nie dochodzi do skutku. Mężczyzna postanawia więc zainwestować "odrobinę" więcej i kupić pałac. Może zrobi z niego hotel? Albo restaurację? Kiedy jednak przystępuje do rzeczy, zaczynają się dziać dziwne i przerażające rzeczy.
Początkowo fabuła wydaje się błaha, a nawet banalna. Akcja niby jest przerażająca, ale równocześnie, by naprawdę się przestraszyć, należy głęboko zagłębiać się w tekst, a to miejscami bywa nużące więc... trudno się przestraszyć. Jednak z każdą kolejną linijką, wraz z kolejnym akapitem i przewróconą stroną autor pokazuje nam więcej, a to zmusza czytelnika do większego skupienia. A to pociąga za sobą zdwojony strach. Co będzie dalej? Czy to, co widzi bohater ma faktycznie miejsce? Ktoś sobie robi głupie żarty? A może to duchy? Trudno znaleźć jakąkolwiek odpowiedź. Czym lub kim jest tytułowy On? Co chce lub musi zrobić? Jakie ma zadanie? Jak skończy się ta historia? By się tego dowiedzieć koniecznie należy sięgnąć po powieść Łukasza Hanela.
Mnie książka się podobała, ale nie przekonała mnie zupełnie do siebie i do swojego gatunku. Czegoś mi w niej brakowało. Choć była dobra i miała potencjał, to jednak nie była moja bajka. Może chodziło o troszkę przydługie opisy? A może o to, że fabuła miejscami wydawała mi się tak dziwna, że aż śmieszna? Szczerze powiedziawszy trudno mi jednoznacznie stwierdzić, co mi nie pasowało. Ważne jednak, by spodobała się wielbicielom gatunku, i myślę, że z tym nie będzie problemu.
Daleko, daleko stąd...
„On” Łukasz Henel
wyd. Videograf
rok: 2013
str. 288
Ocena: 4/6
Gdy czytam, lubię czuć emocje. Uwielbiam ten dreszczyk przebiegający mi po plecach, gdy coś się dzieje. Kocham kryminały, uwielbiam thrillery, lubuję się w sensacji. Po powieści grozy raczej nie sięgam, ale i one czasem wpadają w moje zachłanne dłonie. Jedne przypadają mi do gustu, inne...
2014-01-15
Prosty przepis na utratę wszystkiego
„Upadające królestwa” Morgan Rhodes
wyd. Gola
rok: 2013
str. 512
Ocena: 4/6
Uwielbiam książki paranormalne, to chyba wie każdy, choć odrobinę mnie zna. Jeszcze bardziej lubię pozycje, które łączą w sobie kilka gatunków literackich, np. romans z dramatem, kryminałem czy właśnie wątkiem paranormalnym. A jeszcze lepiej - jak jest tych rodzajów literackich w powieści jak najwięcej. No nie da się ukryć, zakręcona jestem i takie też książki czytuje. Nie dla mnie gorący romans kipiący od pożądania, w którym brak czegokolwiek poza miłością głównych bohaterów (problemy egzystencjonalne typu: jak żyć, do mnie nie trafiają). Moją bajką nie są powieści obyczajowe, w których ktoś traci wszystko, a potem bez większego problemu, na tym niby gruzowisku, stawia zamek, który już na pewno nie runie. Dla mnie liczą się emocje i sensacja, oraz magia - duuużo magii. Dlatego, gdy tylko zaproponowano mi lekturę Upadających Królestw - zgodziłam się bez wahania. W końcu miała być to powieść idealna dla mnie - paranormalna, pełna zwrotów akcji, sensacyjnych wydarzeń oraz miłości. Czy mogłabym pragnąć czegoś więcej?
Upadające Królestwa to tak naprawdę trzy, kiedyś stanowiące jedność krainy: Auranos, Paelsia i Limeros. Różnią się one diametralnie, ale pod wieloma względami stanowią swoje lustrzane odbicie. Ludzie żyją w nich pod zwierzchnictwem króla bądź wodza. Nie ma jednak znaczenia, kto sprawuje rządy. Jedno jest natomiast pewne - tym, mieszkającym za wysokimi murami, nic złego się nie dzieje. Jakiej biedy nie klepaliby poddani, władza ma się dobrze. W tym książka absolutnie nie odstaje od rzeczywistości. Nie da się również ukryć, że w jednej z tych krain żyje się zdecydowanie lepiej, niż w pozostałych. Auranos, bo o nim mowa, nie ma problemów z niedostatkami jedzenia, a pogoda zwykle u nich dopisuje. Dawno zawarte umowy, regulujące handel między królestwami, zdążyły już powygasać i teraz w Auranosie brakuje jedynie takich zbytków, jak dobre wino. To ostatnie produkowane jest w Paelsi, ale z powodu znacznej biedy, to Auranos dyktuje co, kiedy i za ile zakupi. Wśród mieszkańców pokrzywdzonych przez los krain narastać zaczyna napięcie, a ich władcy zrzeszają się i podejmują ostateczną decyzję - czas stanąć do walki. Równocześnie, a w zasadzie na pierwszym planie, rozgrywają się większe i mniejsze dramaty dzieci władców i zwykłych mieszkańców. Są i tacy, którym w głowie tylko magia, a jedyne w co wierzą, to to, że wkrótce spełni się przepowiednia i ta, która narodziła się szesnaście lat wcześniej, posiądzie władzę nad czterema żywiołami.
