-
ArtykułyKsiążki o przyrodzie: daj się ponieść pięknu i sile natury podczas lektury!Anna Sierant1
-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński31
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać406
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz2
Biblioteczka
2022-12-27
2022-12-21
Tam, gdzie gwiazdka świeci najjaśniej Wioletta Piasecka.
Kilka dni temu ktoś zapytał mnie, jakie książki świąteczne lubię najbardziej. Zdradzę wam więc, że zawsze wybieram takie, które skupiają się na wartościach, do jakich ja i moi bliscy przykładamy w tym wyjątkowym dla nas czasie największe znaczenie. Dla nas święta Bożego Narodzenia są bardzo rodzinne. Zawsze staramy się być wtedy wszyscy razem i cieszyć się ze wspólnie spędzonych chwil, celebrując przekazywane nam z pokolenia na pokolenie rodzinne tradycje. Jednocześnie zależy mi na tym, aby świąteczna książka, po którą sięgam, skrywała w sobie dużo ciepła, które otuli mnie niczym mięciutki kocyk i pozwoli poczuć ten niepowtarzalny klimat. Uważam, że książka świąteczna powinna wlewać w nasze serca spokój wzruszać i poruszać, niosąc ukojenie i nadzieję.
Dziś przychodzę do was, aby opowiedzieć o książce „Tam, gdzie gwiazdka świeci najjaśniej” autorstwa jednej z moich ulubionych polskich pisarek Wioletty Piaseckiej, której książki bardzo sobie cenię, ale jednocześnie śledząc ogromny rozwój warsztatu pisarskiego Wioli, stawiam każdej kolejnej powieści, którą oddaje w ręce swoich czytelników coraz wyższą poprzeczkę moich oczekiwań. Jeśli jesteście ciekawi, czy temu tytułowi udało się im sprostać, zapraszam do lektury dalszej części recenzji.
Tym razem zostajemy zabrani do niewielkiej wioski Mizajne, w której poznajemy głównych bohaterów utworu - rodzinę Milewskich. To właśnie z nim spędzimy tegoroczne święta. Już od pierwszej chwili, kiedy stajemy się obserwatorami ich życia, widzimy, że wszyscy bardzo się kochają. Głowa rodziny Zygmunt Milewski i jego żona Krystyna pragną dla swoich córek Karoliny i Julii szczęśliwego życia takiego, jakie im udało się wspólnie stworzyć dla swoich dzieci, a seniorka babcia Aniela modli się o dobrych mężów dla ukochanych wnuczek.
Dziewczyny są bliźniaczkami, choć poza wyglądem nic na to nie wskazuje. Mają zupełnie różne charaktery, usposobienie a przede wszystkim całkowicie odmienne oczekiwania od życia.
Julia, kiedy ją poznajemy, wydaje się niepozorna i słaba. Wraca po studiach do domu rodzinnego na wieś i już tu zostaje. Nie oczekuje zbyt wiele. Satysfakcję daje jej praca w bibliotece. To właśnie tutaj w niewielkiej wiosce czuje się szczęśliwa i spełniona. To jest jej miejsce na ziemi, Jej zupełnym przeciwieństwem jest Karolina. Młoda kobieta emanuje pewnością siebie. Ciągnie ją do miejskiego życia, którego doświadcza, będąc na studiach w Olsztynie. Choć zdarzają się chwile, kiedy tęskni za rodziną to nie może zrozumieć, jak siostra może czerpać radość z życia wsiąknięta w wiejską społeczność, tym samym zamykając się na wielkie możliwości, jakie daje życie w mieście. Ją dłuższy pobyt w rodzinnych stronach wręcz dusi. Jest przekonana, że ma plan na własne życie. Oczarowana życiem w Olsztynie chce z tym miastem związać swoją przyszłość i żyć zupełnie inaczej, niż jej rodzice na wsi, z której udało jej się wyrwać. Obie siostry łączy jednak pragnienie miłości. Chcą kochać i być kochane.
Nasze bohaterki nie wiedzą jeszcze, że to właśnie miłość bardzo mocno zweryfikuje ich postawy i stanie się niejako sprawdzianem dla ich odwagi w walce o siebie i swoje marzenia. Koniecznie sięgnijcie po książkę i przekonajcie się, która z dziewczyn do końca będzie wierna samej sobie, swoim marzeniom i pragnieniom, a która zgodzi się, by marzenia kogoś innego stały się częścią jej życia.
Już teraz mogę szczerze przyznać, że „Tam, gdzie gwiazdka świeci najjaśniej” to ciepła, bardzo klimatyczna i poruszająca, ale także zabawna powieść. Wspaniale wprowadzi nas w klimat świąt, a także jeszcze bardziej pozwoli nam dostrzec i docenić ich wartość oraz wyjątkowość. Jestem przekonana, że podobnie jak ja, wy również mocno zżyjecie się z każdym z członków rodziny Milewskich. Mnie samej bardzo bliska była postać Julii, z którą mocno się utożsamiam. Ja również mieszkam na wsi i nie wyobrażam sobie związać swojej przyszłości z miastem. Kocham panujący tu spokój i ciszę. Jednak bardzo mocno trzymałam kciuki także za Karolinę w momencie, kiedy ta znalazła się na życiowym rozdrożu. Szczególnie za serce ujęła mnie niezwykła więź łącząca obie siostry. Mimo że obie zupełnie inaczej widziały swoją przyszłość i chciały dla siebie zupełnie czegoś innego, to zawsze były powierniczkami wzajemnych sekretów. Jedna dla drugiej służyła wsparciem, dobrym słowem i pocieszeniem, kiedy było ono potrzebne.
Nie mogłabym również nie wspomnieć o jeszcze jednym aspekcie stanowiącym niezmierną wartość tej książki. Otóż autorka w bardzo zajmującą, rodzinną i mocno wciągającą opowieść wplotła wspaniałe, ale niestety przez wielu już zapomniane tradycje świąteczne, które pochodzą z Polski wschodniej. Ściślej mówiąc, z Kresów. I jakież było moje miłe zaskoczenie, kiedy okazało się, że niektóre z nich do dziś są kultywowane w moim domu. Były jednak również takie, o których nigdy wcześniej nie słyszałam, więc bardzo się cieszę, że dzięki tej wspaniałej książce mogłam je poznać.
Kochani myślę, że już nikt z was nie ma wątpliwości, że książka spełniła wszystkie oczekiwania, jakie miałam wobec niej, przystępując do czytania. Macie moje słowo, że wleje ona w wasze serca dobroć i ciepło. Nie raz w oku zakręci się łza, ale również uśmiechniecie się przez łzy. Ja niemalże czułam się częścią tej rodziny i bardzo żałowałam, że tak szybko skończyłam czytać książkę. A przeczytałam ją w mgnieniu oka, zapominając o wszystkim, co dzieje się wokół. Możecie mi wierzyć, że tak samo będzie w waszym przypadku, więc nie zwlekajcie ani chwili dłużej i spędźcie święta tam, gdzie gwiazdka świeci najjaśniej.
http://kocieczytanie.blogspot.com/2022/12/tam-gdzie-gwiazdka-swieci-najjasniej.html
Tam, gdzie gwiazdka świeci najjaśniej Wioletta Piasecka.
Kilka dni temu ktoś zapytał mnie, jakie książki świąteczne lubię najbardziej. Zdradzę wam więc, że zawsze wybieram takie, które skupiają się na wartościach, do jakich ja i moi bliscy przykładamy w tym wyjątkowym dla nas czasie największe znaczenie. Dla nas święta Bożego Narodzenia są bardzo rodzinne. Zawsze staramy...
"Brakujący obrazek" Anna Ziobro
W mojej rodzinie ja i moja siostra byłyśmy wychowywane w przeświadczeniu, że nasi rodzice to również nasi przyjaciele. Ich rolą było dbanie o nasze dobro, poczucie bezpieczeństwa i decydowanie o rzeczach, w których my jako dzieci nie mogłyśmy decydować za siebie. Zawsze jednak powtarzali nam, że niezależnie od tego, co się w naszym życiu wydarzy, zawsze możemy do nich przyjść i o wszystkim z nimi porozmawiać. Dzięki temu obie wiedziałyśmy, że zarówno mama, jak i tata liczą się z naszym zdaniem, zawsze nas wysłuchają i są gotowi wspierać w najtrudniejszej nawet sytuacji, mając na uwadze to, co myślimy i czujemy. Życzyłabym sobie, aby każde dziecko było wychowywane w takiej właśnie rodzinie, ale niestety wiem, że nie zawsze wygląda to tak dobrze, choć to, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami domów wielu rodzin często na zewnątrz skrywane jest za kurtyną pozorów.
Dziś chciałabym porozmawiać z wami o nadużywaniu władzy rodzicielskiej w poczuciu źle pojętego czynienia dobra, które zamienia dzieciństwo w koszmar. A co za tym idzie, w perspektywie czasowej mocno odciska swoje piętno na życiu dorosłego już człowieka. Swoje rozważanie i przemyślenia opierać będę na historii, którą skrywają karty przeczytanej przeze mnie w ostatnim czasie książki Anny Ziobro „Brakujący obrazek”, o której chcę wam opowiedzieć kilka słów.
Mówi się, że wspomnienia są czymś najpiękniejszym, co każdy z nas powinien pielęgnować w swoim sercu, bo to jedyny aspekt naszego życia, którego nikt nam nie może zabrać. Jednak Ola, główna bohaterka powieści oddałaby wiele, aby większość jej wspomnień z przeszłości można było wymazać, albo przynajmniej zamknąć w najgłębszych zakamarkach swojej świadomości i nigdy do nich nie wracać. Dziś jest dorosłą kobietą wychowującą nastoletnią córkę. Czuje się spełniona i wszystko wskazuje na to, że mogłaby powiedzieć, że jest szczęśliwa. Mogłaby, ale to szczęście nie jest pełne, gdyż tłumi je ogromna tęsknota za najbliższą jej sercu osobą, a także przekonane, że to właśnie ją Ola zawiodła najbardziej. Natalia, bo to o niej mowa jest rodzoną siostrą Oli, z którą ta nie widziała się już kilkanaście lat.
To właśnie za przyczyną nawracających myśli o młodszej siostrze wspólne z Olą my czytelnicy wracamy do bolesnych i traumatycznych przeżyć z domu rodzinnego obu dziewczyn, w którym niepodzielną władzę sprawował ich despotyczny ojciec. Mężczyzna był osobą o dwóch twarzach. Dla mieszkańców społeczności, której rodzina Radomskich była częścią, jawił się jako szanowany stróż prawa miejskiej policji. Wzorowy mąż i ojciec, którego każdej niedzieli wspólnie z żoną i córkami można było spotkać w kościele zajmującego jedną z pierwszych ławek. Tymczasem tylko Ola, Natalia i ich matka znały jego prawdziwe oblicze tyrana, który wychowywał córki twardą ręką, a swoje racje zaznaczał przemocą fizyczną i psychiczną, mając za nic emocje i uczucia swoich dzieci. Bicie i upokarzanie było częścią ich codzienności. A dostać można było dosłownie za wszystko. Dziewczyny nigdy nie były dość dobre, aby zadowolić ojca. Żyjąc w ciągłym strachu, niepewności dnia kolejnego uwarunkowanej nastrojami ojca nauczyło Natalię i Aleksandrę, że tak naprawdę mają tylko siebie, gdyż na to, że w ich obronie stanie zastraszona matka nie mogły liczyć. To właśnie osiemnastoletnia wówczas Ola była dla swojej siostry jedyną osobą, która koiła jej ból, niepokój oraz dawała jej dużo ciepłych uczuć. Była jej pocieszeniem i wsparciem.
Wszystko zmieniło się w momencie, kiedy nastoletnia Ola zaszła w ciążę. Rozwścieczony ojciec wyrzucił ją z domu, a Natalia pozostała sama w swojej niedoli, żyjąc w poczuciu żalu wobec siostry. Ola musiała zacząć wszystko od nowa, a dorosłe życie, które zbyt wcześnie wyciągnęło rękę do niej i ojca jej dziecka naprawdę wiele ją kosztowało, o czym przekonacie się sami, czytając książkę, do czego serdecznie was zachęcam.
Dziś Ola ma już 34 lata i wspólnie z córką Mają przygotowuje się do nadchodzących świąt Bożego Narodzenia. Nie wie jednak jeszcze, że los właśnie w tę Wigilię da jej szansę na spełnienie jej największego marzenia. Bo oto przypadek sprawia, że najważniejszym gościem przy wigilijnym stole ma być Natalia. Koniecznie musicie przekonać się, czy zerwane rodzinne więzy przetrwały lata rozłąki, niewypowiedzianego żalu. A także, czy to spotkanie pomoże siostrom uporać się z demonami przeszłości, które przez cały czas niczym imadło ściskają serca obu kobiet. Ja nic więcej wam nie zdradzę, ponadto, że może być to naprawdę bardzo trudne, gdyż Natalia nadal nie potrafi wyciszyć traumatycznych przeżyć z dzieciństwa.
„Brakujący obrazek” to bardzo przejmująca, boleśnie prawdziwa i niezwykle potrzebna społecznie książka, w której autorka uświadamia nam, że ulegając magi świąt, nie możemy zapominać o tym, iż wszystko to, o czym czytamy w książce to nie tylko wymyślona na potrzeby powieści fikcja literacka. Bo takie rzeczy niestety dzieją się gdzieś obok nas. A nam nie wolno odwracać oczu od ofiar przemocy domowej i udając, że tego nie dostrzegamy. Nie możemy być obojętnym na ludzką krzywdę. Warto pomagać nie tylko w święta. Ania dzięki swojej książce daje również czytelnikom nadzieję na lepsze jutro, które, dopóki żyjemy, zawsze jest możliwe, nawet jeśli my sami nie możemy jej dostrzec w mroku otaczającym nasze życie. Niemalże namacalnie możemy poczuć także wyjątkowość siły miłości rodzeństwa i moc więzi je łączących, których nie jest w stanie zniszczyć najdłuższa nawet rozłąka, czy najtrudniejsze życiowe doświadczenia. To, co bez wątpienia warto podkreślić to fakt, iż dzięki lekturze tego wyjątkowego tytułu wszyscy, którzy zdecydują się po niego sięgnąć, otrzymają bardzo wartościową lekcję. Otóż przykro przyznać, że coraz częściej czas przeżywania świąt Bożego Narodzenia sprowadzamy do rzeczy namacalnych, czyli choinki, prezentów, czy pierniczków, zapominając o tym, co powinno stanowić dla nas największą wartość tych wyjątkowych chwil. Ich głębia tkwi bowiem w chęci pojednania i wybaczenia sobie i innym. Jest to czas refleksji i uporządkowania wszystkiego, co ciąży naszej duszy, po to byśmy mogli dać sobie jeszcze jedną szansę na szczęście.
Gorąco polecam wam przeczytać „Brakujący obrazek". Jest to książka, która trafia wprost do naszych serc, a jej niestety trudna ponadczasowość na pewno sprawi, że wiele osób, które po nią sięgną, utożsami się z przeżyciami jej bohaterek i znajdzie w ich losach cząstkę siebie. W takim przypadku powieść ta może mieć dla tych osób wymiar terapeutyczny, stając się impulsem do skonfrontowania się z emocjami, które być może od lat je niszczą. Od przeszłości nie da się uciec, gdyż jest ona częścią nas, ale można ją przepracować i znaleźć wyjście z najbardziej wydawałoby się beznadziejnej sytuacji.
Na zakończenie chciałabym podziękować autorce za trud podjęcia się napisania tak ciężkiej tematycznie książki. Na pewno nie było to łatwe, czego my czytelnicy także doświadczamy. Autentyczność dziejących się na kartach książki wydarzeń, a także kreacji jej bohaterów sprawia, że lektura wzbudza w nas całą gamę silnych targających nami emocji. Wzrusza, chwyta za serce i wyciska łzy. Jestem przekonana, że nikt wobec tej książki nie pozostanie obojętnym. Co więcej, nie unikniemy przeniesienia własnych przemyśleń po jej lekturze na płaszczyznę swojego życia. Ja jeszcze długo o niej nie zapomnę i na pewno do niej wrócę. Chciałabym bardzo, aby „Brakujący obrazek” trafił do jak najszerszego grona odbiorców, gdyż jestem pewna, że może komuś pomóc i nawet jeśli miałaby być to tylko jedna osoba, to i tak warto mówić o tej książce dużo i głośno. Jeżeli jeszcze nie poznaliście kolei losów Oli i Natalii sięgnijcie po tę piękną zimową opowieść, która skradnie wasze serca właśnie teraz.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2022/12/brakujacy-obrazek-anna-ziobro.html
"Brakujący obrazek" Anna Ziobro
W mojej rodzinie ja i moja siostra byłyśmy wychowywane w przeświadczeniu, że nasi rodzice to również nasi przyjaciele. Ich rolą było dbanie o nasze dobro, poczucie bezpieczeństwa i decydowanie o rzeczach, w których my jako dzieci nie mogłyśmy decydować za siebie. Zawsze jednak powtarzali nam, że niezależnie od tego, co się w naszym życiu...
2022-12-01
W życiu nic nie jest nam dane na zawsze. Czas bardzo szybko płynie i wszystko przemija. Wydaje się to oczywiste, a jednak nie wszyscy jesteśmy gotowi na to, aby dostrzec tę smutną prawdę w życiu codziennym. Na pewno każdy rodzic zgodzi się ze mną, że fakt nieubłaganego upływu czasu najmocniej dociera do nas, kiedy patrzymy na nasze dzieci. One dorastają, opuszczają dom rodzinny Budują swoje nowe dorosłe życie, a my pewnego dnia patrząc w lustro, widzimy zupełnie inną osobę, niż tę, którą byliśmy, wydawałoby się jeszcze tak niedawno. Dziś chciałabym porozmawiać z wami o starości, która, jak zapewne wszyscy się zgodzimy, nie udała się Panu Bogu. Starość jest bardzo dyskretna. Ona się nie narzuca. Do każdego z nas przychodzi niepostrzeżenie, dając niepozorne znaki swojej obecności. Pojedyncze początkowo bagatelizowane zmarszczki, pierwszy siwy włos. Nagle jednak jest jej w naszym życiu coraz więcej. Przytłacza coraz mocniej, kładąc na nasze barki ciężar, którego chcielibyśmy pozbyć się, chociażby na chwilę i jeszcze raz poczuć to utracone poczucie lekkości i wolności charakterystyczne dla ludzi młodych.
Zapewne teraz wielu z was zastanawia się, skąd zrodziła się we mnie potrzeba podjęcia tak trudnego tematu, od którego przecież większość z nas pragnie uciec i zepchnąć go i w jak najdalsze zakamarki naszej świadomości. Otóż starość to proces powolny, ale nieuchronny i nawet jeśli teraz jesteśmy młodzi, to warto myśleć o tym, co kiedyś nastąpi. A impulsem do zatrzymanie się w biegu codzienności i głębszej refleksji, którą chciałam się z wami podzielić, stała się dla mnie książka Marii Resterna „Anioł mi ciebie dał”, o której chcę wam opowiedzieć kilka słów.
