rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Zagadka dobra, aczkolwiek sposób pisania kryminału trochę słaby.

Zagadka dobra, aczkolwiek sposób pisania kryminału trochę słaby.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Sonje wychował ojciec-alkoholik. Była poniżana, bita, przerzucana od opiekuna do opiekuna, może nawet wykorzystywana seksualnie. Uciekła mając szesnaście lat, aby zacząć życie z daleka od tego tasmańskiego piekła, i zamieszkała w Australii. Jednak dwadzieścia lat później wraca do rodzinnego miasta.

Richard Flanagan po raz kolejny napisał książkę, w której ukazuje smutną historię człowieka. W Ścieżkach północy była to opowieść o doktorze pracującym na kolei śmierci w Birmie i chociaż sam wiódł tam lepsze życie niż jego współwięźniowie, musiał leczyć i walczyć o życie każdego z nich. Tutaj Sonja  jest córką człowieka, który walczył w II wojnie światowej w partyzantce. Człowiekiem, którego rodzina została rozstrzelana na jego oczach. Uciekł z kraju przed końcem konfliktu wraz z matką Sonji  i zamieszkał w Tasmanii –  w miejscu, mającym być dla nich schronieniem. Pracował ciężko, wyczerpująco, za marną pensję i beznadziejne warunki mieszkalne. Po jakimś czasie opuściła go żona, zostawiając samego z trzyletnią córką. I tutaj zaczyna się jego historia – bolesna nie tylko dla niego, ale również dla małej dziewczynki, która od tego momentu musiała pozbyć się całej dziecięcej niewinności.

Można by powiedzieć, że takich historii jest wiele i  byłaby to prawda. Smutne opowieści o rodzinie, gdzie dziecko zostaje porzucone przez matkę, a ojciec jest alkoholikiem, jest mnóstwo. Nie spotkałam się jednak z taką, gdzie akcja zostałaby umieszczona w dzikim miejscu, jakim była Tasmania w latach 50.

Klaśnięcie jednej dłoni wciąga. Opowieść chociaż sunie nieustannie jednym torem, a jakiekolwiek zwroty i konflikty akcji można policzyć na palcach jednej dłoni, sprawia, że nie można się od niej oderwać. Nieustannie czuć niedosyt, bo chciałoby się więcej emocji, uczuć i zgorszenia. Ale też powiedzmy sobie szczerze – usprawiedliwiamy pisarza. Ten odczuwalny niedosyt to chyba najlepszy komplement, jaki można powiedzieć autorowi jakiejkolwiek książki.

Sonja ukazana jest na przestrzeni kilku lat. Jako mała dziewczynka, dorastająca kobieta i w końcu dojrzała kobieta, która dotarła już do granicy nieszczęścia w życiu. Każda z nich jest inna, ale dojrzała na swój sposób. Pozbawiona matki musiała radzić sobie sama. Nie mogła polegać na ojcu, którego do pewnego momentu kochała. Czuła do niego miłość dopóki, dopóty nie poznała jakim jest człowiekiem. Przerzucana od jednej rodziny do drugiej nauczyła się jednego – nie ufać ludziom. I ta lekcja towarzyszyła jej w późniejszym życiu. Ale jako dorosła,  prawie czterdziestoletnia kobieta, ciągle nie mogła wybaczyć sobie tego, że dwadzieścia lat temu opuściła swojego ojca i wyjechała. Że zachowała się egoistycznie, a i tak nie osiągnęła tego, co chciała. Nie znalazła szczęścia. I miała nadzieję, że powrót pozwoli jej się pogodzić z losem.

Ta powieść to historia, którą warto przeczytać. Nie tylko dla samej fabuły i uczuć, które są z nią związane. Warto dla języka pisarza, który w sposób magiczny potrafi stworzyć idealną atmosferę i nastrój, wzbudzić takie emocje, o których nam się nie śni. Ale również dlatego, że to język tak piękny, że nie sposób się w nim nie zakochać.

Sonje wychował ojciec-alkoholik. Była poniżana, bita, przerzucana od opiekuna do opiekuna, może nawet wykorzystywana seksualnie. Uciekła mając szesnaście lat, aby zacząć życie z daleka od tego tasmańskiego piekła, i zamieszkała w Australii. Jednak dwadzieścia lat później wraca do rodzinnego miasta.

Richard Flanagan po raz kolejny napisał książkę, w której ukazuje smutną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przedwojenna Warszawa to mroczne miasto. Pełne rabusiów, gangsterów i sutenerów. Stolica przestępstw. Tak przynajmniej opisał ją Remigiusz Mróz.

Ernest Wilmański, były pięściarz, przenosi się do Warszawy w poszukiwaniu lepszego życia. Opuszczając Wilno, zostawił jednak za sobą wiele nierozwiązanych spraw. Przyjeżdżając do stolicy nie spodziewał się, że będzie brał udział w wojnie gangów, a następnie sam stanie się członkiem jednego z nich.

Z założenia Świt, który nie nadejdzie miał być chyba powieścią gangsterską. Mam jednak niemiłe wrażenie, że stopień realizacji tego pomysłu leży. Pojawiło się kilka elementów, które mogły wskazywać na ten gatunek, ale nic poza tym.  Historia mnie nie wciągnęła, nie sprawiła, że zapomniałam o wszystkim dookoła. Podczas lektury czułam niedosyt, ponieważ spodziewałam się, że chociaż przez chwilę poczuję napięcie, uczucie strachu. Nie wywołała ona żadnych większych emocji. Dosyć mocno mnie to rozczarowało, ponieważ nie spełniła ona swojej roli, a co się z tym wiąże - nie zrealizowała podstaw gatunku.

Świt, który nie nadejdzie z pewnością nie jest książką, z którą można zarwać noc. Początkowe rozdziały czyta się ze znużeniem, mając nadzieję, że coś zacznie się dziać. Akcja rozkręca się na całe pięć minut lektury, a potem ponownie się urywa. Zabrakło mi suspensu, który choć trochę zbudowałby napięcie. Natomiast aż do samego końca historia jest nijaka, a jej zakończenie nie robi wrażenia. Momentami fabuła jest zaskakująca. Mam jednak wrażenie, że to raczej przemyślane zabiegi wprowadzenia w błąd czytelnika, aby na chwilę go zgubić i podnieść wartość samej historii. Cóż, naiwna nie jestem i nieprzemyślane do końca zwroty akcji nie robią na mnie wrażenia.

Remigiusz Mróz pisze prosto. Ilość wydawanych przez niego książek sprawiła, że spada jakość kolejnych. W powieściach zawsze się coś dzieje, ale, tak jak w przypadku Świtu, wydarzenia są przedstawiane jak informacje w wiadomościach. Bez emocji, bez szczegółów. Na dłuższą metę jest to męczące, ponieważ nie można zgłębić się w akcję ani zbliżyć z bohaterem.

Podsumowując, Świt, który nie nadejdzie to książka przeciętna. Można nawet powiedzieć, że taka na jeden wieczór, ponieważ czyta się ją szybko. Nie jest to jednak historia wymagająca, więc czytelnicy oczekujący czegoś wspaniałego będą rozczarowani.

Przedwojenna Warszawa to mroczne miasto. Pełne rabusiów, gangsterów i sutenerów. Stolica przestępstw. Tak przynajmniej opisał ją Remigiusz Mróz.

Ernest Wilmański, były pięściarz, przenosi się do Warszawy w poszukiwaniu lepszego życia. Opuszczając Wilno, zostawił jednak za sobą wiele nierozwiązanych spraw. Przyjeżdżając do stolicy nie spodziewał się, że będzie brał udział w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pierwsza powieść Mojej walki Karla Ove'a Knausgårda skupia się przede wszystkim na przedstawieniu jego relacji z ojcem na wielu etapach życia pisarza. Opowiada głównie o przykrym dzieciństwie, gdzie zawsze musiał dostosowywać się do poleceń, nigdy nie mógł mieć własnego zdania. Dorastając wychowywał się bez matki, będąc w liceum już także bez ojca i starszego brata. Dorosłe życie pisarza także nie było usłane różami.