Czy w przepowiedni jest choć krztyna prawdy? Czy królestwa staną do walki? Jeśli tak, to jak się ona zakończy? Jak potoczą się losy Cleo, Janosa, Lucii i Magnusa? By się tego dowiedzieć koniecznie należy sięgnąć po Upadające Królestwa, pierwszą cześć trylogii autorstwa Morgan Rhodes.
Mnie osobiście książka się podobała, ale nie powaliła mnie na kolana. Czytało się ją dobrze, ale nie wyśmienicie. Główni bohaterowie to buńczuczne nastolatki, którym wydaje się, że mogą góry przenosić. Niczego się nie boją, żadna siła nie jest im straszna, żadna podróż za długa. Może to i dobrze, że są nastawieni w ten, a nie inny sposób, bo inaczej na pewno nie podołaliby zadaniom, jakie zostały im przydzielone. Akcja Upadających Królestw wciąga, jest ciekawie zarysowana, ale skierowana zdecydowanie do młodszego, mniej wymagającego odbiorcy.
Prosty przepis na utratę wszystkiego
„Upadające królestwa” Morgan Rhodes
wyd. Gola
rok: 2013
str. 512
Ocena: 4/6
Uwielbiam książki paranormalne, to chyba wie każdy, choć odrobinę mnie zna. Jeszcze bardziej lubię pozycje, które łączą w sobie kilka gatunków literackich, np. romans z dramatem, kryminałem czy właśnie wątkiem paranormalnym. A jeszcze lepiej - jak jest tych...
2014-02-08
Wir
„Gorączka 1” Dee Shulman
wyd. Egmont
rok: 2012
str. 432
Ocena: 5/6
Skąd się wziąłeś? Skąd wzięli się twoi znajomi, przyjaciele, rodzina? Gdzie podziewają się ci, którzy odeszli już z tego świata? Czy istnieje życie po życiu? Czy jest możliwe, że po śmierci zaczyna się coś więcej, coś o wiele istotniejszego? Czy jest furtka, umożliwiająca powrót i dalsze życie? A może nasza codzienność jest ułudą, może ten świat, który znamy wcale nie istnieje? Kim jesteś ty? Kim jestem ja?
Jest rok 2012. Szesnastoletnia Ewa Koretsky pochodzi z Yorku i wydawać by się mogło, że niczym nie różni się od swoich rówieśników. Jednak pierwsze wyrażenie nie zawsze jest właściwe. Często okazuje się, że ma ono niewiele wspólnego z rzeczywistością, że to tylko gra pozorów, do której nie ma sensu się przywiązywać. Ewa jest wybitnie inteligenta. Dlatego też ma taki problem ze szkołą, z jednej strony dyrekcja każdej kolejnej placówki nie posiada się wprost z radości, gdy podnosi im średnią. Z drugiej strony jej wiedza zdecydowanie przewyższa zasób informacji posiadanych przez najwybitniejszych nauczycieli danej szkoły. No i na domiar złego, Ewa ma niebywałą skłonność do nastawiania przeciw sobie rówieśników tej samej płci co ona. Ze względu na niebywałą urodę i wyjątkowe oddziaływanie na chłopców wszystkie dziewczyny traktują ją jak wroga numer jeden. Nie ma więc szans na zaprzyjaźnienie się z którąkolwiek z nich, a gdy tylko zaczyna się kumplować z jakimś chłopakiem, ten zaraz się w niej zakochuje. W pewnym momencie dziewczyna dochodzi więc do wniosku, że istnieje tylko jeden sposób na odmienienie choć części swojej egzystencji – musi zostać wyrzucona ze szkoły. Wagarowanie nie przynosi oczekiwanych skutków, postanawia więc zastosować broń większego kalibru.
Rok 152. Sethos Leontis jest jednym z najlepszych, o ile nie najlepszym gladiatorem w Londinium. W każdej kolejnej walce na arenie udowadnia na co go stać i że warto w niego zainwestować. Dziewięć razy udało mu się już zdobyć wieniec laurowy i właśnie przygotowuje się do kolejnej, bardzo ważnej walki. Jego przeciwnikiem ma być Protix Canitis, potężny Gal nienawidzący zarówno Rzymian jak i Greków. W dzień przed tą walką Seth spotyka się w kibicującym mu ludem i spotyka ją – miłość swojego życia – Liwię, adoptowaną córkę Flawii i Domitusa Natalisów. Niestety, dziewczyna jest zaręczona. Od tej chwili już nic nie jest takie jak wcześniej. Życie Setha zmienia się diametralnie, najpierw niemal ginie, a później jego życie traci sens.
