Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Przez ostatni miesiąc niewiele przeczytałam, a mój wzrok przesuwał się po kartach kolejnych powieści Johna Steinbecka. Tym razem skłoniłam się ku powieści "Nieznanemu bogu"
Opowieści o Josephie, prawym, mężnym, pracowitym mężczyźnie z okolic Pittsfordu w stanie Vermont, który wraz z ojcem i trzema braćmi zajmował się pracą w niewielkim gospodarstwie. Joseph widząc, że na tak małej połaci ziemi nie ma dla niego większej przyszłości, a poza tym chcąc zaspokoić wewnętrzny głód posiadania własnego kawałka ziemi, po rozmowie z ojcem wyruszył na Zachód.

Tak oto po otrzymanym ojcowskim błogosławieństwie i trudnej podróży jego nogi stanęły w Kalifornii, a dokładnie w Dolinie Najświętszej Panienki u stóp wielkiego dębu.
Dębu, który w przyszłości będzie dla niego wszystkim; ojcem, powiernikiem problemów i radości, wskazówką do dalszych działań. Pośrednikiem między nim a ziemią.

"Nieznanemu Bogu" to piękna, prawdziwa powieść o zmaganiu się człowieka z żywiołami, z naturą, problemami życia codziennego a przede wszystkim z samym sobą.
Powieść o tęsknocie za za czymś głębszym, o chęci realizacji swoich marzeń i pragnień, o głębokim zjednoczeniu człowieka z przyrodą.

Napisana prostym, realistycznym językiem, który sprawia, że powieść się chłonie. Autor zadbał o najmniejsze szczegóły i obrazowo przedstawił zarówno samych bohaterów, jak i otaczającą ich przyrodę.

Smutna, piękna, prawdziwa historia prawego aczkolwiek zamkniętego w sobie farmera, wojownika, kochającego do bólu przyrodę i ziemię człowieka.

Przez ostatni miesiąc niewiele przeczytałam, a mój wzrok przesuwał się po kartach kolejnych powieści Johna Steinbecka. Tym razem skłoniłam się ku powieści "Nieznanemu bogu"
Opowieści o Josephie, prawym, mężnym, pracowitym mężczyźnie z okolic Pittsfordu w stanie Vermont, który wraz z ojcem i trzema braćmi zajmował się pracą w niewielkim gospodarstwie. Joseph widząc, że na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Henry Morgan syn Roberta i Gvenliany, Walijczyk, wychowywał się w biedzie, snując plany na przyszłość, żyjąc marzeniami. Ojciec jego widział, że w synu drzemią pokłady przygód i zdawał sobie sprawę, że to tylko czas, kiedy syn wyfrunie mu z gniazda, bo nie będzie chciał klepać biedy na marnym gospodarstwie Morganów.

Pewnego dnia w gospodarstwie Morganów pojawił się Dafydd, światowy człowiek, który kiedyś również był parobkiem, a obecnie jest korsarzem. Jego opowieści o bogactwie i pełnym przygód żeglowaniu, o pięknych krajach i wielkiej sławę jaka można zdobyć żeglując, spowodowała, że piętnastoletni Henry wybył z rodzinnego domu.

Nie od razu stał się sławny i bogaty, ale dopisujące szczęście i wiele lat pracy i wyrzeczeń przyniosły mu rozgłos. Podziw i strach wśród innych.

Trzecia to powieść Johna Steinbecka przeczytana przeze mnie i jak do tej pory najsłabsza. Miałam wrażenie, że czytając cofnęłam się do swoich lat młodzieńczych, kiedy to rozczytywałam się w książkach o piratach, Indianach, przygodach korsarzy itp.
Napisana poprawnie, ale jak dla mnie bez polotu. Ot taka przygoda bardzo ambitnego, sprytnego chłopaka, który goni za realizacją swoich marzeń, chłopaka, którem trudno stać się prawdziwym mężczyzną.

Henry Morgan syn Roberta i Gvenliany, Walijczyk, wychowywał się w biedzie, snując plany na przyszłość, żyjąc marzeniami. Ojciec jego widział, że w synu drzemią pokłady przygód i zdawał sobie sprawę, że to tylko czas, kiedy syn wyfrunie mu z gniazda, bo nie będzie chciał klepać biedy na marnym gospodarstwie Morganów.

Pewnego dnia w gospodarstwie Morganów pojawił się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Pastwiska Niebieskie- Las Pasturas del Cielo, przepiękna dolina, leżąca w Kalifornii "szachownica zielonych sadów, żółtego zboża i fioletowej gleby".
Ciche dzwoneczki, szczekanie psów, sielankowy spokój, wydawałoby się, że raj na ziemi., a tymczasem miejsce jak wiele innych, zamieszkiwane przez ludzi z krwi i kości. Ludzi mających mnóstwo problemów.

Helena Von Deventer, która nigdy nie pogodziła się ze śmiercią męża, mająca chorą psychicznie córkę, Edward Wichs mający przepiękną upośledzoną córkę, Tularecito z zaburzeniami autystycznymi.

Kilkanaście rozdziałów, kilkunastu bohaterów, kilkanaście różnych historii. Każda z nich opowiadająca o trudnym życiu, zmaganiu się z niepełnosprawnością w rodzinie, śmiercią, z biedą, niezrozumieniem wśród społeczeństwa. Bohaterowie kolejnych opowiadań znają się na wzajem. Ich historie łączą się ze sobą, ale mimo to żaden z bohaterów nie zapadł mi bardziej w pamięć, nie poruszył mojego serca.

Piękny, lekki styl, urzekający klimat, i to zaangażowanie autora w opis swoich bohaterów ich przeżyć sprawiają, że od powieści ciężko się oderwać.

Pastwiska Niebieskie- Las Pasturas del Cielo, przepiękna dolina, leżąca w Kalifornii "szachownica zielonych sadów, żółtego zboża i fioletowej gleby".
Ciche dzwoneczki, szczekanie psów, sielankowy spokój, wydawałoby się, że raj na ziemi., a tymczasem miejsce jak wiele innych, zamieszkiwane przez ludzi z krwi i kości. Ludzi mających mnóstwo problemów.

Helena Von Deventer,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Klein-Reifling to mała miejscowość w Austrii oddalona 2 godziny jazdy pociągiem od Wiednia. W tej małej, biednej mieścinie w lokalu urzędowym pracuje Christine Hoflehner. Młoda, żywiołowa, ambitna, aczkolwiek biedna i skromna dziewczyna, życzliwa dla ludzi. Mimo, że młoda to trudy życia codziennego zaznaczyły już na jej twarzy szarość pod oczami oraz pierwsze, delikatne zmarszczki. Christine mieszka z schorowaną mamą, która w wielkim świecie ma siostrę. Zamożną Claire, niegdyś Klarę, która wyszła za mąż za podstarzałego przedsiębiorcę i maklera w branży bawełnianej, Holendra Anthonyego von Boolena.

Claire aby urozmaicić sobie dość nudne życie zaprasza do siebie siostrę, która ze względów zdrowotnych nie może udać się w podróż i wysyła za zgodą siostry swoją córkę, Christine.

Dziewczyna nie może uwierzyć, ze życie może być tak inne, tak piękne, lekkie i przyjemne a wszystko za sprawą pieniędzy, które jedni mają aż zanadto, a inni wciąż borykają się z biedą.

Zagłębienie się w literaturę Stefana Zweiga było dla mnie wielkim zdziwieniem, bardzo pozytywnym zdziwieniem. Ot taka prosta opowieść bez fajerwerków, bez szybkiej, brawurowej akcji. Tu w Austrii w 1926 roku życie toczy się powolnym tempem, gdzie bezrobocie i bieda wygląda zza każdego rogu. Jednak nie wszyscy są biedni. Jest grupa ludzi, która podczas I wojny światowej potrafiła robić nie lada interesy.
Autor jako genialny obserwator opisuje każdą z klas społecznych, ich zachowania, codzienne życie, małostkowe problemy bogatych kontra chęć przeżycia ludzi z niższych sfer. Doskonale analizuje portrety psychologiczne swoich bohaterów w tym w szczególności samej Christine.
Drobiazgowość z jaką opisuje każde wydarzenie, każdą czynność wykonywaną przez swoich bohaterów jest niesamowita, nie do opisania i nie do uwierzenia. W życiu nie pomyślałabym, że można tak kunsztownie opisać proste błahe czynności.
Dodatkowo swoich bohaterów wplata w czasy powojenne ukazując w ten sposób nastroje jakie panowały po I wojnie światowej. Nie stroni od trudnych problemów i tu nie tylko chodzi o biedę i ubóstwo. Pokazuje obłudę bogatych ludzi, ich małostkowość, problem znalezienia własnego miejsca w życiu, niezadowolenie z życia, które może zamiast do chęci znalezienia rozwiązania doprowadzać do agresji, lub depresji.
Ponad to pochyla głowę również nad samotnością człowieka, nad tym, że każdy z nas potrzebuje drugiej osoby. Ot nawet po to, aby porozmawiać i znaleźć upust swoim żalom i niezadowoleniom.

