Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Wielokrotnie wspominałam, że książki Lesley Lokko to literatura lekka i typowo kobieca, choć niepozbawiona głębi. Prywatna sprawa jak najbardziej potwierdza tą opinię. Tym razem autorka przybliża czytelnikom sylwetki żon i kochanek żołnierzy. Abby, Sam, Meaghan i Dani pochodzą z różnych części świata i różnych środowisk, ale łączy je jedno: miłość do mężczyzn, którzy poświęcili swoje życie dla armii. W imię tej miłości one same również muszą godzić się na ustępstwa ─ nie tylko te najbardziej błahe, jak wieczne spóźnianie się męża na kolację. Los nie oszczędza ich, a one, mimo że dźwigają bagaż doświadczeń zebranych w dzieciństwie i młodości, muszą stawić czoła również niepewnej i tylko z pozoru wygodnej rzeczywistości.

Cała recenzja tu: http://in-vissible.blogspot.com/2015/07/l-lokko-prywatna-sprawa.html#more

Wielokrotnie wspominałam, że książki Lesley Lokko to literatura lekka i typowo kobieca, choć niepozbawiona głębi. Prywatna sprawa jak najbardziej potwierdza tą opinię. Tym razem autorka przybliża czytelnikom sylwetki żon i kochanek żołnierzy. Abby, Sam, Meaghan i Dani pochodzą z różnych części świata i różnych środowisk, ale łączy je jedno: miłość do mężczyzn, którzy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Tę książkę przeczytałam już jakiś czas temu, ale przyznam szczerze, że wciąż zdarza mi się do niej wracać myślami. Jej tematyka, bardzo zresztą na czasie, i wizja, jaką autorka w niej przedstawiła są cokolwiek niepokojące. Nigdy nie zagłębiałam się w kwestie rozwoju genetyki oraz następstw tego postępu naukowego i przyznaję, że tak obrazowe przedstawienie sprawy podziałało na moją wyobraźnię i zmusiło mnie do przemyślenia tematu.

Cała recenzja tu: http://in-vissible.blogspot.com/2015/07/k-mlek-jeden-bog.html

Tę książkę przeczytałam już jakiś czas temu, ale przyznam szczerze, że wciąż zdarza mi się do niej wracać myślami. Jej tematyka, bardzo zresztą na czasie, i wizja, jaką autorka w niej przedstawiła są cokolwiek niepokojące. Nigdy nie zagłębiałam się w kwestie rozwoju genetyki oraz następstw tego postępu naukowego i przyznaję, że tak obrazowe przedstawienie sprawy podziałało...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W otchłani mroku to 5. tom z serii o Edwardzie Popielskim i piąta książka Krajewskiego, która wpadła w moje ręce. Ze smutkiem stwierdzam, że niestety jak dotąd najsłabsza. Wydawałoby się, że urok i charyzma wrocławskiego komisarza-detektywa będą zawsze gwarantować wciągającą opowieść z pogranicza kryminału i sensacji, ale nie tym razem.

Cała recenzja tu: http://in-vissible.blogspot.com/2015/07/m-krajewski-w-otchani-mroku.html#more :)

W otchłani mroku to 5. tom z serii o Edwardzie Popielskim i piąta książka Krajewskiego, która wpadła w moje ręce. Ze smutkiem stwierdzam, że niestety jak dotąd najsłabsza. Wydawałoby się, że urok i charyzma wrocławskiego komisarza-detektywa będą zawsze gwarantować wciągającą opowieść z pogranicza kryminału i sensacji, ale nie tym razem.

Cała recenzja tu:...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Do tej pory za każdym razem chwaliłam Krzysztofa Bieleckiego za nowatorskie podejście do pisarstwa. Cóż, tym razem niestety nie pochwalę. A wręcz przeciwnie – wprost przyznam, że jestem rozczarowana Rezydencją. Brakuje tu wszystkiego, co podobało mi się wcześniej. Przede wszystkim – dynamicznej i wciągającej fabuły. Mam wrażenie, że tym razem autor trochę przekombinował. Wątki, które postanowił połączyć, niezbyt się kleją. Owszem, historia układa się w logiczną całość i przyznam, że na końcu byłam nawet trochę zaskoczona obrotem spraw, ale podczas lektury towarzyszyło mi wrażenie kompletnie nieprzemyślanej przypadkowości. Na dodatek mało tu akcji, a dużo gadania.

Autor potraktował też swoją książkę minimalistycznie. Zarówno wydarzenia, jak i bohaterowie, naszkicował bardzo pobieżnie. Po skończeniu lektury odniosłam wrażenie, że o głównym bohaterze-narratorze nie wiem nic, o reszcie postaci trochę więcej, ale niekoniecznie dużo, a samej historii nie potrafiłabym streścić. Nie jestem fanką rozlazłego, zbyt kwiecistego stylu pisania, ale taka oszczędność w słowach też nie wychodzi książce na dobre – w końcu w literaturze szukamy jakiegoś piękna, jakiejś przyjemności z lektury. Bielecki zawsze stawiał na prosty język, ale tym razem przesadził – Rezydencję przeczytałam i bardzo szybko o niej zapomniałam.

