-
ArtykułyPlenerowa kawiarnia i czytelnia wydawnictwa W.A.B. i Lubaszki przy Centrum Nauki KopernikLubimyCzytać2
-
ArtykułyW świecie miłości i marzeń – Zuzanna Kulik i jej „Mała Charlie”LubimyCzytać4
-
ArtykułyZaczytane wakacje, czyli książki na lato w promocyjnych cenachLubimyCzytać2
-
ArtykułyMa 62 lata, jest bezdomnym rzymianinem, pochodzi z Polski i właśnie podbija włoską scenę literackąAnna Sierant7
Biblioteczka
2020-08-13
2020-08-13
Już jakiś czas nie miałam okazji czytać nic, co napisała Alex Kava. Lubię tę autorkę i sporo jej książek mam na półce. Teraz przyszła pora na Zabójczy wirus. Musicie przyznać, że tytuł bardzo chwytliwy, jak na obecne czasy, a co czytelnik znajduje w środku? O tym dalej.
Czy pączki mogą być niebezpieczne? List, który jest w nich umieszczony, rozpoczyna całą historię na pewno. Kiedy Maggie i dyrektor Cunningham wpadają w pułapkę zastawioną przez mordercę, okazuje się, że jest to śmiercionośny wirus. Rozpoczyna się wyścig z czasem, aby odnaleźć sprawce, który wybiera ofiary, które pozornie nie są ze sobą powiązane. Maggie zdaje sobie sprawę z tego, że przez wirusa może nie doczekać rozwiązania sprawy.
Mimo iż tytuł na czasie, to sama historia została napisana już jakiś czas temu. Pierwsze polskie wydanie to chyba rok 2015, natomiast oryginale jeszcze dużo wcześniej, także nie jest to kolejna pozycja, która powstała pod wpływem obecnego czasu. Od mojej książkowej niemocy, chętnie sięgam po takie thrillery, które czyta się szybko, ale ich czytanie jest bardzo przyjemne.
Maggie O'Dell miałam już okazję poznać przy okazji innych książek z serii i różne relacje z nią już miałam. Tym razem była bardzo dobrze napisana - jej postać, mimo izolacji, a może właśnie dzięki niej, bardzo mi się podobała. Sam antagonista również był bardzo ciekawie poprowadzony.
Podobała mi się narracja, w której poznajemy równocześnie różne punkty widzenia, w tym naszego złoczyńcy, która podobała mi się chyba najbardziej. Sama fabuła była bardzo ciekawa i choć zakończenie nie wbiło mnie w fotel i nie było jakieś spektakularne, to ostatecznie całość oceniam bardzo pozytywnie. Styl autorki jest lekki i przyjemny w odbiorze, dzięki czemu książkę czyta się bardzo szybko. Od samego początku wciągnęłam się w historię i w sumie nie oderwałam się, aż nie skończyłam.
Ja wiem, że książka ta jest częścią serii o Maggie O'Dell, jednak ja jakoś chyba nigdy nie trzymałam się kolejności czytania, a co więcej nie do końca pamiętam, jak to układało się w innych tomach. Nie widzę więc najmniejszych przeciwwskazań, abyście sięgnęli po tę historię niezależnie od całej serii.
Chętnie zapoznam się z resztą twórczości autorki, której jeszcze nie miałam okazji czytać. Wam natomiast, polecam Zabójczego wirusa, gdyż niezależnie od obecnej sytuacji, jest to bardzo wciągająca i ciekawa historia.
Już jakiś czas nie miałam okazji czytać nic, co napisała Alex Kava. Lubię tę autorkę i sporo jej książek mam na półce. Teraz przyszła pora na Zabójczy wirus. Musicie przyznać, że tytuł bardzo chwytliwy, jak na obecne czasy, a co czytelnik znajduje w środku? O tym dalej.
Czy pączki mogą być niebezpieczne? List, który jest w nich umieszczony, rozpoczyna całą historię na...
Uwielbiam tę książkę, mam swoje ulubione fragmenty. Choć jest bardzo nieoczywista, dzięki temu jest świetna
Uwielbiam tę książkę, mam swoje ulubione fragmenty. Choć jest bardzo nieoczywista, dzięki temu jest świetna
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-02-21
Lee Child może się pochwalić dosyć znanym nazwiskiem wśród miłośników thrillerów i kryminałów. Ja, w swojej karierze czytelniczej, już kilka razy miałam okazję zetknąć się z jego twórczością, ale w ostatnim czasie, raczej był to przeze mnie zapomniany autor. No ale jest, najnowsza książka, jest dobrym powodem do ponownego spotkania. A więc zapraszam Was dzisiaj na recenzję książki Czas przeszły.
Wyprawa z Maine do Kalifornii niespodziewanie zmienia swój kierunek, kiedy Reacher po drodze widzi drogowskaz wskazujący drogę do miejsca, w którym nigdy nie był, a mieszkał tam jego ojciec. W tym samym czasie dwojgu Kanadyjczyków psuje się samochód i muszą zatrzymać się w odciętym od świata motelu. Reacher dokonuje szokującego odkrycia, że teraźniejszość może być ciężka do zniesienia, ale przeszłość może być gorsza.
Sięgając po tę książkę miałam lekkie obawy, bo to kontynuacja, bo poziom może być niższy, bo mogę się zniechęcić, ale postanowiłam odłożyć moje obawy na bok i po prostu zacząć czytać, w końcu to Lee Child. Zanim się obejrzałam, już byłam na końcu książki, więc jednak musiało być dobrze. No i było.
Akcja książki podzielona jest na dwa główne wątki, które się ze sobą przeplatają. Jak dla mnie, ciekawszą sprawą była ta, która dotyczyła prywaty Reachera. Druga również była bardzo ciekawa, jednak bardziej przewidywalna. Całość jednak dosyć mocno mnie wciągnęła i niezależnie od tego który wątek był akurat na tapecie, czytało mi się bardzo przyjemnie.
Styl autora bardzo przypadł mi do gustu. Co prawda, kiedyś już czytałam Chidla, jednak nie za dużo pamiętam. Już od pierwszych stron czuć mocno klimat, jaki tworzy wokół całej historii autor. Jak już chyba wspomniałam milion razy, bardzo szybko udało mi się przeczytać książkę i tak na prawdę dwa wieczory mi starczyły, aby zapoznać się z całością.
Bardzo spodobała mi się postać głównego bohatera. Charyzmatyczny, trochę mroczny, pewny siebie, czyli sto procent moich postaciowych oczekiwań. Jestem ciekawa, jak ta postać kształtuje się na przestrzeni tych pozostałych tomów i chyba bardzo szybko będę chciała sięgnąć po pierwszą część, tak aby mieć porównanie. Pozostali bohaterowie również wykreowani są ciekawie, jednak Reacher przyćmił wszystkich zdecydowanie.
Jakby nie było, Czas przeszły to 23 (!) tom serii w której główną rolę odgrywa Reacher. Tutaj pojawiają się dwa podstawowe pytania. Czy to nadal trzyma poziom oraz czy należy czytać w kolejności. Już śpieszę z odpowiedziami, przynajmniej częściowymi. Jeśli chodzi o poziom, to nie powiem Wam, jak ma się on do poprzednich części, ponieważ coś już kiedyś czytałam z tej serii, ale nie do końca pamiętam. Jednak ta pozycja bardzo mi się spodobała, więc jest szansa, że trzyma poziom. Co do chronologii, to ja nie miałam większego problemu z połapaniem się w fabule i chyba oprócz nielicznych wątków powiązanych z głównym bohaterem nie było większych nawiązań do poprzednich części. Co prawda, ja jestem oddana teorii o czytaniu chronologicznym, to w przypadku tak rozległej serii, spokojnie można zrobić wyjątek.
Czuję się mocno zachęcona do sięgnięcia po inne książki z tej serii, a także inne książki tego autora. Mam nadzieję, że i Wy czujecie się do tego zachęceni, bo warto sięgnąć, przynajmniej po tę pozycje. A może już należycie do wielkich fanów Lee Childa?
Lee Child może się pochwalić dosyć znanym nazwiskiem wśród miłośników thrillerów i kryminałów. Ja, w swojej karierze czytelniczej, już kilka razy miałam okazję zetknąć się z jego twórczością, ale w ostatnim czasie, raczej był to przeze mnie zapomniany autor. No ale jest, najnowsza książka, jest dobrym powodem do ponownego spotkania. A więc zapraszam Was dzisiaj na recenzję...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-01-04
Bardzo ciekawa pozycja na dzisiaj :) https://naszksiazkowir.blogspot.com/2019/02/bonda-fugiel-kuzminska-kuzminski.html
Bardzo ciekawa pozycja na dzisiaj :) https://naszksiazkowir.blogspot.com/2019/02/bonda-fugiel-kuzminska-kuzminski.html
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-01-24
Wikingowie chyba już przeżyli swój okres świetności w literaturze i serialach, a przynajmniej tak myślałam do tej pory, jednak ta publikacja daje nadzieję, że to jeszcze nie koniec. Wydawnictwo Otwarte postanowiło wznowić serię, która już raz ukazała się na naszym rynku wydawniczym, jednak nie pojawiła się ona w całości. Tym razem czytelnicy mają gwarancję dziesięciu tomów, które będą wychodzić kolejno raz w miesiącu. Mamy styczeń, a to oznacza, że dzisiaj zapraszam Was na recenzję pierwszego tomu - Ostatnie królestwo.
Anglia, IX wiek, to czas, w którym Wikingowie plądrują i zajmują ziemie kolejnych anglosaskich królestw. Po tym, jak jego ojciec zginął, Uhtreda trafia do duńskiej niewoli. To środowisko staje się dla niego miejscem, w którym dorasta i staje się częścią rodziny jarla Ragnara, a także wojownikiem. Jednak niedługo przyjdzie mu zdecydować, czy być lojalnym wobec tych, którzy go wychowali, czy wobec swoich korzeni.
