Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Haruki Murakami tym razem przedstawia nam historię portrecisty porzuconego przez żonę, który szuka swojego miejsca w nowej rzeczywistości i nie mogąc się odnaleźć, osiedla się w niemal bezludnym miejscu w górach. Całkowita rezygnacja z dotychczasowego życia staje się o wiele trudniejsze, kiedy dostaje on zlecenie namalowania portretu swojego tajemniczego sąsiada. Jego rzeczywistość zaczyna przypominać sen, a on sam zainspirowany znalezionym obrazem, próbuje się odrodzić jako nowa osoba.

Jak zwykle u tego autora, nasz główny bohater jest bacznym obserwatorem tego, co dzieje się wokół niego. Wszystko w życiu malarza nie dzieje się bezpośrednio z jego inicjatywy, zawsze jednak stoi on obok i bacznie analizuje wszystkie wydarzenia. Ciekawa jest jednak postać tajemniczego Menshikiego, który powoli obnaża swoje tajemnice i ujawnia najmroczniejsze zakątki swojej osobowości. Jest on postacią, która pozwala portreciście odkrywać siebie i to on napędza, a raczej bardzo, ale to bardzo delikatnie przyspiesza, całą fabułę.

"Płynąłem tylko unoszony prądem, uchwyciwszy się jakiegoś kawałka drewna. Wokół panowała atramentowa ciemność, na niebie nie było gwiazd ani księżyca. Kurczowo trzymałem się tego drewna i dzięki temu udało mi się nie utonąć, ale nie miałem pojęcia, gdzie jestem ani dokąd prąd mnie niesie."

"Śmierć komandora" jest dla czytelnika wielkim testem cierpliwości. Zagłębiamy się w powieść, której akcja toczy się swoim bardzo powolnym tempem, nie wciąga nas w wir wydarzeń, a raczej snuje się niemrawo. Bohaterowie ociągają się z ukazaniem nam swoich tajemnic, a autor sprawdza, czy my, czytelnicy, jesteśmy w stanie to znieść.

Wymagająca skupienia, pełna symboliki, a przede wszystkim bardzo mocno japońska. Czasem zbyt ociężała, a czasem poruszająca i tajemnicza. Momentami mnie przerastała, a momentami budziła te głębokie refleksje, które zawsze pojawiają się w mojej głowie przy zetknięciu z jego twórczością. Murakami wywołał we mnie mieszane emocje, doprowadził mnie do granic mojej wytrzymałości, a na ostatnich stu stronach zaczarował.

"Popychają nas do przodu nie rzeczy, które posiadamy, ani te, które chcemy zdobyć, a te, które utraciliśmy, których teraz już nie mamy."

Haruki Murakami długo kazał na siebie czekać, a razem z pojawieniem się "Śmierci komandora", pojawiły się też mieszane opinie, bo przecież, czy na taką książkę czekaliśmy? Czy przebrnęłabym przez tę powieść, gdybym tak nie uwielbiała warsztatu Murakamiego? Nie wydaje mi się. Na pewno nie jest to dobry wybór na rozpoczęci przygody z literaturą tego autora. Całość jednak zachęca do sięgnięcia po drugi tom, tak wiele otwartych wątków pozostaje nam po pierwszej części, że pozostaje tylko czekać na zakończenia.

"Nawet idee nie wiedziały wszystkiego."

Muszę przyznać, że jestem pewna, że nie wszystko udało mi się pojąć. Frustrowała mnie moja niemoc, kiedy czytałam tę książkę, ale kiedy teraz o tym myślę, to być może czasem cudownie jest czegoś nie rozumieć? Niezrozumienie często prowadzi do dowolnej interpretacji, co też pozwoliło mi odnieść niektóre wydarzenia do swojego życia. Haruki Murakami rzucił mi wyzwanie, przedstawiając historię wymagającą niesamowitej czytelniczej dojrzałości. Dziś książki nie ocenię, ze względu na jej kaliber i wszelkie otwarte wątki, ale jeśli tak jak ja uwielbiacie tego pisarza, to koniecznie sięgnijcie i po tę pozycję.

Haruki Murakami tym razem przedstawia nam historię portrecisty porzuconego przez żonę, który szuka swojego miejsca w nowej rzeczywistości i nie mogąc się odnaleźć, osiedla się w niemal bezludnym miejscu w górach. Całkowita rezygnacja z dotychczasowego życia staje się o wiele trudniejsze, kiedy dostaje on zlecenie namalowania portretu swojego tajemniczego sąsiada. Jego...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Podobno najuważniej słucha się osób, które opowiadają z pasją. Mam nadzieję, że dzisiaj ja, pisząc o tej książce opowiem o niej z pasją. Mam nadzieję, że z tych liter, które teraz wystukam na klawiaturze swojego laptopa, będzie można wyczytać moją fascynację i zachwyt, bo ta książka zasługuje na najlepsze słowa.

Klemens - chłopiec-mężczyzna, ograniczony przez swój umysł, zakochany w przedmiotach, zagubiony w świecie. Olga - młoda kobieta, przejmująco samotna i równie zagubiona jak on. Po przypadkowym spotkaniu Klemens uporczywie wraca do jej myśli. Co się stanie, jeśli ich losy przetną się ponownie? Czy relacja z niemym chłopakiem pozwoli Oldze wznieść się na nowo?

"Olga czuła jak te słowa unoszą się w powietrzy wokół nich, jak osiadają na meblach, na skórze. Gdyby mogła, wyłapałaby teraz je wszystkie i zgniotła albo schowała z powrotem w siebie, byle tylko ich nie widzieli, ale już nic nie dało się zrobić."

Jakub Małecki całą historię przedstawia nam w strzępach. Poznajemy wspomnienia bohaterów wyrywkowo, otrzymujemy niedopowiedziane fragmenty ich życia i sami składamy sobie ich historie w całość, dopisując w głowie to, czego nie napisał autor. Muszę przyznać, że bardzo podoba mi się ten sposób podania powieści. Jest delikatnie bardziej wymagający, ale nadal wszystko jest jasne.

Za co tak bardzo cenię Małeckiego? Za jego bohaterów, którym nie brakuje zupełnie niczego. Klemens, Olga i Igor to już nie postacie opisane na kartach, w mojej głowie to już najzwyczajniejsi ludzie. Igor pojawia się właściwie gdzieś w tle, jego obraz maluje się we wspomnieniach Olgi, która zawsze mówi o nim z czułością i tęsknotą. Igor skradł nie tylko serce Olgi, ale również moje. Jest jednym z najprostszych bohaterów tej powieści, jest osobą, która nie wszystko rozumie, jest naznaczony rodzinnym nieszczęściem, całkowicie pochłonięty przez swoją pasję i pięknie kochający.

"Ratować kogoś kosztem siebie, nie pytając, czy ten ktoś w ogóle chce być ratowany."

No dobrze, ale o czym tak naprawdę jest "Nikt nie idzie"? Dla mnie jest to powieść o mocy niewypowiedzianych zdań i niezadanych pytań, które chowamy głęboko w głowie i przerabiamy każdego wieczoru, pytając siebie, co by było gdyby. Bohaterowie chcą nauczyć się latać, ale przez swoje lęki sami na siebie nakładają kolejne ograniczenia, odbierając sobie szansę na szczęście. Poruszająca do głębi i bardzo prawdziwa. "Nikt nie idzie" to historia o walce z ogromną samotnością, albo może właśnie o walce z wielką miłością.

"Tą drogą
nikt nie idzie
tego dzisiejszego wieczoru"

Jakub Małecki pisze o prozie życia, o szarych problemach szarych ludzi. "Nikt nie idzie" to bardzo kameralna powieść, w której być może nie znajdziecie pędzącej akcji, ani przewrotów w fabule, ale znajdziecie w niej ogromny nakład emocji. Na koniec powiem coś, co Jakub Małecki uważa za największy komplement: TAKIEJ KSIĄŻKI JESZCZE NIE CZYTALIŚCIE.

Ocena: 10/10

Podobno najuważniej słucha się osób, które opowiadają z pasją. Mam nadzieję, że dzisiaj ja, pisząc o tej książce opowiem o niej z pasją. Mam nadzieję, że z tych liter, które teraz wystukam na klawiaturze swojego laptopa, będzie można wyczytać moją fascynację i zachwyt, bo ta książka zasługuje na najlepsze słowa.

Klemens - chłopiec-mężczyzna, ograniczony przez swój umysł,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Matura ustna z polskiego była dla mnie jednym z najbardziej stresujących egzaminów, które musiałam przejść. Przygotowując sobie poszczególne motywy, starałam się jakoś przygotować do tematów, które mogłam wylosować. Nastawiłam się głównie na literaturę, przygotowałam sobie jakiś "awaryjny" film, ale chciałam głównie mówić o książkach, które przeczytałam poza kanonem.

Jednak kiedy wylosowała temat, zobaczyłam obraz. Lekko się przeraziłam, bo z taką sztuką zawsze miałam problemy, zupełnie nie potrafiłam rozpoznać epoki, stylu, ani symboli. Musiałam zrobić z mojej wypowiedzi jedną wielką improwizację i dopisać do tego jakąś swoją teorię.