Przystępując do lektury książki, przenosimy się do owładniętego magicznym klimatem nadchodzących świąt Bożego Narodzenia Bytomia, którego mieszkanką jest sześćdziesięcioletnia Anna Sokołowska, główna bohaterka powieści. Kobieta bardzo czeka na ten wyjątkowy czas w roku, który jak zawsze będzie mogła spędzić z ukochaną córką Mają. Dziewczyna wyfrunęła z domowego gniazda na studia do Poznania i tam z grupą przyjaciół u boku układa sobie życie. Dla Ani każda chwila spędzona z Mają jest bezcenna nie tylko ze względu na rodzicielską więź, ale także nabiera szczególnego znaczenia w obliczu choroby, z którą się zmaga. Nasza bohaterka ma guza mózgu. Choroba w połączeniu z wiekiem odebrała jej młodość i siły. Co więcej, ciało przestaje jej słuchać. Jedyną nadzieją dla niej jest specjalistyczny zabieg. Nie wie jeszcze jednak o tym, że tym razem los ma wobec niej zupełnie inne plany, a tajemniczy ktoś, odegra w tym planie bardzo znaczącą rolę, ale o tym musicie przeczytać już sami, do czego serdecznie was zachęcam.
Tymczasem zajrzyjmy na chwilę do Poznania. Tam bliscy sobie przyjaciele zmagają się z wieloma rozterkami uczuciowymi. Tegoroczne święta będą dla nich przełomowym momentem, który wreszcie niejako wymusi na nich konieczność zajrzenia w głąb własnych serc i odpowiedzenia sobie na pytanie: „Co tak naprawdę czuję, czego chcę i czy postępuję zgodnie ze swoimi uczuciami”? Autorka stawiając przed swoimi bohaterami tak ważne pytania uświadamia nam, że niestety łatwo jest pomylić miłość z przyjaźnią. Często bowiem wchodzimy w związek mając na uwadze to, że po prostu jest nam ze sobą dobrze i wierząc, że miłość przyjdzie z czasem. Jednak, kiedy do głosu dochodzi codzienne życie okazuje się, że zaczynamy żyć obok siebie, a nie ze sobą. Zaczynamy się mijać, a zamiast gorącej miłości w związku pojawia się chłód obojętności. Musicie koniecznie sięgnąć po książkę i przekonać się, czy ci młodzi znajdą w sobie odwagę, by zawalczyć o prawdziwą miłość i swoje szczęście.
Wróćmy jednak jeszcze do samej Anny. Kobieta jak wszyscy starsi i schorowani ludzie marzy o tym, aby jeszcze raz poczuć tę pełnię sił, witalność i sprawność własnego ciała. By było ono takim, jakim było za czasów młodości. Chciałaby jeszcze raz czerpać ze wszystkiego, co życie ofiaruje młodym. Teraz na pewno pomyślicie sobie z żalem, że każdy by tak chciał, ale przecież nie jest to możliwe. A może jednak? Przecież magia świąt działa cuda.
Ja już nic więcej nie zdradzę ponadto, że w pierwszej chwili, kiedy już przekonałam się, w jaki sposób Maria pokierowała losem Anny poczułam smutek, ze względu na to, że jak się przekonacie czytając książkę, wydarzenia, o których w niej przeczytamy nie mają najmniejszych szans spełnić się w realnym świecie, choć oddałabym wiele, by było inaczej. Nie omieszkałam napisać o tym autorce uznając, że takie nierealne rozwiązanie, po które sięgnęła kreując losy Anny pozbawiają nadziei na lepsze jutro, której przecież poszukujemy w książkach. Rozmowa ta naprawdę wiele mi dała i pozwoliła spojrzeć na historię, którą skrywają karty książki w zupełnie innym świetle, a tym samym docenić jej wyjątkowość i wartość. Otóż za zgodą autorki mogę wam zdradzić, że inspiracją do napisania książki „Anioł mi ciebie dał” stały się ciężkie przeżycia zdrowotne osoby bliskiej sercu Marii. Jak wiadomo dobro osób nam bliskich jest zawsze dla nas wartością nadrzędną i jesteśmy w stanie zrobić wszystko, aby w jakikolwiek sposób im pomóc. Autorka mając świadomość tego, że z punktu medycznego sama nie może nic zrobić, postanowiła przywrócić tej osobie radość życia i dać drugą szansę, chociażby na kartach książki. Bo przecież w książkach wszystko jest możliwe. Uważam, że to piękny gest i jestem nim głęboko poruszona.
Gorąco zachęcam was do sięgnięcia po ten tytuł. Pozwólcie zaistnieć magii świąt. Nie zapominajmy jednak o tym, że na uwagę zasługują również skłaniające do przemyśleń i refleksji życiowe tematy. Mamy tutaj bardzo obrazowo opisany sposób radzenia sobie ze swoimi słabościami i ułomnościami w kontekście starości i choroby, które mocno trafiają do świadomości czytelnika i nie pozwalają mu pozostać na nie obojętnym. Jesteśmy także obserwatorami przyjaźń, która zostaje postawiona na szali w walce o miłość. Książkę czyta się lekko z poczuciem przywiązania emocjonalnego z jej bohaterami. Mnie stali się oni bardzo bliscy i za każdego trzymałam mocno kciuki, chcąc, by wszyscy, odnaleźli swoją drogę do osobistego szczęścia.
Jestem pewna, że każdy odbierze tę książkę inaczej, ale ja proszę was o jedno. Kiedy zaczniecie ją czytać, otwórzcie na nią swoje serca. Wówczas poczujecie jej wyjątkowość.
[Materiał reklamowy] Autorka Maria Resterna.
http://kocieczytanie.blogspot.com/2022/12/anio-mi-ciebie-da-maria-resterna.html
W życiu nic nie jest nam dane na zawsze. Czas bardzo szybko płynie i wszystko przemija. Wydaje się to oczywiste, a jednak nie wszyscy jesteśmy gotowi na to, aby dostrzec tę smutną prawdę w życiu codziennym. Na pewno każdy rodzic zgodzi się ze mną, że fakt nieubłaganego upływu czasu najmocniej dociera do nas, kiedy patrzymy na nasze dzieci. One dorastają, opuszczają dom...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-11-25
"Zanim mnie zabijesz" Paula Er
Jeśli już choć trochę śledzicie moją działalność internetową i to, o jakich książkach wam opowiadam, to wiecie, że najczęściej mój wybór pada na te, które dotykają prawdziwych tematów. Często bardzo trudnych i bolesnych ludzkich problemów oraz przeżyć. Nie ukrywam, że już nie raz czytelnicy mojego bloga pisali do mnie z zapytaniem, dlaczego sięgam po tak trudne tematycznie książki, skoro, jak zawsze podkreślam, ich czytanie kosztuje mnie naprawdę wiele silnych emocji, które nierzadko zostają ze mną na długo po odłożeniu danej książki na półkę? Przecież mogłabym wybierać dla siebie takie powieści, przy których mogłabym poprawić sobie humor się pośmiać. Zawsze wtedy odpowiadam, że uważam, iż książki są świetną formą terapii dla osób, które je czytają i w jakikolwiek sposób utożsamiają się z przeżyciami ich bohaterów. Mogą być impulsem do tego, aby zawalczyć o to, co powinno być zawsze dla nas wartością nadrzędną, o siebie samych. Bo nawet jeśli fabuła czytanej przeze mnie książki, jest fikcją literacką, to najczęściej inspiracją dla autora, aby podjąć się trudnego tematu w swojej książce, jest samo życie. Te wszystkie straszne rzeczy, o których bardzo wielu z nas boi się, chociażby tylko czytać dzieją się naprawdę. Być może bardzo blisko nas. Za każdym razem, kiedy piszę recenzję takiej książki mam wielką nadzieję, że znajdzie się, chociażby jedna osoba, która ją przeczyta, i z chwilą, kiedy odnajdzie w niej cząstkę własnego życia, zadziała mechanizm łańcuchowy. Przeczyta tę książkę, a potem dzięki niej znajdzie w sobie siłę, aby zawalczyć o swoje lepsze jutro.
Dziś chciałaby porozmawiać z wami o toksycznych przemocowych związkach. A rozważań na ten trudny i niestety ponadczasowy temat podejmę się na podstawie przeczytanej przeze mnie w ostatnim czasie książki Pauli Er „Zanim mnie zabijesz”.
Na jej kartach poznajemy Julię. Kobietę, której siedemnaście lat temu udało się wyrwać z rąk swojego oprawcy. Teraz już jej codzienność jest spokojna i bezpieczna, swoją przeszłość skryła w najgłębszych zakamarkach pamięci. Nie chce do niej wracać i nie pozwoli, by cokolwiek zburzyło jej obecne zbudowane na nowo życie. Kiedy przystępujemy do lektury powieści, Julia jawi się nam jako osoba, która jak sama twierdzi, nie jest już tą wystraszoną Julią z przeszłości. Metamorfoza, którą przeszła, nie wiąże się tylko z zupełną zmianą wyglądu, ale przede wszystkim osobowości. Teraz poznajemy silną, pewną siebie kobietę. Ale czy, na pewno, to, co widoczne dla ludzkich oczu jest stanem faktycznym, odpowiadającym temu, co czuje i kim jest, kiedy nikt nie patrzy?
Nasza bohaterka nie wie jeszcze, że już wkrótce przeszłość ponownie da o sobie znać i już wtedy nie będzie możliwości, by przed nią uciec. Zarówno my, czytelnicy, jak i ona sama przekonamy się, w jakim stopniu ta wewnętrzna przemiana jest prawdziwa i jakie decyzje oraz kroki podjęte przez Julię będą się z nią wiązały. A może rzeczywiście teraz to jej prześladowca powinien się bać? O tym musicie przekonać się już sami, do czego serdeczne was zachęcam.
„Zanim mnie zabijesz” to bardzo potrzebna i wartościowa książka, która pokazuje nam cały schemat zachowań i postępowania toksycznej osoby w związku, a także odpowiada na wiele pytań, które padają w gabinecie psychologa, czy terapeuty, kiedy ofiara przemocy domowej znajdzie w sobie siłę, aby poprosić o pomoc. A uwierzcie mi, że dla takich osób nie jest to łatwy krok, nie tylko ze względu na strach przed przemocowcem, ale także ze względu na wstyd odnośnie do tego, co pomyśli o niej społeczeństwo, kiedy prawda ujrzy światło dzienne. Bo jaka kobieta, godzi się na bycie z kimś, kto ją poniża, upokarza i bije. Otóż facet to nie kiełbasa, nie da się wyczuć, czy będzie dobry. A musicie wiedzieć, że osoby toksyczne są dobrymi aktorami i mają wiele twarzy. Ich plan schwytania ofiary jest realizowany bardzo skrupulatnie i metodycznie. I tu dochodzimy do pytania „Dlaczego ten, który był dla nas tak bardzo czuły, kochający, opiekuńczy i troskliwy, tak nagle stał się kimś zupełnie innym"? Właśnie dlatego, że w ten sposób rozpoczynał pierwszy punkt planu „przywiązanie i uzależnienie od siebie kobiety”. Kiedy to już się stanie, zyskuje nad nią władze, manipuluje nią, kontroluje, niszczy psychicznie i fizycznie. A my wpadamy w pułapkę lęku i strachu. Zapytacie zatem, dlaczego tak trudno jest się wyrwać z takiego związku? Otóż większość z nas będąc w podobnej sytuacji, stara się znaleźć usprawiedliwienie dla agresywnych zachowań swojej drugiej połówki. Trudne dzieciństwo, problemy w pracy, a co najgorsze winy szukamy w sobie, do czego właśnie dąży przemocowiec. Takie myślenie w połączeniu z pozbawieniem nas poczucia własnej wartości prowadzi do tego, że nasze życie zamienia się w koszmar. Mimo to ofiara ciągle wierzy w to, że jest w stanie pomóc swojemu mężczyźnie w tym, aby się zmienił i wszystko było tak, jak na początku. Tymczasem trzeba powiedzieć sobie wprost. Niezależnie od tego, jak bardzo będziemy się starać pomóc takiej osobie, jak wielkie pokłady miłości i wsparcia będziemy jej ofiarować, ona się nie zmieni, jeśli sama nie będzie tego chciała i dobrowolnie nie uda się po pomoc. Takie osoby są chore.
Przyznaję, że kiedy Krzysztof, były partner Juli po latach znowu pojawił się w jej życiu, był bardzo przekonywający w swojej przemianie. Wszystko wskazywało na to, że zrozumiał swoje winy, wiele przepracował, żałuje swoich czynów i teraz jest zupełne innym człowiekiem. Czy tak w istocie jest, a może to tylko kolejny element jego perfekcyjnej gry? Koniecznie sprawdźcie to sami.
Jak widzicie, lektura tej książki skłoni was do wielu refleksji i przemyśleń. Choć jak możemy przeczytać w słowie „od autorki”, cała historia opisana na kartach książki jest fikcją literacką, a sama autorka nie jest psychologiem, to ja ze swojej strony chciałabym serdecznie podziękować za podjęcie trudu jej napisania. Na pewno nie było to łatwe zadane. Oddając ją w nasze ręce, autorka uświadamia nam, że choć byśmy nie wiem, jak bardzo tego chcieli od przeszłości, a przede wszystkim od siebie samych nie da się uciec. Nikt nie obiecuje nam, że będzie to łatwy proces, ale są osoby, które wiedzą, jak nam pomóc i na pewno to zrobią, jeśli tylko odważymy się powiedzieć dość i wyciągnąć rękę po pomoc. A im szybciej to zrobimy, tym lepiej dla nas samych, gdyż możemy zapobiec tragedii.
Nie muszę już chyba nikogo z was przekonywać, że po ten tytuł naprawdę warto sięgnąć. Ja książkę tę czytałam z ogromnym zainteresowaniem, analizując świetnie wykreowane portrety psychologiczne jej bohaterów. Choć starałam się przewidzieć ich zachowania i decyzje, wielokrotnie zostałam zaskoczona. Zaskoczyły mnie również zwroty akcji, a także sposób, w jaki autorka powiązała z dziejącymi się wydarzeniami postacie drugoplanowe. Mimo że książkę przeczytałam już jakiś czas temu, to nadal siedzi ona w mojej głowie i nie pozwala o sobie zapomnieć.
Bardzo zależy mi na tym, abyście przeczytali „Zanim mnie zabijesz” przemyśleli ją i rozejrzeli się wokół siebie, bo być może, gdzieś obok was jest ktoś, komu potrzebna jest wasza pomoc. Jestem ciekawa, jak wy odbierzecie tę książkę, gdyż uważam, że w dużej mierze będzie to uzależnione od waszych osobistych przeżyć i doświadczeń życiowych. Jednak jedno jest pewne, nikt nie powinien pozostać wobec tej książki obojętny.
[Materiał reklamowy] Autorka Paula Er.
http://kocieczytanie.blogspot.com/2022/11/zanim-mnie-zabijesz-paula-er.html
"Zanim mnie zabijesz" Paula Er
Jeśli już choć trochę śledzicie moją działalność internetową i to, o jakich książkach wam opowiadam, to wiecie, że najczęściej mój wybór pada na te, które dotykają prawdziwych tematów. Często bardzo trudnych i bolesnych ludzkich problemów oraz przeżyć. Nie ukrywam, że już nie raz czytelnicy mojego bloga pisali do mnie z zapytaniem, dlaczego...
2022-11-19
"Wyrka. Utracony wołyński raj". Małgorzata Witko/ Prawdziwa historia polskiej kresowej wsi.
Urodziłam się, wychowałam i po dziś dzień mieszkam na wsi. Wiem, że tak zostanie już na zawsze, ponieważ nigdy z własnej woli nie opuściłaby tego swojego ukochanego miejsca na ziemi. Kocham bliskość natury, obcowanie z przyrodą, oraz tę wspaniałą aurę spokoju i harmonii, którą czuję każdego dnia. Codziennie dziękuję za to, że jest mi dane móc się tym wszystkim cieszyć. Nigdy nie zapominam o tym, iż lata historii naszego kraju i narodu pokazują, że abyśmy ja i moi najbliżsi mogli dziś, żyć w wolnym kraju wielu naszych rodaków musiało przejść przez piekło na ziemi. Byli świadkami okrucieństwa zadawanego ich rodzinom przez okupanta, by potem sami oddać życie w obronie tego, co najdroższe.
Nie wolno nam zapomnieć, więc dla mnie bezcennym zapisem tamtejszych wydarzeń są książki, których lekturę bardzo sobie cenię. W ostatnim czasie przeczytałam jedną z takich właśnie publikacji i dziś chcę wam o niej opowiedzieć. A mówić będziemy o najnowszym literackim dziecku Małgorzaty Witko „Wyrka. Utracony wołyński raj”.
Na jej kartach przenosimy się na Kresy Wschodnie do niewielkiej wioski tytułowej Wyrki. Tam od pierwszych chwil lektury czujemy się dosłownie tak, jak wskazuje na to podtytuł książki, niczym w raju. Autorka na podstawie autentycznych wspomnień ludzi, którzy do tej pory opowiadają historię kresowej wsi, w sposób bardzo obrazowy opisuje nam życie jej mieszkańców, dla których praca w polu, religia i tradycja zawsze były największymi życiowymi wartościami. To właśnie rytm zmieniających się pór roku wyznaczał bieg toczącego się życia. Rodzice starali się od najmłodszych lat wpoić swoim dzieciom szacunek do wartości ciężkiej pracy, dlatego poza równie ważną nauką, oraz beztroską zabawą do obowiązków dzieci należała pomoc rodzicom w codziennych pracach gospodarskich. Życie płynęło spokojnym rytmem wśród wzajemnej sąsiedzkiej pomocy i życzliwości. Nikt nawet przez chwilę nie pomyślał, że już wkrótce nadejdą bardzo ciężkie chwile, które być może na zawsze odbiorą tym ludziom ten sielski, aczkolwiek nie pozbawiony codziennych trudów kawałek ich małej ojczyzny.
Niestety tak właśnie się stało z chwilą wybuchu II wojny światowej, kiedy to bandy UPA rozpoczęły brutalne, a wręcz bestialskie polowania na Polaków. Ukraińcy bez najmniejszej nawet litości napadali na okoliczne wioski, które podpalali, a ludzi pozbawiali życia w okrutnych torturach. To okrucieństwo dotknęło również Wyrkę. Wyrczanie zmuszeni byli opuścić swoje domy i uciekać, by chronić życie swoich najbliższych.
Jeśli sięgniecie po ten tytuł, do czego serdecznie was zachęcam, w wasze ręce trafi ogromnie wartościowa i niezwykle potrzebna książka, która jest mocno poruszającym i przejmującym zapisem życia Polaków na wschodniej rubieży II RP w latach trzydziestych XX w. Już od pierwszej chwili spędzonej na czytaniu książki bardzo mocno zżyłam się z rodzinami, które są jej bohaterami, przez co niemalże czułam się częścią ich życia. Myślę, że duży wpływ na to, iż stali mi się oni bardzo bliscy, ma fakt, że niektóre opisywane na kartach książki tradycje są nadal kultywowane w moim domu rodzinnym, a nawet znam przytaczane w książce wiersze i piosenki. Tym bardziej trudno było mi czytać kolejne rozdziały, w których mamy opisane wydarzenia z ucieczki przed Ukraińcami a przede wszystkim barbarzyńskiej „Rzezi wołyńskiej”. A potem po skończeniu wojny, tak bardzo mocno trzymałam kciuki za tych, którzy przetrwali, aby poradzili sobie w szukaniu dla siebie nowego miejsca na ziemi. Czy im się to udało? Musicie już przekonać się sami.
Mimo że jest to niezwykle wymagająca emocjonalnie książka, to uważam, że powinien ją przeczytać każdy, aby nie dopuścić do zapomnienia o tamtejszych wydarzeniach i ludziach, którzy swoją postawą w obliczu dramatycznych doświadczeń dali nam niezwykłą lekcję, z której my powinniśmy czerpać, by podobne tragedie nigdy więcej się nie powtórzyły.
