Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , , , ,

Obawiałam się, że przy drugim kontakcie z tą książką minie moje zachwycenie stylem Masłowskiej, ale stało się na szczęście inaczej. Być może niezrozumiałość ,,Wojny..." wynika z jakiegoś wewnętrznego zamknięcia się na tak indywidualny język jakim operuje autorka, a szkoda. Opisy w wielu momentach mnie rozśmieszały, pewnie dzięki abstrakcyjności, którą wciąż jestem zauroczona.

Obawiałam się, że przy drugim kontakcie z tą książką minie moje zachwycenie stylem Masłowskiej, ale stało się na szczęście inaczej. Być może niezrozumiałość ,,Wojny..." wynika z jakiegoś wewnętrznego zamknięcia się na tak indywidualny język jakim operuje autorka, a szkoda. Opisy w wielu momentach mnie rozśmieszały, pewnie dzięki abstrakcyjności, którą wciąż jestem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Nigdy więcej.

Nigdy więcej.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Niestety przeczytałam tylko fragmenty, ale w przyszłości na pewno do niej wrócę! Wciągające opowiadania. Najbardziej do gustu przypadł mi ,,Ferondo w czyśćcu".

Niestety przeczytałam tylko fragmenty, ale w przyszłości na pewno do niej wrócę! Wciągające opowiadania. Najbardziej do gustu przypadł mi ,,Ferondo w czyśćcu".

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Śmieszna i moralizująca. Jak do tej pory jedna z ciekawszych z listy lektur. Oczywiście mowa o Ezopie.

Śmieszna i moralizująca. Jak do tej pory jedna z ciekawszych z listy lektur. Oczywiście mowa o Ezopie.

Pokaż mimo to

Okładka książki Byłem numerem... historie z Auschwitz Eugenia Bożena Kłodecka-Kaczyńska, Kazimierz Piechowski, Michał Ziółkowski
Ocena 8,1
Byłem numerem.... Eugenia Bożena Kłod...

Na półkach: , ,

Pamiątka z Auschwitz...Przywiozłam ją ze wspomnieniami z tego miejsca. Odtworzyła mi wszystko na nowo. Kojarzyłam opisane w niej miejsca i to pozwalało mi jeszcze bardziej wczuć się w sytuację bohaterów. Już w połowie obiecałam sobie, że szybko nie sięgnę po tego typu książki. Przerósł mnie ból tych ludzi. Straszne opisy, wzruszające najbardziej zatwardziałe serca...

Pamiątka z Auschwitz...Przywiozłam ją ze wspomnieniami z tego miejsca. Odtworzyła mi wszystko na nowo. Kojarzyłam opisane w niej miejsca i to pozwalało mi jeszcze bardziej wczuć się w sytuację bohaterów. Już w połowie obiecałam sobie, że szybko nie sięgnę po tego typu książki. Przerósł mnie ból tych ludzi. Straszne opisy, wzruszające najbardziej zatwardziałe serca...

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Jak na razie przeczytałam tylko fragmenty dot. wersologii, ale i to bardzo trudno mi przyszło.

Jak na razie przeczytałam tylko fragmenty dot. wersologii, ale i to bardzo trudno mi przyszło.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Hłasko nie rozczarowuje. Dawno nie byłam tam skupiona na książce. Prosta historia dwojga ludzi i te specyficzne krótkie, ale treściwe dialogi.

Hłasko nie rozczarowuje. Dawno nie byłam tam skupiona na książce. Prosta historia dwojga ludzi i te specyficzne krótkie, ale treściwe dialogi.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po przeczytaniu ,,Ojca Goriota" spodziewałam się równie czegoś interesującego lub lepszego. Trochę się zawiodłam.

Po przeczytaniu ,,Ojca Goriota" spodziewałam się równie czegoś interesującego lub lepszego. Trochę się zawiodłam.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

,,(...) każdy z nas ma dwa domy - jeden konkretny, umiejscowiony w czasie i w przestrzeni; drugi - nieskończony, bez adresu, bez szans na uwiecznienie w architektonicznych planach. I (...) w obu żyjemy równocześnie.''

