rozwiń zwiń

OPINIE UŻYTKOWNIKÓW

Dodaliście już:
1
5
1
5
opinii o książkach

Najnowsze opinie

Video-opinia Dream again Mona Kasten
4,0 / 10
26.04.2024
Opinia Bitcoin w 1 dzień. Wszystko co musisz wiedzieć by z... Kevin Clarkson
10,0 / 10
26.04.2024

Dzisiaj chciałabym podzielić się z Wami moją opinią na temat książki, którą właśnie przeczytałam. To prawdziwy poradnik do górnictwa kryptowalutowego, który w prosty sposób wyjaśnia, jak zacząć zarabiać na Bitcoinie już dziś. Autor przedstawia wszystkie niezbędne informacje, począwszy od wyjaśnienia, czym jest ta waluta, a skończywszy na...

Czytaj więcej
Filtry

Opinie i Video-opinie [1 515]

Sortuj:

Na półkach:

Dorastałam na ekranizacji Ani z Zielonego Wzgórza i mam do tej historii ogromny sentyment. Dopiero w drugiej kolejności sięgnęłam po literacki pierwowzór, ale zupełnie nie żałuję, bowiem obie odsłony ogromnie nie oczarowały.

Powyższa lektura to szósta odsłona cyklu w nowym tłumaczeniu, jak utrzymuje wydawca, najbliższym oryginałowi. Na początku byłam sceptycznie nastawiona i niepewna czy zmiana zaczynająca się od imienia głównej bohaterki dobrze wpłynie na odbiór lektury, ale przepadłam już przy czytaniu pierwszego tomu i tak kontynuuje swoją przygodę po dziś, jednocześnie mogąc Was zapewnić, że nic się tutaj nie zmienia a przygoda i dobra zabawa trwają w najlepsze. Autorka potrafiła podsunąć nam ponadczasowe wartości i z uśmiechem na ustach prowadzić przez przeciwności losu, pokazując że miłość i przyjaźń oraz wielka wyobraźnia potrafią zdziałać cuda.

W tej historii przenosimy się do domu Anne Blythe, która już wyrosła z dziecinnych lat i dziś, mając u swojego boku męża oraz piątkę dzieci, próbuje poskładać swoje życie tak by wszystko stało w odpowiednim miejscu. Czytamy zatem o zwykłej prozie życia, kochającej żonie, wspaniały mężu a także o dzieciach, które przedstawiają czytelnikowi swoje prywatne problemy. W odpowiednim momencie fabuły pojawi się także młoda Rilla, która odegra tutaj kluczową rolę a także okropna ciotka Gilberta oraz pewien podstępny kryzys w małżeństwie. Przed Anne kolejne wyzwania i kolejne moralne wątpliwości.

To cudowna opowieść porywająca od pierwszej strony, zapewniająca moc atrakcji i niezapomnianych wrażeń. Dzieje się dużo a mimo wszystko czytamy o prozie zwykłego dnia, o tym jak dzieci radzą sobie z próbą dorastania i stają naprzeciw wielkiemu światu, mając zawsze poczucie, że tuż za nimi czeka kochająca mama. Także dorośli bohaterowie mierzą się z kolejnymi wyzwaniami i udowadniają czytelnikowi, że niezależnie od niepowodzeń zawsze trzeba wierzyć w siebie nawzajem i czuć drugą osobę tuż obok siebie, by móc ostatecznie zamknąć dzień z uśmiechem na ustach. To zatem niezwykle pozytywna powieść, pełna motywujących przesłań, która pozwala wierzyć, że po burzy zawsze wychodzi słońce. Napisana z lekkością oraz swobodą, niezwykle plastycznym językiem oraz sięgając po uczucia, które pięknie zamykają całą opowieść.

Trudno nie pochwalić lektury, na której dorastało tyle pokoleń. Trudno przejść obojętnie obok historii, która ma tak wielkie znaczenie. Ponadczasowe wartości łączą się z pięknie napisaną fabułą i udowadniają że Lucy Maud Montgomery, była autorką jedyną w swoim rodzaju. Jej książki warto znać, warto mieć na swojej półce i powracać do nich w odpowiednim momencie swojego życia, ponieważ zawsze uczą nas czegoś nowego. A ja śmiało polecam Wam nowe tłumaczenie cyklu, które pozwala głęboko zatopić się w lekturze.

Dorastałam na ekranizacji Ani z Zielonego Wzgórza i mam do tej historii ogromny sentyment. Dopiero w drugiej kolejności sięgnęłam po literacki pierwowzór, ale zupełnie nie żałuję, bowiem obie odsłony ogromnie nie oczarowały.

Powyższa lektura to szósta odsłona cyklu w nowym tłumaczeniu, jak utrzymuje wydawca, najbliższym oryginałowi. Na początku byłam sceptycznie nastawiona...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lubicie nieoczywiste thrillery, w których nieustannie coś się dzieje? Przepadacie za książkami, w których akcja zagęszcza się wraz z kolejno przerzuconą stroną? Dobrze się składa! Ruth Mancini składa na nasze dłonie bowiem lekturę idealną dla tych, którzy lubią czytelnicze wyzwania.

Na początku nic nie wskazywało, że ta historia będzie aż tak przyjemna. Powoli rozwijająca się akcja sugerowała, że przed nami bardziej powieść obyczajowa z nurtem dramatu aniżeli thriller psychologiczny zmuszający nas do intensywnego myślenia. Jednak chwilowe wprowadzenie powoli rozwijało się na rzecz gęstej atmosfery i intensywnej akcji a także licznych ślepych zaułków, nietypowy sytuacji oraz intryg tworzących mroczny klimat powieści. Autorka poradziła sobie z motywem a także przedstawiła to wszystko w plastycznym i obrazowym języku, nieustannie prowadząc nas przez labirynt zawiłych międzyludzkich powiązań.

Czytamy o kobiecie wystawionej na największą próbę. Tate Kinsella jako ostatnia widziała kobietę która spadła z tarasu na dwudziestym piątym piętrze. Mało tego, ofiara była podejrzewana o romans z mężem Tate. Kobieta przyznała, że była w tym czasie w budynku, ale ze śmiercią nie ma nic wspólnego. Jedna z pewnych siebie prawniczek zdecydowała się podjąć wyzwanie i uratować dobre imię Tate, ale nie spodziewa się, że podczas procesu wyjdą na jaw zaskakujący fakty. Co ukrywa kobieta? I czy naprawdę jest tak dobra jak o sobie myśli?

Najciekawsze historie to te, w których odkrywamy ludzką naturę. Gęstą atmosferę budują nie zatrważające wydarzenia a ludzkie czyny, które potrafią przyprawić od deszcz przerażenia. Poznając bohaterów na początku z zaskoczeniem zauważamy jak zmieniają się na przestrzeni całej fabuły, gdy konkretne fakty oraz prawda związana z ich losami wychodzą na jaw. Autorka w zaskakująco emocjonalny sposób prowadzi nas przez wszelką akcję związaną z losami Tate i udowadnia, że nikt nie jest w pełni dobry lub też nie. Przerzucamy zatem kolejne strony, trzymamy kciuki za losy głównej bohaterki i sami poddajemy w wątpliwość wszystko o czym zaczyna mówić, ponieważ nad naszymi głowami wiruje wiele pytań i niekoniecznie równa ilość odpowiedzi. I właśnie to w tym wszystkim jest najlepsze, ponieważ nasza psychika działa na najwyższych obrotach i historia mocno daje do myślenia.

"Na krawędzi" to idealny thriller psychologiczny dla tych, którzy lubią wyzwania. Historia dobrze napisana, pomyślana i odpowiednio poprowadzona. Strony praktyczne przerzucają się same a gęsta atmosfera pobudza nasze zaciekawienie związane z tym co wydarzy się w finale. Ruth Mancini składa na nasze dłonie intrygującą lekturę, w której wszystko może się wydarzyć, więc jeśli lubicie wyzwania i nieprzewidywalne opowieści z ekscytującymi zakończeniami – o to propozycja dla Was.

Lubicie nieoczywiste thrillery, w których nieustannie coś się dzieje? Przepadacie za książkami, w których akcja zagęszcza się wraz z kolejno przerzuconą stroną? Dobrze się składa! Ruth Mancini składa na nasze dłonie bowiem lekturę idealną dla tych, którzy lubią czytelnicze wyzwania.

Na początku nic nie wskazywało, że ta historia będzie aż tak przyjemna. Powoli rozwijająca...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Sięgając po książkę Sekrety domu Bille pani Agnieszki Janiszewskiej, liczyłem na bardzo dobrą powieść obyczajową. Dlaczego na to liczyłem? Jakiś czas temu przeczytałem dwutomową powieść Aż po horyzont. Styl pisarski pani Agnieszki bardzo przypadł mi do gustu.

Agnieszka Janiszewska studiowała historię na Uniwersytecie Warszawskim. Związana jest ona ze stolicą, choć obecnie mieszka w jednej z podwarszawskich miejscowości. Studia związane z historią stały się jej pasją. Wykłada ten przedmiot w liceum ogólnokształcącym. Pisze monografie i biografie historyczne, ale też jest autorką bardzo dobrych powieści obyczajowych.

Często bywam na warszawskim Żoliborzu. Mieszkała najpierw tam moja babcia od strony mamy, teraz moja chrzestna i siostra rodzona mojej mamy. Lubię tam przechadzać się uliczkami obsadzonymi drzewami. Jest tu klimat do zamieszkania. Cisza i spokój, a jak blisko głównych warszawskich autostrad, Dworca Gdańskiego, czy stacji metra Plac Wilsona i Marymont. Dlaczego o tym wspominam? Akcja powieści rozgrywa się właśnie tam, na ulicy Potockiej w domu państwa Bille. W jednym dość przestronnym mieszkaniu żyje sobie pewna rodzina. Schorowana pani Ewelina Bille wraz z mężem mecenasem Julianem i dwiema córkami, Różą i Urszulą. Są lata siedemdziesiąte ubiegłego stulecia.