Klimat powieści jest ciężki, duszny, często przytłaczający, a mimo to im dalej, tym szybciej pochłania się ową powieść.

Trudna to powieść, trudni bohaterowie, trudne czasy, ale wspomnienia po mistrzowsko napisanej lekturze zostaną ze mną na długo.

Klein-Reifling to mała miejscowość w Austrii oddalona 2 godziny jazdy pociągiem od Wiednia. W tej małej, biednej mieścinie w lokalu urzędowym pracuje Christine Hoflehner. Młoda, żywiołowa, ambitna, aczkolwiek biedna i skromna dziewczyna, życzliwa dla ludzi. Mimo, że młoda to trudy życia codziennego zaznaczyły już na jej twarzy szarość pod oczami oraz pierwsze, delikatne ...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wszyscy pragniemy szczęścia. Wszystko inne ma nas tylko do niego zaprowadzić. Wszystko czego chcemy: zdrowie, miłość, partner, dzieci, pieniądze, dom, samochód, prestiż, szacunek i inne dobra mają nas przybliżyć to tego ulotnego stanu jakim jest szczęście.
Niestety czasami to co wydaje się, że przyniesie nam szczęście okazuje się przekleństwem.

Dom nieznośny, przygniatający niczym skorupa, którą trzeba taszczyć, duszący, zabierający tlen mieszkającym w nim domownikom, nie dający o sobie zapomnieć, chwytający w swe sidła. Z drugiej strony dom, który jest bohaterem wszystkich historii, ukochaną, utraconą ojczyzną.

Dom Holendrów zbudowany pod Filadelfią należał do rodziny VanHoebeeków, a swą nazwę zawdzięczał nie architekturze, ale mieszkańcom. Powstał w 1922 roku, a rodzina VanHoebbków kupiła go za pieniądze zdobyte na hurtowej dystrybucji papierosami podczas I wojny światowej.
Po śmierci Państwa VanHoebeeków domem opiekowała się Pusia, służąca dopóki nie kupili go i nie zamieszkali w nim Conroyowie wraz z dziećmi: Maeve i Dannym.

Conroyowie nie byli w nim szczęśliwi, mimo chwil radości ściany domu widziały wiele bólu, smutku i łez.
Wszystkie te zdarzenia odcisnęły niesamowite piętno na życiu Maeve i Danego, którzy nie potrafili rozstać się z przeszłością, przeszłością która jak bumerang wracała i zadawała rany. Nie potrafili rozstać się z domem, który już nie należał do nich, ale ciągle wracali i z okien samochodu patrzyli na jego majestat, zanurzali się w swojej poranionej przeszłości nie potrafiąc prawidłowo budować swojego teraźniejszego życia.

Ann Patchett ciekawie opowiada losy rodziny Conroyów wplatając je w wydarzenia obejmujące pół wieku historii Stanów Zjednoczonych. Powieść tak samo interesująca, jak denerwująca, dusząca i przytłaczająca. Ciężko się ją czyta, mimo, że oprócz trudnych chwil są iskierki nadziei na lepsze jutro, a miłość siostrzano-braterska napawa optymizmem.

Ciekawy portret psychologiczny bohaterów, również tych drugoplanowych, dużo emocji, i niesamowicie prowadzona narracja z punktu widzenia Dannego najbardziej skrzywdzonego, poturbowanego przez życie, od którego każdy tylko wymagał i oczekiwał, że dostosuje się do każdej sytuacji.
Mimo duszącej atmosfery, trudnych wątków warta przeczytania.

Wszyscy pragniemy szczęścia. Wszystko inne ma nas tylko do niego zaprowadzić. Wszystko czego chcemy: zdrowie, miłość, partner, dzieci, pieniądze, dom, samochód, prestiż, szacunek i inne dobra mają nas przybliżyć to tego ulotnego stanu jakim jest szczęście.
Niestety czasami to co wydaje się, że przyniesie nam szczęście okazuje się przekleństwem.

Dom nieznośny,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Mało się mówi o heroicznej walce mieszkańców gór z okupantem. Bardziej na topie, lepiej sprzedają się sensacyjne informacje dotyczące zdrady, które mocno zakorzeniają się w pamięci, a prawdę, historię bohaterstwa trzeba odkrywać, bo często jest przemilczana.

"Kim jesteś, jeśli nie staniesz w obronie tego, w co wierzysz ?"

Kobiety. To kolejna, niezmiernie istotna i cenna część brakującej okupacyjnej panoramy, którą autorka chce uzupełnić.
Działaczki oświatowe i liderki w społecznościach lokalnych, jak Józefina Machay-Mikowa, krzewicielka polskości na Orawie, wybitne sportsmenki i mistrzynie narciarstwa – Helena Marusarzówna i Bronisława Staszel-Polakowa, Antonina Tatar, pierwsza kobieta, szefowa Związku Podhalan góralka sprawiedliwa Katarzyna Filipek, ale też skromna gospodyni, prowadząca gospodarstwo na plebanii, Ludwina Makuch.

Zwykłe często dziewczyny, piękne góralki, które dokonywały wiekopomnych czynów, nie wpisały się głośno w historię, nie doczekały za życia nagród i pochwał za swoje czyny. Niezłomne kobiety podziwiane a zarazem znienawidzone przez Niemców. Kobiety, które patriotyzm miały wyryty w sercu.
Ich historie symbolizują walkę tysięcy młodych odważnych Polek, które działały w ciszy i poświęcały młodość, zdrowie, życie dla dobra Polski.

Każda z opisywanych historii jest niezwykła, wstrząsająca, stawia pytanie o granice człowieczeństwa. Historie dokładnie przeanalizowane i opisane przez autorkę, która dotarła do wielu dokumentów, osób aby jak najdokładniej przedstawić, opisać piętnaście bohaterek.

Książki nie czyta się szybko. To trudny kawałek historii, a wiele dat i faktów może znużyć czytelnika. Jednak całokształt fascynuje, hipnotyzuje i absorbuje. Cieszy, że jest ktoś taki jak Pani Agata Puścikowska, która nie chce, aby prawda została utajniona. Dąży do tego, aby historię o dzielnych góralkach poznało, przeczytało jak najwięcej osób!

Mało się mówi o heroicznej walce mieszkańców gór z okupantem. Bardziej na topie, lepiej sprzedają się sensacyjne informacje dotyczące zdrady, które mocno zakorzeniają się w pamięci, a prawdę, historię bohaterstwa trzeba odkrywać, bo często jest przemilczana.

"Kim jesteś, jeśli nie staniesz w obronie tego, w co wierzysz ?"

Kobiety. To kolejna, niezmiernie istotna i cenna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"W niebie się nie przydamy, w piekle na nasza interwencję jest już za późno, ale pomiędzy nimi wciąż musimy robić swoje"

Przez dziesięć lat Nick Pettigrew był „antyspołecznym” (ASBO, anti-social behaviour officer). Pracownikiem, który zajmuje się wydarzeniami, których skutkiem było nękanie, zaniepokojenie lub zestresowanie drugiej osoby, wywołujące dyskomfort, lub irytację osoby, osób w miejscu jej zamieszkania lub na danym obszarze. Zachowaniami, które dają w kość, ale nie spełniają definicji przestępstwa.

W swojej książce opisuje wydarzenia, których był bezpośrednim uczestnikiem, albo historie, które usłyszał od swoich współpracowników. To trudna praca, praca która nie wymaga upiększeń. Stresująca, trudna, wymagająca dużo cierpliwości, opanowania i mocnych nerwów.