Znalazłam odpowiedź na stawiane sobie pytania odnośnie tytułu książki. W powieści dom jawił się bardzo tajemniczo, ale mimo usilnych prób, nie mogłam zrozumieć sensu zestawienia słów: ,,dom dzienny, dom nocny". Aż dotarłam do tego cytatu. A on jest rozległą odpowiedzią. Dla każdego może mieć wiele znaczeń. Dla mnie to jednoznaczne: ,,dom dzienny" to nic innego jak życie, z którego początkiem dostaliśmy szansę na swój rozwój. Sami podkładamy pod niego fundamenty. Siadamy z rozwiniętym arkuszem papieru i rozrysowujemy jak najdokładniejszy schemat jego budowy. ,,Dom dzienny" to nasz los. Przeznaczenie do jego użytku bądź jak by to ktoś nazwał - jego fatum, spada na nas, bez żadnych pytań, czy wyjaśnień. Natomiast ,,dom nocny" jest odwrotnością swojego poprzednika. To ta budowla, na którą nie mamy żadnego wpływu. Ta, która goni nas od narodzin. Ta, którą najchętniej, gdybyśmy mieli do tego predyspozycje, wymazali gumką z zawiłego schematu naszego ,,dziennego domu".

Nie byłabym sobą bez zapisania swoich odczuć. To moje pierwsze spotkanie z Olgą Tokarczuk. Muszę przyznać, że książkę czytało mi się dość długo, choć nie odczułam żadnego zmęczenia sprawami, jakie opisała autorka. Niektóre z nich, jak spotkanie jednej z bohaterek, Krysi z prawdziwym wytworem jej imaginacji sennej, czy rozdziały poświęcone opisaniu życia świętych Kummernis i Paschalisa, odnalazły gdzieś we mnie miejsce dla siebie i teraz widzę je jako piękne obrazy, bardzo trudne do opisania. Nieuważny czytelnik odrzuciłby książkę Tokarczuk po paru stronach, zarzucając jej brak konsekwencji w snuciu jednej opowieści, albo ze względu na błahość spraw, na jakich stworzyła kanwę powieści. Nie zdziwiłaby mnie taka reakcja, bo w sumie po co sięgać po lekturę, której poświęca się swój cenny czas, z myślą odkrycia piękna literatury, poczucia jakiegoś zachwytu, gdy tymczasem zastaje się przepis na muchomora w śmietanie? Teraz pomyślałam, że to rodzaj zabawy emocjami czytelnika. Całkiem śmieszny, jak patrzy się na niego przez palce. Na szczęście, nie należałam do wyżej opisanej grupy osób i udało mi się dostrzec w książce coś więcej, niż tylko stratę czasu. Lekkość słów, jaką włada Tokarczuk, jest zachwycająca. Nie wiem jak to robi, ale sprawia, że czytelnik, chcąc nie chcąc, zatapia się w nich, a wręcz stapia i nie ma wyboru - staje się częścią jej świata. Nie pamiętam kiedy, może posłużę się nawet określeniem, nie wiem czy w ogóle kiedykolwiek lektura zadziałała na mnie tak odprężająco. Nie chciałam rozstawać się ze starą Martą, której postać tchnęła we mnie spokój i radość, a już na pewno jedyne, czego chciałam, to uwierzyć, że istnieje miejsce na ziemi, gdzie dzieją się takie zwykłe rzeczy jak spanie, czy zbieranie grzybów, które pomimo swojej prostoty, zawierają nieodgadnioną magię.

,,(...) każdy z nas ma dwa domy - jeden konkretny, umiejscowiony w czasie i w przestrzeni; drugi - nieskończony, bez adresu, bez szans na uwiecznienie w architektonicznych planach. I (...) w obu żyjemy równocześnie.''

Znalazłam odpowiedź na stawiane sobie pytania odnośnie tytułu książki. W powieści dom jawił się bardzo tajemniczo, ale mimo usilnych prób, nie mogłam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jak dla mnie strata czasu. Od początku pachniało infantylizmem. Jednak pod sam koniec, przy miłym geście Hanny, powstrzymywałam dziwne uczucie ściśniętego gardła, które zazwyczaj wywołuje u mnie łzy.

