-
Artykuły
Plenerowa kawiarnia i czytelnia wydawnictwa W.A.B. i Lubaszki przy Centrum Nauki KopernikLubimyCzytać1 -
Artykuły
W świecie miłości i marzeń – Zuzanna Kulik i jej „Mała Charlie”LubimyCzytać1 -
Artykuły
Zaczytane wakacje, czyli książki na lato w promocyjnych cenachLubimyCzytać1 -
Artykuły
Ma 62 lata, jest bezdomnym rzymianinem, pochodzi z Polski i właśnie podbija włoską scenę literackąAnna Sierant4
Biblioteczka
2024-04-18
2024-04-15
Wreszcie sięgnęłam po “Cień wiatru” – książkę, o której od bardzo dawna słyszałam wiele dobrego. Czytelnicy wręcz zalewali ją pochwałami, a ja jakoś ciągle odkładałam lekturę na lepsze czasy. I w końcu te czasy nadeszły. Szukaliśmy z chłopakiem kolejnej książki, którą moglibyśmy razem przeczytać i tak oto padło na słynny “Cień wiatru”, a ja dołączyłam do grona osób, które zachwycają się powieścią Carlosa Ruiza Zafóna.
“Cień wiatru” opowiada historię Daniela Sempere, który wraz z ojcem udaje się na Cmentarz Zapomnianych Książek, aby tam znaleźć i ocalić od zapomnienia wybraną powieść. Daniel bierze sobie do serca swoje zadanie i, po pochłonięciu książki, kawałek po kawałku odkrywa smutną historię jej autora, Juliana Caraxa.
Podobnie jak główny bohater, ja również przepadłam czytając “Cień wiatru”. Powieść napisana jest prostym, ale przepięknym językiem, przez co bardzo łatwo się ją czyta. Postaci są wyraźne, łatwo je polubić i im współczuć, choć mój chłopak twierdzi, że trochę brakuje im głębi. Z zapartym tchem przewracałam kartka za kartką, stopniowo odkrywając historię Juliana i powiązania między bohaterami. Moment, kiedy kolejne elementy układanki wychodzą na jaw, daje ogromną satysfakcję, podobną do tej odczuwanej po ułożeniu puzzli.
Z jakiegoś powodu spodziewałam się, że książka będzie bardziej refleksyjna. Tymczasem jest tu dużo akcji, która toczy się na ulicach Barcelony, częściowo w czasach wojny domowej w Hiszpanii. Mimo wartkiej akcji, powieść przesycona jest smutkiem i melancholią towarzyszącą postaciom, które nie potrafią pogodzić się ze swoją przeszłością. Jak dla mnie są to dobrze wyważone proporcje. Ja przepadłam. Tym bardziej, że do Barcelony mam szczególny sentyment, a “Cień wiatru” pozwolił mi raz jeszcze przenieść się do miasta, które poniekąd odmieniło moje życie.
(Wyzwanie czytelnicze LC na kwiecień 2024: Przeczytam książkę, która przeniesie mnie w inne miejsce)
Wreszcie sięgnęłam po “Cień wiatru” – książkę, o której od bardzo dawna słyszałam wiele dobrego. Czytelnicy wręcz zalewali ją pochwałami, a ja jakoś ciągle odkładałam lekturę na lepsze czasy. I w końcu te czasy nadeszły. Szukaliśmy z chłopakiem kolejnej książki, którą moglibyśmy razem przeczytać i tak oto padło na słynny “Cień wiatru”, a ja dołączyłam do grona osób, które...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-01-10
Jest coś bardzo osobliwego w literaturze rosyjskiej... może to, że tak dokładnie potrafi oddać zawiłości ludzkiej psychiki? Że sięga w głąb duszy i obnaża najbardziej skrywane z ludzkich emocji? Bardzo ujęło mnie to kiedyś u Dostojewskiego, a teraz także w tym krótkim opowiadaniu Tołstoja.