Może się czepiam, ale dla mnie książka, która nie wzbudza we mnie żadnych emocji, ani pozytywnych, ani negatywnych, jest kiepska. A tak właśnie odebrałam tą krótką opowieść. Szkoda, bo jak dotąd autor zwykle trafiał w moje gusta, serwując w swoich utworach prawdziwą ucztę dla logiki i zmuszając czytelnika do aktywnej lektury. Mam nadzieję, że słabiutka Rezydencja to tylko małe potknięcie Bieleckiego, a nie początek równi pochyłej.

Do tej pory za każdym razem chwaliłam Krzysztofa Bieleckiego za nowatorskie podejście do pisarstwa. Cóż, tym razem niestety nie pochwalę. A wręcz przeciwnie – wprost przyznam, że jestem rozczarowana Rezydencją. Brakuje tu wszystkiego, co podobało mi się wcześniej. Przede wszystkim – dynamicznej i wciągającej fabuły. Mam wrażenie, że tym razem autor trochę przekombinował....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Różne niespodziewane przypadki powstrzymywały mnie ostatnio od czytania, ale w końcu udało mi się spędzić kilka przyjemnych chwil na lekturze. Tym razem relaksowałam się przy kolejnej powieści Jodi Picoult. "Salem Falls" została wydana w 2001 roku i jest ostatnią starszą książką tej autorki, którą przyszło mi czytać. Poza nią, zostały mi tylko trzy najnowsze pozycje z dorobku Amerykanki - "Pół życia", "Z innej bajki" i nieprzetłumaczony jeszcze "The Storyteller".

Tym razem Picoult opowiada nam historię intrygi, która zawładnęła miasteczkiem Salem Falls. Jego mieszkańcy nie mogą pogodzić się z faktem, że Jack, który dopiero co opuścił więzienie po odbyciu wyroku za gwałt na nieletniej, wybrał sobie akurat to miejsce na odbudowanie swojego życia. Mężczyzna stara się jednak nie wchodzić nikomu w drogę i mimo powszechnej nienawiści, zapracować na swoją pozycję w społeczeństwie. Jednak pewnej nocy, Jack zostaje oskarżony o zgwałcenie jednej z miejscowych nastolatek - Gillian. Koszmar niesprawiedliwych oszczerstw zaczyna się dla niego od nowa...

Książki Picoult niezmiennie wciągają mnie i zaskakują. Mimo, że przeczytałam ich już kilkanaście, wciąż nie mogę wyjść z podziwu dla lekkości pióra i pomysłowości autorki, ale także dla jej wnikliwej analizy ludzkich charakterów i struktur społecznych. "Salem Falls" jest pod tym względem jedną z ciekawszych oraz bardziej złożonych opowieści. Fabuła składa się bowiem z kilku wątków głównych i z mnóstwa pobocznych, o mniejszym znaczeniu, ale równie ciekawych. Na pierwszy plan wysuwają się losy Jacka oraz przebieg wydarzeń związanych z oskarżeniem go o gwałt. Jak zwykle Picoult stawia na dramatyczny przebieg procesu sądowego, w którym pojawiają się niespodziewane zwroty akcji, wpływające nie tylko na losy bohaterów, ale też skutecznie zbijające z tropu czytelników. Drugim ważnym elementem historii jest wątek miłosny pomiędzy Jackiem i Addie. Być może wiele osób zauważy, że nie jest on szczególnie rozbudowany, czy romantyczny, ale mi przypadł do gustu przede wszystkim ze względu na ciekawie przedstawioną kwestię wzajemnego zaufania w związku. No i oczywiście element trzeci, czyli sprawa tytułowych (przynajmniej wg tytułu polskiego ;) ) czarownic. Autorka podejmuje nie tylko kwestię psychiki nastoletnich dziewcząt, łatwo ulegających wpływom i poddających się manipulacjom, ale także pokazuje, jak niewinne, dziewczęce zabawy mogą stać się źródłem poważnych, dorosłych kłopotów. Dodam jeszcze, że ta fabularna mieszanka została ze smakiem doprawiona garścią ciekawych bohaterów o bardzo różnych, intrygujących osobowościach i o bardzo różnych życiowych historiach. I voila! Mamy wspaniałą, poruszającą i dającą do myślenia powieść, która pochłania czytelnika na długie godziny i dosłownie przenosi go w realia miasteczka Salem Falls.

