-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński4
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1158
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać413
-
ArtykułyLubisz czytać? A ile wiesz o literackich nagrodach? [QUIZ]Konrad Wrzesiński23
Biblioteczka
2017-02-08
2017-01-30
Opinia pochodzi z bloga Rozdział VIII (www.rozdzialviii.blogspot.com).
Opisu tej książki nie można rozpocząć inaczej niż od ostrzeżenia. Nie będzie to niestety przestroga przed przepadnięciem w otchłani świata Tolkiena. Będzie to ostrzeżenie przed niedopowiedzeniami i sugestywnym opisem znajdującym się na tyle okładki książki. Czytamy tam:
„Odczytana z rękopisu Tolkiena i opublikowana tu wraz z notatkami autora oraz jego szkicami na temat fińskiego eposu Kalevala, który stanowi główne źródło inspiracji pisarza...”
Niby słowa te nie kłamią – owszem otrzymujemy i opowieść, i notatki, i dowody, że epos był inspiracją, ale... No właśnie. Jest ale.
I to duże ALE.
Wraz z listą imion, zdjęciami fragmentów rękopisów i streszczeniem fabuły „Opowieść o Kullervo” liczy 40 stron (sama historia liczy 31 stron). Trochę mało, bowiem cała książka liczy sobie ponad 270 stron. Zawiera ona również tą historię w oryginalnym języku. Jednak to co normalnie byłoby miłym dodatkiem, tu drażni, stanowi bowiem jedynie powód do zwiększenia ilości stron książki.
Dodatkowo otrzymujemy dwa eseje Tolkiena (w obu językach oczywiście), z których jeden jest rękopisem, a drugi jego (podobno) nieco różniącym się maszynopisem. Pozostałą objętość „Opowieści o Kullervo” wypełniają przypisy i objaśnienia współautorki. Niestety, nie są one szczególnie szczególnie dobre – czasem ma się wrażenie, iż czyta się kilka razy tylko ubrane w nieco inne słowa.
Ja swój egzemplarz dostałem w ramach gwiazdkowego prezentu, ale gdybyście wybrali się do księgarni i chcieli zajrzeć do „Opowieści o Kullevro” nie uda się wam. Książka jest zafoliowana. Niby fajnie, bo nie niszczy się w transporcie, ale też powoduje, ze możecie się nabrać na tą pozorną objętość książki.
Po wylaniu tylu żali przyszedł czas na recenzję „mikroelemantu” książki, czyli właściwej „Opowieści o Kullervo”. Historia utrzymana jest w stylu i języku starych legend i mitów przekazywanych ustnie. Zawiera liczne pieśni i ciekawe konstrukcje językowe. Bohater, owszem, jest tragiczny, ale porównywalnie do Edypa czy innych tragicznych postaci z eposów. Świat jest również typowy dla legend oraz jednocześnie zindywidualizowany w stosunku do miejsca pochodzenia – Finlandii/Karelii. Jest przesycony magią i potężnymi postaciami, ale również w samej opowieści dość skąpo opisany. Wiemy, że są rzeki, jeziora, mroczne lasy, wzgórza i magiczne zwierzęta. Ze względu na formę brak jest jednak dokładniejszych opisów.
Czyta się dobrze. Ale krótko.
Struktura tej książki sprawia wrażenie „wyciągacza pieniędzy” od fanów, którzy kupią wszystko co napisał Tolkien. Sama „Opowieść o Kullevro” nie zaskakuje, kojarzy się raczej z legendami i mitami z innych miejsc Europy. Choć ciekawa jest to po prostu inna historia ludowa, zindywidualizowana dla regionu pochodzenia. Tolkien i Flieger próbują nas przekonać, że jest inaczej. Być może chodzi o formę, być może o coś innego.
Cóż, wyjdę na ignoranta, ale nie zauważyłem.
Opinia pochodzi z bloga Rozdział VIII (www.rozdzialviii.blogspot.com).
Opisu tej książki nie można rozpocząć inaczej niż od ostrzeżenia. Nie będzie to niestety przestroga przed przepadnięciem w otchłani świata Tolkiena. Będzie to ostrzeżenie przed niedopowiedzeniami i sugestywnym opisem znajdującym się na tyle okładki książki. Czytamy tam:
„Odczytana z rękopisu Tolkiena i...
2016-10-04
*Wpis pochodzi z bloga Rozdział VIII (www.rozdzialviii.blogspot.com)
God morgen!
Zacząłem po norwesku nieprzypadkowo, bowiem i ksiązka została napisana przez autorkę pochodzącą z dalekiej północy.
