Wszystko się spieprzyło, ale chyba będzie lepiej
- Kategoria:
- literatura piękna
- Seria:
- Twarze kontrkultury
- Wydawnictwo:
- Officyna
- Data wydania:
- 2014-05-16
- Data 1. wyd. pol.:
- 2014-05-16
- Liczba stron:
- 320
- Czas czytania
- 5 godz. 20 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788362409358
- Tłumacz:
- Tomasz Kłoszewski
- Tagi:
- beat generation
Jedna z najważniejszych powieści amerykańskich lat 60, wydana w 1966 roku przez Random House. Zabawny i przenikliwy obraz uniwersyteckiego campusu ogarniętego rebelianckim wrzeniem. Psychodeliczna podróż przez świat, w którym jak w alchemicznym tyglu zmieszane są erotyka i narkotyki, gargantuiczne obżarstwo i asceza, nauka i rewolucja, kłamstwo i prawda. Komiczna i pikarejska akcja tej powieści, opartej na osobistych doświadczeniach autora z czasów studiów i z licznych podróży, rozgrywa się na Zachodzie USA, na ogarniętej rewolucją Kubie i na pewnym uniwersytecie w stanie Nowy Jork. Główny bohater, porte parole autora, nosi znaczące, nieco go alienujące i przywodzące na myśl Yossariana z Paragrafu 22 nazwisko: Gnossos Pappadopoulis – i nie jest to jedyne podobieństwo do arcydzieła Josepha Hellera.
Been Down… to także mistrzowski portret czasów beat generation, w których wyrośli Jack Kerouac i Ken Kesey. Literacka rewelacja, której hołd oddał najwybitniejszy amerykański pisarz drugiej połowy XX wieku, Thomas Pynchon, dedykując swoją Tęczę grawitacji Farinie i pisząc przedmowę do nowego wydania jego powieści. Pynchon powieść Fariny nazwał m.in. chóralnym „alleluja”, „utworem granym przez dwustu muzyków w idealnej tonacji… To prześmieszna, mrożąca krew w żyłach, erotyczna, głęboka, szalona, piękna i jednocześnie oburzająca powieść”. Farina napisał ją podczas studiów na Cornell University, a tytuł zaczerpnął z napisanego w 1928 bluesa I Will Turn Your Money Green, którego autorem był Furry Lewis. Piosenka ta była wielokrotnie nagrywana przez różnych wykonawców, a Farina sam nagrał ją z Erikiem von Schmidtem w roku 1963. Motywy z tego utworu i jego tytuł wykorzystał także Jim Morrison i zespół The Doors. Been Down…jest dziś klasyczną pozycją dla wszystkich amatorów lat sześćdziesiątych i literatury kontrkulturowej. W roku 1970 na duży ekran powieść przeniósł Jeffrey Young.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Czas kontrkultury
Lata 60., czasy rewolucji obyczajowej odcisnęły piętno na współczesnym wymiarze kultury. Bitnicy jak Allen Ginsberg ze swym „Skowytem” czy Jack Kerouac z powieścią „W drodze” przecierali szlaki dla całej fali twórców, którzy w istotny sposób wpłynęli na wszelkie dziedziny sztuki – Ken Kesey, Andy Warhol, Bob Dylan to tylko kilka nazwisk, które dowodzą trwałości i aktualności tych zjawisk. Zresztą cały ruch hipisowski z legendarnym festiwalem w Woodstock jest najlepszym dowodem na to, z jak istotnym zjawiskiem kulturowym mamy do czynienia. Amerykańska rewolta studencka, która przetoczyła się w latach 60. przez kampusy uniwersyteckie, wpłynęła nie tylko na kształt kultury amerykańskiej. Zjawisko Nowej Fali w filmie i literaturze bardzo silnie zaistniało w Europie. Większość zjawisk kulturalnych i obyczajowych w kulturze Zachodu dzieje się do dziś w kontekście rewolty lat 60., czerpiąc z niej, bądź negując jej osiągnięcia.
Powyższy wstęp jest wprowadzeniem do bardzo ciekawego zjawiska na polskim rynku księgarskim, jakim jest seria „Twarze kontrkultury” wydawana przez „Officynę”. Książka Richarda Fariny „Wszystko się spieprzyło, ale chyba będzie lepiej” jest czwartą książką z tego cyklu, który ma przybliżyć polskiemu czytelnikowi mniej znane dzieła związane z rewoltą lat 60. w Stanach Zjednoczonych (pozostałe to „Lata sześćdziesiąte”, „Wspomnienia bitniczki” oraz „Candy Terry Southern”).
Wydanie „Wszystko się spieprzyło” prawie 50. lat od premiery uświadomiło mi, jak wielkie luki ma nasza świadomość literacka. Po książkę Fariny warto sięgnąć mimo „kontrkulturowego” kontekstu. To po prostu świetna i uniwersalna literatura, pełna humoru i napisana żywym, pełnym blasku językiem. Za oddanie językowej energii i przyjemność czytania trzeba niewątpliwie podziękować autorowi tłumaczenia Tomaszowi Kłoszewskiemu.