Mimo, że lektura przypadła mi do gustu, muszę wspomnieć o kilku nieścisłościach, które rzuciły mi się w oczy. Przede wszystkim, nie podobał mi się wątek opowiadający o przeszłości Addie. Bez wchodzenia w szczegóły powiem tylko, że odniosłam wrażenie, iż autorka zapomniała go dokończyć. Owszem, wspomina ważne wydarzenia, które teoretycznie mają sporo wspólnego z głównym wątkiem, ale nic z tego nie wynika. Brakuje puenty. Addie wydaje się mało wyraźna i jakby odsunięta na drugi plan. Trochę mi to przeszkadzało, bo widziałam w tej postaci spory potencjał. Druga zastanawiająca dla mnie kwestia, to wątek matki Jacka. Niby coś zostało powiedziane, niby coś się wydarzyło, ale tak naprawdę nie miało to sensu. Nie rozumiałam ani postępowania Annalise, ani optymizmu, który Jack prezentuje pod koniec opowieści... (może to trochę mgliste, co piszę, ale nie chcę nikomu zaspoilować, a kto przeczytał, ten pewnie wie, o co mi chodzi ;) ). I na koniec wątek Meg, który wydał mi się mało logiczny (albo czegoś nie zrozumiałam). Co właściwie się wydarzyło? I czy wydarzyło się naprawdę? Jeżeli było tak, jak myślę, to zachowanie bohaterki oraz jej ojca, dorosłego i ponoć rozważnego mężczyzny, wydaje mi się mocno przesadzone...

"Salem Falls" naprawdę mi się podobało. Choć udało mi się przewidzieć część wydarzeń, zakończenie zupełnie mnie zaskoczyło. Jak już pisałam, książka nie tylko umożliwia przyjemne spędzenie wolnego czasu, kompletne zagłębienie się w wielowymiarowej opowieści, ale także skłania do myślenia. Ja zawsze wynoszę z lektury Picoult wiele przemyśleń i traktuję je jako wartość dodaną jej książek. Zgodnie ze zwyczajem, gorąco polecam tą powieść i nie mogę się doczekać, kiedy w moje ręce trafi jeden z najnowszych tytułów z dorobku Amerykanki.

Różne niespodziewane przypadki powstrzymywały mnie ostatnio od czytania, ale w końcu udało mi się spędzić kilka przyjemnych chwil na lekturze. Tym razem relaksowałam się przy kolejnej powieści Jodi Picoult. "Salem Falls" została wydana w 2001 roku i jest ostatnią starszą książką tej autorki, którą przyszło mi czytać. Poza nią, zostały mi tylko trzy najnowsze pozycje z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na mojej półce pojawiła się ostatnio świeżutka, pachnąca jeszcze drukarnią nowość, dlatego sięgnęłam po nią bez zbędnej zwłoki. Nie wiem dlaczego, ale po lekturze opisu z okładki byłam pewna, że mam do czynienia z kryminałem. Okazało się jednak, że druga powieść polskiej pisarki i artystki Katarzyny Mlek, wydana niespełna miesiąc temu, należy do zupełnie innego gatunku.

"Zapomnij patrząc na słońce" to trudna historia polskiej rodziny. Mała Hanka mieszka w Katowicach wraz z rodzicami - ojcem Januszem, który każdego dnia walczy o to, by zapewnić byt swojej rodzinie oraz matką Sabiną, wiecznie niezadowoloną, szukającą pocieszenia w alkoholu gospodynią domową. Dziewczynka za dnia chodzi do szkoły i stara się przetrwać złe humory matki, mimo wszystko stara się jakoś żyć. Ale nocą jest kompletnie bezbronna wobec nawiedzającego ją w mrocznych koszmarach kruka, który zsyła jej mrożące krew w żyłach senne obrazy...

Okazało się, że Katarzyna Mlek stworzyła kawał naprawdę dobrej literatury z pogranicza thrilleru i psychologii. Nie dość, że książka wciąga okrutnie i nie pozwala czytelnikowi oderwać się nawet na krótką chwilę, to jeszcze na dodatek sama fabuła została skonstruowana w oryginalny sposób. Historia małej Hanki, choć na pierwszy rzut oka może wydawać się zwyczajną opowieścią o życiu biednej, śląskiej rodziny, jest tak naprawdę swoistym studium psychiki bohaterów. Podczas lektury możemy zaobserwować, jak trudne realia życia codziennego mogą wpłynąć na zachowanie poszczególnych osób, a nawet pośrednio na ich odległą przyszłość. Muszę przyznać, że ten aspekt powieści wydał mi się szczególnie smutny i wzbudził we mnie wiele refleksji dotyczących obrazu Polski, jaki został przedstawiony przez autorkę. Bo trzeba zaznaczyć, że Mlek dołożyła wszelkich starań, żeby jej opowieść była realistyczna i przez to bardzo wymowna.

Nie sposób jednak zapomnieć o mrocznym aspekcie książki, czyli koszmarach nawiedzających główną bohaterkę. Przyznaję, że nie raz miałam gęsią skórkę, kiedy czytałam o tym, co w sennych marzeniach widzi mała dziewczynka. Zawsze uważałam, że najstraszniejsze są te thrillery, które opierają się na uwydatnieniu słabości ludzkiej psychiki. I w "Zapomnij patrząc na słońce" właśnie z tym mamy do czynienia. Koszmary nękające bohaterów wydają się podejrzanie realistyczne w zestawieniu z szarą rzeczywistością dnia, a przez to tym bardziej oddziałują na naszą pobudzoną wyobraźnię, podsuwając nam coraz to straszniejsze sugestie. Na dodatek, autorka wprowadziła do swojej opowieści posmak tajemnicy - aż do ostatniej strony nie jesteśmy pewni, co tak naprawdę przytrafia się Hance. A niepewność wprowadza niepokój. Tak zaniepokojeni docieramy wreszcie do końca historii i... doceniamy błyskotliwe, sensowne, a przy tym nadal straszne zakończenie. Ja byłam usatysfakcjonowana w stu procentach. Nie tylko żałowałam, że lektura dobiegła końca, ale jeszcze przez długo potem nie mogłam wyjść z podziwu, jak zgrabnie Mlek połączyła wszystko w jedną całość.