Jak dla mnie strata czasu. Od początku pachniało infantylizmem. Jednak pod sam koniec, przy miłym geście Hanny, powstrzymywałam dziwne uczucie ściśniętego gardła, które zazwyczaj wywołuje u mnie łzy.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dodając na półkę pozycję Aldousa Huxleya odgórnie przypisałam jej inną kategorię niż fantastyczną. Nie lubię czytać książek, których fabuła opiera się na odrealnieniu, a jednak sięgnęłam po ,,Nowy wspaniały świat", z nadzieją, że autor otworzy mi szerzej oczy na wizję w nim przedstawioną. Czy tak się stało, sama zaraz się o tym przekonam.

Mogłoby się wydawać, że świat przedstawiony w powieści to tylko czysty wytwór wyobraźni autora. Jak jest w istocie, na pewno nie będzie dane przekonać się o tym naszemu pokoleniu. Odległa w czasie ,,era Forda" nie zachwyciła mnie swoją iluzoryczną ,,szczęśliwością". System kast, powodujący zacieranie się indywidualności postaci poprzez zaprogramowanie ich na wykonywanie odpowiednich czynności, a co za tym idzie mechaniczne, a wręcz ,,robotyczne" ich działania, rozpowszechniony narkotyk soma, dający złudne wrażenie szczęśliwości, pozbawienie wyższych uczuć czy kontrola nad istotą ludzką od chwili jej zapłodnienia - te wszystkie elementy świata przedstawionego są wizją przerażającą. Brak celowości istnienia, zacieranie dawnych wzorców, a przede wszystkim wolności jednostki, potrafią przygnębić czytelnika XXI w. Mimo że technika posuwa się cały czas z ogromną prędkością naprzód, chyba nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie takiego obrotu sytuacji na niekorzyść ludzkości, z jaką zapoznajemy się dzięki lekturze Aldousa Huxleya. Czy to przestroga i próba nawoływania do zmian, czy jedynie zapis nieuchronności jakie spadną na przyszłe pokolenia...?

Obok takiej książki nie można przejść obojętnie. Po jej przeczytaniu zaczęłam intensywnie zastanawiać się nad rolą jednego człowieka we wszechświecie. W książce mamy do czynienia z bezkształtną masą i celowo użyłam tego określenia, bowiem nikt się od siebie szczególnie nie różni. Bohaterowie sprzeciwiający się zasadom życia w ,,stabilnym społeczeństwie" są odsyłani na wyspy, na których nie zagrożą już nikomu swoją indywidualnością. Warto teraz zaznaczyć najważniejsze momenty w książce zmuszające do głębszej refleksji. Są nimi rozmowa Johna, Bernarda i Helmholtza z Jego Fordowską Wysokością oraz późniejsze życie w Dzikusa odosobnieniu. Pierwszy bohater, nauczony prostego życia, nie potrafi zrozumieć trybików, jakimi napędzane są umysły sztucznie zapładnianych osób. Wykłócając się z nadzorcą, próbuje nakłonić go do próby pokazania społeczeństwu Boga. Jednak jest to niemożliwe ze względu na to, że nie da się Go pogodzić z ,,nowym wspaniałym światem", który rządzi się innymi prawami. Ludzie nie chorują, nie czują się nigdy samotni, a więc nie muszą znać Boga, do którego modlitwy sięgają tylko wolno myślący i obawiający się śmierci. Muszę przyznać, że cała książka nie wstrząsnęła mną na tyle, co dopiero wyżej przytoczony przeze mnie fragment. Osamotniony i niezrozumiały Dzikus to uosobienie każdego współczesnego człowieka, który próbuje pojąć świat zadając pytania i przyjmuje na siebie cały balast życia, wraz ze strachem związanym z jego drogą końcową.

Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że ta książka wzbogaciła mnie o kilka nowych spostrzeżeń, które zostaną w mojej pamięci na dłużej. Polecam ciekawskim ,,nowego lepszego świata".

Dodając na półkę pozycję Aldousa Huxleya odgórnie przypisałam jej inną kategorię niż fantastyczną. Nie lubię czytać książek, których fabuła opiera się na odrealnieniu, a jednak sięgnęłam po ,,Nowy wspaniały świat", z nadzieją, że autor otworzy mi szerzej oczy na wizję w nim przedstawioną. Czy tak się stało, sama zaraz się o tym przekonam.

