Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

To jeden z niewielu tego typu romansów w mojej czytelniczej karierze, bo zwykle nie wychodzę poza bezpieczne ramy horrorów, thrillerów i kryminałów. To jednak nie żałuje ani minuty, bo bawiłam się bardzo dobrze, a historia zawadiackiej Elizy wciągnęła mnie dość szybko. Od pierwszych stron narastał też coraz intensywniej romans, ale o to tu chyba chodzi ;) Polecam bardzo i jeżeli pojawi się kolejny tom, to z chęcią po niego sięgnę.

To jeden z niewielu tego typu romansów w mojej czytelniczej karierze, bo zwykle nie wychodzę poza bezpieczne ramy horrorów, thrillerów i kryminałów. To jednak nie żałuje ani minuty, bo bawiłam się bardzo dobrze, a historia zawadiackiej Elizy wciągnęła mnie dość szybko. Od pierwszych stron narastał też coraz intensywniej romans, ale o to tu chyba chodzi ;) Polecam bardzo i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Historia ciekawa. Bardzo fajnie wykreowany świat, który chce się poznawać. Niestety największym minusem jest ogromna liczba literówek, które aż biją po oczach.

Historia ciekawa. Bardzo fajnie wykreowany świat, który chce się poznawać. Niestety największym minusem jest ogromna liczba literówek, które aż biją po oczach.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Przeczytałam oczywiście zanim sięgnęłam po pierwszą część, czyli "Wyspę". Jednak nawet mimo nieznajomości "Wyspy" historia niesamowicie mnie wciągnęła i oderwała od rzeczywistości. Poruszająca powieść, którą polecam zwłaszcza fankom sag rodzinnych.

Przeczytałam oczywiście zanim sięgnęłam po pierwszą część, czyli "Wyspę". Jednak nawet mimo nieznajomości "Wyspy" historia niesamowicie mnie wciągnęła i oderwała od rzeczywistości. Poruszająca powieść, którą polecam zwłaszcza fankom sag rodzinnych.

Pokaż mimo to

Okładka książki Opowiem ci o zbrodni: Łaska Katarzyna Bonda, Igor Brejdygant, Wojciech Chmielarz, Michał Fajbusiewicz, Małgorzata Fugiel-Kuźmińska, Marta Guzowska, Michał Kuźmiński, Katarzyna Puzyńska
Ocena 6,7
Opowiem ci o z... Katarzyna Bonda, Ig...

Na półkach:

Dzisiaj opowiem Wam o zbrodni. A właściwie o zbrodniach, które miały miejsce w Polsce. Tuż obok nas, tuż za ścianą. Za każdym razem, kiedy czytam książkę o morderstwach, które popełniono w naszym kraju zdaję sobie sprawę, że takie rzeczy nie dzieją się przecież tylko w filmach.

"Opowiem Ci o zbrodni" to zbiór opowiadań, które powstały na podstawie prawdziwych historii. Śmietanka polskich pisarzy kryminałów wzięła na warsztat sprawy, które poruszyły polską opinię publiczną. Próbują dojść do tego, dlaczego w ogóle do tych zbrodni doszło. I wychodzi im to bardzo dobrze. Każda historia jest zupełnie inna, każda napisana jest w innym stylu, ale wszystkie poruszają.

Jeżeli lubicie kryminologię, a zwłaszcza taką, osadzoną w naszych realiach - koniecznie sięgnijcie po ten zbiór opowieści. Jest mocny, bardzo mocny. Ja nie żałuję ani minuty, którą poświęciłam tej lekturze i gwarantuję, że Wy też nie pożałujecie!

Dzisiaj opowiem Wam o zbrodni. A właściwie o zbrodniach, które miały miejsce w Polsce. Tuż obok nas, tuż za ścianą. Za każdym razem, kiedy czytam książkę o morderstwach, które popełniono w naszym kraju zdaję sobie sprawę, że takie rzeczy nie dzieją się przecież tylko w filmach.

"Opowiem Ci o zbrodni" to zbiór opowiadań, które powstały na podstawie prawdziwych historii....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Brud, smród, krew i przede wszystkim bardzo wysoka umieralność – to obraz medycyny wcale nie ze średniowiecza. Gdybyśmy urodzili się dosłownie 100-150 lat temu najprawdopodobniej nie przeżylibyśmy wizyty w szpitalu. I nie mówię tu nawet o poważnych operacjach, zagrożeni byli wszyscy. Taki obraz historii chirurgii przedstawia Lindsey Fitzharris w książce „Rzeźnicy i lekarze”.