Czy to możliwe, by Ewę i Setha coś łączyło? Czy dzielące ich lata, stulecia, ba – tysiąclecia w rzeczywistości nic nie znaczą? Czy miłość jest wieczna? Czy przetrwa wszystko? Czy odnajdzie się nawet w następnym wcieleniu? Czy możliwe są podróże w czasie? A może jedno tysiąclecie od drugiego dzieli zaledwie jeden krok? Jeśli chcecie poznać perypetie silnego, charyzmatycznego i walecznego Sethosa oraz pięknej, inteligentnej, ale niezrozumianej i niechcianej Ewy, koniecznie musicie sięgnąć po Gorączkę 1 autorstwa Dee Shulman.
Książka jest bardzo dobrze napisana a akcja sprawnie poprowadzona. Od początku czytelnik wciąga się w opisywane przez autorkę wydarzenia i za wszelką cenę chce się poznać dalsze perypetie głównych bohaterów. Postaci zbudowane przez Dee Shulman emanują jakąś wewnętrzną siłą i mimo ich niedoskonałości, tak przecież prawdziwej, naprawdę trudno ich nie lubić. I mam tu na myśli nie tylko bohaterów pierwszoplanowych, ale także, a może przede wszystkim, postaci poboczne, które w rzeczywistości tworzą tę powieść i sprawiają, że jest jeszcze lepsza.
Jedno jest pewne, zdecydowanie jest to kawał dobrej literatury i warto po Gorączkę 1 sięgnąć, bez względu na to, czy jest się w przedziale wiekowym sugerującym nastolatka, czy takim, sugerującym czytelnika bardziej obeznanego. Warto.
Wir
„Gorączka 1” Dee Shulman
wyd. Egmont
rok: 2012
str. 432
Ocena: 5/6
Skąd się wziąłeś? Skąd wzięli się twoi znajomi, przyjaciele, rodzina? Gdzie podziewają się ci, którzy odeszli już z tego świata? Czy istnieje życie po życiu? Czy jest możliwe, że po śmierci zaczyna się coś więcej, coś o wiele istotniejszego? Czy jest furtka, umożliwiająca powrót i dalsze życie? A może...
2014-02-16
Po raz drugi
„Przywróceni” Jason Mott
wyd. Mira
rok: 2013
str. 400
Ocena: 4/6
Z drżeniem serca brałam do ręki Przywróconych. Czekałam na tę powieść dość długo i w sumie... trudno mi stwierdzić dlaczego. Za każdym razem, gdy zerkałam na półkę i widziałam książkę Jasona Motta, czułam, że czeka mnie z nią niezwykła przygoda. I aż mnie ciarki przechodziły na myśl o niej. W końcu nadszedł ten dzień i Przywróceni objęli moją świadomość w posiadanie. Tylko czy słusznie?
Harold i Lucille Hargrave od lat żyją samotnie w niewielkim miasteczku Arkadia, gdzie każdy każdego zna i wszyscy wiedzą o wszystkich, jak się można domyśleć - wszystko. Jeśli ktoś ma jakąś tajemnicę przed innymi - nie jest w stanie zbyt długo jej utrzymać. Ludzie są dociekliwi i wtykają nos w nieswoje sprawy. Niby czują się jak wielka rodzina, ale... tak naprawdę nikt tak nie czuje się komfortowo. Szczególnie wspomniane wcześniej starsze małżeństwo, które przed laty utraciło dziecko. Jacob miał osiem lat, gdy znikł z ich życia. Jego ciała nigdy nie odnaleziono, ale nietrudno było zgadnąć, że chłopiec wpadł do pobliskiej rzeki i nie dał rady się z niej wydostać. Tragedię rodziny tylko powiększał fakt, że wydarzenia miały miejsce w ósme urodziny chłopca. Gdy ginął, w domu w najlepsze trwała impreza na cześć chłopca. Mimo, iż rodzina dość szybko się zorientowała o braku Jacoba, nie było szans na jego uratowanie. Od tamtej pory wszyscy w miasteczku, jak jeden mąż, współczuli państwu Hargrave. Ta tragedia ciążyła na nich przez dni, miesiące, lata...
Gdy niespodziewanie na świecie zaczęli pojawiać się dawno zmarli ludzie, Harold poważnie zastanawiał się, co by było, gdyby i do ich drzwi zapukało Biuro i poinformowało, że odnalazł się ich synek. Lucille jednak wprost powiedziała, że najpewniej nie przyjęłaby malca pod swój dach. W końcu to niemożliwe, by powrócić z martwych. Ci, którzy powracają, zapewne są wysłannikami diabła, czyhającymi na życia niewinnych istot. W końcu zarówno Harold, jak i Lucille uznają, że nie ma co gdybać. Ich synek na pewno się nie odnajdzie. Stety, lub niestety - nic bardziej mylnego. Pewnego dnia para słyszy pukanie do drzwi i... w tej jednej chwili cały ich świat staje na głowie.
