-
Artykuły
Plenerowa kawiarnia i czytelnia wydawnictwa W.A.B. i Lubaszki przy Centrum Nauki KopernikLubimyCzytać2 -
Artykuły
W świecie miłości i marzeń – Zuzanna Kulik i jej „Mała Charlie”LubimyCzytać4 -
Artykuły
Zaczytane wakacje, czyli książki na lato w promocyjnych cenachLubimyCzytać2 -
Artykuły
Ma 62 lata, jest bezdomnym rzymianinem, pochodzi z Polski i właśnie podbija włoską scenę literackąAnna Sierant7
Biblioteczka
2020-10-05
2020-06-08
http://caipiroska.pl/sofia-salvador-siostra-carmen-mirandy/
Z plantacji trzciny cukrowej w Pernambuco, przez Lapę, słynącą z życia rioskiej bohemy, do Ameryki. Prawdziwa Carmen i fikcyjna Sofia mają ze sobą wiele wspólnego. Losy tej drugiej poznajemy w książce „Powietrze, którym oddychasz”.
„Jesteśmy z samby”
Sofia Salvador, zanim stała się słynną artystką, nazywała się Graça Pimentel i była córką plantatora trzciny cukrowej z interioru stanu Pernambuco. Ale nie od razu spotykamy ją na kartach książki, najpierw poznajemy Marię das Dores, córkę robotnicy – to ona jest narratorką tej powieści. Mała Graça i jej rodzina przeprowadzają się na plantację, a ponieważ dziewczynki są w tym samym wieku, Dores wkrótce staje się jej naturalną towarzyszką zabaw.
Życie kobiety na plantacji przebiega wedle woli męża lub ojca. Jako nastolatka, Graça ma wyjść za mąż – tak postanowił papai. Ale ona wie, że jest stworzona do czegoś innego. Do śpiewania. Razem z Dores uciekają do Rio de Janeiro, a tam trafiają do dzielnicy Lapa. I tu losy Graçy zaczynają coraz bardziej zlewać się z życiorysem prawdziwej postaci, Carmen Mirandy. Carmen pracowała w sklepie z kapeluszami – Graça uczy się śpiewu od właścicielki salonu kapeluszy, byłej śpiewaczki. Powoli pnie się po szczeblach kariery, z Dores jako przyjaciółką u boku.
Graça, podobnie jak Carmen Miranda staje się znaną sambistką. Występuje na scenach Rio, potem stopniowo zyskuje sławę w Brazylii i za granicą. W przededniu drugiej wojny światowej wyjeżdża do Stanów Zjednoczonych, gdzie zostaje okrzyknięta brazylijską seksbombą. Nie ma wprawdzie upodobania do owocowych kapeluszy i turbanów, tak jak Carmen, ale również stylizuje się na baianę i przyjmuje nazwisko Salvador, od stolicy stanu Bahia, którą jest oczarowana.
„Bez żalu, bez euforii”
Czytając książkę „Powietrze, którym oddychasz” pochodzącej z Pernambuco autorki Frances de Pontes Peebles, miałam wrażenie, że zanurzam się w dekadenckiej atmosferze przedwojennego Rio de Janeiro, szczególnie Lapy, gdzie toczy się akcja powieści. Są to czasy, gdy rodzi się samba. Powstaje wiele zespołów, które ją grają. Młodzi ludzie aspirują do roli gwiazd, ale rzecz jasna dla większości ten status pozostaje w sferze marzeń. A nawet jeśli spełnia się muzyczny sen, to los może się okazać tragiczny, tak jak dla Carmen oraz Sofii.
Wcześniej czytałam inną powieść tej autorki zatytułowaną „Szwaczka”. Tam z kolei autorka opisywała świat cangaceiros, romantycznych bandytów z północnego wschodu, których najsłynniejszym przedstawicielem był Lampião. Obydwie powieści dobrze się czyta, choć nie należą do nurtu przesadnie ambitnej literatury. Dla mnie mają jeszcze tę zaletę, że są to grube książki: ponad 500 stron. Jeśli poszukujecie sympatycznych czasoumilaczy z akcją w Brazylii, to polecam.
http://caipiroska.pl/sofia-salvador-siostra-carmen-mirandy/
Z plantacji trzciny cukrowej w Pernambuco, przez Lapę, słynącą z życia rioskiej bohemy, do Ameryki. Prawdziwa Carmen i fikcyjna Sofia mają ze sobą wiele wspólnego. Losy tej drugiej poznajemy w książce „Powietrze, którym oddychasz”.
„Jesteśmy z samby”
Sofia Salvador, zanim stała się słynną artystką, nazywała się...
2019-04-12
Recenzja:
http://caipiroska.pl/miasto-gangow-takiego-rio-nie-znacie/
Świetna książka, która pozwala poznać lepiej tę stronę Rio de Janeiro, której turysta nie powinien poznawać na własnej skórze.
A jednak to, co się dzieje w fawelach wpływa na bezpieczeństwo w całym mieście, tym bardziej dobrze jest to zrozumieć.