Wiele lat temu odkryłam niesamowite książki Jurgena Thorwalda opowiadające naprawdę makabryczną historię chirurgii. Pamiętam, że czytałam te opowieści i wprost nie mogłam się od nich oderwać. Z jakiegoś powodu opisy krwawych przypadków sprawiały, że po prostu musiałam czytać dalej. Nigdy nie twierdziłam przecież, że jestem normalna… Nie trudno więc zgadnąć, jak zareagowałam na świeżynkę od wydawnictwa Znak, czyli książkę „Rzeźnicy i lekarze”. Z ogromnym uśmiechem powiedziałam: muszę to przeczytać!

Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Ta książka to fascynująca opowieść popularnonaukowa i jednocześnie opowieść o pionierze antyseptyki. Joseph Lister, bo o nim mowa, sprawił, że szpitale z miejsc, w których śmierć była na porządku dziennym, stały się ratunkiem dla chorych. Bez niego zapewne jeszcze przez wiele lat śmiertelność osiągałaby ogromne rozmiary. Jednak, jak to zwykle bywa z pionierami, Lister był wyśmiewany i nie traktowany poważnie. Ba! Chwilami traktowano go wręcz jak wyrzutka, który głosi herezje.

Historia Listera jest oczywiście wątkiem przewodnim książki, jednak między poszczególnymi etapami jego pracy, pojawia się wiele opisów z życia szpitalnego. Opisanych jest wiele przerażających wręcz przypadków medycznych, a z każdą przeczytaną stroną wzbierała we mnie ulga i radość z tego, że urodziłam się te kilkadziesiąt lat później.

Dzięki temu, że książka ma jednego głównego bohatera, czyta się ją jak powieść fabularną. Nie jest to przykład typowej pozycji popularnonaukowej naszpikowanej suchymi faktami i milionem dat. Co to, to nie. Dodatkowym atutem jest też językowa przystępność. Nie trzeba być specjalistą, żeby zrozumieć o czym pisze autorka. To jest coś, czego zawsze się obawiam, kiedy sięgam po fachową literaturę. Tu bariera wejścia jest naprawdę niewielka, wręcz znikoma.

Ja w książkę dosłownie wsiąkłam. Czytało się ją świetnie i myślę, że spodoba się każdemu, kogo interesuje chociaż w minimalnym stopniu historia medycyny. Niestety, nie jest to pozycja dla osób o słabych nerwach, bo niektóre opisy są bardzo dosadne i mogą przyprawić o mdłości. Niemniej warto się z tą historią zapoznać, żeby uświadomić sobie, w jak dobrych czasach żyjemy. To pomaga wyzwolić w sobie wdzięczność.

Jestem bardzo ciekawa, czy lubicie takie książki! Jak się czujecie w tak makabrycznych klimatach, które są jeszcze bardziej przerażające ze względu na to, że opowiadają prawdziwą historię?

Brud, smród, krew i przede wszystkim bardzo wysoka umieralność – to obraz medycyny wcale nie ze średniowiecza. Gdybyśmy urodzili się dosłownie 100-150 lat temu najprawdopodobniej nie przeżylibyśmy wizyty w szpitalu. I nie mówię tu nawet o poważnych operacjach, zagrożeni byli wszyscy. Taki obraz historii chirurgii przedstawia Lindsey Fitzharris w książce „Rzeźnicy i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ekspedycja, która nagle znika w głębi puszczy amazońskiej. Tajemnicze ozdrowienie, a raczej tajemnicza regeneracja. Miłość, którą obserwujemy od samego początku i ogrom ciekawostek o miejscu, które jest praktycznie niedostępne dla zwykłego śmiertelnika. Tak w skrócie można opisać powieść „Amazonia” Jamesa Rollinsa, którą czytałam z zapartym tchem podczas mojego bieszczadzkiego urlopu.

Od dziecka lubiłam opowieści o odkrywcach i podróżnikach. Lubiłam zanurzać się w historiach o miejscach, których najpewniej nigdy nie odwiedzę. Nawet nie dla tego, że nie mogłabym sobie na to kiedyś pozwolić, raczej z własnej bojaźliwości. Chyba po prostu nie odważyłbym się zapuścić do tak niebezpiecznych miejsc. Dlatego też po prostu zostają mi książki i filmy, dzięki którym mogę poczuć się jak Indiana Jones rzucający się w wir przygody. I właśnie takie emocje towarzyszyły mi podczas czytania „Amazonii”.