Czekałam, czekałam i... chyba przeczekałam czas, w którym Przywróceni i ja zgralibyśmy się idealnie. Czytając tę książkę czułam... sama nie wiem. Pustkę? Brak? Niepewność? Coś cały czas mi nie pasowało. Czegoś brakowało. Jednak ile razy próbowałam dociec, co mi tak niemiłosiernie zgrzyta pod zębami - nie byłam w stanie. Bo równocześnie powieść jakoś dziwnie mnie zauroczyła i nie pozwalała na zebranie myśli i przeprowadzenie dogłębnej analizy. Odłożyłam więc pisanie wypowiedzi na jej temat o całą dobę, by spokojnie zdecydować, co myślę o Przywróconych. Niestety, choć minęło wiele godzin, wciąż nie jestem w stanie jednoznacznie stwierdzić, czy książka bardziej mi się podobała, czy też nie.
W Przywróconych czytelnik odnajdzie wiele odpowiedzi na przeróżne pytania. Niestety, zapewne większości z nich nikt przed lekturą tej powieści sobie nie zadawał. Tak więc dowiadujemy się czegoś, choć niekoniecznie chcieliśmy o te rzeczy poszerzać swoją wiedzę. Z drugiej strony autor pozostawia nas z wieloma pytaniami, na które zapewne nigdy nie uzyskamy odpowiedzi, choć bardzo byśmy tego chcieli. Taka jest właśnie ta książka - przewrotna i pełna sprzeczności. Ciekawa, ale miejscami nudnawa. Wciągająca, ale chwilami wywołująca odruch odstawiania jej ponownie do domowej biblioteczki.
Przywróceni niestety nie są pozycją dla każdego. Polecałabym tę powieść osobom, które chciałyby się dowiedzieć, co by było gdyby, oraz tym, którzy lubią sobie przy lekturze podumać.
Po raz drugi
„Przywróceni” Jason Mott
wyd. Mira
rok: 2013
str. 400
Ocena: 4/6
Z drżeniem serca brałam do ręki Przywróconych. Czekałam na tę powieść dość długo i w sumie... trudno mi stwierdzić dlaczego. Za każdym razem, gdy zerkałam na półkę i widziałam książkę Jasona Motta, czułam, że czeka mnie z nią niezwykła przygoda. I aż mnie ciarki przechodziły na myśl o niej. W...
2014-04-01
Minoo, Linnea, Anna-Karin, Vanessa i Ida spotykają się po przerwie wakacyjnej w szkole. Wszystkie dźwigają na swoich ramionach brzemię magii. To one zadecydują czy świat zostanie zniszczony.
Dziewczyny muszą ćwiczyć swoje magiczne zdolności, które odkryły całkiem niedawno, bo bez nich nie są w stanie przeciwstawić się demonom. Lecz w jaki sposób mają to robić, kiedy do miasta przybywa Rada, która wyraźnie zakazuje używania magii, a jeśli ktoś złamie zasady - grozi mu kara? Na domiar złego w mieście zaczyna działać Pozytywne Engelsfors, czyli tajna sekta.
Czy dziewczyny poradzą sobie z demonami? Jak wszystko się dalej potoczy? Aby się tego dowiedzieć, musicie przeczytać Ogień!
Szczerze mówiąc…. Ta książka nie spodobała mi się ani trochę, nie dobrnęłam nawet do połowy. Czytało mi się źle i straaasznie powoli. Fabuła…. No cóż, chyba łatwo domyślić się, jakie będzie zakończenie. Nie przekonują mnie żadne magiczne moce, ani nic w tym stylu, wolę książki bardziej… „przyziemne”, że tak powiem. Albo i nie, bo w końcu kto powiedział, że fanfici są przyziemne? Nie ważne… Ja osobiście nie poleciłabym tej książki żadnemu z moich znajomych, nie wspominając już o obcych ludziach…
Podsumowując, jedyne co czułam podczas czytania, to znudzenie totalne i chęć wyrzucenia książki przez okno, byleby więcej na nią nie patrzeć…. Niestety, z racji tego, że to nie moja książka, nie mogłam tego uczynić.
Grrr, ja taka niedobra, jak to tak? Wyrzucać książkę przez okno? Możecie mnie za to zlinczować :P
Vic
Minoo, Linnea, Anna-Karin, Vanessa i Ida spotykają się po przerwie wakacyjnej w szkole. Wszystkie dźwigają na swoich ramionach brzemię magii. To one zadecydują czy świat zostanie zniszczony.
Dziewczyny muszą ćwiczyć swoje magiczne zdolności, które odkryły całkiem niedawno, bo bez nich nie są w stanie przeciwstawić się demonom. Lecz w jaki sposób mają to robić, kiedy do...