Żyjąc dostatnie stać ich na zatrudnianie gosposi. Dom wymaga kobiecej ręki, a pani Ewelina niestety z racji choroby nie nadaje się do tego. Jednak te szybko rezygnują z pracy, mimo że Julian nie skąpi wynagrodzenia. Przeważnie nie są sprostać wymaganiom, jakie stawia im się w nowej pracy. A praca gosposi nie jest lekka, łatwa i przyjemna, gdy pani domu nie jest w stanie normalnie egzystować.

Nie wspomniałem jeszcze, że to pierwszy tom powieści. W nim się dowiecie, że jedna z pań zatrudnionych w domu państwa Bille sprostała zadaniu i została na dłużej. Okazuje się, że Ewelina umiera, a jej miejsce w życiu Juliana zajmuje... Zuzanna, wieloletnia gospodyni. Z takim obrotem sprawy nie mogą pogodzić się obie córki wdowca. Są temu przeciwne.

Na kartach książki poznajemy kilka różnych osobowości. Juliana, który nic nie robi sobie z tego, co sądzą o tym jego córki. Różę, która ma własną rodzinę, wspaniałego męża i dzieci, a która jest o wiele bardziej stanowcza w swoich przekonaniach niż Urszula. Tej życie nie jest usłane różami. Mąż ją zdradza, wreszcie dąży do rozwodu. Poznajemy rodzinę Bille i Zuzannę, której również nie jest łatwo. Wie, że nie jest aprobowana przez najbliższą rodzinę. Z rozwojem sytuacji na światło dzienne wychodzą pewne sprawy, które powoli pokazują, że w rodzinie Bille od zawsze były jakieś tajemnice i niedomówienia.

Jestem ciekawy zakończenia tej historii, więc wkrótce zacznę czytać drugi tom.

Sięgając po książkę Sekrety domu Bille pani Agnieszki Janiszewskiej, liczyłem na bardzo dobrą powieść obyczajową. Dlaczego na to liczyłem? Jakiś czas temu przeczytałem dwutomową powieść Aż po horyzont. Styl pisarski pani Agnieszki bardzo przypadł mi do gustu.

Agnieszka Janiszewska studiowała historię na Uniwersytecie Warszawskim. Związana jest ona ze stolicą, choć obecnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Myślę, ze nie ma miłośnika fantastyki, który nie znałby książki Joanny Karyś pod tytułem „Smocze kryształy. Krwawe przeznaczenie”, a przynajmniej żeby nie kojarzył tak pięknej okładki. Wiem, że wielu z na jest wzrokowcami, dlatego książki kojarzy po grafice znajdującej się na okładce, co mogę powiedzieć publikacja została wydana niezwykle estetycznie. Jestem taką trochę okładkową sroczką, dlatego też wiedziałam, że muszę poznać twórczość autorki i zwiedzić wykreowany świat. Jego zarys jest intrygujący, nie opiera się wyłącznie na smokach, mamy tutaj mitologię i magię. Czy można chcieć czegoś więcej? W historii mamy spore grono bohaterów, co sprawia, że każdy będzie miał możliwość obdarzenia kogoś sympatią. W pierwszym tomie książki poznajemy zarys tego, co nas zapewne czeka w kolejnych tomach, wyobraźcie sobie, że każdy smok ma swój kryształ, połączyć z człowiekiem tworząc specyficzną więź, kto z nas o takiej nie marzy?
Główną bohaterką książki autorstwa Joanny Karyś pod tytułem „Smocze kryształy. Krwawe przeznaczenie” jest Arysa Rayillon, księżniczka, która niegdyś marzyła jedynie o tym, aby zostać teyidregiem, aby to zrealizować powinna znaleźć i połączyć się z smokiem. Czasami łatwiej jest coś pomyśleć niż realizować, na wszystko powinien być odpowiedni czas i miejsce. Młoda i silna kobieta byłą zmuszona mierzyć się z wieloma wyzwaniami, a one sprawiają, że dojrzewa i staje się godna naśladowania. Od tych wydarzeń minęło sporo czasu, obecnie Arysa wraz z Calypso opuściły włości królowej Elathy, co wiąże się z kolejnymi wyzwaniami. Czy odnajdą w sobie wytrwałość, aby przetrwać w nieznanym otoczeniu? U księcia Lorana sytuacja nie wydaje się lepsza, pomimo tego, że ma okazję poznać świat znajdujący się poza pałacowymi murami próbuje dojść do jakiś wniosków, poukładać w głowie to, że został z kimś powiązany. Chce odnaleźć księżniczkę Arysę i uczynić odpowiedzialną za Verros. Czy mu się to powiedzie? Jakie niebezpieczeństwa czekają na bohaterów?
„Smocze kryształy. Krwawe przeznaczenie” autorstwa Joanny Karyś to niezwykle ciekawa książka, pod względem narracyjnym nastawiona jest na budowanie napięcia i podtrzymywanie dynamiki. Byłam zaskoczona tym, jak fabuła i jej wykonanie sprawią, że nie będę mogła się oderwać od lektury. Autorka potrafi rozbudzić moją ciekawość i umiejętnie ją podsycać. Nie potrafiłam nie zerkać w kierunku książki, kiedy byłam zmuszona wykonywać prace domowe. Moje myśli wędrowały wokoło powieści czekając na moment, kiedy będę mogła powrócić do Verros i smoków. Księcia Lorcana nie łatwo jest darzyć sympatią, jednak zaskarbił sobie moje względy, pomimo tej arogancji, poczucia wyższości, samolubności, w końcu był monarchą, gdzieś tam było to wpisane w jego postać. Myślę, że kreował się na takiego, jakim chciał go widzieć jego świat, a w środku miał znacznie więcej do zaoferowania. „Smocze kryształy. Krwawe przeznaczenie” to powieść, która sprawiła, że jeszcze mocniej pokochałam świat Joanny Karyś, z chęcią bywałabym w nim znacznie częściej, w końcu sama chciałabym zbierać te kryształy, może i ze mną jakiś smok chciałby nawiązać więź? Jestem zaintrygowana tym, co przygotowała dla nas autorka, zwłaszcza, że potrafiła nieco namieszać, zaczynam więc wypatrywać kolejnego tomu.

Myślę, ze nie ma miłośnika fantastyki, który nie znałby książki Joanny Karyś pod tytułem „Smocze kryształy. Krwawe przeznaczenie”, a przynajmniej żeby nie kojarzył tak pięknej okładki. Wiem, że wielu z na jest wzrokowcami, dlatego książki kojarzy po grafice znajdującej się na okładce, co mogę powiedzieć publikacja została wydana niezwykle estetycznie. Jestem taką trochę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Mister Hockey" to prawdziwy strzał w dziesiątkę dla wszystkich fanek romansów z hokeistami!

Mamy tu wszystko, czego można chcieć od dobrej książki: kapitana drużyny NHL, niewyparzoną gębę, słodką i nieśmiałą bibliotekarkę, a do tego mnóstwo miłosnych wzlotów i upadków. Breezy, nasza bohaterka, to taka postać, którą aż chce się pokochać - inteligentna, pełna pasji i z fantazją na miarę najlepszych romansów. A Jed? No cóż, to mistrz na lodzie, ale równocześnie chłopak z sercem na dłoni i urokiem, który może stopić każde zamarznięte serce.

Ale co tu dużo mówić, nie tylko fabuła mnie zachwyciła! Bohaterowie są po prostu obłędni!  Breezy z jej nietypowym stylem i urokiem, który wprawia w zakłopotanie nawet hokeistę, oraz Jed, który poza areną sportową okazuje się być naprawdę sympatycznym gościem. Ich chemia jest paląca i czytelnik nie może się oprzeć emocjom, które wywołują wspólnie na stronach tej książki. W tej książce nie chodzi tylko o miłość między bohaterami, ale także o ich pasje i marzenia, które napędzają ich do przodu. Co do samego romansu... Cóż, muszę przyznać, że sceny miłosne w tej książce są po prostu gorące!   Ale to nie tylko fizyczna przyciągająca siła między nimi, ale także emocjonalna więź, która rośnie wraz z każdą kolejną stroną.

Niektórzy mogą narzekać na typowe dla romansów klisze czy szybkie tempo akcji, ale dla mnie to właśnie to czyni tę książkę tak wciągającą!  Mam wrażenie, że to taki mały raj dla fanek literatury, które lubią od czasu do czasu zanurzyć się w czymś pełnym emocji, humoru i trochę pikantnych scen.

"Mister Hockey" to nie tylko ognisty romans, ale także opowieść o odwadze, przezwyciężaniu własnych lęków i budowaniu relacji, które przetrwają próbę czasu. Więc jeśli ktoś szuka czegoś, co sprawi, że serce zacznie bić szybciej, a usta rozwiną się w uśmiech, to "Mister Hockey" jest strzałem w dziesiątkę! Polecam gorąco, bo przy tej książce naprawdę nie sposób się nudzić! 

"Mister Hockey" to prawdziwy strzał w dziesiątkę dla wszystkich fanek romansów z hokeistami!

Mamy tu wszystko, czego można chcieć od dobrej książki: kapitana drużyny NHL, niewyparzoną gębę, słodką i nieśmiałą bibliotekarkę, a do tego mnóstwo miłosnych wzlotów i upadków. Breezy, nasza bohaterka, to taka postać, którą aż chce się pokochać - inteligentna, pełna pasji i z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Wielki świat” autorstwa Pierra Lemaitre to wielowątkowa powieść obyczajowa, która przenosi Czytelnika w lata 40. XX wieku.

Już od samego oczątku czuć, że Autor stworzył coś wyjątkowego. Fabuła wciąga od pierwszych stron, a czym dalej się w nią brnie coraz bardziej barwna, zaskakująca, dynamiczna i stawia przed nami twisty, których nie sposób przewidzieć. Poznajemy francuskie tło historyczno-społeczne, na kanwie którego poruszone zostały przez Autora bardzo ważne wątki jak chociażby korupcja, sekty, walki partyzanckie, ówczesne dziennikarstwo, tajemnice, morderstwa. Wszystko to stanowi podwaliny historii rodziny Pelletierów.