"Śmierć Iwana Iljicza" bardzo prostym językiem ukazuje najpierw życie, a następnie chorobę i śmierć tytułowego bohatera. Jak przez lupę obserwujemy jego zachowanie, relacje z innymi ludźmi i kłamstewka, którymi się karmi; samotność w chorobie, zawiść względem innych, frustrację z powodu bezsilności lekarzy, refleksje na temat minionego życia i konsekwencje podjętych decyzji.
Towarzyszenie Iwanowi Iljiczowi w chorobie i umieraniu mnie także skłoniło do refleksji na temat tego, kto zostałby przy mnie w tak trudnych chwilach, i czego ja żałowałabym w obliczu śmierci. Ta gorzko-słodka historia z pięknym zakończeniem na długo zostanie w mojej pamięci.
Jest coś bardzo osobliwego w literaturze rosyjskiej... może to, że tak dokładnie potrafi oddać zawiłości ludzkiej psychiki? Że sięga w głąb duszy i obnaża najbardziej skrywane z ludzkich emocji? Bardzo ujęło mnie to kiedyś u Dostojewskiego, a teraz także w tym krótkim opowiadaniu Tołstoja.
"Śmierć Iwana Iljicza" bardzo prostym językiem ukazuje najpierw życie, a następnie...
2023-01-29
Jako fanka zarówno kultury japońskiej, jak i fantastyki, podchodziłam z wielkim entuzjazmem do "Czerwonego Lotosu", który zdawał się zgrabnie łączyć obydwa te elementy. I chociaż zarówno klimat Japonii, jak i wątki fantastyczne były dobrze utrzymane, to jednak im dalej zagłębiałam się w lekturę, tym bardziej byłam sceptyczna.
Trzeba przyznać, że Arkady Saulski wie, o czym pisze. Autor umiejętnie posługuje się słownictwem związanym z dalekowschodnimi militariami i garściami czerpie z historii i mitologii japońskiej, co z pewnością doceni każdy wielbiciel tej kultury.
Fabuła książki dosyć mocno nastawiona jest na akcję. Często dochodzi do krwawych i brutalnych, soczyście opisanych walk, gdzie trup ściele się gęsto. Czasami wręcz miałam wrażenie, że oglądam film lub grę osadzoną na polu bitwy średniowiecznej Japonii. Jak dla mnie tej akcji było trochę za dużo, przez co książka nie była tak angażująca, jak oczekiwałam. Według mnie, książka zyskałaby, gdyby zawierała więcej scen pchających fabułę do przodu, lub też mocniej skupiała się na bohaterach.
Ogólnie bohaterowie są raczej słabszą stroną "Czerwonego Lotosu". Ciężko w ogóle stwierdzić, jaki był Kentaro. Jedyne, co mogę o nim powiedzieć, to że był wyjątkowo dobrym wojownikiem - w pewnym momencie może nawet aż za dobrym. Główny bohater pokonuje wrogów w niesłychanym (nawet jak na fantastykę) tempie i ilości. Jego relacja z Torą to jedno wielkie nieporozumienie - motywacje postaci są banalne i nieprzekonywujące. Z bohaterów zdecydowanie najbardziej polubiłam Osu, Akinobu i Hebiego, o których losach akurat zawsze czytałam z zainteresowaniem. Szkoda, że poświęcono im tak mało czasu.
To, co najbardziej zniechęciło mnie podczas czytania "Czerwonego Lotosu" to brak jakiejkolwiek silnej postaci kobiecej. Tylko dwie kobiety w tej książce wymienione są z imienia, wszystkie są słabe, a ich rola ogranicza się do zaspokajania potrzeb cielesnych mężczyzn. Wzmianki o kurtyzanach pojawiają się średnio co kilka stron, i nie byłoby w tym nic złego, gdyby dla kontrastu w powieści znalazła się jakakolwiek żeńska postać warta uznania. Niestety, jedyny pierwiastek żeński w tej książce to "wiecznie chętne" dziewczęta z domu uciech. Nie chcę posunąć się do stwierdzenia, że książka jest seksistowska, ale z pewnością zaliczyłabym ją do typowo "męskiej fantastyki".