Mogłoby się wydawać, że świat...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Na razie odkładam czytanie, ale mam świadomość, że na pewno do lektury ,,Sumy..." wrócę i to jeszcze nie raz.

Na początku zbulwersowały mnie cytaty pochodzące z bodajże 93 artykułu 7 tomu. A później przyszła ciekawość i zaspokajanie jej z każdym nowym fragmentem. Ciekawy zabieg zaprzeczenia samemu sobie sprawia, że czytelnik nie wie do końca, jaką postawę przyjmuje autor. Dobre źródło wiedzy dla węszących katolików.

Na razie odkładam czytanie, ale mam świadomość, że na pewno do lektury ,,Sumy..." wrócę i to jeszcze nie raz.

Na początku zbulwersowały mnie cytaty pochodzące z bodajże 93 artykułu 7 tomu. A później przyszła ciekawość i zaspokajanie jej z każdym nowym fragmentem. Ciekawy zabieg zaprzeczenia samemu sobie sprawia, że czytelnik nie wie do końca, jaką postawę przyjmuje autor....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Totalny brak wyczucia, niesmak spowodowany obscenicznymi scenami, przerysowanie- to wszystko sprawia, że chce się rzucić ten dziwny wytwór autora w kąt i zapomnieć, że kiedykolwiek się go czytało.

Totalny brak wyczucia, niesmak spowodowany obscenicznymi scenami, przerysowanie- to wszystko sprawia, że chce się rzucić ten dziwny wytwór autora w kąt i zapomnieć, że kiedykolwiek się go czytało.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Całkiem rzeczowe przedstawienie marginesu społeczeństwa, jego codziennego życia, miłości i nieszczęść. W książce ujęło mnie najbardziej przedstawienie uczuć głównego bohatera, które było takie...łagodne. Jednak oprócz opisania życia rzezimieszków, różnic jakie ich dzielą z ,,nami", nie dostrzegłam czegoś, co by mnie powaliło z impetem na ziemię.

Całkiem rzeczowe przedstawienie marginesu społeczeństwa, jego codziennego życia, miłości i nieszczęść. W książce ujęło mnie najbardziej przedstawienie uczuć głównego bohatera, które było takie...łagodne. Jednak oprócz opisania życia rzezimieszków, różnic jakie ich dzielą z ,,nami", nie dostrzegłam czegoś, co by mnie powaliło z impetem na ziemię.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Indywidualizm przypisuje się przede wszystkim ludziom choć trochę oderwanym od świata. Kim zatem jesteśmy, gdy wszystkim jest dla nas rodzina? Jaką pozycję zajmujemy w swoim otoczeniu, gdy zawierzamy swoim namiętnościom szybującym gdzieś daleko ponad tym światem, a przy tym jesteśmy bardzo blisko otaczających nas ludzi?