Recenzja:
http://caipiroska.pl/miasto-gangow-takiego-rio-nie-znacie/
Świetna książka, która pozwala poznać lepiej tę stronę Rio de Janeiro, której turysta nie powinien poznawać na własnej skórze.
A jednak to, co się dzieje w fawelach wpływa na bezpieczeństwo w całym mieście, tym bardziej dobrze jest to zrozumieć.
2019-02-18
2017-08-20
2017-08-02
2017-06-30
2017-03-22
2017-03-14
https://caipiroskalifestyle.wordpress.com/2017/03/14/tu-bylem-tony-halik/
“Aventurero, był jak trąba powietrzna, co za człowiek – jakby przybywał z innej planety, od dziecka chciał żyć inaczej niż wszyscy dookoła, miał niesamowicie barwne życie, a jeszcze obudowywał je sobie legendami. Nie kłamał. On w nie wierzył” – tak Halika opisują znajomi i przyjaciele.
Jak przez mgłę pamiętam cykl programów podróżniczych “Pieprz i wanilia”, oczywiście kojarzę nazwiska Tony’ego Halika i Elżbiety Dzikowskiej, zatem po ukazaniu się tej książki, miałam pewne pojęcie, o kim ta książka jest. To, o czym nie miałam pojęcia, to jakie barwne życie miał Tony Halik i jakim sam był barwnym człowiekiem.
Uwielbiam książki podróżnicze, zwłaszcza o Ameryce Południowej. Tutaj mamy z Halikiem coś wspólnego – on jest Argentyńczykiem i ma wielki sentyment do tej części świata. Jego umiłowanie przygody i rozmach, z jakim o swoich przygodach opowiada, kojarzy mi się z najlepszymi książkami podróżniczymi z mojego dzieciństwa, pisanymi w starym stylu, z użyciem słów, których teraz już mało kto używa i opisujących świat, którego teraz już nie ma. Moją ukochaną książką z tego cyklu jest “Życie wielkiej rzeki” Wiktora Ostrowskiego, którą kiedyś odkryłam w miejskiej bibliotece, a po wielu latach kupiłam na własność w antykwariacie. Tak samo wszystkie książki Arkadego Fiedlera – podobny klimat. I po wielu latach znalazłam go również w tej książce, o Tonym Haliku.
Raz, że to podróżnik w starym dobrym stylu, jaki kojarzy mi się z Fiedlerem, Ostrowskim. Dwa, świat widziany jego oczami już przeminął. Jest taka książka Halika pt. “Z kamerą i strzelbą przez Mato Grosso” (zaraz idę do biblioteki ją wypożyczyć). Akurat wróciłam z Mato Grosso i nawet jeszcze przed lekturą książki Halika mogę powiedzieć, że tamtego Mato Grosso już nie ma. Pisał swoją książkę w czasach, gdy był jeden stan Mato Grosso, a obecnie ten stan został podzielony na 2: Mato Grosso i Mato Grosso do Sul. Ze strzelbą już nikt tam nie biega, poza kłusownikami, polującymi na jaguary. Z kamerą – owszem. Sama biegałam z aparatem za kapibarami i kajmanami, ale populacja jaguarów została tak mocno przetrzebiona, że szczęściem jest jakiegoś dojrzeć w oddali. Dzikich Indian też tam nie widziałam, więc podejrzewam, że oprawianie ludzkich głów nie jest praktykowane.
Gdybym poznała Halika, na pewno bym go z miejsca pokochała. Za jego szalony entuzjazm, który nie uznawał żadnych ograniczeń, za żądzę przygód i za to, że wracając z jednej wyprawy już planował następną – to trochę jak ja, chociaż skala na pewno inna. Był hojny i wspaniałomyślny (dawał pieniądze na przykład na leczenie swoich znajomych), odważny aż do przesady (narażał się na różne ryzyka dla dobrego zdjęcia), nie przejmował się, co myślą o nim inni (kocham taką postawę), trochę się popisywał, głównie przed kamerą, był szołmenem. Elżbieta Dzikowska sama mówi: “no jak miałam się nie zakochać w tym wariacie?”. Wyrażanie podróżniczych życzeń w jego obecności było niebezpieczne, bo zaraz chciał je wszystkie spełniać i najczęściej spełniał. Naprawdę straszne :)
Najbrzydsze państwo świata? Państwo Halikowie – ze względu na Tony’ego, rzecz jasna, bo Elżbieta była piękną kobietą, adorowaną przez samego prezydenta Meksyku. Podobało mi się, że autor bez pardonu odniósł się do wyglądu Halika – zazwyczaj w książkach to kobiecą urodę się komentuje. Zaskoczenie. I bardzo śmieszne fragmenty z tym związane.
