Mapa Cieni. Opowieści z nawiedzonych miejsc Michał Gacek 6,6
ocenił(a) na 22 lata temu „Mapa cieni” było niemałym projektem, o czym świadczyła nie tylko pokaźna liczba stron. Michał Stonawski i jego kolega Krzysztof Biliński byli głównymi inicjatorami tej książki. Kosztowało ich to z pewnością mnóstwo czasu i wysiłku, by nadać temu projektowi taki ostateczny kształt. Zainteresowałam się książką, gdyż chciałam poznać bardziej pisarski dorobek Stonawskiego. Był to zresztą jedyny autor antologii, od którego coś w przeszłości przeczytałam. Reszta autorów była mi kompletnie obca, co mnie zresztą wcale nie dziwiło. Na tych pisarzy można się natknąć w innych antologiach czy sporadycznie w samodzielnej powieści grozy, a do tego typu książek nie mam zwyczaju zaglądać. Niemniej chciałam się chociaż trochę zorientować w tym temacie i sprawdzić jak miewa się nasz rodzimy horror współczesny.
Autorzy upatrzyli sobie do swoich badań i opowiadań Małopolskę. Są to okolice, przez które zdarzało mi się częściej przejeżdżać jak aktywnie zwiedzać, więc byłam już pod tym względem niezbyt zaznajomiona czy zbytnio zaciekawiona. Książka szła pewnym schematem. Składała się z prezentacji miejsca z perspektywy pana Stonawskiego i zainspirowane tym miejscem opowiadaniom wybranego autora.
Badania terenowe w pierwszej części nie należały do jakiś spektakularnie głębokich czy obiektywnych. Może miały jedynie za zadanie, by wprowadzić przed przeczytaniem opowiadań w odpowiedni nastrój i uzupełnić u czytelnika pewną wiedzę.
A opowiadania… były różne i można zauważyć, że autorom nie brakowało pomysłów, ale tak naprawdę żadne mi się nie podobały. Nie mogłabym nawet stwierdzić, że były „nierówne”, jak to często widzę w opiniach pod antologiami. Wręcz przeciwnie. Jak na tak dużą antologię można nawet stwierdzić, że poza kilkoma wyjątkami prawie na równo mi się… nie podobały. Dlaczego? Cóż, widziałam i czytałam może zbyt dużo horrorów, by coś miało mnie za specjalnie porwać. Brakowało mi tu pewnej świeżości, zauważyłam, że autorzy (nie wszyscy) czerpali inspirację z dobrze znanych i przeżutych we wszystkie strony schematy. Przez to lektura mnie niezmiernie męczyła i czułam z każdą stroną coraz mocniej, jakbym traciła swój cenny czas, głos i wzrok. Nie powrócę do niej z pewnością, choć jeśli komuś się z mojego otoczenia spodoba, to może ją odsprzedam.