Cała rodzina Pelletierów jest jedną z najbardziej osobliwych rodzin o jakich dane mi było czytać w sagach rodzinnych. Początkowo może się wydawać, że wszyscy są nijacy. Jednak strona za stroną okazuje się, że członkowie tej dość oryginalnej rodziny to niezwykle barwne i różnorodne postacie. Każdy jest inny, ma swoje za uszami, a momentami ich zachowania są niezwykle surrealistyczne i trudne do wytłumaczenia czy zrozumienia.

Ważnym elementem powieści jest także przenoszenie akcji w różne miejsca. Raz jesteśmy w Paryżu, a innym razem w Bejrucie, czy Sajgonie. Autor ukazuje nam przeróżne przeciwieństwa światów, które wzajemnie się przeplatają i tworzą spójną jedność co wcale nie jest takie łatwe.

„Wielki świat” to fantastyczna powieść obyczajowa z elementami historyczno-przygodowymi, w której możemy poznać losy dość szczególnej rodziny. Z niecierpliwością czekam na dalsze tomy sagi.

„Wielki świat” autorstwa Pierra Lemaitre to wielowątkowa powieść obyczajowa, która przenosi Czytelnika w lata 40. XX wieku.

Już od samego oczątku czuć, że Autor stworzył coś wyjątkowego. Fabuła wciąga od pierwszych stron, a czym dalej się w nią brnie coraz bardziej barwna, zaskakująca, dynamiczna i stawia przed nami twisty, których nie sposób przewidzieć. Poznajemy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Każdy z nas skrywa pewne tajemnice.

Ukrywamy je za ciężkimi drzwiami i nie pozwalamy wyjść im na światło dzienne.

Jednak nadchodzą takie momenty, w których potwory same wypełzają na powierzchnię...

I nic ich nie powstrzyma.

Wiele historii odnalazło drogę do mojego serca, jednak pozycje Klaudii uderzają w nie w szczególny sposób.

Każda książka, każda strona i każde słowo GZLV sprawia, że nie mogę myśleć o niczym innym, niż o ukazanych losach, które na długo pozostaną w mojej pamięci. Dylogia Danse Macabre sprawiła, że zapomniałam o otaczającej mnie rzeczywistości, a przez to zatraciłam się w urokach miasta przepełnionego grzechem, a także… tajemnicami.

To właśnie one odgrywają tutaj główną rolę, a każdy następny sekret, który wydostaje się na powierzchnię, sprawia, że żaden odbiorca tej pozycji nie będzie w stanie wysiedzieć spokojnie na swoim miejscu.

Klaudia doskonale wie, jak uderzyć, aby najmocniej zabolało. W tej części odważyła się poruszyć piekielnie trudne tematy, obok których zdecydowanie nie da się przejść obojętnie – będziemy mieli okazję na własnej skórze poczuć rozrywający ból oraz spojrzeć niebezpieczeństwu prosto w przepełnione zgrozą ślepia.

Pytanie tylko, czy będziecie w stanie poznać potwora, który pozostawił po sobie tak wiele spustoszenia?

Klaudia Kupiec oddała w nasze ręce historię, która zakrada się w takie zakątki umysłu, o których nie mieliśmy wcześniej pojęcia. Za pomocą swojego wyjątkowego stylu umożliwia nam bezpowrotne zatopienie się w ukazanej treści, która wielokrotnie wywoła u nas potok łez.

Każdy element tej pozycji sprawia, że nie mogę wrócić myślami na ziemię. Muszę przyznać, że przygoda z Grzesznikiem nie była dla mnie wcale taka prosta, a to co zostało ukazane w SZLV było dopiero drobną zapowiedzią nadciągającej burzy. Klaudia sprawiła, że co trochę musiałam walczyć z natrętnymi łzami i rozrywającym bólem, który towarzyszył mi przez większość tej przygody. Ilość ukazanych tutaj emocji sprawia, iż niemożliwym jest zachowanie obojętności. Napięcie można kroić praktycznie nożem, a niepewność skrywa się za każdym rogiem. Jednak... pomimo tego, drugi tom oferuje swojemu czytelnikowi coś, czego tak bardzo potrzebowałiśmy – oferuje mu troskę oraz zrozumienie, które otula ciepłem i obiecuje, iż pewnego dnia i dla nas słońce zaświeci jaśniej.

Melody oraz Gabriel. Gabriel oraz Melody. Ta dwójka została  postawiena przed niemiłosiernie trudnymi wyzwaniami, które tylko przybierały na sile. Prawdopodobnie nie byłabym nawet w stanie zliczyć, jak wiele razy ci zostali wystawieni na niesprawiedliwą próbę, która z początku przerastała ich możliwości. Autorka na każdym kroku ukazywała, że przeszłość wciąż miesza w ich teraźniejszości, a także wpływa na planowaną przyszłość.... Tylko, że demony, które tak usilnie pragnęły ponownie nimi zawładnąć zapomniały, aby nigdy nie lekceważyć drugiej strony, ponieważ ta… może okazać się znacznie silniejsza.

Klaudia oddała w nasze ręce historię wyjątkową, piękną i taką, w której bohatrowie wielokrotnie zyskują w naszych oczach. Od razu możemy również zauważyć, iż w trakcie tworzenia tej dwójki, autorka pozwoliła nam dostrzec trud wyjątkowo pięknej i ciężkiej pracy. W wyjątkowy i wręcz perfekcyjny sposób Klaudia połączyła dwójkę zranionych dusz, które  walcząc z własnymi trudnościami, wciąż troszczyły się o siebie, nie pozostawiając nikogo w tyle. Podkreśliła ich słabości, ale także ukazała piękno, które zawładnęło całym moim książkowym sercem. „Grzesznik z Las Vegas” to najprawdziwsze ukojenie dla tych, którzy czuli się rozdarci po pierwszym tomie. Mam wrażenie, że nie byłabym w stanie wyobrazić sobie lepszego podsumowania, niż to, które właśnie otrzymaliśmy i nawet jeżeli pożegnania są ciężkie to... jestem pewna, że spełni wasze oczekiwania.

Pasja, ambicja, mroczna przeszłość oraz poniszczone dusze, które odnalazły wspólną drogę w świecie pełnym przeciwności. Dokładnie w taki sposób podsumowałabym tę dylogię, ponieważ ta skrywa przed swoim czytelnikiem wiele niespodzianek. Tych pięknych, wzruszających i rozczulających, ale także tych, które pozostawią po sobie ślad i sprawiają, że obojętność nigdy nie zagrzeje już swojego miejsca. Mam nadzieję, że pozwolicie się oczarować dalszym losom Gabriela oraz Melody, ponieważ mną one zawładnęły na całe życie ♡

Każdy z nas skrywa pewne tajemnice.

Ukrywamy je za ciężkimi drzwiami i nie pozwalamy wyjść im na światło dzienne.

Jednak nadchodzą takie momenty, w których potwory same wypełzają na powierzchnię...

I nic ich nie powstrzyma.

Wiele historii odnalazło drogę do mojego serca, jednak pozycje Klaudii uderzają w nie w szczególny sposób.

Każda książka, każda strona i każde...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kto powiedział, że literatura młodzieżowa jest tylko dla nastolatek? Ja tam bawię się wyśmienicie, kolejny raz zagłębiając się w zwariowane życie Mii i powiem wam jedno… Niejednokrotnie uśmiechałam się pod nosem, ta dziewczyna jest genialna, zobaczcie sami!

„Cześć, tu znowu ja, księżniczka Mia. Tak, następczyni tronu Genowii, która zbłaźniła się w państwowej telewizji… i to na oczach całego swojego narodu (to wprawdzie tylko 30 tysięcy osób, ale jednak)!
Sądziłam, że mam wszystko pod kontrolą. Dowiedziałam się, kim naprawdę jest mój tata, przetrwałam musztrę grand-mère, wreszcie dogadałam się z Lilly, i nawet udało mi się pogodzić z tym, że mama spotyka się z moim nauczycielem matematyki, panem Gianinim. A wtedy moja kochana rodzicielka wyskoczyła z szokującą nowiną, a grand-mère postanowiła zorganizować ten durny wywiad…
Podczas którego oczywiście musiałam się wygłupić.
I teraz czekają mnie konsekwencje mojego gadulstwa! Wspaniale!
Ale cóż…
Nikt nie mówił, że życie księżniczki jest proste.”

Wydanie tej serii jest przepiękne. Mamy kolorowe brzegi, twardą oprawę, a w środku pamiętnik Mii. Możemy poznać trochę jej życie, zwariowane myśli, a także rodzinę i przyjaciół. Mia jak każda nastolatka popełnia błędy, tylko jest jeden problem… Jej błędy zazwyczaj ogląda całkiem sporo osób, w końcu jest następczynią tronu Genowii, a ten tytuł zobowiązuje.

W porównaniu do pierwszego tomu widzimy jak dziwczyna dorasta, jak opiekuje się przede wszystkim swoją mamą, która swoją drogą jest świetna! Zagłębiamy się w rodzinę królewską i jednocześnie możemy obserwować rozkwitający związek mamy księżniczki z Panem G, to mój ulubiony wątek! Jest zabawnie, a zamartwianie się Mii doprowadza do łez… ze śmiechu 🤣

To jedna z tych pozycji, którą czyta się szybko. Ubolewam nad tym, że nie mam pod ręką trzeciej części, ale spokojnie, już jest w przygotowaniu. Nie mogę się doczekać, aż trafi w moje ręce. Ta seria jest genialna!

Polecam ją każdemu, w końcu wiek to tylko liczba, a jak widzicie, ja przy niej bawię się wyśmienicie.

Kto powiedział, że literatura młodzieżowa jest tylko dla nastolatek? Ja tam bawię się wyśmienicie, kolejny raz zagłębiając się w zwariowane życie Mii i powiem wam jedno… Niejednokrotnie uśmiechałam się pod nosem, ta dziewczyna jest genialna, zobaczcie sami!

„Cześć, tu znowu ja, księżniczka Mia. Tak, następczyni tronu Genowii, która zbłaźniła się w państwowej telewizji… i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nicolas to młody adept sztuk magicznych, który rozpoczyna studia w Akademii Czarnoksięskiej. Jego celem jest stworzenie samemu sobie duszy, której brakuje mu od narodzin. Jego perfekcyjnie poukładane plany zaburza poznanie innej uczennicy - Mai - która przyciąga kłopoty. Dodatkowo odnaleziona w bibliotece niepokojąca księga sprowadza na chłopaka kolejne niebezpieczeństwa...

