-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać467
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2011-03-01
2011-02-08
2011-01-23
1Q84 to powieść, której przeczytanie odkładałam przez jakiś czas, nie mogąc zdecydować się na rozpoczęcie czytania. Chciałam się nad nią skupić, a nie przelecieć bez żadnego zastanowienia, bo wtedy nie przyniosłaby mi żadnej przyjemności. A przyjemność z czytania książek Murakamiego jest warta czekania.
W sklepie najpierw przyciągnęła mnie okładka i nazwisko mojego ulubionego pisarza. Jej wydanie było dla mnie niespodzianką, więc płacąc przy kasie po raz pierwszy od dawna czułam przyjemność z wydawania pieniędzy, bo jest to pierwsza jego książka, którą posiadam na swojej półce. Ta spontaniczna decyzja była trafniejsza, niż się spodziewałam.
Książka ta skupia w sobie bardzo wiele rzeczy przyciągających uwagę, zaczynając od okładki, a kończąc na fazach księżyca przy każdym z rozdziałów. Cała fabuła jest krok po kroku starannie przemyślana, z każdej strony przemawia do czytelnika precyzja stylu, nie przysłonięta przez zawiłą fabułę. Po raz kolejny autor zabiera nas w pachnącą surrealizmem podróż, która napotyka ciągłe zakręty.Rozpoczyna się ona nie na pierwszej stronie, lecz gdzieś w środku, tworzą ją wszystkie opowiadane przez autora historie, które płyną obok głównego wątku. Dobrze wiemy, że historie te kiedyś ze sobą się złączą, wszystkie drogi w końcu się spotkają, ale każdy kolejne rozdział oddala nas od tego wydarzenia, dodaje kolejne szczegóły, które tłumaczą nam, dlaczego jest tak, a nie inaczej. Po przeczytaniu notatki na tylnej okładce można mieć wrażenie, że to kolejna dziwaczna historia współczesnego pisarza, przecież tyle ich teraz się pojawia, ale gdy się zacznie czytać, cała ta mgła wątpliwości znika, wszystko staje się z powrotem przejrzyste. Już wiadomo, że akurat w tym przypadku wątpliwości nigdy nie są uzasadnione, ich po prostu nie powinno być, bo to nie kolejna fantastyczna bajeczka dla dziewczynek z podstawówki.
Tengo i Aomame to mężczyzna i kobieta - dwie różniące się na pozór wszystkim postaci, które jednak mają bardzo dużo wspólnego. Oboje chcą mieć zawsze kontrolę nad wszystkim, nie lubią gwałtownych zmian i czasami czują się zagubieni, aż w końcu wszystko wokół nich zaczyna się nieznacznie zmieniać. Zanim to jednak zauważają, znajdują się już w samym środku środku niewidzialnej kuli, która kręci się z każdym dniem coraz szybciej, raz po raz zmieniając kierunki, a oni nie mogą się z niej wydostać. Próbują więc próbować opanować swój umysł i zrozumieć otaczającą ich rzeczywistość, która nagle zaczyna być mniej rzeczywista niż zwykle, dlatego rozsiewa swoim istnieniem mnóstwo wątpliwości. Nie sposób ich zrozumieć, a oni muszą to zrobić, a także odnaleźć się w atakujących ich wspomnieniach, które pojawiają się w najmniej spodziewanych momentach. Są bardzo blisko siebie, a jednocześnie bardzo daleko, gdzieś w którymś momencie ich drogi zaplątały się ze sobą, ale później się rozeszły. Każde z nich otacza aura tajemniczości, a oni prowadzą nas w kierunku, w którym niekoniecznie mielibyśmy ochotę iść. Idziemy jednak, bo przyciąga nas on jak magnes, ciągnie ze sobą wszystkie wydarzenia. Krok po kroku coraz lepiej wszystko rozumiemy i pozostaje nam tylko czekanie aż połączy się to naprawdę w jedną całość. Historia rozwija się bardzo wolno, ale czerpie się z tego jakąś niezrozumiałą przyjemność.