Cudowna jest ta książka, czyta się ją z szerokim uśmiechem na ustach i czasem tylko kręci się głową z niedowierzaniem, co ten Halik znowu powymyślał. Nie mógł usiedzieć w miejscu nawet gdy już był stary i chory. Ciało odmawiało posłuszeństwa, ale dusza wcale się nie zestarzała. Obowiązkowa lektura dla wszystkich mentalnych staruszków, którzy nawet nie próbują czegoś w swoim życiu zmienić, tylko siedzą i narzekają. Wyobrażam sobie, że jedyne na co Halik narzekał, to że nie zdąży zobaczyć wszystkich miejsc i przeżyć wszystkich przygód, jakie są do przeżycia. Dlatego tak się spieszył, żeby nabrać z życia garściami jak najwięcej. I udało mu się bardzo dużo. Patrzę z podziwem. “Tu byłem. Tony Halik” dołączy do moich ulubionych książek, a jej bohater do moich podróżniczych idoli. To pa, idę planować gdzie tu by teraz wyjechać.
https://caipiroskalifestyle.wordpress.com/2017/03/14/tu-bylem-tony-halik/
“Aventurero, był jak trąba powietrzna, co za człowiek – jakby przybywał z innej planety, od dziecka chciał żyć inaczej niż wszyscy dookoła, miał niesamowicie barwne życie, a jeszcze obudowywał je sobie legendami. Nie kłamał. On w nie wierzył” – tak Halika opisują znajomi i przyjaciele.
Jak przez...
2017-01-13
Kocham Gibę, ale książka słaba.
Kocham Gibę, ale książka słaba.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-10-02
http://caipiroska.pl/brazylia-kraj-przyszlosci/
Fundacja Terra Brasilis wyświadczyła wielką przysługę tym, którzy chcą zrozumieć Brazylię. Właśnie pojawiła się książka “Brazylia kraj przyszłości?” Koniecznie ze znakiem zapytania, bo to pytanie pozostaje otwarte.
Zrozumieć Brazylię
Poznawanie Brazylii, jej zrozumienie to praca rozpisana na lata. Nie chcę bynajmniej powiedzieć, że to orka na ugorze czy niewdzięczne zadanie, o nie! Próby zgłębienia tego skomplikowanego kraju to fascynująca przygoda, jednak nie da się tego zrobić na wakacyjnym wyjeździe, a nawet studiując portugalistykę przez pięć lat. Mówię to ze swojego doświadczenia – osoby, która idąc na te studia miała jeszcze pstro w głowie i niewiele wiedziała o Brazylii poza tym, że koniecznie chce się tam znaleźć, a przedtem czegoś o tym kraju nauczyć. Nie pomagał też fakt, że nie było wówczas sekcji brazylijskiej, tylko portugalska i głównie uczyliśmy się o Portugalii, łącznie z wersją językową, którą potem musiałam już we własnym zakresie przerobić na wersję brazylijską, czyli jak to się mówi “abrasileirar o meu sotaque”.
Na studiach mieliśmy wiele solidnych podręczników na temat Brazylii, ale nie było wśród nich książki “Brazylia kraj przyszłości?”. Jak słyszę, na niektórych uczelniach ta pozycja ma wejść teraz do kanonu lektur studentów portugalistyki, co uważam za znakomity pomysł – powiem więcej, nie wyobrażam sobie, żeby nie weszła. Dzięki tej książce można lepiej i szybciej zrozumieć wiele złożonych zagadnień, które istnieją w Brazylii nie od dziś.
Nie tylko dla studentów
Książka jest podzielona na kilka części, a w każdej z nich znajdziemy artykuły czy wywiady, zgłębiające dany temat. Niektóre z nich są napisane językiem bardziej akademickim, inne publicystycznym, luźniejszym. Dlatego “Brazylia kraj przyszłości?” może być podręcznikiem dla studentów, o czym wspomniałam wcześniej, ale też dla wszystkich, którzy interesują się Brazylią, niekoniecznie z naukowego punktu widzenia. Nie obawiajcie się sztywnej dysertacji naukowej, z napuszonymi zwrotami, których znaczenie trzeba sprawdzać co chwilę w encyklopedii. Autorzy i tłumacze znaleźli złoty środek, który pozwala na swobodną lekturę, przy jednoczesnym poważnym potraktowaniu omawianych kwestii.
Moim zdaniem, a więc osoby, która Brazylią interesuje się od bardzo dawna, łącznie z formalnym wykształceniem w tym kierunku, “Brazylia kraj przyszłości?” to pozycja przełomowa i piszę to z pełną świadomością. Już wyjaśniam dlaczego. W tej książce w zrozumiały i prosty sposób wyjaśniono przyczyny problemów, z jakimi mierzy się współczesna Brazylia oraz powiązano te przyczyny ze skutkami. Jeśli opisano nierówności społeczne i rasizm, to z pełną analizą tego zjawiska 500 lat wstecz. Można to zrozumieć już po lekturze jednego rozdziału – a jeśli ktoś chce, może dalej zgłębiać temat przy pomocy dołączonej bibliografii.
Odkrywanie Brazylii
Dla mnie lektura książki była często zebraniem i przypomnieniem informacji, na które wcześniej już natrafiałam – tutaj często z innej perspektywy (na przykład jest różnica w tym, jak bieżące wydarzenia polityczne są przedstawiane przez brazylijskie media, a jakie spojrzenie proponują autorzy tej książki). Ale w wielu miejscach była dla mnie odkrywcza! Spokojnie się przyznaję do tego, że nie pozjadałam wszystkim rozumów i wciąż uczę się nowych rzeczy o Brazylii, a ta książka to krok milowy w tym właśnie kierunku. Nie ukrywam też, że podzielam stanowisko autorów i ich opinię na to, co obecnie dzieje się w Brazylii, więc może tym lepiej mi się czytało.