Żeby choć trochę przybliżyć sobie niezgłębioną otchłań tych pytań, warto sięgnąć po lekturę ,,Ojca Goriot". Tytułowy bohater to postać o silnym charakterze. Wyszydzanie się z niego wcale go nie demobilizuje. Co jest skrywanym przez niego sekretem? Skąd czerpie siłę? Ojciec Goriot jest zbyt wrażliwy i wpatrzony w swoje dwie kochające córki, które stanowią jego cały świat. Bezmiar poświęcenia uszczęśliwia starca i pozwala czerpać radość z każdego dnia, w którym może o nich myśleć. W skomplikowaną grę rodziny zostaje wciągnięty jeden z pensjonariuszy, Eugeniusz Rastignac. W związku z jego postacią pojawiają się w mojej głowie przeróżne pytania: jak często jesteśmy sobą, kiedy próbujemy zaistnieć w nowym otoczeniu, ubraniu, naginając do tego swoją osobowość? Czy wtedy też możemy określać się mianem ,,indywidualistów"? Jednak największe zniechęcenie wywołuje pytanie: W JAKIM CELU?! Chęć wprowadzenia na salony był większy od rozsądku i takim sposobem Eugeniusz poznał dwie próżne, aczkolwiek ,,nadal" kochające siostry. Miała być to tylko próba poznania życia paryskiego młodzieńca, która nie przyniosła nic oprócz rozczarowania. Kłamstwa, zdrady i chęć zagarnięcia kosztowności jak najpodlejszym sposobem- oto przedstawienie świata Paryżan w dobie Restauracji. Tylko ludzie z niższych sfer, tacy jak ojciec Goriot czy Eugeniusz, mogli uchronić się od ich zepsutej moralności. Jednak nie wszyscy poszli za przykładem wyżej wymienionych postaci i stosunek pozostałych pensjonariuszy do pieniędzy był bardzo zawyżony. Fabuła książki opiera się na ciągłej gonitwie za pieniądzem, który określał albo wszystko, gdy się już go posiadło, albo nic, w czasie pozbycia się go. Mimo niezłomnej wiary ojca Goriot w oddane, choć rozpieszczone serca córek, dały one wymowny i ostateczny wyraz swoim postępowaniem przy kresie jego życia. Kto pozostał przy niedołężnym starcu, obdartym ze wszystkich oszczędności? Jedynie Eugeniusz i Krzysztof. Kto wie, czy ojciec Goriot był w pełnej świadomości, gdy wyrzekł się córek na łożu śmierci. Niemniej, było to zaskoczeniem dla czytelnika, który przez całą powieść był przekonywany o bijącej od niego dobroci. To niewątpliwie ból umrzeć bez grosza współczucia i zainteresowania od kobiet, które kochał, a przez które sam nie był szanowany. Czy liczymy się z tym, że w naszym życiu może kiedyś nastąpić nieoczekiwany zwrot akcji i jedyną osobą, która nas wesprze, będzie Eugeniusz...?

Pytania, które sobie zadałam, podkreślają szeroką gamę uniwersalnych tematów, jakimi obdarzył nas Balzac. Trafny przekaz, wzbudzenie zainteresowania w czytelniku i przypomnienie o najważniejszych wartościach człowieka, stanowią o ponadczasowości tej powieści.

Indywidualizm przypisuje się przede wszystkim ludziom choć trochę oderwanym od świata. Kim zatem jesteśmy, gdy wszystkim jest dla nas rodzina? Jaką pozycję zajmujemy w swoim otoczeniu, gdy zawierzamy swoim namiętnościom szybującym gdzieś daleko ponad tym światem, a przy tym jesteśmy bardzo blisko otaczających nas ludzi?

Żeby choć trochę przybliżyć sobie niezgłębioną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Faktycznie, różnorodność opowiadań rzutuje na oryginalność tej książki. Tak w dużym skrócie: I część mnie nie zachwyciła, ale zrobiła to II. III śmignęła, ale była taka sobie. W pierwszej rozciągłe nawiązanie do wojny. Były ciekawe przygody, rozśmieszyła mnie sytuacja z jedzeniem mydła. Jednak z tych opowiadań nie wyniosłam niczego bardziej konkretnego. Natomiast druga część była o wiele ciekawsza. Może to wynik uniwersalności takich tematów jak kradzież, wiara w przesądy czy- jak to w przypadku Jonathana Millera- słabości ludzkiej. Można z nich dużo wyczytać, odnieść do swojego życia i ustosunkować się do nich we właściwy dla każdego, indywidualny sposób. Czytając część trzecią miałam wrażenie, że Tyrmand próbuje wskrzesić w czytelniku zapał do ćwiczeń fizycznych. Mimo wszystko też dobry przykład na wzbudzenie w sobie silnej woli walki z przeciwnościami losu, ale jak dla mnie za długie roztrząsanie tematu. Zaszczytne miejsce w mojej pamięci zajmują opowiadania: ,,Jonathan Miller" i ,,Rower, czyli zemsta moralności".

