-
Artykuły10 gorących książkowych premier tego tygodnia. Co warto przeczytać?LubimyCzytać1
-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać392
Biblioteczka
2020-09-24
Jeśli szukacie książki idealnej na jesienne wieczory, to „Normalni ludzie” Rooney Sally są właśnie w refleksyjnym klimacie. Czasami jest smutno – stan jesienny jak się patrzy, czasami miło i cieplutko – jak pod kocykiem, a momentami zimno i przygnębiająco, tak jakby nic nie mogło ochronić cię przed przeszywającym wiatrem. A tak naprawdę to książka idealna na każdą porę roku. Zastanawiałam się, dlaczego ma tyle dobrych opinii? Co w książce, która po opisie wskazuje na powieść dla młodzieży, jest coś tak genialnego? Po skończeniu „Normalnych ludzi” wiem jedno – to powieść, do której się wraca, która przeszywa emocjonalnie i zostawia sporo refleksji, a podczas czytania łapiesz się na myśli – tak, to ja, to ja! Mam tak samo!, identyfikujesz uczucia i myśli, których wcześnie nie potrafiłeś nazwać. To właśnie taka książka.
Znają się ze szkoły, gdzie byli kochankami, ale też głównie przyjaciółmi. Później idą na studia, mierzą się z życiem, tym, jak odbierani są przez innych. Zmienia się ich system wartości. Czasami są osobno, ale gdzieś na końcu zawsze do siebie trafiają.
„Normalni ludzie” napisani są niesamowicie plastycznie. Sposób narracji przypomina ciąg myśli bohaterów – w tym przypadku dwójki, Marianne i Connella. Dialogi są inne niż w innych powieściach, dla mnie wyglądało to momentami tak, jakby postaci potrafili czytać w swoich myślach. Tylko wspólnie mogli być naprawdę „sobą” i czuć się dobrze w swoim ciele. Oczywiście nie zawsze – do tej świadomości musieli dojrzeć i się z nią oswoić. Po głębszej refleksji widzę, że w tej powieści jest tak dużo współczesnego człowieka – tego, jak zamknięci jesteśmy, często samotni, nieumiejętni w budowaniu szczerych relacji, a przez to strasznie, strasznie smutni. Wydaje się, że proste słowa „kocham cię”, pokazanie, że nam zależy, że kogoś potrzebujemy, że coś nas rani – że to wszystko jest dla współczesnego świata i relacji cholernie trudne. Musimy się tego uczuć, niczym chodzenia. I w tym momencie pisarka pokazuje nam dwójkę ludzi zamkniętych w swoich głowach, przekonaniu, że nie mogą wyciągnąć rękę po to, czego pragną, bo patrzą na opinie innych – że tak naprawdę urodzili się nieszczęśliwi.
To także wciągająca historia przyjaciół i kochanków. Pierwsze wrażenie jest mylne, nie jest to powieść młodzieżowa, ale dojrzała książka dla kobiet, mężczyzn, ale też pokolenia dwudziestolatków, którzy szukają siebie w swojej rzeczywistości. Przyznam, że trochę identyfikuję się z Marianne, głównie przez to, że miała trudne szkolne życie – też jako nastolatka tego doświadczyłam i myślę, że miało to wpływ na późniejsze dystansowanie się do ludzi. Wytwarza się gruba skóra, przez co czasem wychodzi się na zimną oraz niewzruszoną. A w głowie głębią się jednak emocje.
To skomplikowane. Nie jest to typowa prosta historia miłosna. To zawiła opowieść, pełna niedopowiedzeń, emocji, niesprawiedliwości, smutku, ale też szczęścia. Dla mnie jest niezwykle autentyczna. I ten tytuł – „Normalni ludzie”. Powieść o kobiecie i mężczyźnie, którzy z pozoru mają zwyczajne życie, są normalni, ale czytając, przekonujemy się ile emocji w nich siedzi, ile mają do powiedzenia, to ja, ty, my wszyscy, którzy uczymy się, pracujemy, podejmujemy decyzje i staramy się normalnie żyć. Przeczytajcie i przekonajcie się sami.
