-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać192
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
-
ArtykułyCzy to może być zabawna historia?Dominika0
-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant4
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2019-02-02
2023-02-11
2010-07-07
2020-10-05
2011-03-31
"Dżumę" uwielbiam. Absolutnie wszystko w tej książce - różnorodnych bohaterów, opisy choroby jak i miejsc, refleksje narratora (i samą jego postać).
"Dżumę" uwielbiam. Absolutnie wszystko w tej książce - różnorodnych bohaterów, opisy choroby jak i miejsc, refleksje narratora (i samą jego postać).
Pokaż mimo to2021-03-07
2010-05-27
Pierwsza książka Haruki Murakami’ego, z którą się zetknęłam była „Kafka nad morzem”. Murakami to popularny współczesny japoński pisarz, który w nieco abstrakcyjny sposób przybliża istnienie swoich bohaterów.
„Kafka…” to opowieść o piętnastoletnim Kafce Tamurze, który ucieka z domu przed klątwą ojca do niezwykłej i tajemniczej biblioteki na wyspie Shikoku. Jednakże oddalenie się od gniazda złej wróżby sprawia, że nieświadomie się ona spełnia. Tamura dosięga dna świadomości, dna własnej duszy by potem powrócić do pustego, rodzinnego domu. W tym samym czasie w podróż wybiera się rozmawiający z kotami pan Nakata oraz jego towarzysz uwielbiający hawajskie koszule, kierowca ciężarówki. Nieświadomie ich poczynania wpływają na losy głównego bohatera, w fantastyczny sposób się łączą w jedną całość. Murakami w nierealistyczny sposób wyolbrzymił dramaty głównego bohatera przez co w całej swej okazałości obnażył jego wnętrze.
>Dlatego myślę, że może zamiast szukać zaginionych kotów, powinieneś się poważnie zająć szukaniem drugiej połowy swojego cienia.<
„Kafka nad morzem” mnie zaczarowała. Już na samym początku zostałam wciągnięta w szereg tajemnic, które powoli, subtelnie, ale konsekwentnie były odkrywane przez narratora. Co więcej oszczędny styl w opisie został zastąpiony przez inteligentne strumienie świadomości, wciągające dialogi i same futurystyczne zdarzenia. Jednakże sceny erotyczne, liczne nawiązania do europejskiej sztuki, olbrzymia erudycja opowiadającego minimalizowały samą nierealność sytuacji. W trakcie czytania nie raz miałam wrażenie jakby naprawdę krewetki miały spaść z nieba tutaj, zaraz za oknem.
Tamura odbył podróż w głąb siebie, do samego dna własnego istnienia. Po drodze spotkały go różne dziwne wydarzenia. Wszystko przeżył samemu. Próbował odnaleźć odpowiedzi na pytania, które go dręczyły, wyzwolić się z łańcuchów szarości rzeczywistości. Czy to w ciszy niezwykłej i bogatej biblioteki czy w domku ukrytym w górach. Kafka dał mi świadomość, że można zmienić coś w swoim życiu, ale i tak zawsze mogę wrócić. Może stanie się to na nieco innych warunkach, ale to nie znaczy, że to już nie będzie dobre.
Pierwsza książka Haruki Murakami’ego, z którą się zetknęłam była „Kafka nad morzem”. Murakami to popularny współczesny japoński pisarz, który w nieco abstrakcyjny sposób przybliża istnienie swoich bohaterów.
„Kafka…” to opowieść o piętnastoletnim Kafce Tamurze, który ucieka z domu przed klątwą ojca do niezwykłej i tajemniczej biblioteki na wyspie Shikoku. Jednakże...
2018-09-12
2010-05-08
2010-11-07
2010-06-30
W hinduizmie i buddyzmie samsarą nazywamy wędrówkę dusz, nieustający cykl zmiany, narodzin i śmierci, w którym kolejne wcielenie jest wynikiem działań w życiu obecnym. „Samsara. Na drogach, których nie ma” to także najnowszy tytuł książki Tomka Michniewicza – czym dla niego jest samsara?
„W podróży życie jest prostsze. Nie zastanawiasz się nad swoją przyszłością, tylko nad tym, gdzie tego dnia będziesz spać.”
