Parker. Tom 1 Richard Stark 8,4
ocenił(a) na 842 tyg. temu Nieruchome spojrzenie, czujna sylwetka, twarz wyciosana z kamienia. Nie sposób oderwać wzroku od górującej nad tłumem postaci; od masywnego ciała, hipnotycznej gracji ruchów, bladych ust zaciśniętych w wąską kreskę. Parker porusza się pewnie, przemierza nowojorski motłoch, kroczy brudnymi chodnikami Manhattanu.
Jest 1962 rok. Bez grosza przy duszy, z pragnieniem zemsty w sercu i spluwą w kieszeni, Parker idzie załatwiać stare poruchanki.
****
,,Parker: Edycja Martini’’ z hukiem trafia na rynek wydawniczy. Piszę z hukiem, bo wziąwszy pod uwagę rozmach oraz epickość ów przedsięwzięcia, doprawdy trudno mówić o banalnym entuzjazmie jakim szczycą się przeciętne publikacje. Zresztą; ostatnią rzeczą, którą można by zarzucić Scottowi Dunbierowi & Richardowi Cooke’owi, jest właśnie konwencjonalność czy pospolitość. Obaj panowie wykonali kawał – jak zapewne powiedziałby to sam Parker – ‘solidnej roboty’. Pomysły Dunbiera, rysunki Cooke’a, scenariusze na podstawie powieści Donalda Westlake’a, są dokładnie tym czym być powinny: genialnie zrealizowanymi wizjami przeniesionym na papier.
****
Wszystko zaczęło się od amerykańskiego autora piszącego cykl z postacią – dziś kultowego już – kryminalisty Parkera. Richard Stark nakreślił Parkera, ma się wrażenie, jednym sprawnym pociągnięciem pióra. Widać to szczególnie na kartach komiksowej adaptacji; łatwo tutaj bowiem wyłapać jednoczesną prostotę i złożoność jego czarnego charakteru. Potencjalnie ‘czarnego’.
Parker, co trzeba wiedzieć, jest trochę na bakier z prawem. Trochę bardzo. Albo jeszcze lepiej – on jest po prostu POZA prawem.
To jednak nic; w końcu popkultura uwielbia jemu podobnych twardzieli; bezwzględnych terminatorów – zabijaków napędzanych żądzą zemsty; awanturników z piekącym pragnieniem vendetty wyrytym głęboko w sercu; morderców o pokerowej twarzy, naciskających bez najmniejszego mrugnięcia spust gigantycznej pukawki, wymierzonej prosto w twarz zmartwiałej ze strachu ofiary.
Szaleństwo, nieprzewidywalność, obłęd i magnetyzm: to nas podnieca, to nas pociąga.
Parker poniekąd wpisuje się w kanon takiego płatnego rzezimieszka; typa spod ciemnej gwiazdy, co mu źle z oczu patrzy – góry mięśni, kupy seksapilu, masy brutalności. Jednostki bezwzględnie dążącej do wzbogacenia się, dbającej wyłącznie o swój interes; osoby odsuniętej od społeczeństwa, wyalienowanej, nieufnej, polegającej wyłącznie na własnych umiejętnościach i predyspozycjach; maksymalnie skupionej na czerpaniu przyjemności ze świata wielkiego konsumpcjonizmu.
Ale tylko poniekąd, ponieważ mimo pewnej dozy sztampy, Parker całkiem sprawnie rozmija się z tą konkretną kreacją. Posiada on w sobie coś nietypowego, niejednoznacznego, dwuwymiarowego. Ani jego niemoralne uczynki, ani złe występki nie są w stanie przekreślić sympatii, którą – siłą rzeczy – czytelnik wobec odczuwa. Postać Donalda Wetlake’a naprawdę da się lubić!
Cooke’owi udało się doskonale uchwycić ten wyjątkowy dysonans. Za pomocą kilku słów, paru szkiców oraz ograniczonej barwy kolorów, kreśli bohatera o dwoistym obliczu i ów dwoistość świetnie uwypukla. Plansze Darwyna to połączenie klasyki, nostalgii oraz gęstego klimatu noir. Tu – jeśli chodzi o same środki przekazu – nie ma rewolucji; wręcz przeciwnie: ścisła konwencja, której twórca się trzyma.
Czy wychodzi mu to na dobre? Zdecydowanie. Największą siłę rażenia mają bowiem wyrywkowe kadry, utrzymane w kameralnym, nieskomplikowanym artyzmie. Prosta, pozornie niedbała kreska, ciemna kolorystka, gra światłocienia, kilka zdawkowych fraz – to wystarczające. Odbiorca, mimo oszczędności użytych środków, śledzi fabułę z zapartym tchem. A jeśli dodać do tego kryminalny sznyt, retro nastrój i spooooroooo sensacji, to uwierzycie mi, macie fantastycznie rozrywkową pozycję na wyciągnięcie Waszej rąsi.