Wpadajcie na bloga: https://recenzjegaby.blogspot.com/2020/09/normalni-ludzie-rooney-sally-to.html
Jeśli szukacie książki idealnej na jesienne wieczory, to „Normalni ludzie” Rooney Sally są właśnie w refleksyjnym klimacie. Czasami jest smutno – stan jesienny jak się patrzy, czasami miło i cieplutko – jak pod kocykiem, a momentami zimno i przygnębiająco, tak jakby nic nie mogło ochronić cię przed przeszywającym wiatrem. A tak naprawdę to książka idealna na każdą porę...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-04-25
Recenzja -> https://recenzjegaby.blogspot.com/2019/04/dwa-swiaty-jennifer-l-armentrout.html
Recenzja -> https://recenzjegaby.blogspot.com/2019/04/dwa-swiaty-jennifer-l-armentrout.html
Pokaż mimo to2019-03-25
Recenzja: https://recenzjegaby.blogspot.com/2019/03/zy-krol-holly-black-recenzja.html
Recenzja: https://recenzjegaby.blogspot.com/2019/03/zy-krol-holly-black-recenzja.html
Pokaż mimo to2019-03-16
Recenzja -> https://recenzjegaby.blogspot.com/2019/03/save-me-nowa-seria-mony-kasten-recenzja.html
Recenzja -> https://recenzjegaby.blogspot.com/2019/03/save-me-nowa-seria-mony-kasten-recenzja.html
Pokaż mimo to2019-03-05
Recenzja książki -> https://recenzjegaby.blogspot.com/2019/03/setna-krolowa-emily-r-king-nowa-seria.html?fbclid=IwAR01g6tHNo3SAUtcSCtpnj16SWE0uz38qlbz1wYOyATuRVT82Nn02--G064
Recenzja książki -> https://recenzjegaby.blogspot.com/2019/03/setna-krolowa-emily-r-king-nowa-seria.html?fbclid=IwAR01g6tHNo3SAUtcSCtpnj16SWE0uz38qlbz1wYOyATuRVT82Nn02--G064
Pokaż mimo to2019-01-29
Wiedziałam mniej więcej czego się spodziewać: romansu, pikantnych scen, niewymagającej fabuły i miłego rozluźniacza na leniwe wieczory. Ten tytuł nie jest jednak idealną pozycją, bo miejscami styl kuleje, dialogi są infantylne, ale swoje zadanie spełnia całkiem dobrze.
Co mnie drażniło? Miejscami dosyć drętwe, zbyt długie zdania w dialogach oraz ich infantylność. Może tekst przetłumaczono zbyt dosłownie lub też autorka do końca nie przemyślała tej książki. Warsztatowo nie jest to dobra pozycja, bo często pojawiały się momenty, gdy byłam zła na konstrukcję zdań, dziwne teksty bohaterów, wulgarne zwroty, które zostały całkowicie oderwane od klimatu powieści. W pewnym momencie fabuła staje się dosyć sielankowa, niczym z typowej romantycznej opowieści, dlatego mam wrażenie, że autorka na siłę wciskała dosyć skrajne wypowiedzi bohaterów, np. wulgaryzmy czy aluzje erotyczny, które może w innym kontekście czy po prostu brzmieniu byłby w porządku, ale tutaj wypadały kompletnie nie na miejscu.
Pojawiają się dwie pikantne sceny, reszta jest raczej łagodna. Najlepszy w tej pozycji jest klimat czekania na zbliżenie bohaterów – całość opiera się na wzajemnym ich przyciąganiu, tego, że chcą być razem, ale wiele zewnętrznych czynników im na to nie pozwala. Przyznam, że „Mieszkając z wrogiem” jest niewymagającą lekturą, może aż za bardzo. Autorka wplotła zbyt wiele stereotypowych motywów z innych romansów – przystojny muzyk, przyjaźń w dzieciństwie, kłótnia, która ich rozdziela i ponowne spotkanie, oboje są atrakcyjni, mają za sobą dramatyczne przeżycia i tak dalej. Dodatkowo zastanawiałam się nad jednym – z czego utrzymywała się główna bohatera? Wiem, że miała pensję nauczycielki, ale wydaje mi się, że na jej styl życia była ona raczej mało realistyczna. I cóż, oni od samego początku nie byli z pewnością wrogami.