Mimo, iż bardzo chciałam jeszcze raz przeczytać tę pozycję, bo tak, już miałam przyjemność ją czytać, to trochę obawiałam się, że to już nie będzie to samo, co za pierwszym razem, już się nie wciągnę, już nie będzie mi się tak podobać i że to w ogóle nie będzie dla mnie. A poza tym ta objętość. Przy moim ostatnio rekordowym braku czasu, wydawała się zabójcza. No ale dałam radę, więc do rzeczy.
Już od pierwszych stron akcja jest rozpędzona i musicie mi uwierzyć, że tak na prawdę, praktycznie w ogóle nie zwalnia, a czytelnik wpada w wir tych wszystkich wydarzeń. Początkowo może to być lekko przytłaczające, ale myślę, że kilkanaście stron i spokojnie można się do tego przyzwyczaić i czerpać samą przyjemność.
Autor serwuje nam całą gamę różnorodnych postaci, które bardzo się od siebie różnią. Sa takie, które polubiłam od razu, no i takie, które już od pierwszych scen mi nie podeszły. Jednak ogromnym plusem jest to, że tak na prawdę czytelnik sam może dokonać tej oceny i nic nie jest mu narzucane przez autora.
Tak jak już wspomniałam na początku, odrobinę bałam się grubości tej pozycji. Szybko jednak okazało się, że nie jestem się w stanie oderwać od czytania. Wracałam do książki w każdej możliwej, wolnej chwili, bo cały czas chciałam wiedzieć co będzie dalej. Sama fabuła jest tak ciekawie skonstruowana, że nie ma tutaj ani chwili na nudę, czy chęć odłożenia książki. Liczyłam się z tym, że trochę pomęczę tę książkę, a tu proszę, kilka dni i książka już za mną.
Podoba mi się to w jaki sposób autor pisze. Wydaje mi się, że świetnie odwzorowuje czasy, w jakich wszystko się dzieje i środowisko w jakim obracają się bohaterzy. Na szczęście nie próbuje wszystkiego na siłę uwspółcześniać, jak to często zdarza się obecnie w powieściach historycznych., tylko pokazuje jak to było naprawdę, albo tak jak się przypuszcza, że było, tym bardziej, że wiele z bohaterów inspirowanych jest prawdziwymi postaciami. Sam styl jakim posługuje się Cornwell mi odpowiada i to oczywiście kolejna składowa tego, że tak przyjemnie czytało mi się tę historię.
Tak już na koniec, kilka słów ode mnie na temat tego wydania. Przegenialnie zaprojektowana okładka, której grzbiety, całej serii będą się składać w jedną całość. Ja już planuję, gdzie będę eksponować te cudowności, bo trochę krucho z miejscem u mnie. Ale przecież nie tylko grzbiety zasługują na uwagę. Ostatnio bardzo podobają mi się takie minimalistyczne okładki, a do tego twarda oprawa. No ja się pytam, czego chcieć więcej.
No to ja się pytam, kiedy ten luty w końcu? Już nie mogę się doczekać na kolejny tom Wojny Wikingów. Wydaje mi się też, że w końcu przyszła pora na obejrzenie serialu. Coś tak czuję, że Wikingowie pochłonęli mnie na dobre. Wam gorąco polecam tę pozycję, bo jest ona wstępem do niesamowitych przygód i historii, które zagwarantuje nam Cornwell. No i oczywiście o następnym tomie również przeczytacie na blogu.
Z książkowymi pozdrowieniami,
Klaudia.
Wikingowie chyba już przeżyli swój okres świetności w literaturze i serialach, a przynajmniej tak myślałam do tej pory, jednak ta publikacja daje nadzieję, że to jeszcze nie koniec. Wydawnictwo Otwarte postanowiło wznowić serię, która już raz ukazała się na naszym rynku wydawniczym, jednak nie pojawiła się ona w całości. Tym razem czytelnicy mają gwarancję dziesięciu tomów,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-01-04
Dzisiaj mam dla Was książkę, po której nie spodziewałam się wiele, a bardzo zaskoczyła mnie tym co w sobie skrywała. Zdecydowałam się na nią trochę z myślą o okresie świątecznym, że idealnie nada się pod kocyk z ciepłą herbatką. No i to sprawdziło się w stu procentach, a dostałam jeszcze więcej. Tak więc zapraszam Was na moją opinię na temat książki Spadek, autorstwa Beaty Dmowskiej.
Natalia próbuje ratować swój związek po zdradach męża, jednak nic nie toczy się tak jakby tego chciała. Postanawia więc przeprowadzić się na wieś, do domu, który odziedziczyła po zmarłych dziadkach. Tam chce poukładać swoje życie, a także postanawia przekształcić to miejsce w pensjonat. Ktoś bardzo źle życzy Natalii i okazuje się, że oprócz domu, w spadku dostała pokaźną listę kłopotów i trudnych spraw do załatwienia, a ponadto przyjdzie jej się zmierzyć z rodzinną tajemniczą historią.
Zakładałam od samego początku, że będzie to książka, która będzie umilała moje około świąteczne wieczory, po tych wszystkich przygotowaniach i porządkach. Tutaj pojawił się pierwszy błąd w moich założeniach, bo jak zaczęłam to nie mogłam się oderwać od czytania. Ale takich zaskoczeń było więcej dzięki czemu, ta pozycja tak bardzo mi się spodobała.
Dużym zaskoczeniem było dla mnie to, że tutaj wątek miłosny występuje naprawdę w bardzo niewielkim stopniu. Wiecie jak to jest, w typowych obyczajówkach Natalię z opresji wybawiłby książę na białym rumaku, a później żyliby sobie długo i szczęśliwie. Już chyba przywyknęłam do tego, że tak się właśnie dzieje i tego się spodziewałam, a tutaj autorka pokazuje, że można i da się inaczej i wypada to rewelacyjnie na tle innych książek.
Beata Dmowska kreuje postać, która ewoluuje na oczach czytelnika. Początkowo jest to postać dosyć nijaka, ale oczywiście jako osoba, która z czasem, mimo kłód, które co chwilę ktoś jej rzuca pod nogi, staje się bohaterką, która wie czego chce i dąży do osiągnięcia celu, który sobie wyznaczyła. Na kartach tej książki, czytelnik ma okazję poznać głęboką postać, której kibicuje się z całego serca, aby jej się wszystko udało. No przynajmniej ja tak miałam. No i chyba jest to jedna z lepiej napisanych postaci kobiecych w książce obyczajowej z jaką mogłam się spotkać w ostatnim czasie.
Bez wahania mogę stwierdzić, że najmocniejszą stroną tej książki jest zdecydowanie wątek spod znaku thrillera, który autorka wplata w życie głównej bohaterki. Ta historia mogła się potoczyć zupełnie inaczej i jak większość obyczajówek iść ścieżką utartych schematów, jednak autorka postawiła na coś innego i dzięki temu ta pozycja jest tak dobra.
Pomysł na fabułę jest dosyć ciekawy i zaskakujący, jak już chyba wspomniałam milion razy. Czytałam tę historię z wielką przyjemnością i przypuszczam, że nie jest to książka, z gatunku tych o których zapomina się zaraz po zamknięciu. Nie mogłam się oderwać od książki i czytałam w każdej możliwej wolnej chwili. Także moje założenia o książce na kilka wieczorów legły w gruzach, ale ja się bardzo z tego cieszę.
Podoba mi się to, że zagadka, która występuje w tej historii, jest przed czytelnikiem odsłaniana bardzo ostrożnie i autorka świadomie dawkuje informację, tak aby czytając nie móc za bardzo do przodu się domyślać jakie będzie jej rozwiązanie. Polubiłam się chyba ze stylem jakim posługuje się Dmowska i z tym jak kreuje całość swojej książki, ponieważ nie mogłam się od niej oderwać do ostatniej strony.
Polecam Wam tę pozycję, bo jeśli ja Was nie przekonałam, że nie jest to typowa obyczajówka, to sami musicie koniecznie to sprawdzić. Ja się nie mogę doczekać innych książek autorki, bo jestem bardzo ciekawa, w która stronę rozwinie się jej pisarski warsztat.
Dzisiaj mam dla Was książkę, po której nie spodziewałam się wiele, a bardzo zaskoczyła mnie tym co w sobie skrywała. Zdecydowałam się na nią trochę z myślą o okresie świątecznym, że idealnie nada się pod kocyk z ciepłą herbatką. No i to sprawdziło się w stu procentach, a dostałam jeszcze więcej. Tak więc zapraszam Was na moją opinię na temat książki Spadek, autorstwa Beaty...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
No i jest, kolejna książka z cyklu NYPD Red. To już piąty tom o najbardziej elitarnej jednostce policyjnej, która zajmu się jedynie śledztwami dotyczącymi wysoko sytuowanych osobistości z Nowego Jorku. Może nie jest to moja najulubieńsza seria, ale do tej pory miałam okazję przeczytać wszystkie części, więc i po t chętnie sięgnęłam. No ale już nie przedłużam i zapraszam Was na moją opinię na temat Czerwonego alarmu.
Charytatywny bal na którym wybucha bomba. Nieczęste zdarzenie, jednak w jego wyniku ginie człowiek o nieposzlakowanej opinii. W odległym zakątku Nowego Jorku pojawia się kolejna ofiara śmiertelna. Tym razem jest to znana twórczyni filmowa. Do akcji wkracza elitarna jednostka policyjna NYPD Red, która została powołana przez burmistrza, aby prowadzić śledztwa w sprawie elity Nowego Jorku. Detektywi Zach Jordan i Kylie MacDonald muszą doprowadzić obie sprawy do końca.