Ludzka życzliwość i troska o drugiego człowieka. Wzajemna pomoc, wsparcie i współpraca w małej społeczności nie tylko w czasie pokoju, ale i wojny. Choć mieszkańcy Wyrki wiedzieli, że ich szanse w starciu z wrogiem są niewielkie, to jednak solidarnie zorganizowali Samoobronę, aby starać się odeprzeć podjęte na nich ataki. Mocno chwytające za serce były sceny pokazujące, że nie nawet po stronie wroga nie wszyscy byli źli. (ocalenie przez ukraińskiego nauczyciela rannej, dziewczynki, dobre traktowanie polskiej rodziny przez niemieckich gospodarzy...) W książce możemy też przeczytać o chęci niesienia pomocy lokalnej nie tylko wobec członków rodziny, ale także obcych ludzi (przygarnięcie osieroconej dziewczynki i utrzymywanie z nią bliskiego kontaktu przez rodzinę z Sarn..) Ponadto ci ludzie pokazali nam co, tak naprawdę jest ważne w życiu. Mianowicie to, aby bez względu na to, jak wiele złego w życiu doświadczymy i jak wielki ból trawi nasze serce nigdy się nie poddawać. Nie tracić nadziei na lepszą przyszłość i wiary w siebie. Uświadamiają nam, że nigdy nie jest za późno na to, by zacząć wszystko od nowa, jeśli uwierzymy we własne możliwości i nie będziemy zrażać się porażkami. Najważniejsze jednak jest to, żebyśmy nigdy nie zapomnieli tego, kim jesteśmy i skąd się wywodzimy. Naszym obowiązkiem jest dbanie o własną tożsamość.
Ta książka na zawsze pozostanie w moim sercu. Choć o „Rzezi wołyńskiej” czytałam już dość dużo, to za każdym razem tamtejsze wydarzenia bardzo mocno mną wstrząsają. Najmocniej w odniesieniu do bezbronnych dzieci, którym odebrały one beztroskie dzieciństwo i poczucie bezpieczeństwa. Żadne dziecko nie powinno doświadczać takiego strachu, przerażenia i bólu. Przyznam, że podczas czasu spędzonego z tą książką autentycznie współodczuwałam całą gamę emocji udzielających się czytelnikowi od jej bohaterów. A sam strach był spotęgowany poprzez świadomość dziejących się obecnie w Polsce i na świecie wydarzeń, które każdego dnia wywołują we mnie obawy, o to, aby historia się nie powtórzyła.
Bardzo chciałabym, aby ta książka trafiła do jak najszerszego grona odbiorców i by mówiono o niej głośno, dlatego swój egzemplarz książki oddam do biblioteki. Co więcej, uważam, że ta książka powinna być lekturą obowiązkową na lekcjach historii.
Na zakończenie chciałabym podziękować osobom, które znalazły w sobie siłę, aby jeszcze raz wrócić do trudnych i bolesnych dla nich wspomnień i podzielić się nimi z autorką, jak również samej Małgorzacie Witko za podjęcie się napisania tak trudnej tematycznie i emocjonalnie książki. Z pewnością było to niełatwe wyzwanie. Małgosiu, poradziłaś sobie wspaniale.
[Materiał reklamowy] Autorka Małgorzata Witko.
http://kocieczytanie.blogspot.com/2022/11/wyrka-utracony-woynski-raj-magorzata.html
"Wyrka. Utracony wołyński raj". Małgorzata Witko/ Prawdziwa historia polskiej kresowej wsi.
Urodziłam się, wychowałam i po dziś dzień mieszkam na wsi. Wiem, że tak zostanie już na zawsze, ponieważ nigdy z własnej woli nie opuściłaby tego swojego ukochanego miejsca na ziemi. Kocham bliskość natury, obcowanie z przyrodą, oraz tę wspaniałą aurę spokoju i harmonii, którą czuję...
2022-11-12
Wiek nastoletni wiąże się z tym, że młodzi ludzie wpadają na spontaniczne pomysły, które niestety nie zawsze są rozważne i bezpieczne. Oni sami często nie myślą o tym, jak poważne konsekwencje mogą mieć podejmowane przez nich działania. Wtedy priorytetem dla nich staje się tylko dobra zabawa i to, aby niepostrzeżenie wymknąć się spod czujnych oczu rodziców. Nierzadko później chcieliby cofnąć czas i nigdy nie dopuścić do tego, co zrobili, ale zazwyczaj wówczas poznają bardzo bolesną życiową prawdę. W życiu nie funkcjonuje „gumka”, którą możemy wymazać z niego wszystko to, czego żałujemy, co chcielibyśmy zmienić i naprawić. Co więcej, nasze czyny jeszcze jako młodych ludzi, mogą odcisnąć swoje piętno na przyszłości naszej i wielu innych osób.
Przekonała się o tym grupa przyjaciół, których poznajemy w powieści „Paranoja” Lisy Jackson.
Przystępując do lektury książki, przenosimy się do małego miasteczka Edgwater, którego mieszkańcami są dorośli teraz bohaterowie, którzy kiedyś uczęszczali do jednej klasy liceum. Są zupełne różnymi osobowościami, ale łączy ich wspomnienie strasznej tragedii, której byli świadkami. Otóż właśnie mija dokładnie dwadzieścia lat od pamiętnej nocy, w której w wyniku jak się wtedy wszystkim wydawało niewinnej zabawy, zginął przyrodni brat Rachel Gaston – Luke. Kobieta chciałaby zamknąć ten straszny okres swojego życia, ale trawiące ją poczucie winy już chyba nigdy jej na to nie pozwoli, bowiem to właśnie ją oskarżono o zastrzelenie chłopaka. Wydawać by się mogło, że nawet jeśli czas w takiej sytuacji nie leczy ran, to powinien, chociaż pomóc je zabliźnić. Niestety Rachel nie potrafi poradzić sobie z tym, co się wydarzyło, a jak się przekonacie, czytając książkę, wszystko wskazuje na to, że ta mała społeczność mimo minionych wielu lat, nadal nie wybaczyła jej tego, co zrobiła. A to dlatego, że nigdy nie została ukarana. Uniknęła odpowiedzialności z powodu niewystarczających dowodów jej winy.
Życie płynie dalej, ale naszą bohaterkę trawią codzienne koszmary, jest strzępkiem nerwów. Jedna ze szkolnych koleżanek organizuje właśnie zjazd szkolny, który dodatkowo wyniszcza ją nerwowo. Czuje się obserwowana. Nie jest pewna, co jest prawdą, a co tylko wytworem jej umęczonego umysłu. Strach przybiera na sile, kiedy dochodzi do kolejnej zbrodni. Czy ktokolwiek może czuć się tu jeszcze bezpieczny i czy to, co się teraz dzieje może mieć związek ze śmiercią w starej przetwórni konserw? Czas przyjrzeć się całej sprawie jeszcze raz. Rachel musi wreszcie stawić czoła przeszłości, przed którą nie da się uciec.
Jeśli sięgniecie po „Paranoję”, do czego gorąco was zachęcam, otrzymacie pełen sekretów i tajemnic thriller psychologiczny, który wywołuje w czytelniku poczucie napięcia i niepokoju. Autorka bardzo mocno skomplikowała wzajemne powiązania pomiędzy wszystkimi bohaterami swojej książki, przez co ani przez chwile w obliczu dziejących się na jej kartach wydarzeń, nic nie jest oczywiste. My czytelnicy staramy się odkryć prawdę, ale nie jest to łatwe, gdyż Lisa Jackson doskonale wodzi nas za nos. Wielokrotnie budzi w nas przekonanie, że jesteśmy już blisko jej odkrycia, by za chwilę tak pokierować fabułą, aby nasze przypuszczenia legły w gruzach. Ponadto każda z kreacji bohaterów została poprowadzona tak, aby być potencjalnie tą, która chce uprzykrzyć życie Rachel i wymierzyć sprawiedliwość. Manipuluje jej emocjami przez co, my sami w pewnym momencie nie wiemy, w co możemy wierzyć.
To wszystko sprawia, że książkę czyta się z niezwykłym zaangażowaniem, nie mogąc się od niej oderwać. Lektura wciąga czytelnika bez reszty. Niejednokrotnie jesteśmy mocno zaskakiwani, a finalne odkrycie prawdy z pewnością jest nieprzewidywalne.
To, o czym warto wspomnieć i co również stanowi znaczną i bardzo istotną płaszczyznę utworu to relacje Rachel z dziećmi. Jest matką dwójki nastolatków i obserwując to, jak wygląda ich wspólne życie, widzimy, że trudna przeszłość matki, a także to, co dzieje się teraz w Edgewater odbija się na tym, jak kobieta traktuje dorastającą córkę i syna. Kocha ich bardzo, ale ciągły strach i obawy, które czuje, sprawiają, że staje się dla nich nadopiekuńcza. Skutkuje to tym, że dzieci oddalają się od niej. Mają swoje sekrety, do których jej nie dopuszczają. Czy matka Harper i Dylana jest paranoiczką, a może rzeczywiście jej obawy o siebie i rodzinę są słuszne? Koniecznie sięgnijcie po "Paranoję" i sprawdźcie to sami.
Ta książka to dowód na to, że jedno kłamstwo może pociągnąć za sobą lawinę nieszczęść.
Mam nadzieję, że po przeczytaniu mojej recenzji nie muszę już nikogo, kto ją przeczyta zachęcać do sięgnięcia po ten tytuł, a wy sami zyskaliście pewność, że warto po nią sięgnąć. Ja uwielbiam thrillery psychologiczne, a wzbogacenie go o wątek dramatu rodzinnego jest idealnym uzupełnieniem. Uważam, że mimo iż całość opisanej fabuły jest fikcją literacką, to jednak książka skłoni was do refleksji i przemyśleń, a mamy nastolatków z pewnością w pewien sposób utożsamią się z troskami Rachel o swoje dzieci.
Ja jestem bardzo usatysfakcjonowana lekturą tej książki i zapewniam was, że wy też będziecie. Było to moje pierwsze spotkanie czytelnicze z twórczością Lisy Jackson, ale zdecydowanie chcę więcej, więc na pewno już niebawem sięgnę po kolejną jej książkę.
[Materiał reklamowy] Wydawnictwo Skarpa Warszawska.
http://kocieczytanie.blogspot.com/2022/11/paranoja-lisa-jackson.html
Wiek nastoletni wiąże się z tym, że młodzi ludzie wpadają na spontaniczne pomysły, które niestety nie zawsze są rozważne i bezpieczne. Oni sami często nie myślą o tym, jak poważne konsekwencje mogą mieć podejmowane przez nich działania. Wtedy priorytetem dla nich staje się tylko dobra zabawa i to, aby niepostrzeżenie wymknąć się spod czujnych oczu rodziców. Nierzadko...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-10-31
PIĘTRA LASU zapraszają nas na spacer do lasu, który jest niczym piętrowy dom dla jego leśnych mieszkańców. Autor zachęca dziecko do tego, aby uważnie obserwowało każde z tych pięter, a także dowiedziało się jakie zwierzęta znajdują się na każdym z nich oraz jak spędzają swój czas. Tutaj również wiedza zostaje przekazana dzieciom za pomocom rymowanek. A wszystko, o czym czytamy, wzbogacone zostało pięknymi ilustracjami.
Ja przeczytałam obie książeczki wspólnie z moimi siostrzeńcami i byli oni nimi oczarowani. Cel wzbudzenia ich ciekawości został osiągnięty. Zaraz po przeczytaniu „Pięter lasu” wybraliśmy się do lasu, aby mogli dotknąć ściółki leśnej, poszukać grzybów i wypatrywać zwierząt, o których czytaliśmy.
PIĘTRA LASU zapraszają nas na spacer do lasu, który jest niczym piętrowy dom dla jego leśnych mieszkańców. Autor zachęca dziecko do tego, aby uważnie obserwowało każde z tych pięter, a także dowiedziało się jakie zwierzęta znajdują się na każdym z nich oraz jak spędzają swój czas. Tutaj również wiedza zostaje przekazana dzieciom za pomocom rymowanek. A wszystko, o czym...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-10-31
PODWODNY ŚWIAT zabiera nasze dzieci w piękny i niesamowity świat, w którym mogą poznać tajemniczych mieszkańców morskich głębin. Wszystko dzięki rytmicznym i łatwym do zapamiętania rymowankom. To, co niezwykle ważne, to fakt, że poza odkrywaniem przed maluszkami ich piękna Marek Marcinowski uczula i przestrzega je, aby w kontakcie z nimi były ostrożne, ponieważ w przeciwnym razie mogą stanowić dla nas zagrożenie.
PODWODNY ŚWIAT zabiera nasze dzieci w piękny i niesamowity świat, w którym mogą poznać tajemniczych mieszkańców morskich głębin. Wszystko dzięki rytmicznym i łatwym do zapamiętania rymowankom. To, co niezwykle ważne, to fakt, że poza odkrywaniem przed maluszkami ich piękna Marek Marcinowski uczula i przestrzega je, aby w kontakcie z nimi były ostrożne, ponieważ w przeciwnym...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-10-29
"Deman" Artur Urbanowicz
Biorąc pod uwagę to, co dzieje się w dzisiejszym świecie, niemal każdego dnia jesteśmy świadkami tego, jak na naszych oczach trwa walka dobra ze złem. I niestety mając świadomość tego, jak wiele jest wokół nas niesprawiedliwości, cierpienia i krzywd z przykrością muszę pokusić się o przeświadczenie, że to zło przybiera na sile i zwycięża dobro. Przyznam szczerze, że śledząc codzienne doniesienia w mediach, niejednokrotnie pomyślałam sobie, że nasz kraj i świat potrzebuje kogoś, kto wreszcie silną ręką przywróci ład i porządek, a ludziom pozwoli odzyskać poczucie utraconego bezpieczeństwa. Ktoś niczym jeden z naszych ulubionych komiksowych superbohaterów Spider- Man. Teraz kiedy piszę te słowa, z ogromną ulgą przyjmuję fakt, że nic podobnego nie może zaistnieć w naszych realiach, a to dlatego, że właśnie jestem po lekturze najnowszej książki Artura Urbanowicza „Deman”, o której chcę wam dziś opowiedzieć, w której autor pokazał nam czytelnikom, jak mogłoby wyglądać nasze życie, gdyby taki superbohater pojawił się w naszej polskiej rzeczywistości, ale zacznijmy od początku.
Przystępując do lektury książki, poznajemy trzech głównych bohaterów, ale to dwóch z nich wysuwa się na pierwszy plan powieści. Pierwszym z nich jest Dorian, młody wikary pełniący posługę kapłańską w jednej z warszawskich parafii. Dorian skrywa pewien sekret. Jest ojcem. Ma córkę, która nic o nim nie wie. Jej matka Ewa również nie ma pojęcia o tym, że to on może być ojcem jej dziecka. To, co kiedyś wydarzyło się między Dorianem i Ewą, było wynikiem jednorazowej pokusy, której mężczyzna uległ, będąc już diakonem. Dziś, kiedy my czytelnicy wkraczamy w jego życie, widzimy, że śledzenie i obserwowanie Ewy i jej córki stało się dla wikarego obsesją.
Drugim ze wspomnianych bohaterów jest Dawid Volkodlak niezwyciężony mistrz walk MMA, którego kochają tłumy. Choć obaj żyją w zupełnie różnych środowiskach i zajmują się zupełnie czymś innym wkrótce w życiu Doriana stanie się coś, co sprawi, że pojawi się jeden wspólny mianownik, który niejako będzie ich ze sobą łączył. Pewnego dnia bowiem Dorian uczestniczy w nieudanej próbie egzorcyzmu młodej kobiety przeprowadzanej przez proboszcza będącego jego zwierzchnikiem. Po tym zdarzeniu zaczyna dostrzegać u siebie różne nadprzyrodzone moce. W pierwszej kolejności zdaje sobie sprawę z tego, że kiedy zbliża się do drugiego człowieka, jest w stanie poznać jego wszystkie przewinienia, oszustwa, krzywdy i traumy, a jak się przekonacie podczas lektury książki, jest to dopiero początek jego nadprzyrodzonych zdolności. Tak oto narodził się człowiek demon. Jednak to, czego doświadcza Dorian, nie jest klasycznym opętaniem, a zupełnym jego odwróceniem, ponieważ demon nie ma władzy nad Dorianem. To on całkowicie panuje nad swoimi mocami i może je wykorzystać w dowolny sposób.
Wiedząc, że teraz może wyczuć wszelkie zło, postanawia podjąć z nim walkę. Wkrótce jednak to, co miało służyć dobru, przekracza cienką granicę zła.
W tym momencie autor zadaje nam pytanie: „Czym jest dobro, jaka jest jego definicja"? Czyż bowiem nie jest tak, że pojęcie dobra jest subiektywne dla każdego z nas. Jak się przekonacie, Dorian również był przekonany, że czyni dobro, a jednak jego działania sprawiły, że w oczach ludzi stał się potworem. Każdy z nas jest przekonany o tym, że jest dobrym człowiekiem i dąży do czynienia dobra, ale, czy droga, którą chcemy je osiągnąć, na pewno zawsze jest tą właściwą? O tym przekonacie się już sami, spędzając czas z najnowszym literackim dzieckiem Artura Urbanowicza.
Kolejnym stawianym przez pisarza pytaniem jest: „Dlaczego chcemy być dobrzy"? Czy naprawdę to dobro wypływa z nas samych, czy może jesteśmy dobrzy, ponieważ boimy się kary za nasze złe czyny? Czy gdybyśmy mieli zapewnioną bezkarność, anonimowość, nieśmiertelność nadal, chcielibyśmy czynić tylko dobro? Zanim odpowiecie sobie na to pytanie, koniecznie przeczytajcie „Demana”.
A teraz wróćmy na chwilę do tego, że jak wspomniałam wcześniej, dwóch bohaterów książki coś łączy. Otóż Dawid również ma swoje nadprzyrodzone moce, które zyskał w wyniku pewnego zdarzenia z dzieciństwa, a które to zdolności odcisnęły się tragicznym piętnem na nim jako dziecku i mają swoje konsekwencje do dziś.
„Deman” to wciągający i dynamiczny horror fantasy będący jednocześnie ukłonem w stronę kultu superbohaterów. Jednak każdy znajdzie tu coś dla siebie, ponieważ mamy także wspaniale poprowadzoną warstwę obyczajową, w której bohaterowie, jak każdy z nas nie są bez skazy. Mają swoje problemy i tajemnice. Nikt z nas nie jest nieskazitelny. Kto jest bez winy, niechaj pierwszy rzuci kamieniem. A także warstwę psychologiczną skłaniającą nas do wielu przemyśleń i refleksji, ale o tym przekonacie się, spędzając czas z książką, do czego serdecznie was zachęcam. Mimo że książka jest niezłą cegiełką, to czyta się ją bardzo szybko z rosnącą ciekawością tego, co wydarzy się za chwilę, a to dzięki świetnym plot twistom występującym na końcu każdego rozdziału, które sprawiają, że od książki nie można się oderwać. To wszystko w połączeniu z rewelacyjnie wykreowanymi postaciami bohaterów oraz ogólnym dopracowaniem książki w każdym aspekcie sprawia, że jej lektura jest wspaniałą ucztą literacką.
[Materiał reklamowy] Wydawnictwo Vesper.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2022/10/deman-artur-urbanowicz.html
"Deman" Artur Urbanowicz
Biorąc pod uwagę to, co dzieje się w dzisiejszym świecie, niemal każdego dnia jesteśmy świadkami tego, jak na naszych oczach trwa walka dobra ze złem. I niestety mając świadomość tego, jak wiele jest wokół nas niesprawiedliwości, cierpienia i krzywd z przykrością muszę pokusić się o przeświadczenie, że to zło przybiera na sile i zwycięża dobro....
2022-01-11
"Siła miłości" Anna Sakowicz.
