(1913-2008) - francuski pisarz pochodzenia egipskiego, nazywany „Wolterem znad Nilu". Urodził się w Kairze, ale pod koniec drugiej wojny światowej osiadł w Paryżu, gdzie mieszkał do śmierci. Przyjaźnił się m.in. z Albertem Camusem, Jeanem Paulem Sartre'em, Tristanem Tzarą, Lawrence'em Durrellem i Jeanem Genetem. Autor ośmiu powieści. Akcja wszystkich utworów rozgrywa się w Egipcie lub krajach arabskich. Alyson Waters, angielska tłumaczka dzieł pisarza, porównała jego dorobek z Balzakowską Komedią ludzką. Debiut Cossery'ego, Les Hommes oubliés de Dieu (1941),zachwycił Henry'ego Millera, który stał się wielkim admiratorem jego twórczości. Szyderstwo i przemoc (1964) to piąta książka Cossery'ego, nagrodzona Prix de la Société des Gens de Lettres.
Jakże wspaniała jest to książka! Nie wiem, jak to się stało, że wcześniej nigdy nie natknąłem się na nazwisko Cossery'ego i właściwie przypadkowi zawdzięczam jego odkrycie. Co za zdania! Jaka wyobraźnia! Jak piękny styl i wyrafinowany dobór słów. Jak wspaniale dyskretny dowcip! To wszystko po polsku błyskotliwie oddaje przekład Mateusza Kwaterko. Ta książka mnie zachwyciła, nie wiedziałem tylko czy czytać jednym tchem, czy dawkować sobie przyjemność, rozkoszując się każdym wycyzelowanym zdaniem.
Powieść przedziwna i zaskakująco w pewnych aspektach aktualna. Mamy tu władzę autorytarną i grupkę spiskowców, którzy próbują ją podważyć szyderstwem i absurdalną wręcz drwiną, ale robią to w sposób niezbyt standardowy - otóż spiskujący hiperbolizują uwielbienie do władcy, uwidaczniając śmieszność jego działań i osiągnięć. Powinno brzmieć znajomo, prawda? Dzisiejszą wersją takich działań mogą być internetowe memy, ale mimo wszystko mają one za dużą dawkę ironii kierowanej wprost, a może dawka absurdu serwowana przez samą władzę jest zbyt duża, aby odpowiedzieć na nią skuteczną i zmasowaną dawką absurdu skierowaną przeciwko władzy. To, co mi się w tej powieści podobało najbardziej to pomysł wyjściowy, swego rodzaju pisarski tupet oraz ciekawy styl Cossery'ego (który fascynuje leksyką, ale i w pewnych momentach nieco męczy wyszukaną elokwencją),a to co najmniej to niestety mizoginia posunięta o wiele za daleko jak na standardy cywilizowanego i świadomego odbiorcy, zwłaszcza feministy, za którego się uważam.