Tak to jest z kontynuacjami, że się ich obawiam, zwłaszcza, gdy jest to tom, który już grubo wykracza poza podstawową trylogię. Bardzo chciałam, żeby i tym razem moje obawy okazały się bezpodstawne. Niestety jednak, nie mogę powiedzieć, że Czerwony alarm trzyma poziom poprzednich części, chociaż i tak było całkiem przyzwoicie.
Po raz kolejny miałam okazję czytać na temat duetu Jordan, MacDonald. Zawsze darzyłam sympatią tę parę detektywów i bardzo lubiłam ich ścierające się charaktery, jednak tym razem, Kylie bardziej niż kiedykolwiek działa mi na nerwy i momentami myślałam sobie, że chyba lepiej by było, jakby autorzy wysłali ją na porządny urlop, tak aby w kolejnej części wszystko wróciło do normy. Pozostali bohaterowie, raczej mnie nie zachwycili, byli po prostu ok, bez jakiegoś szału.
To co najbardziej mi się podobało w tej książce to, to że autorzy odeszli już od utartych schematów, które były zauważalne w poprzednich częściach. Został tutaj obrany zupełnie inny kierunek, dzięki czemu, zakończenie i ogólnie rozwiązanie całej sprawy było dla mnie czymś, czego się nie spodziewałam. Zdecydowanie duży plus za to.
Kolejnym plusem jest styl jakim napisana jest książka. Lekki styl Pattersona, to coś co uwielbiam i nie mogę przejść koło jego książek obojętnie. Czytało mi się przyjemnie, szybko i nim się obejrzałam historia już się kończyła mimo wielu zawiłości. Myślę, że najlepiej jest czytać te książki w kolejności, natomiast na upartego, dało by radę sięgnąć po przypadkowy tom i właśnie od niego zacząć. Ot, tak ciekawostka.
Tym razem do książki zostało wprowadzone tak dużo chaosu i zamieszania, że czasem ciężko było się połapać co i jak, tym bardziej, że były prowadzone dwa śledztwa na raz, a właściwie dwa i pół można by rzec. Za dużo wszystkiego na raz.
Tak w sumie, to na początku nie wiedziałam, czy ta pozycja ma więcej plusów czy minusów. Ostatecznie myślę, że wyszło tak po połowie, więc nie ma najgorzej. Jednak jedno jest pewne, już nie zachwycałam się nią tak bardzo jak poprzedniczkami z serii i mam ogromną nadzieję, że to jednorazowa wpadka autorów i koleje historie będą już lepsze.
Jeśli macie trochę wolnego czasu i szukacie przyjemnej serii do przeczytania, to jak najbardziej polecam Wam NYPD Red. Mam nadzieję, że kolejne tomy, o ile takie powstaną będą lepsze, ale to na pewno będę dawać znać na bierząco co i jak.
Z książkowymi pozdrowieniami,
Klaudia.
No i jest, kolejna książka z cyklu NYPD Red. To już piąty tom o najbardziej elitarnej jednostce policyjnej, która zajmu się jedynie śledztwami dotyczącymi wysoko sytuowanych osobistości z Nowego Jorku. Może nie jest to moja najulubieńsza seria, ale do tej pory miałam okazję przeczytać wszystkie części, więc i po t chętnie sięgnęłam. No ale już nie przedłużam i zapraszam Was...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-09-30
Po świetnej Lokatorce pora na nową! Autor JP Delaney po raz kolejny zabiera czytelników do swojego świata. Tak bardzo nie mogłam doczekać się tej książki... Wraz z nią otrzymałam także informację, która została zawarta na okładce, że debiut, którym tak się zachwycałam, wkrótce zostanie zekranizowany. Ale przecież dzisiaj nie o tym zupełnie. Zapraszam Was na zapoznanie się z moją opinią na temat W żywe oczy.
Claire jest zawodową aktorką, a co za tym idzie - kłamie jak z nut. Potrafi wcielić się w prawie każdą postać, niestety jej kariera nie toczy się tak jakby sama tego chciała. Kiedy zmuszona szukać pracy, zostaje zatrudniona jako pomoc detektywa, nie ma jeszcze pojęcia jaki to będzie miało wpływ na jej życie. Dziewczyna musi uwodzić mężczyzn aby dowieść ich niewierności, ale kiedy trafia na Patricka Foglera nic nie idzie po jej myśli, a kiedy w grę wchodzi zabójstwo...
Kiedy ta książka do mnie przyszła, natychmiast zabrałam się za jej czytanie, tak się nie mogłam doczekać. Ostatnio krucho u mnie z czasem na czytanie, ale staram się jak mogę choćby kawałek dnia wygospodarować na tę przyjemność. W przypadku tej pozycji, naprawdę udało mi się poświęcić każdą wolną chwilę na to żeby ją przeczytać. No ale czy była aż tak świetna? Odpowiedź brzmi tak, choć nie uraczyłam jej najwyższą możliwą oceną.
Tak jak za pierwszym podejściem do twórczości JP Delaneya, już od pierwszych stron polubiłam się z jego stylem pisania. Bardzo mi odpowiada to jak pisze i jak prowadzi czytelnika przez swoją historię. Jak dla mnie odrobinę za długi wstęp do całości, jednak reszta książki zrekompensowała mi to. Dzięki temu jak pisze autor zostałam wciągnięta do tego świata i nie było mi dane go opuścić do czasu kiedy nie skończyłam całości.
Autor postawił na bardzo ciekawy zabieg w książce. Mianowicie większość dialogów jest zapisana jak w klasycznym dramacie, z podziałem na role i wprowadzeniem do sceny poprzez przedstawienie miejsca. Tym autor mnie kupił w stu procentach. Biorąc pod uwagę, że główna bohaterka jest aktorką, wyszło to świetnie. Chyba nie miałam jeszcze okazji czytać takiej książki i bardzo mi się to spodobało.
Kreacja bohaterów to także jeden z bardzo wyraźnych atutów tej pozycji. Nietuzinkowe, tajemnicze postaci, które krok po kroku odsłaniają się przed czytelnikiem. Autor zagłębił się w psychice swoich bohaterów dzięki czemu czytelnik może sam odkrywać charakter i intencje owych postaci. Na początku myślałam, że nie bardzo polubię główną bohaterkę, jednak ostatecznie nie mam jej nic do zarzucenia, chociaż czasem mnie trochę denerwowała.
Gdybym miała opisać tę książkę jednym wyrażeniem, to wydaje mi się, że tak jak w przypadku Lokatorki było by to "sterylnie czysta". I ja wiem, że to się może wydawać dziwne, ale autor roztacza taką aurę, że wszystko jest dokładnie na swoim miejscu, wszystko jest zaplanowane bardzo dokładnie i nie ma tutaj miejsca na najmniejsze niedociągnięcia.3
Jest to bardzo ciekawy pomysł na fabułę, bardzo interesująco zrealizowany, ale nadal to nie jest coś czego jeszcze nie było. W takiej czy innej postaci wątki z fabuły już były, jednak gratulacje dla autora za to jaki sposób postanowił poprowadzić swoją książkę.
Więc jeśli druga w dorobku autora jest taka świetna, to ja już się nie mogę doczekać kolejnych historii, które wyjdą spod jego pióra. Jest to książka, która spodoba się sporej części czytelników i jestem o tym przekonana. Myślę, że warto dodać ją do swojej listy 'must read' i nie sądzę abyście się zawiedli na niej.
Po świetnej Lokatorce pora na nową! Autor JP Delaney po raz kolejny zabiera czytelników do swojego świata. Tak bardzo nie mogłam doczekać się tej książki... Wraz z nią otrzymałam także informację, która została zawarta na okładce, że debiut, którym tak się zachwycałam, wkrótce zostanie zekranizowany. Ale przecież dzisiaj nie o tym zupełnie. Zapraszam Was na zapoznanie się z...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-08-06
Tę książkę pojawiającą się gdzieniegdzie w różnych zakamarkach Internetu widziałam już jakiś czas temu. Miałam dosyć obojętny stosunek do tego na początku, ale z czasem coraz bardziej chciałam ją przeczytać, aż w końcu otrzymałam propozycję egzemplarza do recenzji więc musiałam skorzysta z tej okazji i dzisiaj mam zamiar podzielić się z Wami moją opinią.
Arabella, a właściwie Lia, jest pierwszą córką w królewskiej rodzinie, a to oznacza, że jest ważnym elementem w polityce swojego ojca. Jej małżeństwo jest juz zaaranżowane i ma scementować sojusz dwóch mocarstw. Jednak Lia nie godzi się na taki los i w dniu ślubu, wbrew wszystkiemu i wszystkim, ucieka. Wraz ze swoją przyjaciółką ukrywa się w małej wsi. Kiedy w wiosce pojawia się dwóch mężczyzn dziewczyna jeszcze nie wie, że jeden z nich jest księciem którego porzuciła przed ołtarzem, a drugi zabójcą.
To co już na początku zwróciło moją uwagę to okładka. Kiedy widziałam ją tylko na ekranie mojego laptopa bardzo mi się podobała, a kiedy rozpakowałam przesyłkę, to się zaczęłam zastanawiać, co tak naprawdę mi się w niej podobało, bo na żywo zdecydowanie nie wygląda tak jak sobie wyobrażałam. Zdecydowanie bardziej wolę oryginalną okładkę, której napis z kolei przypomina mi inną książkę, która wyszła ostatnio w Polsce nakładem innego wydawnictwa. No ale nie czepiajmy się okładki, ważne co znajduje się w środku. A na ponad 500 stronach można trochę zmieścić.