2014-05-15
Męka
„Znak ostrzegawczy” Iwona Bińczycka-Kołacz
wyd. Novae Res
rok: 2014
str. 314
Ocena: 3,5/6
Są książki, na które czeka się z utęsknieniem i które w zupełności spełniają oczekiwania czytelnika. Są powieści, po które będąc w pełni władz umysłowych na pewno byśmy nie sięgnęli. Zdarza się również, że lektury, po które sięgamy zupełnie nas zaskakują, niestety - nie zawsze pozytywnie. Wyczekiwane pozycje okazują się klapami roku, a te, po których spodziewamy się najgorszego mile nas rozczarowują. Jaki jest Znak ostrzegawczy? Dowiecie się ode mnie, czy chcecie przekonać się sami?
Opis jednej z nowości wydawnictwa Novae Res bardzo mnie zaintrygował. Czułam, że lektura pozwoli mi na przeżycie czegoś nowego, byłam wręcz pewna, że pozytywnego. Nie czekałam więc zbyt długo i wkrótce po jej otrzymaniu zaczęłam czytać. Trzy dni - taki był plan maksimum na zakończenie książki Iwony Bińczyckiej-Kołacz. Z tych kilkudziesięciu godzin jakie sobie założyłam wyszło ... dużo więcej. Znak ostrzegawczy czytałam małymi kroczkami przez trzy tygodnie. Początkowo nie wiedziałam co jest nie tak. Po zapoznaniu się z kilkoma kolejnymi stronami odkładałam powieść na półkę, albo po prostu zasypiałam. A przecież temat był ciekawy. Dwie kobiety. Przyjaciółki. Od lat się wspierające i pomagające sobie nawzajem. Obie mają swoje tajemnice i nie chcą, by ta druga je poznała. Obie pragną dla siebie zupełnie innego życia niż to, które prowadzą. No i w końcu przychodzi dzień, gdy wiedzą, że muszą coś zmienić.
Zarys fabuły - moim zdaniem bardzo dobry. Wiele sobie po tej książce obiecywałam. Niestety, dostałam nieciekawie skonstruowaną akcję, mało wiarygodny tok zdarzeń i nieprawdopodobne wręcz rozwiązania niektórych wątków. Bohaterki wychodzą na naiwne i tandetnie wręcz przewidywalne. W ich życiach dochodzi do licznych zawirowań, czasem nawet tragedii. Na ich obliczu należałoby spodziewać się dwóch reakcji - albo totalnej apatii, albo stawienia czoła przeciwnościom losu. Jednak ani Kamila ani Agata nie postępują zgodnie z moimi przewidywaniami. W zamian za to, niczym znamienite aktorki, wcielają się w rolę z płytkich seriali. Ucieczka. Poszukiwanie samej siebie. Kupowanie domu. Nie kojarzy się Wam to z czymś? Mnie aż za bardzo i szczerze, nie chciałam czytać kolejnej tego typu książki. I naprawdę się takowej nie spodziewałam. Autorka wybrała jednak taką, a nie inną drogę, co sprawiło, że Znak ostrzegawczy nie stanie się moją ulubioną powieścią. Nie będzie nawet lubianą. Niestety.
To jednak nie oznacza, że nie powinniście sięgnąć po tę powieść. To, że ja nie lubię tego typu historii nie oznacza, że inni nie powinni ich czytywać. Wiem, że wielu osobom takie schematy odpowiadają. I właśnie tym czytelnikom polecam Znak ostrzegawczy.
Sil
Męka
„Znak ostrzegawczy” Iwona Bińczycka-Kołacz
wyd. Novae Res
rok: 2014
str. 314
Ocena: 3,5/6
Są książki, na które czeka się z utęsknieniem i które w zupełności spełniają oczekiwania czytelnika. Są powieści, po które będąc w pełni władz umysłowych na pewno byśmy nie sięgnęli. Zdarza się również, że lektury, po które sięgamy zupełnie nas zaskakują, niestety - nie zawsze...
2014-05-18
Błędy młodości
„Dziewczyny z Danbury. Orange is the new black” Piper Kerman
wyd. Replika
rok: 2013
str. 360
Ocena: 4,5/6
Think of all the roads
Think of all their crossings
Taking steps is easy
Standing still is hard
Remember all their faces
Remember all their voices
Everything is different
The second time around*
Młodość ma to do siebie, że wiele jej można wybaczyć. Wiele - ale niestety nie wszystko. Kto, w wieku lat nastu, nie robił rzeczy, które ludziom dorosłym nie przystoją? Imprezy do białego rana. Zadawanie się z nieodpowiednimi osobami. Postępowanie wbrew zasadom logiki i zdrowego rozsądku. Samo życie, prawda? Jak się okazuje, nie dla każdego... przynajmniej do czasu.