Najlepsze w tym wszystkim jest to, ze w całej tej historii, w której fantastyka walczy z realizmem, obydwa te światy zdają się ze sobą idealnie współgrać. To co ma być rzeczywiste jest niesamowicie rzeczywiste, a to co jest fantastyczne jest bez dwóch zdań fantastyczne. Te dwie cechy uzupełniają się nawzajem, jak para dobrych przyjaciół, więcej, u Murakamiego są parą dobrych przyjaciół, dlatego historie potrafią tak nas wciągnąć, a my tak się w nich zatracamy. Na dodatek z każdego wydarzania promieniują kolory, wszystko jest takie... prawdziwe. A czytelnik ma wrażenie, jakby we wszystkim uczestniczył. Nie sposób porównać tego uczucia do żadnego innego. Zdecydowanie polecam, choćby po to, żeby chociaż raz w życiu to poczuć.
1Q84 to powieść, której przeczytanie odkładałam przez jakiś czas, nie mogąc zdecydować się na rozpoczęcie czytania. Chciałam się nad nią skupić, a nie przelecieć bez żadnego zastanowienia, bo wtedy nie przyniosłaby mi żadnej przyjemności. A przyjemność z czytania książek Murakamiego jest warta czekania.
W sklepie najpierw przyciągnęła mnie okładka i nazwisko mojego...
2011-10-26
Głęboko zapadła mi w serce i duszę. Stoi na honorowym miejscu na mojej półce i zawsze tam stała, czekając na swoją kolej i szacunek dla swojej treści. Mam sentyment do ludzi, którzy walczyli o Polskę poświęcając za nią swoje życie i nie chcąc niczego w zamian. W niej nie chodziło o to, żeby jak najpiękniejszymi słowami opisać zdarzenia tamtych lat, tylko aby w jak najprostszych słowach opisać piękno czynów i odwagi, która była wtedy rzeczą naturalną, choć nie u każdego taką samą, a na którą dzisiaj mało kto by się zdobył. Nie oszukujmy się, Polska Walcząca to byli patrioci, którzy tworzyli tak naprawdę niewidzialne państwo. Dziś jest ono rzeczywiste, ale brak Polaków, którzy bez wahania poszliby walczyć w jego obranie. Choć kto wie, może potrzeba trzeciej wojny żeby się o tym przekonać.
Głęboko zapadła mi w serce i duszę. Stoi na honorowym miejscu na mojej półce i zawsze tam stała, czekając na swoją kolej i szacunek dla swojej treści. Mam sentyment do ludzi, którzy walczyli o Polskę poświęcając za nią swoje życie i nie chcąc niczego w zamian. W niej nie chodziło o to, żeby jak najpiękniejszymi słowami opisać zdarzenia tamtych lat, tylko aby w jak...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2011-04-06
Trochę mnie rozczarowała. Nie spodziewałam się po niej wielkiej, genialnej fabuły, ale tak jak początek mnie wciągnął, koniec wydawał mi się.... nie wiem, trochę wymuszony? Miałam wrażenie jakby to wszystko rozeszło się po kościach, nie tak miało być... Nie lubię takich niedopiętych zakończeń, chciałam bliżej poznać ducha, chyba o to w tym wszystkim chodzi, żeby znaleźć sedno historii. Ale tym razem nie do końca było mi to dane. Szkoda. Ale to nie znaczy, że książka całkiem mi się nie podobała. Nie była taka zła - dobrze scharakteryzowani bohaterowie, choć też niepełni jako postacie, i Hundreds Hall, tworzący idealną scenografię. Atmosfera jaką stwarza prowadzi czytelnika w taki sposób, że chce poznać każde jego wnętrze, jakby to miało być jakieś niezapomniane doświadczenie, podróż, która pochłonęłaby nas bez reszty. Ja też chciałam się tam zgubić. Zgubić w historii, która nie została do końca opowiedziana. Czuję niedosyt.
Trochę mnie rozczarowała. Nie spodziewałam się po niej wielkiej, genialnej fabuły, ale tak jak początek mnie wciągnął, koniec wydawał mi się.... nie wiem, trochę wymuszony? Miałam wrażenie jakby to wszystko rozeszło się po kościach, nie tak miało być... Nie lubię takich niedopiętych zakończeń, chciałam bliżej poznać ducha, chyba o to w tym wszystkim chodzi, żeby znaleźć...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2011-12-31
2011-03-10
Konkretny kryminał, na jaki dawno czekałam. Fascynująca postać doktora Lectera mimo roli drugoplanowej ciągnie tu prawie cały wątek i najbardziej przyciąga, hipnotyzuje. Bez niego chyba żadne ze zdarzeń nie miałoby takiego charakteru, zawsze czuć go gdzieś w tle, mimo że nie bierze w tym udziału. Prowadzi psychiczne gierki z bohaterami, pociąga za sznurki trochę z tej, trochę z tamtej strony, czekając na efekty.