Kiedy na świat przychodzi dziecko, chwila jego narodzin jest cudem. To maleństwo ma przed sobą piękne i szczęśliwe życie. Tego właśnie życzymy każdemu maluszkowi. Niestety, bardzo często życzenia te nabierają zupełnie innego znaczenia w obliczu zderzenia z trudną rzeczywistością. Los bowiem nie jest sprawiedliwy i nie wszystkim daje możliwość szczęśliwego startu w drogę przez życie. Nie każdy z nas miał szczęście urodzić się w pełni zdrowym i sprawnym. Nie mamy też wpływu na to, w jakiej rodzinie się urodzimy, choć ten czynnik ma duży wpływ na to, jak może potoczyć się nasza przyszłość. Mówi się, że wszystkie dzieci są nasze i każde zasługuje na to, aby dorastać w kochającej się rodzinie. Oczywiście to prawda, więc dlaczego dzieciństwo wielu z nich naznaczone jest poczuciem samotności i odrzucenia? Ano właśnie dlatego, że czasem miłość to za mało. Najczęściej, kiedy dowiadujemy się, że dziecko zostało odebrane biologicznym rodzicom, myślimy o nich, jak najgorzej, no bo jakim trzeba być rodzicem, żeby dopuścić do czegoś podobnego. Tymczasem nie zawsze przyczyną jest brak miłości dla dziecka, a sytuacja jest o wiele bardziej skomplikowana i złożona. Najgorszym z możliwych rozwiązań jest umieszczenie dziecka w domu dziecka bądź innych placówkach opiekuńczo-wychowawczych. Wówczas z pomocą przychodzą osoby tworzące rodziny zastępcze. To dzięki nim dziecko może czuć się bezpieczne, zaznać ciepła w normalnej rodzinie. Czerpać prawidłowe wzorce, czekając na adopcję. Pomoc takich rodzin bez wątpienia jest nieoceniona, ale co przykro przyznać na pewno niedoceniona.
Dziś właśnie poruszymy temat ich działalności od kulis. Sama znam osoby prowadzące rodziny zastępcze i przyznaję, że patrząc na radość dzieci pozostających pod ich opieką oraz na więzi, które tworzą się pomiędzy wszystkimi ich członkami, można odnieść wrażenie, że wybór takiej drogi jest bardzo prosty. Mało tego, takie rodziny bardzo często trafiają na ludzkie języki, zostając posądzeni o zgrozo o dorabianie się na krzywdzie cudzych dzieci. Nikt jednak nie stara się dostrzec tego, czego nie widać na zewnątrz. Prawda jest natomiast taka, że te rodziny się nie skarżą, ale ich każdy dzień naznaczony jest wieloma trudami, wyrzeczeniami i poświęceniem. To nierzadko walka z wiatrakami o dobro podopiecznego, w której są pozostawieni sami sobie.
Zapewne zastanawiacie się, dlaczego zdecydowałam się podjąć dziś ten temat. Otóż dzieje się tak za sprawą książki Anny Sakowicz „Siła miłości”, z którą dziś do Was przychodzę. Już teraz mogę powiedzieć, że jestem wdzięczna autorce za to, że zdecydowała się napisać tę książkę, gdyż mam ogromną nadzieję, że da ona mocno do myślenia tym, którzy tak łatwo ferują osądy względem rodziców zastępczych, nie mając pojęcia, o czym mówią. A przede wszystkim opisana na kartach książki historia będzie impulsem do tego, by zmienić coś odnośnie do wsparcia i pomocy takim rodzinom ze strony państwa i instytucji, którym podlegają. Zanim jednak opowiem o samej książce, chcę zaznaczyć, że historia głównych jej bohaterów oraz dziecka, dla którego stanowią rodzinę zastępczą, jest oparta na faktach i ma swój realny pierwowzór.
Poznajcie zatem Malwinę i Adriana Ostrowskich. Małżonkowie są przykładną specjalistyczną rodziną zastępczą, która w momencie, kiedy my czytelnicy stajemy się obserwatorami ich codzienności, przyjmują pod opiekę niemowlę. Mały Kacper ma pozostać w ich domu do czasu ustabilizowania jego sytuacji prawnej, a potem trafić do adopcji. Proces ten nie jest łatwy, ponieważ biologiczna matka kocha syna i chce go odzyskać, choć nie jest to możliwe. O tym jednak musicie przeczytać sami, sięgając po książkę. Z biegiem czasu coraz bardziej uwydatniają się dysfunkcje intelektualne chłopca i niestety jego szanse na adopcję maleją. Czas mija, a już nastoletni Kacper, ciągle nie opuścił domu swoich opiekunów. Bo przecież każdy chce mieć dziecko doskonałe. Takie, które nie sprawia problemów. A niestety Kacper sprawia ich coraz więcej. A co najbardziej niepokojące wykazuje destrukcyjne zachowania. Stanowi zagrożenie dla słabszych, czerpiąc satysfakcję w sprawianiu im krzywdy. Problem urasta do większej rangi ze względu na to, że biologiczne dzieci Ostrowskich, które przez to, czym zajmują się ich rodzice, zawsze czuli się mniej ważni, teraz kiedy są już dorośli i zakładają własne rodziny, obawiają się o bezpieczeństwo swoich dzieci, a także samych rodziców. Zachowania Kacpra są nieprzewidywalne i nie wiadomo do czego może się posunąć, będąc coraz starszym.
Śmiało, można powiedzieć, że w książce dostrzegamy motyw rozdartej sosny. Malwina wspólnie z mężem stają w obliczu trudnej decyzji o zakończeniu opieki zastępczej i oddaniu Kacpra do specjalistycznego ośrodka. Na szali stawiają bezpieczeństwo i troskę o swoje wnuczęta oraz dobro dziecka, które nie ma nikogo i z którym przez te kilkanaście lat połączyła ich niezwykła więź. Prawda jest taka, że z tej sytuacji nie ma dobrego wyjścia. Zawsze ktoś będzie cierpiał. A Wy, co zrobilibyście, będąc na miejscu Ostrowskich?
Zapewniam was, że to pytanie będzie dręczyło was przez całą lekturę książki i jeszcze na długo po jej przeczytaniu. Odpowiedź na nie będzie ewaluowała. Najczęściej uwagę na rodziny zastępcze zwracamy dopiero wtedy, gdy dzieje się w nich coś złego. W innym wypadku tylko się od nich wymaga, nie służąc wsparciem i pomocą. A jeśli zdecydują się zrezygnować z opieki nad powierzonym im dzieckiem, bardzo często dosięga ich ostracyzm społeczny, bo przecież, jak tak można postąpić. Nawet psa się tak nie traktuje, a co dopiero dziecko. Łatwiej oceniać z góry, niż zadać sobie odrobinę trudu i poznać sytuację u źródła.
Perypetie rodziny Ostrowskich to jednak nie wszystko, o czym przeczytamy w książce. Poznamy w niej również Lilianę. Dziennikarkę piszącą artykuł poświęcony właśnie tematyce rodzin zastępczych. Jak się przekonacie, kobieta ma za sobą niełatwą przeszłość, która po dziś dzień odciska swoje piętno na jej życiu. To zlecenie obudzi wspomnienia i będzie próbą rozrachunku z własnymi problemami. Czy skuteczną? Tego już nie zdradzę.
„Siła miłości” to bardzo poruszająca historia, która przeczołga nas emocjonalnie bardzo mocno. Powinien ją przeczytać każdy, gdyż jej lektura otworzy nam oczy na rzeczy dziejące się bardzo blisko nas, o których nie mamy najmniejszego pojęcia. Choć wydaje nam się, że wiemy wszystko. Poznamy różne oblicza miłości i poczujemy ich siłę. Najdą nas myśli dotyczące tego, czy miłość rzeczywiście jest bezwarunkowa i czy ma jakieś granice. Ta historia poruszy, wzruszy, przerazi i da wiele do myślenia. To prawdziwe życie, które nigdy nie jest zero jedynkowe. Przeczytajcie koniecznie. Oczywiście nie będę oceniała samej fabuły, ponieważ uważam, że nie mam do tego prawa. Powiem tylko, że trafiła wprost do mojego serca i jestem pewna, że nikogo z Was również nie pozostawi obojętnym. Natomiast nie muszę chyba mówić, że jak wszystkie książki Pani Ani, pod względem literackim jest świetna. Czytamy ją z ogromnym zaangażowaniem. Dzięki lekkiemu i przystępnemu stylowi pisania autorki, mimo że, tematyka książki nie jest łatwa, czyta się ją bardzo płynnie, nie czując się przytłoczonym. Sami bohaterowie stali mi się bardzo bliscy i chciałabym poznać kontynuację ich losów. Was jeszcze raz zachęcam do lektury, a ja muszę ochłonąć z emocji.
Na zakończenie chciałabym podziękować wszystkim osobom, które podjęły decyzję o zostaniu rodzinami zastępczymi. Kochani dziękuję Wam za wasze oddanie, włożony trud i pracę. Za wasze poświęcenie i wielkie serca. Jesteście wspaniali.
Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Luna, za co bardzo dziękuję.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2022/01/sia-miosci-anna-sakowicz.html
"Siła miłości" Anna Sakowicz.
Kiedy na świat przychodzi dziecko, chwila jego narodzin jest cudem. To maleństwo ma przed sobą piękne i szczęśliwe życie. Tego właśnie życzymy każdemu maluszkowi. Niestety, bardzo często życzenia te nabierają zupełnie innego znaczenia w obliczu zderzenia z trudną rzeczywistością. Los bowiem nie jest sprawiedliwy i nie wszystkim daje możliwość...
2022-10-09
"Przyjdzie pogoda na ślub" Wioletta Piasecka / Recenzja przedpremierowa / Patronat medialny
Niestety tak to już w życiu jest, że wszystko, co dobre szybko się kończy. Często zdecydowanie za szybko. Nikt z nas nie lubi pożegnań, są one bardzo trudne i towarzyszą im silne emocje. Ciężko nam rozstać się z bliskimi nam osobami, które, choć być może tylko na krótko pojawiły się w naszym życiu, to jednak stały się bardzo ważną jego częścią. Pisząc teraz te słowa mam łzy w oczach, ponieważ właśnie odłożyłam na półkę najnowszą powieść Wioletty Piaseckiej „Przyjdzie pogoda na ślub”, a więc trzecią i niestety ostatnią część serii „Pogodna”, która skradła serca wielu czytelników. Tym samym z ogromnym żalem rozstałam się z moimi trzema wspaniałymi literackimi przyjaciółkami: Zuzanną, Magdą i Joanną. Teraz wielu z was, czytając moje słowa, może pomyśleć, że przesadzam, bo przecież to tylko fikcyjne postacie literackie, żyjące w wyobraźni autorki. Otóż nie jest to do końca prawda. Owszem nie spotkamy tych dziewczyn w realnym życiu, ale macie moje słowo, że każda kobieta, która sięgnie po tę trylogię i pozna koleje losów każdej z nich, na pewno w pewien sposób się z nimi utożsami i z pewnością znajdzie w tej historii cząstkę siebie, o czym mam nadzieje przekonacie się, czytając dalszą część mojej recenzji.
Zanim jednak skupię się na książce zamykającej tę serię, zacznijmy od początku. Warto bowiem zaznaczyć, że zarówno w powieści „Przyjdzie pogoda na ślub”, jak i całej trylogii autorka chce nam pokazać siłę tkwiącą w przyjaźni. Jeśli jest ona szczera i prawdziwa, to naprawdę może pomóc nam przetrwać nawet największe zawirowania w naszym życiu. Podobnie jak kwiat, o którego dbamy, pięknie rozkwita, tak samo przyjaźń odpowiednio pielęgnowana może stać się tą na całe życie i sprawić, że niezależnie od tego, jak wiele razy w życiu upadniemy, zawsze będą obok nas przyjaciele, którzy pomogą nam wstać i pociągną nas ku górze.
Taka właśnie piękna i niezwykła więź łączy nasze bohaterki, które my czytelnicy poznaliśmy w pierwszej części serii „Przyjdzie pogoda na miłość” w momencie, kiedy wkraczały one na drogę dorosłego życia. Każda z nich miała swoje plany, marzenia i pragnienia. Jak my wszyscy, będąc młodymi, dziewczyny miały wówczas poczucie, że świat stoi przed nimi otworem. Chciały cieszyć się życiem, realizować siebie, kochać i być kochane. Niestety bardzo boleśnie przekonały się, że marzenia nie zawsze spełniają się tak, jakbyśmy tego chcieli. Co więcej, nasze wizje życia z racji młodego wieku widzianego przez różowe okulary w zderzeniu z rzeczywistością okazują się mocno wyidealizowane i nieprawdziwe. Życie potrafi zadać bolesny cios w najmniej spodziewanym przez nas momencie. Ci zaś, których kochamy i w których pokładamy ufność i wiarę w lepszą przyszłość, zawodzą i krzywdzą nas kiedy najbardziej ich potrzebujemy. Z autopsji wiedzą, że nawet kiedy przychodzi do nas pogoda na miłość, to nie zawsze idzie ona w parze z pogodą na szczęście. Te dziewczyny, a dziś młode kobiety przeszły naprawdę bardzo wiele. Wiedzą czym jest ciężka choroba, odrzucenie, zawiedzione uczucia, ludzkie oszczerstwa. O tym jednak musicie przeczytać już sami, sięgając także po kontynuację trylogii „Przyjdzie pogoda na szczęście”.
Teraz kiedy już za chwilę, bo 11 października swoją premierę nakładem wydawnictwa Szara Godzina będzie miała finalna część serii, my czytelnicy, którym tak bardzo mocno na sercu leży dobro każdej z kobiet mamy wielką nadzieję, że wreszcie zaznają szczęścia, na które bez wątpienia zasługują. Pragniemy, by odzyskały spokój i mogły odetchnąć z ulgą. Czy tak się stanie, oczywiście nie zdradzę? Powiem tylko, że Wioletta Piasecka ciągle ich nie oszczędza. Choć dotarcie do upragnionej życiowej przystani jest naprawdę blisko, to jednak jest jeszcze jedna bardzo trudna, o ile nie najtrudniejsza przeszkoda, z którą będą musiały się zmierzyć. Demony przeszłości, to one nie pozwalają o sobie zapomnieć. No ale, tak właśnie wygląda prawdziwe życie. Nie da się zaprzeczyć, że każde trudne, bolesne, a niekiedy traumatyczne przeżycie odciska na człowieku swoje piętno. Przeszłość jest nieodłączną częścią nas samych i dopóki się z nią nie rozliczymy, będzie niszczyła nas i wszystko, na czym nam zależy. Od niej nie da się uciec i nadszedł czas, aby nasze bohaterki stawiły jej czoła. Tylko wtedy będą miały szansę wyzbyć się wszelkich obaw i lęków, które towarzyszą im od samego początku powieści. Tylko tak na nowo będą mogły uwierzyć w siebie i w to, że dla każdej z nich przyjdzie pogoda na piękne szczęśliwe życie.
Na kartach tej książki poprzez przeżycia tych młodych kobiet stajemy w obliczu wielu różnorodnych problemów, decyzji i wyborów, z którymi na pewno wielu z nas zmaga się na płaszczyźnie własnego życia. Ci z nas którzy podobnie, jak Joanna mają za sobą trudne dzieciństwo, doskonale wiedzą czym jest walka o miłość i uwagę tych, którzy powinni być przy nas zawsze, kiedy cierpimy, wspierać nas i kochać, bezwarunkowo. Jeśli tego zabrakło, to nic dziwnego, że w dorosłym życiu nie potrafimy uwierzyć w to, że ktoś może nas tak po prostu pokochać miłością szczerą i prawdziwą. Wszyscy także wiemy, czym jest choroba i jak mocno może zachwiać pewnością siebie osoby chorującej. Szczególnie kobiety, którą tak, jak miało to miejsce w przypadku Magdy, nowotwór pozbawił atutów kobiecości. No i któż z nas nie popełnił w życiu błędów młodości i przez to nie popadł w mniejsze bądź większe problemy w pogoni za marzeniami. Zuzannie przyszło zapłacić za nie bardzo wysoką cenę. Od tego czasu, każdego dnia musi o siebie walczyć.
Wioletta Piasecka jest autorką, która w swoich książkach pokazuje, że nie boi się sięgać po trudne tematy. Zawsze jest blisko ludzi i ich problemów, dzięki czemu czytelnicy tak chętnie sięgają po jej twórczość. Tak też jest i tym razem. Przeczytamy bowiem o miłości, rodzinie, chorobie, wybaczaniu. Mimo wagi podjętych problemów nigdy jednak nie pozbawia nas nadziei. W jej powieściach czuć optymizm, ciepło, serdeczność. Wszystko, o czym czytamy, otula nas, przynosi ukojenie i wzrusza. A co równie ważne dla wielu którzy zechcą sięgnąć po książkę „Przyjdzie pogoda na ślub”, w co mocno wierzę, stanie się ona motywacją i doda odwagi do tego, aby oczyścić swoje życie z przeżyć, które je zatruwają, zamknąć za sobą drzwi, za którymi kryje się przeszłość, na którą już teraz nie mamy wpływu i dać sobie szansę na to, aby zacząć wszystko od nowa. Pòki żyjemy, nigdy nie jest na to za późno.
Z całego serca zachęcam was do sięgnięcia po najnowsze literackie dziecko Wioli. Jestem przekonana, że pochłonie was bez reszty i nie pozwoli wam na przerwanie jego lektury choćby na chwilę. A i na pewno niejednokrotnie zaskoczy zwrotem akcji dziejących się wydarzeń. Myślę, że teraz już znajdziecie zrozumienie dla mojego, żalu i łez wynikających z konieczności rozstania się z Joanną, Magdą, Zuzanną i ich bliskimi. Wszak nie da się tak zwyczajnie bez emocji rozstać z kimś, kto stał dla nas ważny i bliski sercu. Pocieszam się jednak tym, że nie jest to rozstanie bezpowrotne, gdyż jestem pewna, że jeszcze nie raz do tej serii wrócę.
Na zakończenie, chciałabym serdecznie podziękować autorce oraz wydawnictwu Szara Godzina za zaufanie i możliwość objęcia książki patronatem, co jest dla mnie ogromnym zaszczytem i wyróżnieniem.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2022/10/przyjdzie-pogoda-na-slub-wioletta.html
"Przyjdzie pogoda na ślub" Wioletta Piasecka / Recenzja przedpremierowa / Patronat medialny
Niestety tak to już w życiu jest, że wszystko, co dobre szybko się kończy. Często zdecydowanie za szybko. Nikt z nas nie lubi pożegnań, są one bardzo trudne i towarzyszą im silne emocje. Ciężko nam rozstać się z bliskimi nam osobami, które, choć być może tylko na krótko pojawiły się...
2022-09-30
Jestem przekonana, że gdybym zapytała was, jakie wartości według was stanowią solidny fundament, na którym należy budować szczęśliwy i zdrowo funkcjonujący związek, to bez wahania wymienilibyście: miłość, zaufanie, wierność, uczciwość. Oczywiście mielibyście rację. Dla mnie również są to aspekty, bez których związek nie jest w stanie przetrwać. Ja jednak dodałabym coś jeszcze, a mianowicie seksualność w związku oraz otwartość między partnerami odnośnie do swoich wzajemnych potrzeb w tej sferze. Zapewne teraz wielu z was powiedziałoby, że przecież seks nie jest w życiu najważniejszy. Oczywiście, że nie jest, ale bez wątpienia jest bardzo ważnym jego uzupełnieniem. A to dlatego, że jeżeli nie będziemy potrafili rozmawiać z osobą, którą kochamy o swoich potrzebach, pragnieniach i oczekiwaniach, to niestety pewnego dnia możemy poczuć, że coś się między nami wypaliło. Coś wygasło, a wówczas zarówno uczciwość, jak i wierność są mocno zagrożone, co w perspektywie może doprowadzić do wielu poważnych konsekwencji.