Możliwe, że za jakiś czas sięgnę po drugi tom. Mam nadzieję, że w drugiej części autor podreperował trochę bohaterów i ich motywacje, bo chociaż Nippon to ciekawie wykreowany świat, to jednak wartka akcja nie wystarczy, aby stworzyć dobrą powieść.
(Wyzwanie czytelnicze LC na styczeń 2023: Przeczytam pierwszy tom cyklu lub serii)
Jako fanka zarówno kultury japońskiej, jak i fantastyki, podchodziłam z wielkim entuzjazmem do "Czerwonego Lotosu", który zdawał się zgrabnie łączyć obydwa te elementy. I chociaż zarówno klimat Japonii, jak i wątki fantastyczne były dobrze utrzymane, to jednak im dalej zagłębiałam się w lekturę, tym bardziej byłam sceptyczna.
Trzeba przyznać, że Arkady Saulski wie, o czym...
2023-03-03
Sięgając po "Cienie między nami" liczyłam na lekką, nieco mroczną historię z wątkiem "enemies to lovers". Niestety, książka zupełnie nie spełniła moich oczekiwań.
Zdecydowanie największą wadą tej książki jest główna bohaterka, której w ogóle nie da się polubić. Alessandra Stathos ma oczywisty przerost ego i kieruje się w życiu wyłącznie własnymi, egoistycznymi kaprysami. Nie pamiętam, abym kiedykolwiek spotkała się z tak zgniłą i odpychającą postacią. Alessandra bawi się uczuciami innych bohaterów, manipuluje nimi, nawet dokonuje zbrodni, a to wszystko przedstawione jest w jak najbardziej pozytywnym świetle. W którymś momencie autorka chciała nadać trochę sensu zachowaniu bohaterki, ukazując jej backstory, jednak to nie zmienia faktu, że Alessandra jest zwyczajną jędzą. Często podczas lektury łapałam się na tym, że zamiast kibicować głównej bohaterce, liczyłam na to, że w końcu noga jej się powinie i sprawiedliwości stanie się zadość.
Bohaterowie drugoplanowi są żadni, służą tylko jako tło dla manipulacji Alessandry. Jedyną ciekawą postacią był Król Cieni, o którym zawsze czytałam z dużym zainteresowaniem, chociaż ostatecznie wątek unoszących się wokół niego cieni został potraktowany po macoszemu.
Zupełnie niezrozumiałe są dla mnie rozbudowane opisy strojów, które pojawiają się średnio co stronę. Nie wnoszą one nic do fabuły, a jedynie rozwlekają treść, która na szczęście ma tylko nieco ponad 300 stron. Sama historia przeciętna i dziurawa - dostajemy świat przedstawiony z jakimiś zasadami, ale oczywiście nie dotyczą one głównej bohaterki, która łamie każde możliwe prawo i pozostaje bezkarna. Poza tym, wiele rozwiązań fabularnych godzi w inteligencję czytelnika, jak chociażby sposób, jakim Alessandra zwróciła na siebie uwagę Króla Cieni, czy też ujawnienie głównego złoczyńcy.
Największe zalety tej książki to Król Cieni i fakt, że czyta się ją dość szybko. Mimo to nie polecam, szkoda czasu.
(Wyzwanie czytelnicze LC na luty 2023: Przeczytam książkę nominowaną w Plebiscycie Książka Roku 2022)
Sięgając po "Cienie między nami" liczyłam na lekką, nieco mroczną historię z wątkiem "enemies to lovers". Niestety, książka zupełnie nie spełniła moich oczekiwań.
Zdecydowanie największą wadą tej książki jest główna bohaterka, której w ogóle nie da się polubić. Alessandra Stathos ma oczywisty przerost ego i kieruje się w życiu wyłącznie własnymi, egoistycznymi kaprysami....