No i właśnie wtedy przydałaby mi się książka Susie Hodge. W "Krótkiej historii sztuki" znajdziecie rozpisane epoki, techniki, gatunki, motywy i najważniejsze dzieła. Wszystko podane w dość zwięzły i konkretny sposób. Przeglądając i czytając tę książkę, jestem przekonana, że jest to "must have" każdego maturzysty i żałuję, że przed swoim egzaminem nie zajrzałam do przewodnika tego typu.



Poza tym, książka jest pięknie wydana, złoty grzbiet, Mona Lisa na okładce, w środku multum dzieł sztuki, a informacje zamieszczone bardzo przejrzyście i w przystępny sposób. Susie Hodge nie zasypuje nas milionem niepotrzebnych dat, a podaje najważniejsze motywy i symbole, wyjaśnia sztukę i pozwala na nadrobienie wszelkich zaległości w krótkim czasie.

Jeżeli matura jeszcze przed Wami, albo może chcecie zaprzyjaźnić się ze sztuką, to myślę, że "Krótka historia czasu" jest wyborem idealnym dla każdego. Sama żałuję, że w swój egzemplarz zaopatrzyłam się dwa lata za późno.

Matura ustna z polskiego była dla mnie jednym z najbardziej stresujących egzaminów, które musiałam przejść. Przygotowując sobie poszczególne motywy, starałam się jakoś przygotować do tematów, które mogłam wylosować. Nastawiłam się głównie na literaturę, przygotowałam sobie jakiś "awaryjny" film, ale chciałam głównie mówić o książkach, które przeczytałam poza...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Subtelnie mówię f*ck" to kolejna książka, której szukać możemy pod hasłem rozwoju osobistego. Jej autor Mark Manson to popularny bloger z nieco innym spojrzeniem na świat. Chcąc podzielić się swoją metodą na szczęśliwe życie napisał tę książkę, która ma stać w opozycji do pozostałych poradników tego typu i ma nam pokazać, co w życiu jest naprawdę ważne i jak przestać się przejmować bzdurami.

"Dążenie do doświadczenia pozytywnego jest doświadczeniem negatywnym; akceptacja doświadczenia negatywnego jest doświadczeniem pozytywnym."

Od jakiegoś czasu telewizja i internet wywierają na nas presję, aby być fit, być bogatszym, być modniejszym i wiecznie zadowolonym. Często oglądając w sieci idealne życia influencerów, zestawiamy je ze swoimi i staramy się im dorównać. Dążymy do poczucia wyjątkowości, do bycia zapamiętanym i właśnie taki model życia ślepo uważamy jako szczęście. Rozwój osobisty zalewa nas falami chwytliwych truizmów, które nakazują nam wierzyć w siebie i przeć do przodu, co jeśli teraz ktoś mówi nam, że wcale nie jesteśmy tacy wyjątkowi?

"Olewanie nie oznaczy bycia obojętnym; oznacza brak problemu z byciem innym."

Mark Manson próbuje nam uświadomić, że nie jesteśmy wyjątkowi i być może nigdy nie będziemy. Chce nam pokazać, że można być szczęśliwym, będąc przeciętnym. Całe zjawisko nazywa tyranią wyjątkowości i muszę przyznać, że bardzo podoba mi się to określenie. Ulegamy wielu wpływom i dążymy do nierealnych ideałów, gubiąc po drodze nasze szczęście.

Autor staje na przekór innym książkom związanymi z rozwojem osobistym i pokazuje nam, że nie możemy zrobić wszystkiego. Ostrzega, żebyśmy nawet nie próbowali. Szczęściem nazywa problemy i ich rozwiązywanie.

"Często jedyną różnicą między problemem bolesnym a takim, który dodaje nam sił, jest poczucie, że sami ten problem wybraliśmy i ponosimy za ten wybór odpowiedzialność."

Ale czas zadać sobie najważniejsze pytanie, czy metoda Marka Mansona może być też moją metodą na szczęśliwe życie? Nie sądzę, niestety metoda na szczęśliwe życie nie istnieje. Nie ma uniwersalnego sposobu na bycie szczęśliwym.

Muszę jednak przyznać, że chociaż "Subtelnie mówię f*ck" nie przyniosło mi nic, co pozostanie w mojej głowie na dłużej, to czytało się ją całkiem zabawnie. Miło było sięgnąć po coś, co w końcu jest w opozycji do wszystkich innych poradników. Byłabym jednak zadowolona, gdyby Mark Manson podważył wszystkie dotychczasowe metody, nie stawiając swojej. Chciałabym, aby pozostał przy swoim satyrycznym, sceptycznym podejściu do samego końca.

Ocena: 5,5/10

Wydawnictwo: Sensus
Liczba stron: 190
Tłumaczenie: Leszek Sielicki

Więcej na moim blogu pomiedzy-ksiazkami.blogspot.com

"Subtelnie mówię f*ck" to kolejna książka, której szukać możemy pod hasłem rozwoju osobistego. Jej autor Mark Manson to popularny bloger z nieco innym spojrzeniem na świat. Chcąc podzielić się swoją metodą na szczęśliwe życie napisał tę książkę, która ma stać w opozycji do pozostałych poradników tego typu i ma nam pokazać, co w życiu jest naprawdę ważne i jak przestać się...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Przyjaciele bez bonusu" to drugi tom serii Kółko Singielek Miejskich. Tym razem główną bohaterką jest Elizabeth, która postanowiła sobie, że nie będzie wchodziła w stałe związki. Sądząc, że straciła swoją prawdziwą miłość, wdaje się w płytkie relacje z nudnymi, ale przystojnymi mężczyznami. Pewnego dnia w jej pracy pojawia się jednak znajomy z przeszłości. Jak Elizabeth poradzi sobie z urokiem wygadanego showmana i czy da radę nie zakochać się w przezabawnym Nico?



"Nie byłam zdolna do pokochania kogokolwiek - nie chciałam. Ta część mnie była już na zawsze zamknięta. Nie chciałam nigdy więcej podejmować tego ryzyka. Miłość była jak misja kamikadze, nieuchronnie skazana na niepowodzenie."


Wielokrotnie czytałam w internecie o tym, że drugi tom można czytać bez znajomości pierwszego. Chciałabym trochę sprostować tę informację. Zrozumiecie drugi tom bez znajomości pierwszego, być może nie wyłapiecie jakichś drobnych, nieistotnych smaczków, ale ta książka zdradza trochę zakończenie poprzedniej, więc na Waszym miejscu rozpoczęłabym klasycznie od "Randki z homo sapiens".



Elizabeth to bohaterka bardzo charyzmatyczna ze sporymi skłonnościami do niepohamowanego sarkazmu. Mimo tego, że ma ona większy temperament niż Janie z pierwszej części, to tamta bohaterka była bliższa mojemu sercu. Jednak obu kobiet nie da się nie lubić.



"Nieodwzajemniona miłość była miłością teoretyczną, ponieważ nie dało się sprawdzić jej autentyczności. Beznadziejnie jednostronna, a jednocześnie na swój tragiczny sposób inspirująca."



"Przyjaciele bez bonusu" to na pewno dojrzalsza historia. Penny Reid wraca do przeszłości, która ciąży tej dwójce i nadaje ich relacji większą głębię. Poznając ich dramatyczne doświadczenia, które przeżyli w wieku nastoletnim, lepiej rozumiemy wybory bohaterów.



Autorka tworzy tym razem historię bardziej wzruszającą, poważniejszą, ale nadal nie odchodzi od swojego lekkiego i przyjemnego stylu. Książki z tej serii dosłownie się pożera. Jak już pisałam w recenzji poprzedniego tomu są to absolutne perełki w swoim gatunku i życzyłabym sobie, aby każdy lekki romans był tak napisany.



"Nagrodą za miłość jest miłość sama w sobie."


Trzeba pamiętać, że od takich obyczajówek również można wymagać. Penny Reid w gatunku, który jest okrutnie schematyczny, znajduje miejsce na swoją oryginalność i ja z pewnością sięgnę po kolejne tomy, które wyjdą spod jej ręki. Czekam z niecierpliwością na kolejną silną kobiecą postać z Kółka Singielek Miejskich.



Ocena: 7/10



Wydawnictwo: Poradnia K

Liczba stron: 411

Tłumaczenie: Maria Kabat

Seria: Kółko Singielek Miejskich



Za możliwość poznania Elizabeth i Nico dziękuję wydawnictwu Poradnia K :)

"Przyjaciele bez bonusu" to drugi tom serii Kółko Singielek Miejskich. Tym razem główną bohaterką jest Elizabeth, która postanowiła sobie, że nie będzie wchodziła w stałe związki. Sądząc, że straciła swoją prawdziwą miłość, wdaje się w płytkie relacje z nudnymi, ale przystojnymi mężczyznami. Pewnego dnia w jej pracy pojawia się jednak znajomy z przeszłości. Jak Elizabeth...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Życie Janie Morris zmieniło się diametralnie w ciągu jednego dnia. W ciągu 24h straciła chłopaka, pracę oraz mieszkanie. Jakby tego było mało, na jej drodze pojawia się zabójczo przystojny ochroniarz, który jest równie piękny, jak nieosiągalny. Czy Janie poradzi sobie z nagłymi zmianami i obecnością Quinna w jej otoczeniu?