"Zapomnij patrząc na słońce" jest książką prawie idealną. Prawie, bo w pewnym momencie wydało mi się, że nagromadzenie niektórych wydarzeń podważa realizm opowieści. Drobny zgrzyt, ale jednak. Nie spodobał mi się też opis z okładki - nie wiem, dlaczego, ale wprowadził mnie w błąd. Po przeczytaniu go jeszcze raz po skończonej lekturze, doszłam do wniosku, że właściwie nie mówi on nic o książce. Niemniej jednak, wystarczy przymknąć oko na te drobne rysy i można w pełni cieszyć się kilkoma godzinami spędzonymi z naprawdę dobrą powieścią. Ogromny plus należy jej się za to, że angażuje czytelnika emocjonalnie i umysłowo - bo nie tylko wzbudza dreszcz strachu, ale także daje do myślenia. Zdecydowanie polecam, zwłaszcza tym, którzy lubią się bać rzeczywistości.

Na mojej półce pojawiła się ostatnio świeżutka, pachnąca jeszcze drukarnią nowość, dlatego sięgnęłam po nią bez zbędnej zwłoki. Nie wiem dlaczego, ale po lekturze opisu z okładki byłam pewna, że mam do czynienia z kryminałem. Okazało się jednak, że druga powieść polskiej pisarki i artystki Katarzyny Mlek, wydana niespełna miesiąc temu, należy do zupełnie innego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wzruszająca, obyczajowa powieść o losach czterech przyjaciółek. Bardzo mi się podobała i naprawdę mnie wciągnęła! :)

Wzruszająca, obyczajowa powieść o losach czterech przyjaciółek. Bardzo mi się podobała i naprawdę mnie wciągnęła! :)

Pokaż mimo to


Na półkach:

Piotrowi Schmandtowi należą się ogromne brawa. Mimo, że "Pruska zagadka" to jego debiut, okazała się jeszcze lepsza, niż następująca po niej "Fotografia" (pisałam o niej tu). Za sprawą autora, do rąk czytelników trafia nowa, i muszę przyznać, że obiecująca, kryminalna seria wydawnicza "Sprawy Inspektora Brauna". Póki co, w jej ramach opublikowane zostały tylko dwie, wyżej wymienione pozycje, ale Schmandt w tym roku wydał także odrębną książkę o podobnej tematyce - "Gdański depozyt".

Akcja przeczytanej przeze mnie powieści rozgrywa się w roku 1901, a tłem dla wydarzeń staje się mała miejscowość Wejherowo, leżąca w Prusach Zachodnich. Lokalną społecznością wstrząsa makabryczne morderstwo osiemnastoletniego Johanna, syna znanego piekarza. Policja jest bezsilna - śledztwo nie przynosi żadnych efektów, a ujęcie zbrodniarza wydaje się być niemożliwe. Na pomoc zrezygnowanym stróżom prawa zostaje wysłany inspektor Ignaz Braun, wybitny pracownik berlińskiego Wydziału Zabójstw. Sławny ze swojej skuteczności stołeczny policjant postanawia za wszelką cenę odkryć mroczny sekret małego Wejherowa.

"Pruska zagadka" może niejednego czytelnika zaskoczyć. Przede wszystkim, nie mamy do czynienia z klasycznym, jednowątkowym kryminałem, którego akcja skupia się jedynie na śledztwie. Bez większego problemu można w książce wychwycić także wątki: miłosny, obyczajowy, religijny. Ogromną rolę autor przeznaczył aspektom historycznym, które, choć mogą się wydawać jedynie osobliwym tłem, tak naprawdę wprowadzają do opowieści specyficzną, tajemniczą atmosferę. Schmand idealnie dopasował także język, którym operuje. Wypowiedzi narratora napisane zostały językiem współczesnym, a przy tym bardzo przyjemnym do czytania. Dialogi natomiast zdradzają elementy specyfiki wyrażania się, jaka panowała ponad wiek temu. Autor umiejętnie zachowuje umiar, dzięki czemu powieść nie odznacza się ani zbędnym patosem, ani dysonansem pomiędzy światem współczesnym, a historycznym.