Książka oparta jest o relację z podróży po krajach azjatyckich. Autor dopełnia ją licznymi zdjęcia i odnośnikami do portalu, gdzie można doprawić swoją wyobraźnię muzyką i jeszcze większą ilością fotografii. W trakcie czytania „Samsary” nie istniał dla mnie świat. Utopiłam się w morzu poszukiwaniach hinduskich dziadugarów (czarowników), przedzieraniu się przez laońską dżunglę, zjadaniu jadowitych węży i pijąc trunki z bijącym sercem węża w Wietnamie, rozmowach z naczelnym dowódcą obozu partyzantów w Nepalu czy poszukiwaniach kambodżyjskich przemytników sztuki.
Oprócz samych przygód, w książce oddech kultury przyprawia kark o gęsią skórkę. Autor między innymi zaprosił nas na krwawy festiwal wegetariański na Phuket, który mnie przyprawił mnie o drgawki. Krótki rzut oka na zdjęcia i moja wrażliwość więcej nie wytrzyma. To wszystko przedstawione prostym stylem. Minimalna ilość słów, ale opowieść barwna i zajmująca, pełna dystansu oraz ironii. Co więcej główna linia czasowa jest uzupełniona retrospekcjami z Japonii czy Chin.
A to dlatego, bowiem Tomek Michniewicz odwiedził ponad 30 krajów. Zajmuje się także dziennikarstwem i fotografią, ale przede wszystkim jest zapalonym backpakerem. Dlatego „Samsara” zawiera także wiele praktycznych porad dla osób, które chcą podróżować po drogach, których nie ma. Czyli nie przemieszczając się samochodem, oglądając najpopularniejsze zabytki (chociaż i ich opisów nie brakuje w książce), a potem wracając do zadbanego hotelu. Ale podróżować samemu podziwiając panoramę na dachu autostopu, poznając zwyczaje poprzez nocleg u nieznanych miejscowych, smakując lokalnego jedzenia w knajpkach i z plecakiem wędrując po drogach, których nie ma.
W książce podobały mi się jeszcze liczne refleksje Autora na temat różnic między ludźmi Wschodu i Zachodu. Poruszyło mnie szczególnie ujęcie różnic mentalnych – europejskie zracjonalizowanie, potrzeba liczb i dowodów kontra azjatycki duch, pierwiastek, który wymyka się naukowym teorią, a przede wszystkim niezaprzeczenie. Co więcej Tomek Michniewicz snuje wiele hipotez. Między innymi iż może wcale „nasza stara mądra Europa nie różni się od Azji, tak jak myślimy. Może różni się bardziej. I jesteśmy daleko w tyle”.
"Samsara" zabrała mnie w fascynującą podróż po cywilizacji azjatyckiej. Czytając wszystkie moje zmysły były w ruchu.
„Wiem, że na koniec spodziewaliście się puenty (…) Ale takiej puenty nie będzie. To jest coś, co próbowałem wam powiedzieć przez całą tę książkę. Nieważne dokąd jedziesz i po co, ważne, że masz odwagę jechać (…) Ja podróżuję dla tych tysięcy drobnostek, o których czytaliście (…) Moim szczytem do zdobycia jest przeżycie każdego dnia tak, by go pamiętać do końca życia.”
Wędrowanie z plecakiem po drogach, których nie ma, skręcanie w ciemne i nieprzyjemne na pierwszy rzut oka uliczki, przekraczanie nieznanych progów jedynie dlatego, bo tak podpowiada nam Roger, zmysł, głos wewnętrzny… Dla Tomka Michniewicza podróżowanie to wszystkie małe drobnostki, które odnajduje w podróży, ale i te, które odnajduje gdy wraca do domu. Przede wszystkim także podróżowanie bez z góry określonego celu, jedynie poprzez przeczucia, domysły i dzięki olbrzymiej chęci poznania świata u samego źródła. Ja, pewnie jak większość po lekturze „Samsary”, zaczęłam myśleć o podróży z plecakiem w nieznane. Wyjechać i „nie wiedzieć, co czeka za zakrętem”.
W hinduizmie i buddyzmie samsarą nazywamy wędrówkę dusz, nieustający cykl zmiany, narodzin i śmierci, w którym kolejne wcielenie jest wynikiem działań w życiu obecnym. „Samsara. Na drogach, których nie ma” to także najnowszy tytuł książki Tomka Michniewicza – czym dla niego jest samsara?