"Ja z kolei musiałam się trzymać swoich etykietek, bo miałam wrażenie, że bez nich będę dryfować po bezkresnym morzu niewiadomych."

Wchodząc na portal Lubimy Czytać, znajdujemy w opisie książki zdanie: "Jeśli kochacie Seks w wielkim mieście i Birdget Jones, to ta książka jest dla was.". Zawsze sceptycznie podchodzę do tego typu porównań. Ciągle szukamy odwołań do najpopularniejszych bestsellerów, aby odnaleźć swoje grono odbiorców, co jest całkowicie zrozumiałe. Niestety najczęściej poziom takich książek jest o wiele niższy. Zdziwiłam się, że w tym przypadku tak nie jest.

Penny Reid snuje zabawną i lekką opowieść o grupie kobiet z dużego miasta, w taki sposób, że uśmiech nie schodził mi z ust. W swoim gatunku to perełka. Książka o kobietach, które są jak my, poszukujących swojego miejsca w życiu, poszukujących miłości jak z filmu i wielkiej namiętności.

"Los bywa zabawny. I nie mam tu na myśli "zabawny" w sensie "śmieszny". Mam na myśli to, że los potrafi być przewrotny, kapryśny, kuriozalny i dziwny jak "The joke's on you, Batman!"."

Janie to bohaterka raczej niepewna siebie, wyróżniająca się tym, że na każdym kroku zasypuje swoich rozmówców nikomu niepotrzebnymi ciekawostkami. Quinn natomiast jest typowym podrywaczem, wokół którego zawsze znajdzie się kilka zainteresowanych nim kobiet. Ona spokojna, lubiąca stabilne i jasne sytuacje, on tajemniczy, z bujną przeszłością i sporą dozą spontaniczności.

Styl Penny Reid nie pozostawia wiele do życzenia. Książkę czyta się bardzo szybko i przyjemnie. Nie jestem pewna, czy książka zostanie ze mną na dłużej ale zdecydowanie była to najprzyjemniejsza obyczajówka, jaka trafiła do mnie od dłuższego czasu.

"Odrzucenie za każdym razem boli tak samo i jest tak samo niespodziewanie."

Okładka... Ugh... Wszyscy ją widzicie, niestety nieudana i to bardzo. Wygląda mi na książkę dla piętnastolatek o pierwszej przesłodzonej miłości. Nie mam pojęcia skąd taki wybór, ale w tym przypadku bardzo nietrafiony. Jednak "Randka z homo sapiens" to kolejny dowód, że okładką nie warto się sugerować.

Podsumowując, jeśli szukacie cudownej obyczajówki, która umili Wam przesiadywanie na tym letnim upale, to Penny Reid jest wyborem idealnym. Autorka znalazła swoje miejsce na oryginalność w gatunku, w którym wydało się to już niemożliwe.

Ocena: 7/10

Wydawnictwo: Poradnia K
Liczba stron: 411
Tłumaczenie: Maria Kabat
Seria: Kółko Singielek Miejskich

Za możliwość poznania Janie i Quinna dziękuję wydawnictwu Poradnia K

Życie Janie Morris zmieniło się diametralnie w ciągu jednego dnia. W ciągu 24h straciła chłopaka, pracę oraz mieszkanie. Jakby tego było mało, na jej drodze pojawia się zabójczo przystojny ochroniarz, który jest równie piękny, jak nieosiągalny. Czy Janie poradzi sobie z nagłymi zmianami i obecnością Quinna w jej otoczeniu?

"Ja z kolei musiałam się trzymać swoich etykietek,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

UWAGA, RECENZJA MOŻE ZAWIERAĆ SPOILERY Z TOMU PIERWSZEGO!



Po tragicznym wypadku na lotnisku Livia musi walczyć o odzyskanie pełnej sprawności, jej kariera tancerki staje pod znakiem zapytania, a wspomnienia feralnego dnia nie przestają jej nawiedzać. Z pomocą swojego chłopaka Jamesa oraz innych przyjaciół walczy o swoje marzenia, ale czy jej miłość przetrwa, kiedy życie wystawia naszych bohaterów na kolejne próby?



Już na początku muszę przyznać, że seria "Dance, sing, love" to dla mnie jedno wielkie guilty pleasure. Z niecierpliwością oczekiwałam tomu drugiego, ponieważ od pierwszego nie mogłam się oderwać. Chociaż zakończenie "Miłosnego układu" wydawało mi się zupełnie oderwane od całej historii, to i tak postanowiłam dalej śledzić losy Liv i Jima.



"Życie nie było czarno-białe. Miało także odcienie szarości i to właśnie z tym miałam do czynienia. Nic nie było proste i oczywiste."



Livia i James to bohaterowie bardzo charakterystyczni. Na jednej stronie ich lubiłam, a na drugiej już nie znosiłam, ale najważniejsze jest dla mnie to, że ani na moment nie pozostawali mi obojętni. Czytając tę książkę znajdziecie się w świecie muzyki, wielkiej namiętności i sławy. Zobaczycie świat gwiazd od drugiej strony i sprawdzicie, jak powstają plotki pojawiające się na portalach. Autorka pokazuje nam tak odległy świat celebrytów w sposób, który nie pozwoli Wam się oderwać ani na moment.



W "W rytmie serc" Layla Wheldon podrzuca bohaterom kolejne kłody pod nogi i kiedy jeden problem udaje się rozwiązać, to drugi już na nich czeka. Nie daje wytchnienia tej parze, a fabuła nie zwalnia. Dzieje się naprawdę dużo, a czytelnik nie ma chwili na nudę.



"Nie zamierzałam się załamywać. Otarłam się o śmierć. Po czymś takim ludzie zaczynają inaczej patrzeć na świat."



Muszę jednak wspomnieć o minusach. Sądziłam, że drugi tom skupi się głównie na odzyskiwaniu sprawności i próbach pozbywania się traumy związanej z wypadkiem. W związku z tym wątkiem oczekiwałam więcej! Więcej dramatyzmu, więcej napięcia związanego z powracaniem do formy i odbudowywaniem na nowo kariery. Żałuję, że autorka zamiast skupić się na jednym, konkretnym problemie, podrzuca nowe. Muszę przyznać, że spodziewałam się również spektakularnego zakończenia, które sprawi, że na kolejny tom będę czekać z jeszcze większą niecierpliwością.



"Żyłam. W tej chwili naprawdę to do mnie dotarło. Dostałam od losu drugą szansę i zamierzałam z niej skorzystać."



Co jest największą zaletą tej serii? Nieprzewidywalność. Nigdy nie wiemy, co wydarzy się w następnym rozdziale, możemy się spodziewać wszystkiego i dzięki temu książkę czyta się zadziwiająco szybko. Zaledwie dwa dni zajęło mi pochłonięcie tej powieści. Styl Layli Wheldon nie jest idealny, w powieści nadal momentami czuć amatorski, wattpadowy klimat, ale jest w tym coś, co sprawia, że na wszystkie błędy przymykam oko i najchętniej czytałabym bez przerwy aż do samego epilogu.



Ocena:6/10



Liczba stron: 429

Wydawnictwo: Editio

Seria wydawnicza: Editiored

Seria: Dance, Sing, Love

UWAGA, RECENZJA MOŻE ZAWIERAĆ SPOILERY Z TOMU PIERWSZEGO!



Po tragicznym wypadku na lotnisku Livia musi walczyć o odzyskanie pełnej sprawności, jej kariera tancerki staje pod znakiem zapytania, a wspomnienia feralnego dnia nie przestają jej nawiedzać. Z pomocą swojego chłopaka Jamesa oraz innych przyjaciół walczy o swoje marzenia, ale czy jej miłość przetrwa, kiedy życie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Sześćdziesiąt lat po wojnie ujawniony został krótki dziennik Rutki Laskier, który wstrząsnął ludźmi i stał się historyczną sensacją. Zbigniew Białas na podstawie dziennika rekonstruuje historię dziewczynki, która żyła w czasach brutalnych i nieludzkich. Fabularyzując kolejne wydarzenia autor ukazuje nam wstrząsającą historię o dorastaniu w czasie wojny.



"Wątpienie jest w swej istocie wiarą, podobnie jak wiara zawiera w sobie wątpienie, gdyż wiara i wątpienie nie są przeciwieństwami. Są swoim koniecznym dopełnieniem. Wątpcie więc do woli, tym cenniejsza będzie wasza wiara."



Rutka Laskier nazywana jest polską Anną Frank. Muszę przyznać, że to porównanie jest naprawdę trafne, a w powieści Zbigniewa Białasa zauważam wiele motywów inspirowanych jej dziennikiem. Mam nadzieję, że ponowne opisanie losów tej nastoletniej dziewczynki sprawi, że więcej osób zainteresuje się polskim odpowiednikiem Anny Frank.



Historia Rutki, to historia o dojrzewaniu w czasach, w których dzieciom stopniowo odbierano normalne życie. Początkowo beztroska bohaterka, która marzyła o pierwszej miłości, musi zrezygnować ze wszystkich swoich pragnień i walczyć o życie. Zauroczenie Rutki i jej kolegi Janka musiało zejść na drugi plan, a młodzi bohaterowie musieli skupić się na przetrwaniu.