Cała recenzja: https://recenzjegaby.blogspot.com/2019/01/mieszkajac-z-wrogiem-penelope-ward.html
Wiedziałam mniej więcej czego się spodziewać: romansu, pikantnych scen, niewymagającej fabuły i miłego rozluźniacza na leniwe wieczory. Ten tytuł nie jest jednak idealną pozycją, bo miejscami styl kuleje, dialogi są infantylne, ale swoje zadanie spełnia całkiem dobrze.
Co mnie drażniło? Miejscami dosyć drętwe, zbyt długie zdania w dialogach oraz ich infantylność. Może...
2019-01-22
Coś dla fanów:
podróży w czasie, dobrych młodzieżówek, szukających świetnie skonstruowanych bohaterów, psychologi i manipulacji grupą, szalonych teorii o tym, co jest po śmierci i dramatycznych historii.
Recenzja: https://recenzjegaby.blogspot.com/2019/01/neverworld-wake-marisha-pessl-wczoraj.html
Coś dla fanów:
podróży w czasie, dobrych młodzieżówek, szukających świetnie skonstruowanych bohaterów, psychologi i manipulacji grupą, szalonych teorii o tym, co jest po śmierci i dramatycznych historii.
Recenzja: https://recenzjegaby.blogspot.com/2019/01/neverworld-wake-marisha-pessl-wczoraj.html
2018-12-15
Dobrze jest wrócić do serii o Feyrze i Rhysie. Wydawało mi się, że autorka zakończyła tę historię, ale okazało się, że ma jeszcze wiele do powiedzenia na ten temat. Tym razem skupia się na świecie po wojnie – trudnych przeżyciach bohaterów, ich zmaganiach z rzeczywistością i próbą powrotu do względnej normalności. W porównaniu z resztą książek – ta jest cienka i to jej największa oraz jedyna wada.
Moje wołanie „więcej Rhysa!” się spełniło. Dziękuję Maas za te kilka fragmentów, gdy tak pięknie drażni się z Feyrą. Są cudowne! Jeśli ktoś myślał, że ich związek może być nudny, to grubo się mylił. Rhys ma tak genialne poczucie humoru, że niektóre dialogi to istne perełki. Uwielbiam ich – są jedną z ciekawiej napisanych par, które z jednej strony bardzo się kochają, pojawia się więc wielka, romantyczna miłość, że czasami aż chce się rzygać tęczą, ale z drugiej strony autorka daje im pewną przestrzeń, nie robiąc z nich wkurzających postaci, które kochają się jednak „za bardzo”.
Kasjan, mój kochany Kasjan. Jak zwykle biedak ma pod górkę. Maas znęca się nad tym bohaterem. W tej części Kasjan oraz Nesta są dosyć istotnymi bohaterami i mam wrażenie, że autorka chce mocno skupić się na tej parze. To zestawienie bohaterów, którzy balansują na granicy „albo się pokochają, albo zabiją”. I to nie na żarty. Wspomniałam o Neście – jest bardzo wkurzająca w tej części, ale z drugiej strony intryguje, przyciąga i jest się ciekawym tego, co zaraz powie lub zrobi. Polubiłam ją za jej niezależność i to, że cały czas idzie pod prąd. Końcówka sprawia, że mam ochotę podskoczyć z radości i zatrzeć ręce, bo oj, będzie się działo w kolejnym tomie!