„Wszystko się spieprzyło...” to w gruncie rzeczy, podobnie jak „W drodze”, powieść przygodowa, gdzie ważną rolę odgrywa podróż. Głównym bohaterem jest Grek, Gnossos Pappadoupulis. Jego życie to nieustanna zmiana otoczenia. Zmianom tym towarzyszą liczne dialogi z mniej lub bardziej przypadkowo spotkanymi ludźmi, które są błyskotliwie mieniącym się karnawałem potocznego języka. Osią akcji przez większą część książki jest konflikt na uniwersyteckim kampusie, który dziś można by uznać za absurdalny – chodzi o ograniczenie kontaktów między mieszkańcami męskich i żeńskich akademików. Wszystkim perturbacjom, w których centrum stoi Gnossos, towarzyszą imprezy, narkotyki, magia i seks, czyli mamy tu wszystkie kontrkulturowe atrybuty lat 60. Mamy też rewolucję na Kubie.
Najważniejszymi elementami, które czynią tę książkę wyjątkową są humor i dystans. Farina w swoim opisie lat 60. nie jest patetyczny. Dzięki temu książka nabiera uniwersalnego charakteru. Jak często idee i rewolucyjny zapęd młodych ludzi jest wykorzystany przez możnych tego świata do własnych celów. To uniwersalna i ponadczasowa prawda aktualna i dziś.
Richard Farina zginął w wypadku, mając zaledwie 29 lat. Opublikował tylko jedną powieść i trzy albumy z muzyką folk. Zdolny człowiek, który miał przed sobą całe twórcze życie. Dobrze, że dziś możemy przypomnieć sobie jego powieść – powieść autora, któremu Thomas Pynchon dedykował swoją „Tęczę grawitacji”.
Sławomir Domański
Książka na półkach
- 277
- 76
- 31
- 4
- 3
- 2
- 2
- 2
- 2
- 1
Opinia
Intrygujący kolokwializm w tytule, potem spis treści z bardzo rozbudowanymi i zastanawiającymi rozdziałami, a na końcu początek powieści, brzmiący jak zdanie z innej rzeczywistości – "Młody Gnossos Pappadopoulis, włochaty Kubuś Puchatek, strażnik ognia, wracał z dalekiego rejsu po asfaltowych morzach wielkiej ziemi jałowej". – nie tylko pięknie się ze sobą łączyło i współbrzmiało, ale również zapowiadało ciekawą, szaloną jazdę bez zasad pod górę. Jednak kiedy już się wspięłam na jej szczyt i kiedy spojrzałam za siebie, ogarniając swoje przeżycia razem z bohaterami, poczułam przyjemne, intelektualne zmęczenie.
To ostatnie zawdzięczam specyficznemu językowi autora.
Nie używał potocznego kodu porozumienia przeciętnych ludzi, bo jego bohater był niezwyczajny. Sam o sobie mówił – „Biegun swój wybieram aktem woli, bowiem nie jestem zjonizowany i nie posiadam wartościowości. Możecie nazwać mnie obojętnym i niewyróżniającym się, lecz strzeżcie się, bom jest Cień gotowy do zmącenia jasności umysłów człowieczych". W taki sposób komunikował swoją wolność i niezależność oraz autonomię poglądów i zdolność uwodzenia słowem. Musiałam się nauczyć odczytywać treść zakodowaną w tego typu zdaniach, które były kwintesencją myśli bez granic i końca ciągu wywodów. Światem wyobraźni, który rozkładał przede mną wachlarzem pejzaży płaszczyzn rozumienia na wielu poziomach. Musiałam zaprząc do pracy wszystkie swoje narzędzia intelektualne oraz doświadczenie wyniesione z poprzednich lektur z serii Twarze Kontrkultury, by go pojąć. Po raz enty przyznaję rację autorom serii, że w bardzo przemyślany sposób publikują kolejne tytuły. Jest w tym logika i dbałość o czytelnika, który dzięki temu wyniesie maksimum przyjemności i wiedzy na temat lat sześćdziesiątych i jego kontekstów. Miałam i ja satysfakcję samodzielnego penetrowania i odkrywania umysłów bohaterów, ale i syntetyzowania przesłania opowieści o życiu amerykańskich studentów w campusie pod koniec lat 60., ze wszystkimi, szeroko pojętymi, kontekstami kulturowymi (mnóstwo w niej cytatów pisarzy, polityków, piosenkarzy, a nawet spikerów) tamtych czasów.
I wszystko jasne!
Cudowne lata studenckie. Nieważny kraj, narodowość czy czas. Zawsze jest tak samo albo bardzo podobnie. Różnice wynikają tylko z częstotliwości i zakresu korzystania z wolności. Bohaterowie tej powieści korzystali z niej skrajnie maksymalnie i permanentnie z małymi, niestety koniecznymi do bycia studentem, przerwami na naukę. Żyli chwilą i z dnia na dzień, ubarwiając je alkoholem, wszelkiego rodzaju narkotykami, seksem, przygodą i rewolucją mającą obalić władze uczelniane, które, o zgrozo!, chciały zaostrzyć normy moralne w domach studenckich. Dla ludzi, którzy stawiali drogowskazy i pokazywali im kierunki jedynego, słusznego sposobu życia, byli tymi, „którzy dryfują bez celu po splątanych ścieżkach młodości, nieodpowiedzialni, niezdolni wybrać Właściwą Drogę w odpowiednim czasie". Nic dziwnego, że jakoś tak samo z siebie i nieoczekiwanie dla bohaterów wszystko się spieprzyło.