Dzięki książce “Brazylia kraj przyszłości?” polski czytelnik dostaje szansę zrozumienia tego wspaniałego kraju, spojrzenia głębiej niż tylko na pocztówkowe wizje w postaci samby, karnawału i piłki nożnej. Pod tą powierzchnią, kryje się wiele skomplikowanych procesów społecznych, politycznych i kulturalnych, które od setek lat kształtowały Brazylię i nadal ją zmieniają.
Uważam, że taką samą szansę powinien dostać także anglo- i portugalskojęzyczny czytelnik, dlatego mam szczerą nadzieję, że książka zostanie przetłumaczona co najmniej na te dwa języki. A z tego co słyszałam na spotkaniu o książce, planowana jest jej kontynuacja, co uważam za doskonały pomysł i z przyjemnością przeczytam i napiszę na temat “Brazylia kraj przyszłości?” vol. 2.
http://caipiroska.pl/brazylia-kraj-przyszlosci/
Fundacja Terra Brasilis wyświadczyła wielką przysługę tym, którzy chcą zrozumieć Brazylię. Właśnie pojawiła się książka “Brazylia kraj przyszłości?” Koniecznie ze znakiem zapytania, bo to pytanie pozostaje otwarte.
Zrozumieć Brazylię
Poznawanie Brazylii, jej zrozumienie to praca rozpisana na lata. Nie chcę bynajmniej...
2016-09-12
Recenzja pochodzi z portalu caipiroska.pl
http://caipiroska.pl/nemezis-o-czlowieku-z-faweli-i-bitwie-o-rio/
„NEMEZIS. O CZŁOWIEKU Z FAWELI I BITWIE O RIO”
Przemoc w Rio czai się na wzgórzach, w fawelach i rozlewa się na pozostałe dzielnice. Książka „Nemezis” Mishy Glenny’ego pozwala zrozumieć sposób działania karteli narkotykowych, władców wzgórz, a także dowiedzieć się, jak to wszystko się zaczęło.
Nem, przestępca z przypadku
Świat nie jest czarno-biały, wszystko jest względne i nawet tak odrażający proceder jak handel narkotykami, można próbować jakoś zrozumieć i wytłumaczyć. Najlepiej świadczy o tym historia Antônia, który tak właśnie miał na imię, zanim stał się Nemem, budzącym postrach donem narkotykowym Rocinhii. Antônio nie był jednym z tych chłopaków, którzy od najmłodszych lat biegają z pistoletem i wysługują się kartelowym bossom. Żył sobie spokojnie do czasu, gdy zachorowała jego mała córeczka. Pieniądze na jej leczenie pożyczył właśnie od herszta gangu i odpracował dług w strukturach kartelu. Okazał się tak pojętny i ambitny, że wkrótce sam objął dowództwo.
Jednak myli się ten, kto uważa, że szef gangu z Rocinhii jest twardzielem w każdych okolicznościach i podejmuje decyzje wyłącznie z zimną krwią. Nem daje się poznać jako osoba na swój gangsterski sposób wrażliwa, targają nim wątpliwości, a priorytetem jest dla niego bezpieczeństwo jego dzieci. Trzeba dodać, że ma je z różnymi kobietami, jak na latynoskiego maczo przystało. Jako wierny mąż nie zdobyłby uznania w gangu, gdzie imponuje się kobietom pistoletem i pieniędzmi.
“Nem nie jest wzorem cnót ani nie jest diabłem. To inteligentny, bystry mężczyzna dobiegający czterdziestki. Odebrał solidne wykształcenie i nie mam wątpliwości, że odniósłby sukces jako biznesmen w branży niezwiązanej z przestępczością” – pisze autor.
O inteligencji Nema niech świadczy fakt, że chcąc wycofać się z “branży” uczynił to w sposób nie narażający jego samego ani jego rodziny na zemstę z niczyjej strony. Zaplanował własne aresztowanie. W ten sposób zyskał szacunek u byłych kamratów z faweli, a policja poprawiła swój wizerunek, ogłaszając pojmanie groźnego przestępcy.
Klucz do zrozumienia Brazylii
Skąd wzięła się nazwa “fawela”, kim byli jej pierwsi mieszkańcy? Jak doszło do tego, że wzgórza Rio opanowała przerażająca wojna narkotykowa i jakie gangi biorą w niej udział? Jak walkę karteli z policją przedstawiają główne brazylijskie media? Jakie grzechy mają na sumieniu policjanci i politycy? To tylko kilka pytań, na które znajdziecie odpowiedzi w książce.
