Zach Jordan i Kylie Macdonald, czyli policjanci z jednostki NYPD RED powracają z kolejną sprawą ze świata bogaczy. Jednak tą pozycją autor nie potrafi mnie zaskoczyć. Temat ochrony bogaczy chyba już został w pełni wykorzystany i nie cieszy tak jak w poprzednich częściach. Zachowania bohaterów są wtórne i przewidywalne. Nie pomagają nawet wątki poboczne, których jest tutaj wiele. Jedyne co zaskakuje to zakończenie. Czy na plus czy nie to trzeba już ocenić samemu.
Na bankiecie charytatywnym dochodzi do wybuchu bomby. Ginie jeden z pomysłodawców budowy osiedli dla biednych. Kilka dni później bomba rozsadza drugiego. Czy to zamachy terrorystyczne, czy ma to bardziej złożone podłoże. Do zbadania tego zostaje wysłany oddział policji dla bogaczy - NYPD RED.
Jeżeli ktoś, tak jak ja, wybralby te pozycję ze względu na Pattersona to srodze się rozczaruje. Nazwisko autora chyba znalazło się na okładce przez przypadek. Jedynym plusem książki jest w miarę ciekawa fabuła jednakże jest tak ubrana w słowa, że aż oczy bolą. Czytając NYPD Red miałam wrażenie, że została napisana przez początkującego autora w wieku nastoletnim. Dialogi na poziomie polskich paradokumentow, postacie płaskie i nijakie. Jedyna postać wyróżniającą się na tle reszty to detektyw MacDonald, która jest poprostu irytująca - ma to być gwiazda akademii policyjnej, a ze stron książki wyłania się stereotypowa blondynka - prymuska, której znakiem rozpoznawczym są kretyńskie odzywki. Jednym słowem odradzam, szczególnie fanom Pattersona.