Nie śpij, tu są węże! Życie i język w amazońskiej dżungli Daniel L. Everett 7,4
ocenił(a) na 720 tyg. temu Książka otwiera oczy i pozwala chociaż na chwilę spojrzeć na świat inaczej, niż do tej pory. Poprzez analizę języka Pirahã autor charakteryzuje całe plemię, jego życie codzienne i system wartości. Kto by się spodziewał, ile informacji może kryć się w języku!
Jak każda książka o misjonarzach, ta również budzi niepokój, że autor przyjechał do Pirahã w celu zniszczenia ich kultury, zaorania wierzeń i zaszczepienia swojej wizji świata i wiary w boga równie bezsensownego, jak dla ludzi Zachodu wydawać się mogą duchy zamieszkujące brazylijską puszczę. Na szczęście jego starania spełzły na niczym, a i on sam chyba dał sobie spokój z nawracaniem, skoro stracił wiarę (brawo, Pirahã!). Zastanawiam się jednak, na ile jego praca i wnioski z niej płynące usprawiedliwiają jego liczne, ciągnące się na przestrzeni 30 lat pobyty wśród Pirahã. Akurat to plemię świetnie sobie radzi z odrzucaniem wszystkiego, co im nie pasuje do ich wizji świata, pytanie jednak, co z innymi. Czy możemy - jako biali Europejczycy czy potomkowie Europejczyków - z butami wchodzić do życia bardziej podatnych na wpływy ludzi tylko dlatego, że chcemy ich poznać? Czy chęć zbadania genezy języka, poznania innych perspektyw i spojrzeń na świat daje nam przyzwolenie na podglądactwo? W ostatnim rozdziale autor podaje argumenty za. Oczywiście, ciekawe jest dowiedzenie się czegoś o zupełnie innej kulturze, a jego opowieść o Pirahã z pewnością zmieniła moje życie. Jednocześnie czuję, że to egocentryczne. Pirahã nauczyli się czerpać radość z życia bez podkradania pomysłów innych. Dlaczego my nie potrafimy zrobić tego samego? Dlaczego zawsze musimy dążyć do absolutnego poznania? Przecież znacznie ciekawsza jest sama droga, a tę każdy może przejść sam, czerpiąc z tego, co ma pod ręką.
Kolejna kwestia - tutaj autor rzeczywiście nauczył się języka pirahã i wiedział, o czym mówi, analizując go. Z takiej perspektywy czytanie o teorii Chomsky'ego, którą autor przedstawia, jest po prostu śmieszne. Jak widać, nie wystarczy chęć stworzenia uniwersalnej teorii. Żeby była naprawdę uniwersalna, potrzeba by poznać wszystkie języki świata - a na to życia nie starczy.
Przykre jest tylko to, że polska wersja książki została zarżnięta przez tłumacza. Ignorancja i niezwracanie uwagi na szczegóły czasem jest tylko irytująca (liczne błędy gramatyczne, brakujące słowa),a czasem prowadzi do rażących błędów, zupełnie zmieniających wydźwięk zdania, przez co to staje się niezrozumiałe. Karygodne wreszcie jest pisanie, że argument ilustruje przykład w języku angielskim, po czym przedstawiane jest zdanie polskie, bez tłumaczenia choćby w nawiasie. Innym razem przykład jest podany po angielsku, mimo że bez wielkiego wysiłku można by znaleźć podobne zdanie czy cechę w języku polskim. Szybkość tłumaczenia, chociaż pozwala na wydanie książki niedługo po jej publikacji w oryginalnym języku, czego wymaga świat XXI-wieku (a może wcale nie ma takiej konieczności),sprawia, że książka traci na wartości. Zamiast skupiać się na treści, czytelnik zwraca uwagę na niedoróbki i oczywiste błędy.