A muszę dodać, że było to moje całkiem pierwsze spotkanie z Jamesem Rollinsem. Po skończeniu „Amazonii” zaczęłam się zastanawiać, jak to w ogóle było możliwe. Bo jest to autor, w którego dorobku znajdziemy książki, których akcja rozgrywa się właśnie w niedostępnych rejonach świata: lodowcach, głębi oceanów, dżunglach, pustyniach czy jaskiniach. Prawda, że brzmi dobrze? Mam już całą listę pozycji, które chciałabym nadrobić.

Muszę jednak uściślić, że „Amazonii” nie można jednoznacznie nazwać książką przygodową. Znajduje się tam wiele elementów z thrillera medycznego, sensacji, a nawet fantastyki. Są jednak na tyle dobrze, że wyważone, że nawet osoby, które nie przepadają za jednym z tych elementów nie będą czuły się znużone. Akcja bowiem biegnie bardzo szybko, dzieje się bardzo dużo. Nawet na chwilę nie dostajemy momentu na wytchnienie.

Nie mogę także nie napisać o bohaterach, którzy obok tej niezwykłej historii i przede wszystkim w tym fascynującym otoczeniu są bardzo wyraziści. Autor dał nam ich doskonale poznać. Do tego stopnia, że naprawdę czujemy z nimi więź.

Skłamałabym, gdybym napisała, że powieść jest bardzo odkrywcza i zaskakująca. Oczywiście, są momenty, których się całkiem nie spodziewałam, jednak zakończenie – tak mniej więcej – było do przewidzenia. Nie zmienia to jednak faktu, że czytałam każdą kolejną stronę z zapartym tchem. A ostatnie 150-200 stron pochłonęłam za jednym zamachem. Bo – jak się domyślacie – akcja się wtedy mocno zagęściła i już nie było mowy o przerwaniu lektury.

To powieść, którą ze spokojnym sumieniem mogę polecić każdemu. Ba! Nawet czytelnicy romansów znajdą coś dla siebie. Wątek miłosny jest fajnie wyeksponowany, ale nie przesadzony.

Ekspedycja, która nagle znika w głębi puszczy amazońskiej. Tajemnicze ozdrowienie, a raczej tajemnicza regeneracja. Miłość, którą obserwujemy od samego początku i ogrom ciekawostek o miejscu, które jest praktycznie niedostępne dla zwykłego śmiertelnika. Tak w skrócie można opisać powieść „Amazonia” Jamesa Rollinsa, którą czytałam z zapartym tchem podczas mojego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Literatura kolumbijska jest mi całkowicie obca. Jestem wręcz bardziej niż pewna, że spotkanie z „Rosario Tijeras” było moim pierwszym razem. Na szczęście udanym. Nie jest to jednak lektura na wiele długich wieczorów. Ja zamknęłam ją w zasadzie dwa dni, bo po prostu się wciągnęłam.

Zanim zaczęłam czytać „Rosario” nie zdawałam sobie nawet sprawy z tego, że jest to książka, która obrosła już w mity. Rosario stała się kultową bohaterką, do której odniesienia można znaleźć w wielu dziełach. I może to nawet lepiej, bo dzięki temu podeszłam do tej historii na lekko, bez spiny i bez wielkich oczekiwań.

O czym jednak w ogóle jest ta książka? To historia rozgrywająca się w kolumbijskim mieście Madellin w latach 80. Na kartach powieści poznajemy fragmenty ówczesnych realiów (przyznam, że chciałabym ich poznać więcej): narkotyki, kartele, gangi, morderstwa, a w tym wszystkim miłość.

Opowieść snuje młody chłopak, który całym sercem pokochał tytułową Rosario. Ona leży w szpitalu po postrzeleniu, nie wiadomo, czy przeżyje, a on siedząc w poczekalni wspomina przeszłość, w której była mu bardzo bliska. Jest on więc narratorem i to z jego perspektywy poznajemy strzępy historii. Są to raczej urywki z życia, które trzeba sobie poskładać w całość.

W tej miłosnej opowieści niestety nie jest różowo. Rosario jest tak naprawdę związana z przyjacielem naszego narratora – Emilio. A ona sama jest panią życia i śmierci, przed którą drżą najwięksi twardziele. Bezkompromisowa, a jednocześnie potrzebująca momentami czułości. Piękna, groźna, po bardzo trudnych przejściach. Kobieta, w której nie sposób się nie zakochać.