Intryga, na której opiera się fabuła książki, jest dosyć zawiła, ale zaskakująca. Potrafi wzbudzić w czytelniku emocje i niewątpliwie, przykuć uwagę na długie godziny. Wydarzenia następują po sobie dynamicznie, nie ma przegadanych fragmentów, bo każda, nawet pozornie nieważna rzecz, okazuje się być tropem, podpowiedzią dla inspektora Brauna. Autor finalnie tłumaczy mechanizm zagadki, ale niektóre sprawy nadal nie są jasne. A szkoda, bo mimo wszystko, pozostaje uczucie niedosytu i może odrobina rozczarowania. Ogromnym atutem książki są jednak bohaterowie. Schmandt bardzo realistycznie oddał charakter małomiasteczkowej społeczności. Każda osoba jest przekonująca, ma swoje problemy, sekrety, pasje, dzięki czemu wydaje się być prawdziwym człowiekiem z krwi i kości. Interakcje pomiędzy bohaterami, ich specyficzne zachowanie przywodzą na myśl dawne czasy dam i dżentelmenów. Nie sposób nie polubić sympatycznego, kulturalnego i ambitnego Ignaza Brauna, który wiedzie prym wśród innych postaci wykreowanych przez Schmandta. Co więcej, Wejherowem rządzi charakterystyczna dla tego okresu sieć zależności, nie tylko hierarchicznej, ale także opartej na przyjaźni, miłości, czy nienawiści. To wszystko staje się idealnym tłem dla zbrodni oraz dodaje opowieści realizmu, posmaku prawdziwego życia, jakie wiedziono na początku XX wieku. Trzeba autorowi przyznać, że bardzo umiejętnie operuje aspektem historycznym, budując na jego podstawie magnetyczną, ale też mroczną atmosferę małego miasta sparaliżowanego przez zbrodnię. Uwadze czytelników na pewno nie ujdą też plastyczne opisy przedwiosennych krajobrazów - zatopionych w szarości dni w miasteczku; kalwarii, pięknej, aczkolwiek tajemniczej, przyprawiającej o dreszcze... Ze wszystkich tych elementów pisarz złożył naprawdę ciekawy utwór, który potrafi zainteresować czytelnika od pierwszej, aż do ostatniej strony.

"Pruska zagadka" w mojej opinii na długo pozostanie solidnym, dopracowanym, ale też oryginalnym kryminałem. Być może mój entuzjazm wynika z uwielbienia umiejętnie wplecionej w fabułę historii, być może inni czytelnicy poczują się znużeni wątkami pobocznymi... Tak, czy siak, myślę, że prawdziwi wielbiciele gatunku docenią tą powieść i potencjał autora, a nawet i czytelnicy nieprzekonani do makabrycznych zbrodni, znajdą w tej opowieści coś dla siebie. Ja sama z radością sięgnę po kolejne książki z tej serii i wszystkim zdecydowanie je polecam!

Piotrowi Schmandtowi należą się ogromne brawa. Mimo, że "Pruska zagadka" to jego debiut, okazała się jeszcze lepsza, niż następująca po niej "Fotografia" (pisałam o niej tu). Za sprawą autora, do rąk czytelników trafia nowa, i muszę przyznać, że obiecująca, kryminalna seria wydawnicza "Sprawy Inspektora Brauna". Póki co, w jej ramach opublikowane zostały tylko dwie, wyżej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Biała jak mleko, czerwona jak krew" to debiutancka powieść Alessandra D'Avenii. Opowiada o losach pierwszej miłości. Szesnastoletni Leo zakochuje się w koleżance ze szkoły, Beatrice. Choć nieśmiałość nie pozwala mu na bliższe poznanie ukochanej, w głębi duszy chłopak marzy o wspólnej przyszłości, opowiada o swoich uczuciach i analizuje swój stan. Rozterkami dzieli się z najbliższą przyjaciółką, Silvią. Jednak, jak to zwykle w życiu bywa, miłość nie jest łatwa, a Leo musi dojrzeć i stawić czoła tej prawdzie.
Czytałam wiele pozytywnych opinii o tej książce, ale jakoś nie został mi w głowie zarys fabuły. Dlatego sięgając po nią, nie wiedziałam, czego się spodziewać. Okazało się, że D'Avenia stworzył przepiękną, delikatną, ciepłą opowieść o pierwszej miłości, zupełnie inną, niż zalewające rynek czytelniczy erotyki, czy też paranormal romance. Przede wszystkim dlatego, że jest prawdziwa, realistyczna i bardzo poruszająca. Jej magia tkwi właśnie w tych pozytywnych emocjach i życiowej mądrości, które płyną z każdej strony. Prosta fabuła jest atutem pozwalającym skupić się na przesłaniu i wciągnąć się w historię. Ważną rolę odgrywają także bohaterowie, którzy są autentyczni, obecność każdego z nich jest przemyślana i wnosi do powieści jakąś wartość. Dużym plusem tej książki jest forma. Autor używa prostego, choć efektywnego języka. Mimo, że wielokrotnie ociera się o tematykę filozoficzną i używa metafor, nietrudno jest zrozumieć sedno przekazu. Odwołanie do barw, które są motywem przewodnim książki sprawia, że prościej jest pojąć system wartości głównego bohatera, a przez to zrozumieć pobudki, jakimi się kieruje.
Bestsellerowy utwór Alessandra D'Avenii ląduje na mojej półce z ulubionymi książkami. Opowiedziana w nim historia naprawdę mi się podobała i wzbudziła we mnie wiele ciepłych emocji. Nie zdarza mi się wracać do raz przeczytanych pozycji, ale w tym wypadku nie mówię nie, a to chyba najlepsza rekomendacja! Polecam!