Z autopsji przekonała się o tym główna bohaterka książki Małgorzaty Brodzik „Ratując siebie”, o której opowiem wam dziś kilka słów.
Piotr i Natalia od zawsze byli przekonani, że spędzą razem całe życie, lecz to właśnie samo życie pokazało im, że niczego nigdy nie można być pewnym do końca. Kochali się przecież, a jednak z czasem coś zaczęło się między nimi psuć. A może tylko wydawało im się, że jeszcze się kochają. Zaczęły się awantury i codzienność obok siebie, a nie ze sobą. Aż pewnego dnia Piotr przyznał się do zdrady. Cios, który mąż zadał Natalii strasznie boli. Kobieta próbuje jakość poradzić sobie z tym, co się stało, ale niestety nie potrafi. Kierowana emocjami decyduje się postąpić w myśl zasady oko za oko, ząb za ząb i również dopuszcza się wiarołomstwa. Chce się zemścić i sprawić, aby mąż poczuł dokładne ten sam ból, który złamał jej serce.
Marek wydaje się mężczyzną idealnym. To właśnie on daje Natalii wszystko, czego tak bardzo pragnęła, a czego nigdy nie przeżyła z Piotrem. Ich spotkania są pełne pasji, pożądania i poczucia spełnienia. Nasza bohaterka jest rozdarta wewnętrznie. Tak naprawdę nie wie, czego chce. Nie potrafi ostatecznie zdecydować się na rozstanie z mężem, ale nie umie też wybaczyć. Z biegiem czasu relacje z Markiem, które z założenia miały być tylko układem opartym na seksie, dla niej samej staje się czymś więcej, choć boi się do tego przyznać otwarcie w obawie przed pochopnym podjęciem decyzji. Już nie raz przekonała się, że pośpiech jest złym doradcą. Nie da się jednak długo walczyć z uczuciami. Natalia zatraca się w związku z nowo poznanym mężczyzną i niestety nie dostrzega znaków ostrzegawczych, które powinny uświadomić jej, że ideałów nie ma, a jeśli wydaje nam się inaczej, to najczęściej są to tylko pozory, za którymi, ktoś może skrywać swoją prawdziwą twarz.
Oczywiście nie mogę wam zbyt wiele zdradzić, więc powiem tylko, że Natalia trafia w pułapkę toksycznego związku. Czuje się manipulowana, osaczona, a partner próbuje przejąć nad nią kontrolę i zupełnie ją sobie podporządkować. Marek skrywa pewną tajemnicę, a Natalia musi zawalczyć o siebie, aby uwolnić się z tego chorego związku. Czy, jej się to uda, musicie przekonać się już sami?
„Ratując siebie” to erotyk i na pewno ci z was, którzy choć trochę znają moje upodobania czytelnicze teraz są mocno zaskoczeni, że sięgnęłam po książkę reprezentującą właśnie ten gatunek czytelniczy, gdyż nie należy on do moich ulubionych i naprawdę rzadko decyduję się na przeczytanie tego rodzaju powieści. Dlaczego więc tym razem zdecydowałam się zrobić wyjątek? Odpowiedź jest bardzo prosta. Miałam już okazję poznać twórczość Małgosi i wiem, że nie byłaby sobą, gdyby na kartach swoich książek nie poruszyła ważnych i życiowych tematów, które dadzą czytelnikowi możliwość zastanowienia się nad swoim życiem. W tym przypadku związkiem. Być może lektura tego tytułu pozwoli nam spojrzeć na nasz związek z innej perspektywy i zmienić w nim coś na lepsze. A już na pewno pomoże nam uchronić się przed błędami, za które trzeba zapłacić nie raz bardzo wysoką cenę. Autorka bowiem uświadamia nam, że często to właśnie brak szczerej rozmowy i otwartości w komunikowaniu swoich potrzeb prowadzi do tego, że oddalamy się od siebie i zamiast być małżeństwem żyjemy pod jednym dachem niczym współlokatorzy. Dopiero kiedy coś tracimy, zdajemy sobie sprawę z tego, że czasem wystarczy tak niewiele, by do wielu bolesnych i trudnych kryzysów w związku nie dochodziło. Warto rozmawiać. Ponadto, w osobie postaci Marka został nam przedstawiony klasyczny schemat postępowania i zachowań osoby toksycznej, przez co mam nadzieję czytelnicy, którzy utożsamią je z tymi, jakie wykazują ich drugie połówki odnajdą w sobie siłę, aby zakończyć ten etap swojego życia.
Na uwagę zasługuje również wyjątkowa i piękna przyjaźń Natalii i jej przyjaciółki Patrycji. Wyjątkowa, ponieważ Natalia wie, że może zwierzyć się przyjaciółce dosłownie ze wszystkiego. Może być z nią zupełnie szczera, gdyż wie, że ta nigdy jej nie ocenia i nie krytykuje jej decyzji. Zawsze wysłucha i doradzi. Ma również pewność, że bez względu na to, co dzieje się w jej życiu zawsze może liczyć na wsparcie i pomoc przyjaciółki. Takiej przyjaźni życzyłabym każdemu z nas.
Wróćmy jednak jeszcze na chwilę do samej warstwy erotycznej powieści. Zdecydowanie jest to książka adresowana do dorosłego czytelnika, gdyż przedstawione w niej sceny łóżkowe są bardzo wyraziste i pikantne. Nie ma ich jednak tak, dużo, abyśmy czuli przesyt.
Jak widzicie, każdy znajdzie w tej książce coś dla siebie. Nawet jeśli tak, jak ja nie przepadacie za erotykami, to macie moje słowo, że tutaj dostaniecie zdecydowanie coś więcej. Czyta się ją bardzo lekko i szybko, a po skończonej lekturze zaczynamy analizować własne życie w odniesieniu do tego, o czym właśnie przeczytaliśmy. A w moim odczuciu jest to najlepsza rekomendacja dla książki.
Recenzja powstała we współpracy z autorką, za co bardzo dziękuję.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2022/09/ratujac-siebie-magorzata-brodzik.html
Jestem przekonana, że gdybym zapytała was, jakie wartości według was stanowią solidny fundament, na którym należy budować szczęśliwy i zdrowo funkcjonujący związek, to bez wahania wymienilibyście: miłość, zaufanie, wierność, uczciwość. Oczywiście mielibyście rację. Dla mnie również są to aspekty, bez których związek nie jest w stanie przetrwać. Ja jednak dodałabym coś...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-09-23
Dosłownie na chwilę przed tym, zanim zaczęłam przygotowywać dla was posta, którego teraz czytacie, napisała do mnie jedna z czytelniczek mojego bloga z pytaniem, czy mogłabym polecić jej jakąś dobrą książkę. Dla mnie zawsze jest to bardzo miłe, że wybierając lekturę dla siebie, doceniacie moje osobiste rekomendacje, ale jednocześnie wiąże się z bardzo dużym poczuciem odpowiedzialności z mojej strony. A to dlatego, że pojęcie dobrej książki jest bardzo mocno elastyczne i zależy między innymi od indywidualnych preferencji każdego czytelnika, jego oczekiwań, a także potrzeb emocjonalnych i duchowych, jakie odczuwa w momencie, kiedy owego wyboru książki dla siebie dokonuje. Jeśli chodzi o mnie, to cenię sobie powieści, które poza walorem czystej przyjemności z ich czytania dostarczą mi również wiele okazji do zatrzymania się w biegu codzienności i przemyślenia także własnego życia. Zastanowienia się nad tym, co tak naprawdę jest w nim najważniejsze. Docenienia tego, co mam i zmienienia tego, co jeszcze zmienić mogę. Piszę wam o tym nie bez powodu. Otóż dziś przychodzę do was z recenzją najnowszego literackiego dziecka Sylwii Markiewicz „Tylko jedna chwila”, co do której już w momencie, kiedy po raz pierwszy zobaczyłam jej zapowiedź, miałam przeczucia, że dla mnie może ona się taką dobrą książką stać. Jeśli jesteście ciekawi, czy moje przypuszczenia i odczucia okazały się słuszne, zapraszam do dalszej części recenzji.
Przystępując do jej lektury, trafiamy do Skierniewic. Miasta, którego mieszkankami są Danuta i Joanna Jasińskie. Matkę i córkę, główne bohaterki utworu. Kiedy trafiamy do ich domu, niemalże od razu wyczuwamy atmosferę napięcia między kobietami. Brakuje tam również radości, czemu nietrudno się dziwić, gdyż tę rodzinę niespełna miesiąc wcześniej dotknęła ogromna tragedia, bowiem w wypadku zginęła młodsza córka Danuty Aleksandra. Pogrążona w rozpaczy matka zamyka się przed całym światem, uciekając w alkohol, od którego uzależniona jest od wielu lat. Samą Joannę stan i zachowanie matki bardzo martwi, jednak Danuta nic sobie z tego nie robi, ponieważ to właśnie Aleksandra od zawsze była jej oczkiem w głowie do tego stopnia, że teraz ma żal do losu, że zabrał nie tę córkę. To przecież właśnie Aleksandra miała idealnie poukładane życie. Wspaniałą karierę malarki, wzorcowe małżeństwo, a więc wszystko to, czego rodzicielka dla niej pragnęła Natomiast Joanna, będąc nieustannie porównywaną do siostry, w oczach matki wypada bardzo słabo jako ciągle samotna zwykła nauczycielka. Gdyby nie wsparcie wspaniałej cioci Franciszki Joannie byłoby trudno poradzić sobie z depresją i nałogiem matki, a dodatkowo znosić jej kąśliwe uwagi.
"Joanna ma nieodparte wrażenie, że obojętnie jak się ubierze, matka za każdym razem znajdzie jakiś feler. Albo to ona jest po prostu tym felerem, który ją uwiera od jej urodzenia."
Niestety nasza bohaterka nie wie jeszcze, że już niebawem los niespodziewanie zmieni jej spokojną codzienność, nakładając na nią odpowiedzialność za pięcioletnią córkę Aleksandry, ale także ukaże zupełnie inny obraz zarówno osoby siostry, jak i jej życia, a wszystko za sprawą tajemnic, które teraz musi odkryć Joanna. Oczywiście nie napiszę nic więcej, aby nie popsuć wam możliwości samodzielnego dotarcia do prawdy. Powiem tylko, że wszystko, czego się dowiadujemy, zaskakuje zarówno samą Joannę, jak i czytelnika do samego końca. Aleksandra nawet po śmierci nie potrafi odpuścić i pozwolić zaznać siostrze spokoju. W nas czytelnikach rodzi się natomiast refleksja. My ludzie mamy tendencję do porównywania się z innymi. Zazdrościmy im życia, jakie wiodą, osiągnięć, kariery. Tylko czy naprawdę gra jest warta świeczki? Otóż nie. Każdy człowiek potrafi zakładać w swoim życiu wiele masek i upiększać je w wiele pozorów. I może się okazać, że to, co pokazuje światu, wcale nie jest prawdziwe. O tym jednak musicie przekonać się już sami podczas czytania książki.
Bywa, że życie innych ludzi wydaje się nam perfekcyjne – kariera, pieniądze, rodzina. Jednak to czasami tylko gra pozorów. Jak bardzo możemy się mylić? Czy każdy z nas ma mroczne tajemnice? Czy może się okazać, że tak naprawdę nie znamy naszych bliskich?
„Tylko jedna chwila” to powieść wielowątkowa i to, co do tego momentu wam o niej napisałam, to zdecydowanie nie wszystko, co autorka dla nas przygotowała. Kolejnym poruszonym na kartach książki problemem, na który zdecydowanie warto, a wręcz trzeba zwrócić uwagę i o którym warto mówić głośno, jest samotność osób starszych. Wokół nas jest wiele seniorów, którzy z różnych sobie tylko znanych powodów izolują się od innych. Być może życie zadało im zbyt bolesny cios, po którym nie są w stanie samodzielnie dać sobie możliwość odzyskania na nowo utraconej radości. Tymczasem trzeba naprawdę tak niewiele, aby na nowo poczuli się szczęśliwi. Wystarczy tylko trochę życzliwości, serdeczności. Miła rozmowa, spacer. Tymi gestami możemy osobom tym zwrócić wolność, którą sami sobie odebrali, nie mogąc udźwignąć ciężaru życiowych przeżyć i doświadczeń.
„Ludzie potrzebują innych ludzi, samotność, to też choroba i bardzo trudno ją wyleczyć, gdy człowiekowi jest już wszystko jedno”.
Wróćmy na chwilę do Joanny, którą przyznam szczerze, chwilami miałam ochotę mocno potrząsnąć i powiedzieć: Obudź się wreszcie i zawalcz o siebie i swoje marzenia. Ta dziewczyna od zawsze była tą, którą dawała swojej rodzinie bardzo wiele. Poświęciła swoje plany dla opieki nad matką. Zrezygnowała z siebie po to, by siostra mogła się rozwijać i zaistnieć ze swoim talentem malarskim. Ja rozumiem, rodzina jest ważna, ale czy naprawdę warto i należy się tak bardzo poświęcać. A co jeśli kiedyś obudzimy się z poczuciem, że nasze życie tak naprawdę nie jest nasze, tylko osób, które nie dały nam możliwości dokonywania własnych wyborów oraz podejmowania samodzielnych decyzji i ułożyły je za nas? Pamiętajcie odrobina samolubstwa i zdrowego egoizmu nie jest zła. Nikt nie ma prawa mówić nam, jak mamy żyć. Dlaczego doszłam do takich przemyśleń? To sprawdźcie już sami.
Jak widzicie „Tylko jedna chwila” porusza bardzo ważną i życiową tematykę. Ze wszystkim o czym, w tej książce przeczytamy, wielu z nas zmaga się na co dzień, przez co jestem przekonana, że z perypetiami jej bohaterek utożsami się wielu czytelników. Mało tego ta książka skłoni nas do tego, abyśmy nie tylko przenieśli refleksje po lekturze na płaszczyznę własnego życia, ale także spojrzeli inaczej na życie innych.
Na pewno niejako obserwując relację matka córka – matka Danuty z Joanną, czy też alkoholizm kobiety, pomyślimy sobie: Jak ona tak może faworyzować jedną córkę w kontekście miłości do drugiej? Jak kobieta może tak się upijać”? Sylwia Markiewicz zostawiła nam w swojej książce piękną lekcję, aby nie krytykować i nie oceniać, zanim nie dotrzemy do źródeł i nie dowiemy
się, dlaczego dana osoba zachowuje się i postępuje tak, a nie inaczej. Za każdym z nas stoi historia naszego życia i zanim nie poznamy jej od początku do końca, nie bądźmy zbyt surowi i pewni swego w osądzaniu innych.
„A jednak ta kobieta skrywa jakieś uczucia pod tą szorstką powierzchownością. Każdy człowiek ma w sobie dobro, ciepło, tylko niektórzy gdzieś głęboko schowane. Życie je schowało, samo życie”.
Już teraz mogę Was zapewnić, że moje przeczucia, że będzie to dobra książka, jak najbardziej się sprawdziły. Co tam dobra, ona jest wspaniała. Pochłonęła mnie bez reszty, zapewniła ogrom emocji i nie pozwala o sobie zapomnieć, mimo że skończyłam ją czytać. Z pewnością każdy znajdzie w niej coś dla siebie, ale to, jak ją odbierzecie i ile emocji, a także refleksji w was wywoła, według mnie zależy od tego, w jakim momencie życia obecnie jesteście i jak wiele sami w życiu przeszliście, gdyż ma ona szeroko rozbudowany aspekt psychologiczny.
Nie obawiajcie się jednak, mimo wagi poruszonej wątków tj. alkoholizm, żałoba, samotność, depresja, wątpliwości, czy tak naprawdę znamy dobrze członków naszej rodziny, poświęcenie dla bliskich nie zostaniecie w żaden sposób przytłoczeni, a to dzięki relacji Danuty i jej siostry Franciszki, których prześmieszne dialogi sprawiły że nie raz głośno się śmiałam.
Na zakończenie powiem wam tylko jeszcze, że bardzo zżyłam się ze wszystkimi bohaterami i żal mi było ich zostawiać. Najmocniej poruszyły mnie przeżycia Danuty. I choć to Joanna jest w powieści główną bohaterką, to jednak dla mnie była to Danuta, bo to od niej wszystko się zaczęło. Zadziałał mechanizm przyczynowo – skutkowy. Trzymałam też mocno kciuki za Joannę, by szczęście, na które niewątpliwie zasługuje, w końcu się do niej uśmiechnęło. Jeśli chcecie się przekonać, czy cel trzymanych kciuków został osiągnięty, nie pozostaje wam nic innego, jak tylko niezwłocznie zabrać się za czytanie książki, do czego całym sercem was zachęcam, bo ja nie zdradzę już ani słowa więcej.
Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Pascal, za co bardzo dziękuję.
http://kocieczytanie.blogspot.com/2022/09/tylko-jedna-chwila-sylwia-markiewicz.html
Dosłownie na chwilę przed tym, zanim zaczęłam przygotowywać dla was posta, którego teraz czytacie, napisała do mnie jedna z czytelniczek mojego bloga z pytaniem, czy mogłabym polecić jej jakąś dobrą książkę. Dla mnie zawsze jest to bardzo miłe, że wybierając lekturę dla siebie, doceniacie moje osobiste rekomendacje, ale jednocześnie wiąże się z bardzo dużym poczuciem...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-09-06
"Rodzinne Strony" Iwona Mejza /Recenzja patronacka/ Przedpremierowa
Z racji zawodu wiele razy miałam możliwość rozmawiania z osobami, które poproszone o to, aby wrócili wspomnieniami do historii swojej rodziny, a także własnej przeszłości zapewniali mnie, że jest to dla nich trudny temat, od którego już się odcięli i nie chcieliby do niego wracać. Po czym padało stwierdzenie, że mają poczucie, iż w swoim obecnym życiu stoją w miejscu. Nie potrafią iść do przodu i czuć się szczęśliwymi, gdyż przepełnia je lęk, mnóstwo obaw i niepokojów. A oni sami nie wiedzą, co jest ich źródłem.
Otóż odpowiedź jest oczywista, choć często wydaje się nam inaczej. Trzeba sobie bowiem jasno powiedzieć, że przed przeszłością nie da się uciec. Jest ona częścią nas samych i będzie z nami zawsze, niezależnie od tego, gdzie jesteśmy i dokąd zmierzamy. I nawet jeśli wyjedziemy na koniec świata, starając się w nowym miejscu zacząć wszystko od nowa, to i tak niestety będzie to daremny trud, bowiem przeszłość jest dla nas niczym tatuaż, który odciska się na naszym tu i teraz.
Zapewne dla wielu z nas jest to temat ciężki do przepracowania i nie wszyscy, którzy tego potrzebują, są gotowi, aby szukać pomocy u specjalistów. Dlatego, dziś przychodzę do was z recenzją najnowszej powieści Iwony Mejzy „Rodzinne strony”, której Kocie czytanie ma zaszczyt i przyjemność patronować medialnie. Książka ta jest drugą częścią serii obyczajowej „Miasteczko Anielin”, której bohaterów i ich losy mogliśmy już poznać, sięgając po „Przyjaciółkę”. Już teraz mogę was zapewnić, że bez wątpienia powieść ta może mieć dla czytelnika swego rodzaju terapeutyczną wartość.
Wyruszamy zatem wspólnie w książkową podróż do Anielina.