Wyobraźcie sobie ciemną, mglistą noc i majaczącą gdzieś w oddali zakapturzoną postać. Z każdym oddechem czujecie coraz silniej jej obecność, a jedyne, co może Was uratować, to siła - zarówno ta magiczna, jak i doczesna - którą macie w swoim wnętrzu. Prawda, że pojawiają się ciarki na plecach? Taki właśnie jest klimat tej książki!

Uwielbiam fantastykę, której przestrzenią jest magiczna szkoła. Akademia, do której trafia nasz bohater łączy ze sobą przeróżne umiejętności magiczne i istną feerię osobowości wśród nauczycieli i uczniów. Zdecydowanie nie jest to cukierkowe i sielankowe miejsce, bo surowych i wymagających osobistości tu nie brakuje, a wylecieć można za najmniejsze przewinienie! Jednak zaciskając zęby i ucząc się pilnie idzie osiągnąć niezwykła potęgę - czy to iluzji, czy to sztuk obronnych, a może magii leczniczej, czy czarnoksięskiej? Jest w czym wybierać.

Całkowicie pochłonęła mnie intrygująca, podszyta mrokiem i śmiercionośnym oddechem fabuła. Autor miał bardzo ciekawy pomysł na poprowadzenie tej opowieści. Próby pokonania samej uosobionej śmierci, zaskakujące intrygi i sekrety przeszłości oraz walka o pozyskanie duszy - to wszystko i wiele więcej tu odnajdziecie w sporej obfitości. Akcja toczy się spokojnym tempem, napędzanym dynamicznymi zwrotami akcji, a kulminacja i zakończenie wywołują szybsze bicie serca i niezapomniane emocje.

Bardzo interesująco jest tu przedstawiony też duet głównych bohaterów - Nicolas, który nie potrafi odczuwać emocji, stonowany i wycofany oraz Maia - żywa, gadatliwa i dobra niczym promyk słońca, będąca w pewnym sensie przewodniczką po świecie relacji międzyludzkich dla Nicka. Swoisty motyw grumpy-sunshine w bardzo zapadającym w pamięci i wzbudzającym sympatię wydaniu :)

Takie debiuty zdecydowanie uwielbiam! Porywająca, klimatyczna fabuła, wyraziste postaci i historia, która mogłaby trwać dłużej. Gorąco polecam! <3

Nicolas to młody adept sztuk magicznych, który rozpoczyna studia w Akademii Czarnoksięskiej. Jego celem jest stworzenie samemu sobie duszy, której brakuje mu od narodzin. Jego perfekcyjnie poukładane plany zaburza poznanie innej uczennicy - Mai - która przyciąga kłopoty. Dodatkowo odnaleziona w bibliotece niepokojąca księga sprowadza na chłopaka kolejne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Sekrety domu Bille" tom ll Agnieszki Janiszewskiej to poruszająca opowieść o rodzinnych relacjach i ukrytych sekretach, które stopniowo wychodzą na światło dzienne po śmierci ojca. Autorka zgrabnie przedstawia kontrastowe osobowości córek oraz ich złożone relacje z macochą.

Książka prowadzi przez labirynt emocji i nieoczekiwanych zwrotów akcji, gdy córki Juliana, wspierane przez mecenasa Teresę Chęcińską, odkrywają tajemnice z przeszłości swoich rodziców. To, co wydawało się pewne i znane, nagle staje się zagadką, a dom Bille staje się areną dla głębokich refleksji nad miłością, zaufaniem i zdradą.

Narracja głęboko penetruje psychologiczne aspekty postaci, szczególnie w kontekście ukrywania prawdziwych uczuć i konsekwencji braku zrozumienia. Poprzez historię Zuzanny, autorka porusza temat samotności i niemożności znalezienia prawdziwej miłości, co stawia ją w pozycji bezbronnej wobec okrutnego świata.

"Sekrety domu Bille" nie tylko zachwyca bogatym wątkiem fabularnym, ale także skłania do refleksji nad własnymi relacjami i ukrytymi emocjami. To książka, która zostaje z czytelnikiem na długo po jej zakończeniu, pozostawiając po sobie głębokie wrażenie i niepokój.

Agnieszka Janiszewska w "Sekretach domu Bille" mistrzowsko balansuje między tajemnicą a emocjonalnymi konfliktami bohaterów, co sprawia, że lektura staje się niezwykle absorbująca. Czytelnik zostaje wciągnięty w wir wydarzeń, próbując zgłębić zawiłe relacje między postaciami oraz odkryć, co kryje się za pozorną fasadą spokojnego życia rodzinnego.

Jednym z najmocniejszych punktów tej powieści jest sposób, w jaki autorka przedstawia złożoność ludzkiej psychiki oraz wpływ ukrytych emocji na życie codzienne. Bohaterowie stają się prawdziwymi, trójwymiarowymi postaciami, których decyzje i wybory są zarówno zrozumiałe, jak i zaskakujące.

Dodatkowo Janiszewska wplata w fabułę ważne tematy społeczne i psychologiczne, takie jak samotność, niezdolność do porozumienia czy brak akceptacji, co czyni tę książkę nie tylko pasjonującą lekturą, ale także cennym źródłem refleksji nad własnym życiem i relacjami z innymi.

W rezultacie "Sekrety domu Bille" to lektura, która nie tylko zapewnia rozrywkę, ale także skłania do głębszych przemyśleń nad istotą ludzkich związków i tajemnicą ludzkiej natury. To książka, która z pewnością zostanie zapamiętana jako jedna z tych, której nie sposób zapomnieć.

"Sekrety domu Bille" tom ll Agnieszki Janiszewskiej to poruszająca opowieść o rodzinnych relacjach i ukrytych sekretach, które stopniowo wychodzą na światło dzienne po śmierci ojca. Autorka zgrabnie przedstawia kontrastowe osobowości córek oraz ich złożone relacje z macochą.

Książka prowadzi przez labirynt emocji i nieoczekiwanych zwrotów akcji, gdy córki Juliana,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Chyba każdy z nas ma jakieś kompleksy? Mniejsze lub większe, takie, które próbujemy zlekceważyć, ale i takie, które determinują nasze podejście do świata. A przede wszystkim do nas samych. Nie lubimy siebie, wciąż dopatrujemy się kolejnych wad, niedociągnięć, zupełnie jakbyśmy byli czyimś dziełem, nie do końca udanym… Pozwalamy kompleksom dojść do głosu, to one umniejszają nas we własnych oczach, a co za tym idzie w oczach innych. Bo czy nie widząc w sobie pozytywów, możemy sprawić, by dostrzegł je ktokolwiek inny…?
„Tak się rodzą bohaterki” to powieść, która jest niczym cebula. Pozornie przewrotna, momentami absurdalna słodko-gorzka opowieść o komediowym wydźwięku. Nieco fajtłapowata bohaterka z jeszcze bardziej fajtłapowatym mężem i jej życie – zupełnie zwyczajne. Jej nadwaga, brak pewności siebie, chęć pozostania niewidzialną. Cóż – wielu zapewne dojdzie do wniosku, że bardzo dobrze ją rozumie, wszak kompleksy nikomu nie są obce. A mimo to, wraz z odsłanianiem kolejnej „warstwy” zaczynamy dostrzegać w tej historii coś więcej. Tak jak Sylvie, która przechodzi swego rodzaju, nieco wymuszoną metamorfozę wewnętrzną, mozolnie idącą naprzód, ale jednak, kiedy to na świecie pojawia się wykreowana przez nią postać literacka, a ona sama zostaje poczytną pisarką. Wydawać by się mogło, że powinna się cieszyć, ale kobieta nie do końca radzi sobie z życiem w blasku sławy. Czy zdoła oswoić nową Sylvie?
Ta powieść wywołuje skrajne emocje. Raz, główna bohaterka nas maksymalnie irytuje, bo nie jesteśmy w stanie zrozumieć, jak można tak „przemykać” przez życie. Zaraz potem jednak przychodzi refleksja, że w jej, wprawdzie czasem absurdalnych doświadczeniach, niektórzy mogą dostrzec pierwiastek siebie… Niezadowolenie z pracy, poczucie zmarnowanej codzienności, związek, który najlepsze lata ma już za sobą, znudzenie życiem. Bo choć Sylvie wydaje się, że jej pozycja jest po prostu bezpieczna, to wewnętrzne JA czuje zupełnie co innego, czego wyrazem jest bohaterka jej książki — Charlotte.
Powieść Claire Vigarello to również historia o szufladkowaniu. Żyjemy w takich czasach, że tak łatwo nam ocenić kogoś na podstawie wyglądu czy umiejętności, a raczej ich braku. Grubas, na pewno jest powolny, nieudolny, niezbyt urodziwy – od razu wydaje nam się, że znamy takiego człowieka, że będzie on zachowywał się według utartych, często stereotypowych, zasad. To oczywiście jest niezwykle krzywdzące, bo tak naprawdę nie wygląd, wiek, umiejętności, ale nasze wnętrze decyduje, kim tak naprawdę jesteśmy.

Podsumowując:

Myślę, że każdy z nas dochodzi w swoim życiu do takiego momentu, kiedy nie widzi szansy na pozytywną jego odmianę. Są zapewne tacy, którym taki stan rzeczy odpowiada, ale bywają i ci, którzy podświadomie czują, że nie chcą tak dalej egzystować. To zapewne doskonała chwila, by i w ich codzienności pojawiła się taka Charlotte, która sprawi, że obudzą się z marazmu i wezmą przysłowiowego byka za rogi. To powieść, którą powinna przeczytać każda z nas – kobiet, nawet jeśli na początku będzie się czuła, jakby znalazła się w samym centrum domu wariatów. Może to przez francuski humor, a może przez nieco przerysowaną fabułę, która skrywa wiele warstw odkrywanych podczas lektury. To opowieść o marzeniach, rozczarowaniu, zagubieniu, kompleksach, które nas ograniczają, ale także o cenie sławy, która dla niektórych bywa zbyt wysoka. Przewrotna, momentami karykaturalna i przejaskrawiona – ale wiecie co? – to właśnie mnie w niej tak zafascynowało. A także fakt, że dzięki lekturze dostrzegłam, jak daleko zaszłam. Że mogę być duma, iż nie pozwoliłam kompleksom decydować o moim życiu. Polecam!