"Biała jak mleko, czerwona jak krew" to debiutancka powieść Alessandra D'Avenii. Opowiada o losach pierwszej miłości. Szesnastoletni Leo zakochuje się w koleżance ze szkoły, Beatrice. Choć nieśmiałość nie pozwala mu na bliższe poznanie ukochanej, w głębi duszy chłopak marzy o wspólnej przyszłości, opowiada o swoich uczuciach i analizuje swój stan. Rozterkami dzieli się z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niestety. Tak, jak przewidywałam, trzecia część trylogii autorstwa Paulliny Simons nie zachwyca. Wręcz przeciwnie - czytałam tak naprawdę tylko po to, aby dowiedzieć się, jak to wszystko się skończy. I przykro mi to przyznać, ale chyba tego żałuję.

Ogród Letni opowiada o dalszych losach Tatiany i Aleksandra w Stanach Zjednoczonych. Zmęczeni wojennymi przeżyciami, wraz z synem Anthony'm podróżują po Ameryce i starają się ułożyć swoje życie na nowo. Nie jest to jednak łatwe. Aleksander nie potrafi przystosować się do realiów pokoju, Tatiana rzuca się w wir pracy, zapominając o mężu i dziecku. Oboje nadal niosą ze sobą bagaż wspomnień z Leningradu, nie pozwalający im uwierzyć, że koszmar wojny mają już za sobą... Jednakże, przy tej książce stajemy się także świadkami trywialnych, codziennych problemów małżeńskich Tani i Aleksandra, widzimy jak rodzą się i dorastają ich dzieci oraz jak ich wybory wpływają na życie rodziny. I właściwie to jedno zdanie wystarczy, aby opisać całą fabułę ciągnącej się przez blisko 800 stron powieści... Rozczarowanie, prawda?

Dla mnie ogromne. Na moich oczach przepiękny, epicki wręcz romans zamienił się w zwyczajną książkę obyczajową, jakich wiele. Fenomen dwóch pierwszych części trylogii polegał na wspaniałym pomyśle autorki i zgrabnej realizacji - historia miłości, która narodziła się i rozwinęła w dramacie wojny. Wiele tragicznych wydarzeń, wiele pięknych słów, radość, cierpienie, happy end i kropka. Koniec. Niestety, autorka postanowiła pociągnąć powieść dalej i najzwyczajniej w świecie nie sprostała zadaniu. W Ogrodzie Letnim pokazała nam aż za dużo. Poprzez przeniesienie bohaterów do nudnej codzienności, jaką każdy z nas dobrze zna, pokazanie ich walczących z trudnościami zwyczajnego życia, które nie są nam obce, Simons obdarła swoją historię z magii i piękna. Cukierkowe zakończenie, obejmujące powieść klamrą, jest realne, ale bez polotu, napisane tak, by w pełni usatysfakcjonować czytelnika. Czytając, zapominamy o tym, że Tatiana i Aleksander przeżyli piekło, zapominamy o ich czynach dokonanych w imię wzajemnej miłości. Mamy przed sobą zupełnie inną opowieść, nie mającą nic wspólnego z tym, co poznaliśmy wcześniej. Zupełnie inny klimat. Dlatego właśnie jestem bardzo rozczarowana. Owszem, książka zaspokoiła moją ciekawość dotyczącą dalszych losów bohaterów. Ale z drugiej strony, nie odczuwałam niedosytu po skończeniu Tatiany i Aleksandra. Epilog, którym kończy się drugi tom, był wystarczający. Nie było potrzeby rozwlekać go na kolejną książkę. W dodatku, mam wrażenie,że tym razem pisarka przeholowała z polityką - zwłaszcza pod koniec książki natykamy się na długie, nużące dyskusje Aleksandra i jego synów, dotyczące zimnej wojny i wyścigu zbrojeń.
Muszę być jednak sprawiedliwa i przyznać Paullinie Simons jedną, niekwestionowaną umiejętność. Autorka nieźle poradziła sobie z opisaniem kampanii wojskowych. Zwykle nie przepadam za literaturą, w której głównym wątkiem jest sposób rozmieszczenia żołnierzy na polu bitwy. Tym razem jednak, z zapartym tchem śledziłam poczynania bohaterów w Wietnamie. Dynamizm, niespodziewane i dramatyczne zwroty akcji sprawiły, że uwierzyłam w opisane wydarzenia i z niecierpliwością czekałam na ich efekt. Szkoda tylko, że był to jedyny fragment książki, który naprawdę mnie wciągnął.