Nie wiem do końca czego spodziewałam się po przeczytaniu opisu książki, ale dostałam naprawdę ciekawą historię owianą nutką historii i magii. Nie, to nie jest powieść historyczna ale jest stworzona coś na właśnie taki wzór. Pojawia się tutaj królestwo, które powiązane jest z wieloma tradycjami i obrzędami, a także stroje i klimat jak z powieści historycznych. Autorka dzięki językowi jakim się posługuje jeszcze bardziej wprowadza czytelnika w swój świat.
Ciężko tutaj znaleźć pędząca do przodu akcję, raczej wszystko toczy się jednostajnie i dosyć monotonnie aż do pewnego momentu, o którym za chwilę. Kiedy zaczęłam czytać tę książkę, pierwsze kilkadziesiąt stron dawało mi jasno do zrozumienia, że historia potoczy się trochę w innym kierunku, jednak autorka zdecydowała się postawić na wątek miłosny, co początkowo średnio mi się spodobało. O zgrozo! Wprowadziła nawet trójkąt miłosny... ale w ostatecznym rozrachunku wcale źle to nie wyszło. Skoro wciągnęłam się w historię, to jestem wstanie autorce to wybaczyć. Według mnie Mary E. Pearson powinna jeszcze trochę popracować nad swoimi bohaterami. Lia jest dosyć niezdecydowana co do swojego charakteru i czasami mnie denerwowała, ale ostatecznie chyba się przyzwyczaiłam co do jej osoby.
W pewnym momencie doznałam pewnej dezorientacji, nie wiedziałam czy przypadkiem jakieś strony mi się nie skleiły czy coś w tym stylu, ale kiedy doszłam do tego co w tej książce się właśnie wydarzyło...Gratuluję autorce pomysłu, a jeszcze bardziej gratuluję jej wykonania. Zupełnie bez spojlerów, mówię Wam, że chociaż dla samego dowiedzenia się co wymyśliła autorka, warto sięgnąć po tę książkę. Tym co udało jej się zrobić, wynagrodziła mi wszystkie wcześniej wymienione niedogodności.
Książka liczy sobie ponad 500 stron, a mnie wciągnęła na tyle, że przeczytałam ją w jakieś dwa dni. Już nie mogę się doczekać kontynuacji i czym znów autorka zaskoczy czytelników.
Tę książkę pojawiającą się gdzieniegdzie w różnych zakamarkach Internetu widziałam już jakiś czas temu. Miałam dosyć obojętny stosunek do tego na początku, ale z czasem coraz bardziej chciałam ją przeczytać, aż w końcu otrzymałam propozycję egzemplarza do recenzji więc musiałam skorzysta z tej okazji i dzisiaj mam zamiar podzielić się z Wami moją opinią.
Arabella, a...
2017-04-18
Już na pierwszy rzut oka zaciekawiła mnie okładka tej książki i wiedziałam, że chce ją przeczytać jak tylko nadarzy się ku temu okazja. Dzisiaj mam dla Was recenzję książki Firstlife. Pierwsze życie i mam nadzieję, że choć trochę Was zaciekawię tą pozycją.
Nie masz tylko jednego życia, masz dwa. Pierwsze, to które kończy się wraz z nadejściem śmierci oraz to drugie wieczne. Z tym, że teraz masz wybór. Możesz wybrać gdzie chcesz spędzić swój drugi żywot. Trojka i Miriada dwa odmienne zaświaty, które coraz zacieklej walczą o dominację nad zmarłymi duszami. Ten nie jest w stanie się określić, gdzie chciałaby należeć, a sama jeszcze nie wie, że jest cennym nabytkiem dla obu świtów. Nikt nie cofnie się przed tym aby zwerbować Ten.
Musze przyznać, że już dawno nie miałam okazji czytać książki z alternatywnym światem w tle, która zawiera drobne elementy dystopii i o dziwo stwierdzam, że trochę mi brakowało takiej książki. Niedawno, kiedy był na to taki boom, to omijałam tę tematykę szerokim łukiem, ale teraz… myślę, że fajnie sobie odświeżyć tę tematykę.
Nie powiem, żeby to była jakaś wybitna książka, ale rozważając wszystkie jej plusy i minusy jestem zdecydowanie na tak! Zaczęłam ją czytać w pociągu, a że był mocno opóźniony, to właśnie ta historia uratowała mnie przed śmiertelną nudą. Tak się zaczytałam, że nie wiedziałam kiedy przeleciał mi ten czas i już trzeba było wysiadać.
Od pierwszych stron zaintrygował mnie styl autorki. NIby nic nadzwyczajnego ale jednak bardzo mi przypadł do gustu. Mam ostatnio trochę mało czasu na czytanie, ale jak zaczęłam to szukałam każdej nadarzającej się okazji, żeby choć trochę móc przeczytać. I taki sposobem 3 dni i miałam książkę całą przeczytaną.
Jak to bywa z tego typu książkami główna bohaterka czasem mnie denerwowała, choć i tak musze przyznać, że przez zdecydowaną większość czasu była bardzo dobrze stworzoną bohaterką, więc to były bardziej epizody niż ciągłość bohaterki. Postaci jest sporo, większości z nich nie jesteśmy w stanie poznać choć trochę bliżej, ale nie przeszkadzało mi to jakoś specjalnie. Czołowe postacie były stworzone z pomysłem i mam wrażenie, że z taką „świeżością” z jaką już dawno nie miałam okazji się spotkać.
Podoba mi się to w jaki sposób zostały stworzone te dwa, konkurujące ze sobą światy. Zupełnie się od siebie różniące, każde z nich rządzi się swoimi prawami, ale tak naprawdę chodzi o to samo, aby zwerbować jak najwięcej ludzi na swoją stronę. Ciekawe jest to, że każdy ze światów w książce ma swoje odzwierciedlenie. Trojka, jest to biblijny Raj, a Miriada to Olimp czy Walhalla. W sumie na początku lektury nie wpadłam na to, dopiero jak zostało two stwierdzone w tekście to mnie oświeciło.
Fabuła nie należy do najbardziej oryginalnych, ale ostatecznie bardzo mi się podobała. NIe mogę się doczekać kiedy będę mogła zabrać za następną część, a jak narazie to gorąco Wam polecam, abyście sięgnęli po tę pozycję bo warto!
Już na pierwszy rzut oka zaciekawiła mnie okładka tej książki i wiedziałam, że chce ją przeczytać jak tylko nadarzy się ku temu okazja. Dzisiaj mam dla Was recenzję książki Firstlife. Pierwsze życie i mam nadzieję, że choć trochę Was zaciekawię tą pozycją.
Nie masz tylko jednego życia, masz dwa. Pierwsze, to które kończy się wraz z nadejściem śmierci oraz to drugie...
Nie jestem pewna co kierowało mną przy wyborze tej książki. Nie mogę powiedzieć, że bardzo na nią czekałam, ani że mnie okładka zachwyciła, opis jest w porządku, więc tak właściwe nic, co specjalnie by wyróżniało tę pozycje na tle innych. Jednak sięgnęłam po tę historię i... no właśnie, mam trochę do powiedzenia na temat Z każdym oddechem.
Eliza przyczyniła się do zamknięcia seryjnego mordercy, który był szaleńczo w niej zakochany. Zmieniła nazwisko, podjęła pracę w specjalnej agencji ochroniarskiej, odizolowała się od ludzi jak to tylko było najbardziej możliwe w nadziei, że przeszłość jej nie dopadnie. Teraz kiedy okazało się, że Thomas wychodzi na wolność, grozi jej i jej najbliższym śmiertelne niebezpieczeństwo. Eliza postanawia zacząć działać, póki On nie znajdzie jej pierwszy.
Tak naprawdę, to nie wiem od czego mogłabym zacząć. Może od razu powiem, że mimo wszystko co tutaj zostanie przeze mnie napisane, ta książka mi się podobała. Mam do niej sporo zastrzeżeń, ale w końcowym rozrachunku wypada ona dosyć pozytywnie i tego się trzymajmy.
Po przeczytaniu opisu, spodziewałam się, że dostanę dobrą historię sensacyjną, z psychologicznymi zawiłościami, powiązaniami między ofiarą, a sprawcą i dużą dawką akcji. To co otrzymałam, trochę nie zgadzało się z moimi oczekiwaniami. Przede wszystkim tę historię bardziej bym zaklasyfikowała do obyczajówek ze sporą dawką sensacji. Nie mówię, że jest to złe, ale jakby czegoś mi zabrakło, a może po prostu nie powinnam się niczego spodziewać i dać się wykazać autorce. Swoją drogą, musze przyznać, że nie jest to bardzo oryginalne połączenie, ale skonstruowane w taki sposób, ze zdecydowanie wyróżnia się na tle innych takich pozycji.
Od pierwszych stron, miałam ciągłe wrażenie, że ja chyba nie jestem doinformowana co do niektórych spraw, ale tłumaczyłam sobie to tym, że pewnie na końcu się wszystko wyjaśni i wtedy zostanę oświecona. Ale kiedy dotarłam do ostatniej strony, ciągle miałam rażenie, że czegoś nie uchwyciłam. Kiedy poszperałam w Internecie okazało się, że jest to czwarta część jakiejś serii, ale tez nie jestem do końca przekonana, czy poprzednie trzy tomy były o tych samych bohaterach, czy może to po prostu jakaś seria łącząca kilka różnych książek, choć ta druga wersja jest bardziej prawdopodobna. Nie było to zbyt uciążliwe, tylko wciąż miałam poczucie, jakbym wpadła w historię po środku jej biegu.