Autor opowiada o roku swojej trudnej pracy, po to, aby ukazać ludziom jak działa maszyna pilnująca porządku publicznego, a ponad to, aby przyjrzeć się swojej pracy wnikliwiej i wyciągnąć wnioski, jaki ona ma wpływ na jego życie.

Narkotyki, dilerzy, osoby zakłócające spokój sąsiadom, mieszkania obsesyjnych zbieraczy, przemoc domowa. Historie trudne, ale jak dla mnie ani zabawne, ani wciągające, ani rozśmieszające, ani wzruszające, czyli nic z tego o czym świadczą napisy na okładce.
Potocznym językiem autor opisuje dzień pom dniu swoją pracę i kolejne przypadki. Chaotycznie, mdławo, pobieżnie.

Przebrnęłam, przeczytałam, zapomniałam. Szkoda czasu na tak nijaką, kiepską książkę.

"W niebie się nie przydamy, w piekle na nasza interwencję jest już za późno, ale pomiędzy nimi wciąż musimy robić swoje"

Przez dziesięć lat Nick Pettigrew był „antyspołecznym” (ASBO, anti-social behaviour officer). Pracownikiem, który zajmuje się wydarzeniami, których skutkiem było nękanie, zaniepokojenie lub zestresowanie drugiej osoby, wywołujące dyskomfort, lub...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Sarszeg prowincja Austro-Węgier, mała mieścinka, rozciągnięta na pisakach, gdzie wszyscy wszystkich znają. Apteka, sklep korzenny, w niedalekiej okolicy szynk i szkoła, wokół której toczy się główna akcja powieści Dezső Kosztolányia.
Szkoła, w której 23 uczniów przygotowuje się do egzaminu maturalnego. Wychowawcą maturalnej klasy jest Antoni Novak-Toni, nauczyciel matematyki i fizyki. Prywatnie ojciec 17-letniej Hildy, wdowiec.
Toni jest poważny, ma postępowe poglądy, liberalne. Spokojny, zrównoważony, zawsze przygotowany do prowadzenia swoich lekcji. Mało wylewny, ale szanujący swoich uczniów i niesamowicie kochający swoją jedyną córkę. "Równy gość" tak o nim mówili.
"Równy gość" kontra 23 uczniów, mniej lub bardziej zdolnych. Wśród nich ukochany Hildy, Tibor, oraz nieokiełznany, uparty, świetny sportowiec, ale kiepski uczeń Vili Liszner, syn kupca korzennego.

Dezső Kosztolányi urzeka swym stylem. Niespiesznie buduje akcję. Powoli wprowadza czytelnika w świat maturzystów ich rozterki i problemy, a także cały przebieg egzaminu maturalnego. Skupia uwagę na systemie edukacji, który panował w tamtych latach i nie należał do najlepszych. Oprócz tego kreśli wspaniale portrety psychologiczne swoich bohaterów, a także opisuje i charakteryzuje mały świat jakim jest Sarszeg, oraz czasy, w których toczy się akcja.

Postać Antoniego, nauczyciela, tragiczna postać, przewija się poprzez całą powieść i skupia na sobie uwagę. To głównie wokół niego toczy mnogość wątków. On jako ojciec, nauczyciel, kolega, przyjaciel, kuzyn, wdowiec, samotnik mimo tylu otaczających go osób, wzbudza szacunek, poważanie i poszanowanie. Nie da się zapomnieć tak charakterystycznej jednostki, która zapada w pamięć po skończonej lekturze.

Mimo, że sam temat powieści mało wciągający, to jednak styl i język jakim jest napisana, rekompensują wszystko. Nostalgia, liryzm i melancholia niesamowicie przyciągają i nie pozwalają odłożyć powieści na bok.

Sarszeg prowincja Austro-Węgier, mała mieścinka, rozciągnięta na pisakach, gdzie wszyscy wszystkich znają. Apteka, sklep korzenny, w niedalekiej okolicy szynk i szkoła, wokół której toczy się główna akcja powieści Dezső Kosztolányia.
Szkoła, w której 23 uczniów przygotowuje się do egzaminu maturalnego. Wychowawcą maturalnej klasy jest Antoni Novak-Toni, nauczyciel...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Podróż z Janą po mrocznych zakątkach, których w jej duszy i umyśle nie brak, po latach dzieciństwa toczących się u boku oocca, usłanych bólem, strachem i rozpaczą, po latach młodości, które u boku Stivenakinga były kolejnym brutalnym kawałkiem jej życia, dobiegł końca.

Czy polubiłam Janę ? Niestety nie bardzo, ale starałam się ją zrozumieć, jej dziwne zachowania, jej asekuracyjne podchodzenie do ludzi, którzy naprawdę chcieli dla niej dobrze. Strach przed miłością, przed macierzyństwem, przed byciem sobą. Ukrywanie się w twardej skorupie, przez którą nie wpadał żaden promyk ciepła, a raczej to Jana pilnie strzegła, aby on nie miał tam dostępu.
Fascynowała mnie jej ogromna więź z bratem, który również nie potrafił pogodzić się ze swoim życiem. Jej trauma i sposób przeżywania żałoby były niespotykane. Jej kontakty z mężczyznami, zawsze czysto fizyczne dobijały mnie i wkurzały. "Och Jana, czemu to tak wszystko wygląda" , takie myśli przebiegały przez moją głowę. Chciałam, wręcz kibicowałam Janie, aby poczuła, że może być kochana, że komuś naprawdę może na niej zależeć. Żeby uwierzyła w siebie, swoje umiejętności, w to, że jest wartościową kobietą. Skrzywdzoną, poturbowaną, ale wartościową!

Wszystko w tej powieści, w tej trylogii jest inne, niespotykane, dziwne, tajemnicze, mroczne a zarazem fascynujące, porażające, zatrważające i w końcu dołujące. Mało tu nadziei na lepsze jutro, mało słonecznych, ciepłych, dobrych chwil. Autorka w każdą przez siebie narysowaną postać wkłada dużo skrajnych emocjonalnie uczuć i nie chodzi tu tylko o Janę i Brora. Bo ilu w tej książce bohaterów, tyle kolejnych tajemnic, ciężkich, mrocznych, smutnych wydarzeń.
Do tego surowa przyroda iście skandynawska oraz styl autorki niezmiennie trudny pozbawiony interpunkcji, usłany zlepkami imion, nazwisk jest świetnym dopełnieniem trudnej emocjonalnie trylogii. Całość sprawia, że od książek nie można się oderwać, że choć często irytują to zrazem nie przestaje się o nich myśleć.

Dziękuję Karin Smirnoff za tą inność, za burzę emocjonalną, którą przeżyłam, za Janękippo, która mimo, że tak mnie wkurzała na długo zostanie w mojej pamięci.

Podróż z Janą po mrocznych zakątkach, których w jej duszy i umyśle nie brak, po latach dzieciństwa toczących się u boku oocca, usłanych bólem, strachem i rozpaczą, po latach młodości, które u boku Stivenakinga były kolejnym brutalnym kawałkiem jej życia, dobiegł końca.

Czy polubiłam Janę ? Niestety nie bardzo, ale starałam się ją zrozumieć, jej dziwne zachowania, jej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Tyn dóm jest mij i nie jest mij, kto wnijdzie w nij, nazwi go swim"

Ciepły dom marzy się wielu osobom, dom, do którego zawsze powraca się z rozkoszą. Dom, który jest oazą spokoju i bezpieczeństwa. To właśnie kobiety najczęściej budują domowe ogniska, i wcale nie potrzebują do tego wiele pieniędzy. Bo dom pełen ciepła składa się nie tylko z rzeczy, ale i uczuć.

Dom Idy Eckhoff wdowy i matki rannego syna, żołnierza frontowego był stary, kamienno-dębowy, majestatyczny, władczy, miał wielki dach, pokryty mchem, dużo okien, mur pruski, kolorowy i napis na belce poprzecznej. Istne dolnosaksońskie cudo. Tylko wnętrze ziajało chłodem, smutkiem i często niezgodą, kryło wiele tajemnic, kłótni, choć czasami przeplatanych radosnymi wydarzeniami.

Do Idy wprowadziła się Hildegarda von Kamecke wraz z córeczką Verą. Hildegarda przybyła z Prus Wschodnich i została przyjęta jako pomoc do pracy w gospodarstwie.
Dwie kobiety o zupełnie odmiennych charakterach, temperamentne, to zbyt dużo, żeby w pięknym domu panował spokój.