Faktycznie, różnorodność opowiadań rzutuje na oryginalność tej książki. Tak w dużym skrócie: I część mnie nie zachwyciła, ale zrobiła to II. III śmignęła, ale była taka sobie. W pierwszej rozciągłe nawiązanie do wojny. Były ciekawe przygody, rozśmieszyła mnie sytuacja z jedzeniem mydła. Jednak z tych opowiadań nie wyniosłam niczego bardziej konkretnego. Natomiast druga...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka o tyle dobra, że odnosi się wrażenie uczestniczenia w opisywanych wydarzeniach, dzięki bezpośrednim zwrotom do czytelnika. Jak czytałam, to odczuwałam taką sielskość. Jeżeli chodzi o treść, to przypadły mi historie opowiadane pod sam koniec. Ciągłe nawiązywanie do tego ,,co zapisane w górze" było monotonne, a jednak skuteczne, żeby zrozumieć przewrotność tych słów. Z książki można wynieść uniwersalne prawdy.

Książka o tyle dobra, że odnosi się wrażenie uczestniczenia w opisywanych wydarzeniach, dzięki bezpośrednim zwrotom do czytelnika. Jak czytałam, to odczuwałam taką sielskość. Jeżeli chodzi o treść, to przypadły mi historie opowiadane pod sam koniec. Ciągłe nawiązywanie do tego ,,co zapisane w górze" było monotonne, a jednak skuteczne, żeby zrozumieć przewrotność tych słów....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Sama dokładnie nie wiem, co skłoniło mnie do sięgnięcia po tego typu książkę. Pokładam wszelką nadzieję w to, że zawartość tej powieści buduje fikcja i wybujała wyobraźnia autora, ale małym pocieszeniem jest dla mnie fakt, że za kilkanaście lat możemy posługiwać się tak płytkim językiem, a nasza rzeczywistość może stać się odzwierciedleniem fabuły...

Chciałabym zatrzymać się na dłużej przy tej lekturze. Nie mam porównania, która wersja książki jest łatwiejsza w czytaniu (ale czy o to chodzi?), jednak osobiście jestem zadowolona z R. Może to wynik języka rosyjskiego jako przedmiotu, którego jeszcze do niedawna się uczyłam i z tego, co pamiętam, pałania do niego sympatią (przynajmniej na początku). Mała powtórka językowa była więc dla mnie całkiem użyteczna, chociaż muszę przyznać, że załamałam się na początku, uświadamiając sobie, że zapożyczenia będą mi towarzyszyć przez całą lekturę ,,Mechanicznej pomarańczy". Powoli przełamując niechęć do ciągłego spoglądania na ostatnie strony książki (kiedy to odnosiłam wrażenie, że nie czytam, a stoję w miejscu), wciągałam się w fabułę i język nie stanowił już dla mnie żadnej bariery. Muszę nawet przyznać, że z biegiem wydarzeń, coraz mniej był mi potrzebny słownik, ale to całkowite zamierzenie autora. Tłumacz książki, Robert Stiller, wytłumaczył to na końcu (dla najwytrwalszych). Sprawdzanie znaczeń wyrazów miało służyć oderwaniu się od makabrycznych wyczynów bohaterów- czego ja, jako czytelnik, chciałam uniknąć!- a zapamiętywanie z czasem przeczytanych po parę razy słów, miało wzbudzić wyrazy empatii wobec Alexa. Nic dziwnego, że tak bardzo zależało autorowi na zrozumieniu głównego bohatera. Nieuważny czytelnik od razu skazałby Alexa na potępienie, a przecież nie tak należało go postrzegać. Jeszcze co do języka- slang młodzieżowy, jakim posługiwali się bohaterowie, urzeczywistniał sytuację, jaka rozgrywała się pomiędzy nimi.
W tym miejscu warto jeszcze zwrócić uwagę na tytuł, który jest potwierdzeniem głębokości lektury. W wielu przekładach, także i w moim, wydawnictwa nieopatrznie nadawały książce sformułowanie ,,mechaniczna pomarańcza". Tłumacz podkreśla, że prawidłową grą słów jest ,,nakręcana pomarańcza". Już przy końcu lektury zastanawiałam się nad sensem wymowy tytułu. Doszłam do wniosku, że Alex jest marionetką, taką jak każdy z nas, może mniej tego świadomych. Przykład jego postaci służy pokazaniu miejsca, jakie zajmujemy w świecie, czy chociażby jak łatwo nas zmanipulować (nakręcić), jak to czynią media, czy inne środki masowego przekazu i że chcąc nie chcąc tkwimy w tej maszynerii, która wyplenia z nas wiele dobrego i co gorsza, odbiera tożsamość. Autor omówił jeszcze bardzo ważną kwestię przy rozmowie Alexa z kapłanem: wolność wyboru. Główny bohater, jako ,,zresocjalizowany" chłopak nie mógł już wybierać pomiędzy dobrem, a złem. Przy chęci uczynienia czegoś niezgodnego z prawem, odczuwał dotkliwy ból fizyczny. To w jego przypadku było zyskaniem spokoju publicznego, ale także niosło za sobą konsekwencje. Alex nie był sobą, narzucono mu swój sposób myślenia, zabito w nim człowieka. Traktowany całe życie po macoszemu przez swoich bliskich, nie mógł się nawet obronić, bo to przecież wywoływało w nim paraliżujący ból. Jednak najbardziej dotkliwe było to, że nie mógł już odczuwać satysfakcji płynącej ze słuchania symfonii Beethovena, która przypominała mu o strasznych przeżyciach ze szpitala, w którym poddano go ciężkiej próbie ,,wyleczenia".