“Nemezis” jest podróżą przez nieużytki Północnego Wschodu, odludzia Amazonii i wzgórza Rio de Janeiro. Jest opowieścią o brazylijskim społeczeństwie, historii i kulturze. Chociaż imię Nema pojawia się w tytule, to wcale nie on jest tu najważniejszy – jest jednym z wielu favelados, których losy skręciły na przestępczą ścieżkę. Ta książka ma wielu innych bohaterów, niektórzy są wymienieni z imienia, inni nie. Ale to ich historie tworzą tę barwną opowieść.
Dziękuję Wydawnictwu Czarne za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Recenzja pochodzi z portalu caipiroska.pl
http://caipiroska.pl/nemezis-o-czlowieku-z-faweli-i-bitwie-o-rio/
„NEMEZIS. O CZŁOWIEKU Z FAWELI I BITWIE O RIO”
Przemoc w Rio czai się na wzgórzach, w fawelach i rozlewa się na pozostałe dzielnice. Książka „Nemezis” Mishy Glenny’ego pozwala zrozumieć sposób działania karteli narkotykowych, władców wzgórz, a także dowiedzieć się,...
2016-08-30
Recenzja na portalu o Brazylii caipiroska.pl
http://caipiroska.pl/klawisze-w-wiezieniu-mieszka-zlo/
“KLAWISZE”. W WIĘZIENIU MIESZKA ZŁO.
Pierwsza książka Drauzio Varelli “Ostatni krąg” została sfilmowana, a jej ekranizacja pt. “Carandiru” stała się światowym hitem. Właśnie ukazała się jego druga książka, “Klawisze”.
Normalnie, jak w więzieniu
Na pytanie “Kim chcesz zostać, gdy dorośniesz?” mało kto odpowie: strażnikiem więziennym. A właśnie taki plan od dzieciństwa miał José Carlos Cecílio. Pozostali klawisze bynajmniej nie marzyli o tym, że będą pilnować niebezpiecznych przestępców w przepełnionym brazylijskim więzieniu. Tak wyszło. Gdy ma się rodzinę na utrzymaniu, trudno wybrzydzać w ofertach, których zresztą nie ma zbyt wiele.
“Do więziennictwa trafili skuszeni raczej bezpieczną państwową posadą niż powodowani jakimś szczególnym powołaniem (…) Zazwyczaj wychowani przez surowych rodziców, którzy wpoili im żelazne zasady postępowania, dorastali w tych samych peryferyjnych dzielnicach, skąd pochodzą ludzie marginesu. Niezliczone są przypadki strażników, pod których pieczę w więzieniu trafili koledzy z dzieciństwa.”
Strażników i więźniów wiele łączy, a jedną z rzeczy która ich dzieli jest to, że strażnicy po pracy opuszczają mury więzienia, podczas gdy skazani tam zostają. Jednak na co dzień muszą żyć obok siebie, żyć ze sobą – rozmawiać, współpracować, chronić się nawzajem. Nie oznacza to jednak, że kiedykolwiek się zaprzyjaźnią. Pomiędzy tymi grupami nie ma równości i klawisze wiedzą, kiedy mogą wykorzystać przewagę – w sytuacjach zagrożenia lub wyższej konieczności nie cofają się przed niczym i mają swoje sposoby, aby okiełznać podopiecznych. Postrachem więźniów jest tzw. “papuzi drążek” – podwieszony na nim człowiek wyśpiewa wszystko.
“Kiedy podejrzany wszedł do sali, Hulk zrobił nieprzyjemną minę i zapytał spokojnie:
– Miałeś już okazję poznać „papuzi drążek”?
– Tak, proszę pana, wieszali mnie w areszcie śledczym.
(…)
Z pomocą kolegi związał przeguby więźnia kawałkami podartej szmaty, przełożył żelazną sztabę pod jego zgiętymi nogami, aby znalazła się między spętanymi rękoma i kolanami, podniósł ją z ziemi i oparł na dwóch biurkach. Mężczyzna wisiał teraz głową w dół w pozycji zwanej „kurczak z rożna”, co w brazylijskich więzieniach tamtej epoki było jedną z najpopularniejszych tortur.
Po pięciu minutach opuścili sztabę i położyli chłopaka na ziemi. Hulk zbliżył się do niego i powiedział ojcowskim tonem:
– Synu, masz piętnaście minut, żeby się zastanowić nad życiem. Niedługo tu wrócę, żeby cię powiesić na kolejne dziesięć minut, choć tego nie chcę. Nie byłoby z twojej strony mądrzej, gdybyś jednak zmienił zdanie?”
Między nami klawiszami
Natomiast relacje pomiędzy strażnikami – przynajmniej w grupie, która opisuje Drauzio Varella, czyli w Radzie Wódkownictwa – są serdecznie i przyjacielskie. Ujęła mnie historia klawisza, którego żona wyrzuciła z domu i wszyscy koledzy poszli wstawić się za nieszczęśnikiem – z jakim skutkiem, przeczytacie w książce.
“Zapłaciliśmy rachunek, wstaliśmy i ruszyliśmy w stronę wyjścia. Zanim przeszliśmy przez drzwi, Cień zwrócił się dramatycznym tonem do całej grupy:
– Poproszę was o coś, o co prosi się tylko najdroższych przyjaciół: chodźcie wszyscy do mnie, jeśli przyjdę z wami, nie będzie miała odwagi mnie wyrzucić.