Podoba mi się ta część i nie ukrywam, że uwielbiam Dwory. Boję się jednak, że w pewnym momencie zrobią się z tego flaki z olejem – czasami niektóre serie powinny się skończyć i już. W tym przypadku czwarta cześć w końcu pozwala nam na spokojnie poznać bohaterów – można czytać ją dla relaksu i samej przyjemności z odkrywania tego świata. Mam nadzieję, że Maas na siłę nie będzie kontynuować serii kosztem jej jakości. Na razie jest dobrze, nawet bardzo dobrze, bo w końcu skupiamy się na bohaterach, ich relacjach oraz emocjach. Tutaj mamy możliwość wejść do głów postaci, również dzięki za sprawą rozdziałów opowiadanych z różnych perspektyw.
Cała recenzja: https://recenzjegaby.blogspot.com/2018/12/dwor-szronu-i-blasku-gwiazd-sarah-j.html
Dobrze jest wrócić do serii o Feyrze i Rhysie. Wydawało mi się, że autorka zakończyła tę historię, ale okazało się, że ma jeszcze wiele do powiedzenia na ten temat. Tym razem skupia się na świecie po wojnie – trudnych przeżyciach bohaterów, ich zmaganiach z rzeczywistością i próbą powrotu do względnej normalności. W porównaniu z resztą książek – ta jest cienka i to jej...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-11-14
Czy warto przeczytać książkę, jeśli oglądało się film? Niekoniecznie. Książka jest dosłownie kalką filmu – dialogi to kopie niektórych scen pomiędzy postaciami. Po skończeniu tej pozycji rozumiem już, że sformułowanie „Kinowy hit teraz w wersji powieściowej” należy brać bardzo dosłownie. Szkoda, że pisarka nie dodała nic od siebie. Może są w tym opisy charakterów postaci czy emocje, jednak i tak widać, że opierają się one na filmie. Dla widza „Planety Singli” powieść może być miłym dodatkiem, jednak podczas czytania każdy trochę się wynudzi.
Autorka nie miała trudnego zadania, pozostało jej ubrać w słowa, to co widzimy na ekranie. Książkę czyta się dosyć szybko, ale styl autorki mogę określić jako chaotyczny. Ewa Markowska jest niczym lektor, opowiadający historie bohaterów. Opisy są dynamiczne i plastyczne. Ci, którzy oglądali film, wiedzą, że dialogi bywają dowcipne i można się uśmiać. Piękna, kolorowa Warszawa, młoda dziewczyna, która spotyka sławną postać i nagle jej życie wywraca się do góry nogami. „Planetę Singli” polecam kobietom, również randkującym poprzez portale internetowe, które w pewien sposób mogą identyfikować się z Anią i jej problemami.
Co tu dużo pisać, książkowa wersja „Planety Singli” to rodzaj dodatku do filmu. Znając już film, czytałam ją trochę z pewną dozą obojętności, bo rzeczywiście powieść bardzo dokładnie oddaje ekranowe wersje Ani i Tomka. Ale jeśli nie widzieliście filmu, to śmiało sięgajcie po książkę. Dla osób, które po raz pierwszy poznają tę historię, powieść będzie lekką, dowcipną lekturą na wieczór z lampką wina.
Cała recenzja: https://recenzjegaby.blogspot.com/2018/11/planeta-singli-ewa-markowska-ksiazkowa.html
Czy warto przeczytać książkę, jeśli oglądało się film? Niekoniecznie. Książka jest dosłownie kalką filmu – dialogi to kopie niektórych scen pomiędzy postaciami. Po skończeniu tej pozycji rozumiem już, że sformułowanie „Kinowy hit teraz w wersji powieściowej” należy brać bardzo dosłownie. Szkoda, że pisarka nie dodała nic od siebie. Może są w tym opisy charakterów postaci...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-11-12
Historia opowiedziana przez pisarkę jest z pozoru atrakcyjna i w stylu hollywoodzkich filmów, na których na przemian się śmiejemy i płaczemy. Książka zaczęła się mocnym uderzeniem i wstrząsem dla głównej bohaterki. Byłam zaskoczona rozwojem wypadków i tutaj plus dla autorki – zaskoczyła mnie na samym wstępie. Po śmierci męża bohaterka stara się poukładać sobie życie, co chwilę jednak odkrywa kolejne „niespodzianki”, które każdego normalnego człowieka wprawiłyby w depresję. Presley wraca jednak do domu i tam odnajduje spokój oraz nowe pragnienia – myślami wraca do czasów liceum oraz tego, jak czuła się przy Zachu. I tutaj pojawia się nowa historia, pełna niedopowiedzeń i wielkich przeżyć. Niestety z dobrze zapowiadającej się powieści zrobił się harlequin.