"Gdybym prowadziła tutaj swój dziennik, musiałabym zrobić taki zapis, że zapewne zaczynam ostatni etap życia. A jeszcze parę miesięcy temu mogłam myśleć, że chciałabym od Janka dostać kwiaty, na przykład kwiaty, które pachną tak odurzająco."



Zbigniew Białas pokazuje nam wojnę widzianą przez niewinne dziecko, które stopniowo zdaje sobie sprawę z brutalności świata, w którym żyje. Dojrzałość i wrażliwość młodej bohaterki chwyci za serce każdego czytelnika.



Czytając o Holocauście widzimy tylko liczby, dowiadujemy się, ile osób w przybliżeniu zginęło. Nie wiemy nic więcej, być może część z nas potrafi przybliżyć kilka wybitnych jednostek, które wyróżniły się jakimiś dokonaniami w czasie wojny. Jak często jednak zastanawiamy się nad życiem zwyczajnych rodzin? Ludzie, którzy musieli zamienić swoje codzienne życie w nieustanną walkę o przetrwanie. Historie takie jak ta pokazują, że ludzie, którzy ginęli mieli swoje marzenia, przeżywali swoje pierwsze miłości. Żyli tak jak my, dopóki to wszystko nie zostało im brutalnie odebrane.



"Ale może w takich czasach trzeba wszystko zapisywać? Z poczucia odpowiedzialności za każdą chwilę...?"



Zawsze kończę swoje recenzje oceną w skali od 1 do 10. Tym razem długo zastanawiałam się, jak ocenić tę książkę. Czy może powinnam ocenić ciekawość historii, czy to jak Zbigniew Białas rekonstruował kolejne wydarzenia opierając się na krótkim dzienniku? Tej książki nie da się ocenić na podstawie tych aspektów. Tę książkę powinien przeczytać każdy, a ja po prostu ocenię ją na 10 za to, co za sobą niesie.



Ocena: 10/10

Sześćdziesiąt lat po wojnie ujawniony został krótki dziennik Rutki Laskier, który wstrząsnął ludźmi i stał się historyczną sensacją. Zbigniew Białas na podstawie dziennika rekonstruuje historię dziewczynki, która żyła w czasach brutalnych i nieludzkich. Fabularyzując kolejne wydarzenia autor ukazuje nam wstrząsającą historię o dorastaniu w czasie wojny.



"Wątpienie jest w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Czy warto sięgać po książkę autora, na którym już raz się zawiedliśmy? Czy warto dawać sobie drugą szansą z autorami książek, które wspominamy źle? Szczerze? Robię to naprawdę rzadko. Tym razem propozycja pojawiła się sama, więc dlaczego nie spróbować?



Z czwórki przyjaciół w mieście na wakacje pozostaje tylko Abby i Cooper, któremu kiedyś dziewczyna wyznała miłość, ale on zbył ją śmiechem. Nieszczęśliwie zakochana Abby postanawia oddać się swojej pasji i spełnić swoje marzenie o wystawieniu swoich obrazów w miejscowym muzeum. Jej prace zostają jednak odrzucone z powodu niedostatecznej głębi. Dziewczyna postanawia stworzyć listę zadań, których wykonanie zapewni jej zdobycie nowych doświadczeń. Czy poszukując w sobie prawdziwej artystki, odnajdzie odwzajemnione uczucie?



"Miałam na myśli innego typu doświadczenia. Bo jakie pomogą mi odkryć we mnie głębię, odnaleźć w sobie serce? Pryszło mi do głowy, że powinnam czerpać inspirację z życia, nie z obrazów. I nie tylko inspirację, ale też emocje."



Z twórczością Kasie West miałam już okazję spotkać się kilka miesięcy temu (link do recenzji). Przy tamtej okazji zniechęciłam się do tej autorki na tyle, że po tę lekturę sięgałam ze sporą dozą dystansu i sceptycyzmu. Poprzednia książka wydawała mi się aż zbyt lekka, zbyt płytka, nawet jak na młodzieżówkę. Kiedy jednak otrzymała propozycję przeczytania jej kolejnej książki, postanowiłam dać tej autorce drugą szansę i muszę przyznać, że warto było pokonać swoje uprzedzenia.



Bohaterów polubiłam już na samym początku. Zarówno Abby, jak i Coopera cechuje świetne poczucie humoru. Oboje mają też swoje wady, co czyni ich mniej wyidealizowanymi postaciami. Oczywiście szczególnie kibicowałam dziewczynie, ponieważ to właśnie ją poznajemy lepiej i z jej problemami mamy styczność.



"Ze wszystkim można sobie dać radę dzięki ciężkiej pracy albo dzięki uporowi, albo przez to, że nigdy się nie poddamy, czy też za sprawą Boga."



Bardzo podoba mi się motyw poszukiwania inspiracji przez główną bohaterkę. Zmotywowana do zdobywania kolejnych rozwijających życiowych doświadczeń Abby nakłania czytelnika do tego samego. Do poszukiwania magii w monotonnym świecie, do przesuwania swojej strefy komfortu i poznawania siebie na nowo.



Jaka jest idealna powieść na lato? Właśnie taka jak "Miłość i inne zadania na dziś". Lekka, opowiadająca o wydarzeniach z wakacji, z zabawnymi bohaterami i przyjemnym stylem. Podobało mi się, ale co jeśli podobało mi się, ponieważ nie oczekiwałam zbyt wiele? Nie wiem, ale wydaje mi się, że TA powieść Kasie West jest świetną propozycją dla wielu nastolatek (i nie tylko). Powieść czytałam z uśmiechem na ustach, a właśnie chyba to mają na celu wszystkie tego typu książki.

Ocena: 7/10

Czy warto sięgać po książkę autora, na którym już raz się zawiedliśmy? Czy warto dawać sobie drugą szansą z autorami książek, które wspominamy źle? Szczerze? Robię to naprawdę rzadko. Tym razem propozycja pojawiła się sama, więc dlaczego nie spróbować?



Z czwórki przyjaciół w mieście na wakacje pozostaje tylko Abby i Cooper, któremu kiedyś dziewczyna wyznała miłość, ale...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jak dobrze rozpocząć wakacje? Z pewnością fenomenalną książką, przecież to właśnie w wakacje mamy najwięcej czasu na ich pochłanianie i zachwycanie się kolejnymi historiami, więc dzisiaj po przerwie związanej z sesją, wracam do Was z moją pierwszą wakacyjną lekturą. Czy na pewno udaną? Przekonajcie się sami.

Powieść opowiada o życiu Pauliny, której losy śledzimy przez trzy kolejne etapy życia: jako bezbronne dziecko, optymistyczną młodą dziewczynę i dojrzałą, świadomą siebie kobietę. Czytamy o bohaterce, która nieustannie próbuje przezwyciężyć poczucie samotności, zmagając się z codziennymi problemami. Jest to historia o walce z demonami przeszłości i o ciągłym poszukiwaniu szczęścia.

"Człowiek, żałosne niebożę, zawsze jest wystawiony do wiatru. Niezależnie od tego, jak żyje, co umie, czego dokonał i co jeszcze stworzy, jakimi ludźmi się otacza. Cokolwiek by udawał przed samym sobą, cokolwiek by mówił, odegrał na białym fortepianie, chóralnie odśpiewał, wyrył na wołowej skórze, czy odtańczył - koniec końców zawsze go to dopada: poczucie bycia pojedynczym."

Gabriela Anna Kańtor w swojej książce porusza tematy trudne. Poczynając od przemocy domowej, przez nieszczęśliwe małżeństwa, po indywidualne ograniczenia, przeprowadza swoją główną bohaterkę, naznaczając ją kolejnymi trudnościami. Poznając prawie cały przekrój życia Pauliny, spodziewałam się, że będę czytała o niej z zapartym tchem, nieustannie kibicując jej na życiowych zakrętach.

Niestety losy naszej postaci przez całą lekturę pozostały mi obojętne. Kobiety nie miałam za co polubić, ale nie miałam jej też za co nie znosić, była po prostu nijaka. Autorka przez kolejne wydarzenia próbowała pogłębiać portret psychologiczny i z papierowej bohaterki uczynić kobietę z charakterem, według mnie jednak nieudolnie.

"Stare osmańskie przysłowie mówi, że przeszłość to otwarta księga dla tego, kto chce poznać przyszłość. Może z tej przyczyny wraca się nawet do zmarnowanych lat i bezwiednie powiela pochodzące stamtąd schematy."

Naprawdę chciałabym powiedzieć, że ta powieść podobała mi się, lub przynajmniej była mierna, ale niestety według mnie jest po prostu męcząca. Już sama budowa nie trafiła w mój gust. Tekst podzielony na zbyt wiele części i oporny styl nie pozwoliły mi zaangażować się w całą historię.

W tekście znajdziemy wiele pięknych przemyśleń autorki, które moglibyśmy oprawić w ramkę i czytać codziennie. Jednak sądzę, że również ich jest zbyt wiele. Pojawia się wiele udanych, ale również wiele nieciekawych złotych myśli, które można by "wyciąć", aby pozbyć się natłoku refleksji i rozluźnić narrację.

"Czasem pewne historie muszą się wydarzyć, żeby się odtąd wiedziało, że nie powinny były."