Prośba ta natychmiast wywołała bunt: „Ja, najdroższy przyjaciel?”; „O nie, taka szopka to nie dla mnie”; „A czy ja jestem psychoterapeutą dla łajdaków?”; „Skąd ci przyszło do głowy, że jesteśmy przyjaciółmi?”; „Facet, ty mnie z kimś chyba pomyliłeś”. (…) Ostatecznie zwyciężyła empatia, która jednoczy mężczyzn, bez względu na rasę i wyznanie, kiedy trzeba pomóc przyjacielowi zdradzającemu żonę.”
Carandiru i co dalej
“Klawisze” zaczynają się od wspomnienia masakry w Carandiru, 2 października 1992 roku. Jej świadkiem był Drauzio Varella, lekarz – wolontariusz. Ta data na zawsze skojarzyła nazwę więzienia Carandiru ze śmiercią 111 więźniów. Krwawo stłumiony bunt osadzonych odbił się szerokim echem w Brazylii i poza jej granicami. Wszystkie problemy brazylijskiego więziennictwa, łamanie praw więźniów, tortury – te kwestie były wówczas na ustach wszystkich. Temu tematowi poświęciłam też jeden z rozdziałów mojej pracy magisterskiej o prawach człowieka w Brazylii.
Książka to świetnie napisany (i przetłumaczony) zbiór historii z życia strażników więzienia Carandiru w São Paulo. W stałym gronie zbierają się po pracy i dzielą się wydarzeniami zza i spoza więziennych murów.
„Koledzy twierdzą, że Irani ma więcej historii do opowiedzenia niż dwie manikiurzystki razem wzięte. Rzeczywiście jest gawędziarzem, który potrafi zahipnotyzować słuchacza. Pracując od wielu lat w systemie penitencjarnym, zdołał poznać cały repertuar problemów typowych dla więziennego życia. Jego relacje są dramatyczne i wzbogacane pauzami, które pozwalają słuchaczowi wziąć oddech i zaostrzają apetyt na ciąg dalszy.”
Dzięki “Klawiszom” poznajemy sposób ich myślenia, zachowanie wobec osadzonych, a także co bardzo ciekawe, życie osobiste. Klawisze opisani przez Varellę wzbudzają sympatię, ale i współczucie. To nie są dobrze zbudowani osiłkowie, bezmyślnie wykonujący rozkazy. To ludzie z krwi i kości, inteligentni, zabawni, ale też doświadczeni przez życie i borykający się z wieloma problemami. Warto ich poznać i spróbować zrozumieć.
Dziękuję Wydawnictwu Czarne za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
“Klawisze” (port. Carcereiros)
Autor: Drauzio Varella
Tłumaczenie: Michał Lipszyc
Data polskiego wydania: 2016, Wydawnictwo Czarne
Źródło okładki na zdjęciu: Wydawnictwo Czarne
Cytaty pochodzą z książki.
Recenzja na portalu o Brazylii caipiroska.pl
http://caipiroska.pl/klawisze-w-wiezieniu-mieszka-zlo/
“KLAWISZE”. W WIĘZIENIU MIESZKA ZŁO.
Pierwsza książka Drauzio Varelli “Ostatni krąg” została sfilmowana, a jej ekranizacja pt. “Carandiru” stała się światowym hitem. Właśnie ukazała się jego druga książka, “Klawisze”.
Normalnie, jak w więzieniu
Na pytanie “Kim chcesz...
2016-04-10
2015-11-27
Bardzo dobra książka, ale nieco wysiłku wymagało, żeby przeczytać te prawie 500 stron drobnym drukiem. Interesujące spojrzenie na dyktaturę Trujillo z kilku różnych perspektyw. Teraz pora obejrzeć film :)
Bardzo dobra książka, ale nieco wysiłku wymagało, żeby przeczytać te prawie 500 stron drobnym drukiem. Interesujące spojrzenie na dyktaturę Trujillo z kilku różnych perspektyw. Teraz pora obejrzeć film :)
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-11-13
2014-08-14
Bardzo fajna i ciekawa książka o Brazylii.
Sporo się z niej dowiedziałam.
Autor podczas podróży nie skupia się na sobie, ale na kraju, który odwiedza i na ludziach, których tam poznaje. To też jest interesujące, że każde miasto czy region zwiedza w towarzystwie tubylca i nie kogoś przypadkowego, ale pisarza, artysty czy kogoś innego, kto potrafi świetnie wprowadzić go w lokalną rzeczywistość.
Czytałam z przyjemnością, zwłaszcza że podczas lektury sama byłam w Brazylii :)
Bardzo fajna i ciekawa książka o Brazylii.
Sporo się z niej dowiedziałam.
Autor podczas podróży nie skupia się na sobie, ale na kraju, który odwiedza i na ludziach, których tam poznaje. To też jest interesujące, że każde miasto czy region zwiedza w towarzystwie tubylca i nie kogoś przypadkowego, ale pisarza, artysty czy kogoś innego, kto potrafi świetnie wprowadzić go w...