Książki Knausgårda rzucały mi się już od dłuższego czasu na księgarskich półkach, jednak nie zachęcały mnie swoją grubością, ceną i cóż - opisem. Miałam wrażenie, że to kolejna nudna i pozbawiona polotu autobiografia pisarza, który po prostu opowiedział o swoim życiu. Myliłam się! Nigdy nie czytałam bardziej interesującej historii życia jednego człowieka, nawet jeśli tak naprawdę nie było w niej nic szczególnego. Knausgård ubrał jednak swoją autobiografię w szaty powieści, uzupełniając własne przeżycia dialogami i cóż - akcją. Sposób w jaki wszystko opisał sprawia, że nie można się oderwać. Mrok, ciemność, ból i cierpienie - takie odczucia przebijają się przez niemal każdą stronę Mojej walki. Dzięki temu przywiązanie do bohatera-autora staje się silniejsze z każdym etapem jego podróży.

Po lekturze powieści Knausgårda przekonałam się, że można pisać o całkiem prozaicznych czynnościach, a jednocześnie robić to w tak dobry sposób, że pozyskanie czytelnika nie sprawia żadnych trudności. Knausgård poprzez opisywanie posiłków, codziennego wstawania, pracy czy też życia szkolnego sprawił, że czytelnik może się z nim identyfikować. Niektóre wydarzenia z jego dorastania mogą być spokojnie wydarzeniami zupełnie obcego człowieka. Podobnie jak jego kariera, małżeństwo, plany i marzenia. Ja przepadłam czytając, chociaż zdaje sobie sprawę z tego, że ta autobiografia ma więcej przeciwników niż zwolenników. Z drugiej jednak strony, mając w rękach książkę napisaną tak dojrzałym językiem... Na pewno sięgnę po więcej.

Pierwsza powieść Mojej walki Karla Ove'a Knausgårda skupia się przede wszystkim na przedstawieniu jego relacji z ojcem na wielu etapach życia pisarza. Opowiada głównie o przykrym dzieciństwie, gdzie zawsze musiał dostosowywać się do poleceń, nigdy nie mógł mieć własnego zdania. Dorastając wychowywał się bez matki, będąc w liceum już także bez ojca i starszego brata. Dorosłe...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Holden Caufield od zawsze miał problem z utrzymaniem się w szkole. Jak sam na początku przyznaje, zmieniał internat bardzo często, czym denerwował swoich rodziców. Podobnie jest teraz - po raz kolejny został wyrzucony. Jednak zamiast poczekać kilka dni i wrócić do domu wraz z kolegami, ucieka do Nowego Jorku. Tam przez kilkadziesiąt godzin eksploruje miasto, spotyka się ze znajomymi i dzieli z czytelnikami swoimi przemyśleniami.

Od jakiegoś czasu powtarzałam sobie, że klasyki to coś, co powinnam przeczytać. Już nie tylko ze względu na to, że to praktycznie coś, na czym budowana była literatura światowa, ale chociaż by przez kierunek studiów, który sobie wybrałam. Słuchając jak inni mają coś do powiedzenia, sięgnęłam w końcu po "Buszującego w zbożu" Salingera.

Narratorem "Buszującego w zbożu" jest nastoletni Holden, który wypowiadając się w pierwszej osobie, dzieli się z czytelnikami (nie wątpi, że ktoś kiedykolwiek przeczyta jego zapiski) swoimi przemyśleniami na temat świata, praw jakimi się rządzi, dorosłych. W tym wszystkim próbuje wypowiadać się elokwentnie i przedstawić swój punkt postrzegania niektórych spraw. Sposób w jaki to robi sprawia, że nie jest bohaterem, człowiekiem, którego można polubić. Jego twarde sformułowania i myśl, że uchodzi za kogoś lepszego, kogoś, kto potrafi się w tym świecie odnaleźć, a jednocześnie znaleźć jego wady - przeraża. Holden to nastolatek, który wcale nie wydaje się być zagubiony, ale jednocześnie jest w stanie określić tego, jak ma traktować życie. Jego relacje z najbliższą rodziną praktycznie nie istnieją. Jedyną osobą, z którą ma dobry kontakt jest młodsza siostra - natomiast wygodnych rodziców, zwłaszcza ojca, w swoich przemyśleniach postrzega bardzo negatywnie. Niemal natychmiast przyznaje się przed czytelnikami, że jest uważany za czarną owcę w rodzinie.
Jego wywody na temat życia udowadniają tylko jak bardzo radykalne ma poglądy.

Książkę mimo tak barwnego bohatera wcale nie czyta się dobrze. Przez prawie dwieście stron czytelnik może pomarzyć o dialogach, które nie irytują, a wielokrotnie momenty, w których Holden analizuje świat - niemiłosiernie nużą. Z drugiej strony sama powieść porusza kilka istotnych i aktualnych problemów - dla przykładu: konformizm, hipokryzja, rozrzutność. Fakt, że dostrzega to tak młody bohater jedynie udowadnia to, jakim społeczeństwem jesteśmy.

Nie sądzę, abym Salingera zrozumiała w stu procentach. Nie uważam również, że ktokolwiek jest to w stanie zrobić po jednorazowej lekturze "Buszującego w zbożu". Jednak powieść choć irytująca i raczej nieprzyjemna w czytaniu należy do tych książek, które warto przeczytać. Na pewno kiedyś do niej wrócę i mam nadzieję, że bogatsza o nowe życiowe doświadczenia lepiej ją odbiorę.

Holden Caufield od zawsze miał problem z utrzymaniem się w szkole. Jak sam na początku przyznaje, zmieniał internat bardzo często, czym denerwował swoich rodziców. Podobnie jest teraz - po raz kolejny został wyrzucony. Jednak zamiast poczekać kilka dni i wrócić do domu wraz z kolegami, ucieka do Nowego Jorku. Tam przez kilkadziesiąt godzin eksploruje miasto, spotyka się ze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Saga Argentyńska to jedna z najbardziej wciągających książek, które miałam ostatnio okazję przeczytać. Nigdy bym nie sądziła, że romans i powieść obyczajowa będą w stanie mnie wciągnąć. Biorąc pod uwagę, że pierwsza połowa powinna mnie znudzić ze względu na opisy życia tych dwóch kobiet, a tak się nie stało, to przyznaje, że Sofia Caspari napisała genialną powieść dla kobiet!

Argentyna XIX wieku nie jest bajką, chociaż wielu ludzi, którzy do niej ówcześnie płynęli, tak właśnie myślało. Przede wszystkim to kraj, w którym ludzie umierają z powodu chorób, których do tej pory nie znali. Jest to także kraj, gdzie bieda zagląda niespodziewanie, a przestępczość rośnie z dnia na dzień. Bycie mordercą, gwałcicielem i złodziejem to fachy, o które najłatwiej w tym przerażającym miejscu.
Nikt nie jest w stanie znaleźć pracy za uczciwą płacę, a zwłaszcza kobiety. Kobiety - poniżane, obrażane i mieszane z błotem, traktowane jak rzeczy. Wielcy panowie, którzy sądzili, iż mogą sobie pozwolić na wszystko to nie zwykłe opowieści. To prawda. I choć trudno uwierzyć w opowieść Sofii Caspari - jest ona nad wyraz prawdziwa i przejrzysta.

Jednak "W krainie kolibrów" to nie tylko dobrze przedstawiony obraz ówczesnej Argentyny. W tej prawdzie XIX wieku Caspari umieściła trójkę bohaterów - Annę, Viktorię i Juliusa. Akcja rozpoczyna się na statku, którym wszyscy podróżują do Argentyny i to właśnie tam Viktoria z Juliusem poznają Annę - samotną, biedną i cierpiącą z powodu choroby morskiej. Ich losy się splatają.