W tym pięknym i urokliwym miasteczku ponownie odwiedzamy Martę Wójcicką. Młoda kobieta nie może poradzić sobie z ogromną tragedią, jaka dotknęła jej rodzinę. Ból dotkliwej straty i ciężar cierpienia nie pozwalają jej stanąć pewnie na nogi. Jedyną motywacją do tego, aby się nie poddać i starać się żyć dalej jest mała Pola i kochana babcia Czesia. Tylko dla tych dwóch najbliższych jej sercu osób znajduje siłę do tego, aby uśmiechnąć się przez łzy. Jednak jest jeszcze, ktoś dla kogo Marta i Pola stają się z każdą chwilą coraz ważniejsze. To Marcin, który wraca do miasteczka. Mężczyzna czuje, że chciałby zbudować z Martą coś pięknego i trwałego, by mogli wspólnie otoczyć Polę miłością i zapewnić dziewczynce poczucie bezpieczeństwa oraz spokoju, którego to dziecko teraz tak bardzo potrzebuje. Pragnienia skrywane w sercu zatruwają jednak obawy związane z trudnymi przeżyciami i doświadczeniami z przeszłości Marcina. Aby dać sobie szansę na szczęśliwą przyszłość, będzie musiał wrócić tam, gdzie wszystko się zaczęło i stawić czoła temu, co najtrudniejsze. Nie wie jeszcze, że powrót w rodzinne strony będzie trudniejszy, niż przypuszczał. A czy znajdzie tam to, czego szuka, musicie przekonać się sami, do czego serdecznie was zachęcam.
W sercu Marty również kumuluje się wiele obaw. Wydarzenia sprzed miesiąca pokazały jej bardzo dotkliwie, że życie potrafi bez ostrzeżenia zniszczyć fundamenty, na których do tej pory budowaliśmy stabilne i spokojne życie. Wie już, jak bardzo boli poczucie straty i dlatego, choć bardzo chce zaufać Marcinowi, boi się, aby kiedyś nie musieć jeszcze raz jej przeżywać. Jak można zbudować coś na zgliszczach. Przecież oboje są tak mocno poranieni sumą wszystkich strat. Ona również potrzebuje bliskości, jednak czuje, że nie potrafi być blisko z kimkolwiek. Lęk przed ponowną utratą tego, co kocha, jest silniejszy. Czy oboje potrafią pokonać emocje, które zatruwają ich serca? Dla siebie i wspólnej przyszłości? Jeśli taka przyszłość w ogóle ma szansę zaistnieć. O tym już przeczytacie sami na kartach powieści. Powiem wam tylko, że Marta także będzie musiała otworzyć drzwi, za którymi kryją się nie do końca wyjaśnione rodzinne sprawy.
Iwona Mejza oddając w nasze ręce swoje najmłodsze literackie dziecko, zostawia dla nas niezwykle wartościową i cenną życiową lekcję. Wszyscy musimy liczyć się z tym, że zmierzenie się z przeszłością może być bardzo bolesne, ale warto i należy podjąć ten trud po to, aby ją uporządkować. Znaleźć odpowiedzi na pytania, które nas dręczą. Tylko wtedy będziemy mogli zmienić to, co da się zmienić i odpuścić sobie to na co już wpływu nie mamy. Świadomi własnej tożsamości i rodzinnych kolei losu odzyskamy utracony spokój oraz wiarę w przyszłość, która stoi przed nami otworem.
I tak oto płynnie przechodzimy do kolejnej kwestii, na jaką autorka zdecydowała się zwrócić uwagę swoich czytelników. A mianowicie potrzeba zmian w życiu, niezależnie od wieku i miejsca, w jakim się w danej chwili życiowo znajdujemy. Zmiany są czymś naturalnym i potrzebnym każdemu z nas. Nie powinniśmy się na nie zamykać, bo na nie nigdy nie jest za późno. A najważniejsze jest to, abyśmy dokonywali ich w zgodzie sami ze sobą, nie oglądając się na to, jak odbiorą je inni. To jest nasze życie i nikt inny nie powinien decydować za nas, co wypada, a co już nie. Wszak całe nasze życie jest składową wielu zmian i tylko od nas zależy, jak do nich podejdziemy i czy będziemy potrafili wyciągnąć z nich to, co dla nas najlepsze.
Jak widzicie „Rodzinne strony” to bardzo życiowa i mądra książka, która skłoni każdego, kto po nią sięgnie do wielu refleksji i przemyśleń także na płaszczyźnie własnego życia. Jestem przekonana, że każdy z nas w pewien sposób utożsami się z przeżyciami jej bohaterów, a co za tym idzie, jej lektura wywoła mnóstwo silnych emocji, a może nawet popłyną łzy, tak jak było to w moim przypadku. To, w jaki sposób odbierzecie wszystko, o czym przeczytacie w książce, w dużej mierze jest zależne od waszych własnych doświadczeń życiowych. Śmiem twierdzić, że po przeczytaniu książki możecie doświadczyć swego rodzaju katharsis. A kiedy będziecie potrzebowali wytchnienia i ukojenia od budzących się trudnych wspomnień, niczym ciepły kocyk otuli was niezwykła atmosfera tego miejsca.
Ja po raz kolejny zostałam pochłonięta bez reszty przez rozgrywające się w książce wydarzenia. Nie mogłam oderwać się od czytania, trzymając mocno kciuki za spokój i szczęście bohaterów książki. A musicie wiedzieć, że w moim sercu zagościł niepokój, ponieważ niespodziewane zdarzenia w życiu jednej z mieszkanek Anielina zakłóciły harmonię i spokój tego miejsca. Mnie samą mocno poruszyły i jestem bardzo ciekawa, jak zostaną one przez pisarkę poprowadzone. Tego jednak dowiemy się już w trzeciej części serii, na którą ja czekam z niecierpliwością, ponieważ z żalem odkładałam książkę na półkę. Już tęsknię i chcę, jak najszybciej wrócić do Anielina i swoich książkowych przyjaciół.
PREMIERA KSIĄŻKI JUŻ 7.09.2022.
Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Dragon, za co bardzo dziękuję.
http://kocieczytanie.blogspot.com/2022/09/rodzinne-strony-iwona-mejza-recenzja.html
"Rodzinne Strony" Iwona Mejza /Recenzja patronacka/ Przedpremierowa
Z racji zawodu wiele razy miałam możliwość rozmawiania z osobami, które poproszone o to, aby wrócili wspomnieniami do historii swojej rodziny, a także własnej przeszłości zapewniali mnie, że jest to dla nich trudny temat, od którego już się odcięli i nie chcieliby do niego wracać. Po czym padało...
2022-08-27
"Znajda" Katarzyna Kielecka / Patronat medialny/ Recenzja przedpremierowa
Kochani, dziś wspólnie będziemy musieli zmierzyć się z naprawdę trudnym tematem. Tematem, który nigdy nie powinien mieć możliwości zaistnieć. Mianowicie rozmawiać będziemy o „dzieciach wojny”. Zatem kim są owe dzieci? Otóż są to te dzieci, którym 1 września 1939 roku niemiecki okupant odebrał dzieciństwo, zamykając je w klatkach strachu i bólu. Choć dorośli starali się odsunąć od nich to, co trudne i bolesne, to jednak okrucieństwo wojny było tak ogromne, że niestety nie dało się uchronić ich przed piętnem tego bestialstwa. Piszę wam o tym, ponieważ przychodzę do was z recenzją wyjątkowej książki Katarzyny Kieleckiej „Znajda”, która swoją premierę będzie miała już 30 sierpnia nakładem wydawnictwa Szara Godzina, a o której ja mam możliwość opowiedzieć już teraz, gdyż mój blog ma zaszczyt i przyjemność objąć ją swoim patronatem medialnym.
W powieści tej autorka podjęła się naprawdę trudnego zadania, jakim jest spojrzenie na wojnę oczami dziecka. Choć nam dorosłym może się wydawać, że małe dzieci niewiele rozumieją w obliczu tak trudnej sytuacji, to jednak one dostrzegają i czują więcej, niż my sami. Mają również niezwykłe zdolności adaptacyjne, co sprawia, że bardzo szybko przyzwyczajają się do zaistniałej sytuacji i mogą przetrwać naprawdę wiele, czego przykładem jest główny bohater utworu sześcioletni Lolek.
Kiedy przystępujemy do lektury książki, chłopiec i jego rodzina cieszą się z narodzin braciszka. Wtedy jeszcze nikt z nich nie zdaje sobie sprawy, że już następnego ranka wszystkie ich nadzieje i marzenia legną w gruzach, gdyż ich miasto Wieluń stanie w ogniu spadających bomb. My czytelnicy zostaniemy zabrani w podróż na kartach tworzącej się historii, która pozbawia człowieka prawa do wolności i godnego życia. Od teraz los dziecka i jego najbliższych zamieni się w pasmo dramatów, a my będziemy towarzyszyć im w walce o przetrwanie. Ich trudna droga rozpoczyna się wraz z podjęciem decyzji o ucieczce i szukaniu schronienia u krewnej w Skałce Polskiej. Już wtedy Lolek rozumie, że musi być dzielny i szybko wydorośleć, by być wsparciem dla swoich sióstr, a szczególne dla najmłodszej Krysi, z którą jest najmocniej zżyty. Oczywiście nie mogę napisać zbyt wiele, aby nie zdradzić za dużo, ale musicie wiedzieć, że ta podróż jest dla Sitarzów niezwykle trudna, gdyż poza ciężarem niesionego dobytku dźwigają również na swoich sercach ciężar i ból straty, którego nie da się z niczym porównać. Wojna jednak nie daje czasu na przeżycie żałoby. Trzeba iść dalej w poszukiwaniu azylu. Wreszcie udaje im się dotrzeć do domu cioci i odzyskać w miarę spokojny rytm życia. Spokój nie trwa jednak zbyt długo, ponieważ i do tej wioski dociera wojna. Na oczach chłopca dzieją się sceny, o których, nawet gdy teraz je wspominam mam łzy w oczach, ale o tym musicie już przeczytać sami, do czego całym sercem was zachęcam.
Oczywiście niezależnie od tego, jak jest źle, nigdy nie gaśnie nadzieja na to, że kiedyś ta gehenna się skończy, a co za tym idzie, padają obietnice. Nawet gdyby wojna rozdzieliła nas z tymi, których kochamy to, kiedyś na pewno się odnajdziemy. Tylko, czy należy ufać takim obietnicom, kiedy jest się tylko bezbronnym dzieckiem w obliczu tak strasznych przeżyć i niepewnej przyszłości? Musicie koniecznie sięgnąć po książkę i sami się przekonać.
Jednak to nie wszystko, o czym możemy przeczytać w „Znajdzie”. A to dlatego, że fabuła powieści została podzielona na dwie części, a akcja dzieje się dwutorowo. Drugą jej część stanowią wydarzenia dziejące się w czasach współczesnej Łodzi 2022 roku. To tutaj właśnie poznajemy Matyldę. Kobietę, która w momencie, kiedy my stajemy się obserwatorami jej życia, przeżywa kryzys małżeński. Ten trudny czas zbiega się dla naszej bohaterki z poznaniem bardzo ciepłej i serdecznej Pani Zosi, która ma niezwykły talent do robienia na szydełku. Pod jej palcami powstają istne arcydzieła sztuki, które sprzedaje, aby pomóc zwierzętom w schronisku. Pomiędzy Matyldą a starszą kobietą rodzi się niezwykła przyjaźń. To właśnie życiowa mądrość staruszki pomaga Matyldzie obiektywnie spojrzeć na swoje życie, uporządkować emocje i podejmować decyzje w zgodzie z samą sobą. Pani Zosia nie chce zbyt wiele o sobie mówić, ale Matylda czuje, że nie jedno w życiu przeszła. Kiedy wreszcie Pani Zosia znajduje w sobie siłę, aby wrócić do dawnych wspomnień, pamięcią cofa się do wojennej i powojennej Łodzi. Dzieli się z Matyldą historią, która chwyta za serce. Mimo własnych życiowych problemów Matylda całą sobą angażuje się w koleje losów seniorki i to na nich właśnie się skupia.
Jak możecie się domyślać, wraz z biegiem wydarzeń rozgrywających się w każdej części, nadchodzi moment, kiedy łączą się one w spójną całość. I macie moje słowo, że kiedy dwa elementy będące spoiwem tej dotychczas niekompletnej układanki trafią na swoje miejsce, popłyną łzy. Nie wierzcie mi jednak na słowo. Sami poczujcie te emocje.
„Znajda” to mocno poruszająca i emocjonalna historia, w której autorka oddaje głos dzieciom i uświadamia nam, że nie możemy bagatelizować ich udziału w wojnie. One tam były, przeżywały to, co się działo i rozumiały wojnę na swój dziecięcy sposób. Co trzeba zaznaczyć, to fakt, że wojna nie jest przeżyciem, o którym można zapomnieć. Ona zostaje na zawsze w osobie, która ją przeżyła i ma wpływ na dalsze jej życie.
Ponadto lektura tej książki to solidna lekcja historii, z której poznamy wiele faktów historycznych, o których nie mówi się w szkole. Autorka włożyła dużo pracy w dotarcie do materiałów opisujących wydarzenia historyczne, o których czytamy w wojennej części powieści i to naprawdę widać.
W tym miejscu właściwie mogłabym zakończyć swoją recenzję, ale nie zrobię tego, gdyż nie mogłabym nie wspomnieć o jakże ważnej roli zwierząt w powieści. To właśnie one były dla dzieci, jedynym pocieszeniem, a często i jedynymi obrońcami w ich samotnym tułaczym życiu. By nagle stać się niemymi ofiarami wojny.
Chciałoby się powiedzieć " Oby nigdy te czasy do nas nie wróciły". Jednak w obliczu tego, co dzieje obecnie na Ukrainie, musimy mieć świadomość, że niczego nie możemy być pewni. W powieści także pojawiają się odniesienia do pierwszych dni wojny przeciwko naszym wschodnim sąsiadom, co sprawia, że mocno korespondują one z wojenną przeszłością Polski, bo przecież niestety historia może zatoczyć koło.
Myślę, że już wiecie, iż warto zagłębić się w lekturze najmłodszego literackiego dziecka Katarzyny Kieleckiej. Dać sobie czas na zadumę i refleksję. Choć w myślach oddać hołd dzieciom, którym odebrano życie w tej nierównej walce z bestialskim przeciwnikiem, ale również docenić ludzi, którzy jeszcze pamiętają te straszne czasy. Dołóżmy także wszelkich starań do tego, aby dbać o pomniki upamiętniające tamtejsze wydarzenia.
Mam nadzieję, że teraz wspólnie ze mną niecierpliwie wyczekujecie dnia premiery „Znajdy”. Macie moje słowo, że będzie to premiera wyjątkowa. Każdy czytelnik, w którego ręce trafi ta powieść, nie będzie mógł się od niej oderwać, a kiedy pozna historię, którą skrywają jej karty, z pewnością nigdy o niej nie zapomni. Przeczytacie tu o krzywdzie, stracie, cierpieniu, strachu, ale także o nadziei, przyjaźni. Trudnych wyborach i jeszcze trudniejszych decyzjach, a sami bohaterowie książki skradną wasze serca. Mocno trzymałam kciuki zarówno za Panią Zosię, Lolka, jak i samą Matyldę. Każde z nich potrzebuje wytchnienia i utraconego spokoju, na który wszyscy bardzo zasługują. Na sercu również mocno leżał mi przerażający los Olusia. Jeśli jesteście ciekawi, kim jest Oluś i przez co przeszedł, a wierzę, że tak, to nie pozostaje Wam nic innego, jak tylko przeczytać książkę.
Na zakończenie chciałabym bardzo podziękować zarówno wydawnictwu Szara Godzina, jak i samej autorce za zaufanie i powierzenie mi pod opiekę medialną tak wartościowej i zapadającej wprost w serce książki.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2022/08/znajda-katarzyna-kielecka-patronat.html
"Znajda" Katarzyna Kielecka / Patronat medialny/ Recenzja przedpremierowa
Kochani, dziś wspólnie będziemy musieli zmierzyć się z naprawdę trudnym tematem. Tematem, który nigdy nie powinien mieć możliwości zaistnieć. Mianowicie rozmawiać będziemy o „dzieciach wojny”. Zatem kim są owe dzieci? Otóż są to te dzieci, którym 1 września 1939 roku niemiecki okupant odebrał...
2022-08-21
"1200 gramów szczęścia" Marta Maciejewska.
Urodziłam się jako wcześniak z wagą urodzeniową 900 gramów i zaledwie czterema punktami w skali Apgar. Lekarze nie dawali mi zbyt wielu szans na przeżycie, a w zasadzie były one bardzo nikłe. Na szczęście mi się udało. Już jako kilkuletnie dziecko nieraz prosiłam mamę, aby opowiedziała mi jak to, było, kiedy nosiła mnie w brzuszku i potem kiedy się urodziłam. Zawsze wtedy odpowiadała, że był to najpiękniejszy czas w jej życiu. Opowiadała mi, że leżałam długo w inkubatorze, który zapewniał mi ciepło i bezpieczeństwo i wiele innych rzeczy, które co zrozumiałe, jako dziecko nie do końca rozumiałam. Jednak już wtedy wiedziałam jedno, moi rodzice kochali mnie najbardziej na świecie już od momentu, kiedy dowiedzieli się, że mama nosi mnie pod sercem. Jako nastolatka przestałam pytać, ale będąc już dorosłą kobietą, zrozumiałam, jak wiele trudu, strachu i obaw musiała znieść moja mama już podczas ciąży i potem przez bardzo długi czas po moich narodzinach. Jestem jej za wszystko ogromnie wdzięczna i kocham ją całym sercem.
Zapewne zastanawiacie się teraz, dlaczego zdecydowałam się na tak osobiste zwierzenia. Otóż dwa dni temu te wszystkie wspomnienia i emocje, którymi już nie raz dzieliła się ze mną mama, do mnie wróciły i uderzyły we mnie z ogromną siłą. Tak naprawdę dopiero teraz mogę powiedzieć, że mam pełen obraz niezwykle trudnej drogi, jaką musiała przejść moja mama w walce o moje życie i zdrowie. A wszystko to stało się za sprawą książki Marty Maciejewskiej „1200 gramów szczęścia”, której karty skrywają niezwykle emocjonalną i poruszającą historię inspirowaną prawdziwymi wydarzeniami, o której ja dziś chcę wam opowiedzieć. Oczywiście, przypadek każdej ciąży i każdego wcześniaka jest inny, ale emocje zawsze są takie same. I już teraz mogę wam zdradzić, że dla mnie ta powieść na zawsze będzie szczególna i ma swoje miejsce w moim sercu. Nie wybiegajmy jednak zbyt mocno przed szereg i zacznijmy od początku.
Przystępując do lektury powieści, poznajemy Emilię. Młoda kobieta od zawsze marzyła o tym, by zostać modelką. Nie jest jej łatwo, ponieważ ma duży problem z uwierzeniem w siebie. Znajduje jednak w sobie odwagę, aby spróbować swoich sił. Stawia wszystko na jedną kartę w pogoni za marzeniami i ku swojej wielkiej radości odnosi sukcesy w świecie modelingu. Duże zmiany w jej życiu niesie dla niej również miłość. Choć początki znajomości z Jakubem nie były łatwe, a ich relacje można określić jednym krótkim przysłowiem „Kto się czubi, ten się lubi”, to jednak chłopakowi udaje się zdobyć serce dziewczyny.