Fabuła ciekawa, przynajmniej pomysł na opowieść o ludziach żyjących nad Łabą, Których losy najprzeróżniej się potoczyły. Mamy takich, którym wiedzie się skromnie, albo wręcz odwrotnie takich, którzy robią wielki biznes, samotnych kontra mających dużą rodzinę, wykształconych i nie.

Na tym pomyśle, ciekawej fabule, bym zakończyła, ponieważ reszta zupełnie nie przypadła mi do gustu. Brak jakiejkolwiek chronologii to istny groch z kapustą i można nieźle się namęczyć, żeby cokolwiek zrozumieć. Dodatkowo autorka porusza wiele ciekawych tematów, mnoży swoich bohaterów, którym później poświęca zbyt mało uwagi.

Przepraszam, albo to nie mój czas na ową lekturę, bo sama zmęczona pracą i obowiązkami chciałabym odpocząć przy książce, a nie jeszcze nagłowić się i namęczyć, żeby zrozumieć, co autorka w danej chwili miała na myśli.

"Tyn dóm jest mij i nie jest mij, kto wnijdzie w nij, nazwi go swim"

Ciepły dom marzy się wielu osobom, dom, do którego zawsze powraca się z rozkoszą. Dom, który jest oazą spokoju i bezpieczeństwa. To właśnie kobiety najczęściej budują domowe ogniska, i wcale nie potrzebują do tego wiele pieniędzy. Bo dom pełen ciepła składa się nie tylko z rzeczy, ale i uczuć.

Dom Idy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Surowy skandynawski krajobraz – zamarznięte jeziora, bujne lasy pokryte śnieżną pokrywą, wszechobecne zaspy śnieżne… Dziewiczy krajobraz północy jest nierozerwalnie związany z jego najstarszymi mieszkańcami, czyli Saamami.

Ich historia naznaczona jest piętnem wojny, powstawania państw, prześladowań i globalizacji. Mimo upływu czasu, burzliwych dziejów i nowych terytorialnych podziałów, rdzenna ludność saamska zachowała swojego ducha – tożsamość narodową, kulturę i poczucie jedności.

Dziś Saamowie wiodą osiadły tryb życia i tylko garstka ich zajmuje się hodowlą reniferów, a głównym atrybutem hodowców bynajmniej nie jest renifer, a skuter śnieżny.
Wciąż dbają o zachowanie swoich unikalnych tradycji.

Ann-Helén Laestadius nosiła w sobie książkę od wielu lat zanim zdecydowała się napisać i opublikować opowieść o Saamach i ich problemach, o dyskryminacji z jaką spotykają się na co dzień. Powieść powstała częściowo na podstawie prawdziwych wydarzeń, na podstawie opowiadań babci i dziadka autorki, oraz wsparciu z wielu prawdziwych źródeł.

Autorka w powieści przenosi nas w odległy świat do Sapmi, gdzie zamieszkuje rodzina saamaska: Mattias i Elsa oraz ich
rodzice i dziadkowie. Wszyscy zajmują się hodowlą reniferów.
Czytając książkę podążamy wraz z Elsą przez całe jej dzieciństwo aż do wieku dorosłego.
Elsa jako 9-latka jest świadkiem zabójstwa swojego ukochanego renifera, zabójstwa, które jak zwykle zostaje określone mianem kradzieży, a które wywołuje lęk i zostawia trwały ślad w psychice dziewczynki.
Elsa całe życie dąży do prawdy, nie poddaje się mimo ostrych słów krytyki i odrzucenia przez środowisko szwedzkie.
Mimo opieszałości i braku chęci pomocy ze strony stróżów prawa.

Ann-Helén Laestadius w swej trudnej z zarazem pięknej powieści opisującej barwne i ciekawe stroje saamskie, kulturę Saamów ich zwyczaje, duodji, joikowanie, potrawy z renifera, umieszcza ogrom bólu, motyw porzucenia, braku zrozumienia, okrucieństwa, bezkarnego kłusownictwa, znęcania się nad zwierzętami, ksenofobii, nienawiści do inności, którą reprezentuje kultura saamska.

Rodzina Saamów walczy i często przegrywa w tej nierównej walce. Przegrywa fizycznie, ale i psychicznie. Nie każdy potrafi znieść nie tylko wrogie spojrzenia sąsiadów zza miedzy, ale i okrutne komentarze w mediach społecznościowych, które tam daleko na północy również funkcjonują i potrafią utruć człowiekowi życie. Przegrywa też z państwem, które nie licząc się z potrzebami mieszkańców otwiera kolejne kopalnie, niszcząc tym samym naturalne pastwiska reniferów.

Ciężka, smutna, poruszająca ale jakże ważna jest powieść Ann-Helén Laestadius, powieść, która otworzy oczy wielu czytelnikom na problemy, o których pewnie wcześniej nawet nie słyszeli (ja się do nich zaliczam) ale również przeniesie nas choć na chwilkę w cudowny, zaśnieżony, owiany zorzami polarnymi świat Saamów, gdzie można jeszcze spotkać na drodze majestatyczne zwierzęta jakimi są renifery.

Surowy skandynawski krajobraz – zamarznięte jeziora, bujne lasy pokryte śnieżną pokrywą, wszechobecne zaspy śnieżne… Dziewiczy krajobraz północy jest nierozerwalnie związany z jego najstarszymi mieszkańcami, czyli Saamami.

Ich historia naznaczona jest piętnem wojny, powstawania państw, prześladowań i globalizacji. Mimo upływu czasu, burzliwych dziejów i nowych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Tylko kilka dni minęło odkąd rozstałam się z rodziną Kippów, która uzależnia i przyciąga do siebie niewidzialnym magnesem. Dlatego nie zwlekając dłużej, sięgnęłam po II tom.

Tym razem podążając za Janą i Brorem udałam się na północ do Kukkojarki. Rodzeństwo pojechało tam wraz z aatką, ale niestety aatka wróciła w trumnie, do swojej rodzinnej miejscowości. Takie było jej ostatnie życzenie przed śmiercią, które zostało opisane w pożegnalnym liście skierowanym do rodzeństwa.

W Kukkojarki rządzi pastor Silas i całkowicie podporządkowana mu wspólnota, a raczej sekta. Ludzie, którym nie wolno pić, palić, czytać książek, słuchać muzyki. Kobiety rodzą dzieci i troszczą się o swoich mężów, a raczej znoszą ich wszystkie humory i spełniają zachcianki. Mężczyźni pracują w większości w zawodzie cieśli, a po pracy często znęcają się nad swoimi żonami.

Kukkojaroki owiane licznymi tajemnicami, które kryją się w wielu zniszczonych domach, ale nie tylko bo również w rodzinach należących do sekty interesuje niesamowicie Janę. Brora natomiast uwodzi sekta, która swym pseudo ciepłym klimatem, poczuciem jedności i przynależności łapie mężczyznę w swoje sidła.

Druga część historii rodziny Kippów jest nieco inna, ale równie ciekawa. Skupia się głównie na postaci Jany. Akcja toczy się o wiele szybciej, a Jana powoli zaczyna otwierać swoje skruszone skrzydełka niczym okropnie poturbowany ptaszek.
Widać jakie piętno odcisnęło na jej życiu okropnie trudne dzieciństwo. Jej zahamowanie emocjonalne wpływa negatywnie na kolejne relacje z mężczyznami, powoduje napływ negatywnych wspomnień z dzieciństwa, oraz stres, który niczym tasiemiec zżera ją od środka. Ból, żal do matki, nienawiść do ojca, brak przebaczenia nie pozwalają jej normalnie funkcjonować, blokują ją na każdym kroku, powodują, że nie może znaleźć swojego miejsca, swej przystani życiowej.

W powieści jest wiele nieoczekiwanych zwrotów akcji, a alkoholizm i przemoc domowa wyziera z każdego kąta, dosłownie aż trudno w to uwierzyć. Tętnicami, którymi powinna płynąć miłość, płynie alkohol. Dzieci skazane są na okrutne traktowanie przez rodziców, zwierzchnicy kościoła, albo pseudo kościoła to zboczeńcy i czasami czytając zastanawiałam się, czy to jest obraz prawdziwej Szwecji ?