Wartka akcja, w miarę nie załamująca się, ciągłe nowe fakty, które sprawiają, że czeka się, jak to się ostatecznie rozegra. Może główna bohaterka, Clarice Strling, nie wzbudza jakiegoś podziwu, nie jest tak magnetyczna jak Lecter, ale w sumie jest przyjazna i nie przeszkadzała mi w akcji, nawet ją polubiłam. Nie było tam chyba bohatera, który wzbudzałby złe odczucia, wszyscy byli częścią tych puzzli, które składają się na całą książkę.
Thomas Harris przekonał mnie do siebie i Milczenie owiec to początek naszej wspólnej drogi, mam nadzieję. Czekam na więcej z jego strony.
Konkretny kryminał, na jaki dawno czekałam. Fascynująca postać doktora Lectera mimo roli drugoplanowej ciągnie tu prawie cały wątek i najbardziej przyciąga, hipnotyzuje. Bez niego chyba żadne ze zdarzeń nie miałoby takiego charakteru, zawsze czuć go gdzieś w tle, mimo że nie bierze w tym udziału. Prowadzi psychiczne gierki z bohaterami, pociąga za sznurki trochę z tej,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2011-12-09
2011-12-11
2011-11-08
2011-11-04
2011-10-30
Czytając tą książkę ma się nieodparte wrażenie, że jest to opowieść schizofrenika, który niezmiennie trwając w zwykłej rzeczywistości, dodaje do jej obrazu jeszcze kawałek swojej - zmyślonej. Jednak wczytując się w jego słowa zauważamy, że jego wizje nie są tak całkiem pozbawione sensu, a narrator nie jest schizofrenikiem, tylko człowiekiem, który milczał i udawał głuchoniemego przez wiele lat, co prawdopodobnie odbiło się w jakiś sposób na jego psychice, nawet jeśli pisząc, stara się nie dać tego po sobie poznać.
Ta książka to swego rodzaju paradoks - ci, którzy byli pod władzą i nadzorem Kombiantu, zerwali kajdany, a ten, który, zdawać by się mogło, był ponad nim i miał swoje stałe miejsce zupełnie poza takimi zależnościami - został stłamszony. Nie pokonany, nie do końca pokonany. Nie wygrał tego co chciał, pewnie w ogóle mało wygrał, ale reszta dzięki niemu coś zyskała - niektórzy urośli, inni zmaleli, ale została legenda, której nie opowie własnymi słowami, śmiejąc się w głos, ale inni zrobią to za niego.
W wielu momentach śmiałam się razem z bohaterami, czasem rozumiałam jak niektóre rzeczy mogą nie mieścić się w głowie i zdawałam sobie sprawę, że niektórzy naprawdę brali udział w takim cyrku i to była ich normalność, a oni wybierali ją z własnej woli i bronili jej prawdziwości. Musieli pokonać wszystkie słabości, żeby wznieść się nad kukułcze gniazdo i udało im się to. Jednak Kombinat się zemścił i zatrzymał motor ich odwagi, ale spełnił on już swoje zadanie i zmielił wszystko na wióry.
Książka rewelacyjna, bardzo polecam.