Piper Kerman pochodzi z Bostonu. Wbrew oczekiwaniom rodziny nie została ani prawnikiem, ani lekarzem, ani nauczycielem. Studiowała teatr i wśród bohemy czuła się najlepiej. Nie oznacza to jednak, że studia były strzałem w dziesiątkę. Szczerze powiedziawszy - ledwo udało jej się tę uczelnię ukończyć. Po dyplomie również nie zamierzała się ustatkować, teraz to dopiero miała plan - bawić się, eksperymentować, badać i doświadczać. Teraz miało się zacząć prawdziwe życie Piper. Mieszkała w Northampton w stanie Massachusetts i kochała to miejsce. Pracowała jako kelnerka, biegała i oddawała się kolejnym romantycznym przygodom z apetycznymi dziewczynami i chłopakami. Istna sielanka. Dość szybko związała się ściślej z Norą Jansen, która co prawda nie od razu, ale w końcu zupełnie zauroczyła Piper. Niestety Nora nie była niewinną studentką, czy spokojną i stateczną bizneswoman, choć do tej ostatniej zdecydowanie jej najbliżej. Mówiąc wprost nowa dziewczyna Piper parała się dość niebezpiecznym zajęciem - przemycała narkotyki oraz pieniądze i to na dość dużą skalę. Często więc znikała, wyjeżdżała na kilka dni, tygodni, miesięcy i zostawiała swoją dziewczynę samą. W końcu nadszedł ten dzień, gdy poprosiła Norę, by ta towarzyszyła jej w podróży do Indonezji. Był tylko jeden problem - Piper miała się tam dostać nieco inną trasą niż Nora. Tak zaczęła się jej niewielka przygoda ze światem przestępczym, która wiele lat później, odbiła się jej czkawką.
Dziewczyny z Danbury to powieść, a w zasadzie opowieść o tym, co wydarzyło się w życiu Piper Kerman. Kobieta z pełną otwartością snuje swoją historię, nie szczędząc czytelnikowi ani wesołych ani dołujących fragmentów. Lektura z pozoru wydaje się lekka i przyjemna, w rzeczywistości jest pełna zawiłości i skrywanych emocji. Pokazuje jak życie może się zmienić z powodu jednej złej decyzji podjętej w młodości pod wpływem impulsu. Nie ma lekko, a sprawiedliwość może się po ciebie upomnieć w każdej chwili. Nie ma znaczenia, że minął tydzień, miesiąc czy rok. Ba - czasem może ona zapukać do twych drzwi nawet po dziesięciu latach. I co wtedy?
Książka mi się podobała, ale nie powaliła mnie na łopatki. Wiem, że powstał na jej podstawie serial i chętnie go obejrzę, mam nadzieję, że będzie mi to dane i że przypadnie mi on do gustu. Dziewczyny z Danbury polecam, myślę, że warto sięgnąć po tę lekturę i dowiedzieć się, jak czasem życie się plącze i czym może się skończyć młodociana brawura.
Sil
*Regina Spektor - You've Got Time
Błędy młodości
„Dziewczyny z Danbury. Orange is the new black” Piper Kerman
wyd. Replika
rok: 2013
str. 360
Ocena: 4,5/6
Think of all the roads
Think of all their crossings
Taking steps is easy
Standing still is hard
Remember all their faces
Remember all their voices
Everything is different
The second time around*
Młodość ma to do siebie, że wiele jej można wybaczyć....
2014-08-31
Po pierwsze: Nie dotykaj!
„Dziesięć płytkich oddechów” K.A. Tucker
wyd. Filia
rok: 2014
str. 426
Ocena: 5,5/6
I'm breathing in,
and breaking down
I feel my time is running out.
The fire in my heart will burn me to the ground.
I did my part I tried my best the things I'm fighting to protect
always shatter into pieces in the end..*
Życie rzadko bywa sprawiedliwe. Zwykle nie dostajemy od niego tego, czego najbardziej na świecie pragniemy. Zdarza się jednak, że mamy dość, by uznać się za ludzi szczęśliwych. Wstajemy rano, świeci słońce, ptaszki śpiewają, i wiemy, że to będzie dobry dzień. Czasem ktoś się potknie. Czasem coś pójdzie nie tak, jak powinno. Ogólnie jest jednak na tyle dobrze, że nie ma powodów, by narzekać. Co jednak, gdy dzieje się coś na tyle strasznego i dramatycznego, że choć powodów jest wiele, na narzekanie brak siły? Co, jeśli ktoś brutalnie roztrzaska chroniącą nas bańkę? Albo zniszczy nas samych? Czy cokolwiek jest w stanie złożyć człowieka do kupy?
Kacey Delyn Cleary jeszcze kilka lat temu wiodła wspaniałe i udane życie. Była szczęśliwie zakochana, miała wspaniałą przyjaciółkę, cudowną siostrę i najlepszych na świecie rodziców. Była członkiem drużyny rugby i dość często wyjeżdżała ma mecze. Rodzina i przyjaciele, jako wierni kibice, zawsze jej towarzyszyli. Również tego feralnego dnia, gdy skończyło się życie Kacey. Jedna chwila, moment nieuwagi i on - pijany kierowca. Kilka lat później dziewczyna potajemnie pakuje swój oraz siostry bagaż i obie ruszają do Miami. Uciekają z domu ciotki dewotki i wujka, cóż, nie tylko nałogowego hazardzisty, ale i potencjalnego pedofila. Gdy którejś nocy w drzwiach sypialni Kacey staje jej piętnastoletnia siostra Livie, niewiele brakuje, by doszło do rękoczynów. Ostatecznie jednak dziewczyny decydują, że nie tylko nie zabiją wujaszka, ale również nie naślą na niego policji. Jednak skrupulatnie planują ucieczkę. I w końcu nadchodzi dzień, w którym udaje się wcielić plan w życie i bezpiecznie wyjechać. Co czeka na dziewczyny w słonecznym i dusznym Miami? Czy odnajdą tam siebie? Czy odnajdą szczęście? Czy podniosą się po wielkim upadku i poskładają się do kupy? By się tego dowiedzieć, koniecznie należy sięgnąć po Dziesięć płytkich oddechów.