Musiałam troszkę poszperać w przeglądarce internetowej i rzeczywiście wesoło to nie wygląda. Znalazłam między innymi artykuł, którego treść zaczyna się:

"Kraje skandynawskie nie mają z kim konkurować pod względem równości płci. Jednocześnie mają najwyższe wskaźniki przemocy wobec kobiet. To się nazywa nordycki paradoks"

Karin Smirnoff poprzez swoją emocjonującą powieść, w której opisuje dysfunkcyjne rodziny szwedzkie, próbuje zwrócić uwagę na problem z którym boryka się wiele państw. Na problemy, które często są przemilczane, o których nie chcemy lub boimy się mówić.

Jeśli oprócz pięknego, surowego klimatu, dzikiej natury, która łączy się z urokliwą ciszą i spokojem, w której idzie się zatracić, padającym często śniegiem i przeszywającą minusową temperaturą macie odwagę zmierzyć się z ogromem problemów i emocji, które wywołują dreszcze na ciele, to zapraszam sięgnijcie po sagę Karin Smirnoff i zatraćcie się w opowieści o rodzinie Kippów.

Tylko kilka dni minęło odkąd rozstałam się z rodziną Kippów, która uzależnia i przyciąga do siebie niewidzialnym magnesem. Dlatego nie zwlekając dłużej, sięgnęłam po II tom.

Tym razem podążając za Janą i Brorem udałam się na północ do Kukkojarki. Rodzeństwo pojechało tam wraz z aatką, ale niestety aatka wróciła w trumnie, do swojej rodzinnej miejscowości. Takie było jej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„To twoja siostra, musicie się kochać”, „Kiedy nas zabraknie, będziecie dla siebie najbliższą rodziną” często w dzieciństwie słyszy się podobne zdania.

To prawda, z rodzeństwem łączy nas najsilniejsza więź, geny. Relacja z bratem czy siostrą jest najważniejsza w stosunku do innych związków. To jak burza z piorunami – miłość, bliskość, poczucie totalnego zrozumienia przeplatają się z antypatią, złością i rywalizacją.
To relacja, która dostarcza silnych uczuć: zazdrości, bezradności, żądzy krwi i walki o swoje. Kuksańce, zaczepki, wyzwiska, kopanie, szczypanie, gryzienie, wyrywanie włosów, wrzaski i niekończące się awantury między dziećmi to rzeczywistość niejednego rodzica, który doświadcza trudów wychowania.

Niepozorna okładka książki przekazuje wszystko z czym za chwilę, po otwarciu pierwszych stron będzie zmagał się czytelnik.
Trzy pary rodzeństwa wrogo na siebie patrzące, z furią w oczach i zaciśniętymi ustami. Trzy historie, każda bolesna, smutna, przygnębiająca, ale jakże prawdziwa, mająca odzwierciedlenie tego, co dzieje się w niejednym domu.

Kuba, Kubik, Jakub ma niecałe 7 lat i trzy lata starszego brata Martina, wielkiego sportowca. Kuba jest drobny, malutki, nie lubi jeść i nie lubi sportu. To wielki myśliciel i obserwator przyrody, cichy i spokojny miłośnik zwierząt, wspaniały rysownik. Kontrą dla niego jest wielbiony przez ojca sportowca, brat który ma podążać śladami taty. Tata nie lubi mazgajów. Według niego facet ma być silny i wysportowany bez względu na wiek. Kubik lubi chować się w ramionach mamy.

Vojta ma 11 lat i rudą czuprynę, która zdradza go na każdym kroku. Nawet za drzewem jest mu się ciężko ukryć, bo jego włosy połyskują na słońcu. Vojta jest za pan brat z nożyczkami i wszystkim co da się pociąć, nawet podręcznik do języka polskiego. Namiętnie wycina z papieru modele okrętów, bo przecież jego tata jest marynarzem...
Pokój dzieli z 16-letnią Pavlą, której pasją jest gotowanie. Pavla ma mnóstwo ekstra rzeczy, przede wszystkim ciuchów, bo jej tata jest w Ameryce i przysyła paczki.
Vojta ojca nie widział, tylko słyszał opowieści o nim. Vojta tęskni...

Helena starsza, Hanka kilka lat młodsza. Dorosłe kobiety, które od wielu lat nie utrzymują kontaktu ze sobą. Dopiero śmierć ojca/ojczyma powoduje, że Hanka nawiązuje kontakt z siostrą. W dodatku na strychu znajduje plik listów, korespondencję mamy z tatą, która wyjaśnia wiele rodzinnych tajemnic.

Petra Soukupova w swoich trzech prostych, banalnych historiach opowiada o dysfunkcyjnych rodzinach. Poprzez trudne relacje między rodzeństwem ukazuje błędy wychowawcze rodziców. Wszystkie nieprawidłowości w przystosowaniu społecznym bohaterów są wynikiem konfliktu między rodzicami, brakiem jednego rodzica, posiadaniem dwóch innych ojców, alkoholizmem rodziców. Pełna napięcia atmosfera wychowawcza rodziny wpływa niekorzystnie na rozwój osobowości dzieci.

W tej powieści aż kipi od emocji, z bólem serca czyta się o cierpieniu, wyobcowaniu, problemach małych istot, które potrzebują miłości wsparcia i zrozumienia. Z bólem patrzy się też na matki owych dzieci, które nie zawsze radzą sobie z zaistniałą w domu sytuacją. Tu roi się od wzajemnych konfliktów i to nie tylko na podłożu brat-brat, siostra-brat.

"Zniknąć" nie czyta się, tę powieść się połyka, chłonie i cierpi. Cierpi wraz z bohaterami. Przypominają się własne, trudne relacje w rodzinie, może dlatego tak powieść wciąga i pochłania? A może dlatego, że autorka to mistrzyni obserwacji i mistrzyni w przelewaniu emocji na papier ?
Temat trudny ale jakże wspaniale uchwycony!

Braterstwo i siostrzeństwo, te słowa budzą pozytywne skojarzenia, brzmią pięknie i dumnie, ale nie zawsze takie są.
Ważne aby rodzice byli świadomi swojego zachowania i starali się traktować wszystkie dzieci równo i sprawiedliwie.

Pamiętajmy, że okazywanie wsparcia i zainteresowanie potrzebami każdego dziecka przyczynia się do tworzenia zdrowych i pozytywnych relacji w rodzeństwie, do budowy zdrowszych i bardziej solidnych więzi między nimi, sprzyjając ich długotrwałym, jakże ważnym relacjom.

„To twoja siostra, musicie się kochać”, „Kiedy nas zabraknie, będziecie dla siebie najbliższą rodziną” często w dzieciństwie słyszy się podobne zdania.

To prawda, z rodzeństwem łączy nas najsilniejsza więź, geny. Relacja z bratem czy siostrą jest najważniejsza w stosunku do innych związków. To jak burza z piorunami – miłość, bliskość, poczucie totalnego zrozumienia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nieukojone wspomnienia są wciąż tak wiecznie żywe. A i tyle spraw nierozwiązanych. Niektóre nie do rozwiązania.

Jana Kippo przyjeżdża w okolice Smalangeran, do brata Brora na Wielkanoc. Dom rodzinny Jany, jest zimny, brudny, owiany tragicznymi wspomnieniami, łzami, brakiem przebaczenia, smrodem alkoholu, którym Bror zapija przeszłość. Przeszłość, która rani go i nie daje spokoju. Telepie się po głowie i trzyma w swych ramionach.
Gęsta sieć dzieciństwa przyciąga Janę do do wspomnień, do domu i trzyma ją mocno, podobnie jak brata.

Wspomnienia bolą, nie dają spokoju, przywołują obraz N'erika oocca ( ojca) w roboczym kombinezonie z guzikami rozłażącymi się na brzuchu, wiecznie wrzeszczącego, okropnie agresywnego alkoholika i aatkę Siri (matkę), która udawała, że nic nie widzi a swój wzrok kierowała ku Bogu zatapiając myśli w modlitwie. Modlitwie, która była jej ucieczką w inny świat. Świat bez zła roztaczającego swe ramiona w domu. Wypierała prawdziwy obraz i to co inni próbowali jej przekazać, o jej mężu.

Mówią, że czas leczy ból. Kto jednak naprawdę i na dobre dostał się w objęcia bólu, wie, że nie jest to prawda. Dogłębny ból pozostaje. Nawet jeśli stracił swoją pierwotną siłę, tli się, a może nawet wije gdzieś w głębi serca.