„W podróży życie jest prostsze. Nie zastanawiasz się nad swoją przyszłością, tylko nad...
„To jest historia o książkach. O książkach przeklętych, o człowieku, który je napisał, o postaci, która uciekła ze stron powieści, żeby ją następne spalić, o zdradzie i utraconej przyjaźni. To historia o miłości, nienawiści i marzeniach, żyjących w cieniu wiatru (…) I jak wszystkie prawdziwe historie zaczyna się i kończy na cmentarzu.” Pierwsze dni lata 1945 roku. Ulic są spowite gęstą mgłą i słońce ledwo liże horyzont. Młody Daniel podąża za ojcem do Cmentarza Zapomnianych Książek. Zgodnie z tradycją rodzinną musi wybrać jedną książkę, by ocalić ją od zapomnienia. Jego wybór pada na „Cień wiatru” Juliana Caraxa. Książka odnalazła drogę do jego serca i pozostawiła ślad, który w końcu doprowadza bohatera do przygód zaczerpniętych z thriller’u, powieści gotyckiej i romansu na tle hiszpańskiej wojny domowej.
„Niewiele jest rzeczy zostawiających tak nieodwracalnie ślad w czytelniku, jak pierwsza książka, której udaje się odnaleźć drogę do jego serca…”
Kiedy Daniel kończy osiemnaście lat rozpoczyna poszukiwania innych dzieł Caraxa. Jego drogi przecinają się w Paryżu jak i Barcelonie, która właściwie jest jednym z bohaterów powieści. Miasto w aureoli tajemniczości. Przedstawione po zmroku, przykryte ulewnym deszczem i gęstą mgłą. Natomiast za dnia, duszone przez szare jak popiół niebo i słoneczny żar, to cudowne obrazy zabytkowego miasta. Wąskie uliczki, kościoły, antykwariaty, place, które pojawiają się też na ilustrujących powieściach zdjęciach. Klimat i ulice Hiszpanii były mi bliskie, chociaż fizycznej podróży tam nie odbyłam. „To miasto ma czarodziejską moc, wie pan o tym, Danielu? Zanim się człowiek obejrzy, wejdzie mu pod skórę i skradnie duszę.”
Poszukiwania Caraxa przez Daniela Sempre są pełne czających się w mroku postaci oraz pamiętliwego śledczego, Fumero, który podąża jego tropem. Postacie bohaterów są oddane perfekcyjnie. Jeszcze nigdy nie spotkałam się z książką, by nawet ci, co tylko przez chwile goszczą na jej ramach, byli tak wyraźnie nakreśleni (wspomniany Fumero w swoich nielicznych fragmentach przyprawiał mnie o gęsią skórkę). Każdy z nich jest zupełnie inny, niepowtarzalny, a co najważniejsze wydaje się być prawdziwy. Moim ulubieńcem jest Fermin Romero de Torres. Postać barwna, niezwykła, złożona, wyróżniająca się. Wiele razy mnie przyprawiał mnie o śmiech (nawet jeśli jechałam w zatłoczonej kolejce, nie mogłam powstrzymać uśmiechu;). Mimo że jest to postać drugoplanowa to nie wyobrażam sobie „Cienia wiatru” bez jego specyficznego stylu bycia połączonych z mądrościami życiowymi.
Warto także zwrócić uwagę na styl Carlosa Ruiza Zafóna w jaki ujął historię. Pisana z pewnym rozmachem, dbałością o słowa i wyrażenia. Niektóre akapity czy dialogi czytałam po kilka razy, byłam oczarowana grą słów, mądrościami i sprytnie wplecionymi aforyzmami (przede wszystkim Fermina).
„Przeznaczenie zazwyczaj czeka tuż za rogiem. Jakby była kieszonkowcem, dziwką lub sprzedawcą losów na loterię (…) Do drzwi naszego domu nigdy nie zapuka. Trzeba za nim ruszyć.”