Mamy więc trudny trójkąt miłosny, który aż kipi od emocji. Ja przechodziłam co chwilę od euforii aż po wściekłość. Zdarzały się momenty, kiedy musiałam po prostu odpocząć.

Podchodziłam do tej pozycji z rezerwą, niezbyt optymistycznie, a okazało się, że dosłownie ją połknęłam na dwa razy. Historia jest niezwykła i myślę, że przypadnie do gustu każdemu. Z jakiegoś jednak powodu nie przekonała mnie do siebie na tyle, żebym sięgnęła po inne książki tego autora.

Literatura kolumbijska jest mi całkowicie obca. Jestem wręcz bardziej niż pewna, że spotkanie z „Rosario Tijeras” było moim pierwszym razem. Na szczęście udanym. Nie jest to jednak lektura na wiele długich wieczorów. Ja zamknęłam ją w zasadzie dwa dni, bo po prostu się wciągnęłam.

Zanim zaczęłam czytać „Rosario” nie zdawałam sobie nawet sprawy z tego, że jest to książka,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przyznam się Wam szczerze, że opis z tylnej okładki nie zachęca do przeczytania książki. Albo może inaczej – nie zachęcił mnie – osoby, która na co dzień w ogóle nie czyta obyczajówek. W zasadzie nie czyta niczego nieociekającego akcją. Tę pozycję zdecydowałam się jednak przeczytać na próbę. Chciałam sprawdzić, czy jest dla mnie jeszcze jakaś nadzieja, czy wyjdę ze swojej strefy komfortu. Jak zdecydowałam, tak zrobiłam. I tym sposobem zaczęłam czytać książkę Doroty Kassjanowicz – „Stany małżeńskie i pośrednie”.

Nie ukrywam – pierwsze około 20 stron było dla mnie trudne. Nie potrafiłam wczuć się w klimat książki, brakowało mi wybuchów, pościgów, morderstw, zagadek. No, słowem – brakowało mi wszystkiego, co lubię w książkach. Czytałam o jakieś kobiecie, jej życiu. I myślałam: w sumie, co mnie to obchodzi? No i tak wlokły mi się te pierwsze rozdziały niemiłosiernie. Ale obiecałam sobie, że się przemogę i skończę. I teraz bardzo się cieszę, że jestem aż tak zawzięta. Bo okazało się, że książka jest naprawdę GE-NIAL-NA! I pamiętajcie – mówi to osoba, która obyczajówki omija szerokim łukiem. Niech do Was przemówi fakt, że był moment, w którym zryczałam się niemiłosiernie, a „ostatnie” 300 stron wciągnęłam za jednym zamachem.

Nie ma sensu, żebym opisywała w tym miejscu fabułę książki. Świetnie streszcza ją opis z okładki (tak, dokładnie ten, który mnie zniechęcał). Ale okazuje się, że powieść kryje w sobie wiele naprawdę ważnych momentów, a do tego sprawia, że mimo tego, że żoną jestem już od pięciu lat, partnerką od niemal 13 i przez cały ten czas czułam i czuję się kochana, doceniana, po prostu szczęśliwa, to jednak nawet we mnie książka „Stany małżeńskie i pośrednie” wzbudziły pewien niepokój i przyczyniły się do odbycia długiej rozmowy. Tak, na bieżąco dyskutowałam z mężem o poczynaniach Weroniki, głównej bohaterki.

Chciałabym jednak pokazać Wam kilka fragmentów, które doskonale oddają klimat książki i pokazują, dlaczego naprawdę warto ją przeczytać. To miejsca, w których zatrzymałam się na dłuższą chwilę, żeby pomyśleć i docenić to, co mam.

>> – No przecież wiesz, że cię kocham.

Kiedy to mówił, zastanawiałaś się, o czym to jest. O stanie Twojej wiedzy? O stanie niewiedzy? O wzbudzaniu poczucia winy, że nie dostrzegasz oczywistego, bo skoro on z tobą jest, to przecież musi cię kochać, z niekochaną by się nie zmuszał. Raczej. A może to jest o oczekiwaniu wybaczenia wszystkiego w imię „że cię kocham (przecież)”? O czym to, kurde, jest? Bo raczej nie o miłości. <<

Czy Wy też czasem mówicie to zdanie? Bo mnie się zdarza. A w zasadzie zdarzało. Bo odkąd przeczytałam powyższy fragment, zrozumiałam, co >> Niespodziewanie dla samej siebie, może w odruchu samoobrony, pomyślała, że Konstanty przypomina ziemniaka, który marzy o tym, żeby zostać belgijską frytką z majonezem. <<

Ten fragment natomiast sprawił, że wybuchłam śmiechem. Nie wiem jak Wy, ale dla mnie skojarzenie jest oczywiste ;)

>> Przebrana za szczęśliwą. Tak, tego ci było trzeba. <<

To stwierdzenie zabolało. Tak do cna. My tak często się przebieramy. Za często.