Od siebie mogę dodać – ale jaka piękna droga wiodła do tej katastrofy!
Po cichu chciałam, żeby tak było. Chciałam sobie przypomnieć ten powiew niezależności życia na własnych warunkach, szalonych decyzji, luksusu nieodpowiedzialności, absurdalnych wyborów, nieprzewidywalności ciągu dalszego i nieplanowanie (niechęć do planowania została mi do dziś) czegokolwiek. I w tym właśnie kryje się uniwersalność tej powieści. W stale obecnej młodości, której przeżywanie dla wszystkich jest wspólne. Rzadko kto rodzi się już dorosły tak, jak znany filozof Leszek Kołakowski, który w ten sposób zdeklarował swój stosunek do okresu adolescencji gdzieś, kiedyś w wywiadzie dla młodzieży. Jednak tacy ludzie to wyjątki.
W tym momencie mogłam spocząć na laurach w odczytywaniu – co autor miał na myśli? Odwieczny bunt młodych przeciwko starszym pokoleniom, niezgoda na normy zastane i wprowadzanie własnych. Jednym słowem – kontrkultura!
Ale, ale! Nie dałam się zwieść bajerowi Gnossosa, a miał go opanowanego do perfekcji. Jedna historia posiadała kilka wersji, w zależności od słuchacza. A ja miałam zagadkę – która z nich jest prawdziwa? A może żadna? Tylko, w jakim celu?
Odpowiedź, którą znalazłam na to ostatnie pytanie, dawała mi klucz do podświadomości bohaterów, który otwierał drzwi do najskrytszych pragnień człowieka. Każdego. Musiałam się wczuć w rolę uważnego słuchacza-detektywa, by z treści szalonych, komicznych, absurdalnych, groteskowych, erotycznych, a czasami obrzydliwych przygód, wyłowić sygnały istnienia prawdziwych uczuć, pragnień i myśli ukrytych i zamaskowanych pod postawą pozera.
A było ich całe mnóstwo!
Nie bez powodu bohaterowie używali imion z dobrze wszystkim znanej bajki o Kubusiu Puchatku i jego przyjaciołach. Ba! Oni ją sobie wzajemnie czytali całymi fragmentami! To symboliczna ucieczka w świat dzieciństwa z lęku przed dorośnięciem. Przed wejściem w skomplikowany, często niezrozumiały i niedający poczucia bezpieczeństwa świat dorosłych. Chęć wytłumaczenia go sobie prostym, puchatkowym rozumkiem na zrozumiały, logiczny, jasny. Potwierdzało to szukanie własnej drogi u tych, którzy prawdopodobnie ją znaleźli, jak David żyjący w stabilnym gniazdku rodzinnym, u którego było przytulnie i bezpiecznie. Nie bez powodu w wolności seksualnej z każdą chętną dziewczyną Gnossos, nazywający siebie strażnikiem nieokiełznanego płomienia rozpusty, podkreślał swoją dziewiczość (a może prawiczość w jego przypadku) emocjonalną. Nieważne „wszystkie ramiona, uda, piersi, krocza, kolana, języki, palce, włosy i pośladki, które zaliczył bądź znał". On czekał na „wielką wygraną, na przecięcie trajektorii, na współrzędne wyznaczone boską dłonią, na zakreślony cyrklem szczyt paraboli w błękitnej ćwiartce koła Spełnienia". Tłumacząc z Gnossosa, którego uwielbiałam za ten zawoalowany język, na mój – czekał na wielką, jedyną miłość po wsze czasy. Kochać i być kochanym – jakież to podstawowe pragnienie człowieka. To w ponadczasowości jej przekazu kryje się siła i wieczna młodość tej powieści. Zadowoli każdego, kto kiedyś, z mniejszym lub większym bólem egzystencjalnym, dorastał. Mniej lub bardziej zbuntowany, zagubiony i poszukujący, oszukujący (przede wszystkim siebie) i oszukiwany.
Komu kiedyś wszystko się spieprzyło na własne życzenie, ale teraz chyba jest lepiej.
naostrzuksiazki.pl
Intrygujący kolokwializm w tytule, potem spis treści z bardzo rozbudowanymi i zastanawiającymi rozdziałami, a na końcu początek powieści, brzmiący jak zdanie z innej rzeczywistości – "Młody Gnossos Pappadopoulis, włochaty Kubuś Puchatek, strażnik ognia, wracał z dalekiego rejsu po asfaltowych morzach wielkiej ziemi jałowej". – nie tylko pięknie się ze sobą łączyło i...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to