Para decyduje się zamieszkać razem. Szczęśliwi, są dla siebie wsparciem, kiedy wybucha COVID. Nie jest im łatwo przetrwać ten trudny czas, ale nawet pandemia nie jest w stanie zepsuć im radości, kiedy dowiadują się, że Emilia jest w ciąży. Nałożone restrykcje i ograniczenia spowodowane sytuacją epidemiologiczną w kraju pozbawiają przyszłego tatę możliwości bycia przy partnerce podczas wizyt u lekarza, ale najważniejsze jest to, że dziecko rozwija się prawidłowo, a ciąża przebiega bez komplikacji. Kuba i Emilia nie wiedzą jednak jeszcze, że już wkrótce zawisną nad nimi czarne chmury, które przyniosą ze sobą strach, mnóstwo obaw i niepewność tego, co przyniesie przyszłość. Bo oto niespodziewanie dla kogokolwiek Emilia trafia do szpitala i dowiaduje się, że zarówno jej, jak i dziecku zagraża bardzo duże niebezpieczeństwo i dlatego musi pozostać w szpitalu pod czujnym okiem lekarzy. Oczywiście przyszła mama bardzo się boi, ale ma nadzieję, że za kilka dni wszystko się ustabilizuje i wróci do domu. Niestety tak się nie dzieje. Wyniki badań są coraz gorsze, a ciało kobiety zmienia się tak bardzo, że nie potrafi już na siebie patrzeć w lustrze. To miała być historia o zakochanych, cieszących się z pięknych przeżyć wzorcowej ciąży, a zamieniła w prawdziwy koszmar przepełniony rozpaczą, bólem i samotnością, ale o tym już musicie przeczytać sami.
Rozpoczyna się walka z czasem o życie matki i dziecka. Los niestety zadaje kolejne ciosy i mała Julia przychodzi na świat za wcześnie. Dla młodej matki jest to prawdziwy horror. Jest załamana, a niestety rodzina nie może być przy niej ze względu na zagrożenie, jakie niesie ze sobą rosnący w siłę wirus. Drży o życie swojej córeczki, którą kocha całym sercem. Sytuacji nie ułatwia fakt, że sama czuje się fatalnie, a także poczucie zagubienia i dezinformacji dotyczącej tego, co będzie dalej. Niestety w przypadku wcześniaków niczego nie można powiedzieć na pewno. Ich stan zdrowia może zmieniać się z minuty na minutę i jest swoistą sinusoidą. Emilia jest kłębkiem nerwów i trudno jej poradzić sobie ze swoimi emocjami, ale wie, że musi być silna.
Koniecznie sięgnijcie po tę książkę i przekonajcie się, czy ten koszmar się kiedyś skończy.
Jestem pełna podziwu, uznania, ale przede wszystkim wdzięczności dla Marty, że zdecydowała się napisać tę książkę. Dla niej, jak sama mówi, była to forma terapii i wyrzucenia z siebie tych wszystkich bolesnych przeżyć i emocji, które w niej tkwią, ale jestem przekonana, że dla kobiet, które przechodziły przez to samo, to właśnie „1200 gramów szczęścia” będzie taką terapią.
Autorka bowiem dzieląc się swoją historią, doda im sił i uświadomi, że nie są same i nie muszą przechodzić przez swoje cierpienie samotnie. Warto przepracować swoją traumę i zadbać o swoje emocje prosząc o pomoc psychologa. Po przeczytaniu tej książki kobiety te zrozumieją, że mają prawo otwarcie i głośno mówić o tym, co czują. Nie muszą tego ukrywać przed otoczeniem i udawać, że wszystko jest w porządku.
Nie jest to jednak książka tylko dla mam, które przeżywają tak trudne chwile tygodniami, a bardzo często miesiącami. Wręcz przeciwnie. Powinien przeczytać ją każdy z nas, w tym także służba zdrowia szpitali oddziałów położniczych oraz neontologii. Wówczas personel medyczny będzie mógł bardziej wczuć się w położenie mamy, która przeżywa katusze i czuje, jakby ktoś wyrwał jej serce, będąc pozbawioną bliskości swojego maleństwa. Zrozumieją, że wtedy jedynym co może uspokoić kobietę to traktowanie jej zwyczajnie po ludzku, a nie tylko, jak kolejny statystyczny przypadek, jakich wiele. Natomiast rodzina i przyjaciele kobiety w tak trudnej sytuacji nauczą się, jak skutecznie ją wesprzeć. Mam nadzieję, że wreszcie dotrze do takich osób, że powiedzenie mamie, której świat usuwa się spod nóg „Zapomnij, skup się na dziecku” wcale nie pomaga, a jeszcze bardziej szkodzi i jest równoznaczne z tym, gdybyśmy powiedzieli osobie chorującej na depresję: „Weź się w garść, ogarnij się, przestań się nad sobą użalać”. Takie słowa przynoszą dokładnie odwrotny skutek od zamierzonego. Bo jak zapomnieć o bólu i strachu, który każdej nocy przeradza się w senne koszmary. Koszmary, które sprawiają, że matka ma wrażenie, że się dusi, a serce za chwilę wyskoczy jej z piersi. Jeśli nie wiesz, co powiedzieć, nie mów nic. Po prostu bądź, wysłuchaj, przytul.
Jeśli sięgniecie po „1200 gramów szczęścia”, do czego całym sercem was zachęcam, poznacie piękną, ale bardzo trudną emocjonalnie, przejmującą i poruszającą opowieść o bezgranicznej miłości matki do dziecka, która jest niezłomna i przetrwa wszystko, dla dobra małej wojowniczki. Na jej kartach mamy także pokazany obraz nierównej walki z losem o życie małej kruszynki, w której na usta matki bezustannie ciśnie się jedno pytanie bez odpowiedzi: "Dlaczego ja, dlaczego nas to spotkało”? Nie zabraknie tu jednak również radości z najkrótszych nawet chwil szczęścia, a także przyjaźni rodzącej się między matkami dzielącymi te same szpitalne przeżycia, które są dla siebie wzajemnie niezwykłym wsparciem.
Czytając powieść, nie mogłam powstrzymać łez i teraz kiedy opowiadam wam o książce, jest dokładnie tak samo. Na zakończenie mogę powiedzieć tylko jedno. Marta dziękuję Ci za te niezapomniane przeżycia i emocje. Jesteś wspaniałą kobietą i matką, a Julcia jest cudownym aniołkiem.
A Tobie mamusiu dziękuję za to, że przeszłaś przez podobne piekło, bym ja mogła żyć.
Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Szara Godzina, za co bardzo dziękuję.
http://kocieczytanie.blogspot.com/2022/08/1200-gramow-szczescia-marta-maciejewska.html
"1200 gramów szczęścia" Marta Maciejewska.
Urodziłam się jako wcześniak z wagą urodzeniową 900 gramów i zaledwie czterema punktami w skali Apgar. Lekarze nie dawali mi zbyt wielu szans na przeżycie, a w zasadzie były one bardzo nikłe. Na szczęście mi się udało. Już jako kilkuletnie dziecko nieraz prosiłam mamę, aby opowiedziała mi jak to, było, kiedy nosiła mnie w brzuszku...
2022-08-05
"Niepokonane" - A.Kameron
My kobiety uważane jesteśmy za słabą płeć. Jednak życie niemalże każdego dnia zadaje kłam temu stwierdzeniu. Wszyscy wiemy, że los potrafi niespodziewanie rzucać nam kłody pod nogi i wywrócić nasz świat do góry nogami. Wówczas to właśnie my stajemy się walecznymi wojowniczkami stającymi w obronie tego, co dla nas najważniejsze i tego, co kochamy. Naszym orężem jest wiara i nadzieja w odzyskanie utraconego spokoju i stabilizacji, która niezależnie od tego, czemu musimy stawić czoła, zawsze jest niepokonana. W kobiecą siłę mocno wierzy autor książki „Niepokonane” Adam Kameron, który oddał w ręce swoich czytelników zajmującą i wciągającą opowieść splecioną z kolei losów czterech przyjaciółek, których, już teraz mogę wam to zdradzić, wcale nie oszczędzał. Każdej z nich dość mocno poplątał dotychczas ustabilizowane życie. Zacznijmy jednak od początku.
Sylwia, Marta, Kaja i Loveth to cztery tak różne od siebie jak ogień i woda kobiety, które połączyła praca w korporacji. Ci z was, którzy choć trochę wiedzą, jak wygląda praca w takim miejscu, zapewne doskonale zdają sobie sprawę, że tutaj nie ma miejsca na sentymenty. Każdy pod każdym kopie dołki. Tworzą się zakulisowe intrygi i powiązania. Liczą się tylko wyniki i to, aby być na jak najwyższym szczeblu kariery. Wspaniale w tym środowisku radzi sobie Sylwia. Mając dopiero trzydzieści siedem lat, zajmuje już dyrektorskie stanowisko. Budzi respekt wśród swoich kolegów z pracy, ale jak się sami przekonacie, sięgając po książkę także zazdrość i zawiść.
W momencie, kiedy przystępujemy do lektury powieści, nasza bohaterka rozpoczyna swój dzień pracy, jak zawsze pewnie wkraczając w mury firmy Consulting Center. Nie wie jednak jeszcze, że za chwilę dowie się o czymś, co zatrzęsie jej życiem w posadach, mocno je komplikując. Otóż jak grom z jasnego nieba spada na nią wiadomość o śmierci męża. Wszystko wskazuje na to, że mężczyzna popełnił samobójstwo. Sylwia jednak nie daje wiary w teorię policji. Przecież ona, jak nikt inny zna swojego męża i wie, że ten nigdy nie byłby zdolny do tak desperackiego kroku. Postanawia nie zostawiać tej sprawy tylko w rękach policji i chce przeprowadzić swoje prywatne śledztwo. Oczywiście nie zostaje sama w tak trudnej chwili. Zawsze może liczyć na pomoc i wsparcie pozostałych dziewczyn. Czytając książkę, czułam się niemalże częścią ich paczki, czy też kółka wzajemnej adoracji, jak o nich mówiono. Z ogromnym zaangażowaniem śledziłam postępy w odkrywaniu kolejnych elementów układanki dążącej do poznania całej prawdy. Nie było łatwo. Na jaw wychodzą kolejne sekrety i intrygi. Wszystko zaczyna się coraz bardziej komplikować. Nie wiadomo komu ufać. Czyje wsparcie i współczucie jest prawdziwe, a kto przywdział maskę wyreżyserowanej sympatii.
Przyjaciółki jednak się nie poddają. Sprytnie i przebiegle zbliżają się do celu. O tym jednak musicie przeczytać już sami.
Niewyjaśnione okoliczności śmierci Sylwestra to nie wszystko, o czym przeczytamy w książce. Niestety, kiedy ktoś umiera, życie nie staje w miejscu i musi toczyć się dalej. Dlatego mamy również możliwość poznać życie prywatne każdej z kobiet. I muszę przyznać, że naprawdę autor ich nie oszczędza.
Marta jest typową matką i żoną, która swojej siły i drogi, którą kroczy, a także zasad, według których chce budować swoje życie rodzinne, szuka Piśmie Świętym i Bogu. To sprawia, że podporządkowuje wierze całe życie nie tylko swoje, ale całej rodziny, a także opiera na niej swoje małżeństwo. Nie zdradzę zbyt wiele, ale zapewniam was, że nadmierna religijność bywa szkodliwa, o czym Marta przekona się na własnej skórze. Konsekwencje będą dotkliwe, a poukładać wszystko na nowo będzie trudno.
Kaja jest kobietą, której rodzina rozpada się w zaledwie jednej chwili. Jedno zdanie wystarczy, aby musiała wziąć życie we własne ręce i przygotować się do najtrudniejszej walki o wszystko. O to, co jest dla niej najważniejsze i co kocha najbardziej.
Loveth jest młodą dziewczyną, która od dziecka nie miała łatwo. Szuka własnego miejsca na ziemi. Potrzebuje miłości i bliskości, a także poczucia akceptacji. Niestety wplątuje się w nieciekawe relacje, które mocno komplikują jej życie. Teraz musi odpowiedzieć sobie na pytanie, czego tak naprawdę dla siebie chce i spróbować wyjść na prostą. Jednak wiele ryzykuje.
No i wreszcie Sylwia. To wszystko, co teraz dzieje się w jej życiu staje się dla niej także czasem, by wiele przemyśleć i zrozumieć, co tak naprawdę w życiu jest najważniejsze. Będzie musiała bardzo się postarać, by odzyskać to, co zawsze stało gdzieś daleko w cieniu jej kariery zawodowej, a co powinno być zawsze priorytetem.
Jak widzicie kochani „Niepokonane” to książka, w której naprawdę wiele się dzieje. Akcja nawet na chwilę nie stoi w miejscu, przez co nie sposób oderwać się od czytania. Bardzo realistyczna kreacja postaci jej bohaterek, a także wszystkiego, co je spotyka, sprawia, że szybko stają nam się one bardzo bliskie. Co więcej, na pewno wiele kobiet utożsami się co najmniej z jedną z nich. To opowieść dająca odczuć, jak wielka siła tkwi w nas kobietach, choć my same często nie zdajemy sobie z tego sprawy. Dzięki tej książce poczujemy, jak wielka moc tkwi w kobiecej przyjaźni. Na pewno w pojedynkę każdej z dziewczyn byłoby bardzo trudno uporać się ze swoimi obawami, wątpliwościami, smutkami i wieloma innymi emocjami, które spadły na ich barki. Jednak mają siebie.
To, co mi samej bardzo się podobało to fakt, że ich relacje nie są przesłodzone. Nie spijają sobie z dzióbków ani nie użalają się nad sobą wzajemnie. Ich bezpośrednie dialogi nieraz wywołały mój śmiech. One są dla siebie wsparciem i po prostu działają dla dobra wzajemnego, kiedy trzeba. Często balansują na krawędzi, ale czego się nie robi w imię przyjaźni. Jednak czy naprawdę zawsze warto tak bardzo dociekać prawdy? Może lepiej, aby ona nigdy nie została odkryta...
Mam nadzieję, że już wiecie, iż naprawdę warto spędzić swój wolny czas z tą książką. Czyta się ją z ogromną lekkością i przyjemnością. Stron ubywa w bardzo szybkim tempie, niepostrzeżenie dla czytelnika. Aż trudno uwierzyć, że jest to debiutancka powieść Adama. Oby więcej takich debiutów, a nasz polski rynek wydawniczy będzie rósł w siłę. Ja z niecierpliwością czekam na kolejne książki autora.
Recenzja powstała we współpracy z autorem, za co bardzo dziękuję.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2022/08/niepokonane-akameron.html
"Niepokonane" - A.Kameron
My kobiety uważane jesteśmy za słabą płeć. Jednak życie niemalże każdego dnia zadaje kłam temu stwierdzeniu. Wszyscy wiemy, że los potrafi niespodziewanie rzucać nam kłody pod nogi i wywrócić nasz świat do góry nogami. Wówczas to właśnie my stajemy się walecznymi wojowniczkami stającymi w obronie tego, co dla nas najważniejsze i tego, co kochamy....
2022-07-30
"To jeszcze nie koniec" Egan Hughes.
Wszyscy wiemy, że miłość jest ślepa, ale często jest również naiwna. Spotykając na swojej drodze osobę, która nas zauroczy i skradnie nasze serce, stajemy się bardzo podatni na jej wpływ. Wierzymy w każde jej słowo i roztaczane przed nami wizje pięknego wspólnego życia. Dajemy się ponieść uczuciom, a racjonalne myślenie i rozsądek przestają mieć jakiekolwiek znaczenie. Oczarowani nie zdajemy sobie sprawy, że wówczas bardzo łatwo możemy stać się marionetką w rękach tej osoby i ofiarą jej manipulacji, której konsekwencje mogą nas bardzo wiele kosztować. Przekonała się o tym główna bohaterka powieści Egan Hughes „To jeszcze nie koniec”, którą dziś będę dla was recenzowała.
Mia, bo to o niej mowa, dziś już wie, że jeżeli coś jest zbyt piękne, rzadko bywa prawdziwe. Kiedy będąc młodą dziewczyną, poznała starszego od siebie mężczyznę, ten bardzo jej imponował. Podejściem do życia, sposobem bycia oraz głową do tego, jak zarabiać dobre pieniądze. Rob obiecywał jej piękną wspólną przyszłość i sprawiał, że czuła się wyjątkowa. Za zasłoną pięknych słów metodycznie pozbawiał jej wszystkiego, co kochała i co stanowiło jej własną życiową przestrzeń. Przekonywał, że mając siebie, nie potrzebują niczego więcej, aby być szczęśliwymi. Nadszedł jednak dzień, kiedy brutalnie dotarło do niej, że żyła w iluzji stworzonej na potrzeby celów, które Rob bardzo starannie ukrywał. Mało tego, zrozumiała, że musi jak najszybciej od niego odejść, gdyż w przeciwnym razie grozi jej niebezpieczeństwo.
W momencie, kiedy my czytelnicy wkraczamy w życie kobiety, ona tworzy szczęśliwy związek z innym mężczyzną, wierząc w to, że jej traumatyczne przeżycia z byłym mężem są już tylko trudnymi wspomnieniami toksycznego związku, o których chce zapomnieć i nigdy więcej do nich nie wracać. Nagła wizyta policji i szokująca informacja o jego śmierci sprawia jednak, że koszmar powraca, a z trudem odzyskany spokój zostaje być może bezpowrotnie zburzony. Eksmałżonek został zamordowany, a ona automatycznie staje się podejrzaną. Bardzo szybko okazuje się, że nie tylko ona miała motyw, by zabić. Wiele osób pałało żądzą zemsty na ofierze zbrodni i pragnęło jego śmierci. W tej sprawie jest wiele prawd i tylko jedna jest tą prawdziwą. Mia wie jednak, że ma pewien sekret, którego musi strzec przed wszystkimi, ale teraz już nie może być pewna, czy jest jedyną osobą, która zna jej tajemnicę. Jeśli ktoś wykorzysta ją przeciwko niej, to jeszcze nie będzie koniec jej traumy.
Na kartach książki poznajemy historię, która uświadamia nam, że nasza łatwowierność w sprawach uczuć może być idealnym sposobem dla nieuczciwych łowców samotnych serc, aby omamić kobietę i czerpać dla siebie korzyści z tej reżyserowanej miłości. Zakochana kobieta niepostrzeżenie dla samej siebie połyka zarzucony na nią haczyk i staje się więźniem zamkniętym w pułapce. Najmniejszy nawet przejaw sprzeciwu, kończy się agresją. Oprawca sprowokowany pokazuje swoje prawdziwe oblicze, a my dopiero wtedy konfrontujemy się z rzeczywistością, czując się oszukane. Zranione uczucia rodzą nienawiść i pragnienie odwetu. A to z kolei może doprowadzić do tragedii.
„To jeszcze nie koniec” to thriller psychologiczny skonstruowany tak, aby czytelnik do końca nie wiedział kto jest mordercą, a kto tylko ofiarą bezwzględnej intrygi. Nie wiadomo komu ufać, a kto jest tylko bardzo dobrym aktorem. Całość przedstawionych wydarzeń została podzielona na dwie płaszczyzny czasowe. Przed i po dokonanej zbrodni. Dzięki temu mamy możliwość uczestniczyć w policyjnym dochodzeniu i sami wytropić mordercę mając szeroki pogląd na wydarzenia z przeszłości. Kłamstwa i czyny, których dopuścił się Rob. W toku prowadzonego policyjnego śledztwa przekonać się, do czego jest zdolna skrzywdzona osoba doprowadzona do ostateczności. Z uwagi na to, że osób zranionych i wykorzystanych przez zamordowanego mężczyznę było co najmniej kilka, powieść jest wielowątkowa. Wątki te jednak łączą się idealnie serwując nam świetne zakończenie.