Być może nie należę do grupy docelowej, ale jestem pewna, że w tym gatunku literackim, można odnaleźć krocie lepszych książek. Z przykrością muszę stwierdzić, że "Tańcząc na czubkach palców" to kolejna obyczajówka, którą umieściłabym znacznie poniżej tych przeciętnych.

Ocena: 3/10

Na więcej recenzji zapraszam na bloga pomiedzy-ksiazkami.blogspot.com

Jak dobrze rozpocząć wakacje? Z pewnością fenomenalną książką, przecież to właśnie w wakacje mamy najwięcej czasu na ich pochłanianie i zachwycanie się kolejnymi historiami, więc dzisiaj po przerwie związanej z sesją, wracam do Was z moją pierwszą wakacyjną lekturą. Czy na pewno udaną? Przekonajcie się sami.

Powieść opowiada o życiu Pauliny, której losy śledzimy przez trzy...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Ten pierwszy rok Tom Ellen, Lucy Ivison
Ocena 6,1
Ten pierwszy rok Tom Ellen, Lucy Ivi...

Na półkach: , ,

Studia to kolejny etap na drodze naszego życia. Phoebe rozpoczynając pierwszy rok na nowej uczelni, nie spodziewa się, że kolejny raz wpadnie na chłopaka, za którym szaleje od liceum. Mimo kilku wspólnie spędzonych lat w poprzedniej szkole, ich drogi przecinają się dopiero na uczelni. Para poznaje się coraz lepiej, próbując odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Luke i Phoebe opowiadają nam o hucznych imprezach, o przyjaźniach kolejnych wpadkach i wzlotach.



Sama w tym roku rozpoczęłam studia i być może, dlatego sięgnęłam po tę książkę. W końcu chciałam skonfrontować rzeczywistość z tym, co opisali autorzy. Ostatecznie powieść potraktowałam bardziej komediowo. Pierwszy raz czytałam, śmiejąc się w głos. Przy jednym z fragmentów dosłownie musiałam zamykać książkę, żeby nie zwrócić uwagi innych osób w autobusie miejskim swoim zduszonym śmiechem.



"Musiałem się skupić, poukładać sobie to wszystko w głowie, rozjaśnić myśli. Uznałem, że jest na to tylko jeden sposób: narąbać się w trupa."



Moje serce od samego początku skradła Phoebe i jej przyjaciółki. Dziewczyny z bezbłędnym poczuciem humoru i z cudownie bezpośrednim podejściem do siebie nawzajem. Kiedy główna bohaterka potrzebowała pomocy, one zawsze wyciągały ją z opresji, nawet w najbardziej ekstremalnych sytuacjach. Niektóre rozmowy wydawały mi się wprost zapisane z moich rozmów z przyjaciółkami. Autorzy idealnie przedstawili esencję kobiecej przyjaźni.



Jeśli chodzi o główny wątek naszej dwójki, to po prostu nie da się im nie kibicować. Od samego początku polubiłam tę dwójkę i bardzo podobało mi się to, że całą historię mogłam poznać z obu perspektyw. Bardzo lubię ten sposób narracji, ponieważ pozwala on lepiej poznać bohaterów, a cała historia nie staje sie jednostronna.



"Nie wiem. Z tego by wynikało, że nikt tak naprawdę nie widzi drugiej osoby. Straszne."



Jestem jednak przekonana, że niektórych mogą urazić litry przelewającego się na kartkach alkoholu, pijackie imprezy i wulgarne rozmowy. Nie jest to książka dla najmłodszych czytelników, będzie jednak idealna dla osób krótko przed studiami, lub właśnie dla "początkujących" studentów.



Podsumowując, "Ten pierwszy rok" to książka prześmieszna, która pozwoli Wam się rozluźnić po męczącym dniu. Nie znajdziecie w niej absolutnie nic pouczającego i może właśnie to jest w niej najfajniejsze. Jeśli chcecie obejrzeć kolejną głupią komedię, to może tym razem lepiej ją przeczytać?



Ocena: 7/10



Tłumaczenie: Stanisław Kroszczyński

Liczba stron: 360

Wydawnictwo: Jaguar



Za możliwość przeczytania powieści dziękuję portalowi czytampierwszy.pl

Studia to kolejny etap na drodze naszego życia. Phoebe rozpoczynając pierwszy rok na nowej uczelni, nie spodziewa się, że kolejny raz wpadnie na chłopaka, za którym szaleje od liceum. Mimo kilku wspólnie spędzonych lat w poprzedniej szkole, ich drogi przecinają się dopiero na uczelni. Para poznaje się coraz lepiej, próbując odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Luke i Phoebe...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Hanna to typowa nastolatka, której chłopakiem jest bożyszcze nastolatek. Bez pamięci zakochana dziewczyna przeżywa szok przyłapując przystojnego Dana z jej koleżanką na sylwestrowej imprezie. Zapłakanej dziewczynie na pomoc przybywa wieloletni przyjaciel Sol, który z kolei bardzo szybko zdaje sobie sprawę, że chce być dla niej kimś więcej niż przyjacielem. Zagubiona Hanna traci przyjaciółki i próbując odzyskać Dana, spycha Sola na drugi plan. Czy w końcu jednak zrozumie, że prawdziwa miłość jest tuż obok?

"Życie jest naprawdę dziwnym występem na żywo, w którym nic nie ma sensu, ludzie wchodzą na scenę i z niej schodzą bez powodu, miotając się we wszystkie strony."

Losy bohaterów śledzimy wyrywkowo i z obu perspektyw, co uważam za sporą zaletę. Nie czytamy o codzienności, tylko o najważniejszych wydarzeniach w ciągu roku. Narracja prowadzona przez obydwoje bohaterów staje się coraz powszechniejsza, a ja należę do zwolenników tego rozwiązania. Autorka w ten sposób pozwala nam na lepsze poznanie tej dwójki i zaagażowanie się w całą historię.

"Nie można się cofnąć do poprzedniej sceny, skorzystać z napisów ani wyciąć czegoś, co nam się nie podoba."

Hanna i Sol są pasjonatami kinematografii, pod koniec każdego miesiąca wspólnie spotykają się na seansach filmowych, które mają stanowić pewnie pociesznie dla dziewczyny. Wybierane tytuły to najczęściej klasyki, które w pewien sposób nawiązują do aktualnych wydarzeń. Przechodzimy od "Śniadania u Tiffany'ego" aż do "Gwiezdych wojen" i chociaż z przykrością muszę przyznać, że żadnego z wymienonych 12 filmów nie widziałam, to Lucy Courtenay skutecznie zachęciła mnie do zapoznania się z nimi.

Zawsze przy powieściach młodzieżowych pojawia się pytanie, czy ta książka również jest tak schematyczna i otwarcie można powiedzieć, że jest. Cała fabuła nie jest niczym odkrywczym, znam setki takich historii z różnych książek i filmów, ale muszę przyznać, że lubię ten schemat i sięgać po tego typu historie będę dalej. Nic tak nie działa na "kaca książkowego" i nic tak nie zabija czasu w nudne wieczory jak typowa niewymagająca powieść.

"Życie to nie film, Hanno. W prawdziwym życiu ojcowie nie odchodzą od swoich dzieci, bez oglądania się za siebie, przypadki nie mają poważniejszych konsekwencji, a matki nadal nienawidzą swoich synów, nawet po tym, jak zostaną prawie zamordowane przez ich koty."

Podsumowując, uważam, że "Wieczór filmowy" to naprawdę przyjemna historia, która staje się jeszcze ciekawsza dzięki nawiązaniom do kinematografii. Jeśli mówię, że mam ochotę na młodzieżówkę, to chodzi mi właśnie o tego typu książkę. Być moze Lucy Courtenay nie zaskoczyła mnie, ale zapewnila kilka bardzo sympatycznych wieczorów z tą książką w ręce.

Za możliwość przeczytania "Wieczoru filmowego" dziękuję wydawnictwu YA!

Hanna to typowa nastolatka, której chłopakiem jest bożyszcze nastolatek. Bez pamięci zakochana dziewczyna przeżywa szok przyłapując przystojnego Dana z jej koleżanką na sylwestrowej imprezie. Zapłakanej dziewczynie na pomoc przybywa wieloletni przyjaciel Sol, który z kolei bardzo szybko zdaje sobie sprawę, że chce być dla niej kimś więcej niż przyjacielem. Zagubiona Hanna...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Manufaktura codzienności" to myśli zebrane autorki. Pani Joanna jak najczęściej starała się zapisywać swoje przemyślenia w krótkich notkach. Teraz zebrała je, złożyła w jedną całość i stworzyła z nich książkę, w której mówi o tym, jak celebruje życie, jak z niego czerpie i jak chłonie otaczającą ją rzeczywistość.

"I wtedy nauczyłam sie, że i ja - dorosła - mogę jak dziecko każdego dnia oczekiwać najlepszego."

Czy to książka o rozwoju osobistym? Absolutnie nie. W książce nie znajdziecie porad, jak żyć. Nie znajdziemy tam klucza do naszego szczęścia, a raczej sposób na szczęście autorki. Książka jest tak osobista, że ciężko odnieść to, co w niej znajdziecie, do swojego życia. Początkowo był to dla mnie problem nie do przeskoczenia, bo przecież po to czytam, aby coś z tej lektury "wynieść".