>> – Zmieniłaś się, dziewczyno. I dobrze wiesz, o czym mówię, prawda? Ale to nic, wciąż jesteś tam. Pamiętaj o tym. Nie zapominaj. <<

Ale w książce nie brakuje też nadziei, na lepsze. Bo z tego fragmentu wynika samo dobro. I nadzieja właśnie.

>> – Werona, dla dzieci to wy powinniście być cudowną, silną, kochającą się rodziną. To jest dla dzieci. Wszystko inne jest przeciw dzieciom. <<

A ten fragment podsumowuje całą książkę. Ale nie tylko. Ono moim zdaniem podsumowuje każdą rodzinę. To jest motto, które każda z nas powinna sobie wyryć głęboko w serduchu i jak najczęściej je sobie przypominać.

Mam ogromną nadzieję, że moje słowa przekonają Was do tej książki. Naprawdę mam taką nadzieję. Bo to niezwykle ciepła, rodzinna, przejmująca powieść, którą nawet ja po pierwszych problemach połknęłam za jednym zamachem. Do tego sprawia, że zastanawiacie się nad własną rodziną i własnym związkiem. Jest też nadzieja, że pomoże kobietom, które tej pomocy potrzebują.

Przyznam się Wam szczerze, że opis z tylnej okładki nie zachęca do przeczytania książki. Albo może inaczej – nie zachęcił mnie – osoby, która na co dzień w ogóle nie czyta obyczajówek. W zasadzie nie czyta niczego nieociekającego akcją. Tę pozycję zdecydowałam się jednak przeczytać na próbę. Chciałam sprawdzić, czy jest dla mnie jeszcze jakaś nadzieja, czy wyjdę ze swojej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zacznę od tego, że autorka miała świetny pomysł. Nieczęsto spotykałam się z taką fabułą, a prowadzenie narracji z perspektywy chłopaka uwięzionego w swoim ciele i do tego jeszcze przykutego do łóżka w jednym pomieszczeniu, to nie lada wyzwanie. Jak to zrobić, żeby nie zanudzić czytelnika na śmierć? Autorka po części zna na to pytanie odpowiedź. Mówię „po części”, bo niestety w książce zdarzają się momenty, kiedy historia po prostu najzwyczajniej w świecie się dłuży i wlecze niemiłosiernie. Najgorszym elementem dla mnie jest fascynacja głównego bohatera wspinaczką. Ten sport stanowi duży element powieści, w mojej opinii za duży. Stanowczo zbyt wiele opisów przewija się przez te 336 stron. Niemniej rozumiem, że o akcję chwilami mogło być po prostu ciężko.

Momenty zwątpienia miałam niestety głównie w pierwszej części książki. W dużej mierze oczekiwałam, że sam dramat głównego bohatera przyciągnie mnie bardzo mocno. Alex jednak bardzo dobrze sobie radził w tym swoim stanie i trudno mi było wczuć się w jego sytuację. Był po prostu zbyt spokojny. Za mało było w nim frustracji. Za mało przerażenia. Wiem, że wydarzenia w książce dzieją się już jakiś czas po wypadku, jednak nie wyobrażam sobie aż takiego spokoju. Mam wrażenie, że autorka nie była w stanie do końca popłynąć.

Żeby jednak nie wyszło na to, że mam same uwagi. Tak wcale nie jest. Mniej więcej w 1/3 powieść się rozkręca. Przestoje zdarzają się już wtedy bardzo rzadko, a atmosfera się zagęszcza. Pojawia się wątek kryminalny, który – powiem szczerze – pochłonął mnie do tego stopnia, że końcówkę łyknęłam na raz. A to chyba o czymś świadczy.

Takiego rozwiązania przewodniej zagadki, czyli jak doszło do wypadku Alexa, kompletnie się nie spodziewałam. W sumie sama nie wiem, dlaczego. Ostatnie strony to już w ogóle emocjonalny kocioł, w którym autorka w końcu pokazała, że potrafi poruszyć czytelnika. Nie zdradzę Wam oczywiście zakończenia, bo ja do końca nie byłam pewna, jak cała historia się potoczy.