Czytając tą książkę ma się nieodparte wrażenie, że jest to opowieść schizofrenika, który niezmiennie trwając w zwykłej rzeczywistości, dodaje do jej obrazu jeszcze kawałek swojej - zmyślonej. Jednak wczytując się w jego słowa zauważamy, że jego wizje nie są tak całkiem pozbawione sensu, a narrator nie jest schizofrenikiem, tylko człowiekiem, który milczał i udawał...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2011-08-27
2011-09-15
2011-09-11
2011-08-24
2011-08-20
2011-08-06
2011-07-30
2011-05-03
Niektóre historie nie wymagają przekonywania, nie wymagają wielu pytań, nie wymagają zastanawiania się, dlaczego ten królik miał troje uszu zamiast dwóch i tłumaczenia, że wszystko gdzieś ma swój sens. Niektóre historie płyną tak naturalnie, że można zaakceptować wszystko, o czym opowiadają. Spoglądając na okładkę drugiego tomu powieści 1Q84, będąc zaprzyjaźnionym już ze stylem Murakamiego od razu wiemy, że natrafiliśmy właśnie na taką historię. Kolejną cudownie nierealną książkę, która posiada głębszą wartość niż tyko paręset zapisanych drobnym drukiem stron i dziwną okładkę.
Drugi tom historii Murakamiego wprowadza nas głębiej w fabułę opowieści, jeszcze pewniej niż w pierwszej części prowadzi czytelnika za rękę i wprowadza w wir wydarzeń, aby z każdą stroną coraz bardziej pragnął dotrzeć do końca i rozwiać dręczące go wątpliwości. Czy Tengo odnajdzie Aomame? Czy wreszcie się spotkają? Ich wątki rozgrywają się równocześnie, a jednak ma się wrażenie, jakby były zawieszone w czasie, blisko siebie, ale na tyle daleko, żeby nie mogły się dogonić.
Wszystko to ma w sobie jakąś magię, jakąś trudną do zrozumienia aurę tajemniczości i mimo że wszystkie karty po kolei się odkrywają, ma się wrażenie, że pozostaje jakiś as w rękawie, którego nie jesteśmy w stanie zidentyfikować. Ten as to księżyc, ten drugi, zielony, który czuwa nad wszystkim, pilnuje i naprowadza, napędza wydarzenia. Nadaje podświadomego znaczenia postaciom i ich losom; stworzony przez Fukaeri, przelewa przez nią swoją cudowność. Ona też jest w centrum wydarzeń, wszystko kręci się wokół niej oraz jej ojca, jednak jego życie dobiega końca. Następuje cisza po burzy. Księżyc wychodzi zza chmur, a Tengo wychodzi z domu i błąka się po osiedlu, zasiada na zjeżdżalni na placu zabaw i wpatrując się w dwa księżyce, szuka w nich sensu. Sensu, który będzie potrafił zrozumieć. A obok niego jest Aomame. Łączy ich jedynie księżyc i jego mglista poświata, od której nie mogą oderwać wzroku. Bo kiedy to zrobią, jest już za późno.
Murakami po raz kolejny perfekcyjnie buduje postacie, ich psychikę, uczucia, pragnienia i osobowość. Każe nam błądzić w labiryntach, które tworzą się w głowach jego bohaterów i każe nam tym samym odnaleźć się w labiryntach, które tworzymy w nas samych, zmusza nas do zatrzymania się, do zostawienia na chwilę tej niezwalniającej karuzeli zwanej życiem. Zagłębiając się w jego książkach dostajemy bezcenny bilet na pociąg, który wiedzie w stronę niby skomplikowanych i dziwnych, a jakże prostych refleksji być może wiodących tylko do Miasta Kotów, gdzie czeka nas wyłącznie utracenie, ale na takie chwilowe utracenie czeka podświadomie każdy z nas, bo wie, że i tak na peronie będzie czekał pociąg, który zabierze nas w drogę powrotną. Że Miasto Kotów jest zaledwie piękną metaforą, odskocznią. Miejscem, w którym jesteśmy niewidoczni i możemy się zastanowić. Nad czym będziemy się tam zastanawiać? Każdy, kto przeczytał tą książkę, lub jakąkolwiek inną tego autora, sam napewno wie. Bo stał się kolejną mniej lub bardziej zagubioną duszą w Mieście Kotów, gdzie dla każdego znajdzie się miejsce i gdzie każdy zostaje choć na chwilę utracony.