Tę książkę mogę określić jako – romans dla niewymagających. Dlaczego? Historia zaczyna się całkiem dobrze, ma potencjał i zapowiada burzę emocji. Z biegiem fabuły ta emocjonalność staje się trochę infantylna i przesadzona, ma się dosyć bohaterki i jej ciągłych rozterek życiowych, styl momentami kuleje, a zakończenie sprawia, że można nabawić się cukrzycy. Najbardziej przeszkadzały mi dialogi wyjęte rodem z harlequinów – pełne kwiecistych wyznań miłości. Podczas czytania miałam ochotę powiedzieć, przecież normalni ludzie tak nie mówią! Wszystko byłoby dobrze, książka mogłaby być moim wytchnieniem, ale za bardzo przeszkadzał mi jej językowy aspekt.
Cała recenzja: https://recenzjegaby.blogspot.com/2018/11/powiedz-ze-zostaniesz-corinne-michaels.html
Historia opowiedziana przez pisarkę jest z pozoru atrakcyjna i w stylu hollywoodzkich filmów, na których na przemian się śmiejemy i płaczemy. Książka zaczęła się mocnym uderzeniem i wstrząsem dla głównej bohaterki. Byłam zaskoczona rozwojem wypadków i tutaj plus dla autorki – zaskoczyła mnie na samym wstępie. Po śmierci męża bohaterka stara się poukładać sobie życie, co...
więcej mniej Pokaż mimo toZapraszam na bloga i recenzję: https://recenzjegaby.blogspot.com/2018/10/feel-again-mona-kasten-dziewczyna-z.html
Zapraszam na bloga i recenzję: https://recenzjegaby.blogspot.com/2018/10/feel-again-mona-kasten-dziewczyna-z.html
Pokaż mimo to2018-10-20
Zapraszam na bloga: https://recenzjegaby.blogspot.com/2018/10/trust-again-mona-kastena-new-adult-w.html
Zapraszam na bloga: https://recenzjegaby.blogspot.com/2018/10/trust-again-mona-kastena-new-adult-w.html
Pokaż mimo to2018-10-13
Uwielbiam tę serią i ma ona to do siebie - jak przeczytasz jeden tom, to chcesz więcej! :)
Zapraszam do przeczytania recenzji - https://recenzjegaby.blogspot.com/2018/10/magia-parzy-ilona-andrews-kate-w.html
Uwielbiam tę serią i ma ona to do siebie - jak przeczytasz jeden tom, to chcesz więcej! :)
Zapraszam do przeczytania recenzji - https://recenzjegaby.blogspot.com/2018/10/magia-parzy-ilona-andrews-kate-w.html
2018-10-13
Zapraszam do przeczytania recenzji: https://recenzjegaby.blogspot.com/2018/10/spetani-przeznaczeniem-veronica-roth.html
Zapraszam do przeczytania recenzji: https://recenzjegaby.blogspot.com/2018/10/spetani-przeznaczeniem-veronica-roth.html
Pokaż mimo to2018-10-12
Kupiłam tę książkę z ciekawości. Lubię tego rodzaju historię, a „Okrutny Książę” to powieść w podobnym klimacie, jak seria Sarah J. Maas „Dwór cierni i róż”. W niej również śmiertelniczka zanurza się w fantastyczny świat, odgrywając znaczącą rolę. Jude jest jednak nieco innym rodzajem bohaterki – od samego początku wiemy, że dąży do władzy i przed niczym się nie cofnie. Nie ma w niej naiwności i niepewności, zna świat elfów, politykę i potrafi walczyć. Jude to groźna przeciwniczka, która nie ma nic do stracenia, dlatego od razu przypadła mi do gustu – zakasuje na każdym kroku, czaruje swoją brawurą i ma w sobie to coś, co sprawia, że od razu ją polubiłam.