Jana doskonale o tym wie. Jana czuje ten ból na okrągło, który niczym tasiemiec drąży jej wnętrze. A inni...
Inni tęsknią i czują ból po stracie tajemniczej Marii, która jak bogini a może zjawa pojawia się i znika w najprzeróżniejszych momentach książki i łączy kolejne wydarzenia i bohaterów powieści.

Nic już nie jest takie, jak kiedyś. Wszystko wokół pokrywa się jakąś gęstą, wilgotną szarzyzną skandynawską, śniegiem, zawieją, lodem, bardziej i bardziej, aż do zaniknięcia... To nic innego jak dzieło wspomnień. Ranią swoją ostrością miejsca, sytuacje, czas.

Śmierć zabiera kolejne osoby. Śmierć, która wzbudza smutek i żal, ale nie zawsze. Czasami jest ukojeniem i radością, bo przynosi uwolnienie od oprawcy.

Karin Smirnoff stworzyła niesamowitą powieść. Przemieszała przeszłość z przyszłością, pomieszała język na wszystkie strony. Zlepiła imiona z nazwiskami, w dodatku pisząc wszystko z małych liter. Pominęła przecinki, myślniki, zlepiła dialogi. Zlepiła i ulepiła dla mnie fantastyczną powieść o podróży w głąb siebie, w studnię bólu, żalu, braku przebaczenia innym i sobie. Zgarnęła wszystkie trudne tematy i umieściła w jednej małej wiosce, a przede wszystkim w rodzinie Kippów, zamieszkującej odległy kraniec świata.

Zdemaskowała pustkę tak wielu rzeczy, które dotąd wiele osób robiło w swoim życiu i ból, który rozdymał tę pustkę do monstrualnych rozmiarów.

Ręka ma zamknęła ostatnią stronę powieści i już powędrowała do drugiego pokoju po drugą część, aby ściągnąć ją z półki, a następnie na klawiaturę laptopa, aby zamówić trzecią część sagi.

Niebanalna, trudna, wyczerpująca psychicznie, kierująca myśli ku własnemu, trudnemu dzieciństwu, oplatająca myśli swoimi mackami, zapadająca w pamięć.
Polecam!

Nieukojone wspomnienia są wciąż tak wiecznie żywe. A i tyle spraw nierozwiązanych. Niektóre nie do rozwiązania.

Jana Kippo przyjeżdża w okolice Smalangeran, do brata Brora na Wielkanoc. Dom rodzinny Jany, jest zimny, brudny, owiany tragicznymi wspomnieniami, łzami, brakiem przebaczenia, smrodem alkoholu, którym Bror zapija przeszłość. Przeszłość, która rani go i nie daje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Podróż pociągiem to znacznie więcej niż zwykły przejazd między jednym a drugim miejscem. Podczas jazdy można poznać współpasażerów i zawrzeć nowe znajomości.
W czasie jazdy można oczywiście robić zdjęcia, kręcić filmiki, podziwiać widoki i odczuwać satysfakcję, że odwiedziło się zupełnie nowe miejsca. Dzięki takim eskapadom można zwiedzić bardzo wiele ciekawych miejsc i to nie tylko związanych z koleją, ale ogólnie, całą Europę.
Można napić się kawy na stacji, cos przekąsić, wyskoczyć na małe piwko w zupełnie nieznanym miejscu.

Pan Rudiś naprawdę z olbrzymią pasją, zaangażowaniem i miłością opowiada o swoim życiu związanym nieprzerwanie i nierozwiązywalnie z koleją. Dziadek, wujek kuzyn, maszynista, zwrotniczy, zawiadowca. Cała rodzina mniej lub więcej zaplątana w sieci kolejowe.
Sam autor bardzo chciał zostać maszynistą, ale jego wada wzroku wykluczyła go z grona kolejarzy i musiał zadowolić się tylko wiedzą teoretyczną.

Mapy na ścianie, rozkłady jazdy na stole, podłodze, książki związane z koleją, a nawet widok z okna prosto na tory !! Czyż tego nie można nazwać miłością. Do tego liczne i bardzo częste podróże, które autor postanowił dokładnie ze szczegółami opisać w swojej książce. Trzeba przyznać, że ma do tego serce i talent.

Przewijające się przez kolejne strony mijane stacje, nazwy i opisy lokomotyw, opisy połączeń były dla mnie zawikłane i mało zrozumiane. Wygląd kolejnych lokomotyw podglądałam w przeglądarce internetowej. Gorzej z trasami. Mapy nie rozkładałam i w tym momencie czasami się gubiłam.
Podziwiałam również wielką miłość autora do prozy Kafki, Haśka i Hrabala.

Ogólnie powieść bardzo precyzyjnie, z aptekarska dokładnością, starannie i wnikliwie opisana, tylko to nie mój temat, nie moja bajka. Ja bakcyla do podróży mam, ale do kolei niestety nie. I mimo, że dawno temu mieszkałam blisko torów i dźwięk jadących pociągów ogromnie lubiłam, mimo, że w pokoju wszystko na półkach drgało, to miłości do kolei w sobie nie odkryłam.

Jeśli chcecie wybrać się w daleką i długą podróż, poczytać o historiach, które opowiadają tory, dworce, pociągi i ludzie, jeśli chcecie otworzyć okno pędzącego pociągu i wpuścić do przedziału kolejne krajobrazy, barwy, zapachy, zgiełk i świeże powietrze to zapraszam Was w niesamowitą podróż z Panem Rudiśiem.

Podróż pociągiem to znacznie więcej niż zwykły przejazd między jednym a drugim miejscem. Podczas jazdy można poznać współpasażerów i zawrzeć nowe znajomości.
W czasie jazdy można oczywiście robić zdjęcia, kręcić filmiki, podziwiać widoki i odczuwać satysfakcję, że odwiedziło się zupełnie nowe miejsca. Dzięki takim eskapadom można zwiedzić bardzo wiele ciekawych miejsc i to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Cud nie jest fundamentem wiary, ale swoistą prowokacją, która ma nas skłonić do spojrzenia na rzeczywistość z innego punktu widzenia. Punktu wiary. W naszym życiu wydarza się wiele cudów, ale zazwyczaj uznajemy je za owoc przypadku.
A w życiu osoby wierzącej przypadków nie ma.

Jeszcze kilka dni temu Anna H. Niemczynow była mi zupełnie nieznaną osobą. Nigdy nie słyszałam, ba nawet nie natknęłam się na żadną z jej książek. Aż trudno w to uwierzyć!

Na powyższą powieść natrafiłam szukając dla siebie prezentu, który miałam dostać od syna na zbliżające się urodziny. Mój wzrok na jednym z portali, na którym można zakupić książkę, utkwił na ślicznej okładce, pełnej kwiatów okraszonych ciepłymi barwami.
Dodatkowo wiele pozytywnych komentarzy czytelników dotyczących owej powieści i już wiedziałam co chciałam otrzymać w prezencie.

Pani Ania to kobieta niezwykle ujmująca, ciepła, mająca prześliczny uśmiech na twarzy.
Z lekkością i dużą dawką humoru opowiada o swoim trudnym życiu.
O latach dzieciństwa, odrzuceniu przez ojca, braku ciepła ze strony mamy, problemach z tuszą, anoreksji, bulimii, trudnym małżeństwie, uzależnieniu od sportu, poczuciu niskiej wartości, romansie i drugim małżeństwie.

Jedne fakty są dość dokładnie opisane inne jedynie pobieżnie ze wskazaniem na inne książki autorki, w których owe problemy opisuje ze szczegółami.
We wszystkim Pani Ania odnosi się do wiary i miłości do Boga. Mówi o zaufaniu Bogu, o przebaczeniu, o samoakceptacji. Porusza wiele trudnych problemów, z którymi pewnie wielu z nas nie radzi sobie na co dzień.

Mnie historia Pani Ani przypomina w wielu miejscach moje życie. Wiele jej problemów nie jest mi obca. Trudne dzieciństwo, anoreksja, bulimia, uzależnienie od sportu, samobójstwo męża... długo by wymieniać. I podobnie jak u Pani Ani dopiero Pan Bóg wskazał mnie wcześniej niewierzącej osobie, którędy wiedzie droga do szczęścia. Wskazywał poprzez inne osoby, wydarzenia, małe i duże cuda, które miały miejsce w moim życiu ! Wyciągnął ze wszystkich problemów i kłopotów.