Bohaterowie byli całkiem dobrze wykreowani, ale też nie wyróżniali się jakoś specjalnie. Myślę, że autorka mogła sobie darować pewne "umiejętności" niektórych z nich, bo spokojnie można by budować fabułę bez tego. Nawet polubiłam Elizę, główna bohaterkę, mimo jej mieszanych humorów, to myślę, że jest całkiem dobrze dobrana do tej historii. Reszta jakoś nie specjalnie się wybija przed szereg, jak już wspomniałam, ale nie mam się tak naprawdę do czego w tej kwestii przyczepić.
To co nie przeszkadzało mi jakoś bardzo, ale jednak mogę się do tego odnieść to, to że autorka momentami bardzo rozwlekle pisze. Coś coś mogłaby spokojnie opisać na pól strony, tutaj było na jakieś trzy. Nie, tak nie było przez całą książkę, tylko niektóre fragmenty nieco się dłużyły.
Okej, może i ta recenzja nie wygląda na bardzo pozytywną, ale myślę, że wszystkie elementy tej książki złożone w całość, dają całkiem dobrą historię, którą można się śmiało zainteresować bez obawy, że tylko stracicie na nią czas. Jeśli będziecie mieli okazję się za nią zabrać, to śmiało to zróbcie, a spędzicie ciekawy czas z tą książką.
Nie jestem pewna co kierowało mną przy wyborze tej książki. Nie mogę powiedzieć, że bardzo na nią czekałam, ani że mnie okładka zachwyciła, opis jest w porządku, więc tak właściwe nic, co specjalnie by wyróżniało tę pozycje na tle innych. Jednak sięgnęłam po tę historię i... no właśnie, mam trochę do powiedzenia na temat Z każdym oddechem.
Eliza przyczyniła się do...
Trochę czekałam na moje kolejne spotkanie z twórczością Faye Kellerman. Jakiś czas temu, miałam przyjemność recenzować dla Was Pętlę, a dzisiaj kolejna już część cyklu o Peterze Deckerze i Rinie Lazarus. Książka, która jest ciekawa i wciągająca i mam nadzieję, że moją recenzją, chociaż odrobinę Was do sięgnięcia po nią zachęcę.
Nikt nie spodziewał się, co znajduje się za drzwiami mieszkania pewnego starszego mężczyzny. Tygrys w mieszkaniu? To dopiero początek odkryć powiązanych z Hobartem Pennym. Jak się okazuje, sam nie był mniej groźny niż jego pokaźna kolekcja niebezpiecznych zwierząt. Detektyw Decker musi sprostać ciężkiemu śledztwu, ale tak naprawdę musi się dowiedzieć jak najwięcej o samej ofierze.
Kiedy wyszukałam ten tytuł w Internecie, trochę się zdziwiłam, że jest to już 21 (?!) tom z tej serii. Miałam okazję czytać już jeden z wcześniejszych tomów, ale to było z dwa tytuły do tyłu, ale już teraz mogę Wam powiedzieć, że nie musicie się tym przejmować, bo śmiało możecie sięgnąć po którąkolwiek część, a nie będziecie mieli wielkiego zamieszania fabularnego. A zainteresowanie się tymi książkami polecam, bo są zdecydowanie warte uwagi.
Obecnie bardzo cieżko jest napisać coś co jest w stanie zaskoczyć czytelnika. Wiem, że powtarzałam to już nie raz czy dwa, ale tak jest. Codziennie nowe książki mają swoje premiery i powtarzalność jest tak ogromna, że czasem ma się wrażenie, że czytałam już coś takiego z pięć razy. Bestia już samym swoim opisem obiecuje świetną, niecodzienną fabułę, obok której nie można przejść obojętnie.
Od dłuższego czasu dręczyła mnie blokada czytelnicza i kiedy sięgałam po tę książkę, nie byłam pewna jak długo będą ją czytać. O dziwo, to właśnie dzięki niej, tak się wciągnęłam w lekturę, że mój czytelniczy zastój stał się przeszłością. Bardzo przypadł mi do gustu styl pisania autorki i to jak buduje fabułę. Stworzenie dobrego, wielowątkowego śledztwa nie jest wcale takie łatwe, a Faye Kellerman udało się to w stu procentach.
Bestia - tytuł, który jeśli skonfrontuje się z opisem, będzie wiadomo co i dlaczego. Ale nie koniecznie. Według mojej interpretacji ten tytuł jest dosyć dwuznaczny, co bardzo mi się spodobało kiedy do tego doszłam. Nie do końca wiem, czy mogę o tym pisać, żeby nie zdradzać Wam fabuły, ale to nie do końca chodzi o dzikie zwierze.
To co chyba w tej książce podoba mi się najbardziej to, to że aby rozwiązać sprawę nie należy się zagłębiać w psychikę mordercy, ale właśnie należy dowiedzieć się jak najwięcej o tym co działo się w głowie ofiary, a wtedy być może uda się trafić do tego, kto zamordował.
Bardzo polubiłam postaci tej książki. Niezależnie od śledztwa, dzieje się także życie prywatne rodziny Deckera, co mnie bardzo się podoba. Co prawda nie znam ich historii od początku, ale myślę, że nie stanowiło to większego problemu i spokojnie mogłam wszystko przeczytać.
Pomysł na książkę uważam za jak najbardziej udany i zaraz po napisaniu tego muszę się zorientować ile faktycznie wyszło tych tomów i czy jeszcze będą wychodzić, ale chętnie zabiorę się za poprzednie i wtedy, przy okazji kolejnej recenzji, będę mogła Wam nieco więcej powiedzieć na temat tego, czy wszystkie 21 tomów trzyma ten sam poziom, bo jakby nie było, to jest sporo materiału.
Zachęcam Was więc do tego, abyście zainteresowali się tą serią, chociaż którąkolwiek z książek, bo myślę, że jest wara uwagi :)
Trochę czekałam na moje kolejne spotkanie z twórczością Faye Kellerman. Jakiś czas temu, miałam przyjemność recenzować dla Was Pętlę, a dzisiaj kolejna już część cyklu o Peterze Deckerze i Rinie Lazarus. Książka, która jest ciekawa i wciągająca i mam nadzieję, że moją recenzją, chociaż odrobinę Was do sięgnięcia po nią zachęcę.
Nikt nie spodziewał się, co znajduje się za...
Mam wrażenie, że się powtarzam po raz kolejny. Przecież nie tak dawno, tydzień temu, recenzowałam książkę Sarah Dessen, a dzisiaj mam dla Was kolejna jej książkę. Nietrudno się więc domyśleć, że moje zamiłowanie do twórczości tej autorki jest nie małe. Tym razem czytałam nowość wydawniczą Coś świętego i serdecznie zapraszam do zapoznania się z moją opinią.
Sydney od zawsze była w cieniu swojego starszego brata. Nie mogła liczyć na rodziców, bo ich głowę zaprzątał tylko syn. Przez całe życie niewidzialna dla nikogo zaprzyjaźnia się z rodziną Chathamów, którzy są zupełnym przeciwieństwem jej rodziny. Dziewczyna poznaje Maca, dzięki któremu jej życie zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni.
Tak, po raz kolejny ochoczo zabrałam się za czytanie książki Dessen. Od razu wiedziałam, że będzie dobra, choć tytuł może być trochę mylący i można po nim spodziewać się odrobinę czegoś innego niż w rzeczywistości jest. Jak zwykle piękna okładka genialnie prezentuje się na półce wśród innych i myślę, że zdecydowanie przyciąga uwagę czytelnika.
Całe życie jestem jedynaczką więc wiele aspektów życia rodzinnego opisanego w tej książce nie jest mi jakoś szczególnie bliskie. Relacje między rodzeństwem są dosyć ważnym wątkiem jaki porusza autorka. Przeciwstawia sobie dwa odmienne podejścia i to mi się bardzo podoba w tej książce. Opisuje je na tyle realistycznie, że nawet ja jestem w sobie wyobrazić jak to może być.
Juz od pierwszych stron bardzo przywiązałam się do głównej bohaterki. Co prawda czuje się niewidzialna ale nie jest taką typową szarą myszką, którą najchętniej wyciągnęło by się z kart książki i wytłumaczyło parę rzeczy. Ona sama nie wybrała takiego losu, tylko poniekąd zrobili to za nią rodzice, którzy zauważali tylko jej brata. Bohaterka jest bardzo ciekawie stworzona i interesująca jest jej przemiana jaką przechodzi podczas całej historii. Pozostali bohaterowie także wprowadzają wiele do książki i choć nie wszystkich czytelnik poznaje bardzo dokładnie, to można poczuć z nimi więź.
Podoba mi się pomysł na fabułę. Autorka połączyła ze sobą sporo wątków, które świetnie sprawdziłyby się samodzielnie, ale w takim zestawieniu też wypadają bardzo dobrze. Oprócz wspomnianych już relacji rodzinnych pojawia się także choroba czy problemy nastolatków. Każdy z nich jest ciekawie opisany i powoduje, że książka nie jest typowa i nudna.
Nie za dużo powiem Wam o stylu autorki, bo jak za każdym razem dla mnie jest genialny. Przyjemny w odbiorze, pozwala szybko przeczytać książkę i wciąga czytelnika bez reszty. Mi wystarczył jeden dzień na tę książkę, ale przy historiach tej autorki to już chyba standard.
Nie jest to książka, która po skończeniu odłożycie i przejdziecie do kolejnej. Cała historia niesie za sobą sporo refleksji, a autorka na każdym kroku podkreśla, że to jak będzie wyglądać nasze życie, zależy tylko od nas i to my wyznaczamy jego kierunek.