Chyba każdy z nas ma jakieś kompleksy? Mniejsze lub większe, takie, które próbujemy zlekceważyć, ale i takie, które determinują nasze podejście do świata. A przede wszystkim do nas samych. Nie lubimy siebie, wciąż dopatrujemy się kolejnych wad, niedociągnięć, zupełnie jakbyśmy byli czyimś dziełem, nie do końca udanym… Pozwalamy kompleksom dojść do głosu, to one umniejszają...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ama Torres nie wierzy w instytucję małżeństwa, ale w śluby już tak. Jest wspaniałą konsultantką ślubną, która uczyni ten dzień najpiękniejszym w twoim życiu. Elliot Bloom to ponury florysta, który nie lubi swojej pracy do czasu, gdy poznaje szaloną konsultantkę. Ona go fascynuje, jej podobają się jego kwiatowe tatuaże, więc szybko nawiązują romans. Niestety wtedy ona łamie mu serce i urywa z nim kontakt. Los chciał, że po kilku latach muszą współpracować ponownie. Co z tego wyniknie?

Skusiłam się na tę książkę ze względu na jej opis. Lubię takie motywy w powieściach i byłam ogromnie ciekawa co autorka zgotowała tej dwójce. Nie ukrywam też, że zaciekawiły mnie profesje Amy i Elliota. Muszę przyznać, że całość wypadła znakomicie i na pewno była to jedna z lepszych książek jakie ostatnio miałam przyjemność czytać.
Zacznę od głównych bohaterów, którzy są naprawdę świetnie wykreowani i intrygują czytalników. Ona jest pozytywną, pełną energii, szaloną osobą, on natomiast jest ponury, poniekąd zamknięty w sobie, ale ma ogromny talent. Poznali się kilka lat wcześniej i nawiązali romans, ale to ona go przerwała. Czytając nie znamy powodu jej decyzji, ponieważ poznajemy go powoli, ze wspomnień chłopaka. Oboje tworzą dość ciekawy duet, w pracy wszystko wychodzi im idealnie i myślę, że nie jedna z nas chciałaby, aby to właśnie oni zorganizowali nasz ślub. Prywatnie jako para również byliby świetnie połączeni. Jednak na niej odcisnęło się dzieciństwo, a jak powszechnie wiadomo, ono ma duży wpływ na dorosłe życie.
Autorka przedstawia nam tę historię z perspektywy Amy i jest to teraźniejszość oraz Elliota jako przeszłość. Dzięki niemu dowiadujemy się co się miedzy nimi wydarzyło i to jest naprawdę sinusoida emocji. Przeplatanie tych dwóch linii czasowych pozwala nam poznać tę historię od "środka". Znamy ich uczucia, obawy i lęki oraz to co między nimi mimo wszystko nadal jest. Wspaniale się to czyta i fajnie jest być świadkiem ich relacji.
"Forget Me Not" to genialna historia o prawdziwej miłości, która przetrwa nawet największe problemy. Autorka przenosi nas do świata pełnego klimatu weselnego, gdzie możemy poczuć się jak na prawdziwych przygotowaniach do takiego przyjęcia. Powieść napisana jest w świetnym stylu, wciąga i uzależnia. Mnie zachwyciła i jestem pod jej ogromnym wrażeniem. Chciałabym polecić ją również Wam, więc czytajcie i polecajcie innym ❤️

Ama Torres nie wierzy w instytucję małżeństwa, ale w śluby już tak. Jest wspaniałą konsultantką ślubną, która uczyni ten dzień najpiękniejszym w twoim życiu. Elliot Bloom to ponury florysta, który nie lubi swojej pracy do czasu, gdy poznaje szaloną konsultantkę. Ona go fascynuje, jej podobają się jego kwiatowe tatuaże, więc szybko nawiązują romans. Niestety wtedy ona łamie...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Diabelska góra Lincoln Child, Douglas Preston
Ocena 7,4
Diabelska góra Lincoln Child, Doug...

Na półkach:

„Gdy odrzucisz to, co niemożliwe, wszystko pozostałe, choćby najbardziej nieprawdopodobne, musi być prawdą”. Słowa Artura Conan Doyle`a wcale nie straciły na aktualności, zwłaszcza w świecie gdzie nauka i technologia osiąga coraz nowe szczyty, jakie niedawno jeszcze wydawały się zbyt fantastyczne. Sięgamy coraz dalej, głębiej i wyżej, lecz jedno z pytań wciąż stanowi nierozwiązana zagadkę…

Nora Kelly przyjęła propozycję zawodową, jaką uważa za całkowitą pomyłkę. Ceniona pani archeolog ma się zająć wykopaliskami w Roswell. Tak, w tym Roswell, jakie wielu kojarzy się z jednym – UFO. Miliarder i technologiczny wizjoner Lucas Tappan ma swój cel i wbrew wszystkim zamierza sprawdzić pewną teorię. Czy ma ona coś wspólnego z rzeczywistością? No cóż dzięki pieniądzom może sobie pozwolić na weryfikację w praktyce, tego, co inni uważają za miejską legendę. Wbrew wątpliwościom okazuje się, że mit nie do końca nim jest i kryją się za nim intrygujące znaleziska, lecz jest jeszcze coś… lub raczej ktoś w liczbie mnogiej czyli ciała dwóch zamordowanych osób kilkadziesiąt lat wcześniej. Jaki ma to związek z właśnie prowadzonymi pracami? Jak się okazuje to dopiero początek kolejnych kłopotów i przede wszystkim śledztwa, którego wynik zadziwi wszystkich!

Akcja, reakcja, technologia, tajemnice, intrygi, nauka. Duet pisarski Preston & Child opanowali sztukę łączenia w coraz nowych konfiguracjach tych elementów do perfekcji. Tak samo jak i odpowiedź na pytanie „Co by było gdyby?” i tu pada dopełnienie, stanowiące jednocześnie część motywy książki. A potem rozpoczyna się książka, w jakiej rozum spiera się z mitami, natomiast nauka spaja jedno z drugim oraz jednocześnie pokazuje ile kryje w sobie. „Diabelska Góra” jest historią z gatunku thrillera, ale z dużą dawką naukowej i jak się okazuje opartej na teoretycznych podstawach fantastyki. Wydaje się to skomplikowane i mało intrygujące? Nic bardziej mylnego, gdyż stoją za tym pisarze, którzy dokładnie wiedzą jak zaciekawić czytelnika już na samym początku, tak, by nie odłożył książkę do zakończenia. Mamy szybka akcje, fakty naukowe połączone z różnorodnymi teoriami oraz co istotne kilka odmiennych punktów widzenia oraz wzajemną konfrontację. Równie różnorodni są bohaterowie, prezentujący odmienne zdania i przekonania, co w połączeniu z motywem niecodziennej zagadki oraz oczywiście cechami thrillera daje wynik w postaci pasjonującej lektury, mającej jeszcze w zanadrzu cos więcej. Co to takiego? O tym najlepiej przekonać się samemu podczas czytania.

„Gdy odrzucisz to, co niemożliwe, wszystko pozostałe, choćby najbardziej nieprawdopodobne, musi być prawdą”. Słowa Artura Conan Doyle`a wcale nie straciły na aktualności, zwłaszcza w świecie gdzie nauka i technologia osiąga coraz nowe szczyty, jakie niedawno jeszcze wydawały się zbyt fantastyczne. Sięgamy coraz dalej, głębiej i wyżej, lecz jedno z pytań wciąż stanowi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Służby wywiadowcze, tajne dokumenty, handlarze i przemytnicy dzieł sztuki, skarby zagubione po II wojnie światowej – to elementy zagmatwanej i jednocześnie ekscytującej sprawy, której rozwikłania podejmuje się trójka przyjaciół, a jednocześnie oficerów wywiadu…

Z kilku planów czasowych odtwarzamy spójną historię zaginionych artefaktów, fragmentu bursztynowej komnaty i ładunku niemieckiego archiwum. Składa się na nią między innymi brutalny napad na Seszelach, śmierć antykwariusza w Berlinie, wiadomości od byłego oficera rosyjskich służb, tajemnicze pocztówki z szyfrowanymi komunikatami… Niewiadomych jest sporo, podobnie jak zaineresowanych sprawą.

Doświadczeni oficerowie analizują kolejne poszlaki, uruchamiają kontakty, zbierają i weryfikują informacje. Nie wierzą w zbiegi okoliczności, dla nich liczą się fakty. Są sprytni, nie boją się działać podstępem, podrzucając tropy i prowokując służby innych krajów. Potrafią działać pod presją czasu, współpracować, jednak osobiste kłopoty komplikują i tak powikłane śledztwo, obarczone dodatkowo dezinformacją i nowym systemem hakującym telefony, dopuszczającym się pełnej inwigilacji.

Powieść pokazuje prawdziwy obraz pracy wywiadowczej, w której dyplomacja, informacje – lub ich brak – mają największe znaczenie. Autor podkreśla, że funkcjonariusze wywiadu to przede wszystkim ludzie, pełni dobrych i złych emocji, posiadający rodziny, zobowiązania…

Które wątki wciągają najbardziej? - rozgrywki miedzy wywiadami, działania operacyjne na terenie różnych państw, skomplikowane międzyludzkie relacje, nieposkromione ambicje, zachłanność na pieniądze, próby odgadnięcia, kto jest lojalny, a kto zdradził. To powieść dla lubiących przygody, emocje, sensację, zaangażowanych w bieżące sprawy społeczno-polityczne.