Miałam zacząć od krótkiej charakterystyki Alexa i zakończyć na swoich refleksjach dotyczących tej książki. Wyszło jednak na odwrót. Na koniec chcę jeszcze wspomnieć o tym całym złu, które przewija się przez wszystkie kartki ,,Mechanicznej pomarańczy". Mimo, że dotykało chyba wszystkiego, bo kradzieży, napadów, morderstw i gwałtów, było tak płytko przedstawione- zupełnie jak życie Alexa- że nawet nie dotknęły mnie jego opisy. Przyjemność to za duże słowo na określenie, z jakim czytało mi się tę książkę, ale w każdym razie była to ciekawość, jak hojnie nagrodzona pod koniec lektury! Do gustu przypadła mi na pewno akcja, która płynęła jak wartki potok.

Przechodząc do podsumowania: książka jest na pewno warta uwagi, ponieważ zawiera bardzo ważne kwestie dla każdego człowieka, a ponadto przybliża nam obraz żyjących ze znamionami zła, stwarza możliwość zrozumienia ich zachowań oraz powala dokonać wyboru potępienia lub też usprawiedliwienia ludzkich postaw.

Sama dokładnie nie wiem, co skłoniło mnie do sięgnięcia po tego typu książkę. Pokładam wszelką nadzieję w to, że zawartość tej powieści buduje fikcja i wybujała wyobraźnia autora, ale małym pocieszeniem jest dla mnie fakt, że za kilkanaście lat możemy posługiwać się tak płytkim językiem, a nasza rzeczywistość może stać się odzwierciedleniem fabuły...

Chciałabym zatrzymać...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czytana dawno temu, ale w pamięci utkwiła mi jako jedna z ciekawszych książek o mało banalnej treści. Chcę jeszcze kiedyś do niej wrócić.

Czytana dawno temu, ale w pamięci utkwiła mi jako jedna z ciekawszych książek o mało banalnej treści. Chcę jeszcze kiedyś do niej wrócić.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Opowiadania nie męczą, bardzo szybko się je czyta. W pewnych momentach rozbawiło mnie pierwsze, było opisane żywym językiem, co rzutuje na plus dla Kuczoka. Pisanie o miłości nieszczęśliwej nie jest na pewno łatwe, ale czytanie o niej nie było ani męczące, ani ciężkie. To taki rodzaj opowiadań, przy których adresat sam decyduje, co go poruszy. Kuczok nie narzuca. Jak już ktoś niżej wspomniał, opowiadania te są bardzo ulotne, a jednak wywierają na czytelniku emocje podczas czytania.

Opowiadania nie męczą, bardzo szybko się je czyta. W pewnych momentach rozbawiło mnie pierwsze, było opisane żywym językiem, co rzutuje na plus dla Kuczoka. Pisanie o miłości nieszczęśliwej nie jest na pewno łatwe, ale czytanie o niej nie było ani męczące, ani ciężkie. To taki rodzaj opowiadań, przy których adresat sam decyduje, co go poruszy. Kuczok nie narzuca. Jak już...

więcej Pokaż mimo to