Moja przygoda z trylogią o Tatianie i Aleksandrze dobiegła końca. Mimo to, że finisz był fatalny, nie udało mu się zatrzeć pozytywnego wrażenia, które pozostawiły po sobie dwie pierwsze części. Niecodzienne ujęcie miłości, osadzenie zakochanych w bardzo trudnych dla nich czasach i okolicznościach budzi w nas refleksje, każe przyjrzeć się z bliska uczuciom, które towarzyszą nam każdego dnia. I to jest niewątpliwie największy atut powieści. A jeśli chodzi o sam Ogród Letni...? Tym, którzy chcą pozostać pod wpływem magii miłości, zdecydowanie odradzam.

Niestety. Tak, jak przewidywałam, trzecia część trylogii autorstwa Paulliny Simons nie zachwyca. Wręcz przeciwnie - czytałam tak naprawdę tylko po to, aby dowiedzieć się, jak to wszystko się skończy. I przykro mi to przyznać, ale chyba tego żałuję.

Ogród Letni opowiada o dalszych losach Tatiany i Aleksandra w Stanach Zjednoczonych. Zmęczeni wojennymi przeżyciami, wraz z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Otóż w końcu sam Sherlock Holmes stanął na mojej drodze! Długo nie ciągnęło mnie, aby go poznać - wystarczały mi wysublimowane zagadki mistrzyni Agathy Christie - ale w końcu wyłowiłam go z bibliotecznej półki i postanowiłam zawrzeć znajomość. I co? Szczerze mówiąc, jestem troszkę rozczarowana. Może to przytłaczająca sława detektywa, a może zachwyty rzesz czytelników z całego świata wzbudziły we mnie zbyt wysokie oczekiwania w stosunku do A.C. Doyle'a i jego twórczości?

Samego autora nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Brytyjski dżentelmen z tytułem szlacheckim zapracował na swoje dobre imię wieloma utworami, zarówno powieściami, jak i opowiadaniami. Pomimo, że najbardziej znane z nich traktują o przygodach sprytnego detektywa, sir Arthur ma w swoim dorobku także powieści historyczne, fantastyczne, a nawet powieści grozy w stylu romansów gotyckich! Sam Sherlock Holmes pojawił się po raz pierwszy w książce Studium w szkarłacie, wydanej jeszcze w XIX wieku (choć Polacy swej wersji doczekali się dopiero w latach 50. XX w.).
No, ale przejdźmy do rzeczy...
Pies Baskerville'ów jest jedną z najbardziej znanych powieści Doyle'a. Tym razem Holmes i Watson stają przed obliczem zagadkowej klątwy, która ciąży od wielu pokoleń nad zamożnym rodem Baskerville'ów. Stara legenda o piekielnym psie, ścigającym nieszczęsnych członków rodziny, zdaje się mieć w sobie sporo prawdy. Detektyw i jego przyjaciel muszą nie tylko odkryć, kto stoi za tajemniczym morderstwem, ale także zapobiec śmierci ostatniego potomka familii, który właśnie przejął majątek swego zmarłego krewnego i na którego ewidentnie czyha niebezpieczeństwo. I co najważniejsze - jaką rolę w całym tym zamieszaniu odgrywa mityczny, piekielny pies, widziany wielokrotnie na moczarach, tuż obok zamku Baskerville'ów?
Zagadka, jaką autor raczy nas w tej książce, jest niewątpliwie intrygująca, dzięki czemu historia wciąga już od pierwszej strony. Akcja jest dynamiczna - nie ma tu miejsca na przestoje, niepotrzebne wydłużanie, ale z drugiej strony, mamy do czynienia z opowieścią jednowątkową. Każde wydarzenie prowadzi nieuchronnie do rozwiązania sprawy, nie ma tu słów "niepotrzebnych", nie wnoszących nic do powieści. Czytając, miałam więc wrażenie, że jestem w teatrze, a cała historia rozgrywa się na jednej scenie, na tle jednej scenografii i w małej grupie aktorów... W pewien sposób brakowało mi chociaż minimalnego rozszerzenia wątku. Mimo to, trzeba przyznać, że autor skonstruował bardzo ciekawą intrygę, która trzyma czytelnika w napięciu i nie pozwala oderwać się od lektury na dłużej.
Muszę też uczciwie przyznać, że nie do końca polubiłam samego Sherlocka Holmesa. Brakuje mi w nim klasy... Naturalnym porównaniem jest dla mnie Mały Belg - Herkules Poirot, którą to postać wykreowała Christie. Poirot, oprócz nadzwyczajnego talentu do rozwiązywania tajemnic, ma też osobowość. Choć nie wszystkie cechy jego charakteru są pozytywne, to razem tworzą człowieka, który sam w sobie budzi nasze zainteresowanie. Co więcej, Mały Belg wyjaśnia mroczne zagadki z polotem i finezją, zawsze ujawnia efekt swojej pracy w iście teatralnym stylu, co dodatkowo nadaje historii specyficzny klimat. Tego wszystkiego zabrakło mi u Sherlocka. Niestety, wydał mi się postacią jednowymiarową i pozbawioną tego "czegoś", co sprawiłoby, że przypadłby mi do gustu. Możliwe, że moje nastawienie wynika ze złego doboru książki - w Psie Baskerville'ów detektyw wydaje się być wręcz postacią drugoplanową. Choć jego niewątpliwy geniusz przyczynia się do odkrycia zawiłości dotyczących zbrodni, to tak naprawdę nie mamy szansy dobrze go poznać.