Wiedzcie jednak, że przy tej książce będą momenty, kiedy uśmiech nie zejdzie Wam z twarzy, ale może przytrafić się też łezka płynąca po policzku.

Zacznę od tego, że autorka miała świetny pomysł. Nieczęsto spotykałam się z taką fabułą, a prowadzenie narracji z perspektywy chłopaka uwięzionego w swoim ciele i do tego jeszcze przykutego do łóżka w jednym pomieszczeniu, to nie lada wyzwanie. Jak to zrobić, żeby nie zanudzić czytelnika na śmierć? Autorka po części zna na to pytanie odpowiedź. Mówię „po części”, bo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Historia zaczyna się od bardzo mocnego początku, czyli brutalnego morderstwa w miasteczku na południowym zachodzie Francji, które jest opisane ze smakiem i nie przesadzone w żadną stronę. Morderstwo starego żydowskiego krawca okazuje się początkiem serii – chciałoby się powiedzieć – niefortunnych zdarzeń. A jej głównymi bohaterami są Marie-Claude – wnuczka mężczyzny i Leo – jego prawnuczek. Oczywiście – jak to bywa w kryminałach/sensacji/thrillerach – przez blisko 550 stron powieści poszukujemy odpowiedzi na pytania: kto jest mordercą i jaka jest prawda o przeszłości zamordowanego z zimną krwią krawca. A autor nieustannie dostarcza nam nowych wskazówek, jednocześnie myląc tropy.

Marie-Claude i jej syn nagle zostają wciągnięci w niebezpieczną spiralę wydarzeń, bo – jak się okazuje – zabójca poszukuje czegoś, co jego zdaniem ma wnuczka ofiary. I będzie za nią podążał do czasu aż to znajdzie i zdobędzie.

Sprawa robi się o tyle zagmatwana, że dodatkowo zaangażowani w nią są:

- Solomon Creed, który za wszelką cenę chce uratować Leo, a dodatkowo dowiedzieć się, kim tak naprawdę jest.
- Mąż (albo były mąż, nie jestem pewna) Marie-Claude, który wyszedł właśnie z więzienia, gdzie siedział, za pobicie żony.
- Narodowa Partia Wolnej Francji, która nie chce dopuścić do ujawnienia prawdy o przeszłości krawca.
- Komendant Benoît Amand, który szuka zabójcy i staje w obronie rodziny zamordowanego.

Każdy z nich chce rozwiązać zagadkę i robi to na swój sposób. Autor potrafił jednak tak poprowadzić historię, żebyśmy się nie pogubili, a w różnych rozdziałach narracja poprowadzona jest z różnej perspektywy. Przy okazji nawet na moment nie zwalnia, nie ma też niepotrzebnych przeciągnięć, czy przydługich opisów. Co bardzo mnie zaskoczyło, bo tak długa powieść aż prosi się o dłużyzny. A czyta się ją szybko i trudno się od niej oderwać.

W czym tkwi jednak największa tajemnica? Jest nią historia życia Josefa Engela, czyli zamordowanego krawca. Od początku książki wiemy, że przebywał on podczas II wojny światowej w Obozie Krawców, czyli (wymyślonym przez autora) obozie koncentracyjnym. Przebywał w nim i udało mu się w nim przeżyć. Przedmiot, którego wszyscy poszukują, to lista innych ocalałych. Jak im się to udało? To jest właśnie najciekawszy wątek całej historii. Ale na to pytanie nie odpowiem, rozwiązanie (bardzo zaskakujące) znajdziecie na samym końcu powieści. Każda część książki rozpoczyna się dziennikiem obozowym. I to właśnie te fragmenty nadają powieści charakteru. Poruszają do cna.

Trudno opowiada się o tej książce, ponieważ porusza wiele ciężkich tematów. Druga wojna światowa, nienawiść wobec Żydów i to, że antysemityzm wcale w obecnych czasach nie jest nam obcy. Mało tego – zaczyna się zawsze od bardzo drobnych działań, od niewielkich gestów, które niewiele znaczą, a mogą przerodzić się w coś naprawdę tragicznego. Ta książka porusza bardzo delikatną strunę, która daje do myślenia i sprawia, że człowiek zastanawia się nad tym, czy przypadkiem, nawet nieumyślnie, nie robi krzywdy drugiej osobie.