"W krainie kolibrów" to powieść podzielona na kilka części, opowiadana z perspektywy losów dwóch kobiet - Anny i Viktorii. Jak się okazuje, każda z nich musi zmagać się z ludźmi, którzy za wszelką cenę chcą utrudnić im życie. Anna jako służąca stara się znaleźć pracę gdziekolwiek, aby pomóc w utrzymaniu swojej rodziny. I choć jest wyczerpana psychicznie i fizycznie - nie poddaje się. Viktoria natomiast marząca o bajecznym życiu w posiadłości plantatora, zderza się z przykrą rzeczywistością i jakoś musi sobie poradzić.

Książka Caspari to właśnie opowieść o tych dwóch kobietach, które nie dość, że walczą o własną przyszłość, to dodatkowo zmagają się ze światem zagarniętym przez mężczyzn.

"W krainie kolibrów" mimo tego, że jest powieścią dla kobiet - wciąga. Od lektury naprawdę trudno jest się oderwać, ponieważ losy obu kobiet są tak zmienne i interesujące, że chciałam tylko siedzieć i czytać. To wszystko okraszone Argentyną XIX wieku, która niewiele zmieniła się do tej pory, sprawia, że zaliczyłam tę książkę do moich ulubionych i na pewno sięgnę po kolejne tomy.

Saga Argentyńska to jedna z najbardziej wciągających książek, które miałam ostatnio okazję przeczytać. Nigdy bym nie sądziła, że romans i powieść obyczajowa będą w stanie mnie wciągnąć. Biorąc pod uwagę, że pierwsza połowa powinna mnie znudzić ze względu na opisy życia tych dwóch kobiet, a tak się nie stało, to przyznaje, że Sofia Caspari napisała genialną powieść dla...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Są takie książki, które najpierw muszą zainteresować okładka, bo inaczej nigdy nie zwrócilibyśmy na nie uwagi, prawda? Tytuł niewiele nam mówi, a już nie wspomnę o nazwisku autora. Bywa nawet, że do krótkiego streszczenia nie jesteśmy przekonani. Ale kiedy zaczynamy czytać już wiemy, że ta książka będzie cudowna. Właśnie tak jest z "Różami" Leilii Meacham.

W 1836 rodzina Warwicków oraz Toliverów przybywa do Teksasu z zamiarem założenia dwóch plantacji. Przywożą ze sobą róże: czerwone i białe, które już na zawsze zwiążą ich losy razem. Toliverowie zaczynają uprawiać bawełnę, natomiast Warwickowie sadzą drzewa. Sto lat później swoją historię opowiada Mary Toliver, która wspomina o swoich błędnych wyborach życiowych.

"Róże" to tak naprawdę trzy różne opowieści, silnie ze sobą związane. Powieść rozpoczyna historia Mary, która będąc już starszą kobietą wspomina swoje dzieciństwo i młodość na plantacji. To z jej perspektywy możemy poznać dzieje przodków, a także przeczytać o jej miłości do Percy'ego Warwicka. Następnie historię kontynuuje Rachel, mająca odziedziczyć plantacje po swojej ciotecznej babce. Ostatnią część autorka poświęciła wspomnieniom Percy'ego Warwicka, która jest chyba najciekawsza i najdojrzalsza z tych wszystkich. Wszystkie trzy stanowią całość, uzupełniają się.

"Róże" to także pierwszy tom dwutomowej sagi rodu. Z tą różnicą, że "Plantacja Somerset", która powstała dopiero po napisaniu i wydaniu "Róż", opowiada o losach pierwszych Warwicków i Toliverów wywodzących się z rodów Lancasterów i Yorków. Na całe szczęście każdy tom stanowi osobną historię, a łączy je jedynie plantacja bawełny.

Nie można przestać czytać "Róż". Historia, choć napisana językiem momentami banalnym i przewidywalnym, wciąga. Jest magnetyczna.

Bohaterowie są świetnie zarysowani - widać to głównie w opowieści Mary. Autorka bardzo dokładnie przedstawia losy, przemyślenia i wygląd każdej postaci. Stąd łatwo jest wyciągać wnioski na temat ich życiowych decyzji.

"Róże" to książka, którą uznaje za bardzo dobrą. Jeżeli ktoś lubi czytać o sagach rodu to zdecydowanie jest to lektura dla nich. Ja na pewno wiem, że sięgnę po "Plantacje Somerset" i przekonam się jak wyglądały początki uprawy bawełny w Teksasie.

Są takie książki, które najpierw muszą zainteresować okładka, bo inaczej nigdy nie zwrócilibyśmy na nie uwagi, prawda? Tytuł niewiele nam mówi, a już nie wspomnę o nazwisku autora. Bywa nawet, że do krótkiego streszczenia nie jesteśmy przekonani. Ale kiedy zaczynamy czytać już wiemy, że ta książka będzie cudowna. Właśnie tak jest z "Różami" Leilii Meacham.

W 1836 rodzina...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ostatnie części trylogii, zwłaszcza tych ulubionych, można czytać na dwa sposoby: szybko, chcąc poznać zakończenie lub powoli, aby rozkoszować się ostatnimi zdaniami. Niestety Remigiusz Mróz, mimo że rozpieszcza czytelników tempem pisania kolejnych części, nie pozwala, aby zakończeniem historii Forsta się delektować! "Trawers" to książka tak wciągająca, że nie sposób się od niej oderwać.

Odkąd w życiu Wiktora Forsta pojawiła się Bestia z Giewontu, bohater wie, że to koniec. Odsiadując wyrok w więzieniu nie ma już nadziei, że je opuści. Umilając sobie czas wstrzykiwaniem kompotu oraz czytaniem kryminałów, wydaje się być pogodzony ze swoim losem. Wszystko do czasu, kiedy dochodzi do kolejnych morderstw i pojawiają się pogłoski, że Bestia wróciła. Może jednak ma to jakiś związek z grupą Uchodźców, którzy pojawili się w Polsce?

Akcja trzeciego tomu, podobnie jak poprzednich, toczy się na kilku płaszczyznach. Mamy perspektywę Wiktora, Bestii, prokurator Wadryś-Hansen oraz inspektora Osicy - byłego przełożonego Forsta. Pojawia się również Joanna Chyłka, znana z innej serii Mroza prawnik, która nie boi się wziąć spraw z pozoru beznadziejnych. Taką sprawą jest zdecydowanie wyciągnięcie Wiktora Forsta z więzienia.

Książki Mroza wyróżnia to w jaki sposób kreuje swoich bohaterów i prowadzi akcje. Postacie z łatwością można polubić albo znienawidzić. Wydaje mi się, że w przypadku "Trawersu" nie ma szansy na to, aby gdzieś to wszystko wypośrodkować. Akcja natomiast gna na łeb na szyje i są momenty, że trzeba na chwilę przerwać, zastanowić się i ewentualnie wrócić kilka stron wcześniej. Czasami miałam sytuację, że zaczynałam się gubić w tych wszystkich zwrotach i potrzebowałam chwili, aby połączyć wątki. Dlatego polecam przeczytanie tomów za jednym razem, wtedy mając krótką pamięć jak ja, na pewno się nie pogubicie.

Ogromnym plusem "Trawersu" jest jego aktualność. Mróz w trzecim tomie skupia się również na aktualnej sytuacji politycznej w kraju i na świecie. Mamy zatem kilka słów na temat naszego rządu oraz uchodźców. Okazuje się, że ludzie w Polsce w ogóle nie są przygotowani na ewentualne przybycie imigrantów - nie mają na to ani środków, ani planów.

Język prosty, sprawia, że "Trawers" czyta się w oka mgnieniu.