Fabuła książki ma własną aurę, która idealnie komponuje się w panoramę mistycznej Barcelony. Szczególnie podoba mi się, że przypomina powieść szkatułkową. Razem stanowi interesującą całość, ale każda z historii osobno jest równie wciągająca. Przede wszystkim jest to nastrojowa i plastyczna powieść w której elementy intrygi, zbrodni, sekretu łączą się z historią, prawdziwym uczuciem i tęsknotą. Co najbardziej mnie przyciągnęło to tajemnica, niepewność, chęć przekonania się. Im głębiej się zanurzałam w „Cień wiatru” tak mocniej trzymała mnie w swoim uścisku. W pewnym momentach sama miałam ochotę wybrać się do biblioteki i zapytać o książki Caraxa. Nie mogłam się oderwać od tej historii, chociaż na początku mnie irytowała. Zastanawiałam się dlaczego ludzie uważają to za bestseller? Książka interesująca, ale bez iskry. W końcu właśnie ta irytacja, która ustąpiła około dwusetnej strony, doprowadziła do śmiechu czy łez, odnalezienia wspomnianej iskry, a przede wszystkim… zakończenia, które przypomina powieść dziewiętnastowieczną. Wszystkie wątki są doprowadzone do końca i wyjaśnione. Carlos Ruiz Zafón jest właśnie miłośnikiem powieści dziewiętnastowiecznej, a jego mistrzami są Dickens, Tołstoj i Dostojewski.
Autor połączył teraźniejszość z przeszłością. Pokazał jak książki potrafią oddziaływać na człowieka i kształtować życia. Wciąż jestem pod wielkim wrażeniem jak sensownie wszystko się skończyło. Bowiem w krótkich przerwach kiedy nie czytałam obsesyjnie myślałam o tym jak się mogą zakończyć poruszane wątki (jak na tak krótki czas to hipotez utworzyłam mnóstw). Carlos Ruiz Zafón stworzył powieść-worek, w której różne elementy splatają się i łączą ze sobą. Co więcej stworzył powieść wielowarstwowa, w której każdy czytelnik znajdzie coś dla siebie.
„… Owe pierwsze obrazy, echa słów, choć wydają się pozostawać gdzieś daleko za nami, towarzyszą nam przez całe życie i wznoszą w pamięci pałac, do którego, wcześniej i później – i nie ważne, ile w tym czasie przeczytaliśmy książek, ile nowych światów, odkryliśmy, ile się nauczyliśmy i ile zdążyliśmy zapomnieć – wrócimy.”
Książkę polecam każdemu (a przede wszystkim obowiązkowa pozycja dla miłośników książek), nie tylko, żeby przeczytać ją dla siebie… ale dla samej książki i jej przesłania. Uwielbiam utwory, w których poruszany jest temat mocy książki. To w jaki sposób słowa mogą rozszerzać horyzonty, uświadamiać czy zabierać w podróż. W książce znalazłam wiele niebanalnych refleksji czy głębokich przemyśleń oraz interesujących dialogów.
„Książka jest lustrem i możemy w niej znaleźć tylko to, co nosimy w sobie, że w czytanie wkładamy umysł i duszę, te zaś należą do dóbr coraz rzadszych”
Na samym początku zdecydowałam się na przeczytanie książki nie tylko ze względu na pozytywne recenzje i status bestsellera. Bowiem powieść przetłumaczono na 20 języków oraz wydano ją w 30 krajach. Sięgnęłam po nią, ponieważ mnie prześladowała. Na każdym kroku, słyszałam opinie, ożywione dyskusje czy cytaty albo na każdym blogu, czytałam recenzje o niej lub innych powieści tego samego Autora. Chciałam się przekonać czy faktycznie Carlos Ruiz Zafón napisał tak porywający bestseller?
Według mnie nie jest on tylko porywający. „Cień wiatru” oderwał mnie na kilka dni od rzeczywistości. Zabrał w niesamowity i pełen mistycyzmu świat Barcelony otulony mgłą czy szarością nieba. Barcelony, po której spacerują wyraziste oraz interesujące postacie uwikłane w intrygujące historie. Barcelona jak i „Cień wiatru” weszły mi pod skórę i skradły mi duszę.
„To jest historia o książkach. O książkach przeklętych, o człowieku, który je napisał, o postaci, która uciekła ze stron powieści, żeby ją następne spalić, o zdradzie i utraconej przyjaźni. To historia o miłości, nienawiści i marzeniach, żyjących w cieniu wiatru (…) I jak wszystkie prawdziwe historie zaczyna się i kończy na cmentarzu.” Pierwsze dni lata 1945 roku. Ulic są...
więcej Pokaż mimo to