Nie zapominajmy o Księciu. Postać Cardana jest godna uwagi, chociaż przez większość książki kryje się on w cieniu, jest poboczną postacią, którą Jude nienawidzi i stara się trzymać od niego z daleka. Dopiero pod koniec powieści autorka uchyla rąbka tajemnicy o tym, jaki może być Książę i jestem przekonana, że dopiero w drugim tomie poznamy jego prawdziwy potencjał. Z pewnością ma w sobie dużą dawkę ironii i cóż, jest nieprzewidywalną, pociągającą bestią, która trochę za bardzo lubi mieć pełen dostęp do kielicha z winem. Przypomina mi trochę Tyriona Lannistera z „Gry o Tron” – czai się w cieniu, jest kobieciarzem i przesadnie uwielbia alkohol, ale gdy trzeba – ma realny wpływ na kształtowanie się fabuły.
Język książki dostosowany jest do wyniosłego świata wielkich elfów. Pojawiają się zwroty znane ze szlachetnych dworów, co świetnie komponuje się z klimatem powieści. Narracja prowadzona jest z punktu widzenia Jude, dlatego też siedzimy w głowie bohaterki, ale nie do końca – Black i tak wielokrotnie zaskakuje, nie zdradzając do końca zamiarów Jude. Bardzo szybko można przyzwyczaić się do stylistyki książki, licznych opisów czy ukazanych procesów myślowych bohaterki, która analizuje swoje następne kroki. Początek minimalnie mnie wynudził – po prostu za bardzo nic się nie działo. Jude wcześniej trzymała się z boku i obserwowała wszystko z ukrycia, dopiero gdy bohaterka postanowiła rozpocząć swoją własną walkę – fabuła nabrała rumieńców.
Książka kończy się epilogiem, który obiecuje nam drugą część pełną prawdziwej akcji i fascynującej gry pomiędzy silnymi postaciami, jakimi są Jude i Cardan – mam wrażenie, że albo się zabiją, albo naprawdę zdziałają coś dobrego. To jak złączenie dwóch nieobliczalnych żywiołów. Każde odsłonięcie ich słabego punktu, każda widoczna emocja na ich twarzach to prawdziwa gratka dla czytelników – czekałam na moment słabości i pokazanie, że nie są tak źli, na jakich się kreują. Ciekawe czy w kolejnej części ich maski trochę opadną. Już nie mogę się doczekać!
Cała recenzja na blogu: -> https://recenzentkiksiazek.blogspot.com/2018/10/okrutny-ksiaze-holly-black-wejdz-do_12.html
Kupiłam tę książkę z ciekawości. Lubię tego rodzaju historię, a „Okrutny Książę” to powieść w podobnym klimacie, jak seria Sarah J. Maas „Dwór cierni i róż”. W niej również śmiertelniczka zanurza się w fantastyczny świat, odgrywając znaczącą rolę. Jude jest jednak nieco innym rodzajem bohaterki – od samego początku wiemy, że dąży do władzy i przed niczym się nie cofnie. Nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-08-27
Zapraszam na recenzję: https://recenzentkiksiazek.blogspot.com/2018/08/revved-samantha-towle-formua-i-z_27.html
Zapraszam na recenzję: https://recenzentkiksiazek.blogspot.com/2018/08/revved-samantha-towle-formua-i-z_27.html
Pokaż mimo to2018-08-16
2018-08-05
Sara Zarr swoją książkę kieruje do nastolatek oraz ich rodziców. Trochę nietypowo, ale po przeczytaniu „Historii pewnej dziewczyny” mam odczucie, że rodzicie również poznać losy bohaterki – może to sposób na zrozumienie swoich dzieci i trudnego okresu dorastania? Nie jest to romans, nie znajdziecie tutaj słodkich, romantycznych scen czy nierealistycznych związków. Autorka postawiła na rzeczywistość, która często nas rozczarowuje. Deanna nie ma lekkiego życia, pojawia się także kilku pobocznych bohaterów o dosyć smutnym życiorysie. Łączy ich jedno – nie poddają się. I ta determinacja, nadzieja na zmianę jest czymś, co podniosło mnie na duchu.