2014-07-18
Futbol w tej książce jest pretekstem, żeby opowiedzieć o brazylijskim społeczeństwie w szerszym wymiarze: o wierzeniach, przesądach, religii, korupcji, polityce.
Odejmuję jedną gwiazdkę, bo nic mnie tak nie irytuje jak literówki w portugalskich nazwach, a tu było ich kilka - niedużo, ale w tak dobrej książce redaktor powinien się bardziej przyłożyć.
Futbol w tej książce jest pretekstem, żeby opowiedzieć o brazylijskim społeczeństwie w szerszym wymiarze: o wierzeniach, przesądach, religii, korupcji, polityce.
Odejmuję jedną gwiazdkę, bo nic mnie tak nie irytuje jak literówki w portugalskich nazwach, a tu było ich kilka - niedużo, ale w tak dobrej książce redaktor powinien się bardziej przyłożyć.
Nie oceniam, bo doczytałam tylko do połowy. Szkoda mi czasu na całość.
Nie oceniam, bo doczytałam tylko do połowy. Szkoda mi czasu na całość.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Recenzja pochodzi z bloga
http://caipiroska.pl/nie-spij-tu-sa-weze-w-swiecie-indian-piraha/
Młody amerykański misjonarz postanawia zamieszkać z rodziną w sercu amazońskiego lasu, z plemieniem Pirahã. Jak łatwo zgadnąć, jego celem jest ewangelizacja Indian. I tu zaczynają się niespodzianki.
Książka pełna pozytywnych zaskoczeń
Dotarcie do odległych amazońskich plemion i poznanie ich zwyczajów jest marzeniem wielu podróżników. Niektórzy z tych, którym się to udało, piszą potem mniej lub bardziej ciekawe książki na temat swoich wrażeń z kontaktu z rdzennymi ludami. Myślałam, że „Nie śpij, tu są węże!” Daniela Everetta będzie jedną z tego typu książek. Okazała się lekturą dużo bardziej wielowymiarową niż zwykła książka podróżnicza.
Daniel Everett przybył do brazylijskiego stanu Amazonas w latach 70. ubiegłego wieku. Chciał poznać kulturę ludu Pirahã, nauczyć się języka – żeby przetłumaczyć Biblię i ich nawrócić. Czytelnik spodziewa się lektury przepełnionej natchnionymi fragmentami, tudzież opisów nieuchronnej frustracji, bo plemię Pirahã opiera się próbom nawracania już od ponad 200 lat. Dostaje jednak coś zupełnie innego: fascynującą opowieść o życiu członków plemienia, które nasza cywilizacja określa jako „prymitywne”. Ale dokładniejsze poznanie Pirahã każe się zastanowić, czy to aby na pewno właściwe określenie.
Życie w rytmie amazońskiej przyrody
Indianie Pirahã żyją w malowniczym, ale i niewybaczającym błędów środowisku. Przyroda Amazonii jest przepotężna, wymusza podejście pełne pokory. Pirahã to rozumieją. Ich styl życia, a także język i system ich wierzeń, są zgodne z rytmem natury. Żyją dniem dzisiejszym, nie zawracają sobie głowy wydumanymi problemami, akceptują to, co ich spotyka. Nie przyjmują abstrakcji, jaką jest dla nich chrześcijański Bóg.
„Pirahã zbudowali swoją kulturę na tym, co jest przydatne w przetrwaniu. Nie martwią się tym, czego nie wiedzą, nie sądzą też, że mogą wszystko pojąć. Nie pragną również wiedzy i rozwiązań, które pochodzą od innych.”
Pirahã rozumieją Amazonię. Kąpią się w rzece, do której ktoś kilka metrów dalej wrzucił małpie wnętrzności i teraz ten kąsek rozszarpują piranie. Zachowują spokój w sytuacji, w której ktoś z Zachodu zaczyna panikować. („Nie będą chciały nas zjeść?” – zapytałem. „Nie. Tylko wnętrzności małpy” – odpowiedział Kóhoi). Dostrzegają czającego się w ciemności kajmana, podczas gdy idący przodem z latarką Amerykanin go nie widzi. Takich opisów jest w książce pełno. Pirahã nie potrafią odnaleźć się w dużym mieście, ale w amazońskim lesie są w domu, gdzie znają każdy kąt.
„Czy umiesz to jeść?”
Daniel Everett jest najczęściej cytowanym badaczem, jeśli chodzi o język i kulturę Pirahã. Spędził wiele lat, studiując te zagadnienia. Cały rozdział książki jest poświęcony kwestiom językowym. Ta część była dla mnie chwilami nieco nużąca, ale i tutaj autor wplatał barwne historie i anegdoty, więc absolutnie nie zalecam, żeby zupełnie pominąć ten rozdział, nawet jeśli ktoś nie jest zafascynowany językoznawstwem.