2023-12-23
Na wstępie warto nadmienić, że są dwie wersje "Portretu Doriana Graya". Pierwowzór powieści zawierał trzynaście rozdziałów, a rok po jego wydaniu ukazała się ocenzurowana wersja z dwudziestoma rozdziałami. Dlatego też "Portret Doriana Graya" czytałam podwójnie - jednocześnie czytałam wydanie trzynastorozdziałowe z 2015 roku (wydawnictwo Zysk i S-ka), jak i wydanie dwudziestorozdziałowe z roku 2021 (wydawnictwo ktoczyta.pl).
Wydanie z 2021 roku czyta się nieco trudniej, niż wydanie z roku 2015. Tłumaczenie w wykonaniu pana Kazimierza Czachowskiego zawiera bardzo długie zdania i często też dość nieoczywiste słowa. Nie jest to złe tłumaczenie, nie czyta się go źle, ale też nie czyta się go lekko i naturalnie. Ze względu na tłumaczenie, to wydanie zdecydowanie wymagało ode mnie więcej skupienia, niż wydanie z roku 2015.
Sam zamysł powieści i historia bardzo przypadły mi do gustu. Postacie są ciekawe, a fabuła wciąga i skłania do przemyśleń. Z zainteresowaniem śledziłam losy głównego bohatera, konsekwencje jego czynów, wewnętrzne rozterki i wpływy, którym ulega. Największą ciekawość wzbudzał oczywiście tytułowy portret i to, jak zmieniał się wraz z zepsuciem moralnym bohatera. Jeden rozdział dosyć niechlubnie wyróżnia się na tle reszty. Jest to najdłuższy rozdział w całej historii, który opisuje przepych, jakim otaczał się Dorian Gray. Ten rozdział zmęczył mnie niemiłosiernie, nic nie wnosił do historii, za to wlókł się w nieskończoność. Na szczęście cała reszta rekompensuje te nieszczęsne 20 stron.
Rozbieżność historii między wydaniem trzynastorozdziałowym i dwudziestorozdziałowym jest nieduża. W wydaniu dwudziestorozdziałowym, niektóre rozdziały są zwyczajnie inaczej podzielone. Są też rozdziały, które nie pojawiają się w wersji trzynastorozdziałowej, a które uzupełniają historię. Nie są one jednak niezbędne do zrozumienia powieści i postaci.
(Wyzwanie czytelnicze LC na listopad 2023: Przeczytam książkę straszną/niepokojącą)
Na wstępie warto nadmienić, że są dwie wersje "Portretu Doriana Graya". Pierwowzór powieści zawierał trzynaście rozdziałów, a rok po jego wydaniu ukazała się ocenzurowana wersja z dwudziestoma rozdziałami. Dlatego też "Portret Doriana Graya" czytałam podwójnie - jednocześnie czytałam wydanie trzynastorozdziałowe z 2015 roku (wydawnictwo Zysk i S-ka), jak i wydanie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-12-23
Na wstępie warto nadmienić, że są dwie wersje "Portretu Doriana Graya". Pierwowzór powieści zawierał trzynaście rozdziałów, a rok po jego wydaniu ukazała się ocenzurowana wersja z dwudziestoma rozdziałami. Dlatego też "Portret Doriana Graya" czytałam podwójnie - jednocześnie czytałam wydanie trzynastorozdziałowe z 2015 roku (wydawnictwo Zysk i S-ka), jak i wydanie dwudziestorozdziałowe z roku 2021 (wydawnictwo ktoczyta.pl).
Wydanie z 2015 roku zdecydowanie czyta się łatwiej, niż wersję z roku 2021. Tłumaczenie w wykonaniu pana Jerzego Łozińskiego czyta się lekko i naturalnie, wręcz płynie się przez lekturę.
Sam zamysł powieści i historia bardzo przypadły mi do gustu. Postacie są ciekawe, a fabuła wciąga i skłania do przemyśleń. Z zainteresowaniem śledziłam losy głównego bohatera, konsekwencje jego czynów, wewnętrzne rozterki i wpływy, którym ulega. Największą ciekawość wzbudzał oczywiście tytułowy portret i to, jak zmieniał się wraz z zepsuciem moralnym bohatera. Jeden rozdział dosyć niechlubnie wyróżnia się na tle reszty. Jest to najdłuższy rozdział w całej historii, który opisuje przepych, jakim otaczał się Dorian Gray. Ten rozdział zmęczył mnie niemiłosiernie, nic nie wnosił do historii, za to wlókł się w nieskończoność. Na szczęście cała reszta rekompensuje te nieszczęsne 20 stron.