Służby wywiadowcze, tajne dokumenty, handlarze i przemytnicy dzieł sztuki, skarby zagubione po II wojnie światowej – to elementy zagmatwanej i jednocześnie ekscytującej sprawy, której rozwikłania podejmuje się trójka przyjaciół, a jednocześnie oficerów wywiadu…

Z kilku planów czasowych odtwarzamy spójną historię zaginionych artefaktów, fragmentu bursztynowej komnaty i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nic nie jest nam dane na zawsze. Jesteśmy kreatorami naszego życia, które coś nam ofiarowuje, by innym razem coś odebrać... Gromadzimy te momenty niczym drogocenne skarby, które pomału wypełniają skrzynie wspomnień. Co jednak, gdy chcemy pożyczyć coś od kogoś innego? Wykraść od losu coś, co dla kogoś było całym światem...?
Ależ ona pisze! Valerie Perrin to z całą pewnością wirtuozerka pióra. Literacka czarodziejka, która otula nas swoimi nietuzinkowymi historiami. Nie inaczej było w przypadku powieści „Zapomniane niedziele”, która skradła moje serce i tylko ugruntowała absolutny zachwyt nad prozą autorki. A ta snuje sensualną, melancholijną opowieść o przemijaniu. O szansach, jakie daje nam los, o miłości, przyjaźni, tajemnicach z przeszłości, z którymi tak ciężko jest się czasem pogodzić. Lektura tej książki przypomina smakowanie deseru crème brûlée. Najpierw przebijamy się przez chrupiącą skorupkę, kiedy wchodzimy w wykreowany przez autorkę świat, by zanurzyć się w nim i móc się delektować opowieścią, która wyszła spod jej pióra. A ta jest naprawdę niezwykła.
Ludzie mawiają, że starość jest straszna… Zwłaszcza kiedy ciało już odmówiło posłuszeństwa, a my nie jesteśmy w stanie sami o siebie zadbać. I jak kiedyś rodzice opiekowali się dziećmi, tak teraz one muszą wziąć pod skrzydła tych, którzy poświęcili życie, by je wychować. Role się odwracają, bo taka też jest kolej rzeczy. Każdego kiedyś dopadnie starość… Co jednak, kiedy nie możemy jej spędzić u boku tych, których kochamy, bo z różnych powodów, często w trosce o nasz komfort i bezpieczeństwo, przekazują pieczę nad schorowanym krewnym właściwym do tego instytucjom? Odwiedzają ich często, a później coraz rzadziej, by w końcu zająć się swoim życiem, a opiekę nad dziadkami czy rodzicami przekazać wykwalifikowanym osobom. To może sprawiać, że poczują się oni, iż zostali odstawieni na boczny tor… Valerie Perrin nie bez powodu zdaje się osadziła fabułę swojej książki właśnie w domu opieki. Tam, gdzie pielęgniarki oddają serce swoim podopiecznym. W miejscu, w którym godnie można dożyć ostatnich chwil. I chociaż może się wydawać, że z jego murów wyziera smutek, to nic bardziej mylnego. U autorki dom spokojnej starości kojarzy się z niezwykłym pomostem między przeszłością a teraźniejszością. Między tym, co możemy uznać za etap już zamknięty a krótką, lecz wciąż nieznaną przyszłością... To tutaj tajemniczy dzwoniący próbuje wywrócić do góry nogami codzienność pracowników i przede wszystkim pensjonariuszy. Dlaczego?

Podsumowując:

„Zapomniane niedziele” to wielowątkowa powieść, która jednocześnie wzrusza, otula, ale momentami ma także gorzki smak. To opowieść o życiu, które pełne jest niespodzianek. O tym, że czasem los daje nam szansę, której nie wykorzystujemy do końca, ofiarowując tym samym okazję do tego, by szczęście wykradł nam ktoś inny… Historia o rodzinnych tajemnicach, które przykrył kurz zapomnienia, a także uparte milczenie tych, którzy znają prawdę, ale z jakichś powodów nie chcą jej wyjawić. Aż wreszcie o kobiecie, która czuła się zupełnie zagubiona. Tkała swoją codzienność z przypadkowych aktów miłości, oddania w opiece nad innymi ludźmi. Skupiona bardziej na potrzebach bliźnich, niż na swoich własnych. Piękna, wymowna, nieoczywista, metaforyczna, wywołująca mimowolną refleksję nad przemijaniem, sensem życia, starością…Taka jest powieść Valerie Perrin. Ja jestem oczarowana, dajcie i Wy się oczarować!

Nic nie jest nam dane na zawsze. Jesteśmy kreatorami naszego życia, które coś nam ofiarowuje, by innym razem coś odebrać... Gromadzimy te momenty niczym drogocenne skarby, które pomału wypełniają skrzynie wspomnień. Co jednak, gdy chcemy pożyczyć coś od kogoś innego? Wykraść od losu coś, co dla kogoś było całym światem...?
Ależ ona pisze! Valerie Perrin to z całą pewnością...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kolejna powieść od Anny Ziobro trafiła na moją półkę z napisem ulubione. Na wspomnienie poprzednich historii uśmiecham się, ciepło mi na sercu.

Sabina zjawia się w hospicjum z jedną walizką w ręku, w której musiała zmieścić dobytek całego życia. Zdaje sobie sprawę, że jej czas dobiega końca. Na miejsce przywozi ją taksówkarz Artur, którego żona Eliza jest wolontariuszką w tymże zakładzie opieki. Okazuje się, że los nie tylko raz, splata ich drogi z seniorką.
Kobieta wspomina czasy, gdy była młodą dziewczyną. Czeka na list, ale boi się, że nie zdąży go odczytać. Dawno temu straciła kontakt synem, a jej jedyne marzenie, to by spotkać swoją wnuczkę, Heike. Dawno temu pewien rodzinny sekret spowodował, że jej kontakt z synem Piotrem, całkowicie się urwał. Czy zdąży spełnić marzenie? Jaką rolę odegrają w jej życiu taksówkarz Artur i żona Eliza?

Artur, Eliza i córka Sandra to rodzina, której losy przypadkiem splotły się z sympatyczną Sabiną. Heike oraz jej matka są kolejnymi bohaterkami, na których to historię bardzo czekałam. Fabuła płynie w dwóch strefach czasowych: rok 2022 oraz wspomnienia z 1966 roku. Wspaniale przedstawione wydarzenia z lat sześćdziesiątych; życie Sabiny, gdy była młodą dziewczyną jej związek i późniejsze dzieje. Akcja osadzona w Przemyślu, a wspomnienia realistyczne, opowiedziane ze szczegółami. Bardzo dobrze rozbudowani bohaterowie, dokładnie zanalizowani, ciekawi, a ich życie nie zawsze usłane różami.

Pobyt w hospicjum wzrusza, dostarcza sporo emocji, dając także spokój, ukojenie. Nie unikniemy zadumy nad tym, co nas czeka w ostatniej drodze, na mecie. Błogo się robi na sercu, gdy czyta się o kobiecej przyjaźni, niezależnie od lat, w których ona istniała, jest tak samo mocna, potrzebna i pokrzepiająca. Spotkamy również na kartach książki życzliwych ludzi, takich bezinteresownych, z sercem na dłoni. Tak, tacy są też obok nas. Utkwi nam w głowie przestroga przed uprzedzeniami, które goszczą w nas, tkwią jak drzazga. Należy w porę się ich pozbyć, zawczasu, nim pojawią się złe decyzje pod ich wpływem.

Ostatnia tajemnica, to bardzo dojrzała powieść autorki. Dopracowana w każdym szczególe, wielowątkowa, dająca poczucie spełnienia oraz nadzieją. Emocjonalna i pełna wzruszeń oraz unikatowych refleksji, nad którymi w codziennych chwilach brakuje czasu. W historii subtelnie przeplata się tajemnica rodzinna, a jej rozwiązanie satysfakcjonuje czytelnika. Chwila poświęcona drugiemu człowiekowi, okazuje się bezcenna. Niby prosta rzecz, zainteresowanie drugą osobą, ale jakże ważna. Czas z książką bezsprzecznie owocny i satysfakcjonujący.

Kolejna powieść od Anny Ziobro trafiła na moją półkę z napisem ulubione. Na wspomnienie poprzednich historii uśmiecham się, ciepło mi na sercu.

Sabina zjawia się w hospicjum z jedną walizką w ręku, w której musiała zmieścić dobytek całego życia. Zdaje sobie sprawę, że jej czas dobiega końca. Na miejsce przywozi ją taksówkarz Artur, którego żona Eliza jest wolontariuszką w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl
Po raz pierwszy z twórczością Piotra C. spotkałam się w kwietniu 2023 r. za sprawą książki ,,Pokolenie Ikea''. Ta książka zrobiła na mnie tak pozytywne wrażenie, że umieściłam ją w moim TOP 10 ulubionych pozycji. Kiedy dotarła do mnie informacja, że autor wydał nową książkę, ucieszyłam się, bo bardzo zależy mi na nadrobieniu jego twórczości. A mam co nadrabiać.
Bohaterem powieści ,,Ostatnie tango'' jest Drwal. Mężczyzna z krwi i kości, były gangster, który po wyjściu z więzienia, zostaje taksówkarzem. Jego nowe zajęcie, poza drobną dealerką narkotyków wydaje mu się nudne i bezbarwne. Nie pomagają mu tabletki, które losuje ze słoika, ani przypadkowe spotkania z kobietami opierające się jedyne na seksie. Pewnego dnia Drwal postanawia się zabić. Kiedy wyznacza sobie dzień swojej śmierci i zaczyna się do niej przygotowywać, nagle wszystko zaczyna się komplikować za sprawą wygranej na loterii. Jak postąpi Drwal, który postanawia zabić się za 8 dni? Jakich wyborów po drodze dokona?
Tango jest jednym z moich ulubionych rodzajów tańca. Już samo umieszczenie tego słowa w tytule, wywołało we mnie dreszczyk podniecenia. Choć trudno sobie wyobrazić, życiorys Drwala ma w sobie coś z tanga, ponieważ jest to mężczyzna emocjonalny, wbrew pozorom wrażliwy, choć się sam przed sobą do tego nie przyznaje, zależy mu na relacji z kobietami, w których stawia na improwizację.
Po przeczytaniu tej książki wiem jedno, bardzo mocno identyfikuje się z mężczyznami, których stworzył Piotr C. Zarówno Czarny, jak i Drwal są mi bardzo bliscy. Ten pierwszy za sprawą podejścia do życia, ten drugi dlatego, że jest dla mnie postacią, która za sprawą swojego postępowania, niespodziewanie dotknęła czułej struny. Cieszę się, że historia tego bohatera ma wyraz słodko-gorzki. Nie mogę za dużo zdradzać, ale autor postarał się, by w jego dziele znalazło się miejsce na humor, ale też refleksję dotyczącą życia. Jest w tej refleksji sporo goryczy, ale gdy się spojrzy na nią pod innym kątem, można z niej wyczytać jeszcze inne rzeczy. Ja odnalazłam tam nadzieję.
Ode mnie 8/10.

Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl
Po raz pierwszy z twórczością Piotra C. spotkałam się w kwietniu 2023 r. za sprawą książki ,,Pokolenie Ikea''. Ta książka zrobiła na mnie tak pozytywne wrażenie, że umieściłam ją w moim TOP 10 ulubionych pozycji. Kiedy dotarła do mnie informacja, że autor wydał nową książkę, ucieszyłam się, bo bardzo zależy mi na nadrobieniu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

NIE CHCESZ TU BYĆ

John Grisham to nazwisko znane chyba każdemu czytelnikowi. Dziesiątki napisanych książek, kilka głośnych ekranizacji. Pisarz – instytucja. Trudno byłoby chyba znaleźć kogoś, kto nie zetknął się z twórczością autora. Na polskim rynku zagościła właśnie „Lista sędziego”. Czy warto ponownie wrócić do czytania Grishama?

Lacy Stoltz pracuje w departamencie zajmującym się weryfikowaniem skarg wpływających na florydzkich sędziów. Jej praca nie należy do szczególnie emocjonujących. Większość napływających skarg to oskarżenia o spożywanie alkoholu. Pewnego dnia zgłasza się do niej kobieta, która twierdzi, że jeden z aktualnie urzędujących sędziów jest... seryjnym mordercą. Lacy ma duże opory przed przyjęciem tej sprawy, ale instynkt podpowiada jej, że oskarżenia wysuwane przez tajemniczą kobietę nie są bezpodstawne. Rozpoczyna się śledztwo, które przyniesie szereg zaskakujących odkryć. Czy istnieje zbrodnia doskonała? Lacy i jej współpracownicy wkroczą na pełną niebezpieczeństw drogę, a ich przeciwnik okaże się bardzo groźny.

„Lista sędziego” to powieść odmienna od tych, do których autor nas przyzwyczaił. Większość książek Grishama toczy się w scenerii sal sądowych. Tym razem jest jednak inaczej. Można śmiało powiedzieć, że „Lista...” jest rasową powieścią sensacyjną. Sprawnie poprowadzona akcja, liczne nieoczekiwane zwroty i pasjonujące polowanie na mordercę – Grisham świetnie wie w jakie tony uderzać. Jak bawić się z czytelnikiem, wodzić go za nos i prowadzić narrację tak, by odbiorca nie nudził się nawet przez chwilę. To jest naprawdę pasjonująca historia. Zupełnie nieoczywista, bardzo świeża i pełna zagadek. Spędziłam bardzo dobry czas z tą lekturą i jestem pełna podziwu dla pisarza, który mając tak bogaty dorobek literacki, mnóstwo sukcesów, dużą liczbę sprzedanych egzemplarzy, ciągle potrafi wejść na nowe literackie drogi. Nowy Grisham to Grisham bardzo mocny, uderzający w czytelnika z siłą rozpędzonej lokomotywy. Książka bardzo dopracowana, napisana na wysokim poziomie i zasadniczo to jest taki pewniak, po który można sięgnąć z całkowitym przekonaniem, że nie zawiedzie.

Sięgając po beletrystykę oczekujemy rozrywki. Chcemy by powieść przeniosła nas do innego świata, dała możliwość oderwania się od zmartwień i pozwoliła przeżyć przygody fikcyjnych bohaterów. John Grisham to właśnie taki autor, który doskonale potrafi zrealizować nasze oczekiwania. Uderza w te tony, które idealnie komponują się w melodię napięcia i emocji. Jest mistrzem rzemiosła, posiada perfekcyjny warsztat i cechuje go umiejętność dozowania natężenia opowiadanej historii. Można nie lubić jego twórczości, ale należy oddać mu to, że w swoim fachu jest bezapelacyjnym królem.

Kiedy po kilkuletniej przerwie sięgnęłam po książkę Grishama zastanowiłam się dlaczego w pewnym momencie porzuciłam czytanie jego powieści. „Lista sędziego” zdumiała mnie. Zadaję sobie pytanie jak ten człowiek to robi, że wciąż potrafi zaskoczyć. To jest po prostu rewelacyjna książka. Nie ma żadnego znaczenia czy czytało się autora wcześniej czy nie. Warto sięgnąć po tę powieść, by przekonać się, że literatura sensacyjna ciągle posiada ogromny potencjał, a mało kto potrafi wykorzystać go tak dobrze jak John Grisham.
To ciągle górna półka. To autor w szczycie swojej formy. Bez wahania powiem, że to jedna z najlepszych jego powieści. Wielką frajdę sprawiła mi ta lektura. Chciałabym móc częściej czytać tak doskonałe powieści.

Absolutny hit i książka na pewno osiągnie status bestsellera. Amerykańska do szpiku kości, nasycona akcją, napisana z wyczuciem i świetnie prezentująca dużą prawniczą wiedzę autora. Niekonwencjonalny pomysł, rzemieślnicze wykonanie i zdecydowanie jest to książka, która dosłownie porywa czytelnika. John Grisham nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i myślę, że jeszcze wielokrotnie nas zaskoczy. Najwyższy poziom, książka, której nie da się odłożyć. Wspaniała. Diabeł gorąco poleca.

NIE CHCESZ TU BYĆ

John Grisham to nazwisko znane chyba każdemu czytelnikowi. Dziesiątki napisanych książek, kilka głośnych ekranizacji. Pisarz – instytucja. Trudno byłoby chyba znaleźć kogoś, kto nie zetknął się z twórczością autora. Na polskim rynku zagościła właśnie „Lista sędziego”. Czy warto ponownie wrócić do czytania Grishama?

Lacy Stoltz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Siostry pod wschodzącym słońcem” Heather Morris to dzieło, które z pewnością w pierwszej kolejności będzie przez czytelników postrzegane, jako kolejna książka autorki „Tatuażysty z Auschwitz”. Ten tytuł autorka również utrzymała w wojennym klimacie i również podparła się prawdziwymi wydarzeniami. Niemniej jednak „Siostry pod wschodzącym słońcem” przenoszą nas wraz ze swoją akcją do Singapuru, gdzie rozpoczyna się akcja powieści oraz na wyspy Azji Południowo – Wschodniej.
Autorka pod pojęciem sióstr ujętych w tytule książki ukryła przede wszystkim pielęgniarki, które bardzo często narażając własne życie i zdrowie, oddawały się pomocy innym potrzebującym w czasie wojny. Słowo siostry zostało jednak ujęte również w pojęciu duchowych więzi, które narodziły się w obliczu napotkanego niebezpieczeństwo, a połączyły ze sobą zupełnie obce sobie osoby.
Norah to kobieta, którą poznajemy w momencie, gdy została postawiona przed podjęciem najtrudniejszej życiowej decyzji. Życie zmusiło ją do wsadzenia ośmioletniej córki na statek, który bezpiecznie przetransportuje ją do Australii. Dla matki to niezwykle trudne przeżycie wysłać córkę samą, bez opieki, bez wieści, co dalej się z nią dzieje. Kobieta jednak zdecydowała się na taki krok, by zapewnić jej bezpieczeństwo. Norah sama pozostaje w Singapurze, aby móc opiekować się bliskimi. Jednak i oni zostają zmuszeni do ucieczki statkiem handlowym, który niestety zostaje zbombardowany podczas rejsu. Kobiecie jako jednej z nielicznych udaje się przeżyć, ten cud udaje się również Nesti, wraz z którą trafia do obozu jenieckiego. W tych trudnych warunkach kobiety stają się siłą napędową, wzorem odwagi i chęci niesienia pomocy. Wspierają innych w tych okrutnych warunkach i czasach. Mimo wielu przeciwności losu i nieszczęść, które spotkały kobiety, one nie utraciły wiary i nadziei na lepsze jutro. Nigdy się nie poddawały, z heroizmem i odwagą walcząc o przetrwanie.
To piękna, poruszająca książka o sile człowieka, jaką potrafi odkryć w sobie w obliczu zbliżającego się zagrożenia. Historia przedstawia obraz kobiety walecznej, niepoddającej się, za wszelką cenę walczącej o przetrwanie.
Dla mnie to poruszająca historia, która wzbudza wiele emocji. Ja szczerze przyznaję, że moje serce skradła kultowa książki autorki i nie wyobrażałam sobie nie sięgnąć po ten tytuł, a po przeczytaniu mogę powiedzieć, że „Siostry pod wschodzącym słońcem” uznaję za najlepszą książkę Heather Morris.

„Siostry pod wschodzącym słońcem” Heather Morris to dzieło, które z pewnością w pierwszej kolejności będzie przez czytelników postrzegane, jako kolejna książka autorki „Tatuażysty z Auschwitz”. Ten tytuł autorka również utrzymała w wojennym klimacie i również podparła się prawdziwymi wydarzeniami. Niemniej jednak „Siostry pod wschodzącym słońcem” przenoszą nas wraz ze swoją...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Marek Zychla po genialnej i rozbrajającej wręcz “Bezmiłości” stworzył kolejną, przesiąkniętą emocjami i jego własnymi doświadczeniami historię. “Strychnica,” choć nie tak przytłaczająca w kwestii emocji czy też trudna w interpretacji jak jej poprzedniczka wciąż zaskakuje i wzrusza czytelnika, obrazując problemy oraz wydarzenia jakich doświadczył autor pracując w jednym z ośrodków opieki nad osobami specjalnej troski w Irlandii. Nie byłoby jednak w tej książce całego Marka Zychli, gdyby nie doprawił czymś zaskakującym swej powieści a tym razem mogę wam obiecać – bardzo namieszał! Książka bowiem zawiera w sobie elementy dark fantasy, nutkę grozy, czarny humor i bardzo wiele wzruszających, pięknych momentów.