Mimo że to koniec Wiktora Forsta, to nie czuje żalu. Lubię książki Mroza, a tę trylogię darzyłam szczególną sympatią. Mogę za to spokojnie spać, nie rozmyślając już kim jest Bestia z Giewontu. Ale! takiego zakończenia się nie spodziewałam. I jestem ciekawa, jak Wy na nie zareagujecie.

Ostatnie części trylogii, zwłaszcza tych ulubionych, można czytać na dwa sposoby: szybko, chcąc poznać zakończenie lub powoli, aby rozkoszować się ostatnimi zdaniami. Niestety Remigiusz Mróz, mimo że rozpieszcza czytelników tempem pisania kolejnych części, nie pozwala, aby zakończeniem historii Forsta się delektować! "Trawers" to książka tak wciągająca, że nie sposób się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Złe wspomnienia powinny być zamkniętym rozdziałem w życiu każdego człowieka. Wracanie do nich ani pozwalanie, aby ktokolwiek o nich mówił sprawiają tylko ból. Jednak z Juli i Dawidem jest zupełnie inaczej - nie potrafią oderwać się od przeszłości.

Po słabym Sercu ze szkła miałam nadzieję, że przynajmniej drugi tom serii będzie lepszy. Jednak Serce w kawałkach jest słabe. Chociaż bohaterowie, którzy po wydarzeniach sprzed miesięcy wydawali się być na początku fabuły dobrze wykreowani, to po kilku rozdziałach można było stwierdzić, że w tym kierunku autorka nie zrobiła niczego nowego. Sama fabuła do ambitnych nie należy. Prosty schemat fabularny, dosyć przewidywalny, sprawia, że książkę czyta się bardzo szybko. Ma to dużo wspólnego z tym, że język nie jest ambitny.

Serce w kawałkach ma dobry potencjał do tego, aby tę powieść przeżywać. Czuć strach, kiedy czują go bohaterowie; cieszyć się z dobrych chwil; śmiać się z żartów. Niestety ta książka jest po prostu nudna. Może powinnam to inaczej ująć - nudna dla kogoś, kto w życiu przeczytał mnóstwo innych pozycji literatury młodzieżowej i nie widzi w tej nic nadzwyczajnego.

Złe wspomnienia powinny być zamkniętym rozdziałem w życiu każdego człowieka. Wracanie do nich ani pozwalanie, aby ktokolwiek o nich mówił sprawiają tylko ból. Jednak z Juli i Dawidem jest zupełnie inaczej - nie potrafią oderwać się od przeszłości.

Po słabym Sercu ze szkła miałam nadzieję, że przynajmniej drugi tom serii będzie lepszy. Jednak Serce w kawałkach jest słabe....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czy próba samobójcza może być początkiem nowego życia?


Marianne mając sześćdziesiąt lat postanawia odebrać swoje życie. Chciała je zakończyć skacząc z mostu w Paryżu do Sekwany. Los jednak chciał, że została uratowana i przewieziona do szpitala. Tam, zobaczywszy rustykalny kafelek z malunkiem portu w Bretanii i przemyślawszy całe swoje życie, postanawia uciec do tego pięknego miejsca. Niezauważona przez personel, wymyka się ze szpitala i za ostatnie pieniądze wybiera się w podróż. W podróż, dzięki której zrozumie, jak cudowne potrafi być życie.

Księżyc nad Bretanią to książka zachwycająca, urokliwa i niezwykle pouczająca. Nina George swoim subtelnym stylem wprowadza czytelnika w świat, który może odmienić ich dotychczasowy sposób postrzegania życia. Dzięki historii Marianne pokazuje, że nawet śmierć jest początkiem czegoś nowego i czasami trzeba doświadczyć największego cierpienia i rozczarowania, aby potem się podnieść.

Powieść rozpoczyna się w momencie, kiedy Marianne decyduje się na skok z mostu. Jej rozważania na temat dotychczasowego życia z mężem łapią za serce i zmuszają do zastanowienia się, czy warto tkwić w takim związku. Posłuszna i uległa Marianne po raz pierwszy bierze los we własne ręce.

Czy próba samobójcza może być początkiem nowego życia?


Marianne mając sześćdziesiąt lat postanawia odebrać swoje życie. Chciała je zakończyć skacząc z mostu w Paryżu do Sekwany. Los jednak chciał, że została uratowana i przewieziona do szpitala. Tam, zobaczywszy rustykalny kafelek z malunkiem portu w Bretanii i przemyślawszy całe swoje życie, postanawia uciec do tego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Rok 2020. Po zakończonej wojnie w Afganistanie i klęsce Amerykanów, rozpoczyna się kolejna gra o władzę. Tym razem celem stają się wpływy na Kaukazie i zasoby Morza Kaspijskiego. W konflikt zamieszane jest nie tylko rosnące w siłę Przymierze, ale również Stany Zjednoczone, które starają się odzyskać znaczenie na arenie międzynarodowej.

W Azerbejdżanie ginie prezydent Alijew, a wszystkie podejrzenia padają na Armenię. Wojska Azerbejdżanu wkraczają na terytorium wroga, gdzie dochodzi do zbrojnych incydentów. Okazuje się, że w konflikt zamieszane jest więcej osób niż ktokolwiek mógłby się spodziewać.

Kaukaski płomień to niezłe political fiction, a jednocześnie, powiedziałabym, że dobra powieść wojenna. Jakub Pawełek w ten niekonwencjonalny sposób przedstawia, jak może wyglądać świat za kilkadziesiąt lat, kiedy wojna w Afganistanie się skończy, wyczerpiemy światowe zasoby gazu i ropy naftowej, a Rosja przestanie być zagrożeniem dla państw sąsiadujących. Wprowadzona przez Pawełka fikcja staje się nagle jak najbardziej prawdopodobna.

W powieści, trzeciej już w serii Przymierze (poprzednie tomy to Wschodni grom oraz Perski podmuch) akcja jest płynna i nie toczy się tylko w jednym miejscu. Raz czytelnik może wziąć udział w konferencji polityków w Polsce, a następnym razem znaleźć w gabinecie prezydenta Stanów Zjednoczonych czy w Moskwie.

Jakub Pawełek ogromną uwagę przywiązuje do dokładnych opisów incydentów zbrojnych oraz arsenału. O ile na początku tak dokładne sprawozdania naprawdę są interesujące, to po pewnym czasie zaczynają być schematyczne, monotonne. Podobnie jest z rozmowami toczącymi się w gabinetach polityków.

W Kaukaskim płomieniu nie można wyróżnić głównego bohatera. Mamy kapitana Preissa, kapitana Jakuba Jastrzębskiego, prezydent Clinton, dziennikarkę Ludmiłę. Nie mają oni barwnych, doskonale dopracowanych biografii, ale mimo wszystko tworzą tę historię.

Ta książka to typowy warbook i political fiction w jednym. Zagadka, kto jest odpowiedzialny i kto tak naprawdę mógłby osiągnąć sukces w tym konflikcie nie pozwala oderwać się od lektury. Fakt, że takie wydarzenia mogłyby się urzeczywistnić tylko dodają historii napędu.

Rok 2020. Po zakończonej wojnie w Afganistanie i klęsce Amerykanów, rozpoczyna się kolejna gra o władzę. Tym razem celem stają się wpływy na Kaukazie i zasoby Morza Kaspijskiego. W konflikt zamieszane jest nie tylko rosnące w siłę Przymierze, ale również Stany Zjednoczone, które starają się odzyskać znaczenie na arenie międzynarodowej.

W Azerbejdżanie ginie prezydent...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mróz po raz kolejny spowodował, że miałam ochotę rzucić książkę w ścianę. Ekspozycja zaliczyła bliskie zderzenie, bądź co bądź, z podłogą, ale dla mnie to jedno i to samo. Zastanawiacie się dlaczego Przewieszenie wzbudza tak silne emocje w czytelniku? Czytajcie dalej.