Podsumowując – jest to książka dla osób, które nie boją się tematu antysemityzmu i II wojny światowej. Przyznam, że samo morderstwo i wątek kryminalny schodzi to na drugi plan. To właśnie trudna przeszłość i to, że historia lubi zataczać koło (na co nie możemy pozwolić) są tutaj najważniejsze. Mimo tego książka nie męczy, nie dłuży się, a czytanie idzie bardzo sprawnie. Więc jeżeli potrzebujecie pozycji, która będzie czymś więcej niż zwykłym czytadłem, to mogę Wam ją z czystym sumieniem polecić.

Historia zaczyna się od bardzo mocnego początku, czyli brutalnego morderstwa w miasteczku na południowym zachodzie Francji, które jest opisane ze smakiem i nie przesadzone w żadną stronę. Morderstwo starego żydowskiego krawca okazuje się początkiem serii – chciałoby się powiedzieć – niefortunnych zdarzeń. A jej głównymi bohaterami są Marie-Claude – wnuczka mężczyzny i Leo –...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Nigdy się nie dowiesz” opowiada o grupie znajomych z czasów dzieciństwa. W 1997 roku chodzili do różnych szkół, ale wakacje spędzali w tym samym mieście – Blythe. Każde z nich miało inny charakter, oczekiwało od życia czegoś innego. Jednak mimo tych różnic lubili spędzać wspólnie czas, coś ich do siebie ciągnęło. W małej mieścinie nie było zbyt wielu rozrywek, więc wymyślali je sobie sami. Jedną z nich była gra, w której główną rolę odgrywały wskazówki. Porównanie do podchodów ma sens. Nazywała się jednak „Poświęcenie” i to ona będzie w całej historii odgrywała dużą rolę.

Adeline, Jen, Steve, Rupesh i Will po kilkunastu latach rozłąki umawiają się na spotkanie. Do baru przychodzi tylko czworo z nich. Dlaczego Will się nie pojawił, chociaż potwierdził swoją obecność? To właśnie odpowiedź na to pytanie próbujemy znaleźć na blisko 500 stronach książki autorstwa S. R. Masters. Dodatkowym haczykiem jest fakt, że podczas wspólnego ogniska sprzed lat Will zapowiedział, że chce zostać seryjnym mordercą i zabić trzy osoby. A w roku, w którym to zrobi, zniknie na całe 12 miesięcy. Czy to właśnie nastąpiło? Tego Wam nie powiem.

Powiem Wam jednak, że książka składa się z dwóch przeplatających się segmentów. Jeden dotyczy wydarzeń z przeszłości i opowiada kolejne etapy historii skupiając się na różnych bohaterach. I ten segment jest dużo słabszy. Niestety, fragmenty z przeszłości kompletnie nie wciągają, dłużą się i momentami sprawiają, że ma się ochotę po prostu zasnąć nad lekturą. Natomiast drugi segment, ten teraźniejszy, poprowadzony jest z perspektywy Adeline, w pierwszej osobie. Widać wyraźnie, że autor dużo lepiej radzi sobie z taką konwencją. Czyta się to dobrze, nie ma aż takich przestojów akcji.

Sama koncepcja fabuły i pomysł na to, żeby skupić się na połączeniu przeszłości z teraźniejszością jest naprawdę dobry. Powiem szczerze, że pierwsze kilkadziesiąt stron łyknęłam przy pierwszym posiedzeniu, jednak mniej więcej od połowy tempo zaczęło dramatycznie spadać, środek fabuły sprawiał wrażenie lekko naciąganego i niepotrzebnie przedłużanego. Zabrakło akcji, zabrakło emocji, zabrakło napięcia, które przecież są konieczne w thrillerze. Miałam momenty, kiedy po prostu przelatywałam stronę wzrokiem, bo przydługie sceny nic kompletnie nie wnosiły do historii.

Na szczęście ostatnie kilkadziesiąt stron ponownie wróciło na dobre tory. Nie tak dobre, jak sam początek, ale lepsze, niż środek. Wątki powoli zaczęły się wyjaśniać i – co najważniejsze – pojawił się twist, którego się kompletnie nie spodziewałam. Oczywiście, podejrzewam, że dla wytrawnych czytelników zaskoczenie było żadne, ale dla mnie – zaskoczenie było spore. Bałam się, że historia jednak będzie przewidywalna do bólu, a tak się nie stało.

Książka będzie bardzo dobra dla osób, które lubią płynące wolno historie, które nie rozwijają się zbyt szybko. Bohaterowie przedstawiani są bez pośpiechu, a duży nacisk położony jest na pokazanie relacji w grupie.