Książkę przeczytałam w jeden dzień. Wspaniała, budująca, mądra, podnosząca na duchu. Opowieść, czasami ma się wrażenie, że duchowy poradnik, z którego bije dużo optymizmu i radości. Jedynie co mnie denerwowało w odbiorze to częste zwroty autorki typu "Przyjacielu, czy wiesz... " itp.
Do mnie akurat taki przekaz nie trafia, ale rozumiem, że autorka chciała poprzez te zwroty skierować swoje ciepło i otwartość do czytelnika.

Cuda umykają nam, bo jesteśmy zajęci praniem, gotowaniem, pracą, zakupami… Zmęczenie zamazuje nam obraz. Warto zobaczyć cuda nawet w chwili wyczerpania, nierzadko ze łzami w oczach. Każda dobra, mała rzecz to cudowny moment, który warto świętować.
Pięknie jest wierzyć w Boga i w cuda płynące od Niego !

Cud nie jest fundamentem wiary, ale swoistą prowokacją, która ma nas skłonić do spojrzenia na rzeczywistość z innego punktu widzenia. Punktu wiary. W naszym życiu wydarza się wiele cudów, ale zazwyczaj uznajemy je za owoc przypadku.
A w życiu osoby wierzącej przypadków nie ma.

Jeszcze kilka dni temu Anna H. Niemczynow była mi zupełnie nieznaną osobą. Nigdy nie słyszałam,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Czeskie Budziejowice leżą na południe od Pragi, niedaleko granicy niemieckiej. Powstały w połowie XIII wieku, jako miasto królewskie. Ponieważ znajdowało się na ważnym szlaku handlowym, szybko zyskało na znaczeniu. Dziś znane jest przede wszystkim miłośnikom piwa. To właśnie tu powstaje słynny na cały świat Budvar.

"Kolekcjoner śniegu" przenosi nas do Budziejowic w trzech różnych odsłonach czasowych.

Podróż zaczynamy w latach 50-tych XX wieku. Śmidovna przy ulicy Praźskiej, dawny szpital chorób zakaźnych przekształcony do zamieszkania przez rodziny czesko-niemieckie, upodlone przez wojnę, z którymi Komitet Narodowy nie wiedział co ma zrobić. Biedni, zaniedbani, bez pracy i środków do życia mają w Śmidovnie znaleźć swój życiowy azyl. Zapleśniałe pokoiki, lub namiastki pokoików z małymi okienkami, klepisko pokryte ludzkimi łzami mają stanowić ich dom.

Tutaj poznają się trzej główni bohaterowie powieści, Karel, mały, chudy Cygan, Adolf (Adi) , blondas nienawidzący swojego imienia, mający ojca Nazistę, oraz duch Josef, Czech, którego mama utopiła się w 1945 roku w Wełtawie, kiedy Czesi wyrzucili ją z gospodarstwa i chcieli wysłać do obozu.

Druga rama czasowa powieści to lata 30-te XX wieku. Czas Jenovefy i Frantiska Pumple rodzeństwa, które po śmierci rodziców musi radzić sobie i przeżyć w trudnych czasach.
Frantisek wpada na pomysł i zakłada zakład pogrzebowy.

Trzecia odsłona to współczesne lata, a dokładnie 2017 rok. Bohaterem jest Dominik z pochodzenia Cygan, pracownik firmy budowlanej, kolekcjoner śniegu, który przechowuje bałwanki ze śniegu w zamrażalniku, w woreczkach oznaczonych datami.
Dominik codziennie w nocy budzi się i widzi ducha chłopca, który stoi w rogach jego łózka.

Wszystkie trzy historie łączą się powoli ze sobą tworząc zrozumiałą całość, ale nie o to tylko w niej chodzi, żeby zachwycać się historią z duchem w tle. Autor chce zwrócić uwagę czytelnika na problem mniejszości niemieckiej zamieszkującej Budziszowice, na wykluczenie ze społeczeństwa innych narodowości, na prześladowanie Cyganów, na biedę i wyrzucenie ludzi, którzy w czasach powojennych nie byli nikomu potrzebni. Pochyla się nad rodzinami, w których dominuje przemoc, opisuje rodziny, w których kobiety utrzymują się z licznych związków z mężczyznami, nie storni również od opisu śmierci, samobójczej śmierci.
Nad tym wszystkim góruje jednak przyjaźń trzech chłopców.

Współcześnie autor ukazuje chłopaka, który szuka swojej tożsamości, nie umie pogodzić się ze swoim życiem, nie akceptuje do końca ojca, który w życiu miał więcej kobiet niż włosów na głowie, nie akceptuje tego, że matka go zostawiła. Swój ból topi w alkoholu i nieudanym związku z postrzeloną barmanką Renatą.

"Wspomnienia są jak wędrowne ptaki, regularnie wracają, a kiedy trzeba budują nowe gniazda"

Nie wszystkie wspomnienia są łatwe, niektóre potrafią kłaść się długim cieniem na całym życiu, bolą i nie pozwalają znaleźć ukojenia. Niektóre łagodnie głaszczą nas po włosach, inne wywołują uśmiech na twarzy.

Tak właśnie jest z "Kolekcjonerem śniegu" momentami łagodny, śmieszny, a następnie kłujący i wywołujący niepokój i ból. Trudny, ciekawy, zapadający w pamięć!

Czeskie Budziejowice leżą na południe od Pragi, niedaleko granicy niemieckiej. Powstały w połowie XIII wieku, jako miasto królewskie. Ponieważ znajdowało się na ważnym szlaku handlowym, szybko zyskało na znaczeniu. Dziś znane jest przede wszystkim miłośnikom piwa. To właśnie tu powstaje słynny na cały świat Budvar.

"Kolekcjoner śniegu" przenosi nas do Budziejowic w trzech...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie było takiej epoki w dziejach literatury polskiej , by w jej utworach nie znalazły odbicia, problemy wsi, jej kultura, przyroda, stosunki społeczne. Obraz wsi jest chyba najczęstszym tematem utworów literackich , zarówno w poezji jak i w prozie. Obrazy te są bardzo różne. Zależą od epoki w której dzieło powstało, od poglądów autora, który je pisał, jak też od intencji które mu przyświecały.

Wieś w książce pani Papużanki pachnie łąką, rzeką, szałwią, pierwiosnkiem, mydlnicą lekarską. Urzeka zapachami i kolorami, a z drugiej strony przygniata odwiecznymi problemami. Kłótnie o każdy skrawek ziemi pomiędzy sąsiadami, wyzysk i przymuszanie dzieci do pracy w gospodarstwie, zazdrość, zawiść, alkoholizm.

We wsi stoi domek pod orzechami, zbudowany przez dziadka Antoniego i jego syna. Tutaj każdego roku na wakacje zjeżdża cała rodzina, a właściwie trzy rodziny, które dusząc się na małej powierzchni, dusząc się swoim towarzystwem próbują spędzić wolny czas.

Mama, tata, 13-letnia narratorka i jej rodzeństwo Trutnie ( chłopiec i dziewczynka; 7 lat, 8 lat), babcia Marysia, dziadek Antoni, ciocia Janina z mężem i Dziubaskiem ( synem), a także ciocia Jadwiga. Oczywiście nie można zapomnieć o autku, pomarańczowym Oplu Kadet 1000 ! Oczku w głowie taty, któremu więcej czasu poświęca niż swojej rodzinie.

Dziadek Antoni stoi na straży całej rodziny. Surowy, milczący, a jak trzeba to rozkazujący. Okrutny wobec wszystkich, niekomunikatywny, okropny. A że jabłko pada niedaleko od jabłoni jego syn, właściciel Opla Kadeta 1000, niczym od niego się nie różni. Do tego kobiety obiegające swoich Panów, dzieci pokornie spuszczające głowę, uciekające przed wzrokiem Panów i mama w pięknej sukience w kwiaty piekąca najpyszniejsze ciasta na świecie. Misz masz !