Irlandzka placówka opiekuńcza w której mają miejsce niesamowite wydarzenia ze “Strychnicy” to miejsce niebezpieczne, w którym irlandzki folklor i jego demony budzą się do życia a zarazem przystań, gdzie tworzą się piękne wspomnienia i przyjaźnie. Tak samo jak łączy się strych z piwnicą w samym tytule, tak sama opowieść zawiera w sobie wiele najróżniejszych motywów i problematykę zawiłych wątków, które na pierwszy rzut mogą nie pasować do siebie niczym dół i góra. Finalnie jednak, wszystko tworzy zgrabną całość fundującą czytelnikowi świetną rozrywkę, poruszając również wiele ważnych a wręcz życiowych tematów.

Na samym początku moich wynurzeń skupmy się na grozie. Czytelnik sięgając po książkę z tak genialną okładką to jej w głównej mierze oczekuje. O to nie musicie się obawiać – Strychnica potrafi wystraszyć, zależy to jednak oczywiście od waszego poziomu wytrzymałości. Mnie osobiście nie przestraszyła – nie musiała, czytałam ją i tak z zapartym tchem bo różnorodność wątków działała na moją uwagę magnetyzująco. Ta książka to prawdziwa uczta dla wielbicieli mitologii i wierzeń a nawet baśni. Ci, którzy lubią wątki dark fantasy również znajdą w niej swoją komfortową przystań (o ile o horrorze można tak oczywiście powiedzieć). Wydarzenia odbywające się bowiem w placówce są tak niesamowite i szalone, a akcja tak bardzo dynamiczna i intensywna, że ciężko choć na chwilę stracić skupienie. Autor straszy nas jednak nie tylko tym co ma miejsce “tu i teraz,” lecz bawi się z czytelnikiem osadzając niektóre wydarzenia gdzieś pomiędzy jawą i snem, racjonalnością i zupełnym obłędem. A wszystko to łączy się ze sobą w tytułowej strychnicy właśnie, która jest bardziej przerażająca niż niejedno monstrum przez to co robi z człowiekiem i jak go zmienia.

“Strychnica” to jednak nie tylko groza czy fantastyka, podszyta świetnym humorem autora. Książka zapewni odbiorcy cały wachlarz różnorakich emocji – dreszczyk, wzruszenie, smutek, ironiczne parsknięcie oraz rozlewające się poczucie ciepła na serduchu. Jak to możliwe? Skupmy się na chwilę na fabule i bohaterach stworzonych przez Marka a tego się dowiecie.

Do ośrodka opieki nad osobami specjalnej troski zarządzanego przez lekarkę Amy przyjeżdża trójka wolontariuszy z zagranicy. Bartosz, Nino i Samantha to osoby zupełnie od siebie różne, dodatkowo pochodzące z innych zakątków Europy. Autor w prześmiewczy sposób przedstawia nam głównych bohaterów przy pomocy stereotypów – ot, Polak jest najbardziej pracowity i przez to najmocniej wykorzystywany, Francuz to bezczelny kobieciarz a Niemka zdaje się nie posiadać w sobie zbyt wielu pokładów empatii i emocji. Czarny humor autora jest tutaj tak oczywisty, że ciężko go nie zauważyć i samemu nie zaśmiać się pod nosem kilka razy – zwłaszcza przy opisach tego jak traktowany jest nasz rodak na obczyźnie: “Właśnie zauważył, że wpisano mu na przyszły tydzień sześćdziesiąt dwie godziny dyżurów, na sam przecież początek rocznego stażu za średnie pieniądze i wyżywienie (…) Pozostałą dwójkę wolontariuszy najwidoczniej oszczędzano.” W momencie jednak gdy autor zaczyna zgłębiać ich osobiste historie, które noszą w sobie znamiona traum i smutku zaczyna się robić poważnie. Bartosz, Nino i Samantha nie trafili bowiem do ośrodka przypadkowo, a ich powierzchowne różnice nie są istotne gdy porównamy ich dzieciństwo i młodość. Wszyscy bowiem zmagali się bądź wciąż zmagają z jakąś przypadłością czyniącą ich “innymi,” często budząc tym samym niezrozumienie swojego otoczenia. Najważniejszym jednak podobieństwem między nimi jest to, że wszyscy zostali zauważeni przez… Śmierć we własnej osobie.

Spośród trójki naszych wolontariuszy weźmy pod lupę postać Bartka, bohatera z którym w wielu kwestiach można się utożsamiać. Chłopak pochodzi z małej, zacofanej wioski a jego rodzina żyje w biedzie. Już od dziecka musi zmierzyć się z pewną wadą rozwojową a wraz z nią odkrywa jak zachowują się ludzie gdy zauważą Twoją… inność. Marek Zychla perfekcyjnie wręcz obnaża polską zaściankowość, dyskryminację czy też najzwyczajniej w świecie brak wiedzy czy umiejętności zachowania się przy osobie z dysfunkcją: “Sąsiedzi zaglądali do wózeczka z brzdącem zawsze ze smutną miną, która zostawała im na kolejne lata. Maluch tyle wycierpiał, że nikt nie potrafił się do niego uśmiechać.” Bartek chce poczuć się “normalnie” czy też “zwyczajnie,” co w dosadny sposób może obrazować jego wizyta w poradni psychologiczno-pedagogicznej gdzie zaproponowano mu wykonanie testu osobowości. Możemy dostrzec tutaj skrajnie różne reakcje na jego wynik. Pani psycholog, która notabene próbowała na głównym bohaterze wyleczyć własne wypalenie zawodowe, jest wręcz zdruzgotana i zawiedziona tym, że Bartek niczym się nie wyróżnił, spalając jej własne ambicje na panewce. Sam pacjent jednak jest zdecydowanie podniesiony na duchu: “Dodatkowo bycie jednym z trzynastu procent społeczeństwa pozwoliło mu okiełznać poczucie samotności oraz pozbyć się części kompleksów.”

Bartek trafia do irlandzkiej placówki bardzo szybko zaskarbiając sobie sympatię jej rezydentów oraz samej koordynatorki. Jest on osobą wysoko wrażliwą, empatyczną i dobroduszną, żeby nie powiedzieć wręcz naiwną. To właśnie przez swoją niewinność zaprzyjaźnia się z mieszkańcami, którzy posiadają zdolność zajrzenia w ludzką duszę swoim szóstym zmysłem. W ośrodku poznajemy Johna, Michaela oraz Fionę – trójkę rezydentów, którzy zaszufladkowani przez społeczeństwo jako Ci “opóźnieni” a przez to wykluczeni ze zwyczajnego funkcjonowania w nim tak naprawdę są… Lepszymi ludźmi. Autor opisuje bowiem postrzeganie świata oraz kilka przemyśleń jednego z głównych rezydentów – Johna, cierpiącego na zespół Downa. Czytelnika potrafi wzruszyć jego dziecięca wręcz prostota pragnienia miłości czy akceptacji “Według niego koordynatorka wciąż nie rozumiała całej tej sytuacji (…). Zrobiłby wiele, byle tylko znów powiedziała, że jest dobrym człowiekiem.” Jego zrozumienie i akceptacja negatywnych emocji, których my często się wstydzimy uważając je wręcz za słabość jemu przychodzi z łatwością – w jego głowie jest to przecież coś normalnego, czym nie powinniśmy się zadręczać czy zbytnio analizować: “Wtedy opuszczano pomieszczenie i wracano po kilkudziesięciu minutach, by zaproponować Johnowi tabletkę uspokajającego Xanaxu. John zwykle odmawiał, bo traktował złość jak każde inne uczucie, równie ważne, co radość czy smutek.” Marek Zychla tworząc postać Johna ukazuje nam, że ludzie z zespołem Downa nie tylko w niczym nie są gorsi od przeciętnego zjadacza chleba ale widzą i rozumieją od nas znacznie więcej: “Takie dziecko wymaga troski, ma specjalne potrzeby – powtarzała matka z miną cierpiętnicy (również przy Johnie, który nie rozumiał, co takiego specjalnego jest w tych jego potrzebach, bo przecież zjeść musi jak każdy inny, no i żeby mu troszkę poczytać, lub pozwolić obejrzeć film). John nie rozumiał, że mama myli troskę ze wstydem, chociaż wyczuwał jej wstyd szóstym zmysłem, jedynym, którego nie dotknęła niepełnosprawność.” Kończąc już moje przemyślenia na temat tego obyczajowego wątku dodałabym, że “Strychnicę” powinien przeczytać każdy – nawet jeśli fantastyki czy grozy nie lubi. Tak jak już bowiem wspominałam ta książką to nie tylko rozrywka i odskocznia od codzienności ale swego rodzaju nauka, która dzięki temu, że autor zdecydował się podzielić z nami swoimi wspaniałymi doświadczeniami, może skłonić ludzi do zrozumienia tego co czują osoby dotknięte wadami genetycznymi czy będącymi w spektrum a przez to porzucenia swoich uprzedzeń: “– Czego się tam nauczysz, pracując z porobionymi? – Tego nie potrafił pojąć rodzic. – Jaki doszlifujesz angielski? Będą bełkotać, zobaczysz! Co ty w ogóle wiesz o dałnach. W życiu żadnego nie spotkałeś! – zgadywał ojciec, chociaż pewności nie miał; w takim postępowym Poznaniu mogli przecież i chodzić do liceów.”

“Strychnica” nie jest klasyczną czy też zwyczajną grozą. To książka z przesłaniem, niosąca ze sobą nie tylko zabawę i ciekawą fabułę ale również… dużo mądrości. Może właśnie dlatego zdecydowałam się objąć tę historię swoim patronatem a może po prostu bałam się zapaść w sen o bogini z dymną opaską na oczach.

Marek Zychla po genialnej i rozbrajającej wręcz “Bezmiłości” stworzył kolejną, przesiąkniętą emocjami i jego własnymi doświadczeniami historię. “Strychnica,” choć nie tak przytłaczająca w kwestii emocji czy też trudna w interpretacji jak jej poprzedniczka wciąż zaskakuje i wzrusza czytelnika, obrazując problemy oraz wydarzenia jakich doświadczył autor pracując w jednym z...

więcej Pokaż mimo to