Od tragicznych wydarzeń w szpitalu minęło zaledwie kilka dni. Komisarz Wiktor Forst wracając po ostatnich przeżyciach do domu, dostaje telefon od prokurator Wadryś-Hasan, która ponownie wplątuje go w sprawę pozornie już zakończoną. Dodatkowo prokuratura zaczęła badać sprawę zniknięcia Łotowara na Ukrainie. Tym razem Forst nie musi tylko odnaleźć prawdziwego mordercy, ale także ugasić pożary, które wywołały podejrzenia prokuratury.

Seria kryminałów z komisarzem Forstem jest drugim cyklem książek, które wciągają mnie od pierwszego rozdziału i pozwalają oderwać dopiero pod sam koniec, kiedy już wiem, jakiego zakończenia mogę się spodziewać. Różnica jednak polega na tym, że w przypadku Remigiusza Mroza nigdy nie można zakładać z góry finału powieści czy jakiegoś małego elementu fabuły, który może mieć znaczy wpływ na przebieg akcji.

Drugi tom różni się trochę od pierwszego. O ile w Ekspozycji Forst był cyniczny, żartował to w Przewieszeniu trochę się wyciszył. Mam wrażenie, że stało się to dlatego, iż sprawa stała się osobista. Forst nie tylko musi się ukrywać, ale jednocześnie złapać mordercę i uratować życie córce swojego szefa. Zdecydowanym plusem takiego obrotu zdarzeń jest przerwanie wątku sensacyjnego, a skupienie się na śledztwie, bądź co bądź, prowadzonym ponownie na własną rękę przez Forsta.

Wydaje mi się, że nie można nie porównać Przewieszenia do Ekspozycji. Drugi tom jest po prostu zdecydowanie lepszy, bardziej dopracowany i wiarygodny. O ile w Ekspozycji pojawiło się kilka scen mało autentycznych, to w Przewieszeniu się z tym nie spotkałam. Poza tym, sam Forst, po wydarzeniach na wschodzie, trochę się zmienił. Nie chodzi mi tylko o ironiczne uwagi bohatera, ponieważ nadal są nieodłączną częścią jego charakteru. Forst stał się przekonującą, żyjącą postacią, która ma uczucia. Przez to czytelnik ma świadomość, że bohater może zaistnieć w wyobraźni, a nie jest tylko postacią nakreśloną na papierze.

Przewieszenie zaskakuje, momentami trzyma w napięciu, i co jest nieodłączną częścią prozy Remigiusza Mroza - nie pozwala się oderwać. Ta książka to skradzione kilkadziesiąt godzin, których chyba nikt, po lekturze Przewieszenia, nie chce odzyskać.

Mróz po raz kolejny spowodował, że miałam ochotę rzucić książkę w ścianę. Ekspozycja zaliczyła bliskie zderzenie, bądź co bądź, z podłogą, ale dla mnie to jedno i to samo. Zastanawiacie się dlaczego Przewieszenie wzbudza tak silne emocje w czytelniku? Czytajcie dalej.

Od tragicznych wydarzeń w szpitalu minęło zaledwie kilka dni. Komisarz Wiktor Forst wracając po ostatnich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Tomy opowiadań mają to do siebie, że historie w nich zawarte bardzo szybko się kończą i nie mają wielkiego powiązania z fabułą.
Przez ciąg kilku opowiadań, wiedźmin Geralt z Rivii, będzie podróżował po swojej krainie zarabiając na życie zabijaniem potworów. W międzyczasie rozczaruje się uczuciem, odkryje, że złożone obietnice i przeznaczenie zawsze go dopadną i nauczy się, jak to wszystko pogodzić.

Mam wrażenie, że drugi tom opowiadań jest zdecydowanie lepszy od pierwszego. Historie są nie tylko ciekawe. One porywają, dają chwilę zapomnienia i wzbudzają ogromną chęć na dalsze czytanie.

Do tej pory nie potrafię stwierdzić, które opowiadanie mi się podobało. Chyba tytułowy „Miecz przeznaczenia”, ponieważ wydarzenia rozgrywające się przez te kilkadziesiąt stron wciągnęły mnie do tego stopnia, że przez chwilę nie chciałam już nic innego czytać. Zdecydowanie mogę jednak stwierdzić, że nie potrafiłam skończyć tej pierwszej historii, dotyczącej zabicia smoka. Wydaje mi się, że to opowiadanie było jakieś inne - dłużyło się niemiłosiernie, w pewnym momencie, przez te wszystkie nieznajome mi nazwy, zgubiłam wątek. Dalej było zdecydowanie lepiej.

Miecz przeznaczenia jako tom opowiadań pozwala na poznanie bohaterów z innej strony - zwłaszcza Geralta. Sapkowski ukazał głównego bohatera nie tylko jako zabójce potworów, który prawie nic nie zarabia na swoim fachu, ale również w sposób subtelny wykreował postać, która ma uczucia. Mimo że Geralt jest wiedźminem to zależy mu na życiu kilku innych postaci, na ich szczęściu. Co było dla mnie nowe w Mieczu przeznaczenia to fakt, że bohater cierpiał. Kiedy brat zachęcał mnie do zabrania się za czytanie tej serii, w swoich opisach pominął wiele szczegółów, które mnie osobiście zainteresowały podczas lektury.

Świat Sapkowskiego jest nietuzinkowy, pełen niespodzianek i zaskakujących zwrotów akcji. Ponad to drugi tom opowiadań wciąga w życie Geralta i innych bohaterów, powodując, że chce się więcej. Dlatego mam zamiar poznać resztę książek autora i rozkoszować się tak genialną fabułą.

Tomy opowiadań mają to do siebie, że historie w nich zawarte bardzo szybko się kończą i nie mają wielkiego powiązania z fabułą.
Przez ciąg kilku opowiadań, wiedźmin Geralt z Rivii, będzie podróżował po swojej krainie zarabiając na życie zabijaniem potworów. W międzyczasie rozczaruje się uczuciem, odkryje, że złożone obietnice i przeznaczenie zawsze go dopadną i nauczy się,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czy thriller nie powinien wbijać w fotel?

Rachel codziennie udaje, że jedzie do pracy. W drodze obserwuje życie, z pozoru, obcych dla siebie ludzi. Wymyśla im historie, nadaje imiona i w ten sposób zapomina o tym, jak źle się jej układa. Wieczorami pije, zagłuszając ból, i dzwoni do swojego byłego męża. Jednego dnia, po wyjątkowo złej nocy, budzi się i dowiaduje, że kobieta, którą obserwowała codziennie z okna pociągu - zniknęła. Tajemnica zaginięcia zaczyna ją wciągać do tego stopnia, że staje się uczestnikiem wydarzeń.



Dziewczyna z pociągu to z założenia thriller psychologiczny. Z założenia, ponieważ w praktyce jest to książka mdła i nudna. Nie ma w niej żadnej nowej, interesującej treści; akcja się ciągnie, a bohaterowie są źle wykreowani.

Słowa krytyki odnośnie Dziewczyny z pociągu nie są niczym nowym. Coraz więc osób dostrzega, że oprócz polecenia Kinga, tak naprawdę debiut Hawkins nie jest ani niczym zaskakującym, ani niczym ciekawym. Książkę czyta się przyjemnie, ale tylko dlatego, że została dobrze napisana. Tak naprawdę, przykro przyznać, ale jest to jedna z wielu powieści o podobnej tematyce.

Nie można zarzucić Dziewczynie z pociągu powtarzalności fabuły. Mimo że jest jedną z wielu, to Hawkins poszła o krok dalej i ze swojej bohaterki zrobiła alkoholiczkę, która nie może pogodzić się z utratą męża na rzecz innej, pracy i przyjaciół. To jedyny wątek, który może wzbudzić zainteresowanie czytelnika - sposób, w jaki Rachel radzi sobie ze swoim problemem, jak znajduje odpowiedni katalizator, który pomaga jej w powstrzymaniu się od picia. Czy jej to wychodzi?
Natomiast inni bohaterowie niknął w tłumie. Nie pamięta się ani ich imion, ani zawodu.