Wiele dobrego słyszałam o tej powieści, nim udało mi się po nią sięgnąć. Przyznam, że bardzo się na nią nastawiłam i w pewnym momencie zaczęłam się martwić, czy książka spełni moje, dość wygórowane, oczekiwania. Zaczęłam więc lekturę z drżeniem serca, które już na drugiej stronie rozpędziło się niczym błyskawica. Jeszcze pięć minut wcześniej kleiły mi się oczy i planowałam przeczytać maksymalnie kilka stron, nim pójdę spać. Już pierwsze przeczytane zdania uświadomiły mi, że to będzie długa i ciekawa noc. I taka też była. Przewracałam kartki w zawrotnym tempie i jedynie perspektywa porannego wstawania zmusiła mnie do odłożenia książki na nocny stolik. Cały następny dzień czekałam, na wyjście do domu. Bo tam czekała na mnie powieść K.A. Tucker. Przez chwilę nawet zaczęłam się bać, że w nocy miałam jakieś omamy i jak sięgnę w domu po Dziesięć płytkich oddechów, to okaże się, że powieść jest beznadziejna. Na szczęście ten scenariusz się nie sprawdził, wręcz przeciwnie. Kolejne rozdziały przynosiły coraz więcej wrażeń i nagłych zwrotów akcji. Mniej więcej w połowie zorientowałam się, o co tak naprawdę chodzi, przyjęłam jednak, że autorka tak poprowadzi akcje, że wszystko skończy się szczęśliwie. Niestety, im bliżej końca, tym mniej byłam o tym przekonana. Czyżbym jednak miała przed sobą jeden z tych dramatów, który wyciśnie ze mnie morze łez i nie pozwoli o sobie zapomnieć ze względu tragiczne zakończenie? Tego niestety zdradzić wam nie mogę. Powiem jednak, że Dziesięć płytkich oddechów zaliczam do grona najlepszych powieści, jakie miałam okazję w tym roku przeczytać. Zdecydowanie lubuję się w powieściach przepełnionych nie tylko namiętnością, ale i wrażliwością, buntem oraz dramatem jednostki. Chciałabym jak najczęściej trafiać na takie perełki. Zdecydowanie polecam, a czytelników zaczynających lekturę od zakończenia przestrzegam - nie psujcie sobie przyjemności odkrywania finału.
Sil
*Extreme Music - Bring Me Back To Life
Po pierwsze: Nie dotykaj!
„Dziesięć płytkich oddechów” K.A. Tucker
wyd. Filia
rok: 2014
str. 426
Ocena: 5,5/6
I'm breathing in,
and breaking down
I feel my time is running out.
The fire in my heart will burn me to the ground.
I did my part I tried my best the things I'm fighting to protect
always shatter into pieces in the end..*
Życie rzadko bywa sprawiedliwe. Zwykle...
2014-09-15
Facet do zadań specjalnych
„Chłopak NIKT” Allen Zadoff
tom: 1
wyd. Feeria
rok: 2014
str. 344
Ocena: 5/6
Czasem chyba każdy chciałby być kimś zupełnie innym. Wcielić się w jakąś postać, zapomnieć o sobie, o swojej przeszłości, o problemach i obowiązkach związanych z codziennością. Jednak to, że każdemu taka myśl może przejść przez głowę, nie oznacza, że ci wszyscy ludzie chcieliby wcielić takie marzenia w życie. W końcu ostatecznie, każdy z nas czuje się dobrze w swojej skórze. Albo przynajmniej niemal dobrze. Są jednak osoby, które z wcielaniem się w przeróżne role mają do czynienia na co dzień. Aktorzy. Politycy. No i, tak mi się przynajmniej wydaje, agenci tajnych służb. W tym ostatnim przypadku pewnym tego być nie można, bo relację z ich pracy znać można jedynie z filmów, dziennikarskich śledztw czy anonimowych książek. Czy agenci faktycznie codziennie udają kogoś innego, czy w ogóle wiedzą, kim naprawdę są? Czy są w stanie wrócić do rzeczywistości i żyć własnym życiem?