Problemem była dla mnie też niespójność. Urywane myśli autorki nie łączą się ze sobą w żaden sposób. Czytanie tej książki jest, jak czytanie dziennika, w którym Pani Joanna Matusiak zapisywała swoje przemyślenia w kilku krótkich akapitach. Z drugiej strony można to uznać również za zaletę, ponieważ możemy otworzyć książkę na dowolnej stronie i czytać wyrywkowo poszczególne fragmenty. Życie przedstawione w książce jest dla mnie niestety też zbyt słodkie. Brakuje czegoś gorzkiego, w końcu czasem każdy z nas bywa pesymistą, przechodzi gorszy moment i nie potrafi cieszyć się pięknym widokiem, czy dobrą kawą.

"Jeśli odbieramy tylko zło - zło w nas zostaje i nas zatruwa. Narzekanie jest rakiem dla duszy, dla umysłu. Nie wolno karmić raka duszy."


I chociaż moje odczucia odnośnie tej książki już od kilku pierwszych stron były mieszane, to w pewnym momencie czytanie jej zaczęło mi sprawiać przyjemność. Po prostu czytając, jak autorka zachwyca się światem, zaczynałam się uśmiechać. Być może książka nie motywowała mnie do jakichś zmian w swoim życiu, ale napawała mnie w pewien sposób dobrą energią.

Cudowne w tej książce jest to, że nieważne na jakiej stronie otworzycie "Manufakturę codzienności" to na pewno znajdziecie na niej słowa, które moglibyście oprawić sobie w ramkę i patrzeć na nie codziennie, żeby poczuć się lepiej, żeby właśnie się uśmiechnąć. No i jest coś jeszcze, WYDANIE. Ta książka jest tak piękna, że z radością stawiam ją na swojej półce. Wypełniona pięknymi zdjęciami, w niecodziennym formacie, z połyskującym tytułem i złotą wstążeczką, po prostu wow.

"Bo dawać i brać to podwójnie być obdarowanym."

Pomimo wszystkich zarzutów moje wrażenia po przeczytaniu są pozytywne. Czytanie jej z czasem stało się dla mnie przyjemnością, a skoro autorka sprawiła, że kąciki moich ust choć trochę się uniosły, to znaczy, że warto było po nią sięgnąć. Podsumowując, "Manufaktura codzienności" to dobra książka, jeśli chcecie rozmarzyć się o życiu idealnym.

Ocena: 6/10

"Manufaktura codzienności" to myśli zebrane autorki. Pani Joanna jak najczęściej starała się zapisywać swoje przemyślenia w krótkich notkach. Teraz zebrała je, złożyła w jedną całość i stworzyła z nich książkę, w której mówi o tym, jak celebruje życie, jak z niego czerpie i jak chłonie otaczającą ją rzeczywistość.

"I wtedy nauczyłam sie, że i ja - dorosła - mogę jak...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Trzy różne osoby, Warszawa oraz jeden tajemniczy Królik, który łączy ich losy. Student z genialną pamięcią i ponadprzeciętnym umysłem, licealistka, która próbuje znaleźć swoje miejsce na świecie oraz taksówkarz, który w całą sprawę wplątuje się przypadkiem. Co robić, jeśli wszystkim grozi niebezpieczeństwo, którego sprawcą może być puchaty Królik?

"Królik w lunaparku" to debiut literacki Michała Biardy, a wszyscy wiemy, jak bywa właśnie z debiutami, rzadko po nie sięgamy, bo łatwo można się rozczarować na niesprawdzonym wcześniej autorze. Jednak muszę szczerze powiedzieć, że tym razem w moje ręce trafiła naprawdę dobra powieść, która porwała mnie od pierwszej strony i która na pewno nie pozwoli o sobie szybko zapomnieć.

"Zastanawialiście się kiedyś, jak to jest, poznać datę własnej śmierci? Czy to łaska pozwalając ułożyć sobie idealne życie (...)? A może wręcz przeciwnie (...) ciągłe robienie sobie wyrzutów za kolejne zmarnowane dni, które raz za razem trafiają do kosza?"

Ze wszystkich wątków najbliższy dla mnie był wątek licealistki Kasi. W literaturze często pojawia się problem przekoloryzowania szalonego życia licealistów. Michał Biarda przedstawia życie młodych ludzi tak, jak naprawdę jest. Nie stylizuje sztucznie ich wypowiedzi na bardziej młodzieżowe, ani nie ubarwia życia swojej bohaterki.

Autor skrzętnie ukrywa przed czytelnikiem rozwiązanie całej zagadki i dopiero pod koniec powieści jesteśmy w stanie połączyć wszystkie wątki w jedną spójną całość. Powieść ciężko zakwalifikować do jakiegoś gatunku, bo może to kryminał, może to thriller, a może nawet momentami New Adult? To właśnie dzięki tej różnorodności po książkę mogą sięgać czytelnicy, którzy pozornie są z innych światów.

"Nie ukrywam, byłem z siebie dumny, aczkolwiek to trochę jak dostać złoty medal w grupie dla początkujących."

Kiedyś na jednej z grup dla blogerów natrafiłam na dyskusję odnośnie tej książki i przeczytałam: "Nie kupuję ze względu na wydawnictwo.". Do teraz jestem zaskoczona takimi komentarzami, być może Novae Res nie należy do najleprzych wydawców, ale daje szansę młodym autorom, co raz wypada lepiej, a raz gorzej. Jeśli chodzi o "Królika w lunaparku" to książka jest bardzo ładnie wydana, a treść ani trochę nie odstaje od ciekawej okładki.

Porywająca, uniwersalna i momentami zabawna. Mam nadzieję, że za jakiś czas o Panu Michale usłyszymy więcej, a ja kolejny raz będę miała okazję zaczytać się w opowiadanej przez niego historii. Lekki styl współgra z ciekawą fabułą, tworząc coś, co powinno przeczytać zdecydowanie więcej osób, doprawdy imponujący debiut.

Ocena: 7/10

Trzy różne osoby, Warszawa oraz jeden tajemniczy Królik, który łączy ich losy. Student z genialną pamięcią i ponadprzeciętnym umysłem, licealistka, która próbuje znaleźć swoje miejsce na świecie oraz taksówkarz, który w całą sprawę wplątuje się przypadkiem. Co robić, jeśli wszystkim grozi niebezpieczeństwo, którego sprawcą może być puchaty Królik?

"Królik w lunaparku" to...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Miłość zostaje na zawsze Justyna Bednarek, Jagna Kaczanowska
Ocena 7,1
Miłość zostaje... Justyna Bednarek, J...

Na półkach: , ,

Zuzanna, Krystyna i Cecylia, trzy kobiety, trzy pokolenia, jeden dom w zacisznym miejscu. Każda z nich o innym charakterze i z innym podejściem do życia. Najmłodsza, tytułowa Zuzanna, spotyka swoją pierwszą miłość po latach, kiedy Adam zamawia projekt ogrodu, którym zająć ma się właśnie ona. Kobieta używając języka kwiatów postanawia wyznać swoje uczucia Adamowi, ale czy mężczyzna odnajdzie ukryte przesłanie?

"Kochaj i rób, co chcesz. Ale najpierw kochaj. I zacznij od siebie."

"Ogród Zuzanny" to nie tylko historia głównej bohaterki, autorki angażują czytelnika również w życie innych mieszkańców tej niewielkiej społeczności. Poznajemy przeszłość miejscowego księdza, szefa Zuzanny, a także kilku innych drugoplanowych postaci, z których każda ma swój moment. Najbardziej podoba mi się relacja Krystyny i Cecylii, które z powodu przeciwnych charakterów bardzo często spierają się między sobą, a mimo to tworzą niepowtarzalną więź. Ukazanie relacji między matką i córką, to cały urok "Ogrodu Zuzanny". Zetknięcie tych dwóch kobiet, to prawdziwa mieszanka wybuchowa, więc wystarczy najmniejsza iskra, żeby w ich domu powstała eksplozja.

"Proszę cię o jedno: nie wątp w miłość, daj jej szansę. Jeśli przyjdzie - przyjmij ją z otwartym sercem."

Jeśli coś przeszkadzało mi w całej historii, to żarty, którymi rzucają się bohaterzy. W momentach, które kładły nacisk na humor, zupełnie się nie odnalazłam, ale być może to mnie trudno rozbawić powieścią. Naprawdę rzadko zdarza mi się śmiać w trakcie czytania książki, więc może tylko dla mnie jest to wada.

Czytając książkę, absolutnie zapomniałam o tym, że napisana została przez dwie autorki. Nie jestem w stanie rozpoznać, które części pisała Pani Bednarek, a które Pani Kaczanowska. Ich style przenikają się w niezauważalny sposób i razem tworzą spójną całość. Od technicznej strony nie mam zupełnie nic do zarzucenia, powieść została napisana naprawdę dobrze.

"Miłość, moja Wiolu, to nie motyle w żołądku, skurcze kiszek z nerwów, kołatanie serca i spocone dłonie. Miłość to decyzja. Wybieram Ciebie."