I teraz na pewno Was zaskoczę, gdyż nie jestem do końca usatysfakcjonowana z lektury tego tytułu, jeśli miałabym wszystko o czym przeczytałam rozpatrywać w kategorii thrillera. Według mnie ta książka została niewłaściwie sklasyfikowana. W moim odczuciu jest to powieść obyczajowa z elementami dramatu i wątkiem kryminalnym. Gdyby tak właśnie została mi przedstawiona, to wówczas moja ocena tej książki byłaby o wiele wyższa. Niemniej jednak uważam, że warto po nią sięgnąć i samemu spróbować poukładać te mocno złożone i pomieszane koleje wielu bohaterów, o różnorodnej osobowości. Wszyscy oni są dowodem na to, że pozory mogą mylić i dopiero przy bliższym poznaniu człowiek może zyskać, bądź stracić w oczach innych, co też z pewnością odczujecie w kontekście tego, czego dowiecie się o każdym z nich. Była to lekka lektura, którą czytało się ciekawie i dość szybko, choć długie opisy bywały nużące. Jednak nie jest to książka, która na długo zostaje w pamięci. Na pewno lepiej zostanie ona odebrana przez osoby, które nie czytają zbyt wielu thrillerów. Natomiast ci z was, którzy tak jak ja są wielbicielami tego gatunku, mogą poczuć się zawiedzeni. To jak, skusicie się?
Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Albatros, za co bardzo dziękuję.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2022/07/to-jeszcze-nie-koniec-egan-hughes.html
"To jeszcze nie koniec" Egan Hughes.
Wszyscy wiemy, że miłość jest ślepa, ale często jest również naiwna. Spotykając na swojej drodze osobę, która nas zauroczy i skradnie nasze serce, stajemy się bardzo podatni na jej wpływ. Wierzymy w każde jej słowo i roztaczane przed nami wizje pięknego wspólnego życia. Dajemy się ponieść uczuciom, a racjonalne myślenie i rozsądek...
2022-07-20
Każdy z nas pragnie miłości i akceptacji, ale niestety często wbrew temu, czego pragniemy, wzbraniamy się przed daniem sobie prawa do tego, by kochać i być kochanym. Najczęściej podłożem tego rodzaju wewnętrznych rozterek jest walka serca z rozumem wynikająca z sytuacji życiowej, w jakiej się znajdujemy. Ja jako osoba niepełnosprawna doskonale znam ten problem z autopsji. Wiele razy zastanawiałam się nad tym, czy powinnam się z kimkolwiek wiązać, mając świadomość własnych ograniczeń i problemów zdrowotnych. Zawsze wtedy nachodziły mnie obawy, czy nie będę dla kogoś ciężarem i przysłowiową kulą u nogi. Dziś jednak nie będziemy mówić o mnie, a pójdziemy o krok dalej. Za sprawą Anny Bałuty i jej książki „Moja Droga I...”, o której chcę wam opowiedzieć. Po raz kolejny zapukamy do drzwi mieszkania Ilony Malczyńskiej. Wspaniałej córki, matki i przyjaciółki, którą mieliśmy okazję poznać w poprzedniej książce autorki „Listy do Emki”.
Przystępując do lektury tej części, byłam bardzo ciekawa, co słychać u Ilony, a jednocześnie pełna obaw, jak sobie radzi. Musicie bowiem wiedzieć, że Ilona jest osobą chorującą na wirusa WZW C (choroba zakaźna wywołana przez wirusa wątroby typu C (HCV). Wirus ten, jest nazywany cichym zabójcą, ponieważ latami nie daje żadnych objawów, skutkuje niewydolnością wątroby, co z kolei prowadzi do marskości wątroby, a nawet raka wielokomórkowego i czeka na zakwalifikowanie jej na specjalistyczną terapię wówczas będącą dopiero w fazie badań medycznych.
Zapewne wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że stając w obliczu tak poważnej diagnozy lekarskiej, każdy zareaguje zupełnie inaczej. Jedni zamkną się w sobie i będą izolować od świata, a drudzy mimo odczuwanego strachu wezmą się za przysłowiowe bary z trudnym przeciwnikiem i będą walczyć o siebie i swoje zdrowie. Ku mojej ogromnej uldze nasza bohaterka należy do tej drugiej grupy chorujących. Jest bardzo zdyscyplinowaną pacjentką i robi wszystko, aby wygnać dziada, jak mówi o wirusie. Jest aktywna zawodowo i otwarta na ludzi. Swoje emocje przelewa na papier. Trzeba przyznać, że na pewno nie radziłaby sobie tak dzielnie, gdyby nie obecność wspaniałych osób wokół niej. Zawsze może liczyć na wsparcie i pomoc kochającej rodziny i oddanych przyjaciół. Jednak jest coś, czego oni wszyscy nie są w stanie jej dać, a czego najzwyczajniej w świecie bardzo potrzebuje. Miłość i bliskość fizyczna jest naturalną potrzebą każdego z nas. Ilona doskonale o tym wie, lecz już przez tak długi czas żyje pod dyktando choroby, że nie potrafi otworzyć się na to, co daje jej los zdominowana przez lęki dotyczące zarażenia osoby, której pozwoli się do siebie zbliżyć. Skrzywdzenia jej i zniszczenia jej życia. Musicie koniecznie przeczytać tę książkę po to, aby kibicować Ilonie i przekonać się, czy da sobie szansę na szczęście, na które z pewnością zasługuje.
Śmiało mogę powiedzieć, że oddając tę książkę w nasze ręce, autorka miała bardzo ważną misję, której przyświecało kilka bardzo istotnych celów. Po pierwsze, aby odrzeć temat wirusa HCV z zasłony milczenia i tabu, jakim został on okryty. Niestety świadomość społeczna na temat tej choroby ciągle jest bardzo znikoma. Wiele osób nie wie nawet, z czym ona się wiąże. Ponadto osoby na nią chorujące wstydzą się o niej mówić, aby nie czuć się gorszymi. Tymczasem musicie wiedzieć, że obecnie wirus ten jest w pełni wyleczalny, a osoby chore nie stanowią dla innych żadnego zagrożenia. Musimy jednak się badać, aby odpowiednio wcześnie wirus został wykryty.
Nie myślcie jednak, że „Moja droga I”, to książka, w której odnajdą się tylko osoby chore. Wręcz przeciwnie. Dziadem dla każdego z nas może być naprawdę wiele różnych przeciwności, z którymi zmagamy się w naszym życiu każdego dnia. Co za tym idzie, na pewno znaczna część osób, które po nią sięgną, odnajdzie w historii, którą skrywają jej karty cząstkę siebie, a sama główna bohaterka stanie nam się bardzo bliska. Jednocześnie jej postawa w chorobie i wiara w wyzdrowienie doda nam siły i motywacji, aby nigdy się nie poddawać. Doda pewności siebie i zrodzi przekonanie, że nie ma takiego dziada, którego nie da się pokonać. Często siedzi on tylko w naszej głowie i to, od poukładania sobie wszystkiego powinniśmy zacząć.
A wracając do kwestii unikania związków i skazywania się na samotność, to owszem obawy są czymś naturalnym, ale pamiętajmy, że nie wolno nam decydować za kogoś. Po naszej stronie leży tylko to, żeby być szczerym z drugą osobą odnośnie do tego, jak wygląda nasze życie, a to ona sama powinna podjąć decyzję czy akceptuje nas takimi, jakimi jesteśmy i czy chce wspólnie z nami to życie dzielić.
Już w momencie czytania „Listów do Emki” czułam, że Ania podniosła sobie bardzo wysoko poprzeczkę, ponieważ tamta książka jest świetna i byłam świadoma tego, iż pisząc kontynuację losów Ilony, na pewno dużym wyzwaniem będzie sprawić, aby ta książka była tak samo dobra, a może nawet jeszcze lepsza od swojej poprzedniczki. Jednak macie moje słowo, że autorka poradziła sobie z tym wyzwaniem doskonale. Tym razem otrzymaliśmy równie wciągającą i życiową opowieść nie tylko o chorobie, ale także o wyjątkowych relacjach rodzinnych, przyjaźni i miłości w różnych jej obliczach. Mogę wam również zdradzić, że dla postaci drugoplanowych życie szykuje wiele zaskakujących zmian.
Chciałabym zatrzymać się jednak nieco dłużej na relacji łączącej Ilonę z córką Emilką, ponieważ jest to piękny przykład świadomego rodzicielstwa. Rodzicielstwa, w którym matka jest nie tylko matką, ale i przyjaciółką. Pozwala swojemu wkraczającemu w dorosłe życie dziecku podejmować własne decyzje i dokonywać własnych wyborów, a jednocześnie, jest zawsze obok, kiedy jej córka tego potrzebuje. Życzyłabym każdemu rodzicowi, aby tak właśnie budował relacje ze swoimi dziećmi.
Drodzy czytelnicy, gorąco zachęcam Was do sięgnięcia po ten tytuł. Tych z was, którzy czytaliście pierwszą część, na pewno nie muszę przekonywać, że naprawdę warto. Natomiast tym z Was, którzy jeszcze nie mieliście okazji poznać Ilony i stać się niemalże częścią jej życia powiem, że to nawet lepiej dla was, gdyż nie będziecie musieli z niecierpliwością czekać na to, co będzie dalej. Spędzicie wyjątkowy czas z niezwykle potrzebną społecznie książką, która nie pozwoli wam na odłożenie jej nawet na chwilę, zanim nie dotrzecie do ostatniego jej zdania. Będziecie czytać z ogromną nadzieją na to, że i dla Ilony los wreszcie okaże się łaskawy. W tej książce naprawdę dużo się dzieje, a wszystko, o czym czytamy, dostarcza nam wiele emocji i daje czas na refleksje i przemyślenia także własnego życia. Tym razem Ania zdecydowała się na zmianę formy, w jakiej opisze wszystko to, co obecnie dzieje się w życiu głównej bohaterki. W przypadku „Listów do Emki” była to forma epistolarna. Teraz natomiast jest to powieść obyczajowa wzbogacona o ciekawe opisy na przykład pogody, będącej niejako odzwierciedleniem tego, co Ilona czuje czy też pewnej fontanny, która ma dla kobiety bardzo symboliczny wymiar.
Jestem niezmiernie wdzięczna autorce za to, że zdecydowała się napisać tę ogromnie wartościową i potrzebną społecznie książkę. Chciałabym, aby trafiła ona do jak najszerszego grona odbiorców. Uważam, że należy mówić o niej dużo i głośno, dlatego nie zatrzymuję was dłużej, żebyście mogli niezwłocznie zabrać się za jej czytanie.
Recenzja powstała we współpracy z autorką, za co bardzo dziękuję.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2022/07/moja-droga-i-anna-bauta.html?m=1
Każdy z nas pragnie miłości i akceptacji, ale niestety często wbrew temu, czego pragniemy, wzbraniamy się przed daniem sobie prawa do tego, by kochać i być kochanym. Najczęściej podłożem tego rodzaju wewnętrznych rozterek jest walka serca z rozumem wynikająca z sytuacji życiowej, w jakiej się znajdujemy. Ja jako osoba niepełnosprawna doskonale znam ten problem z autopsji....
więcej mniej Pokaż mimo to
"Dotyk twoich dłoni" Wioletta Piasecka
„Kiedyś, gdy byłam dzieckiem, myślałam, że miłość jest na zawsze. Każda bajka kończy się ślubem i słowami: " żyli długo i szczęśliwie”, a ja myślę, że ślub jest końcem bajki i początkiem realnego życia".
Cytat ten znajdziecie w najnowszej książce Wioletta Piasecka autorka „Dotyk twoich dłoni”, z której recenzją dziś do was przychodzę. Zanim jednak opowiem wam o tej powieści, zatrzymajmy się nieco dłużej nad samym cytatem i dostrzeżmy jego głębię oraz tkwiącą w nim bardzo ważną życiową prawdę. W istocie to dopiero samo życie i wspólne przechodzenie małżonków przez trudy tego, co nas w nim czeka, jest prawdziwym sprawdzianem dla trwałości i siły uczuć między mężem i żoną. Łatwo bowiem jest być ze sobą, kiedy wszystko układa się po naszej myśli, a los nam sprzyja. Zupełnie inaczej wygląda to w sytuacji, kiedy związek zostanie wystawiony na ciężką i bolesną próbę. Wówczas albo wyjdziemy z niej zwycięsko, albo wręcz przeciwnie, wszystko, co dotychczas stanowiło o naszym szczęściu, zostanie mocno zachwiane, a być może rozpadnie się bezpowrotnie. Wiedzą o tym doskonale bohaterowie najmłodszego literackiego dziecka autorki Barbara i Mariusz Ulatowscy.
Oboje tworzą szczęśliwy związek. Są kochającym się małżeństwem. Wspólnie wychowują dwóch wspaniałych, bardzo rezolutnych synów. Pragną jednak jeszcze mieć córeczkę, o której marzeniami dzielą się ze światem. Ku ich ogromnej radości marzenie to nabiera coraz bardziej realnych kształtów, gdyż już od sześciu miesięcy Basia nosi pod sercem swoją upragnioną kruszynkę Zosię. Serce matki nie dało jednak kobiecie znaku, który choć przez chwilę mogłoby wzbudzić przeczucie, iż już wkrótce tę rodzinę dotknie jedna z najdotkliwszych postaci straty, jakiej można doświadczyć. Zosia odeszła na zawsze. Zniknęła nawet z pięknych snach swojej mamy, która do tej pory mogła ją tam właśnie zobaczyć. Już nigdy nic nie będzie takie samo. Zosia stała się małym aniołkiem, ale jej rodzina i bliscy muszą żyć dalej i poradzić sobie z tą straszną tragedią.
Autorka w bardzo obrazowy, a jednocześnie poruszający i mocno przejmujący sposób pokazała nam różne sposoby radzenia sobie z utratą nienarodzonego dziecka. Rodzina, która bardzo mocno się kocha i wspiera, traci grunt pod nogami. W poczuciu ogromnego bólu między Basią i Mariuszem tworzy się przepaść milczenia wypełniana jedynie wzajemnymi żalami, pretensjami i oskarżeniami. Kobieta nie kryje się ze swoją rozpaczą i przeżywaną żałobą, podczas gdy Mariusz swoje cierpienie przeżywa głęboko w sercu. Brak porozumienia i rozmowy prowadzi do rozpadu rodziny. W momencie, kiedy czara goryczy przelewa się, mężczyzna odchodzi do innej kobiety, porzucając żonę i dzieci.
Świadkami tego, jak bardzo tych dwoje szamocze się w swoich emocjach, nie mając siły, aby udźwignąć ciężar, jaki spadł na ich barki, są ich rodzice. W tym momencie muszę zwrócić uwagę na ich piękną postawę, którą się wykazują. Taką, która winna być dla nas wzorem tego, jak należy zachować się w obliczu podobnych zdarzeń, bo niestety, choć opisane perypetie bohaterów są tylko fikcją, to jednak wielu czytelników się z nimi utożsami. Wioletta Piasecka ubrała w słowa emocje i uczucia wielu matek, ojców, który niestety znają ten trudny temat z autopsji. Rodzice i teściowie Basi nie narzucają się, są niezwykle taktowni. Zawsze są obok, gotowi nieść pomoc i wsparcie, ale kiedy trzeba, potrafią też otwarcie powiedzieć co myślą, tym samym dając zainteresowanym do myślenia i wstrząsając nimi.
Nie mogłabym nie wspomnieć o jeszcze jednym aspekcie psychologicznym, na który została zwrócona uwaga czytelników powieści. Mianowicie wpływ tak druzgocących doświadczeń życiowych na dzieci. Pogrążona w swoim cierpieniu Basia do pewnego momentu nie zdaje sobie sprawy z tego, że Julek i Sebastian również cierpią. Ich spokojny i bezpieczny świat chwieje się w posadach. Mama, którą bardzo kochają płacze, oddala się od nich, podczas gdy oni tak bardzo jej potrzebują. Tata już z nimi nie mieszka. Oni także czują się niekochani i porzuceni, a winy szukają w sobie.
Często my dorośli uważamy, że dzieci są zbyt małe, aby zrozumieć i odnaleźć się w tak trudnych przeżyciach dotykających ich rodzinę. Tymczasem one rozumieją, widzą i słyszą więcej, niż nam się wydaje. To właśnie my dokładamy im trosk, nie będąc z nimi szczerzy i maskując prawdę. Wówczas dzieci zostają same ze swoimi emocjami i myślami, czując się samotne i odtrącone.
Wszystko wskazuje na to, że małżeństwa Basi i Mariusza nie da się już uratować. Padło za dużo gorzkich słów. Za wiele bolesnych ciosów zostało zadanych. Jednak nie wiedzą jeszcze, że to nie koniec tego, tego, co przygotował dla nich los. A to, co dla nich szykuje, będzie wstrząsające, ale jednocześnie da im szanse na nowo docenić to, co zawsze powinno być dla nich najważniejsze. Tylko od nich zależy, czy tę szansę wykorzystają. Musicie koniecznie sami przekonać się, czy między tą dwójką jest jeszcze miejsce na wybaczenie i skrycie ostatnich trzech ciężkich miesięcy ich życia za kurtyną zapomnienia.
Wioletta Piasecka podjęła się poruszenia na kartach swojej powieści bardzo trudnych tematów. Mamy tu bowiem stratę ciąży, żałobę, zdradę, samotność pragnienie bliskości, uczucia. Wszyscy zgodzimy się zapewne z tym, że są to kwestie bardzo delikatne i należy podejść do nich z dużym wyczuciem, taktem i wrażliwością. Już teraz mogę was zapewnić, że autorce udało się to doskonale. Opisane w książce wydarzenia, wybory i decyzje jej bohaterów nacechowane są wiarygodnością, co sprawia, że nie tylko mocno angażujemy się emocjonalnie we wszystko, o czym czytamy, ale też zadajemy sobie pytanie: Jak ja poradził/a bym sobie, gdyby spotkało coś tak traumatycznego? I choć oczywiście nie ma na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi, to książka daje do myślenia. Bardzo cenną wartością dodaną do książki są wplecione w nią autentyczne wydarzenia, które miały miejsce na wyspie Phuket w Tajlandii w 2004 roku.
Nie mogę napisać, że jest to łatwa książka, którą czyta się lekko, prosto i przyjemnie, gdyż z uwagi na podjęte w niej problemy, jest to wręcz niemożliwe, ale jest to utwór niezwykle wartościowy i potrzebny społecznie. Książkę tę czyta się z ogromnym zaangażowaniem, czując w sercu całą gamę silnych emocji. Jestem pewna, że wielu jej czytelników pokusi się o ocenianie zachowań i postępowania Basi i Mateusza. Ja jednak jestem daleka od osądzania kogokolwiek w odniesieniu do tego, co ich spotkało, bowiem dopóki sami nie przeżyjemy czegoś podobnego, nigdy nie możemy ręczyć nawet za samych siebie.
Oczywiście gorąco zachęcam każdego do przeczytania tej wyjątkowej książki. „Dotyk twoich dłoni” poruszy wasze serca i zostanie w nich na zawsze. Wyciśnie łzy i nie pozwoli o sobie zapomnieć. Uświadomi, że życie to nie bajka, ale nawet jeśli boleśnie nas doświadcza, to jednocześnie właśnie w konfrontacji z tym, co trudne pozwala nam zrozumieć, co stanowi jego największą wartość.
http://kocieczytanie.blogspot.com/2022/12/dotyk-twoich-doni-wioletta-piasecka.html
"Dotyk twoich dłoni" Wioletta Piasecka
więcej Pokaż mimo to„Kiedyś, gdy byłam dzieckiem, myślałam, że miłość jest na zawsze. Każda bajka kończy się ślubem i słowami: " żyli długo i szczęśliwie”, a ja myślę, że ślub jest końcem bajki i początkiem realnego życia".
Cytat ten znajdziecie w najnowszej książce Wioletta Piasecka autorka „Dotyk twoich dłoni”, z której recenzją dziś do was przychodzę....