Rozbieżność historii między wydaniem trzynastorozdziałowym i dwudziestorozdziałowym jest nieduża. W wydaniu dwudziestorozdziałowym, niektóre rozdziały są zwyczajnie inaczej podzielone. Są też rozdziały, które nie pojawiają się w wersji trzynastorozdziałowej, a które uzupełniają historię. Nie są one jednak niezbędne do zrozumienia powieści i postaci.
(Wyzwanie czytelnicze LC na listopad 2023: Przeczytam książkę straszną/niepokojącą)
Na wstępie warto nadmienić, że są dwie wersje "Portretu Doriana Graya". Pierwowzór powieści zawierał trzynaście rozdziałów, a rok po jego wydaniu ukazała się ocenzurowana wersja z dwudziestoma rozdziałami. Dlatego też "Portret Doriana Graya" czytałam podwójnie - jednocześnie czytałam wydanie trzynastorozdziałowe z 2015 roku (wydawnictwo Zysk i S-ka), jak i wydanie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-11-19
“Katia. Cmentarne love story” to kolejna powieść Anety Jadowskiej z uniwersum Thornu – alternatywnej, magicznej wersji Torunia. I bardzo się cieszę, że wreszcie mogę przebywać w tym świecie bez odpychającej postaci Dory!
Uważam, że Jadowska zbudowała cudowny świat, pełen magicznych stworzeń i ciekawych postaci. Niestety, w rozpoczynającym wszystko cyklu o Dorze Wilk cały odbiór psuje główna bohaterka, typowa wyidealizowana Mary Sue, której walory autorka podkreśla na każdej stronie. Strasznie zaburza to odbiór powieści, rozczarowuje i pozostawia czytelnika w dziwnym rozdarciu – z jednej strony chciałabym czytać dalej i bardziej wgłębić się w świat Thornu, ale błagam, tylko nie z Dorą!
“Katia” zapewnia nam właśnie to wszystko, czego zabrakło w debiutanckim cyklu Jadowskiej. Tutaj bohaterka jest już porządnie wykreowana, z krwi i kości, dająca się lubić. Choć pała się nietypowym zawodem nekromantki, przeżywa typowe ludzkie emocje, przez co łatwo z nią sympatyzować. I przede wszystkim nie jest tak zapatrzona w siebie jak Dora. Nawiasem mówiąc, Dora przewija się również i w tej historii, co za każdym razem sprawiało, że wywracałam oczami. Na szczęście nie ma jej zbyt dużo. Warto wspomnieć, że jeśli jest się w trakcie czytania cyklu o Dorze Wilk, może lepiej poczekać z lekturą Katii, gdyż można sobie co nieco zaspoilerować.
Dobrze mi się czytało “Katię”. To lekka powieść, a cmentarz, duchy i nekromancka magia w tle sprawiają, że idealnie nadaje się do czytania podczas deszczowych, jesiennych wieczorów. Mam nadzieję, że ukażą się kolejne tomy o przygodach Katii – chętnie sięgnę po więcej.
(Wyzwanie czytelnicze LC na kwiecień 2024: Przeczytam książkę, która przeniesie mnie w inne miejsce)
“Katia. Cmentarne love story” to kolejna powieść Anety Jadowskiej z uniwersum Thornu – alternatywnej, magicznej wersji Torunia. I bardzo się cieszę, że wreszcie mogę przebywać w tym świecie bez odpychającej postaci Dory!
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toUważam, że Jadowska zbudowała cudowny świat, pełen magicznych stworzeń i ciekawych postaci. Niestety, w rozpoczynającym wszystko cyklu o Dorze Wilk cały...