Książka jest cieniutka, do przeczytania w jeden wieczór. Zarr pisze prostym językiem, posługując się narracją pamiętnikarską – to oczywisty wybór w tym przypadku, gdyż dzięki temu fabuła jeszcze mocniej do nas trafia, a my mamy wrażenie, że czytamy dziennik Deanny. Jest smutno, przygnębiająco i czasem infantylnie. Jednak ma to pewien sens i składa się na ciekawą powieść, która w jakiś sposób mnie urzekła. Muszę jednak przyczepić się do końcowych rozdziałów, w których akcja zbyt szybko przyśpieszyła – „Historia pewnej dziewczyny” ma potencjał, jednak w tej wersji wydaje się szkicem czegoś większego. Brakowało mi mocniejszego uderzenia, dawki emocji wywołującej łzy. Zarr mogła wycisnąć z tej bohaterki i jej historii trochę więcej. Jednak i tak książka zapada w pamięć – wszystko dzięki kontrowersyjnemu wątkowi, który każdą młodą dziewczynę przyprawi o dreszcz przerażenia. Bo kto chciałby zostać przyłapanym przez tatę w sytuacji z chłopakiem? Absolutnie nikt.
Autorka porusza ważny temat, który my dziewczyny, kobiety bardzo dobrze znamy – ocenianie kogoś po jednym wydarzeniu. Gdy dorastamy i sami popełniamy błędy, uświadamiamy sobie, że jedna niefortunna katastrofa nie przekreśla naszego życia. Ludzie są okrutni, plotkują, wyolbrzymiają i uważają siebie za idealnych – do czasu aż im podwinie się noga. A wtedy z pewnością nie chcieliby być oceniani. To spotkało bohaterkę Zarr, została zaszufladkowana. Polecam tę książkę mimo kilku wad, właśnie dla jej przesłania.
Powieść została zekranizowana w 2017 roku, w głównej roli wystąpiła Sosie Bacon, którą możecie kojarzyć z roli w serialu „13 powodów”. Ogólnie muszę przyznać, że „Historia pewnej dziewczyny” wpisuje się w podobny klimat młodych skrzywdzonych, którzy w wieku szkolnym przeżywają więcej, niż niektórzy dorośli.
Jeśli lubicie książki młodzieżowe z pełnokrwistymi bohaterami i trochę smutnym końcem, przeczytajcie „Historię pewnej dziewczyny”. W przypadku rodziców – to idealny prezent dla nastolatki w Twoim domu, który pomoże zrozumieć jej kilka spraw.