Mimo, że po przeczytaniu książki dopadły mnie mieszane uczucia, na pewno jeszcze sięgnę po przygody Sherlocka Holmesa. Póki co, nie jestem w stu procentach usatysfakcjonowana. Ale zdaję sobie sprawę, że na powieści detektywistyczne i kryminalne zawsze będę patrzeć przez pryzmat twórczości Agathy Christie. Może stąd moja krytyczna opinia. A może po prostu nie przypadliśmy sobie do gustu z Holmesem. Cóż... I tak bywa.

Otóż w końcu sam Sherlock Holmes stanął na mojej drodze! Długo nie ciągnęło mnie, aby go poznać - wystarczały mi wysublimowane zagadki mistrzyni Agathy Christie - ale w końcu wyłowiłam go z bibliotecznej półki i postanowiłam zawrzeć znajomość. I co? Szczerze mówiąc, jestem troszkę rozczarowana. Może to przytłaczająca sława detektywa, a może zachwyty rzesz czytelników z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Piękna książka, która pokazuje nieśmiertelną miłość w trudnych czasach wojny. Nie jeden raz można uronić łzę nad losami Tatiany i Aleksandra, nie jeden raz zachwycić się potęgą ich uczucia. Naprawdę polecam!

Piękna książka, która pokazuje nieśmiertelną miłość w trudnych czasach wojny. Nie jeden raz można uronić łzę nad losami Tatiany i Aleksandra, nie jeden raz zachwycić się potęgą ich uczucia. Naprawdę polecam!

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wspaniała, wzruszająca historia, rozgrywająca się w czasie wojny. Pełna pozytywnego przekazu. Naprawdę polecam wszystkim!

Wspaniała, wzruszająca historia, rozgrywająca się w czasie wojny. Pełna pozytywnego przekazu. Naprawdę polecam wszystkim!

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka wzbudziła we mnie skrajne emocje. Z jednej strony historia pocięta na kawałki, złożona z różnych perspektyw, nieuchronnie zmierza ku kulminacyjnemu wydarzeniu i to trzyma nas w pełnej ciekawości, chęci dowiedzenia się, jak to wszystko się skończy.
Z drugiej strony - zakończenie. Każdy odbierze je inaczej. I to odróżnia tą książkę od innych tej autorki. Z tego chociażby względu polecam wszystkim miłośnikom Jodi Picoult i nie tylko. :)

Książka wzbudziła we mnie skrajne emocje. Z jednej strony historia pocięta na kawałki, złożona z różnych perspektyw, nieuchronnie zmierza ku kulminacyjnemu wydarzeniu i to trzyma nas w pełnej ciekawości, chęci dowiedzenia się, jak to wszystko się skończy.
Z drugiej strony - zakończenie. Każdy odbierze je inaczej. I to odróżnia tą książkę od innych tej autorki. Z tego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wspaniała historia o burzliwych losach człowieka, który zamieszkuje XIV - wieczną Barcelonę. Uwielbiam historie tego typu - gdzie można śledzić bohatera i jego poczynania przez całe jego życie... A na dodatek w tle cudowna Barcelona! :)

Wspaniała historia o burzliwych losach człowieka, który zamieszkuje XIV - wieczną Barcelonę. Uwielbiam historie tego typu - gdzie można śledzić bohatera i jego poczynania przez całe jego życie... A na dodatek w tle cudowna Barcelona! :)

Pokaż mimo to


Na półkach:

Wciągająca i ciekawa książka, która od podszewki pokazuje życie japońskiej gejszy.

Wciągająca i ciekawa książka, która od podszewki pokazuje życie japońskiej gejszy.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dobra, aczkolwiek po raz kolejny jestem rozczarowana praktycznie epizodyczną obecnością Ani. Bez niej to już nie to samo.

Dobra, aczkolwiek po raz kolejny jestem rozczarowana praktycznie epizodyczną obecnością Ani. Bez niej to już nie to samo.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Afryka - prawdziwa, targana emocjami, wroga człowiekowi, którego skóra lśni w palącym słońcu, niczym heban.
Idealna na zimowe wieczory - od razu robi się cieplej. :)

Afryka - prawdziwa, targana emocjami, wroga człowiekowi, którego skóra lśni w palącym słońcu, niczym heban.
Idealna na zimowe wieczory - od razu robi się cieplej. :)

Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo mi się podobała, książka w 100% w moim klimacie.

Bardzo mi się podobała, książka w 100% w moim klimacie.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Śliczna książka o miłości, wzruszająca, a zarazem ciekawa i wciągająca... :)

Śliczna książka o miłości, wzruszająca, a zarazem ciekawa i wciągająca... :)

Pokaż mimo to