Wydaje mi się, że z biegiem czasu historia będzie zmierzała coraz bardziej w kierunku tych napisanych np. przez Panią Wilczyńską, czy Panią Michalak. Typowe kobiece czytadło na spokojny wieczór, które pozwala uwierzyć w miłość i utożsamić się z bohaterami, których zwyczajne życie, podobne jest do naszego. Właśnie to jest chyba cecha, która przyciąga nas do tego typu literatury, te książki czasem po prostu są o nas.

Ocena: 6/10

Zuzanna, Krystyna i Cecylia, trzy kobiety, trzy pokolenia, jeden dom w zacisznym miejscu. Każda z nich o innym charakterze i z innym podejściem do życia. Najmłodsza, tytułowa Zuzanna, spotyka swoją pierwszą miłość po latach, kiedy Adam zamawia projekt ogrodu, którym zająć ma się właśnie ona. Kobieta używając języka kwiatów postanawia wyznać swoje uczucia Adamowi, ale czy...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Czasem trafiam na książkę, o której trudno coś napisać. Na książkę, która jest tak ważna, że nie potrafię znaleźć słów, które mogą wyrazić to, jak mnie ona poruszyła. Dzisiaj właśnie o takiej książce, o książce, po którą sięgnąć musicie.

Sonya, Trisha i Marin to trzy siostry, których drogi ponownie przecinają się nad łóżkiem nieprzytomnego ojca. Każda z nich ukształtowała swoje życie w inny sposób, Sonya szukała swojego miejsca na świecie, uciekając przed demonami przeszłości, Trisha odnalazła się w perfekcyjnym domu, a Marin założyła rodzinę i skupiła się na karierze zawodowej. Obserwując ojca, muszą zmierzyć się z mrocznymi wspomnieniami, ale co jeśli to właśnie najbliższy im mężczyzna był sprawcą ich koszmaru?

"Kiedy twoje życie jest mroczną dziurą, wierzysz, że wszystko mija bez żadnego wpływu na ciebie. To, że rozpacz mojej siostry sprawia, że chcę się położyć i płakać, daje mi do zrozumienia, że nie jestem tak bezwartościowa, jak myślałam. Może ojciec nie zabrał mi wszystkiego."

Czytając opis na okładce, umknęły mi słowa "sprawca okrutnej przemocy". Kiedy zaczęłam czytać, myślałam, że będzie to lekka i niewymagająca historia. Jak bardzo myliłam się odnośnie tej powieści. Przemoc domowa to temat bardzo trudny. Jak opisać ten problem, aby nie przekroczyć granicy dobrego smaku, zrobić to dosadnie, ale nadal subtelnie?

Sejal Bandi przedstawia nam 4 bardzo silne bohaterki, każda z nich z mocnym odrębnym charakterem. Nie da się nie podziwiać kobiet przedstawionych w tej książce, ale moją uwagę szczególnie przykłuła postać Marin, perfekcjonistki, która w pracy odnajduje sposób na zapomnienie, a przez to jej relacje z nastoletnią córką pozostawiają wiele do życzenia. Ze wszystkich kobiet to ona najskrzętniej ukrywa swoje emocje i sprawia wrażenie najsilniejszej, chociaż wewnętrze również toczy walkę z przeszłością.

"Zrobiła to dlatego, że nie wierzyła, by córka pokochała ją taką, jaką jest, bez maski, którą stworzyła. Marin nie kochała swojego prawdziwego ja wystarczająco mocno, aby uwierzyć, że ktoś inny ją pokocha."

Mam bardzo duży problem z napisaniem czegoś o tej książce. Rozmiary problemu opisanego w powieści są wielkie, a mówienie o nim nadal jest trudne. Autorka genialnie opisuje uczucia, które ktłują się w głowach ofiar przemocy domowej i chociaż nikt, kogo ten problem nie dotknął, nie może zrozumieć tych kobiet, to i tak Sejal Bandi nas do tego przybliża. Budzi empatię, wstrząsa nie przekraczając granicy oraz ukazuje problem takim, jakim jest.

"Ślad po złamanych skrzydłach" to tak poruszająca książka, że nawet teraz, pisząc to, nie mogę się otrząsnąć. Jestem pewna, że historia wykreowana przez tę pisarkę zostanie w mojej głowie na długo i nie da o sobie zapomnieć. To książka, którą będę polecać każdemu, książka, którą każdy przeczytać powinien. Mam nadzieję, że i na Waszych półkach niedługo się pojawi, ponieważ dawno żadna książka nie wzruszyła mnie w ten sposób.

Ocena:9/10

Czasem trafiam na książkę, o której trudno coś napisać. Na książkę, która jest tak ważna, że nie potrafię znaleźć słów, które mogą wyrazić to, jak mnie ona poruszyła. Dzisiaj właśnie o takiej książce, o książce, po którą sięgnąć musicie.

Sonya, Trisha i Marin to trzy siostry, których drogi ponownie przecinają się nad łóżkiem nieprzytomnego ojca. Każda z nich ukształtowała...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Gdybyście zapytali mi się, jaka jest moja ulubiona autobiografia, nie miałabym zbyt dużego wyboru, ponieważ nie mogę sobie przypomnieć żadnej. Wydaje mi się, że zawsze nieświadomie unikałam takich książek. Sięgałam po biografie, ale nigdy po autobiografie. Dzisiaj nadszedł czas na spróbowanie czegoś nowego i odświeżenie mojej domowej biblioteczki.

Hope Jahren to wielokrotnie nagradzana biolożka, która specjalizuje się w paleontologii. Odkąd pamięta bawiła się w laboratorium ojca i obserwowała przyrodę. Z czasem wraz z przyjacielem Billem zupełnie poświęciła swoje życie badaniom. Z zamiłowaniem opowiada o roślinach i o kulisach pracy naukowców, w sposób taki, że będziecie chcieli więcej, i więcej.

"Nigdy nie przestanę mieć wilczego apetytu na naukę, bez względu na to, jak bardzo go ona karmi."

Od pierwszych stron zdziwiona byłam swoim zainteresowaniem tą książką. Nigdy nie byłam zafascynowana biologią, przyrodę jedynie podziwiałam, nie mając o niej zielonego pojęcia. Nie byłam pewna, czy Hope Jahren nie zarzuci mnie terminami, których nie znam i nie zanudzi swoimi opowieściami o drzewach. Okazało się jednak, że wszystko może być ciekawe, jeśli autor pisze o tym z prawdziwą pasją.

"Miłość i nauka są do siebie podobne pod tym względem, że nigdy nie idą na zmarnowanie."

Autorka długi czas pisała do szuflady, "Lab girl" to jej wydawniczy debiut i nie mogę się nadziwić, jak cudownym stylem pisze, jak prostymi słowami objaśnia abstrakcyjnie trudne dla mnie procesy zachodzące w przyrodzie. Jej miłość do nauki widać w każdych kolejnych słowach.

Nie da się też nie wspomnieć o przecudownym Billu, który pojawia się w książce. Przezabawny, wierny przyjaciel i genialny naukowiec, przedstawiony tak, że nie da się go nie pokochać. Razem z naszą główną bohaterką tworzą parę, której wręcz trzeba kibicować i brnąć w świat nauki wspólnie z nimi.

"Każdy początek to koniec czekania. Każdy z nas ma jedną szansę na tym świecie. Każdy z nas jest jednocześnie czymś niemożliwym i nieuchronnym. Każde w pełni rozwinięte drzewo było najpierw nasionkiem, które czekało."

Hope Jahren wprowadziła mnie w świat, o którym nie miałam pojęcia, w sposób tak fascynujący, że chciałabym, aby opowiadała mi więcej i mam nadzieję, że jeszcze nie raz zobaczę jej nazwisko na okładce książki, i kolejny raz zachwycę się jej stylem.

Gdybyście zapytali mi się, jaka jest moja ulubiona autobiografia, nie miałabym zbyt dużego wyboru, ponieważ nie mogę sobie przypomnieć żadnej. Wydaje mi się, że zawsze nieświadomie unikałam takich książek. Sięgałam po biografie, ale nigdy po autobiografie. Dzisiaj nadszedł czas na spróbowanie czegoś nowego i odświeżenie mojej domowej biblioteczki.

Hope Jahren to...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Tytuł tabu, minimalistyczna, ale przyciągająca wzrok okładka, kontrowersyjny temat i prawdziwe świadectwa kobiet. To wszystko wręcz sprowokowało mnie do sięgnięcia po tę pozycję. Tym razem naprawdę mam nadzieję, że również na Was te czynniki zadziałają i książka pojawi się w Waszych biblioteczkach.

"Żałując macierzyństwo" to książka o niezbyt przewrotnym tytule, a raczej bardzo bezpośrendim, ponieważ mówi właśnie o kobietach, które swojego macierzyństwa żałują. Bycie matką w kulturze stało się właściwie częścią bycia kobietą. Socjolog Orna Donath spotyka się z kobietami, które postanawiają opowiedzieć jej o swoich doświadczeniach, o kobietach, dla których macierzyństwo nie jest spełnieniem marzeń, ale koszmarów. Jak radzą sobie w świecie pełnym potępienia, osamotnione w swoim uczuciu? Jak wychowują swoje dzieci i co zrobiłyby gdyby mogły przeżyć swoje życie na nowo?