Dziewczyna z pociągu nie jest historią dla osób, które uwielbiają akcję, brutalne morderstwa czy wbijające w fotel śledztwo. Tutaj poszukiwania zaginionej kobiety są zepchnięte na boczny tor, a pisarka raczej skupia się na psychologii Rachel przez co brakuje tej książce tempa.

Czy warto przeczytać? Jeśli ktoś lubi takie powieści i nie ma nic przeciwko powolnej, wręcz monotonnej i powtarzalnej akcji - książka będzie w sam raz. Jeżeli jednak brak rytmu oraz mętni bohaterowie nie są czymś interesującym to radzę poszukać czegoś innego.

Czy thriller nie powinien wbijać w fotel?

Rachel codziennie udaje, że jedzie do pracy. W drodze obserwuje życie, z pozoru, obcych dla siebie ludzi. Wymyśla im historie, nadaje imiona i w ten sposób zapomina o tym, jak źle się jej układa. Wieczorami pije, zagłuszając ból, i dzwoni do swojego byłego męża. Jednego dnia, po wyjątkowo złej nocy, budzi się i dowiaduje, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mówią, że Szczecin to piękne miasto z niesamowitą historią. Dopiero podczas lektury "Sedinum. Wiadomość z podziemi" Leszka Hermana przekonałam się dlaczego.

W centrum Szczecina zapada się nowo wybudowany wieżowiec. Architekt, który pojawia się kilka minut po katastrofie, schodzi do piwnic budynku, gdzie odkrywa niemiecką ciężarówkę wojenną, a w niej trupa. W samochodzie znajduje również zabytkową skrzynię, która zwraca uwagę nie tylko mieszkańców Szczecina, ale również pewnego Niemca, którego historia rodzinna jest związana z martwym mężczyzną. Całą sprawą zainteresowała się również prasa.

Mimo ośmiuset stron debiut Leszka Hermana czyta się z przyjemnością. Przepełniona historią i zagadką powieść intryguje, bawi, a jednocześnie przeraża. Atutem książki jest jej grubość, która z początku może przerażać. Z czasem jednak łatwo się przekonać, że tak genialnie skonstruowanej fabuły nie można skrócić w żaden sposób.

Z racji tego, że "Sedinum" to debiut, sama powieść wymaga kilku drobnych poprawek. Głównie dlatego, że fabuła w kilku miejscach zgrzyta i trudno znaleźć logiczne wyjaśnienie danej sytuacji w późniejszych scenach. Są to jednak małe mankamenty, które w żadnym wypadku nie odbierają przyjemności z czytania.

Uwielbiam bohaterów wykreowanych przez Hermana. Rzadko się zdarza, aby jakaś postać mnie porwała swoim charakterem - a tutaj zdarzyło się to dwukrotnie. Paulina, Igor i Johann skradli wszystkie dobre momenty tej powieści i nie sposób jest ich polubić. Tworzą świetny zespół, dobrze się rozumieją.

Podsumowując, "Sedinum. Wiadomość z podziemi" to książka, która z pewnością spodoba się czytelnikom uwielbiającym tajemnice, zagadki, ale jednocześnie akcję. Rozwijająca się powoli fabuła nie pozwala się oderwać i chociaż na chwilę zapomnieć o tym, z czym zmagają się bohaterowie. "Sedinum" to także powieść dla fanów Dana Browna i Steve'a Berry'ego, których sensacje są niesamowite. Może i książkę czyta się długo, ale jest tego zdecydowanie warta.

Mówią, że Szczecin to piękne miasto z niesamowitą historią. Dopiero podczas lektury "Sedinum. Wiadomość z podziemi" Leszka Hermana przekonałam się dlaczego.

W centrum Szczecina zapada się nowo wybudowany wieżowiec. Architekt, który pojawia się kilka minut po katastrofie, schodzi do piwnic budynku, gdzie odkrywa niemiecką ciężarówkę wojenną, a w niej trupa. W samochodzie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kiedy fabuła twojej własnej książki staje się rzeczywistością, a ty zostajesz zamieszany w śledztwo policji, nagle cały życie wywraca się do górny nogami.

Królowa kryminału została zamieszana w sprawę, którą opisała wcześniej w swojej niewydanej jeszcze powieści. Nie spodziewa się jednak, że oprócz oskarżenia o morderstwo może zostać oskarżona o plagiat. To dla niej potężny cios. Wiktorii grozi nie tylko więzienie, ale także niewydanie jej najnowszej powieści, a co za tym idzie - rozczarowanie czytelników. Kobieta jednak nie zmaga się ze wszystkimi problemami sama. Odkąd w jej życiu pojawił się Mackenzie Standford, aktor odgrywający jedną z głównych ról w ekranizacji innego kryminału, Wiktoria chodzi jak we śnie. Nie potrafi jednak zaakceptować faktu, że wszystko, co do tej pory udało jej się osiągnąć, może zostać zniszczone.

„450 stron” to idealny kobiecy kryminał. Czyta się go przyjemnie głównie dlatego, że jest nie tylko dobrze napisany, ale także wprowadza czytelnika w nietypowy nastrój. Mamy mrożącą krew w żyłach historię o morderstwach oraz eksperymentach naukowych wykonywanych na ludziach. Patrycja Gryciuk nie poprzestaje jednak na brawurowym podrzuceniu czytelnikowi ciał, gdyż wprowadza do swojej historii romans. „450 stron” to lektura, którą się pochłania, bo nie pozwala się nudzić. Nieustannie coś się dzieje. Bohaterka raz jest przesłuchiwana przez policję, potem spędza noc z mężczyzną, a w końcu próbuje namówić swojego konkurenta na współpracę.

Właściwie trudno jest mi stwierdzić, dlaczego powszechnie uważa się tę książkę za kryminał kobiecy. Wiem, że sama użyłam tego sformułowania akapit powyżej, jednak z technicznego punktu widzenia, zarówno motyw morderstwa, jak i romansu, to tylko wątki poboczne. „450 stron” to przede wszystkim powieść obyczajowa. Fabuła opiera się na życiu Wiktorii, ponieważ dowiadujemy się z niej wielu istotnych informacji o niej samej. Informacji, które kreują ją jako bohaterkę. Te wszystkie wydarzenia z przeszłości mają nieustanny wpływ na jej codzienne życie, na decyzje, które podejmuje i to, jak stara ułożyć wszystkie swoje problemy. Właśnie ta warstwa obyczajowości sprawia, że tej książki nie można tak łatwo zakwalifikować do żadnego gatunku. Dlatego uważam, że ta powieść jest świetna i zdecydowanie nietuzinkowa.

Patrycja Gryciuk w doskonały sposób połączyła dwa gatunki w jeden, tworząc niesamowitą historię. Każda jednak historia ma swoje słabe punkty. W „450 stronach” była to krótka, ale gorąca historia romansu, która nieco przypominała te harlequinowe. Pominę kwestię wieku obu bohaterów, bo na wstępie wiadomo, że Mackenzie jest dużo młodszy od trzydziestokilkuletniej Wiktorii. Chodzi mi bardziej o podejście kobiety do całej sytuacji, która z jednej strony stara się być dojrzała i rozsądna, a z drugiej pragnie ponieść się fali namiętności, zapominając, że za drzwiami ktoś postanowił ją wmieszać w morderstwo. To jej nieustanne niezdecydowanie i wymyślanie wymówek, powiedzmy sobie szczerze - współcześnie absurdalnych, powodowało, że Wiktoria wcale nie wygląda na dojrzałą kobietę. O ile Mackenziemu, ze względu na jego młody wiek, można wybaczyć lekkomyślność i szał uczuć, to zachowanie Wiktorii już niekoniecznie. Takie podejście jednak nie ujmuje bohaterce uroku. Nadal jest dobrze wykreowana, świetnie wpasowująca się w powieść i sprawia, że można ją polubić właśnie dlatego, że jest żywa, jest człowiekiem w tej książce.