Cóż mogę innego napisać, jak tylko, że po raz kolejny gorąco polecam Wam sięgnięcie po tę książkę Sarah Dessen, bo jestem prawie pewna, że przypadnie Wam do gustu tak samo jak mnie. Ja natomiast już nie mogę się doczekać kolejnej książki tej Pani.
Mam wrażenie, że się powtarzam po raz kolejny. Przecież nie tak dawno, tydzień temu, recenzowałam książkę Sarah Dessen, a dzisiaj mam dla Was kolejna jej książkę. Nietrudno się więc domyśleć, że moje zamiłowanie do twórczości tej autorki jest nie małe. Tym razem czytałam nowość wydawniczą Coś świętego i serdecznie zapraszam do zapoznania się z moją opinią.
Sydney od zawsze...
Jakoś ostatnio zaniedbałam moje małe zamiłowanie do książek historycznych. W nowościach jakoś nic ostatnio ciekawego nie ma, a tego co zalega na półkach nigdy nie sposób mi ruszyć. Jak zobaczyłam w zapowiedziach Dobraną parę to stwierdziłam, że to idealny czas aby znów sięgnąć po coś XIX wiecznego no i dzisiaj mam przyjemność zapoznać Was z moja opinią na temat tej książki.
XIX w. klan musi się zmierzyć z wieloma problemami. Stracili przywódce, ale przecież on i tak nie najlepiej spełniał swoje obowiązki. Ku zaskoczeniu jej samej, Niniver zostaje wybrana na nową Panią i wie, że teraz to na jej barkach będzie spoczywać dobro całej rodziny. Kobieta nie chce wyjść za mąż bo wie, że pozostając sama lepiej poradzi sobie ze swoimi obowiązkami. W końcu musi się jednak zwrócić z pomocą do Markusa, którego zna od dzieciństwa, a on jest przekonana, że to ona jest mu pisana. Podejmuje więc wyzwanie w grze o jej uczucie.\
Wiecie co jest w tym najlepsze? Że dopiero kiedy książka do mnie dotarła spostrzegłam że to jest Saga, a sama Dobrana Para jest trzecia jej częścią. Trochę się przestraszyłam, bo wiadomo jak to bywa z tymi rodzinnymi sagami, wiele zawiłości i związków, które trzeba uważnie śledzić. No ale cóż począć, nie doczytałam więc trzeba było się zabrać za czytanie i nie ma że boli. Jakie było moje zaskoczenie kiedy okazało się, że nie mam mętliku w głowie i nie było problemu, że nie znam połowy wątków z książki. Później trochę poczytałam i chyba poprzednie książki były o starszych pokoleniach, więc jak dla mnie idealnie. Także już teraz Wam mówię, że jeśli macie właśnie tą cześć to śmiało możecie od niej zacząć.
Czytając opis można odnieść wrażenie, że będzie to typowy romans, w którym jedna osoba będzie się starała o uczucie innej i będą toczyli ze sobą tę typową grę miłosną jakich wszyscy doskonale już znamy. Na szczęście autorka nie funduje czytelnikowi sztampowej historii, ale tworzy coś swojego i ciekawego.
Bardzo podoba mi się, postać głównej bohaterki. Mimo iż zawsze była w cieniu starszych braci, niedoceniana przez ojca, bo przecież jest tylko córką, wyrosła na silną i mądra kobietę, która musi poradzić sobie z problemami całej rodziny. Naprawić to co zniszczyli jej bracia, a przy tym nie nadszarpnąć po raz kolejny reputacji klanu kosztuje ją niezwykle wiele wysiłków. Bardzo lubię takie zdecydowane, mocne i bardzo charakterystyczne postaci, jakich teraz coraz mniej jest tworzonych. W samej książce występuje ich dosyć sporo, ale nie miałam problemu aby połapać się w powiązaniach między nimi.
Jak juz wspomniałam, autorka wprowadziła bardzo ciekawą grę miłosną do książki, ale nie mogę nie wspomnieć, że czasami była ona trochę nudna i można by zdecydowanie podkręcić tempo niektórym wydarzeniom. Ale nie licząc tej uwagi myślę, że ta historia jest akurat czymś, co ciężko spotkać ostatnio w książkach.
Autorka tworzy wspaniałe opisy i aż byłam w szoku, że ja, ta która jakoś nie specjalnie przepada za wszelakimi ozdobnikami, będę z chęcią wyobrażała sobie to co jest opisane w książce. XIX wiek i Szkocja to chyba jakieś magiczne połączenie. Już kiedyś mówiłam, przy okazji jakiejś książki, ze odwiedzenie tego miejsca jest jednym z moich większych marzeń i planów na przyszłość, a autorka jeszcze bardziej mnie w tym utwierdza.
Język użyty w tej książce jest bardzo ciekawy i przyjemnie się z nim współpracuje. Co prawda nie przeczytałam tej książki z prędkością światła i kilka ładnych dni z nią spędziłam, ale zdecydowanie nie mogę zaliczyć tego czasu do straconego.
Na pewno zapoznam się z poprzednimi książkami tej sagi, bo jestem bardzo ciekawa poprzednich losów tej rodziny, ale myślę też o innych książkach autorki. Wam serdecznie polecam Sagę Rodu Cynsterów, bo myślę, że dobrych sag rodzinnych jest mało i warto mieć jakąś dobrą pod ręką.
Jakoś ostatnio zaniedbałam moje małe zamiłowanie do książek historycznych. W nowościach jakoś nic ostatnio ciekawego nie ma, a tego co zalega na półkach nigdy nie sposób mi ruszyć. Jak zobaczyłam w zapowiedziach Dobraną parę to stwierdziłam, że to idealny czas aby znów sięgnąć po coś XIX wiecznego no i dzisiaj mam przyjemność zapoznać Was z moja opinią na temat tej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Zawsze ze zniecierpliwieniem czekam na najnowsze książki Dessen, bo już moje pierwsze spotkanie z nią okazało się strzałem w dziesiątkę i bardzo polubiłam jej książki. Tak więc kiedy w zapowiedziach pojawia się kolejna jej książka ja już nie mogę się doczekać, żeby się za nią zabrać. Dzisiaj mam dla Was Teraz albo nigdy i to kolejna świetna pozycja,którą udało mi się przeczytać.
Macy ma idealnie poukładane życie. Wszystko w jej otoczeniu musi być idealne, a ona sama chce być jeszcze bardziej idealna niż niej, ą ją trzyma po śmierci ojca. Jej chłopak Jason jest idealny w każdym calu, wszystko czego się chwyta zamienia się w złoto. Po jego wyjezdzie na obóz, Macy podejmuje bardzo spontaniczną, jak na nią, decyzję i zaczyna pracę w firmie kateringowej i od tej pory jej życie nie będzie już takie samo. Dziewczyna uświadamia sobie, że to ja dotychczas wyglądał jej świat, nie jest tym czego na tak naprawdę chce. A dodatkowo poznaje pewnego chłopaka...
Już po samym opisie książki wiedziałam, że to będzie Sarah Dessen jaką bardzo lubię. Nie przeszkadza mi fakt, że jej książki są lekko przewidywalne i można się spodziewać jak się skończą, ale też nie zawsze. Macy pragnie być perfekcyjna we wszystkim i dorównać swojemu chłopakowi. Gdyby w książce nie były podane powody takiego zachowania, można byłoby pomyśleć, że jest ko kolejna snobka, która traktuje wszystkich z góry. Jednak autorka jasno daje do zrozumienia, że dzięki takiemu zachowaniu, Macy potrafi poradzić sobie ze śmiercią ojca. Osobiście bardzo polubiłam tę bohaterkę od pierwszych stron i myślę, że bardzo się do niej przywiązałam.
Jeśli chodzi o pozostałych bohaterów, to myślę, że autorce idealnie udało się dobrać poszczególne charaktery, ponieważ wszystkie razem tworzą niesamowitą i ciekawą całość. Taka mała mieszanka wielu usposobień do życia. I chyba właśnie to podoba mi się w książce najbardziej. Czytelnik nie obraca się cały czas w jednym towarzystwie, tylko ma szansę poznać więcej charakterów, a ściślej całą gamę rożnych osobowości.
Książkę przeczytałam na raz i nie ma w tym nic zadziwiającego, tym bardziej że wszystkie książki tej autorki jakie miałam okazję czytać, przeczytałam na raz. Bardzo lubię jej styl pisania, bo nie jest banalnie prosty, ale jest bardzo przyjemny w odbiorze i bardzo szybko się dzięki niemu czyta. Jeśli książka jest dobra, to nie zwracam uwagi na to jaki numer strony aktualnie jest. Czytam i czytam, a później okazuje się, że jestem już na końcu.
Pomysł na fabułę wydaje mi się ciekawy. Tak było już wiele podobnych schematów, ale wydaje mi się, że to w jaki sposób rozegrała to Dessen pokazuje, że można z czegoś powszechnego zrobić coś fajnego, na swój sposób wyjątkowego i wyróżniającego się na tle innych.
Autorka pokazuje w książce, ze śmierć nie oznacza tego samego dla każdego. Każdy, kto stracił kogoś bliskiego, radzi sobie z tym na swój własny sposób i nie ma uniwersalnego przepisu na mniejsze cierpienie.
Teraz albo nigdy jest kolejną książką, którą mogę zaliczyć do takich, które pozostaną ze mną na dłużej. Ja Wam gorąco polecam tę pozycję, ale również zachęcam Was abyście sięgnęli także po inne książki Sarah Dessen, tym bardziej teraz gdy zbliża się pora czytania książek pod kocem i z gorącym kubkiem herbaty czy kawy.