„Nigdy się nie dowiesz” opowiada o grupie znajomych z czasów dzieciństwa. W 1997 roku chodzili do różnych szkół, ale wakacje spędzali w tym samym mieście – Blythe. Każde z nich miało inny charakter, oczekiwało od życia czegoś innego. Jednak mimo tych różnic lubili spędzać wspólnie czas, coś ich do siebie ciągnęło. W małej mieścinie nie było zbyt wielu rozrywek, więc...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Uwielbiam tę serię! Ta jest w końcu o zupełnie innej sprawie i trzyma cały czas w napięciu. Coś wspaniałego! Nie mogę się doczekać, aż zacznę kolejną.

Uwielbiam tę serię! Ta jest w końcu o zupełnie innej sprawie i trzyma cały czas w napięciu. Coś wspaniałego! Nie mogę się doczekać, aż zacznę kolejną.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mój drugi audiobook w historii. Powiem szczerze, że słuchało się go bardzo przyjemnie. Przede wszystkim to zasługa samej historii, która wciąga niczym bagno. Zaskoczyła mnie forma reportażu i wywiadów. Tak zupełnie różna od filmowej historii. Polecam gorąco.

Mój drugi audiobook w historii. Powiem szczerze, że słuchało się go bardzo przyjemnie. Przede wszystkim to zasługa samej historii, która wciąga niczym bagno. Zaskoczyła mnie forma reportażu i wywiadów. Tak zupełnie różna od filmowej historii. Polecam gorąco.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mój pierwszy w życiu audiobook! W interpretacji Danuty Stenki to po prostu mistrzostwo! Polecam gorąco :)

Mój pierwszy w życiu audiobook! W interpretacji Danuty Stenki to po prostu mistrzostwo! Polecam gorąco :)

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wróciłam do serii po kilku miesiącach przerwy i nie żałuję! Przypomniałam sobie jak bardzo ją lubię :)

Wróciłam do serii po kilku miesiącach przerwy i nie żałuję! Przypomniałam sobie jak bardzo ją lubię :)

Pokaż mimo to


Na półkach:

Czy jest ktokolwiek na swiecie, kto jeszcze tego nie czytał? Cała seria to po prostu mistrzostwo słowa!

Czy jest ktokolwiek na swiecie, kto jeszcze tego nie czytał? Cała seria to po prostu mistrzostwo słowa!

Pokaż mimo to


Na półkach:

Uwielbiam ten cykl. Nie potrafię kolejnych tomów opisywać oddzielnie, ponieważ każdy jest tak samo genialny i nie sposób się od nich oderwać! Polecam gorąco każdemu. Czy jest w ogóle ktokolwiek, kto ich jeszcze nie czytał?

Uwielbiam ten cykl. Nie potrafię kolejnych tomów opisywać oddzielnie, ponieważ każdy jest tak samo genialny i nie sposób się od nich oderwać! Polecam gorąco każdemu. Czy jest w ogóle ktokolwiek, kto ich jeszcze nie czytał?

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kolejna świetna książka z tej serii. Co prawda dużo krótsza niż poprzednie, bo mam wrażenie, że zanim się na dobre rozpoczęła, już się skończyła. Jednak mimo wszystko - czytało się bardzo dobrze.

Kolejna świetna książka z tej serii. Co prawda dużo krótsza niż poprzednie, bo mam wrażenie, że zanim się na dobre rozpoczęła, już się skończyła. Jednak mimo wszystko - czytało się bardzo dobrze.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Świetna książka dla każdego, kto potrzebuje całkowitego "odmóżdżacza". Nie wymaga kompletnie myślenia, a daje sporo radości :) Nie żałuję czasu, który na nią poświęciłam :)

Świetna książka dla każdego, kto potrzebuje całkowitego "odmóżdżacza". Nie wymaga kompletnie myślenia, a daje sporo radości :) Nie żałuję czasu, który na nią poświęciłam :)

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Pierwsze opowiadanie (tytułowe) kompletnie nietrafione, moim zdaniem. Nie da się tego czytać. Męczyłam się przy nim strasznie. Mimo tego, że trupizm mi nie straszny. Część druga pisana jakby przez innego człowieka - ciekawa fabuła, która do samego końca trzyma w napięciu.

Pierwsze opowiadanie (tytułowe) kompletnie nietrafione, moim zdaniem. Nie da się tego czytać. Męczyłam się przy nim strasznie. Mimo tego, że trupizm mi nie straszny. Część druga pisana jakby przez innego człowieka - ciekawa fabuła, która do samego końca trzyma w napięciu.

Pokaż mimo to