ON jest ICH specjalną bronią. Gdy potrzebna jest interwencja, dostaje sygnał i rusza do akcji. Zwykle jego czas operacyjny wynosi kilka miesięcy. Ma się wmieszać w tłum, poznać otoczenie, zrozumieć je i dostać się do kręgu przyjaciół celu pośredniego. Po nitce do kłębka, jak to się mówi. On zaprzyjaźnia się z nimi, oni doprowadzają go do celu - rodzica, cioci czy brata. Gdy zdobędzie już zaufanie, gdy stanie się przyjacielem rodziny, może wykonać zadanie - wyeliminować cel. Śmierć z jego ręki zawsze przychodzi szybko i bezboleśnie. Jedno ukłucie długopisem i w trzy sekundy obiekt przestaje oddychać. Lekarz zawsze stwierdza to samo - śmierć z przyczyn naturalnych. Tak to się właśnie w jego świecie załatwia. Zaraz po wykonaniu zadania odchodzi, zmienia tożsamość i czeka na przydzielenie kolejnego zadania. Nie myśli o właśnie wykonanej pracy. Nie zastanawia się, czy przydzielone zadanie było słuszne. Tak go wyszkolono - nie zadaje się zbędnych pytań. I nie wraca do przeszłości, szczególnie tej, gdy nie był jeszcze objęty Programem. Bo myślenie, analizowanie i wspominanie, nie prowadzą do niczego dobrego, wręcz przeciwnie. Mogą nieźle namieszać i sprawić, że cel nie zostanie wyeliminowany w odpowiednim czasie. Co wówczas? Czy taki scenariusz jest w ogóle brany pod uwagę przez Matkę i Ojca? Czy On, jako Syn, ma w ogóle możliwość sprzeciwienia się? Bo jeśli nie, jeśli jego życie kończy się na wykonywaniu kolejnych, zlecanych mu zadań, to czy On naprawdę istnieje? A może jest zaprogramowaną maszyną do zabijania, która nie powinna ani przejawiać objawów myślenia, ani odczuwania? Takie są na pewno założenia Programu, co się jednak stanie, gdy połączy się ze sobą kilka z pozoru nic nie znaczących czynników? Skrócenie czasu misji do, powiedzmy, 5 dni? Przydzielenie celu pośredniego, pięknej dziewczyny i celu właściwego, najważniejszej osoby w Nowym Jorku? Czy to możliwe, że On nagle zacznie coś czuć? Jak skończy się ta historia? Czy dowiemy się czegoś więcej o szesnastoletnim agencie do zadań specjalnych? Czy jego kariera rychło legnie w gruzach, czy też przeciwnie - zacznie się intensywnie rozwijać? By się tego dowiedzieć, koniecznie trzeba sięgnąć po pierwszy tom opowieści o chłopaku, który jest Nikim, autorstwa Allen'a Zadoff'a.
Teraz, po zakończeniu lektury, pewna jestem jednego - to była bardzo dobra książka. Ale jeszcze kilka dni temu nie powiedziałabym tego. Pierwsze rozdziały wlekły się niemiłosiernie. Męczyłam się strasznie czytając je. Zastanawiałam się nawet, czy czasem nie postradałam zmysłów - bo chyba musiałam, skoro czytam książkę, która miała być zupełnie inna. Dobrze, że nie założyłam sobie limitu stron, jaki przeznaczę na tę powieść. Bo mogłabym na przykład stwierdzić, że po pięćdziesięciu stronach sobie odpuszczę... wówczas nigdy nie dowiedziałabym się, jak dobrą pozycję trzymałam w ręku. Na szczęście coś ciągle kazało mi wracać do Chłopaka NIKT. I kiedy w końcu akcja ruszyła z kopyta i wszystko zaczęło pędzić jak na rollercoasterze, wiedziałam, że podjęłam słuszną decyzję. Bo autor z pełną premedytacją tak zaczął swoją książkę. Pokazał czytelnikowi, jak myślał i zachowywał się bohater do tej pory, jak ukształtował go Program. O takiej maszynie naprawdę trudno się czyta, ale gdy maszyna staje się człowiekiem... dopiero wtedy zaczyna się prawdziwa akcja.
W zasadzie chyba już wiele nie mam do dodania. Chłopak NIKT to naprawdę dobra książka, którą spokojnie przeczytać może każdy, bez względu na wiek, choć zdecydowanie raczej skierowana jest do nastoletniego odbiorcy. Poza początkiem, całość czyta się doskonale. Książka wciąga niczym najniebezpieczniejsze bagno i otacza czytelnika z każdej strony. Nie da się o niej zapomnieć. Jest warta każdej poświęconej jej minuty. Polecam ją z całego serca.
Sil
Facet do zadań specjalnych
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to„Chłopak NIKT” Allen Zadoff
tom: 1
wyd. Feeria
rok: 2014
str. 344
Ocena: 5/6
Czasem chyba każdy chciałby być kimś zupełnie innym. Wcielić się w jakąś postać, zapomnieć o sobie, o swojej przeszłości, o problemach i obowiązkach związanych z codziennością. Jednak to, że każdemu taka myśl może przejść przez głowę, nie oznacza, że ci wszyscy ludzie...