Historia pewnie jakich wiele tylko język powieści i przekaz zdecydowanie inny. Język prosty, a zarazem zdumiewająco wykwintny. Ujmujący, urzekający. Liczne porównania, zlepki słów, niesamowity humor, ironia. Autorka żongluje słowami, bawi się nimi w niesłychany sposób, z ogromna lekkością. W satyryczny sposób opisuje małostkowość rodziny. Wyolbrzymienia, powtórzeni, które stosuje często służą do podkreślenia absurdów.
Narratorem jest nastolatka, która chłonie cały świat i wszystko co ją otacza swoimi małymi zmysłami. Chłonie, ale wielu rzeczy nie rozumie. Analizuje po swojemu. Śledzi zawiłe relacje w przeciętnej, polskiej rodzinie, gdzie babcia i jej mama są nikim wobec swoich mężów. Rodzinie, która jest razem ale każdy z nich pragnął, aby wszyscy inni zniknęli.

"w sznurach zależności, walczyli o niezależność"

Ciężka, duszna atmosfera panująca w powieści, oraz specyficzny język sprawia, że książkę czyta się dość wolno. Poza tym czytając nie chce się uronić ani kawałka słowa, ani kropelki treści. Powolutku można zachwycać się każdym padającym w tekście porównaniem.

Jedynie co mnie denerwowało w powieści to niektóre porównania odnoszące się do Pana Boga i treści biblijnych. Zaznaczam, że nie wszystkie, ale niektóre były niesmaczne i nie na miejscu.

"Kąkol" urzeka już samą okładką. Faktura okładki i rysunek tworzą wspaniałą całość. Treść banalna ukazana w niebanalny sposób. Pozwalająca przenieść się w moje czasy dzieciństwa i choć na wieś nie jeździłam, bo miałam miastowe babcie, to z chęcią odbyłam podróż z Panią Papużanką do wsi spowitej trującym kąkolem.

Nie było takiej epoki w dziejach literatury polskiej , by w jej utworach nie znalazły odbicia, problemy wsi, jej kultura, przyroda, stosunki społeczne. Obraz wsi jest chyba najczęstszym tematem utworów literackich , zarówno w poezji jak i w prozie. Obrazy te są bardzo różne. Zależą od epoki w której dzieło powstało, od poglądów autora, który je pisał, jak też od intencji...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Albania to jeden z najbardziej fascynujących krajów Europy, przyciąga swoją naturalnością, różnorodnością i kulturą owianą nutką tajemnicy. Nie zawsze jednak tak było.
Komunistyczny przywódca Enver Hoxha przez 50 lat budował albański socjalizm. Podobnie jak Stalin – jedną ręką dawał dzieciom cukierki, a drugą dusił wrogów ludu.
Enver Hoxha zmarł w wyniku problemów z sercem. Jego miejsce zajął Ramiz Alia, uznawany za liberała wewnątrz Albańskiej Partii Pracy. Wkrótce jednak pogłębił się kryzys gospodarczy i pojawiły się trudności z zaopatrzeniem w jakiekolwiek podstawowe produkty. W 1990 r. rozpoczęły się strajki i protesty społeczne.

" Żyliśmy tam, gdzie czas nie sięgał , na ziemi pozbawionej wszelkiego znaczenia. Dokąd nie docierały głosy rozsądku. Śmietnik Europy, zadupie Europy, największe więzienie Europy"

Bujar miał w 1990 roku zaledwie 14 lat, starszą o kilka lat siostrę, ojca chorego na raka i kochającą matkę, oraz przyjaciela, sąsiada Agima.
Po śmierci ojca, zaginięciu siostry i załamaniu nerwowym mamy, patrząc na to co działo się w ojczystym kraju postanowił wraz z przyjacielem uciec z domu.

Tirana, Rzym, Madryt, Berlin, Nowy Jork a w końcu Finlandia, gdzie autor, który utożsamia się z głównym bohaterem osiadł na stałe. Tam odnalazł swoje miejsce na ziemi.
Wcześniej próbował odnaleźć się w różnych społecznościach, próbował zbudować nowe nadzieje, marzenia, odnaleźć odpowiednich ludzi, którzy zaakceptują go takim, jakim jest. A jest transseksualistą.

Sięgając po powieść zupełnie nie wiedziałam o czym traktuje jej treść. Zaburzenia osobowości, depresja Bujara, jego psychiczne udręczenia, wstyd i nienawiść do swoich bliskich, wywody zagubionego człowieka poszukującego swojego miejsca na ziemi to niestety nie dla mnie. Myślałam, że będzie to powieść o Albanii, trudnej sytuacji w tym kraju w latach 90-tych XX wieku, trochę o jej historii. Niestety oprócz wzmianek historycznych, które Bujarowi przekazuje ojciec przed swoją śmiercią nic więcej w tej powieści mnie nie urzekło.

Albania to jeden z najbardziej fascynujących krajów Europy, przyciąga swoją naturalnością, różnorodnością i kulturą owianą nutką tajemnicy. Nie zawsze jednak tak było.
Komunistyczny przywódca Enver Hoxha przez 50 lat budował albański socjalizm. Podobnie jak Stalin – jedną ręką dawał dzieciom cukierki, a drugą dusił wrogów ludu.
Enver Hoxha zmarł w wyniku problemów z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Półwysep Bałkański jest od XIX wieku miejscem licznych
konfliktów, a zróżnicowanie etnograficzno-kulturowe ludności zamieszkującej tę część Europy powoduje, że sytuacja geopolityczna nie została ustabilizowana do dnia dzisiejszego. Wojna w Bośni i Hercegowinie, w latach 1992–1995, ukazała, że stary kontynent po dwóch wojnach światowych nie jest miejscem wolnym od konfliktów, a okrucieństwa, jakich dopuszczali się żołnierze wszystkich stron uczestniczących w wojnie, wprawiły w zdumienie i przerażenie cały świat.

Ismet Prcić pochodzi z Tuzli. Wraz z bratem Mehmedem i rodzicami zamieszkiwał niewielkie mieszkanie w bloku. Od młodzieńczych lat interesował się aktorstwem. Po wielu burzliwych przeżyciach wylądował w końcu u wujka Irfana w Kalifornii, gdzie studiował teatrologię i pisarstwo w Los Angeles.

Powieść " Odłamki" to rodzaj zapisków, pamiętnika, który miał stanowić terapię dla samego autora. Miał być swego rodzaju podróżą w przeszłość, uzdrowieniem, a w rzeczywistości stał się jakby kłodą na drodze do uzdrowienia.
Odłamki, okruchy, wspomnienia. Mnóstwo rozsypanych życiowych faktów, które jak puzzle stanowią nie lada układankę, którą trzeba poskładać w całość, aby ujrzeć piękny, skrywany obraz.
Niestety życie autora składane powoli w całość bardziej przeraża i przygnębia niż ukazuje świetlany obrazek.

Dzieciństwo, liczne przygody, wojna, która spędzała sen z powiek, i sprawiała, że pot płynął po plecach, a przypływ adrenaliny był tak duży, że doprowadzał do omdlenia. Liczne burzliwe związki z kobietami. Misz masz dosłownie i w życiu autora i w powieści. Dla mnie chaos przez który ciężko przebrnąć. Aktor, który tak właściwie nie czuje się aktorem, chłopak, który chce stałego związku, ale nie potrafi w żadnym zapuścić korzeni, żołnierz, który nigdy nie był żołnierzem, mężczyzna, który tęskni za rodzinnym krajem, za matką a w rzeczywistości nie chce ich widzieć.

Bóle, żal wylewany przez autora na karty papieru, brak chronologii, przeskakiwanie w czasie i w miejscach wydarzeń doprowadzał mnie do szału. Dodatkowo nudne opowieści obejmujące fragmenty jego życia aktorskiego powodowały, że chciałam skończyć książkę jak najszybciej.

Rozumiem cierpienie autora, piętno jakie wojna pozostawiła w jego psychice, rozstanie z rodziną, choroba matki. To wszystko, ten ogrom emocji wypływa wręcz z powieści.
Niestety mnie specyficzny sposób przekazu i forma, bardziej przygniotły niż sprawiły, że powieść zapamiętam i będę innym polecała jako wspaniały kawałek literatury.

Półwysep Bałkański jest od XIX wieku miejscem licznych
konfliktów, a zróżnicowanie etnograficzno-kulturowe ludności zamieszkującej tę część Europy powoduje, że sytuacja geopolityczna nie została ustabilizowana do dnia dzisiejszego. Wojna w Bośni i Hercegowinie, w latach 1992–1995, ukazała, że stary kontynent po dwóch wojnach światowych nie jest miejscem wolnym od...

więcej Pokaż mimo to