Zawsze ze zniecierpliwieniem czekam na najnowsze książki Dessen, bo już moje pierwsze spotkanie z nią okazało się strzałem w dziesiątkę i bardzo polubiłam jej książki. Tak więc kiedy w zapowiedziach pojawia się kolejna jej książka ja już nie mogę się doczekać, żeby się za nią zabrać. Dzisiaj mam dla Was Teraz albo nigdy i to kolejna świetna pozycja,którą udało mi się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Pamiętam te wszystkie zachwyty, multum pozytywnych recenzji i wszechobecną euforię jaka otoczyła premierę książki Bez słów, tej samej autorki. Ja nigdy po nią nie sięgnęłam, ale kiedy dostałam propozycję przeczytania Jej najnowszej premiery, to nie wahałam się ani chwili i stwierdziłam, ze to będzie idealny moment, żeby zapoznać się z twórczością Pani Sheridan.
Kira nie ma ani gorsza, ale za to jest najlepsza w obmyślaniu najgorszych pomysłów. Tak więc jeden moment wystarczył, aby w jej głowie urodziła się myśl, która ma ją wybawić z opresji i w sumie nie tylko ją. Skąd mogła widzieć, że ta decyzja zmieni jej życie na dobre i wcale nie będzie tak jak sobie zaplanowała.
Wiecie jak to jest, jak bierzecie jakąś książkę, tak na chwilę przed snem, żeby przeczytać kilka rozdziałów, a potem jest godzina 6 rano, a Wy już skończyliście książkę? Ja tym razem tak właśnie miałam. Wzięłam swój tablet, bo jeszcze nie było tak późno, a jak już zaczęłam, to nie oderwałam się dopóki nie skończyłam. Fajnie wiedzieć, że jest się jeszcze w stanie czytać całą noc.
Już od pierwszych stron polubiłam główną bohaterkę. Nie jest typową szarą myszką, jakich wiele, ale jest postacią, która wie czego chce i stara się ten cel osiągnąć. Jednym z aspektów, które najbardziej podobają mi się w tej książce, to wymiany zdań między głównymi bohaterami, przynajmniej na początku i ich relacje. Ok, możecie powiedzieć, że o to właśnie chodzi w tej książce i na tym się pewnie opiera, ale jak sięgniecie po nią, to będziecie wiedzieli o co chodzi.
W historii tej pojawia się dosyć sporo wątków pobocznych, a przy tym nie ma jakiejś zatrważającej liczby postaci w których nie można by się połapać. Kojarzycie nazwisko Grey no nie? Jak wiadomo, przez pewne książki wszystkie okołopodobne imiona i nazwiska zostały dosyć mocno spaczone i raczej kojarzą się tylko z tym jednym Greyem. Dlatego też imię głównego bohatera Grayson, w zdrobnieniu Gray, może się źle na początku kojarzyć, ale dobrze jest się wyzbyć tego podobieństwa.
W historii pojawia się kilka dosyć dokładnie opisanych scen erotycznych i choć ja często nie czytam takich, to musze przyznać, że te czytało się całkiem przyjemnie i nie wywołują od razu oburzenia. Autorka bardzo dobrze radzi sobie z tymi wątkami i to oceniam jak najbardziej na plus.
Jest jedna rzecz, która nie daje mi spokoju. Po co autorka wprowadza tyle zawirowań w fabule, tyle zwrotów akcji. Jest ich jak grzybów po deszczu i jak już myślałam, że się wszystko układa to znów piorun i wszystko się zmienia. Nie twierdze, że to źle, bo bardzo lubię nieprzewidywalność w fabule, ale mogło by być tego trochę mniej.
Bardzo przypadł mi do gustu styl jakim posługuje się autorka. jest bardzo przyjemny i lekki w odbiorze, przez co nie chciało mi się oderwać od książki i mogłam tak szybko ją przeczytać. No i ten klimat. Winnica jest genialnym tłem dla tej historii i cieszę się, że autorka wybrała właśnie coś takiego.
Jeśli chodzi o pomysł na fabułę, to byłam zaskoczona takim pomysłem. Moje zaskoczenie w końcu przerodziło się w ciekawość, która z kartki na kartkę coraz bardziej rosła w siłę. Nie spotkałam się jeszcze z takim czymś i choć pozornie może się to wydawać lekko schematyczne, to wcale takie nie jestem. Zakończenie minimalnie do przewidzenia, ale nie przeszkadzało mi to ani trochę.
Co do okładki, to co prawa, nie tak wyglądam mój wyobrażony Grayson, ale całkiem nieźle się prezentuje, choć niektórzy mogliby mieć opory przed zabraniem jej na przykład do autobusu, ale wśród książek na półkach będzie się prezentować rewelacyjnie.
Cieszę się, że mogłam przeczytać tę książkę. Dzięki niej na pewno sięgnę po inne książki Mii Sheridan i będzie to w niedalekiej przyszłości, bo jeśli są tak bardzo wciągające to nie mogę się doczekać. Wam bardzo serdecznie polecam Bez winy, bo myślę, że jest to książka warta uwagi.
Pamiętam te wszystkie zachwyty, multum pozytywnych recenzji i wszechobecną euforię jaka otoczyła premierę książki Bez słów, tej samej autorki. Ja nigdy po nią nie sięgnęłam, ale kiedy dostałam propozycję przeczytania Jej najnowszej premiery, to nie wahałam się ani chwili i stwierdziłam, ze to będzie idealny moment, żeby zapoznać się z twórczością Pani Sheridan.
Kira nie...
Pamiętacie? Jakiś czas temu na naszym blogu zagościł Gregor wraz ze swoimi przygodami w podziemnym świecie. Jak się okazuje to nie koniec. Już dzisiaj mam dla Was recenzję kolejnej, drugiej już części historii tego 11 letniego chłopca.
Po tym jak Gregor wraz z Botką i ojcem wrócili do swojego świata, wszystko miało być już prostsze. Niestety, tata nie jest dobrej kondycji, w domu się nie przelewa, a zbliżają się święta. Na domiar złego, Botka zaginęła, a na miejscu jej zniknięcia znajduje się odnóże olbrzymiego karalucha. To oznacza tylko jedno, Gregor wraca do Podziemia, choć był przekonany, ze już nigdy tego nie zrobi. Na miejscu czeka go kolejna przepowiednia do spełnienia i nikt nie obiecuje, że będzie łatwo.
Dla tych, którzy jeszcze nie wiedzą, spieszę wyjaśnić, że seria o Gregorze, jest pierwszą jaką napisała Suzanne Collins, ale zyskuje ona sławę dopiero teraz. O ile się nie mylę to seria ta liczy sobie pięć książek, a Przepowiednia zagłady jest drugą w kolejności. Tak bardzo się cieszę, że mogłam po raz kolejny znaleźć się w tym świecie i przeżyć kolejną niesamowitą przygodę, a po przeczytaniu tej, jeszcze bardziej cieszę się z tego, że przed mną jeszcze trzy.
Autorka po raz kolejny zaprasza czytelnika do świat Podziemia, gdzie szczury mają dwa metry, a ludzie mają fioletowe oczy i zespalają się z ogromnymi, potrafiącymi mówić, nietoperzami. Jak to zazwyczaj bywa przy kolejnych częściach, spotykamy zupełnie nowych bohaterów, a kilku po prostu odchodzi na dalszy plan. Dalej moją ulubioną postacią jest Botka, która jest przeurocza i cudowna.
Jak już pisałam poprzednio, koncepcja świata nie jest jakoś specjalnie oryginalna, ale jest bardzo dobrze zrealizowana. Co prawda ta książka debiutem już nie jest, ale ciągle to książka, która była na początku kariery autorki i uważam, że Collins od początku miała talent i umiała dobrze pisać.
Ciężko jest coś pisać o fabule drugiej części, tak aby nie zdradzić nic z pierwszej, a tym bardziej z drugiej. Dlatego odniosę się do samego pomysłu. Bardzo podoba mi się ta koncepcja przepowiedni, że to właśnie one są takim swoistym przewodnikiem przygody, ale i tak nie wiadomo jak wszystko się skończy.
Dużym atutem tej pozycji jest to, że czyta się ją błyskawicznie. Mi wystarczył jeden dzień, aby przeczytać ją od deski do deski i muszę przyznać, że naprawdę ta książka umiliła mi owy dzień. Jest bardzo przyjemna w odbiorze i jak chyba już wspominałam w poprzedniej recenzji, nie ważne ile ma się lat. Tutaj każdy znajdzie coś dla siebie i niezależnie od wieku będzie czerpał mnóstwo przyjemności z lektury.
Więc jeśli jeszcze nie znacie tej serii to jak najszybciej sięgnijcie po pierwszy tom, bo warto, a do drugiego już nikt nie będzie musiał Was zachęcać. No, a spójrzcie na tę przecudowną okładkę, która powinna być dodatkowym zachęceniem do sięgnięcia po książkę, bo ja Wam gwarantuję, że cudnie prezentuje się na półce (potwierdzone info :)) Ja już wypatruję kolejnego tomu i nie mogę się na niego doczekać.
Pamiętacie? Jakiś czas temu na naszym blogu zagościł Gregor wraz ze swoimi przygodami w podziemnym świecie. Jak się okazuje to nie koniec. Już dzisiaj mam dla Was recenzję kolejnej, drugiej już części historii tego 11 letniego chłopca.
Po tym jak Gregor wraz z Botką i ojcem wrócili do swojego świata, wszystko miało być już prostsze. Niestety, tata nie jest dobrej kondycji,...