Niektóre historie nie wymagają przekonywania, nie wymagają wielu pytań, nie wymagają zastanawiania się, dlaczego ten królik miał troje uszu zamiast dwóch i tłumaczenia, że wszystko gdzieś ma swój sens. Niektóre historie płyną tak naturalnie, że można zaakceptować wszystko, o czym opowiadają. Spoglądając na okładkę drugiego tomu powieści 1Q84, będąc zaprzyjaźnionym już ze...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Może się wydawać, że gdy jest się chorym, ale ma się świadomość swojej choroby, wszystko jest w miarę w porządku. Szczególnie jeśli jest się chorym psychicznie, na zespół Aspergera, który, jak u Jacoba, przy przestrzeganiu odpowiednich diet i rutyn, pozwala funkcjonować w społeczeństwie. Jednak to tylko pozory, w które bardzo łatwo uwierzyć, kiedy nie zna się tego "od kuchni". Jacob to niesamowity chłopak, inteligentny i mądry, jednak jego "być lub nie być" określa choroba, bawiąc się w kotka i myszkę z nim i jego bliskimi. Obcowanie z zespołem Aspergera wcale nie jest zabawne, nie jest igraszką, nie jest sposobem na zabicie czasu. Asperger to choroba całej rodziny, robiąca z człowieka egoistę, choć zamykająca go w niezmiennych ramach i szablonach zachowań, których, jeśli się ich nie nauczy, po prostu nie ma. Trzeba się jej całkowicie podporządkować, bo ona nie zna słowa "zmiłuj", nie wybacza i nie robi wyjątków.
W książce opisana jest historia chłopaka, który swoją manią kryminalistyczną doprowadza się przed sąd. Jego pobudki zdają się być nie do pojęcia, nie do zaakceptowania, jeśli nie zna się dogłębnie ich przyczyny, ale nawet jeśli się je zna, to paradoksalnie ciężko je zaakceptować. Aż do ostatniej strony zastanawiamy się, jak to się wszystko rozegrało i ile w tym było z prawdziwej niepoczytalności, bo Jacob nie jest typowym bohaterem, który odkrywa się mniej więcej w połowie historii. On nie potrafi się odkryć. Robi to dopiero wtedy, gdy ktoś go do tego popchnie i nie daje po sobie poznać, że jest inaczej niż myślą wszyscy. Nie rozumie znaków, obca jest mu empatia, ale za to nie potrafi kłamać, choć przecież ukrywanie prawdy jest jakby kłamstwem. Jednak dla niego wszystko podpina się pod inne ramy, patrzy się na nie pod innym kątem i, co za tym idzie, widzi się zupełnie inne rzeczy, niż gdyby patrzeć zwyczajnie.
Największym szczęściem Jacoba jest jego rodzina oraz przypadkowy prawnik, który angażuje się w ich życie. Może też nawracający się ojciec. Oni są jego podporą i zdają się go rozumieć, a nawet jeśli nie, to jemu i tak wydaje się, że tak i to jest dla niego najbezpieczniejsze. Rutyna to jego rzeczywistość i oni są jego rutyną, będąc przy nim każdego dnia i zmieniając jego życie z minuty na minutę, pozornie pozostawiając je takim samym.
Jess również była jego rutyną, należała do jego życia, ale w pewnym momencie znikła i musieli to pokonać, wszyscy razem. I choć nie mówili tego sobie wprost, bo po prostu nie było takiej możliwości, nie było łatwo stworzyć nowej rutyny, nowego systemu. Robili to po kryjomu, nieświadomi.
Jacob był tak nieprzewidywalny, że nie można było przewidzieć jego poczynań, mimo iż w jego życiu rządziła rutyna. Praktycznie wszystko kręciło się wokół niego, on był głównym 'nakręcaczem' zdarzeń. I maleńkimi kroczkami odsłaniał coraz to nowy szczegół zagadki, aż połączył je wszystkie razem, ujawniając tajemnicę. Być może finał był bardziej zaskakujący niż na początku się wydawało, ale to dobrze. Razem z całą historią daje potężny wydźwięk, którego nie da się zagłuszyć. Jacob wygrywa, pokonuje samego siebie, jakby tylko o to w tym chodziło.
Może się wydawać, że gdy jest się chorym, ale ma się świadomość swojej choroby, wszystko jest w miarę w porządku. Szczególnie jeśli jest się chorym psychicznie, na zespół Aspergera, który, jak u Jacoba, przy przestrzeganiu odpowiednich diet i rutyn, pozwala funkcjonować w społeczeństwie. Jednak to tylko pozory, w które bardzo łatwo uwierzyć, kiedy nie zna się tego "od...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to