Warstwa językowa „450 stron” jest w porządku. Ponieważ książką czyta się szybko i przyjemnie, nie mogę zarzucić powieści niczego. Są różnego rodzaju historię - niektóre, jak uwielbiana przeze mnie „Tajemna historia” Donny Tartt żyje językiem, inne, takie jak właśnie druga książka Patrycji Gryciuk - porywającą fabułą. Nie byłoby w porządku porównywać oba te style pisania i wymagać, aby były podobne. One są różne, ale świetne na swój sposób.

Podsumowując, Patrycja Gryciuk napisała historię, którą dobrze się czyta. Nie jest ona wymagająca, a wręcz przeciwnie - niesie ze sobą to, co wielu czytelników oczekuje od takiej literatury. „450 stron” relaksuje, odrywa na chwilę od codziennych spraw i po prostu bawi. Liczę zatem na to, że Autorka nie pozwoli swoim czytelnikom czekać zbyt długo na kolejną książkę.

Kiedy fabuła twojej własnej książki staje się rzeczywistością, a ty zostajesz zamieszany w śledztwo policji, nagle cały życie wywraca się do górny nogami.

Królowa kryminału została zamieszana w sprawę, którą opisała wcześniej w swojej niewydanej jeszcze powieści. Nie spodziewa się jednak, że oprócz oskarżenia o morderstwo może zostać oskarżona o plagiat. To dla niej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niektóre sprawy o morderstwo można rozwiązać bardzo szybko - wystarczy kilka dowodów obciążających oskarżonego, może dwóch czy trzech świadków, i winny znajduje się za kratkami. Jednak są też takie, gdzie trudno jest wyśledzić zabójce, a policja nie dysponuje żadnym materiałem dowodowym. Ale Poirot nie jest jakimś zwykłym śledczym - to jeden z najlepszych detektywów na świecie.

W Orient Expressie wyjątkowo zajęte są wszystkie miejsca. Herkulesowi Poirotowi z trudem udaje się dostać do pociągu. Na całe szczęście jego dobrym przyjacielem jest dyrektor spółki, który postarał się, aby sławny detektyw mógł dostać się tam, gdzie zamierza. Jednak podróż wcale nie będzie należała do przyjemnych, ponieważ w jednym z przedziałów zostanie zamordowany człowiek. Nikt nie wie, jak zabójca dostał się do przedziału i wyszedł pozostawiając zamknięte drzwi od środka. Lekarz nie jest w stanie wyjaśnić, dlaczego ktoś zadał dwanaście pchnięć nożem z różną siłą. Zatem sam Poirot stanie przed zagadką niemożliwą do rozwiązania. Ale czy jemu, najlepszemu w swoim fachu, uda się rozwiązać sprawę i wskazać policji zbrodniarza?

Morderstwo w Orient Expressie to, takie przynajmniej odnoszę wrażenie, jedna z najbardziej popularnych książek Agathy Christie. Myślę, że każdy zagorzały wielbiciel klasyki kryminału miał okazję poznać tę historię oraz, tak jak ja, pozwolić zaskoczyć się jej rozwiązaniem.

Nie ukrywam, że znawcą kryminałów nie jestem. Jednak wiem, że Christie przestrzegała kodeksu S.S. van Dine'a, który nie pozwał jej, aby wyjaśnienie przestępstwa było przewidywalne oraz banalne. Stąd wziął się kryminał zamkniętego pokoju, gdzie od początku wiadomo czytelnikowi, że morderca musi znajdować się gdzieś pośród innych bohaterów, a detektyw ma za zadanie, na podstawie zebranych dowodów, wskazać, kto nim jest.

Poirot staje przed naprawdę trudnym zadaniem. Mając dwanaścioro pasażerów i jedno ciało, a dodatkowo sfabrykowany dowody rozpoczyna swoje śledztwo od przesłuchań. Metodą dedukcji i własnej wiedzy na temat różnych spraw wskazuje mordercę szybciej, niż którykolwiek z pasażerów mógłby się spodziewać. Zakończenie całej sprawy na pewno zaskoczy nie jednego czytelnika. Jest nieprzewidywalne, nad wyraz oryginalne i przemyślane.

Morderstwo w Orient Expressie zostało napisane już bardzo dawno, ale czyta się je bardzo szybko i przyjemnie. Agatha Christie w fabule nie poświęca w ogóle uwagi na zbędne opisy miejsc, osób, przez co czytelnik ma możliwość skupienia się tylko na rozwiązywanej sprawie. Może również pozwolić sobie na własne domysły, kto jest mordercą, a kto tylko zwykłym pasażerem. Ta książka to doskonała lektura na leniwy wieczór. Powieść Christie nie wymaga od czytelnika zbyt dużej uwagi, a dostarcza naprawdę wiele przyjemności.

Niektóre sprawy o morderstwo można rozwiązać bardzo szybko - wystarczy kilka dowodów obciążających oskarżonego, może dwóch czy trzech świadków, i winny znajduje się za kratkami. Jednak są też takie, gdzie trudno jest wyśledzić zabójce, a policja nie dysponuje żadnym materiałem dowodowym. Ale Poirot nie jest jakimś zwykłym śledczym - to jeden z najlepszych detektywów na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Laia jest Scholarką i właśnie straciła swoich dziadków oraz brata. Zrozpaczona odnalazła przedstawicieli ruchu oporu, aby prosić ich o pomoc w uwolnieniu rodzeństwa. Nie spodziewa się, że w zamian będzie musiała udać się na Czarny Klif, do Akademii Masek, aby służyć najbrutalniejszej kobiecie w całym Imperium. Jej zadaniem jest szpiegowanie Komendantki i informowanie i zaistniałej sytuacji swoich przełożonych.
Elias to Wojanin, który od dziecka jest szkolony do tego, aby zostać Maską - człowiekiem, który nigdy nie pokazuje swojej prawdziwej twarzy, jest gotowy zabić bez mrugnięcia okiem i czerpie niewyobrażalną radość z krzywdzenia ludzi. Elias jednak jest inny niż pozostali uczniowie Akademii - pragnie wolności.

Ember in the Ashes. Imperium ognia to debiutancka powieść Tahir i wstęp do trylogii An Ember in The Ashes. Sama książka podbiła rynek książki w bardzo szybkim tempie, zyskując zarówno wielbicieli, jak i ogromnych przeciwników. Powszechnie uważa się, że jeśli czytelnik był zachwycony Igrzyskami Śmierci to równie dobrze może od razu sięgnąć po tę historię.

Mimo porównania do Igrzysk Imperium Ognia jest zupełnie inną historią, niczym niepowiązaną z kultową trylogią Suzanne Collins. Tutaj mamy dwójkę bohaterów, Laię i Eliasa, którzy nie walczą z systemem. Laia za wszelką cenę pragnie uwolnić swojego brata zanim zostanie zabity przez Maski, a Elias pragnie po prostu znaleźć miejsce dla siebie. Laia jest scholarską dziewczyną, dopiero poznającą własną wytrzymałość, pomysłowość. Uczy się, jak przetrwać samemu w Akademii, zdanej na łaskę Komendantki. Elias natomiast nie znosi bycia Maską. Zabijanie niewinnych osób, napadanie na Scholarów w ich własnych domach wcale go nie bawi. Pragnie uciec, żyć sam dla siebie, z daleka od Wojan, Komendantki i ludzi, którymi w głębi serca gardzi.