Możemy do tej pozycji podejść lekceważąco – ot, pewnie kolejna książka fantasy o elfach, krasnoludach, trollach, mieczu i magii – i już od pierwszej strony zostaniemy za to skarceni. W świecie wykreowanym przez Pettersen nie znajdziemy bowiem nie tylko szlachetnych elfów czy brodatych krewniaków Gimliego, ale również wywodzących się z mitologii nordyckiej trolli. Autorka zrywa z utartą, tolkienowską wizją fantasy wprowadzając świeżość w kreowaniu świata powieści.
Akcja powieści dzieje się w świecie Ym, składającym się z 11 krain zjednoczonych pod przewodnictwem Mannfalli – miasta stołecznego pełniącego również funkcję głównego ośrodka religijnego. Sama kraina nie wyróżnia się niczym szczególnym. Znajdziemy tam i rozległe puszcze, i morskie wyspy, i przecinające kontynent wysokie góry podzielone na kilka pasm, i regiony nie zgadzające się z przewodnictwem stolicy. Świat Ym przesiąknięty jest dodatkowo Evną, będącą generalnie formą magii ziemi.
To jednak nie przyroda Ym wyróżnia go wśród światów fantasy. To jego mieszkańcy.
Kraina jest zamieszkiwana przez Ætlingów, niewątpliwie wzorowanych na nordyckich huldrach – kobietach z krowimi ogonami. Pettersen na podstawie tej mitologicznej istoty tworzy całą rasę, dając jej dodatkowo możliwość czerpania Evny.
Jednak stworzenie własnej rasy (dodatkowo zaczerpniętej z mitologii) nie jest niczym nowatorskim. Autorka idzie o krok dalej. Obraca ona o 180 stopni podania staronordyckie dotyczące huldr (?) i adaptuje je na potrzeby Ætlingów. Teraz to oni (według ich wierzeń) muszą wystrzegać się ludzi, których traktują jako istoty półlegendarne. To dla nich, według podań, człeki są śmiertelnym zagrożeniem, czymś innym, obcym.
I w takim świecie poznajemy Hirkę, ludzkie dziecko, które trafiło do Ym. Autorka po raz kolejny zmusza nas do zmiany sposobu widzenia, w którym główna postać miała zazwyczaj specjalne zdolności lub pochodzenie. Hirka nie jest ani wyrzutkiem, ani mesjaszem, ani nie posiada żadnej tajemniczej mocy. Jest zwykłym człowiekiem. A jednak właśnie przez to jest „inna”. Początkowo nawet sama nie wie o swoim pochodzeniu, bowiem przybrany ojciec by ją chronić upozorował blizny po domniemanym ataku wilków. Hirka zostaje nam przedstawiona na chwilę przed poznaniem przez nią prawdy i Rytuałem, który wymaga czerpania Evny, a następnie śledzimy jej losy w obcym dla niej świecie.
Podczas czytania warto również zwrócić uwagę na nietypowe rozwiązanie przez autorkę kwestii religii Ætlingów, bo z takim podejściem w fantasy się jeszcze nie spotkałem. Tu jednak nie mogę więcej napisać by nie zdradzić treści powieści.
Książkę czyta się bardzo dobrze, mimo że momentami akcja staje się nieco zbyt chaotyczna. Fabuła jest dość prosta, nie można powiedzieć jednak, że przewidywalna, ponieważ nie brakuje zwrotów akcji. Działania bohaterki charakteryzują się niezdecydowaniem i impulsywnością, co dodaje realizmu ze względu na jej młody wiek. Dobrze odebrałem również sposób prowadzenia narracji, poznajemy bowiem świat Ym z perspektywy kilku osób.
Moim zdaniem książka jest warta przeczytania. Sam niewątpliwie sięgnę po kolejną część serii „Krucze Pierścienie”. Polecam ją szczególnie osobą szukającym świeżości i odmiany w fantasy.
*Wpis pochodzi z bloga Rozdział VIII (www.rozdzialviii.blogspot.com)
God morgen!
Zacząłem po norwesku nieprzypadkowo, bowiem i ksiązka została napisana przez autorkę pochodzącą z dalekiej północy.
Możemy do tej pozycji podejść lekceważąco – ot, pewnie kolejna książka fantasy o elfach, krasnoludach, trollach, mieczu i magii – i już od pierwszej strony zostaniemy za to...
Opinia pochodzi z bloga Rozdział VIII (www.rozdzialviii@blogspot.com)
Po obejrzeniu filmu „Nowy Początek” obiecałem sobie, że muszę przeczytać pierwowzór książkowy. Film bardzo mi się podobał, był bardzo kameralny, a historia była „świeża’, właściwie nie znalazłem w niej wtórności, często spotykanej niej w science-fiction. W związku z tym sięgnąłem po zbiór opowiadań „Historia Twojego Życia” Teda Chianga.