Pirahã są językowymi dyplomatami. Nie chcą wprawiać nikogo w zakłopotanie, częstując na przykład daniami, których ktoś nie lubi. Pytają tylko „czy umiesz to jeść / czy wiesz, jak to jeść?” Jeśli ktoś mówi, że nie umie, to kończy dyskusję – nie jest namawiany, żeby jednak spróbował. Szkoda, że niektóre z moich starszych cioć nie stosują podejścia Pirahã na rodzinnych spotkaniach! Gdy utrudzony dźwiganiem ciężkich gałęzi autor słania się na nogach ze zmęczenia, wojownik Pirahã zabiera mu ładunek ze słowami „daj poniosę, ty nie wiesz jak to nieść”.
Rozdział o języku jest warty przeczytania także dlatego, że autor dzieli się refleksją na temat związku języka z kulturą. Zgadzam się w 100% z jego twierdzeniem, że nie da się tak naprawdę nauczyć języka, jeśli jednocześnie nie mamy pojęcia na temat społeczności, która się nim posługuje. Ilustruje to anegdotka: autorowi zamarzyła się sałatka, ale skąd ją wziąć w środku lasu? Po wielu tygodniach samolot dowiózł potrzebne składniki i gdy Daniel delektował się sałatką, odwiedził go ktoś z wioski Pirahã.
„Pirahã nie jedzą liści” – poinformował mnie – „dlatego nie mówisz dobrze naszym językiem. My, Pirahã, mówimy dobrze naszym językiem i nie jemy liści”.
Odszedł, myśląc najwyraźniej, że właśnie dał mi klucz do nauki ich języka. Twierdziłem jednak, że zależność między jedzeniem sałaty a językiem pirahã jest co najmniej niezrozumiała. Co on, u licha, miał na myśli? Związek między tym, co zjadłem, a językiem, którym mówię? Niedorzeczne. Słowa te nadal nie dawały mi spokoju, jak gdyby uwagi Xahópati zawierały w sobie coś pożytecznego, gdybym tylko potrafił jakoś je rozgryźć (…)
Podobnie jak z większością niezwykłych rzeczy, które obserwowałem lub słyszałem u Pirahã, zdałem sobie w końcu sprawę, że Xahóapati powiedział mi więcej, niż byłem tego świadom; że mówienie w ich języku to życie w ich kulturze.
Nawrócenie
Daniel Everett był początkowo pełen pasji i przekonania, że uda mu się to, czego nie dokonało wielu przed nim: przekaże Indianom Pirahã chrześcijańską dobrą nowinę i ich nawróci. Opowiadał im historię własnego nawrócenia, co spotkało się z typową w tym plemieniu reakcją, czyli gromkim śmiechem. Nagrał dla nich fragmenty Nowego Testamentu w ich języku. I co? Bez rezultatu.
Nie mam pojęcia o nawracaniu (szczerze mówiąc wydaje mi się to dość męczące, dla obydwu stron), ale autor daje wskazówkę jak to robić: można na przykład wykazać, jak beznadziejne było czyjeś życie przed nawróceniem i jak bardzo zmieniło się ono na plus, już po fakcie. Ale jak to zrobić, jeśli „nawracana” grupa ludzi czuje się szczęśliwa i w żaden sposób nie daje sobie wmówić, że jest inaczej?
Jeśli naszym kryterium będzie skuteczne nawrócenie Pirahã na chrześcijaństwo, to trzeba przyznać, że autor poniósł sromotną klęskę. Oto słowa członka plemienia:
„Pirahã wiedzą, że opuściłeś rodzinę i swoją ziemię, aby przybyć tu i zamieszkać z nami. Wiemy, że robisz to, aby opowiedzieć nam o Jezusie. Chcesz, żebyśmy żyli jak Amerykanie. Ale Pirahã nie chcą żyć jak Amerykanie. Lubimy pić. Lubimy mieć więcej niż jedną kobietę. Nie chcemy Jezusa. Ale ciebie lubimy. Możesz z nami zostać. Ale nie chcemy więcej słyszeć o Jezusie. Dobrze?”.
Zaskakującą konkluzją książki jest to, że Daniel Everett sam doznał przemiany – z gorliwego misjonarza w człowieka, który w pewnym sensie przyjął optykę ludu Pirahã:
„Odrzucenie Ewangelii przez Pirahã sprawiło, że zacząłem kwestionować moją własną wiarę.(…) Kolejną przeszkodą nie do pokonania był mój rosnący szacunek do Pirahã. Tak wiele w nich podziwiałem. Byli bardzo niezależni. Woleli, abym przeniósł się ze swoim przesłaniem gdzieś indziej. Nie zamierzali kupować tego, co miałem im do sprzedania.
Wszystkie doktryny i przekonania, które były dla mnie drogie, w tej kulturze nie miały żadnego znaczenia. Uważali je za zabobon. Ja również coraz częściej traktowałem je w ten sposób.”
Recenzja pochodzi z bloga
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo tohttp://caipiroska.pl/nie-spij-tu-sa-weze-w-swiecie-indian-piraha/
Młody amerykański misjonarz postanawia zamieszkać z rodziną w sercu amazońskiego lasu, z plemieniem Pirahã. Jak łatwo zgadnąć, jego celem jest ewangelizacja Indian. I tu zaczynają się niespodzianki.
Książka pełna pozytywnych zaskoczeń
Dotarcie do odległych amazońskich plemion i...