Świat wykreowany przez Tahir jest wspaniały. Nie jest tylko doskonale przemyślany i dopracowany, ale wręcz pochłania czytelnika. Każdy element odnajduje swoje odzwierciedlenie w mitologiach i wierzeniach mniejszych społeczności. Ponad to wszystkie magiczne postaci, będące wytworem legend, są ciekawie przedstawione, a ich obecność w fabule ma znaczenie.

Ale Imperium Ognia to nie tylko całkiem nowy świat i nietuzinkowi bohaterowie. To przede wszystkim wartka akcja, nieustannie rozwijająca się fabuła, która nie pozwala na chwilę wytchnienia. Tahir w taki sposób prowadzi swoją historię, że napięcie rośnie w każdym rozdziale. Całość została podkolorowana pełną gamą emocji, przez co czytelnik nie ma szansy na to, aby nudzić się chociaż przez chwilę. Już same zdania poświęcone opisowi Akademii bądź pobocznym postaciom są interesujące, a co do dopiero aktualnie toczące się wydarzenia!

Sabaa Tahir napisała powieść, która jeszcze długo pozostanie niezapomniana. Ponad to, Imperium Ognia to doskonały debiut i sądzę, że samą Autorkę czeka jeszcze długa kariera pisarska. Mam tylko nadzieję, że kolejne dwie części trylogii będą równie dobre albo nawet i lepsze.

Laia jest Scholarką i właśnie straciła swoich dziadków oraz brata. Zrozpaczona odnalazła przedstawicieli ruchu oporu, aby prosić ich o pomoc w uwolnieniu rodzeństwa. Nie spodziewa się, że w zamian będzie musiała udać się na Czarny Klif, do Akademii Masek, aby służyć najbrutalniejszej kobiecie w całym Imperium. Jej zadaniem jest szpiegowanie Komendantki i informowanie i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pierwszy tom, mimo tego że był wprowadzeniem, podobał mi się. Wciągnął już w trzecim rozdziale i nie pozwolił oderwać się od lektury do momentu, kiedy ją skończyłam. Oczywiście historia już nie była tak świetna, jak w Akademii, ale tutaj trzeba po prostu pamiętać, że to są dwie oddzielne serie.

Sydney już wcześniej polubiłam za jej rozwagę, sposób myślenia i fakt, że kiedy w coś wierzy, to się tego trzyma. Taka właśnie była w Kronikach Krwi. Jednocześnie każdy czytelnik od razu dostrzega, że obowiązek to obowiązek i tak naprawdę nie ma od niego ucieczki. Chociaż Sydney nienawidzi tego, że swoje życie musi podporządkować Alchemikom, to nie chce pozwolić, aby to jej młodsza siostra straciła swoje dzieciństwo.

Ponad to, ten pierwszy tom obfituje w całkiem interesujący wątek kryminalny. W okolicy zaczynają ginąć ludzie, wielu uczniów szkoły, w której Sydney z Alchemikami ukrywa Jill nosi tajemnicze tatuaże. Ponad to, żadna książka Richelle Mead nie może się obyć bez odpowiednich wątków romansowych! Było dobrze, ale nadal czegoś brakuje.

Pierwszy tom, mimo tego że był wprowadzeniem, podobał mi się. Wciągnął już w trzecim rozdziale i nie pozwolił oderwać się od lektury do momentu, kiedy ją skończyłam. Oczywiście historia już nie była tak świetna, jak w Akademii, ale tutaj trzeba po prostu pamiętać, że to są dwie oddzielne serie.

Sydney już wcześniej polubiłam za jej rozwagę, sposób myślenia i fakt, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Gruzja, Czeczenia, Syria - miejsca, w których życie straciły tysiące ludzi, w których matki opłakiwały swoich synów i córki, traciły mężów, dach nad głową i chęć do życia. Miejsca przepełnione bólem, rozczarowaniem, ale także tęsknotą za lepszym jutrem. Właśnie z Gruzji pochodzi Lara - matka Szamila i Raszida - opowiadająca o swojej młodości, ciężkich latach konfliktów zbrojnych najpierw z Rosją, potem z partyzantami i w końcu świętej wojny w Syrii.

Wszystkie wojny Lary to przede wszystkim opowieść matki, która straciła już wszystko - swoje dzieci. Już od samego początku rozmowy z Jagielskim wyznaje, nie wprost, że tak naprawdę nie ma już celu w życiu. Jej historia to jednak nie tylko wyprawa przez jej uczucia, wspomnienia. To również niesamowita podróż w tereny, które są niedostępne dla nas - tereny, które przeszły ogromne metamorfozy w każdym możliwym aspekcie. Wszystkie wojny Lary to także opowieść o tych, o których się nie pamięta, o ludziach niewidocznych dla innych.

Lara (imię bohaterki jest zmyślone) zaczyna swoją opowieść od wspomnień z doliny Pankisi jeszcze z lat, kiedy była tylko dzieckiem i uwielbiała teatr. Potem, nieustannie przeplatając teraźniejszość z przeszłością i wspomnieniami, bólem, przywołuje obraz siebie jako studentki, potem młodej żony i matki dwójki dzieci. Kiedy wybucha wojna w Czeczeni - ucieka z synami jeszcze nie wiedząc, że za jakiś czas przyjdzie jej się z nimi pożegnać długo. W życiu nie wyobrażała sobie, że jej marzenia z młodości przerodzą się w koszmar.

Chociaż reportaż to tak naprawdę rozmowa Wojciecha Jagielskiego z tytułową bohaterką, to czytelnik dowiaduje się nie tylko tego, jak żyła Lara, jej rodzina, przyjaciele czy sąsiedzi. To również doskonały obraz miejsc pogrążonych w walce o niepodległość, o walkę, o sprawiedliwość. To także ukazanie przyczyn podjęcia takiej, a nie innej decyzji przez synów Lary i innych im podobnych. Po raz pierwszy jestem w stanie w miarę zrozumieć, dlaczego muzułmańscy mężczyźni zostają mudżahedinami i dołączają do walk w świętej wojnie. Trudno jest ich usprawiedliwić, ale przynajmniej można zrozumieć, jakimi priorytetami się kierują. I choć dla nas ludzi jest to absurdalne, trochę pewnie śmieszne, Jagielski, Lara i inni doskonale to wyjaśniają.

My jako czytelnicy możemy jedynie domyślić się, że to co spotkało Larę, wydarzyło się w życiu wielu innych kobiet. Nie tylko w Gruzji, Czeczeni, ale w pozostałych miejscach na świecie, gdzie kiedykolwiek toczyła się wojna, a matka traciła dzieci w walkach. Lara to doskonały przykład tego, że kobieta-matka nie potrafi pogodzić się ze stratą synów (dzieci w ogóle). Że zrobiłaby dosłownie wszystko, aby uchronić ich przed takim końcem.

Jagielski wraca z historią mocną, przerażającą, ale jednocześnie do bólu wzruszającą. Nie tylko ukazuje ból matki, sytuację minionych lat i teraźniejszości. Zwraca przede wszystkim uwagę, że taki los może spotkać każdego człowieka, który niczego się nie spodziewa. Wszystkie wojny Lary to także walka ze stereotypowym myśleniem ludzi o tym, co jest nam znane jedynie ze słyszenia i opowieści innych. Biografia to konfrontacja już nie tylko z wszechobecnych cierpieniem, a z własnymi poglądami.

Gruzja, Czeczenia, Syria - miejsca, w których życie straciły tysiące ludzi, w których matki opłakiwały swoich synów i córki, traciły mężów, dach nad głową i chęć do życia. Miejsca przepełnione bólem, rozczarowaniem, ale także tęsknotą za lepszym jutrem. Właśnie z Gruzji pochodzi Lara - matka Szamila i Raszida - opowiadająca o swojej młodości, ciężkich latach konfliktów...

więcej Pokaż mimo to