Pozycja ta składa się z ośmiu opowiadań. Są one niezwykle różnorodne, a akcja dzieje się w różnych światach i w różnym czasie – od starożytności do niedalekiej przyszłości. Pierwsze opowiadanie jest bardziej w stylu fantasy – dzieje się podczas biblijnej budowy wieży Babel. Inne nawiązuje do nowożytnej Anglii i nieco steampunkowego klimatu, z parowymi maszynami zastąpionymi golemami oraz ewolucją organizmów przebiegającą inaczej niż w naszej rzeczywistości. Trafiamy również do współczesnego miasta, w którym religijne wierzenia są prawdą. Jest to przykład odejścia autora w kierunku urban fantasy.
Najwięcej jest opowiadań z gatunku science-fiction. Nie ma tu jednak statków kosmicznych i podróży międzygwiezdnych. Są to historie dużo bardziej kameralne, zmuszające do myślenia. Autor wykorzystując nawiązania do różnych dziedzin nauki zastanawia się nad aspektami naszego pojmowania. Dostajemy historię o granicach ludzkiego pojmowania i zdobywaniu wiedzy dla niej samej. Opowiadania zwracają uwagę na ludzkie pojmowanie matematyki, fizyki, języka czy innego człowieka oraz stara się ukazać inne spojrzenie na naukę i konsekwencje tego. Przedstawia także możliwe konsekwencje rozwoju superumysłów. Niekonwencjonalnie, bowiem nie zastanawiamy się zwykle nad takim rezultatem rozwoju ludzkości.
Ted Chiang zadaje w tych opowiadaniach pytania dotyczące ludzkości i naszego świata. Pytania „co by było gdyby”… i na szczęście nie odpowiada na nie. Tę przyjemność zostawia każdemu czytelnikowi z osobna.
Wszystkie opowiadania przyjmują różne formy. Najczęściej jest to subiektywne spojrzenie jednej osoby, choć zdarzają się opowiadania, w których widzimy wydarzenia z perspektywy dwóch osób, a jedno jest w formie reportażu. Fabuła biegnie leniwie i często po prostu się kończy zostawiając po sobie pytania. Bez finałów i fajerwerków. Jest to element łączący wszystkie opowiadania i zarazem ich najmocniejszy element.
Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić do do dużego „ładunku” religijnego w niektórych historiach. Opowiadania te niezbyt mnie przekonywały.
Wracające do wstępu. Do przeczytania twórczości Teda Chianga zachęcił mnie film „Nowy Początek”. Nie było więc możliwości bym nie porównywał obu utworów. Zarówno film jaki i książka opierają się na tym samym założeniu – próbie poznania języka obcej rasy i porozumienia się z nimi. I oba utwory są zupełnie inne, mimo że oparte na tym samym rdzeniu. Jak rodzeństwo, ale nie bliźniacy. I zarówno film jak i książka są bardzo dobre.
W książce, w przeciwieństwie do filmu, jest mniej dramatyzmu i zwrotów akcji. Jest jeszcze bardziej kameralnie. W utworze literackim dowiadujemy się także o wszystkim od początku, tymczasem konstrukcja „Nowego początku” nie wyjaśnia nic i jeszcze bardziej zaskakuje. Nacisk w obu utworach jest położony na inne aspekty – emocje i tajemniczość w filmie oraz budowę języka i odkrywanie w opowiadaniu. Różni się także zakończenie. I najbardziej uderzające we mnie słowa w opowiadaniu: „Pamiętam, jak będziesz...”. Niesamowicie urzekła mnie ta konstrukcja, sprzeczna sama w sobie.
Rzadko się zdarza by film różnił się znacznie od pierwowzoru literackiego i był równie dobry jak książka. Ania lepszy, ani gorszy, tylko inny i równie dobry. Tak jest w tym przypadku.
Podsumowując – książka zmuszająca do myślenia. Bez nagłych, dramatycznych zwrotów akcji, ale rzucająca inną perspektywę na różne aspekty świata. Kameralne, proste i różnorodne historie. Zapewne jeszcze kiedyś wrócę do „Historii Twojego Życia” Teda Changa.
Opinia pochodzi z bloga Rozdział VIII (www.rozdzialviii@blogspot.com)
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toPo obejrzeniu filmu „Nowy Początek” obiecałem sobie, że muszę przeczytać pierwowzór książkowy. Film bardzo mi się podobał, był bardzo kameralny, a historia była „świeża’, właściwie nie znalazłem w niej wtórności, często spotykanej niej w science-fiction. W związku z tym sięgnąłem po zbiór opowiadań...