"Jest taka powszechna prawda, takie założenie, że my wszystkie chcemy mieć dzieci i nie będziemy szczęśliwe, jeśli nie będziemy ich miały. (...) Mam troje dzieci. To nie jest łatwe. Istnieje silna dychotomia między treściami przekazywanymi przez społeczeństwo a Twoimi uczuciami."

Szczerze mówiąc, jeśli chodzi o opinię na temat macierzyństwa to należę do większości. Zawsze wydawało mi się, że bycie matką jest częścią kobiecości i dla każdej kobiety powinien przyjść czas na podjęcie takiej decyzji. Nie rozumiałam, jak widząc malutkie stworzenie, można powiedzieć: "żałuję macierzyństwa". W dzisiejszym społeczeństwie wypowiedzenie takich słów, jest traktowane niczym przestępstwo, ale czy da się to zrozumieć?

Orna Donath przywołuje historie różnych kobiet. Kobiet, które zdecydowały się na macierzyństwo z różnych powodów, kobiet w różnym wieku i z różnymi doświadczeniami. Każda z nich deklaruje, że gdyby mogła cofnąć czas, matką by nie została. Mówią szczerze i bardzo osobiście o tym, jak radzą sobie z wychowaniem swoich dzieci. O tym jak wolałyby dzieci nie mieć, ale jak swoje potomstwo kochają.

"Było mi ciężko powiedzieć, że posaidanie dzieci było błędem... Że w ostatecznym rozrachunku jest to dla mnie jedno wielkie obciążenie. Dużo czasu zajęło mi, zanim byłam zdolna powiedzieć te słowa. Myślałam, że skoro mówię coś takiego, to ludzie pomyślą, że jestem szalona. Dziś jest tak samo..."

Orna Donath podchodzi do kontrowesyjnego tematu bardzo profesjonalnie. Podoba mi się to w jaki subtelny, ale zarazem dosadny sposób mówi o kobietach, które spotkała. Wydaje mi się, że każdy kto choć raz ocenił jakąś matkę, powinien przeczytać tą powieść i spojrzeć na tę sprawę z innej perspektywy. Autorka uświadamia, jaką presję społeczeństwo wywiera na kobiety i jak oddziałuje to na ich życie.

Podsumowując, wydaje mi się, że ten temat nadal jest omijany, nadal nie jest powszechny i mimo tego, że wiele matek odczuwa to cierpienie, to mówienie o tym nadal jest wielkim tabu. Sądzę, że jest to pozycja, która racjonalnie pozwala spojrzeć na sytuację kobiet i zrozumieć ich problem. Absolutne "must read", które powinno znaleźć się na Waszych półkach.

Ocena:7/10

Tytuł tabu, minimalistyczna, ale przyciągająca wzrok okładka, kontrowersyjny temat i prawdziwe świadectwa kobiet. To wszystko wręcz sprowokowało mnie do sięgnięcia po tę pozycję. Tym razem naprawdę mam nadzieję, że również na Was te czynniki zadziałają i książka pojawi się w Waszych biblioteczkach.

"Żałując macierzyństwo" to książka o niezbyt przewrotnym tytule, a raczej...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Z wydawnictwem Editio współpracuję już od dłuższego czasu. Jednak tym razem pierwszy raz miałam przyjemność przeczytania książki z serii wydawniczej Editioblue. Długo czekałam na serię z obyczajówkami, które nie będą kierowane wyłącznie dla młodszych czytelników, ale czy ta książka nie ostudziła mojego zapału?

"Wszystko, czego pragniemy" to opowieść o małym miasteczku, w którym życie towarzyskie toczy się wokół miejskiego basenu. Narratorami są kolejni mieszkańcy, którzy starają się uciec od swojej przeszłości i odnaleźć swoje miejsce w Jaworowej Dolinie. Czy jednak w miejscowości, w której każdy zna każdego jest miejsce na prywatność, miłość i czy wszyscy na pewno tworzą jedną wielką rodzinę, jak głosi napis nad basenem? Niebawem w miejscowości ma miejsce wypadek, który może podzielić lub zjednoczyć małą społeczność.

"Mam nadzieję, że to,
w co kiedyś baliście się zanurzyć,
dziś już Was nie przeraża."

W Jaworowej Dolinie życie toczy się powoli, nie spodziewajcie się natłoku kolejnych wydarzeń i twistów fabularnych. Autorka głównie skupia się na relacjach między ludźmi, na ich lękach, pragnieniach, mniejszych i większych tajemnicach. Bohaterowie jednak dają się lubić, właśnie dzięki swojej normalności. Łatwo zrozumieć ich problemy oraz kolejne wybory.

Marybeth Mayhew Whalen mówi o problemie bardzo powszechnym, a jednak rzadko poruszany w literaturze. Odnalezienie się w niewielkiej społeczności nie jest najprostszym zadaniem, tym bardziej, jeśli ciągną się za nami niedokończone sprawy i niedomówienia. Nie mamy tutaj określonego głównego bohatera, nie wiemy, komu kibicować i sami wybieramy wątek, który interesuje nas najbardziej. Właśnie to określiłabym jako największą zaletę tej książki. Każdy z nas może skupić swoją uwagę na innej osobie i odebrać całą historię inaczej.

Podsumowując sądzę, że "Wszystko, czego pragniemy" to dobra obyczajówka, ale nie jestem pewna, czy zostanie ze mną na dłużej. Momentami zbyt zwyczajna, ale z dobrym i mądrym zakończeniem. Być może nie wyróżnia się szczególnie spośród innych książek tego gatunku, ale mam wrażenie, że nieraz ją komuś polecę.

Ocena:6/10

Z wydawnictwem Editio współpracuję już od dłuższego czasu. Jednak tym razem pierwszy raz miałam przyjemność przeczytania książki z serii wydawniczej Editioblue. Długo czekałam na serię z obyczajówkami, które nie będą kierowane wyłącznie dla młodszych czytelników, ale czy ta książka nie ostudziła mojego zapału?

"Wszystko, czego pragniemy" to opowieść o małym miasteczku, w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Kiedy usłyszałam o nowej książce Amy Harmon, nie mogłam się oprzeć, aby jej nie przeczytać. Wcześniej nigdy nie zawiodłam się na jej cudownym stylu i zdolności do opowiadania poruszających, życiowych historii. Tym razem autorka spróbowała czegoś innego, jeśli tak jak ja jesteście ciekawi, jak sobie poradziła, to zapraszam najpierw do przeczytania recenzji, a potem oczywiście samej powieści.

Lady Lark odziedziczyła po swojej matce Dar używania słów. Jednak żyje w świecie, w którym ludzie z nadprzyrodzonymi zdolnościami mogą zostać skazani na śmierć. Kiedy matka Lark ginie, jej córka żyje niczym w klatce. Z nikim nie rozmawia, porozumiewa się wyłącznie gestami. Do kraju nadchodzi wojna, czy zdolności Lark wyjdą na jaw?

"Może tajemnicą szczęścia jest prostota?"

Przeczytałam wszystkie książki Amy Harmon, które zostały wydane w Polsce, poprzednimi trzema byłam dosłownie zachwycona, ale tym razem mam bardzo mieszane uczucia. Wydaje mi się, że autorka nie do końca odnajduje się w innym gatunku, ale doceniam, że postanowiła spróbować czegoś nowego i podjąć się takiego wyzwania. Jednak ja nadal pozostanę fanką wyłącznie "obyczajowej" Pani Harmon.

Bardzo podoba mi się sam zamysł nadania słowom cech nadprzyrodzonych. Sama naprawdę lubię zabawę słowem i kiedy przeczytałam, jaką mocą dysponuje nasza główna bohaterka, zachwyciłam się i liczyłam na coś wyjątkowego. Niestety, sam pomysł był ciekawy, ale wydaje mi się, że można podejść do tego motywu w o wiele ciekawszy sposób.

"Lord Corvyn był słaby, ale nie miał w sobie zła, chociaż zastanawiałam się, czy słabość nie jest równie niebezpieczna, skoro pozwala rozkwitać złu."

Początkowo miałam spory problem z wejściem w świat wykreowany przez autorkę. Nie mogłam polubić bohaterów i odnaleźć się w fabule, kiedy jednak akcja zaczęła się rozpędzać stopniowo wciągałam się w treść, mimo to do końca nie dobrnęłam z zapartym tchem, a wyłącznie z lekkim zaciekawieniem.

Podsumowując, wydaje mi się, że Amy Harmon o wiele lepiej odnajduje się w powieściach obyczajowych. Opisywanie relacji między ludźmi wychodzi jej znakomicie, ale jeśli chodzi o kreowanie nowych królestw, magii i rycerzy nie jestem przekonana. Sądzę jednak, że każdy sam powinien sprawdzić, czy może w środku nie kryją się słowa, które Was oczarują.

Ocena:5/10

Za możliwość poznania nowych słów Amy Harmon dziękuję wydawnictwu Editio.

Kiedy usłyszałam o nowej książce Amy Harmon, nie mogłam się oprzeć, aby jej nie przeczytać. Wcześniej nigdy nie zawiodłam się na jej cudownym stylu i zdolności do opowiadania poruszających, życiowych historii. Tym razem autorka spróbowała czegoś innego, jeśli tak jak ja jesteście ciekawi, jak sobie poradziła, to zapraszam najpierw do przeczytania recenzji, a potem...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to