Cała recenzja: https://recenzentkiksiazek.blogspot.com/2018/08/historia-pewnej-dziewczyny-sara-zarr_5.html
Sara Zarr swoją książkę kieruje do nastolatek oraz ich rodziców. Trochę nietypowo, ale po przeczytaniu „Historii pewnej dziewczyny” mam odczucie, że rodzicie również poznać losy bohaterki – może to sposób na zrozumienie swoich dzieci i trudnego okresu dorastania? Nie jest to romans, nie znajdziecie tutaj słodkich, romantycznych scen czy nierealistycznych związków. Autorka...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-06-25
Recenzja --> https://recenzentkiksiazek.blogspot.com/2018/06/pandemia-ag-riddle-chory-swiat.html
Recenzja --> https://recenzentkiksiazek.blogspot.com/2018/06/pandemia-ag-riddle-chory-swiat.html
Pokaż mimo to
Skusiłam się obietnicą, że książka „Nasze puste przysięgi” jest podobna do znanej serii „Dwór cierni i róż” Sarah J. Mass. I nie tylko, bo zapowiedź fabuły, także mocno kusi – ostatnio kocham fantastykę jeszcze bardziej, niż kiedyś. Z pozoru zwykła dziewczyna, która nienawidzi Fae, poprzez intrygę i w celu uwolnienia siostry, trafia prosto na Dwór jednego z nich. Czy nie brzmi to dobrze? Do tego musi znaleźć trzy relikwie, zwodzić dwóch przystojniakach i udawać damę dworu.
Mam mieszane uczucia. Książkę w sumie pochłonęłam, więc nie może być taka zła. Początek kojarzy mi się z Kopciuszkiem, bo tak właśnie traktowana jest Abriella, główna bohaterka. I w sumie ta pierwsza połowa książki była najlepsza, pojawiła się akcja, napięcie, pogoń za siostrą. Później, gdy Brie dostała się na Dwór księcia, mamy trochę za dużo… nastoletnich emocji. Mam wrażenie, że pomiędzy ważną akcją, pojawiło się zbyt wiele rozmyślań nad urodą księcia, jego poczynaniami i cóż, było to przegadane. Brakowało mi ciekawej akcji, konfrontacji, dialogów. Za to dostaliśmy sporo rozmyślań głównej bohaterki i jej dziwnych decyzji. I, uwaga. Chemia! Gdzie jest chemia pomiędzy bohaterami? Docelowo wiemy, że przyciąganie Brie jest większe do jednego z książąt, mimo że cały czas się temu opiera. Wiedziałam, że taki był zabieg autorki. Tylko że mało było scen, które by to potwierdzały. Mam straszny niedosyt i liczę, że kolejny tom będzie pod tym kątem lepszy.
Zawsze rozmyślałam nad pewną siebie, waleczną, rudowłosą bohaterką, która namieszałaby w świecie Fae. Książka „Nasze puste przysięgi” podsyciła moją własną historię, która tworzyła się gdzieś w głowie. Dla fanek czy też fanów tego świata, myślę, że warto sięgnąć po tę książkę. Jeśli ktoś nie czytał Dworów, to przed sięgnięciem po książkę Ryan – wysłałabym Cię pierwsze w kierunku serii Mass. Bo bez zajrzenia głębiej w ten świat, niedosyt będzie jeszcze większy.
Co jest na duży plus? Piękna, twarda oprawa z fantastyczną grafiką. Ostatnio kolekcjonuję piękne wydania książek, mój Mąż musiał w związku z tym dokupić drugą półkę na książki. Obiecałam, że przejdę całkiem na ebooki w Legimi, a jednak nie umiem się przerzucić. Pod kątem oprawy, „Nasze puste przysięgi”, wygrywają z Dworami pod każdym względem.
Dla fanów Dworów – jak najbardziej warto sięgnąć po tę pozycję. Nie spodziewajcie się jednak czegoś lepszego lub na takim samym poziomie. To przyjemna młodzieżówka, którą warto przeczytać jako luźną pozycję na przyjemny wieczór.
https://recenzjegaby.blogspot.com/2023/02/nasze-puste-przysiegi-lexi-ryan-czyli.html
Skusiłam się obietnicą, że książka „Nasze puste przysięgi” jest podobna do znanej serii „Dwór cierni i róż” Sarah J. Mass. I nie tylko, bo zapowiedź fabuły, także mocno kusi – ostatnio kocham fantastykę jeszcze bardziej, niż kiedyś. Z pozoru zwykła dziewczyna, która nienawidzi Fae, poprzez intrygę i w celu uwolnienia siostry, trafia prosto na Dwór jednego z nich. Czy nie...
więcej Pokaż mimo to