Szczerze powiedziawszy,nie słyszałam o tej autorce aż do tej pory. Jestem fanką powieści historycznych, ale nie mam też jakiegoś szczególnego bzika na ich punkcie. Zaczytuje się w książkach Philippy Gregory, a tu na okładce Niepokornej księżnej jest napisane, że jest to książka lepsza od książek Pani Gregory. W to wnikać nie będę, nie będę też oceniać która według mnie pisze lepiej, bo obiema jestem niezmiernie zachwycona. Książkę tę dostałam do recenzji, a zdecydowałam się na nią, ponieważ już pierwsze spojrzenie na okładkę spowodowało, że bardzo chciałam ją przeczytać. Tak też się stało i bardzo się z tego powodu cieszę.
Napisanie powieści historycznej wydaje mi się bardzo trudne. Wyszukiwanie faktów historycznych i łączenie ich w jedną całość, tak aby wszystko miało ręce i nogi a dodatkowo oddawało jeszcze klimat epoki jak dla mnie jest nieosiągalne, ale właśnie dzięki takim autorkom jak Anne O'brein mogę cieszyć się lekturą.
Anglia, XIV w. Lady Katarzyna po śmierci męża boryka się z problemami finansowymi, a dodatkowo samotnie wychowuje trójkę dzieci. Pomoc otrzymuje od Jana z Gandawy, księcia, który che, aby piękna Katarzyna została jego kochanką. Po początkowych sporach z samą sobą zgadza się i choć początkowo jest jak w bajce, to pod wpływem ambicji Jana, bajka zamienia się w koszmar.
Jestem świadoma tego, że niektórzy szerokim łukiem omijają książki historyczne, a ja zawsze będę się starała ich przekonywać, że to nie jest wcale takie złe i właśnie ta książka potwierdza moją tezę, że nawet gruba powieść historyczna, może dostarczyć wiele radości czytelnikowi. Styl autorki bardzo mi się podobał. Był lekki i przyjemny w odbiorze, a i klimat tamtych czasów został idealnie oddany. Miałam czasem wrażenie jakbym też przemierzała z Katarzyną mury wielkich zamków i jakbym bym się przeniosła w czasie.
Tak bardzo zżyłam się z Katarzyną, że czytając potrafiłam spojrzeć na świat jej oczami. Ogólnie kreacja bohaterów bardzo mi się spodobała. Oczywiście, te postaci istniały naprawdę, ale trzeba mieć talent, aby w dobry sposób przenieść je na karty powieści, a autorce się to udało.
Nie jest to jakaś oryginalna fabuła, bo takich historii już trochę było, ale te ponad 500 stron przeczytałam w trzy dni i sama dziwię się sobie, jak tego dokonałam. Tak, tu nie ma jakiejś dramatycznej, pędzącej na złamanie karku akcji, ale ta książka nie jest nudna. Ma swój klima, który mnie się bardzo podobał.
Zachęcam wszystkich do sięgnięcia po tę książkę niezależnie od tego, czy lubicie powieści historyczne, czy też nie. Ta pozycja jest na pewno godna uwagi i rozważcie przeczytanie jej.
Szczerze powiedziawszy,nie słyszałam o tej autorce aż do tej pory. Jestem fanką powieści historycznych, ale nie mam też jakiegoś szczególnego bzika na ich punkcie. Zaczytuje się w książkach Philippy Gregory, a tu na okładce Niepokornej księżnej jest napisane, że jest to książka lepsza od książek Pani Gregory. W to wnikać nie będę, nie będę też oceniać która według mnie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-11-22
Już od jakiegoś czasu chciałam zabrać się za coś autorstwa Pattersona. Tak, na mojej półce stoją cztery jego starsze książki, ale jakoś nigdy mi nie było do nich po drodze, choć ciągnęło mnie do nich strasznie i kiedy zobaczyłam, że mogę dostać do recenzji coś zupełnie nowego tego Pana, to stwierdziłam, że to będzie idealna okazja,żeby zacząć przygodę z tymi książkami. Jakby nie było to zaczynać można też od końca ;). Już teraz mogę Wam powiedzieć, że to na pewno nie jest ostatnia książka Pattersona jaką przeczytam.
Do Nowego Jorku zjeżdża się śmietanka świata filmowego. Jednostka powołana do spraw związanych właśnie z takimi ludźmi będzie miała mnóstwo roboty, a tu nagle, ktoś postanawia wprowadzić w życie swój wielki plan, a wszystko zaczyna się zabójstwem znanego, filmowego producenta.
Bardzo spodobał mi się zamysł na fabułę. Może to nie jest nic super oryginalnego, ale jest to bardzo interesujące. Jak mówi sam tytuł, w książce występuje scenariusz na podstawie którego postępuje morderca. Wydaje mu się, że tworzy swój własny film i przyznam, że z takim wątkiem jeszcze się nie spotkałam. Czytelnik od początku wie kto stoi za wszystkim i śledzimy postępowanie policji oraz właśnie tego mordercy. Pokazanie historii właśnie z dwóch stron, według mnie wpłynęło na korzyść dla tej historii. Poznajemy sprawcę, jego pobudki i to co nim kieruje, a z drugiej obserwujemy jak NYPD RED stara się go odnaleźć.
Książka ta jest pierwszą częścią nowej serii, w której poznajemy Zacha Jordana oraz Kylie McDonald. Już od pierwszych stron bardzo polubiłam oboje, a zwłaszcza Zacha. Nie są jakoś wybitnie wykreowanymi postaciami, ale wiem, że mogą zapaść na długo w pamięci, tym bardziej, że są kolejne części z ich udziałem.
Książkę czytało mi się błyskawicznie i bardzo przyjemnie. Wydaje mi się, że to za sprawą stylu jakim posługuje się autor. I samej konstrukcji książki. Swoją zasługę, choć mniejszą ma też zapewne duża czcionka, która usprawniła czytanie. Sama okładka także przyciąga wzrok i zachęca do przeczytania.
Czytając tę książkę, czułam się trochę jakbym „powracała do korzeni”. To właśnie od thrillerów i kryminałów zaczęła się moja przygoda z książkami. Później trochę to odstawiłam, ale teraz staram się czytać tego jak najwięcej.
Na prawdę polecam tę książkę wszystkim. Jest idealna na jesienne wieczory pod kocem i z herbatą. Obiecuję, że zapewni ona niesamowitą przygodę czytelnikowi.
Już od jakiegoś czasu chciałam zabrać się za coś autorstwa Pattersona. Tak, na mojej półce stoją cztery jego starsze książki, ale jakoś nigdy mi nie było do nich po drodze, choć ciągnęło mnie do nich strasznie i kiedy zobaczyłam, że mogę dostać do recenzji coś zupełnie nowego tego Pana, to stwierdziłam, że to będzie idealna okazja,żeby zacząć przygodę z tymi książkami....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Willy rozpoczyna własne śledztwo bo nigdy nie uwierzyła w tajemniczą śmierć ojca. Zbyt wiele pytań nagromadziło się odnośnie zagadkowej katastrofy amerykańskiego samolotu podczas wojny w Wietnamie. A co z tajemniczym pasażerem, o którym nikt nie mówi? Wpływowi ludzie chronią wiele tajemnic, ale mimo zagrożenia kobieta podejmuje śledztwo, w którym pomoże jej pewien człowiek pracujący na zlecenie armii.
W sumie to jest to wydanie nowe, a o ile się nie mylę sama książka powstała w 1992 roku - mniej więcej. Nawet nie wiem, jak to określić, ale w jakiś sposób to czuć podczas lektury. Nie mówię oczywiście, że to negatywne odczucie czy coś, jednak jest to zauważalne. No dobra, ale do rzeczy.
Sama fabuła jest bardzo przyjemna. Może to nic odkrywczego, jednak na moment w którym została napisana mogło to być coś innowacyjnego. Całość jest poprowadzona w taki sposób, że nie mogłam się oderwać, dopóki nie dowiedziałam się, co i jak się wydarzyło.
Lubie bardzo styl Gerritsen. Jak dla mnie jest to jedna z najlepszych autorek pisząca lekkie, a zarazem bardzo interesujące książki. Od pierwszych stron wciągnęła mnie do swojego świata i jak już wspominałam, nie wypuściła, póki nie skończyłam. A skończyłam bardzo szybko, ponieważ to jedynie około 250 stron.
Kreacja bohaterów jest ciekawa i udało mi się polubić główną bohaterkę. Postaci mogłyby być odrobinę bardziej rozwinięte, a ich charaktery pogłębione, jednak i tak przy tej ilości stron wyszło to bardzo dobrze.
Jak zazwyczaj ma to miejsce w książkach Tess Gerritsen, jednym z wątków pobocznych jest romans. Zawsze się wtedy zastanawiam, czy dla tej akurat historii jest on wartościowy i potrzebny. Tym razem miałam mieszane odczucia na ten temat. Tak zupełnie bezpojlerowo, to mogę powiedzieć, że czasem myślałam, że jest zbędny, kiedy za chwilę okazywało się, że jednak nie do końca. Ostatecznie myślę, że autorce tak zgrabnie udało się go poprowadzić, tak że na końcu książki byłam z niego zadowolona i pasował do całości.
Na pewno jeszcze nie raz sięgnę po książki tej autorki, ponieważ lubię wracać do jej historii, nawet jeśli są bardzo niezobowiązujące i na długo nie zostają ze mną. W sumie zawsze jak ktoś z najbliższych pyta o jakąś polecajkę to Gerritsen zazwyczaj się w nich pojawia.
Willy rozpoczyna własne śledztwo bo nigdy nie uwierzyła w tajemniczą śmierć ojca. Zbyt wiele pytań nagromadziło się odnośnie zagadkowej katastrofy amerykańskiego samolotu podczas wojny w Wietnamie. A co z tajemniczym pasażerem, o którym nikt nie mówi? Wpływowi ludzie chronią wiele tajemnic, ale mimo zagrożenia kobieta podejmuje śledztwo, w którym pomoże jej pewien człowiek...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to